Get your own Digital Clock

sobota, 31 października 2009

ISN’T IT A LOVELY DAY: JESIENNY DZIEŃ cz.3 wg martham

Dziewczyna była w szoku. Nie potrafiła zamknąć ust, które miała otwarte z zaskoczenia, nie potrafiła wydać z siebie żadnego dźwięku, złożyć najprostszego słowa, a co dopiero odpowiedzieć na pytanie, które zdarza się tylko raz w życiu.
- Ja…ja…ja…- jąkała się.
- Taaak? – pytał nie mogąc doczekać się jej odpowiedzi.
- Kocham cię i chcę zostać żoną wariata, choćbym miała wylądować u czubków. – odpowiedziała.
Marek zaśmiał się szczerze.
- Już myślałem że powiesz, żebym spadał. – zażartował wręczając jej uzbierany przez siebie bukiet i siadając obok na ławeczce.
- Spadaj. – przekomarzała się z nim Ula, łapiąc go ręką za płaszcz, przyciągając do siebie, patrząc w oczy i mówiąc to słowo aksamitnym głosem, po czym cmokając go w usta, a po chwili znowu cmokając, znowu i znowu, zwiększając częstość oddawanie przez nią pocałunków. Jej narzeczony uśmiechał się błogo. Dalej przechadzali się po słonecznym parku. Cieplakówna obracała w ręku jeden ze znajdujących się tam liści. Nagle noga niefortunnie poślizgnęła się jej na kasztanie. Postanowiła zrewanżować się Dobrzańskiemu. Uciekła i schowała się za jednym z drzew.
- A ty gdzie? – zdołał tylko spytać brunet. – Mam cię szukać?! – wołał gdzieś w przestrzeń.
Im dalej szedł tym zdawało mu się spokojniej. Nagle poczuł, że coś uderzyło go w głowę. Nachylił się by zobaczyć co i okazało się że był to kasztan. Po sekundzie zorientował się że to nie był pech. Ktoś zaczął rzucał w niego całą masą kasztanów. Z trudnością namierzył miejsce z którego dochodziły te rzuty. Zza wielkiego spróchniałego drzewa wychylała się jego ukochana i to właśnie ona tak celnie w niego trafiała. Miała przy tym nie lada frajdę. Ale on nie dawał za wygraną. Zaczął odpierać atak. Nawet mu to wychodziło, gdy zauważył że Ula ma pomocnika. Za sąsiednim drzewem stał kilkuletni chłopiec, który wspomagał nie dającą sobie rady Cieplakównę. Marek tym sposobem był zmuszony się poddać. Z uśmiechem na twarzy wzniósł do góry ręce w geście kapitulacji. Ula i chłopczyk wychodząc zza drzew przybili sobie piątki.

Happy Halloween !!


Dziś 31 października pamiętajcie o Halloween ;)

Lampiony z dyń, 'upiorne' imprezy,
horoskopy, przepowiadanie przyszłości...

Co sądzicie o tym zachodnim zwyczaju?
Polacy też świętują Halloween?
Tak czy nie, a jeśli nie to dlaczego?


I tak mały, radosny akcent zza Oceanu - Nowy Jork
i parada psów przebranych z okazji tego święta.


Czyż nie jest uroczy?
Co sądzicie o takich paradach?


Mile widziane opinie i komentarze.

"Wybacz mi..." cz.11 wg Małgośki

Żegnali się rankiem przed apartamentowcem.Taksówka czekała już 5 minut,nie mogli się jednak rozstać.Marek całował Ulę tak namiętnie,że ta nie miała sił się od niego oderwać.
-Mmmarek-próbowała coś powiedzieć-taksówka…
-Niech czeka jeszcze chwilka…
Zarzuciła mu więc ręce na szyję i nie było mowy by przestał
Po chwili oboje usłyszeli chrząknięcie taksówkarza
-Prze państwa licznik bije.
-Zaraz ja cię pobiję!-Burknął pod nosem Marek
Ula zasłoniła mu dłonią usta
-Pojadę już i tak spotkamy się za godzinę w firmie
Pocałował jej drobne palce,każdy z osobna a potem ucałował głośno w czoło
-Zmykaj, bo nie ręczę za siebie!-Zrobił przy tym taka minę ze Ula zrozumiała, jeśli nie odjedzie znowu wylądują w łóżku.
Wsiadła do taksówki i pomachała mu na pożegnanie.Stał taki smutny z dłońmi wciśniętymi w kieszenie,było jej go żal ale nie mogła wrócić.Uśmiechała się do siebie cała drogę do domu a jej usta nabrzmiałe od pocałunków pulsowały w takt bicia jej serca.

-//-

Weszła do firmy i ujrzała go na drugim końcu korytarza.Stał i niby nie zwracał na nią uwagi, lecz w chwili, gdy go mijała poczuła jak delikatnie musnął dłonią jej dłoń.Jej ciało przebiegł dreszcz od koniuszków włosów po czubki palców.Przeszła obok udając, że nie zauważyła go, ale rumieniec ją zdradzał.Usłyszała jeszcze jak westchnął cicho a to przywołało w jej pamięci ich wspólne chwile.Odwróciła się na chwilę i zobaczyła wpatrzone w nią tak cudowne oczy,że musiała oprzeć się o ścianę by nie upaść.
-Mącisz mi w głowie-wysyczała cicho
Uśmiechnął się tak psotnie, że pogroziła mu palcem.
Zrobił minę niewinnego dziecka, któremu w głowie tylko psikusy
-Do pracy!-strofowała-Marsz!
Oboje rozeszli się do swoich biur.Ula zanurzyła się w fotelu z wielka ulgą.Jej ciało wciąż odczuwało te upojne dwa dni.Telefon zaczął natarczywie dzwonić i musiała odebrać
-Urszula Cieplak…
-Chyba Dobrzańska o ile pamiętam-chichot Marka sprawił,że też się zaśmiała
-Mieliśmy pracować a ty mnie rozpraszasz!
-Jeśli ja nie mogę się skupić to ty tez nie powinnaś
-Marek!Kocham cię, ale na litość boską weźmy się do pracy
-Dobrze już dobrze, ale powiedz mi jeszcze raz,że mnie kochasz-śmiał się jak urwis z psikusa
-Sio!-Tylko tyle usłyszał, bo Ula odłożyła słuchawkę
Była szczęśliwa i promieniała tym szczęściem.Po chwili otrząsnęła się z rozmarzenia i wzięła do pracy.Godziny mijały a Marek milczał.Czyżby się obraził?Ta myśl nie dawała jej spokoju.Miała już wstać i sprawdzić, co się dzieje, gdy do gabinetu wparowało dwóch kurierów z ogromnym koszem kwiatów.
-A to,co?-spytała zaskoczona
-My tylko dostarczamy-wzruszyli ramionami
Zajrzała w to morze kwiatów i znalazła bilecik

