Get your own Digital Clock

poniedziałek, 30 listopada 2009

Zakończenie BrzydUli wg mad

„Tragiczne losy nadobnej, choć nierozgarniętej, lady Urszuli”
Dramat w jednym akcie.

Osoby:
Paulina Febo, Marek „Marco” Dobrzański, Urszula Cieplak, Sanitariusz, Pielęgniarka, Piotr vel rycerz w lśniącym polo.

Scena I
Sala szpitalna. Na łóżku zabandażowany, niczym mumia, mężczyzna. Obok na taborecie, niewiasta roniąca łzy. Wokół pary aparatura medyczna: respirator, kardiomonitor, pulsoksymetr, maszyna, co robi PING.

Paulina:
Ach Marco! Miłości moja! Serce me krwawi! Nie opuszczaj mnie najdroższy!
Hałaśliwie wydmu(ch)uje nos w chusteczkę.
Marek:

Paulina:
Co? Co mówisz?
Pochyla się by lepiej usłyszeć głos stłumiony przez warstwy opatrunków.
Marek:

Paulina:
Mówisz, że mnie kochasz i będziemy już razem na wieki? Prosisz wybaczenia?
Uśmiecha się tryumfalnie.
Monitory wskazują na gwałtowny wzrost ciśnienia pacjenta.

Pielęgniarka:
Cóż robisz kobieto? Jemu spokój i sen jest potrzebny.
Obie wychodzą.

Scena II
Korytarz szpitalny. Wpada Urszulka Cieplak przyodziana w zgrzebną szatę, częściowo już porozdzieraną.
Urszulka:
Ach! Ach! Ach! Jam biedna! Ach! Ach! Ach! Niechaj mnie rozdziobią kruki i wrony! Czy znajdzie się kto li, zdolny przynieść mi ukojenie?
Sanitariusz:
Czy coś panią boli?
Urszulka:
Zacny człowiecze serce me krwawi, przez miłość niepojętą! Mój kochanek umiera, chcę spojrzeć raz ostatni na jego blade lico!
Sanitariusz (uspokojony):
Nazwisko?
Urszulka (nieco zdziwiona):
Moje li?
Sanitariusz:
Nie, twego kochanka.
Urszulka (posypując sobie głowę popiołem):
Niegodnam ja by je wypowiadać…
Wzdycha rozdzierająco.
Sanitariusz (poirytowany):
Nazwisko!
Urszulka:
Dobrzański. Czyż nie piękne? Tak subtelne, tak eleganckie, pełne niewysłowionego czaru…
Nie ujrzę ja już mego Marka radosnym i rześkim. Już mu na śmierć pora się gotowić. A ja ostanę się sama tutaj i płakać będę dnie całe. Bo nie wyśpiewa najzdolniejszy minstrel żalu mego. Nie wam prości ludzie pojmować miłość prawdziwą i cierpienie szlachetne. Ono głębsze od straszliwego oceanu, wyższe niż zaśnieżone szczyty alpejskie. Potężniejsze niźli…
Sanitariusz (grobowym tonem):
Sala numer pięć!
Wychodzą.

Scena III
Urszula u wezgłowia markowego łoża.

Urszulka ( szlocha i rozdziera na sobie zgrzebną szatę):
Miły mój! Miły mój przebacz me przewiny! Przebacz! Ja ran twych niegodnam całować!
Ach ocknij się i przemów, choć słówkiem! Czyż nie dane będzie nam popatrzeć sobie w oczy i raz ostatni złączyć ciepłe wargi?
Marek, Marek!
Marek:

Potrząsa leżącym.
Marek (rozpaczliwie) :
…!!!
Maszyna, co robi PING, robi PING.
Wskaźniki na kardiomonitorze gwałtownie wzrastają.

Urszulka (wpatruje się w ukochanego z oczekiwaniem):
Przemów, choć słowem najmilszy mój! Daj, choć znak najmniejszy!
Na monitorze pojawia się ciągła linia.
Urszula rwie sobie włosy z głowy.

Nie taki!!! Marek! Marek! Obudź się najmilszy! Nie idź w stronę światła! Słyszysz?! Cóż pocznę bez ciebie?!
Do Sali wpada Piotr w lśniącym, wypranym w vanishu polo.
Piotr:
Odsuń się ukochana. Uratuję tego gada dla ciebie! Jam ci jest prawdziwym rycerzem bez skazy! Udowodnię swą miłość, przez szlachetne czyny!
Urszulka:
Zamknij się idioto i ratuj go!
Piotr rozpoczyna reanimację. Marek powstaje z martwych i otwiera oczy.
Marek:
Gdzie jestem?
Urszulka:
Tam gdzie twoje miejsce mój piękny, mój mądry, mój kochany…
Marek (szczęśliwy):
Więc kochasz mnie jeszcze?
Urszula zerka kątem oka na Piotra. Piotr nie może uwierzyć w to, co słyszy.
Piotr (wybałusza oczy, krztusi się, blednie):
Nie mogę w to uwierzyć!!!
Urszula:
Wybacz mi Piotrze. Byłeś mi przyjacielem, byłeś pociechą, byłeś podporą. Lecz spójrz. Tu na tym łóżku szpitalnym spoczywa me szczęście. To jego kocham, bardziej niźli życie. On jest guślarzem a ja zmorą nocną. On jest świtem, a ja jutrzenką. On…
Piotr:
Dosyć! Zrozumiałem.
Urszulka (rozczarowana, że znów jej przerwano):
Więc wybaczysz mi?
Piotr:
Wybaczę. Lecz jednego pojąć nie mogę.
Urszulka:
Mów przyjacielu, wszystko ci objaśnię.
Piotr:
Czemuś oddała mi się cała, jeno bez uczucia?
Urszulka:
Bo to był sex przyjacielski.
Piotr (zawiedziony):
Ach! Więc miłość ma daremna. Szczęście me stracone. Odejdę w milczeniu…
Odchodzi, a jego polo traci blask.

Scena IV
Marek i Ula leżą przytuleni. Ona szepce mu czułe słówka, on mizia ją końcem bandaża.
Wchodzi Paulina.