GDY WIDZĘ CIĘ, SERCE ME RADOŚĆ WYPEŁNIA
I ŚWIĘTO W MYM SERCU ŚWIĘTO W MEJ DUSZY
WYSTARCZY SEKUNDA MINUTA DO SZCZĘŚCIA
ŻADNA TROSKA MNIE JUŻ NIE PORUSZY

ULICE SĄ PIĘKNE, I LUDZIE SĄ PIĘKNI
WYSTARCZY, ŻE TYLKO CIEBIE ZOBACZĘ
I CIESZĘ SIĘ JAK Z MIŁEGO PREZENTU
A W MYŚLACH JAK DZIECKO Z RADOŚCI SKACZĘ

JESTEŚ MĄ NADZIEJĄ NA RADOSNY DZIEŃ
PROMIENIEM SŁOŃCA, CO ROZJAŚNIA TWARZ
TA WŁADZA JEST WŁAŚNIE W TWOICH RĘKACH
I TYLKO TY JĄ POSIADASZ TYLKO TY JĄ MASZ

WIELBIĘ W TOBIE KAŻDY SZCZEGÓŁ
ŻADNA SKAZA W MYCH OCZACH NIE ISTNIEJE
JESTEŚ MIŁA CZUŁA I WYROZUMIAŁA
TWÓJ UŚMIECH DAJE MI NADZIEJĘ

GDYBYŚ TERAZ ZNIKNĘŁA, NA ZAWSZE WYJECHAŁA
TO MOJE ZYCIE SENS BY STRACIŁO
MOJA DUSZA STAŁABY SIĘ MARTWA
WSZYSTKO BY UMARŁO I W PROCH SIĘ ZMIENIŁO

Kocham Cię.Twój Marek

Rozpłakała się…nie była się w stanie opanować.A więc tak ja kochał tak bardzo!Musi mu podziękować za te cudowne kwiaty i wiersz.Zobaczyła go na korytarzu rozmawiał z Alą.Widocznie jakimś szóstym zmysłem poczuł ,że stoi za nim. Odwrócił się i nie mógł oderwać od niej wzroku.Stali jak zahipnotyzowani.Patrzyliby tak sobie w oczy wieczność gdyby między nich nie wpadła Violetta
-Ulka o boże, jaki masz piękny pierścionek!-Wrzasnęła
Nie była głupia od razu połapała się jak się to cudo znalazło na Ulinym paluszku
-Violetta ciszej!-Poprosiła Ula, ale i tak wszyscy już patrzyli na nią
-Słuchajcie Ulka i Marek zaręczyli się!-Wrzeszczała jak szalona i nie robiła sobie nic z groźnej miny Uli.
Wszyscy doskoczyli do nich z gratulacjami a Ula i Marek uśmiechali się tylko do siebie.Kiedy już wreszcie zostali sami Ula westchnęła
-I już po tajemnicy…
Jego dłonie zaborczo objęły ja w pół
-Violetta jednak dostanie premię-zaśmiał się a ona karcąco uderzyła go po dłoniach
-Nic się w tej firmie nie da ukryć-udawała nadąsaną
Przysunął się do niej bliziutko i musnął jej usta delikatnym pocałunkiem
-Na nasze szczęście kochanie…
-Dziękuję za wiersz i ten ogrom kwiatów
-Nie kochanie-musnął jej nosek ustami-To ja dziękuję,…że jesteś.

Opowiadanko Myszonicy 59 cz. - 62 cz.

59.


Helena wracała właśnie z obiadu z Krzysztofem. Pokaz ciuszków dziecięcych zaprojektowanych przez Pshemko był cudowny. Miała co świętować z mężem. Już widziała wnuki w tych odświętnych ubrankach. Widziała także że Ula pogodziła się z Pauliną, nie umknęło to także uwadze Krzysztofa. Obydwoje się z tego cieszyli. Ula potrafiła sobie zjednywać ludzi. Dobrze się stało że to ona kierowała firmą. Była do tego stworzona. Helena aby ją odciążyć zaproponowała że wezmą dzieci na spacer do parku. Przywitała się z sekretarką i spytała czy Ula jest u siebie
-Pani Heleno jest u pani prezes pani syn
-Marek?- zdziwiona spytała jakby miała więcej dzieci. Sekretarka nie zdążyła odpowiedzieć bo z gabinetu Uli wybiegł Marek. We własnej osobie. Był zdenerwowany, nawet jej nie zauważył.
-Marek co się stało? Obrócił się słysząc matkę jednak powiedział „daj mi spokój ” i wybiegł z firmy. Pewnie by za nim pobiegła gdyby nie nagły hałas w gabinecie Uli. Coś uderzyło w drzwi. Wbiegła tam szybko i zauważyła zapłakaną Ulę. Dziecko przytulone do niej także płakało. Nie wiedziała co się tutaj wydarzyło jednak musiało dojść do dość ostrej wymiany słów pomiędzy nimi. Zamknęła drzwi i dopiero wtedy zauważyła na podłodze rozwalony zeszycik. Dobrze go pamiętała. Marek nie jeden dzień nad nim płakał. Podniosła go z ziemi i poukładała w nim kartki które się rozsypały przy drzwiach. Do pomieszczenia wszedł również Krzysztof.
- Co tu się dzieje?
- Ula chyba rozmawiała z Markiem
- Co znowu nasz syn nabroił, ile można czy on kiedykolwiek dorośnie?- zadał pytanie nie oczekując jednak na nie odpowiedzi.
Nie potrafili jej pomóc. Musiała sama się z tym wszystkim zmierzyć. Helena oderwała od niej dziecko które nie przestawało płakać widząc zapłakaną matkę. Tak jak zamierzali wybrali się spacer pozostawiając Ulę samą. Helena wiedziała że teraz nic nie zmienią. Żadne słowa ani czyny nie zatrą jej bólu. Miała nadzieję że dogadają się że w końcu będą rodzina. Niestety dziś straciła jakąkolwiek nadzieje na to.

Ula była zdruzgotana. Kiedy dostała od niego pamiętnik i powiedział jej że jako darczyńca ma wgląd do pamiętnika sądziła że żartował. Nigdy nie posądziła by go o to że może przeczytać jego zapiski. Jednak mógł. Gardziła nim w tym momencie. Przeniosła się z sofy na wygodny fotel koło biurka i bawiła się przesuwając pamiętnik z jednej ręki do drugiej. W głowie cały czas kołatały się myśli jak mógł? To było tak wstrętne że aż brakowało jej słów. Kiedy zorientowała się że pamiętnik znikł nie pomyślała nawet że mógł trafić w jego ręce. Przesunęła ponownie zeszycik i wyślizgnęła się z niego czerwona kartka.
- Tego tutaj nie było- powiedziała sama do siebie. Otwarła zeszycik i jej oczom ukazała się jej walentynkowa karta z życzeniami dla Marka. Pogniotła ją i wyrzuciła do kosza na papier. Nie mogła znieść myśli jakie ją teraz otaczały. Gdyby pismo Marka nie przykuło jej uwagi to pamiętnik także wylądował by w koszu. Zaczęła kartkować czerwony zeszycik. Parę kartek po jej ostatnim wpisie rozpoczęły się wpisy Marka. Zaczęła czytać. Wiedziała że robi to samo co on ale nie potrafiła się opanować. Była ciekawa co tam napisał.