Paulina (w szoku):
Cóż oczy me widzą?!
Urszulka:
Ha! A ty tu, czego?! Nie mąć nam szczęścia jędzo, okrutnico, soplu lodowaty! Nie odzyskasz Marka! Mój ci jest ! Mój ci jest!
Zarzuca mu na głowę leżącą obok szmatkę. Marek potakuje głową spod szmatki.
Paulina (wściekła) :
A więc to tak! Zdrada! Zdrada! Ty serce jaszczurcze, ty języku smoczy, tak niecnie mnie oszukać. A ja naiwna znów dałam się złapać.
Wybiega szlochając.
Ula i Marek wpadają sobie w objęcia, pewni, ze nic im nie przeszkodzi.

Scena V
Marek i Urszula leżą wtuleni, nie spodziewając się niczego.
Słychać ciche TIK – TAK, TIK-TAK…

Urszula:
Miły czy słyszysz ten zegar, co bije tak blisko?
Marek:
…?
Urszulka:
I moje szczęście mąci ten krokodyl, co tyka. Cóż za czarne myśli opadły mnie nagle!
BUMMM! Wszystko wybucha. Sufit Sali zawala się, grzebiąc pod gruzami ciała kochanków.
Kocham cię Marku!
Wydaje ostatnie tchnienie.
Marek:
….
Maszyna, co robi PING, robi PING.
Zapada cisza…

Scena VI
Nad brzegiem basenu leżą Paulina i Piotr. Słoneczne promienie odbijają się w lśniącej tafli wody i srebrnym polo D&G. W basenie kąpią się dzieci, Antonina i Aleksander.
Paulina:
Czyż nie mówiłam, że smak zemsty lepszy jest od miłości?
Piotr (wzdycha):
Kobieto mądra a przenikliwa! Jesteś geniuszem zła, jesteś jak stado furii i czterech jeźdźców apokalipsy razem wziętych. Miła! Powiadam ja tobie, żeś ty damą serca mego. Ta podła Orszula, stóp twych niegodna całować. Choć usychałem tak dla niej, czas uleczył rany…
Paulina:
Niegodna zginęła w męczarniach straszliwych. Słuszna to kara za jej przewinienia.
A ja, choćem lodowa, zażywam wytchnienia.
Tak, więc powiadam ja dziś ku przestrodze, nigdy niewieście włoskiej nie zachodzić drogę!

Koniec.




"Wybacz mi..." cz.15 wg Małgośki


Była już 10.15 Ula nie pojawiła się w pracy

-Pewnie śpi mój słodki suseł-pomyślał z czułością.

Zaświtał mu w głowie pomysł by obudzić ją i przy okazji poprzytulać się do niej trochę.

-Wychodzę i wrócę za jakieś dwie godzinki-Zwrócił się do Violetty a uśmiech nie znikał mu z twarzy

Wzruszyła tylko ramionami i wróciła do przeglądania katalogu

Jadąc do Rysiowa cieszył się na myśl o minie Uli, gdy go zobaczy. Pogwizdywał sobie cicho i całował ją w wyobraźni.

Drogę z samochodu do domu pokonał biegiem stanął przed drzwiami i przywołując słodki uśmieszek zadzwonił.W domu panowała cisza. Zadzwonił po raz kolejny i znowu, zero reakcji. Zaniepokoił się odrobinę. Wyjął z kieszeni telefon i zadzwonił do Uli. Abonent niedostępny.

-Co jest do cholery?!-Burknął

Stał zdezoriętowany, nie wiedział, co ma o tym myśleć. To nie było normalne by nie zjawiła się w pracy i nie dała mu znać o swoich planach. Wiedział, że Cieplak z dziećmi wyjechał nad morze, ale Ula nie miała takich planów a teraz nie ma jej w domu. Szedł do samochodu, gdy zadzwonił telefon.

-Halo.

-Pan Marek Dobrzański?

-Tak a kto mówi?

-Józef Cieplak, panie Marku niepokoję się o Ulę dzwonię do niej od wczoraj wieczór a ona nie odpowiada. Może pan wie, co się z nią dzieje?

-Mam ten sam problem, nie zjawiła się w pracy, jej telefon nie odpowiada. Nie ma jej też w domu.

-O boże może się coś stało!

Marka przebiegł dreszcz przerażenia.

-Panie Marku czy może pan sprawdzić dom to nie w jej stylu tak znikać bez wieści.

-Dobrze, ale nie mam klucza

-Niech pan zajrzy pod 2 doniczkę na ganku, tam znajdzie pan klucz

-Już mam! Odezwę się jak będę coś więcej wiedział.

Pospiesznie otwierał drzwi, pobiegł do pokoju Uli i nie znalazł jej tam. Sprawdził cały parter i piętro. Nie było nic niepokojącego, żadnego włamania, ale nie było też Uli. Zaczął juz myśleć o tym by zadzwonić na policję, gdy uderzył go widok pudeł. Mówiła, że musi zrobić z nimi porządek.

-Boże! Piwnica!-wrzasnął

Drzwi były niedomknięte zajrzał, więc do środka i zapalił światło. Krzyk wydarł się z jego gardła. Na samym dole leżała Ula, była śmiertelnie blada. Zbiegał, co dwa schodki nie widząc nic tylko jej bladość.

-Ula najdroższa!- Wrzeszczał

Sprawdził jej puls, żyła i tylko to sie liczyło.

-Ula kochanie, co sie stało?- Dotykał jej twarzy był zrozpaczony

-Zimno mi…- wyszeptała

Znalazł koc okrył, więc ja szczelnie, kiedy dotykał prawej nogi jęknęła

-Przepraszam sprawiłem ci ból wybacz.

Zadzwonił na pogotowie i powiadomił o wypadku. Położył się obok niej i tuląc i całując szeptał uspokajająco. Ula zapadła w sen. Marek gładził czule jej włosy zastanawiając się nad tym, jaka jest krucha i jak niewiele brakowałoby ją stracił. Był na siebie zły, że zostawił ja samą, gdyby przyjechał wieczorem jej pomóc nie doszłoby do tego.

-Ula… kochana… Jak się czujesz?

-Jest mi już cieplej, ale noga… Potwornie boli-Jej głos był ledwie słyszalny.

Pocałował zimne czoło i policzki.

-To moja wina gdybym przyjechał wczoraj…

-Nie Marek to nie jest twoja wina to ja jestem niezdarą- Po jej twarzy popłynęły łzy

-Nic już nie mów, to cię męczy. Zaraz przyjedzie pogotowie i zajmą się tobą. Opowiesz mi o wszystkim później, teraz śpij.

Otoczył ją jeszcze ciaśniej ramionami by ogrzać jej wyziębione ciało. Po chwili usłyszał krzyki sanitariuszy.

-Tu jesteśmy!- Wrzasnął- W piwnicy!

Cała akcja ratunkowa trwała może pięć minut i Ula jechała już do szpitala a Marek jechał tuż za karetką.

-O cholera zapomniałem dać znać Józefowi!- Powiedział to głośno

Musiał naprawić to niedopatrzenie, dobrze wiedział jak to jest czekać w niepewności. Po tym jak pokrótce opowiedział Cieplakowi przez telefon całe to wydarzenie wszedł do szpitala i zaczął poszukiwania Uli. Kazano mu niestety czekać. Miała poważne złamanie nogi, więc teraz zajmowali się nią chirurdzy. Musiał zostać w poczekalni.

-Ty durniu!- Burczał na siebie- Dlaczego do niej nie pojechałeś!- Nie zdawał sobie sprawy, że ludzie patrzą na niego jak na wariata. Czas płynął tak wolno a on nie był w stanie usiedzieć spokojnie. Został pouczony kilkakrotnie przez pielęgniarki by czekać cierpliwie. Nie mogły podać mu żadnych informacji, nie w tej chwili. Krążył jak furiat. I znowu ta niepewność i strach.

-Czy to pan czeka na wiadomości o stanie zdrowia pani Cieplak?

Odwrócił się tak nagle w kierunku usłyszanego głosu, że aż zrobiło mu się słabo.

-To ja- Jego głos był ochrypły ze zdenerwowania

-Jest pan rodzina pacjentki?

-Jestem narzeczonym

-Niech się pan uspokoi- Lekarz poklepał go po ramieniu- Pacjentka czuje się dobrze nic nie zagraża jej życiu, jeśli nie będzie żadnych niespodzianek jutro możemy ją wypisać

Marek z radości złapał lekarza za twarz i wycisnął na jego ustach solidnego całusa. Lekarz wyrywał się nie wiedząc, co się dzieje. Marek lekko się zmieszał

-Przepraszam to ze szczęścia

-Nie ma sprawy, jeśli chce ją pan zobaczyć jest na sali 163 – Mówiąc to oddalał się bardzo szybko jakby ktoś go gonił.

-//-

Marek patrzył na Ulę jej drobna i blada twarz wzbudzała w nim tyle czułości. Łzy zakręciły się w jego oczach. Tu leżał jego skarb, jego marzenie, jego całe życie. Kiedy usiadł na łóżku otworzyła oczy.

-Masz lanie moja droga panno- Udawał, że jest zły

-Nie boję się ciebie- Na jej twarzy pojawił się uśmiech

-To zaczniesz, bo od teraz będę cię miał na oku

-To miłe…- Wyszeptała

Pogładził ją delikatnie po twarzy.

-Czy wiesz jak mnie przestraszyłaś- Jego głos był bardzo poważny

-Nie chciałam, przepraszam.

-Nie wiem, co bym ze sobą zrobił gdyby stało się coś poważnego, nie umiem nawet o tym myśleć

-Kocham cię- Jej głos był lekko drżący

-Nie zamydlaj mi tu oczu- Burknął, ale po chwili patrząc na nią czule dodał- Bardzo cię kocham i błagam uważaj na siebie.

Przysunął się do niej bliziutko i dotknął ustami jej ust. Ciepło zaczęło wypełniać jego ciało a pocałunek stawał się coraz namiętniejszy. Ula zarzuciła ramiona na jego szyję i zamruczała.

-Miałaś być grzeczna!

-I jestem- Zachichotała widząc, co potrafi zrobić z tym mężczyzną-I jestem… Powtórzyła rozkoszując się smakiem jego ust.


czwartek, 26 listopada 2009

Cała prawda o oszustwach Marka cz.20 wg apsik

Ula niestety nie potrafi cieszyć się z awansu. Czuje się obco w nowym gabinecie, współpracownicy zachowują się fałszywie. Marek ma nadzieję, że z czasem jej odczucia się zmienią. Chciał spędzić z nią trochę czasu sam na sam, ale Ula była zbyt zmęczona na spotkanie. Próbował ją trochę rozweselić, z marnym skutkiem. Ma tak wielką ochotę znów wziąć ją w ramiona, poczuć jej zapach, smak jej ust. Zasłania żaluzje. Ula odwraca głowę od pocałunku. Ma chyba do niego żal i pretensje. No tak, chodzi o ten nieszczęsny raport. Ona nie rozumie, że to jedyne wyjście, chce go napisać po swojemu. No i co on ma zrobić? Przecież jej nie zabroni. Musi zmienić myśli, bo zaraz zwariuje. Może wyciągnie Sebę na squasha…


Sebastian jest bardzo zajęty studiowaniem folderu SPA. Pyta Marka co się stało. Sęk w tym, że właśnie nic się nie stało. Kompletnie nic, nawet mały całus. Ula trzyma go na dystans, traktuje tak chłodno, jakby ta noc nad Wisłą nigdy się nie wydarzyła. Marek zabiera Sebie ulotkę z ręki, przegląda i świta mu pewna myśl. Mógłby tam pojechać z Ulą, odpoczną, znowu się do siebie zbliżą. Tak, zabierze tam na weekend swoją wyjątkową dziewczynę. Żeby tylko się zgodziła... Zaraz z nią porozmawia.


Zgodziła się. Wprawdzie musiał jej obiecać, że popracują nad raportem, ale jadą na cały weekend. Najwidoczniej nadal mimo wszystko lubi z nim być. Wreszcie się uśmiechnęła, podchwyciła flirt. No i zasłużył na buziaka… Szkoda tylko, że Paulina im przerwała, ale wybacza jej, bo nigdy w najśmielszych myślach nie spodziewałby się, że to ona poprosi go, żeby na ten wyjazd zabrał Ulę.

sobota, 21 listopada 2009

Światowy Dzień Życzliwości



Dziś Światowy Dzień Życzliwości.