60.


„Zostawiła mnie, nie dziwie się jej. Kiedy rozmawiałem z Sebastianem ani on ani ona nie potrafili zrozumieć co chce przekazać. Przecież ja ją kocham. To chciałem powiedzieć Sebastianowi i to miała usłyszeć ona. Ula to dobra kobieta, naprawdę wierzyłem że może nam się udać. Teraz nie ma to znaczenia, nie chciała słuchać. Zraniłem ją i tylko to się liczy musze za to odpokutować. Do tego wszystkiego Paulina wywiera nacisk na dalszą organizację ślubu. Czy ona nie rozumie że odeszła Ula? Przecież cóż wart jest ślub kiedy nie ma przy mnie tej jedynej?” Oczy jej się zaszkliły. Tak bardzo ją ranił a ona i tak nie potrafiła się mu oprzeć. Nie wątpiła już że ja kocha. Jednak czy wszystko co robił musiało być takie nie paradne. Czy nigdy nie kochał szczerze aby nauczyć się jak postępuje się z ukochaną osobą?

„Minął tydzień a jej nadal nie ma. Odchodzę od zmysłów. Ojciec, brat, przyjaciel- wszyscy milczą. Cały jej zgrany babski klub z bufetu patrzy się na mnie jak bym ją zabił i tak właśnie się czuje. Zabiłem jej część co mam jednak zrobić kiedy bez niej tez obumieram. Nie wytrzymam tego dłużej. To jest nie do zniesienia, ta świadomość że ona mogła tu być, koło mnie. Dla mnie. Jednak odeszła. Każda by odeszła. No może modelki nie uznały by tego za obrazę, ale Ula jest wyjątkowa. Dlatego ją kocham.” „Sebastian twierdzi że oszalałem. Mam piękna Paulinę koło boku a pragnę Brzydulę. Odbija mi ale dostał ode mnie w mordę za tą brzydulę. Przecież to Ula, moja najpiękniejsza Ula”

„Zerwałem z Pauliną. Nie było to łatwe ale musiałem. Nie wytrzymywałem kiedy w kółko mówiła o naszym przyjęciu weselnym. Kto by pomyślał że jeszcze kilka miesięcy temu nie marzyłem o niczym innym. Dziś kojarzy się mi to tylko z moim upadkiem. Nie potrafię unieszczęśliwić kolejnej kobiety. Wystarczy że zraniłem Ule. Pauliny już nie muszę. Chciała ze mną być, powiedziała że wybacza ten romans z Ulą, mimo że zszargałem jej imię to wybaczy mi to. Ja jednak nie potrafię być z nikim innym jak z Ulą. Ona albo żadna inna.”

„Znowu noc spędzona w klubie. Ile trzeba wlać w siebie alkoholu aby zapomnieć o bólu? Mnie jeszcze się to nie udało wcześniej skończę w AA niż zapomnę o Uli i o tym co jej zrobiłem. Spotkałem Mirabelle. W ogóle się nie różni od innych, co ja w niej widziałem? Taka sama jak pozostałe. Już każda będzie szara bo Ula postawiła wysoką poprzeczkę. Wiedziała że zerwałem z Paulina. Ponoć wszystkie gazety o tym piszą, nie wiem nie mam głowy do czytania bzdurnych plotkarskich gazet. Zdziwiła się gdy odmówiłem odwiezienia jej do apartamentu. Wiedziałem czego chciała. Zdziwiło ją że ja już nie chciałem.”

„Ojciec jest zły, narzeka że rujnuje sobie życie i że zrujnowałem życie Pauliny. Nie znosi Uli. Mówi że to wszystko jej wina. Urszulko moja gdzie jesteś? Nie mogę cie znaleść. Ala odeszla z firmy, chyba nie mogła już na mnie patrzeć. Jak to jest że jedni kochają i dają tego oznakę a inni kochają i zadają ból. Jestem destrukcyjny. Przepraszam cię Kochanie. Teraz bym już umiał o ciebie walczyć. Wbrew rodzinie, wbrew przyjaciołom, wbrew ogólnej opinii.”

„Marcel przyniósł jej zdjęcia. Była z jakimś mężczyzną. Jak zobaczyłem jak ją obejmuje to miałem ochotę wyskoczyć przez okno. Pozwalała mu na to i była uśmiechnięta. Wystąpi dla FF, taki cios. Mści się na mnie a ja nie potrafię być zły bo przecież mi się to wszystko należy. Jestem zrozpaczony bo mimo że wiem że jest gdzieś niedaleko to nie mogę jej odnaleźć.”

„Byłem w palmiarni. To śmieszne, wiem o tym ale miałem nadzieję że ją tam spotkam. To miejsce przybliża mi ją. Wspominam wspólne chwile w tym miejscu i już nie cierpię tak mocno. Tak bardzo ją kocham i nie mam nawet okazji jej o tym powiedzieć. Gdzie ona jest? ”

„Widziałem ją. Przyszła z Jaśkiem. Myślałem że przyszła do mnie. W pewnym sensie w sumie przyszła. Oznajmiła że jej brat będzie prezesem i poszła. Jest w ciąży. Pewnie z tym facetem od FF. Już mnie nie kocha, nie zależy jej na mnie. Czy ona mnie kochała? Ja jej nie mogę wyrzucić ze swoich myśli a ona tak szybko zapomniała? Oddała się obcemu facetowi, będzie miała z nim dziecko. Dla mnie miejsca już tu nie ma.”

„Byłem w Rysiowie. Nie pierwszą noc spędziłem w aucie wypatrując jej w oknie. Jej nie ma, jest Jasiek, Betti. Przychodzi Kinga i Ala ale Ulki nie ma. Jest tylko moja cicha rozpacz i świadomość że już nigdy nie będę miał okazji się do niej zbliżyć i z nią porozmawiać.”

„Jasiek faktycznie chce być prezesem, pomaga mu Maciek. Obydwoje nawet na mnie nie spojrzą wiec jak mam ich spytać o Ulę? To już jest koniec nie ma już mnie, nie ma nas. Jest Ula i ojciec jej dziecka. Moje serce pęka z rozpaczy ale to nie ważne. Cieszę się że potrafiła komuś zaufać po tym co jej zrobiłem i że będzie szczęśliwa. To będzie dobra matka.”

Ula nie potrafiła czytać dalej. Jej twarz była zalana łzami. To co pisał. To było szczere. Dostała swoje sto procent prawdy. Nie potrafił jej tego powiedzieć więc jej to napisał. Pisał wszystko dzień po dniu, opisywał dni rozpaczy kiedy ją stracił. Wzruszyło to jej nieugiete do tej pory serce. Mur który sam wybudował, rozpadł się za sprawa jego słów. Wzięła sweter i wiedziała gdzie musi pojechać. Wybiegła z biura i wyszła z firmy żegnając się Anią. Wsiadła do swojego samochodu. Jechała zatłoczoną Warszawą. Serce jej podpowiadało że jest tylko jedno wyjście z tej sytuacji.