Pamiętajmy, więc o dobrym słowie dla każdego.
Znajdźmy dla innych, choć trochę naszego, tak cennego w dzisiejszym świecie czasu.
Okażmy życzliwość w domu, w pracy, na ulicy...bo życzliwość rodzi życzliwość!
Pamiętajmy o promiennym uśmiechu i miłym geście.
Dzięki temu życie staje się lepsze, przyjemniejsze i bardziej radosne!

We Wrocławiu ten dzień obchodzimy niezwykle hucznie!
Imprezy, koncerty, warsztaty, wspólne zabawy...
A jak to jest w Waszych miastach?

źródło: terazwroclaw.pl

Cała prawda o oszustwach Marka cz.19 wg apsik

Ula zgodziła się chyba zbyt pochopnie, teraz ma wątpliwości. I co on jej ma powiedzieć? Przecież stoją pod murem – albo ona albo Aleks. Jeśli przegra konkurs, to koniec. Marek nawet nie chce sobie tego wyobrażać. Tak bardzo boi się o firmę, że nie zauważa, że Uli chodzi o coś innego. Ona pyta co będzie z nimi, jeśli odejdą z FD.


Udało się, Ula wygrała! Jest dyrektorem finansowym FD. Nic dziwnego, w końcu jest najlepsza. Marek zawsze o tym wiedział. Jest z niej tak bardzo dumny. Musiał nieźle nad sobą panować, żeby po ogłoszeniu wyników nie porwać jej w ramiona na oczach ojca i Aleksa. Jak tylko Ula uczci awans z dziewczynami w bufecie, zaprowadzi ją do jej nowego gabinetu. Już nie może się doczekać.


Wychodzą z sekretariatu, trzymają się za ręce. To znaczy, Marek trzyma Ulę, bo ona trochę się opiera. Mijają ich ludzie, a Marek zupełnie nic nie robi sobie z tego, że ktoś widzi ich zażyłość. Ula jest trochę skrępowana jego brakiem skrępowania. Cofa dłoń. Po chwili zjawia się Paulina, Marek zupełnie nie dostrzega, że niewiele brakowało, a zobaczyłaby jak jej narzeczony spaceruje po firmie za rękę z „tą Cieplak”. Nie będzie rozmawiał z Pauliną na osobności. Nie chce, żeby Ula zostawiała ich samych. To potrwa tylko chwilkę szybko załatwi sprawę na korytarzu. Odkąd zdał sobie sprawę, że patrzenie na Paulinę może być dla Uli przykre, bardzo się pilnuje, żeby jej nie zranić widokiem narzeczeńskich „czułości”. Chce, żeby Ula wiedziała, że w kwestii Pauliny niczego przed nią nie ukrywa. Nie, nie spędzi z Pauliną wieczoru, nie ma nawet takiej opcji. Teraz jego wieczory należą już do innej kobiety. Wymawia się pracą.

środa, 18 listopada 2009

Cała prawda o oszustwach Marka cz.18 wg apsik

Co ten Seba dzisiaj taki spięty i zestresowany. Pogoda piękna, wiosna, a on w kółko o konkursie. Pyta czy Marek ma plan. Pewnie, że ma, niezmiennie ten sam. Marek uśmiecha się na wspomnienie wczorajszej nocy. Wie, że nie ma czasu, ale nie będzie Uli namawiał ani brał na litość. Będzie czekał, aż sama podejmie decyzję, oczywiście nie bezczynnie. Teraz bezczynność już zdecydowanie odpada… Seba sądzi, że to nadal jakaś gra. Nie wie, że cała taktyka Marka polega na tym, że przestał udawać i oszukiwać … samego siebie, że niczego do Uli nie czuje. Jest z Ulą naprawdę. Jest pewien, że Ula to doceni i zrozumie, że tylko ona zdoła ich uratować. Może to lekka naiwność, ale czego tu wymagać od zakochanego mężczyzny?


No i miał rację. Ula mówi, że zgadza się wyciągnąć ich z kłopotów. Zmieniła zdanie szybciej niż przypuszczał. Fantastyczna wiadomość, ale Marek musi wiedzieć czy ona jest pewna swojej decyzji. Jest pewna. Tylko czemu chce to zrobić dla niego, a nie dla nich? Wolałby, żeby sama zrozumiała, że to najlepsze wyjście. Uśmiech znika mu z twarzy. Nagle Ula podchodzi o krok bliżej i Marek słyszy jej słowa. Przecież o tym wiedział, a jednak nie umie uwierzyć, że usłyszał to, co usłyszał - najpiękniejsze słowa na świecie – „kocham Cię”. Chciałby móc jej teraz odpowiedzieć tym samym, ale jeszcze na to za wcześnie. Jeszcze nie jest gotowy. Najpierw musi poukładać swoje życie, zbyt często rzucał te słowa na wiatr. Przytula ją mocno, żeby wiedziała, że on też. Teraz musi być za nich odpowiedzialny. Ma przed sobą trudne zadanie do wykonania. Już wie, że tylko z nią chce być, ale jeszcze nie bardzo wie, jak ma tego dokonać.

poniedziałek, 16 listopada 2009

"Wybacz mi..." cz.14 wg Małgośki


Józef wraz z Alą, Beatką i Jaśkiem szykowali się na wyjazd nad morze. Korytarz zastawiony torbami podróżnymi a w domu harmider i bieganina.Józef przypominał, co chwilę Beatce o drobiazgach, które zapomniała. Jasiek wściekły miotał się, bo nie mógł znaleźć swojej ulubionej koszulki.Ala pakowała starannie rzeczy całej grupy i tylko Ula spokojna siedziała na kuchennym krześle przyglądając się temu wszystkiemu z uśmiechem. Cieszył ją ten wyjazd. Morze dobrze zrobi ojcu i jego choremu, choć szczęśliwemu, bo zakochanemu sercu.Bethy jeszcze nie nie była w takim miejscu a Jasiek… Ten cieszył się na spotkanie z Kingą.A Ula? Ula zostanie sama, no może nie do końca sama, bo miała teraz Marka, ale spokojne domowe zacisze nie jest złą sprawą. Pomogła zapakować się wszystkim do samochodu ucałowała i wyściskała wszystkich z osobna i życząc im dobrego wypoczynku stała patrząc jak odjeżdżają.

-Jestem sama… -zamruczała wesoło -dom jest tylko mój i czas zrobić porządki.