61.

Przepuszczała że go tutaj znajdzie, tym bardziej to że tutaj był i że miała racje cieszyło ją. Dał jej kolejny powód do tego żeby uwierzyła w niego. Mógł iść na piwo, mógł pojechać z Sebą na tenisa lub dziewczynki. Marek wolał być tutaj w ich zacisznym miejscu. W palmiarni. Skradała się cicho nie chcąc się zdradzić swoją obecnością. Nadepnęła na wysuszony listek i Marek wystraszony szybko się obrócił. Tym razem na jego twarzy nie zagościł uśmiech. Ula wiedziała że po rozmowie w jej gabinecie nie oczekuje już nic dobrego.
-Marek nadal tutaj przychodzisz?
- To głupie ale odkąd cię straciłem to zawsze jak tutaj przychodziłem to miałem nadzieję że..
- że ja też tutaj będę. – dodała znając fragment z jego wpisów
- tak, byłem głupi. Nie było cię tutaj nigdy.
- Teraz jestem
- Niby tak, ale tak naprawdę to nie ma cię tutaj. Jesteś myślami daleko stąd
- Właściwie moje myśli nigdy tak daleko nie odlatywały
- Ula po co tutaj przyszłaś?
- Nie chcesz ze mną już porozmawiać?
- Ty nie chcesz mnie słuchać, nie to co mam ci do powiedzenia
- A gdybym teraz dała ci szansę wytłumaczenia się?
- Nie będziesz przerywać?- popatrzył na nią z nadzieją a ona kiwnęła w zgodzie głową
- Nie będę- zadowolony obrócił się do niej twarzą i wpatrywał się w jej oczy. Zaczął opowiadać wszystko to co ona już przeczytała w pamiętniku.
- Nie no nie mogę już tego słuchać
- Wiedziałem,- oburzony wstał z ławeczki i przechadzał się nerwowo po palmiarni- po co kazałaś mi to mówić
- Bo myślałam że wytrzymam ale nie mogę już tego słuchać przepraszam – wstała i podeszła do niego – Marek ja to wszystko wiem- uniosła się na palcach i pocałowała go w usta.- Kocham cię nie potrafię bez ciebie żyć. -Marek był oszołomiony tym wyznaniem i że teraz kiedy najmniej się tego spodziewał jego ukochana go całuje i wyznaje miłość. Podniósł ją do na ręce i kręcił się razem z nią ze szczęścia. Jego marzenia się właśnie spełniły. Był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
- Wariacie postaw mnie natychmiast na ziemi
- Nie mogę , Ula powiedz mi że to nie sen, że to prawda że ty tutaj naprawdę jesteś i mówisz mi że mnie kochasz.
- Tak kocham cię ale proszę cię – Marek jednak jej nie postawił. Wybiegł z nią przed palmiarnię i dopiero wypuścił ją z uścisku kiedy mogła usiąść wygodnie w jego samochodzie.
- Zabieram cie gdzieś
- Marek nie mogę, musze wracać do domu. Do dzieci
- A z kim je zostawiłaś?- Z Marka opadło całe szczęście
- Z twoimi rodzicami
- Z moimi?
- Tak
- Żartujesz chyba, przecież ojciec cie nie znosi
- No cóż może mnie jakoś toleruje natomiast dzieciaki kocha jak swoje. Nie miłosiernie ich rozpuszczają. –Marek wyciągnął telefon z kieszeni i wykręcił numer matki. Szybko załatwił nocleg dzieciaków u dziadków i oznajmił z zadowoleniem Uli że mają całą noc dla siebie. Była zła. Dopiero co się pogodzili a jemu jedno w głowie. Zachmurzyła się jednak nie chciała dać tego po sobie poznać. Czas pokaże co się stanie. Chciałaby aby pokazał jej że warto mu było zaufać i że jej złe przeczucia były bezpodstawne.

62.

- Marek ty wariacie to jest porwanie!- rozbawiony głos Uli wypełniał wnętrze samochodu. Tak bardzo cieszył się że są razem, że może być z nią teraz i że wie że będzie dobrze. Nie może jej spłoszyć, musi pokazać że na prawdę zasłużył na to by była z nim. Nie może jej zranić i zawieść kolejny raz bo tego by mu już nie wybaczyła a świat może się kręcić jeżeli ona będzie przy nim. Inaczej umrze z tęsknoty.
- Nie wierć się bo nie założę i będziemy mieć problem
- Ty będziesz miał problem – jej śmiech dźwięczał mu w uszach jak najpiękniejsza melodia. Próbował zawiązać jej swój krawat na oczach tak aby nie widziała gdzie jadą. Przecież to miała być niespodzianka. Złośliwy śliski materiał jednak ciągle spadał z oczu dziewczyny.
- Ale ty jesteś niezdarny
- Ula to może przyrzekniesz że nie będziesz patrzeć a ja zajmę się jazdą?
- No dobrze może mi się uda …- odparła z ociąganiem. Na jej twarzy znów gościł uśmiech i Marek był zadowolony że przeszedł jej zły humor. Widział że dziwnie zareagowała na wzmiankę o „wspólnie spędzonej nocy”. Nie ukrywał że miał ochotę wziąć ją w ramiona, tulić i całować całą noc jednakże jeszcze nie dziś. Dziś trochę po wspominają.