Lubiła sprzątać, gdy nikt jej nie przeszkadzał a teraz miała ku temu idealną okazję. Dziś wolny dzień chciała go, więc wykorzystać do maksimum. Ubrana w krótkie spodenki i bluzeczkę na cienkich ramiączkach ze ścierką w garści ruszyła do boju. Pot zaczął zalewać jej czoło dzień był przecież taki ciepły a ona niezmordowana. Zajrzała w każdy kącik, zakamarek.Po wielu pracowitych godzinach siadła na kanapie i spojrzała na swoje dzieło.Za oknem pierwsze oznaki zapadającego zmierzchu uświadomiły jej, że jeszcze nic nie jadła.Marek zadzwonił może po raz dziesiąty wywołując jej śmiech

-Jeszcze nie skończyłaś?

-Dlaczego pytasz-Jej śmiech zaraził tez i jego

-Tyrasz i tyrasz az mi znikniesz z przepracowania- Zachichotał

-Nie musisz się tak martwić, już skończyłam. No może tak nie do końca, bo zostały mi jeszcze pudła, które muszę wynieść do piwnicy

-Chętnie przyjadę i ci pomogę-Zaoferował swoja pomoc

-Daj spokój to nic ciężkiego. Jak się z nimi uporam kąpiel kolacyjka i do łóżeczka-Dusiła się ze śmiechu słysząc jego westchnienie, gdy wspomniała o łóżku

-A, co ze mną? –Zapytał

-Ty kochanie będziesz musiał iść spać sam jestem tak zmęczona, że zasnę od razu.

-A już miałem nadzieję ze pozwolisz mi się utulić- Był rozczarowany

-Spotkamy się jutro i może to przedyskutujemy- Drażniła go celowo

-Jestem wyrozumiały i dam ci dziś odpocząć, ale jutro nie licz na moja dobrą wolę, nie odpuszczę ci, nie ma mowy!- Odgrażał się wesołym głosem

-A wiec do jutra i słodkich snów- Wyszeptała końcówkę zdania tak namiętnym głosem ze w Marku aż zawrzała krew.

-Będą słodkie jak wedrę się do ciebie nocą i nie pozwolę spać aż do rana

Roześmiała się głośno

-Nie groź mi, bo wcale się nie boję i dobranoc

-Dobranoc kocham cię

-Ja też cie kocham pamiętaj o tym, gdy będziesz za mną tęsknił

-Już za tobą tęsknię

Ula włożyła telefon do kieszonka spodenek i spojrzała niechętnym wzrokiem

na cztery spore pudła

-No Ulka bierz się do roboty

Podniosła pierwsze i okazało się ze było dosyć ciężkie.Dowlokła je do drzwi piwnicy i oparła pudło na kolanie.Nieźle musiała się nagimnastykować by je otworzyć.Zaczęła wolniutko schodzić ze schodów miała wrażenie ze pudło waży tonę.Nagle zadzwonił telefon, chciała go odebrać, lecz nie było to takie proste.Schody były zbyt wąskie by postawić na nie pudło a telefon wciąż dzwonił i dzwonił.Przeniosła cały ciężar na biodro i w chwili, gdy telefon był już w jej dłoni zachwiała się i stoczyła piętnaście stopni w dół.Uświadomiła sobie tylko jak okropny ból rozdzierał jej nogę i zapadła w nicość.Ocknęła się nie wiedząc gdzie jest. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że to piwnica a ona leży na jej podłodze.Próbowała wstać, ale ból tak potworny przeszył jej ciało, że znowu straciła przytomność.


piątek, 13 listopada 2009

"Żona potrzebna od zaraz" wg Iwony

Uwierz mi Ula, kocham cię


- Czy wszyscy zainteresowani już przybyli? – Notariusz rodziny Dobrzańskich spojrzał na zebranych. W biurze obecni byli Helena Dobrzańska wraz z synem Markiem Dobrzańskim oraz Paulina Korzyńska i jej brat Aleksander Febo. – Widzę, że tak. Witam państwa. Odczytam testament pana Krzysztofa Dobrzańskiego.


Przystąpił do dzieła. Zebrani słuchali z zainteresowaniem. Senior Dobrzański przekazał Aleksowi kolekcję białej broni, Paulinie natomiast dwa cenne obrazy. Żonie pozostawił dom w Warszawie, willę we Włoszech i konto bankowe z siedmiocyfrowym saldem końcowym. Pozostały swój majątek w tym: pokaźny pakiet akcji i obligacji, dom w Zakopanem, jacht zacumowany w marinie w Mikołajkach, dwa konie, kolekcję zabytkowych akcesoriów do golfa i tenisa – postanowił pozostawić ukochanemu synowi.
Marek miał zadowoloną minę. Przez ostatnie pięć lat powoli odzyskiwał zaufanie ojca. Nie było to łatwe, bo po aferze z odwołanym ślubem i rozstaniem z Pauliną, ojciec przez rok się do niego nie odzywał. Jednak w końcu przebaczył mu, dzięki tłumaczeniom żony i postępowaniu syna. Marek był wciąż prezesem Febo&Dobrzański. Po pierwszym, trudnym roku prezesury, kolejne były łatwiejsze. Nabrał doświadczenia i obecnie radził sobie całkiem dobrze. Jedno, czego ojciec nie mógł zaakceptować, to jego styl życia. Marek miał już lata chrystusowe, a wciąż był kawalerem. Po rozstaniu z narzeczoną bał się stałych związków jak diabeł święconej wody. Spotykał się z dziewczynami, ale z żadną nawet nie próbował budować czegoś poważnego. Sławny był w Warszawie ze swojego lekkiego stosunku do kobiet.
- Panie Marku, ojciec postawił jednak warunek. Stanie się pan szczęśliwym posiadaczem wymienionych dóbr, ale musi pan ożenić się i to w ciągu miesiąca.

Marek poczuł się tak, jakby był zwierzyną na polowaniu z nagonką, a ktoś, ojciec, właśnie próbował go ustrzelić. Helena uśmiechała się, myśląc, że dobrze to zaplanowali z Krzysztofem. Aleksowi i Paulinie błądziły po twarzach złośliwe uśmieszki.
- A co się stanie, jeżeli nie spełnię tego warunku? – Zapytał grobowym tonem Dobrzański.
- Wtedy majątek zostanie sprzedany, a uzyskane pieniądze zasilą konto fundacji na rzecz samotnych matek.