Helena zadowolona schowała telefon. Jej syn chyba udobruchał Ule. W jego głosie usłyszała tyle szczęścia co jeszcze nigdy. Był szczęśliwym mężczyzną bo obok niego zapewne była kobieta jego życia. To dzięki niej pojawiał się uśmiech na twarzy jej syna. To właśnie dzięki temu pokochała tą dziewczynę. Była wyjątkowa bo zmieniła jej syna i pokazała co to prawdziwe życie. Niedaleko pada jabłko od jabłoni pomyślała. Marek był jak ojciec i potrzebował także tego samego do szczęścia. Ona tez była kiedyś taką Ulą Cieplak. To własne że była taka inna, zwykła i skromna spowodowało że Krzysztof w ogóle zwrócił na nią uwagę. Rodzice Krzysztofa prowadzili tą firmę od wielu lat. Jej mąż jako prezes zaryzykował i wpuścił do spółki rodzinę Febo. Ona dziewczyna z poza miasta chciała zrobić karierę. Obiecała sobie dawno przed laty że wyjdzie z biedy i nigdy jej już nie zazna. Nie pozwoli także aby jej dzieci miały kiedyś z nią styczność. Nawet największą miłość potrafi zabić brak pieniędzy. Tak było z jej rodzicami. Ojciec nie mogąc podołać utrzymaniu rodziny odszedł od matki. Kobieta starała się jak mogła jednak pogodzenie wszystkich obowiązków z wychowaniem małego dziecka nie było łatwe. Była przerzucana z jednego domu do drugiego wciąż opiekowała się nią inna koleżanka mamy która akurat miała czas. Szybko dorosła i nauczyła się dbać o siebie. Matka była z niej dumna kiedy skończyła studia. Wiedziały tylko one ile matkę to kosztowało wyrzeczeń. Pracowała na dwie zmiany aby móc utrzymać córkę przez te wszystkie lata. Nie jednokrotnie łapała się każdej nadążającej oferty choćby w nocy. W dzień w swoim fachu w nocy jako sprzątaczka. Zawsze wtedy powtarzała że żadna praca nie hańbi i że jest szczęśliwa że może uczciwie własnymi rękami zarobić na chleb. Była taka przepracowana że nie potrafiła się już cieszyć szczęściem córki. Nie doczekała jej ślubu z Krzysztofem. Umarła nie długo po tym jak Helena zaczęła pracować. Trafiła wtedy do firmy Dobrzańskich. Krzysztof przejmował prezesurę i starał się o fuzję z Febo. Jako pomocnica na stażu nie miała zbyt wiele do powiedzenia. Jednak Krzysztof uważał że ma dobre pomysły i chciał je wykorzystywać. Alicja nie była tym zadowolona. Na początku owszem kiedy Helena ją wyręczała miała więcej czasu, mniej pracy ale kiedy Krzysztof zaczął się interesować stażystką uprzejmości odeszły na bok. W pewnym momencie nawet o mało nie straciła pracy oskarżona o kradzież. Krzysztof ją obronił. Zaczęli się spotykać. Alicja poszła w odstawkę ostateczne Krzysztof zerwał z nią zaręczyny. Zaręczył się za Heleną i pobrali się wkrótce. Nie długo później przyszedł na świat Marek ich oczko w głowie. Alicja spadła ze stołka dyrektora finansowego zajął je Febo, nowy udziałowiec. Tak do tej pory zajmuje się kadrami i chyba jest szczęśliwa. Nie wybaczyła im nigdy tego co zrobili przed jej nosem natomiast pogodziła się już z tym. Helenie było jej żal. Kochała na tyle Krzysztofa że nie potrafiła odejść z firmy. Z dnia na dzień coraz bardziej oczywisty stawała się fakt że Alicja jest starą panną. Nie potrafiła już nikomu zaufać i nikogo obdarzyć takim uczuciem jak Krzysztofa. Do czasu. Ile to dobrych rzeczy wprowadziła do ich firmy Ula. Dla wszystkich było szokiem kiedy Alicja i Józef się pobrali. Zaproszono także i ją z Krzysztofem na tą uroczystość. Zdecydowali jednak że swoją obecnością mogli by tylko zepsuć nastrój tej ceremonii. Ślub odbył się w urzędzie stanu cywilnego. Nic hucznego. Tak bardzo doświadczona przez los Alicja stałą się skromną i o dziwo pogodną osobą. Teraz przy Józefie promieniała. Helena nie raz widziała ją przebywając z wizytą u bliźniaków. Stare urazy poszły w niepamięć. Helena wiedziała że teraz mając u boku Józefa nie rozpamiętywała starych dziejów i brała garścmi życie chcąc nadrobić stracony czas. Miała nadzieję że Ula z Markiem nie zepsują tej szansy która dał im los po raz drugi. Że oni też będą mieć swoje pięć minut szczęścia.


piątek, 30 października 2009

ISN’T IT A LOVELY DAY: JESIENNY DZIEŃ cz.2 wg martham

Leżąc plackiem na plecach twarz miał zasłoniętą kilkoma z liści. Ulka nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Podeszła do niego i stojąc nad nim wypaliła z uroczym uśmiechem:
- Wariat.
Marek nadal leżał nieruchomo. Zabrała mu z swoją własność, założyła na głowę i złapała go za dłoń by pomóc mu wstać. Lecz ten szarpnął ją i niefortunnie wylądowała na nim. Leżąc tak ręką odgarnęła mu z twarzy złote liście, spojrzała w jego błękitno-szare oczy i cmoknęła w usta.
- Mój wariat. – dodała.
Kontynuując romantyczny spacer para szła ramię w ramię i trzymała się za ręce. Marek beztrosko cieszący się tą chwilą, niczym dziecko, wprawił ich splecione ręce w ruch, tak że kołysały się rytmicznie raz w przód, a raz w tył. Nagle wpadł na genialny pomysł. Puścił dłoń swojej partnerki, kazał usiąść jej na pobliskiej ławce i czekać, a sam zniknął pomiędzy drzewami.
- Marek! Marek! – wołała po minucie zaniepokojona Ula przeczesując każde miejsce w parku. Zmęczona tym nawoływaniem usiadła posłusznie na drewnianej ławce, gdy zza rogu wyskoczył młody Dobrzański z bukietem liści o różnych, żółtych, brązowych oraz czerwonych kolorach. Ukląkł przed nią na kolana i spytał:
- Najpiękniejsza istoto na ziemi czy zechcesz zostać żoną zakochanego, zdziecinniałego wariata?

ISN’T IT A LOVELY DAY: JESIENNY DZIEŃ cz.1 wg martham

Piękny jesienny dzień. Błękit nieba przypominał bezkres przejrzystego oceanu. Słońce wychylało się zza niewielkich białych chmur, rozjaśniających swymi promieniami każdy zakamarek. Światło słoneczne rozświetlało złote liście. Zarówno te, które wisiały jeszcze na drzewach, jak i te, które opadały już swobodnie na trawnik lub przez przypadek trafiły na przechodzoną codziennie przez ludzi ścieżkę pobliskiego parku. Nagle zza drzew wyłoniły się dwie postaci. Byli to mężczyzna i kobieta. Mężczyzna, wysoki, smukły brunet ubrany w czarny płaszcz. I nieco niższa od niego kobieta. Miała ona piękne, długie, zdrowe, kasztanowe włosy, których loki lekko i swobodnie układały się na wietrze. Ubrana była w długi, brązowy, sztruksowy płaszcz z kożuszkiem w środku i wełnianą brązową czapkę na głowie. Idąc obok siebie śmiali się do rozpuku i ciągle zerkali na siebie. Widać było, że znakomicie czuli się w swoim towarzystwie. Tak. To byli Ula i Marek. Podczas tego uroczego spaceru Marek podczepił się Uli. Zachodząc ją od tyłu objął ją w pasie. Przeszli tak kilka metrów. On chciał w ten sposób ją podnieść do góry lecz podczas tej oto próby nie wytrzymał, skrzywił się i jęknął:
- Boże Ula, ile ty warzysz?
Ula obracając się w jego stronę skarciła go wzrokiem. Na początku stanowczo położyła ręce na biodrach, oburzona rozdziawiła buzię i wyłupiła oczy, marszcząc przy tym czoło, a następnie zmierzyła go wzrokiem i udając obrażenie skrzyżowała na piersiach ręce. W momencie gdy odwróciła od niego wzrok, on jednym zwinnym ruchem zdjął jej z głowy czapkę i uciekł. Cieplakówna od razu się odwróciła powrotem do tyłu lecz już nikogo tam nie zastała. Spojrzała w bok, a tam jej ukochany biegł wprost na ogromną kupkę zgrabionych liści, która znajdowała się na trawniku, wymachując przy tym radośnie dopiero co ukradzioną przez niego czapkę. Nie minęła sekunda, a uśmiechnięty brunet leżał już wśród rozwalonej przez niego stercie jesiennych liści.

KOCHANI !!!

Już za chwileczkę, już za momencik...
pojawi się na blogu nowe opowiadanko martham,
które idealnie nadaje się na jesienną chandrę ;)
Miłej lekturki!

Zalecenia autorki: czytanie, gdy w tle leci piosenka 'Isn't it a lovely day' !



Wasza dubai

"Wybacz mi..." cz.10 wg Małgośki

Marek spał już, lecz ona nie potrafiła zasnąć.Była szczęśliwa, bo należał do niej,kochał ją i była tego po stokroć pewna.Jej ciało zmęczone miłością wciąż nosiło na sobie jego slady.Czuła pocałunki i ten czuły delikatny dotyk.Nie pamięta by wcześniej się tak kochali, jak straceńcy, którzy za chwile muszą oddać zycie.Pogładziła go po zarumienionej twarzy jej dotyk sprawił, że uśmiechnął się sie przez sen wzmocnił uścisk tuląc ja jeszcze bardziej.Jego zapach odurzał ją i sprawiał ze pragnęła go znowu.Musnęła ustami jego usta zamruczał cicho.Ponowiła próbę i tym razem odwzajemnił pocałunek. Bezwiednie pogłębiał go coraz bardziej a jego dłonie odnajdywały cudowne zakamarki ciała, które sprawiały, że pożądanie Uli wzrosło. gładziła jego nagie plecy ramiona, uwielbiała dotyk jego skóry,zapach.Marek jeszcze senny wpił się w jej usta prosząc błagając a wkrótce żądając o więcej,pieścił ją dłońmi.Zespoleni w jedno ciało dawali i brali z siebie na wzajem wszystko, co mogli sobie ofiarować.Ula nie mogła opanować oddech uczuła się jakby pędziła ku zatraceniu.Marek otoczył ja tak silnie ramionami, że miała wrażenie jedności z jego ciałem.Wargi pulsowały od namiętności pocałunków, miłość sprawia ze tracili kontakt z rzeczywistością.Zmeczeni,spoceni nie potrafili przerwać uścisku ramion tulili się do siebie nadal

-Umarłam… -dziwnym głosem powiedziała Ula

-Nie kochanie zaczynasz dopiero żyć

Uśmiechnęła się do niego przekornie i ucałowała czule jego nos

-Przy tobie…na zawsze…

Marek uśmiechał się cały czas nieświadomy tego,że jego oczy lśniły szczęściam.Violetta to jednak wspaniała intrygantka, bez niej nie był w stanie pojednać się z Ulą

-Violettcie należy się podwyżka- zarechotała Ula jakby czując, o czym myślał

-O tak,wieelka premia-śmiał się głośno

-A teraz może się zdrzemniemy,co?-jej głos był zmęczony

-A, jeśli znikniesz?-Zapytał

-Nie ma takiej opcji kochany

Marek objął ja ramieniem a ona objęła go w pasie i tak zasnęli szczęśliwi i zmęczeni

-//-

Kolejny dzień był ich ostatnim dniem uwięzienia korzystali, więc z niego ile się tylko dało.

Śniadanie przygotowywali razem, lecz Marek wciąż ją całując przedłużał tę czynność głód dawał o sobie znać a pora śniadania nie miała nastapić.Kiedy Ula próbowała wbić jajka na patelnię Marek złapał ja nagle w pół i zaczął wirować nieszczęsne jajka wyładowały na podłodze.Nie przejęli się tym tylko chichotali jakby to była wspaniała zabawa.Marek posadził ja na stole ostrzegając, że jest tak głodny a ona taka apetyczna, że nie sposób się oprzeć.Kochali się nie myśląc o jedzeniu, straciło ważność.Śniadanie zjedli 2 godz później.Ogladali potem telewizję tzn może i mieli taki zamiar, lecz kanapa była zbyt wygodna a Ula chichocząc nie oponowała przed jego pieszczotami. Godzina za godziną umykały szybko a oni nie tracili czasu na drobiazgi.Kochali się wiele razy pocałunkom nie było końca, lecz gdy nadszedł późny wieczór oboje posmutnieli.Zdali sobie sprawę, że pora wracać do rzeczywistości a nie mieli na to ochoty.

-Szkoda ze Violetta jutro rano nas uwolni –burknął Marek

-Tak wielka szkoda…

-A może poprosimy jeszcze o tydzień-Marek śmiał się zadowolony z pomysłu

-Pomysł dobry, lecz niemożliwy muszę wracać do domu…O boże oni się tam martwią gdzie zniknęłam

-Ula, Violetta zadbała o wszystko twój ojciec wie ze jesteś ze mną

-To dobrze –pogładziła go po twarzy-to najcudowniejsze dwa dni mego życia.

Marek zamyślił się chwilę

-Możemy je powtarzać codziennie

-Jak? Wiesz ze to niemożliwe

-Zostaniesz Ula Dobrzańską-patrzył jej w oczy oczekując reakcji

Dopiero po chwili dotarły do niej jego słowa oczy zaszły jej łzami

-Chcesz bym za ciebie wyszła?-Powiedziała to niepewnym głosem

-Pragnę tego…bardzo-nie spuszczał z niej wzroku

Ula rozejrzała się po pokoju a z jej oczu płynęły łzy

-A, jeśli to tylko chwila zapomnienia i przestaniesz mnie kochać, i pożałujesz tej chwili?

-Ula spójrz mi w oczy-ujął w dłonie jej twarz-To nie chwila to moje serce od dawna jest pewne, że to dobra decyzja najlepsza ze wszystkich, jakie w życiu podjąłem!

-A, jeśli…-zajakneła się Ula

-Nie ma jeśli!Kochasz mnie prawda?

-Tak

-To, po co się zastanawiasz oszalałem na twoim punkcie i nigdy nikogo nie kochałem tak bardzo jak ciebie a teraz ty nie chcesz byśmy byli razem?

-Chcę, ale boję się, że kiedyś tego pożałujesz

-Nigdy!-Jego usta wpiły się w jej usta, drżał z obawy i niepewności

Kiedy przerwał pocałunek zobaczył w jej oczach ze jest już pewna odpowiedzi

-Urszula Dobrzańska brzmi pięknie, chociaż Cieplak tez było dobrze-śmiała się szczęśliwa, bo uwierzyła, że mają szansę być razem.