***


Wieczorem w Klubie 69, przy swoim stałym stoliku, siedzieli Dobrzański z Olszańskim. Pomiędzy nimi stała, jak zwykle, butelka whisky i szklaneczki.
- No to jesteś głęboko w czarnej dupie. Współczuję stary – Seba pocieszał przyjaciela.
- Jak on mógł? Jak można stawiać takie warunki. Założę się, że zaplanowali to razem z matką w przypływie sadystycznego humoru. – Mężczyzna był załamany. – A w dupie, poradzę sobie bez tych jego milionów, jachtu i koni. Seba, ja nie chcę żony. Baby, która będzie mnie śledziła na każdym kroku, trajkotała nad uchem jak katarynka, traktowała seks jak kartę przetargową i wydawała moje, nasze, pieniądze na ciuchy, tipsy i inne głupoty. Chcę, żeby było tak jak teraz. Jak mam ochotę, to podrywam dziewczynę i z głowy. Po co mi browar, kiedy chcę wypić tylko jedno piwo.
- Przesadzasz. Wiesz, niektóre kobiety są inne. Musisz poszukać takiej, która jest mądra, dobra, miła i bezinteresowna. Aha, i jeszcze ładna, wesoła, dobra w łóżku. No i byłoby dobrze, żeby cię kochała. A gdybyś jeszcze ty ją kochał, to byłaby już pełnia szczęścia. Cholera szkoda, że dał ci tylko miesiąc. Będzie trudno. Osobiście znam tylko jedną taką.
- Bajki, nie ma takiej kobiety, niestety.
- Marek rusz głową. Myślę o Uli – uśmiechnął się zachęcająco.
- Ula. – Westchnął Marek ze smutkiem. – Tak, idealnie pasuje do tego opisu, ale już mnie nie kocha. Ma rację. Straciłem ją bezpowrotnie i to na własne życzenie. Nalać ci?
- Nalej. Wyobraź sobie – Ula Dobrzańska, fajnie brzmi – namawiał delikatnie.
- Fajnie, a nawet pięknie. Myślałem o tym w ciągu tych lat nie jeden raz, ale wiesz przecież, jak jest między nami. Po tym, co jej zrobiłem, już nigdy tak na mnie nie patrzyła, jak wtedy, gdy byliśmy razem. Nawet nie śmiałbym jej prosić.
- Może, jak znowu byś spróbował, to coś by z tego wyszło.
- Przecież wiesz, że próbowałem i to nie raz. – Przypomniał sobie żałosne próby ponownego zdobycia jej uczuć. Była jak skała. A on kochał tę skałę.


***


Ula Cieplak przyszła do Febo&Dobrzański i, jak codziennie od ponad pięciu lat, zabierała się do pracy. Biuro dyrektor finansowej mieściło się obok gabinetu prezesa. Jako jego prawa ręka musiała być blisko, ale trzymała jak największy dystans. Jej pozycja w firmie była niezwykła. Marek nie podejmował bez jej rady żadnej decyzji. Była niezastąpiona i poświęcała się pracy bez reszty. Wszyscy ją szanowali i lubili za kreatywność połączoną ze spokojem i cierpliwością. Pshemko ją uwielbiał, po odejściu Pauliny mówił do niej – Bella. Natomiast Aleks Febo, który był wiceprezesem, darzył dziewczynę przyjaźnią. Początkowo się nie lubili, jednak z czasem poznali się bliżej i przekonali do siebie. Ostatnio razem wymyślili nową strategię rozwoju firmy. Ula była łącznikiem pomiędzy Markiem i Aleksem. Byli z Dobrzańskim dziwną parą. Ula kiedyś kochała go miłością bezwarunkową i prawdziwą. On natomiast perfidnie wykorzystał jej uczucie dla swoich celów. Oszukiwał zarówno ją, jak i narzeczoną. Kiedy wszystko się wydało, Paulina zerwała zaręczyny niemal w przeddzień ślubu, a Ula przecięła ich związek z chirurgiczna precyzją. Panna Febo szybko ułożyła sobie życie z zakochanym w niej Lwem Korzyńskim. Odeszła z firmy i była szczęśliwa. Natomiast Ula przeżyła szok, załamała się. Jakiś czas chorowała, a potem wzięła bezpłatny urlop i wyjechała na trzy długie miesiące do przyjaciółki w USA. Marek szalał, kiedy jej nie było. Dopiero wtedy zrozumiał, że tak naprawdę kochał ją już od dawna. Ula wróciła odmieniona i to nie tylko zewnętrznie, wróciła jako inna osoba. Była piękna, silna i niezależna. Jednak głęboko pod swoją tarczą obronną ukryła miłość do Marka, której nie potrafiła zwalczyć. Oprócz miłości czuła do niego głęboką nieufność. Te dwa uczucia razem tworzyły trującą miksturę. Chciała odejść z firmy, ale nie potrafiła. Była od Marka uzależniona. Zresztą ten błagał ją, aby została. Została i z czasem nauczyła się żyć obok. Dobrzański nie był w stanie pokonać jej niechęci. Jakiś czas próbował, ale później dał sobie spokój. Spotykanie jej codziennie w pracy było dla niego męką i pokutą. Żałował bardzo, że tak się stało. Niestety było już za późno. Dziewczyna nie przyjmowała do wiadomości jego tłumaczeń i wyznań. Nie potrafiła mu ponownie zaufać i zapomnieć. Mimo to starali się pozostać przyjaciółmi. Ula ustaliła granicę, której Markowi nie udało się przekroczyć. Nigdy nie umawiała się z nim po pracy, unikała wspólnych wyjazdów, nie pozwalała mu na kontakt fizyczny inny, niż uścisk ręki. Była przy nim, ale pozostawała nieosiągalna.
- Cześć Ula. – Marek przyszedł do niej tak, jak co dzień.
- Cześć. Masz do przejrzenia i podpisania kwartalne sprawozdania i zeznanie podatkowe, pamiętasz?
- Tak pamiętam. Ula, chciałbym z tobą porozmawiać, to ważne. Chodźmy na spacer.
- A o co chodzi? Wszystkie sprawy możemy omówić tutaj.
- Nie wszystkie, no chodź.