Marek na chwilę wypuścił ja z ramion po to tylko by wyjąć coś z nocnej szafki. Otworzył małe satynowe pudełeczko i wyjął z niego pierścionek. Diament skrzył się a ona nie mogła oderwać od niego oczu.Marek ukląkł przy łóżku tuż przy jej stopach wziął jej dłoń w swoją zaczął przemowę

-Nie byłem Ciebie wart, lecz ty mnie pokochałaś nauczyłaś, co to ciepło, miłość i zaufanie.Wspierałaś mnie w trudnych chwilach, za co ja odpłaciłem ci bólem.Nie wyrzuciłaś mnie jednak ze swego serca.Pokochałem cie tak bardzo ze prawie oszalałem na myśl, że cie straciłem, ale teraz jesteś przy mnie i kochasz mnie a ja jak wariat kocham ciebie. Wyjdź za mnie… chociaż nie jestem ciebie wart, ale ty nauczysz mnie wszystkiego co dobry człowiek wiedzieć powinien.Zostań matką moich dzieci i kochaj mnie i nigdy nie przestawaj!

Wsunął na jej palec pierścionek i pocałował jej dłoń a potem spojrzał w jej oczy oczekując odpowiedzi.

Płakała.Płakała ze szczęścia, bo spełniło się jej wielkie marzenie.On kochał ja i prosił by za niego wyszła. Otarł jej czule łzy z twarzy.

-Wyjdę za ciebie, dlatego ze cie kocham i dlatego ze zawsze byłeś i będziesz dobrym człowiekiem.Nikt inny nie mógłby być ojcem moich dzieci…tylko ty

Przytulił ja do siebie i złożył na jej ustach pocałunek.Szczęście rozpierało jego serce.Połozyli się spać z nadzieją na dobre i piękne jutro.A wspólna przyszłość stała przed nimi otworem.Świtało już prawie, gdy zapadli w sen.A rano wolnym krokiem skradała się do sypialni Violetta.Cichutko otworzyła drzwi i ujrzała ich śpiących w swoich ramionach. Wycofała się z pokoju i głośno powiedziała do siebie

-Violetta jesteś boska-zaklaskała w dłonie chichocząc

Zostawiła na stoliku telefony, klucze od mieszkania i wyszła tak cicho jak weszła.Nie chciała ich budzić. Przecież to ona ich połączyła chciała, dać im jeszcze trochę czasu w samotności.

czwartek, 29 października 2009

"Brzydula vs. playboy" - EPILOG - wg Iwony


W ten mroźny wieczór Ula szykowała dla ukochanego niespodziankę. Raczej nie spodziewała się, by pamiętał o ich małej rocznicy. Tym bardziej chciała, by wszystko było perfekcyjne. Specjalnie przyjechała wcześniej z pracy, aby pod nieobecność Aleksa przygotować romantyczną kolację dla dwojga. Była z nim bardzo szczęśliwa. Początkowe, drobne tarcia w ich związku, wynikające z charakteru i temperamentu Aleksa, odeszły w niepamięć. Z każdym wspólnym miesiącem ich wzajemna fascynacja pogłębiała się. Aleks poskromił w sobie zazdrość i obawy, co do stałości uczuć wybranki. Ula z kolei z każdym dniem przekonywała się, że dobrze zrobiła pozwalając sercu pokonać rozum. Bez wątpienia tworzyli razem niemal idealne i jedyne w swoim rodzaju jabłko.

Przyjechał. Usłyszała go w salonie. Już na pewno zauważył nakryty stół. Rozległa się nastrojowa muzyka. Gdy Ula weszła do pokoju, Aleks kończył rozpalać ogień w kominku.

- Cześć kochany – przywitała go.

- Witaj. Co ty tu wyczarowałaś? – zapytał, uśmiechając się delikatnie. Zanim odpowiedziała zdążył zbliżyć się do niej i unieruchomić w ramionach.

- Wiesz jaki dzisiaj jest dzień? – powiedziała delikatnie.

- Mroźny i szczególny – przekomarzał się Aleks. - A za chwilę może być też gorący.

- Brakiem pamięci do istotnych wydarzeń nie odbiegasz od przeciętnej męskiego rodu.

- Ależ amata, nie doceniasz mnie, jestem ponadprzeciętny również w tej dziedzinie. Dzisiaj mija pierwszy rok z najszczęśliwszych lat mojego dorosłego życia. Od roku jesteśmy razem – oznajmił patrząc jej głęboko w oczy.

- Pamiętałeś! Jesteś niesamowity. – Ula bardzo się ucieszyła, że jej ukochany też liczy czas ich szczęścia. Aleks wypuścił ją z uścisku i sięgnął po niewielką paczuszkę.

- Proszę. To dla ciebie. Też przygotowałem niespodziankę.

- Zaskakujesz mnie coraz bardziej.



Dziewczyna powoli rozpakowała prezent. Jej oczom ukazał się piękny, sporych rozmiarów, srebrny medalion. Na zewnątrz pokryty był secesyjnymi wzorami. W środku wygrawerowano z jednej strony ich wspólny wizerunek, a z drugiej ostatnie wersy „Trylogii Namiętności” J.W.Goethego.



„Lekko mi, dobrze! W takiej chwili słyszę,

Jak serce moje drży i mocniej bije,

Na dar przedziwny w podzięce najwyższej

Odpowiadając, że znów w piersi żyje.

Chwilo jedyna, obyś wiecznie trwała,

Szczęście melodii i miłość mi dałaś.” JWGoethe

Jedynej i ukochanej Uli.

Kocham Cię – Aleks



- Jest piękny. Dziękuję – powiedziała cicho. Aleks zawiesił jej ozdobę na szyi. - Ja nie mam dla ciebie prezentu.

- Ty jesteś jedynym prezentem o jakim marzę i obdarzasz mnie sobą codziennie – powiedział aksamitnym głosem i pocałował ją mocno.

Usiedli do stołu i zaczęli delektować się przygotowanymi przez Ulę przysmakami i winem. Po kolacji kontynuowali rozmowę, grzejąc się przed kominkiem.

- Miałem jeszcze inny pomysł na niespodziankę dla ciebie. Mało brakowało i kupiłbym ci pierścionek.

- Ale na pierścionku nie zmieściłby się ten piękny wiersz.

- Nie martw się, mam w przygotowany inny cytat z Goethego, krótszy – powiedział wesoło.

- Kochany, rozmawialiśmy już kiedyś o tym. Wiesz, że nie spieszy mi się do deklaracji na całe życie. Kochamy się, jest nam dobrze. „Trwaj chwilo, jesteś taka piękna”.

- Ej, ja tu jestem od cytowania Fausta – skarcił ją, udając złego. – A wracając do meritum. Nie chcesz mnie za męża i ojca swoich dzieci, okrutna kobieto?

- Chcę, ale niekoniecznie już teraz. Cieszmy się wolną miłością. – Przytuliła się do ukochanego, błądząc dłonią po jego włosach i karku. - Może umówmy się, że jak dojrzeję do tak poważnych spraw, to dam ci znak, a ty staniesz wtedy na wysokości zadania.

- No dobrze, ale i tak będę cię przekonywał, niewerbalnie, a zacznę już teraz…


Stresujący okres rozkręcania nowego biznesu dał się Markowi we znaki. Wszystko właściwie układało się po jego myśli, ale mimo to, był to nerwowy czas. Klub „Azyl24” był już gotowy, działał od miesiąca. Był słynny jeszcze przed uroczystym otwarciem, z uwagi na osoby właścicieli. Marek Dobrzański znany był w mieście z talentu do dobrej zabawy w modnych lokalach, a także z amatorskich osiągnięć na korcie. Natomiast Sebastian Olszański znany był z tego, że jest jego najlepszym kumplem. Cały warszawski światek bywalców klubów i siłowni, czekał na efekt ich działań. Nie zawiedli się. Klub zapewniał rozrywkę i rekreację na najwyższym poziomie. Konsekwentnie zdobywał uznanie klientów. Wciąż zwiększała się grupa jego stałych bywalców. W klubie nocnym codziennie odbywały się imprezy. Markowi i Sebie udało się pozyskać do stałej współpracy znanego DJ-a. W każdą sobotę zapraszano znanych wykonawców muzyki klubowej i dance. Z drugiej strony „Azyl 24” oferował możliwość zabawy w kręgielni, korzystania z siłowni, sauny oraz szerokiej oferty ćwiczeń fitness. Działała w nim również poradnia zdrowego żywienia, która, zgodnie z przewidywaniami Marka, spotkała się z dużym zainteresowaniem. Agnieszka Laskowska kierowała sekcją fitness i dietetyki. Powoli stawała się znana. Wiele osób odwiedzało klub ze względu na nią. W grupach, w których prowadziła ćwiczenia, nie było wolnych miejsc, a do poradni trzeba się było zapisywać z wyprzedzeniem. Ponadto nie bez znaczenia dla popularności, był ciekawy, nawiązujący do postindustrialnego, wystrój klubowych wnętrz. Ściany z cegły, widoczne elementy instalacji, przewaga metalu i szkła w wykończeniach, dobrze dobrane oświetlenie, tworzyły surowe piękno tego miejsca. Można powiedzieć, że wspólny projekt Marka i Seby, odniósł sukces. Dobrzański czuł w związku z tym ogromną satysfakcję. Udowodnił sobie, ojcu, Aleksowi, Uli i Agnieszce, że potrafi być skuteczny. Jak dziecko cieszył się ze słów uznania, którymi ostatnio coraz częściej obdarzali go bliscy. Zadowolenie z sukcesu własnej firmy było nieporównywalne z odczuciami, jakie budziły w nim wyniki i dobra pozycja rodzinnego Febo& Dobrzański. Teraz był już pewien, że spotkanie Uli Cieplak było kamieniem milowym na drodze jego życia. Ciarki go przechodziły na myśl, jakie wiódłby życie gdyby nie ona. Prawdopodobnie byłby mężem Pauliny Febo, którą zdradzałby bez skrupułów. Byłby prezesem lub vice-prezesem FD, pozostając w stałym konflikcie z Aleksem. Starałby się wciąż dorównać ojcu. Rozrywki i zapomnienia szukałby razem z Sebą w Klubie 69 i butelce whisky. Na szczęście, jego życie wyglądało zupełnie inaczej. Miał poczucie, że wszystko jest w nim na właściwym miejscu.


Marek spał niespokojnie. Przebudził się i z niepokojem wyciągnął rękę. Była obok, spała smacznie, jak zwykle. Przytulił się do jej pleców, obejmując ciasno i zanurzając twarz w jej pachnących włosach. Uwielbiał tak z nią spać, chciał czuć ją wciąż obok siebie. Zamruczała przez sen zmysłowo. Kochał ją, chociaż trudno ją było nazwać „jego Agnieszką”. Była po prostu sobą. Kochała go, tego był pewien, ale czy na zawsze? Rozmawiali kiedyś o ich wcześniejszych związkach. Marek szczerze opowiedział jej, jaki był zanim poznał Ulę. Obiecał, że nigdy już nie wróci do starych przyzwyczajeń. Aga jednak nie oczekiwała od niego takich obietnic. Daleka też była od kontrolowania go i wypytywania o każdą chwilę, której nie spędzał w jej towarzystwie. Zazdrość była obcym dla niej uczuciem. Ona również opowiedziała mu o swoich wcześniejszych miłościach. Przed nim była w trzech związkach, które można było nazwać stałymi. Wszystkie skończyły się z chwilą, kiedy przestawała kochać swoich wybranków. „Nie potrafię być z kimś, kogo nie kocham” – tłumaczyła mu. „Z każdym z nich byłam z miłości. Angażowałam się bez granic. Ale uczucia mają to do siebie, że czasem się zmieniają. Nikogo nigdy nie oszukiwałam w uczuciach. Nie toleruję fałszu w życiu, a w miłości szczególnie. Kocham cię Marku i chciałabym, żeby tak było zawsze.Czy tak będzie? Nie wiadomo. Gdy pytał ją o przyczyny końca tych związków, uśmiechała się tylko, mówiąc, że taka już jest i sama nie rozumie dlaczego przestawała ich kochać. Marek doszedł do wniosku, że Agnieszka i miłość rządzą się swoimi prawami i są nieprzewidywalne. Wiedział, że musi się starać i zrobi wszystko, aby zawsze go kochała. Miał wrażenie, że ta miłość była dla niego jednocześnie nagrodą i karą. Najczęściej w związkach ktoś kocha bardziej, tym razem padło na niego.


Kochanie strzeż się, strzeż
Kochanie ostrożnie
Nie podchodź tak blisko płomieni
Jeśli nie chcesz
W popiół się zmienić, proszę
Kochanie strzeż się, strzeż
Bo z miłością jak z ogniem
Jeśli nie chcesz
By do cna cię strawił, kotku
Z miłością nie ma zabawy

I tak zaczyna się ta
Niewiarygodna historia
Choć ostrzegałam go
On płonął jak żywa
Pochodnia
Więc jaki sens
W kochaniu jest
Gdy wokół miejsca brak
Dla spalonych serc
Kochanie ty strzeż się, strzeż

Kochanie nie zbliżaj się
Kochanie ostrożnie
Nie prowokuj mych
Ust czerwieni
Nie sobie jesteśmy
Przeznaczeni

I tak zaczyna się ta
Niewiarygodna historia
Choć ostrzegałam go
On płonął jak żywa
Pochodnia
Więc jaki sens
W kochaniu jest
Gdy wokół miejsca brak
Dla spalonych serc
Kochanie ty strzeż się, strzeż

Kochanie więc
Śpiesz się, śpiesz
Bo życie tak krótkie jest
I zamiast dalej
Tak tonąć wolę
Choć raz w swoim
Życiu spłonąć

I tak zaczyna się ta
Niewiarygodna historia
Choć ostrzegali mnie, ja płonę
Jak żywa pochodnia, jak pochodnia

Bo taki sens w kochaniu jest
Że choć miejsca brak
Dla spalonych serc to ja
Tyle spalonych serc
Kochanie ja też
Kochanie ja też
Też spłonąć chcę *

* Edyta Bartosiewicz - Miłość jak ogień