Poszli do parku. Usiedli na ławce.
- Ula, wiem, że zaskoczy cię moja propozycja i pewnie będziesz na mnie zła, ale mimo to, zaryzykuję. – Zamilkł na chwilę, zbierał w sobie odwagę. – Ula, czy zostaniesz moja żoną?
- Marek, czy ty się dobrze czujesz? – Dziewczyna popatrzyła na niego jak na wariata.
- Kocham cię Ula, zawsze cię kochałem.
- Niestety nie zawsze.
- Wtedy też cię kochałem, ale nie byłem w stanie tego pojąć. Tyle razy już ci to tłumaczyłem, przepraszałem, błagałem. Uwierz mi Ula, kocham cię.
- Znowu zaczynasz. Już chyba od dwóch lat nie próbowałeś. O co chodzi? Tylko, jeśli potrafisz, szczerze i bez kręcenia.
Marek wiedział, że Ula nie da się przekonać jego pięknym zapewnieniom, mimo że były prawdziwe. Postanowił zagrać w otwarte karty.
- To, że cię kocham, to akurat prawda. Ale skutecznie mnie nauczyłaś ignorować to uczucie. Mimo to, jesteś jedyną kobietą, jakiej mogę zadać to pytanie. Zapewne nie robiłbym tego, gdyby nie pewne okoliczności. Otóż muszę się ożenić i to w ciągu miesiąca. Jest to życzenie mojego ojca, przekazane w testamencie. Jednocześnie jest to warunek, od spełnienia którego uzależnił przekazanie mi spadku.
- Aha, rozumiem. Znowu jestem ci potrzebna, tym razem do zdobycia spadku po ojcu. Jak uroczo i romantycznie – podsumowała z ironią.
- Ula nie rozumiesz. Taki jest warunek, ale nie zamierzam oświadczać się nikomu innemu. Tylko ciebie pragnę i widzę jako moją żonę. Gdybyś nie była taka uparta, to już dawno moglibyśmy być razem. Ale ty od pięciu lat nie chcesz dać mi szansy. Nie mam nic do stracenia. Przemyśl to. Jak się nie zgodzisz, to jakoś to przeżyję, już przywykłem, że nie mogę cię mieć. Ale warunek ojca na nowo obudził moje marzenia. Zastanów się, proszę.
- Marek, ustalmy coś. Czy ty mi proponujesz układ biznesowy, zwany małżeństwem, czy chcesz zostać moim mężem? Pytam poważnie.
- Chcę, żebyś została moją żoną, a ja twoim mężem. Ofiaruję ci moją miłość, w którą nie wierzysz. Będę ci wierny i oddany, nigdy cię nie okłamię i nie opuszczę. Będę szanował twoją wolę i marzenia.
- Przemyślę to i jutro ci odpowiem.


***


Ula nie wiedziała, co myśleć o propozycji Marka. Tak długo broniła się przed nim. Nie wierzyła mu. To był największy problem. Tyle razy ją przekonywał, a ona nie dawała się przekonać. Ale małżeństwo to poważna sprawa. O co chodzi? O nią, czy o pieniądze? Była pewna, że nikogo już nie pokocha tak jak Marka. Kochała go. Nikt o tym nie wiedział. Ale ona wiedziała. Z jej strony przysięga małżeńska byłaby szczera. Aczkolwiek składana bez wiary w trwałość związku. Bo czyż Dobrzański jest w stanie dochować wierności i nie kłamać? Twierdzi, że tak. Kłamie, czy naprawdę tak myśli?


Znowu przyszedł do niej rano.
- Cześć. – Patrzył na nią pytającym wzrokiem. – Myślałaś?
- Cześć. Zawsze myślę.
- Ula! Nie dręcz mnie. Powiedz, co postanowiłaś.
- Zgadzam się, ale… – Marek chciał ją przytulić, jednak go powstrzymała. – Daj mi skończyć. Zgadzam się, ale oświadczam ci, że daję ci rok, na próbę. Pobierzemy się w urzędzie. Ale jak nie dotrzymasz obietnic, to rozwiodę się z tobą. Jeżeli natomiast dasz radę, to za rok złożę ci prawdziwą przysięgę małżeńską, w kościele. Co ty na to?
- Dziękuję ci. – Podszedł do niej blisko. Pierwszy raz od pięciu lat nie odepchnęła go, kiedy próbował ją objąć. Ośmielony przyzwoleniem, ujął jej twarz i pocałował.


***


Marek kuł żelazo, póki gorące. Bał się, że dziewczyna zmieni zdanie. Zmusił ją i w porze lunchu poszli wybrać pierścionek i obrączki. Wieczorem przyjechał do Uli z bukietem czerwonych róż. Chciał, aby wszystko odbyło się tak, jakby mogła sobie wymarzyć. Wręczył jej kwiaty i uklęknął przed nią.
- Ula, kocham cię i zawsze będę cię kochał. Czy zgodzisz się zostać moją żoną i uczynisz mnie w ten sposób najszczęśliwszym mężczyzną na świecie?
- Tak. Zostanę twoją żoną.


Po dwóch tygodniach w Urzędzie Stanu Cywilnego odbyła się cicha uroczystość. W obecności najbliższych Ula Cieplak i Marek Dobrzański zostali małżeństwem, wypełniając w ten sposób ostatnią wolę Krzysztofa Dobrzańskiego. Nie wtajemniczyli zebranych w powody takiego, a nie innego scenariusza ślubnego. Poprosili ich o dyskrecję i obiecali, że za rok zorganizują ślub kościelny i ogłoszą publicznie swoje małżeństwo. Znajomi Dobrzańskich oraz pracownicy Febo&Dobrzański wiedzieli tylko, że prezes i dyrektor finansowa mieszkają razem i ponownie są parą. Ogłoszone zostały ich zaręczyny.


Tymczasem Ula i Marek cieszyli się swoim szczęściem. Marek dosłownie nosił żonę na rękach. Jeszcze nigdy nie czuł takiej satysfakcji. Marzył o niej od tak dawna i stracił już zupełnie nadzieję na spełnienie tego marzenia. Dlatego teraz starał się, jak nigdy, aby jej nie zawieść. Ula z kolei powoli zaczynała wierzyć, że jednak może zaufać ukochanemu. Tak długo odmawiała sobie i jemu bliskości, że teraz z zapałem odrabiali stracony czas. Nie rozstawali się praktycznie ani na chwilę. Razem pracowali i odpoczywali. Nieśmiało układali plany na przyszłość. Na prośbę Marka zaczęli planować uroczystość ślubną i wesele. Szybko doszli do porozumienia i ustalili, ze ślub odbędzie się w Rysiowie. Miała to być dość skromna uroczystość. Marek wziął sprawy w swoje ręce. Ustalił datę, zarezerwował kościół i elegancką restaurację. Tak długo męczył Ulę, aż ustalili listę gości, menu, wzory zaproszeń i dekoracji. Dziewczyna śmiała się z niego, że jest w gorącej wodzie kąpany. A on chciał, żeby próbny rok minął jak najszybciej.


***


Bajka jednak nie mogła tak zwyczajnie trwać. Febo&Dobrzański tego roku było jednym ze sponsorów wyborów Miss Polonia. Marek, jako znany koneser kobiecej urody, został zaproszony do jury konkursu. Pshemko stworzył specjalną kolekcję sukien dla kandydatek na królową piękności. W wieczór finału konkursu Ula zasiadła na widowni w towarzystwie Aleksa. Marek był zajęty ocenianiem wyglądu i gracji dziewcząt. Po ogłoszeniu finałowej dziesiątki, jury zniknęło za kulisami. Publiczność zabawiali artyści estradowi i kabaretowi. Ula nie bawiła się dobrze. Czuła, że ta impreza nie jest odpowiednim miejscem dla niej, a już na pewno nie dla Marka. To tak, jakby wpuścić lisa do kurnika, lub opiłek żelaza pomiędzy magnesy. To nie było na jej nerwy. Aleks widział, co się z nią dzieje i domyślał się dlaczego.
- Nie martw się Ula. Marek nie jest aż taki głupi. Nie będzie ryzykował utraty kobiety swojego życia dla jakiejś durnej miski.
- Obyś miał rację. Ale wiesz, jak to jest. On jest członkiem jury, a do tego jest najprzystojniejszym mężczyzną w tym gronie. Jestem przekonana, że wszystkie finalistki tylko czekają, aby pokazać mu swoje atuty.
- Przecież żadna z nich do pięt ci nie dorasta – powiedział z przekonaniem.
- I co z tego? To ma mnie pocieszyć? Dzięki, jesteś kochany, ale…
- To w takim razie, chodźmy za kulisy. Jesteśmy w końcu sponsorami tego cyrku.


Poszli. Ochroniarz, gdy usłyszał nazwisko Febo, nie miał oporów z wpuszczeniem ich za scenę. Drzwi do jednej z garderób kandydatek były otwarte. Zobaczyli tam Marka w towarzystwie dwóch dziewcząt. Jedna siedziała mu na kolanach, a druga próbowała ją zepchnąć. Marek natomiast śmiał się i uspokajał je.
- Spokojnie, drogie panie, po kolei. Starczy dla każdej.
- Marek, ja byłam pierwsza. Nie patrz na Ewę, ona ma krzywe nogi.
- A ty masz cellulit na tyłku.
- Obie jesteście prześliczne.


Ula nie mogła na to patrzeć. Poprosiła Aleksa, żeby odwiózł ją do domu.
- Żałosny palant. Przepraszam Ula, że cię tam zaciągnąłem. Nie sądziłem, że on jest taki…
- Głupi. – Ula dokończyła myśl Aleksa.
- Ale to jeszcze nie znaczy, że zaliczy te panienki. – Pocieszał ją, ale bez wiary w swoje słowa.


Marek wrócił do domu nad ranem. Ula udawała, że śpi. Nie chciała z nim rozmawiać. Wiedział, że coś jest nie tak. Rano przy śniadaniu poruszył problem.
- Szkoda, że wczoraj nie zostaliście z Aleksem na bankiecie. Było bardzo miło.
- Tak, było miło. Niewątpliwie. Jakoś straciłam apetyt i ochotę do zabawy, kiedy zobaczyłam cię w towarzystwie dwóch misek w ich garderobie. Mam nadzieję, że było warto.
- Byłaś tam? Ula, ale ty chyba nie myślisz, że ja cię zdradziłem z którąś z nich. To były tylko takie żarty. No wiesz, chciały zrobić wrażenie na jurorze. – Marek był przerażony.
- I co, zrobiły? – zapytała ze złością w głosie.
- Co ja ci mam powiedzieć? Zrobiły, ale nie tak, jak myślisz.
- W tym problem, że cokolwiek mi powiesz, to ja ci i tak nie uwierzę. Tak się nie da żyć.
- Kochanie, już nigdy nie dam się wciągnąć w taką hecę.
Ula nie chciała rozmawiać. Wróciły koszmary z przeszłości. Marek był bliski szaleństwa.
- Wiem, jak cię przekonać. Poddam się testowi na wykrywaczu kłamstw. Zadzwonię do Aleksa. On to załatwi, a ty masz do niego zaufanie.


Aleks śmiał się z Marka, ale zgodził się zorganizować badanie. Po południu pojechali we troje do znanej agencji detektywistycznej, gdzie przeprowadzono test. Wynikało z niego, że Marek nie zdradził ani nie okłamał swojej żony. Nauczony tym doświadczeniem unikał jak ognia podobnych imprez. Do końca próbnego roku nic podobnego się nie wydarzyło.


***


- Powiedz, że zdałem test na twojego męża. – Marek przytulał Ulę w ich małżeńskim łożu i szeptem prosił o wyrok.
- Masz na myśli ostatni rok, czy godzinę? – Ula przeciągnęła się zmysłowo.
- To i to, ale pytam, bo za tydzień termin naszego drugiego ślubu. Wszystko już gotowe, czekam tylko na twoje słowo. A więc, pani Cieplak-Dobrzańska? Czy będzie biała sukienka i wspólny dom, dzieci?
- Tak panie Dobrzański, zdał pan. Ale proszę nie spoczywać na laurach.
- Kocham cię, a w prezencie ślubnym kupię ci wariograf.
- Też cię kocham. A ja ci kupię zbiór złotych myśli – „Dla męża”.