Get your own Digital Clock

czwartek, 31 grudnia 2009

Apsik i jej odczucia po 235!!

To nigdy nie przechodzi

Ula próbowała już na wszelkie sposoby. Rozpacz, złość, ucieczka, dystans, inny mężczyzna, przyjaźń… nic nie pomogło. Oszukiwała samą siebie. Uparcie trzymała się decyzji, decyzji którą podjęła sadząc, że uwierzyła w niemożliwe. Marek nie mógł jej pokochać, a ona się łudziła i przez to cierpi, już nigdy nie da się ponieść żadnym złudzeniom – tak sądziła. Uciekła od niego, nie chciała go widzieć, zatykała uszy, żeby nie słyszeć jego tłumaczeń, przeprosin i błagań. Pędziła przed siebie, nie wiadomo gdzie, na oślep, byle dalej od niego, ale nie umiejąc pozbyć się nadziei, że na końcu tego szaleńczego biegu wpadnie prosto w jego ramiona.
Ciągle myślała o tym, jak bardzo chce zapomnieć. I wszystko wracało.
Przyszedł do niej z kwiatami, mówił że odwołał ślub, że tylko z nią chce być. Nie miała odwagi by na niego spojrzeć. Tak bardzo chciała mu wierzyć, niestety, słodką naiwność zastąpiła już podejrzliwość. Serce wyrywało się z piersi, ale strach przed kolejnym zranieniem był silniejszy. Uwierzyła Izie.
Głowę miała nabitą ostrzeżeniami, plotkami o Marku, dobrymi radami. Często podejrzewała go o najgorsze, ale i tak nie potrafiła przestać go kochać. Ratowała firmę dla niego, a on dla niej zrezygnował z prezesury.
Nie umiała rozszyfrować jego zachowania. Sądziła, że wcześniej myliła się co do sygnałów, które wysyłał, więc teraz nie chciała przywiązywać do nich wagi. Powiedział jej, że to co między nimi, jest zamkniętym rozdziałem. Zgodziła się, nie bez żalu i starała się tego trzymać, ale nie było to łatwe, bo wiedziała, że z jej strony nic się jeszcze nie skończyło.
Wybaczyła mu. Nadal tak bardzo pragnęła jego bliskości, na szczęście miała sporo pretekstów. A on był zawsze kiedy go potrzebowała, robił wszystko o co poprosiła. Widziała, że nie jest mu obojętna, ale nie umiała zaufać. Poza tym, podjęła już decyzję.
Podświadomie pragnęła, żeby postarał się ją odzyskać, żeby ją zatrzymał. Ale kiedy Marek walczył o nich, nie potrafiła sobie radzić z emocjami. Złościła się na niego, bo wciąż w głowie pojawiała się natrętna myśl, teraz, kiedy się zmieniłaś, kiedy stawiasz opór, Marek bawi się w zdobywcę. Jesteś kolejnym króliczkiem. Nie chciała nim być. Nie musiała na niego wrzeszczeć, mogła po prostu trzymać go na dystans i dawać do zrozumienia, że nie jest zainteresowana. Problem w tym, że jednak nadal była zainteresowana i że krzykiem musiała przekonać nie jego, lecz siebie, bo za każdym razem była już o krok od tego, żeby się złamać.
Chciała odzyskać to, co było między nimi, zaproponowała mu przyjaźń, bo ich przyjaźń na pewno była prawdziwa. Nie wiedziała, że go rani. Między nimi wciąż było jak na huśtawce. Chciała z nim być, ale to musiałoby się stać poza jej decyzją, samo z siebie. Najlepiej żeby on coś zrobił, żeby coś powiedział… Nie wiedziała, że Marek zbyt mocno ją kocha, żeby się zdobyć na stanowczość.
Kiedy przeczytała list, serce się otworzyło i mogła dać upust nagromadzonym uczuciom. Miała mętlik w głowie. Ala potwierdziła, że Marek faktycznie odwołał ślub. Skoro tak, to znaczy, że jednak ją kochał, że jej nie okłamał, nie wykorzystał. Nareszcie uwierzyła, tyle, że sądziła, że zbyt późno. Być może powinna była zapytać go wprost, ale zwyczajnie wystraszyła się odrzucenia.
Pędziła do szpitala i miała absolutną jasność, że bez niego nic nie ma sensu, że on zawsze był najważniejszy. Dała się powstrzymać Paulinie, znów odezwał się jej brak wiary w siebie. Odpuściła, sądząc, że on wybrał Paulinę. Czuła, że nie ma prawa wywracać ponownie jego świata do góry nogami. Ale to bolało i boli. Zwłaszcza kiedy Paulina triumfalnie wkracza do bufetu. Za trzy godziny lecą z Markiem do Włoch. To oznacza nieodwracalny koniec. Trzeba im życzyć udanego urlopu i robić swoje… Tylko jak…?

Przepadło

Marek nie widzi już nawet cienia szansy. Nie ma już sił walczyć, bo cokolwiek robi nadal jest w punkcie wyjścia.
Poleci do Włoch z Pauliną – kiepski pomysł, ale nie ma lepszego. Urlop wydaje się mniejszym złem, zwłaszcza, że przecież wyjaśnił Pauli, że już nigdy nie będą razem. To, że stracił Ulę, tego nie zmienia.
Przepadło. Tak naprawdę nie miał szans naprawić błędów które popełnił na początku. Ona nigdy mu nie zaufa, nigdy mu nie uwierzy. Gdyby była choć niewielka nadzieja, gdyby Ula cokolwiek do niego czuła, to przyszłaby choć na moment do szpitala. Sprawdziłaby czy nic mu się nie stało, albo przynajmniej zadzwoniłaby do niego. A ona nic, pewnie szykuje się do wyjazdu do Bostonu. Nie ma sensu, żeby na to patrzył, bo za każdym razem serce łamie mu się na tysiące drobnych kawałków. Zdecydował, że jedzie. Już się spakował. Sebastian nie chce przyjąć do wiadomości, że to koniec, przepadło. Ten wyjazd pewnie nic mu nie da, ale przynajmniej ona będzie miała spokój.

Będzie spokój, przynajmniej z nim

Oszukiwania ciąg dalszy. Ula znów próbuje przekonać siebie, że wyjazd Marka wyjdzie jej na dobre. Tylko, że tym razem jest trudniej, tym razem nie potrafi już w to uwierzyć. Cały czas czeka na jego telefon, nie jest w stanie na niczym innym się skupić. W popłochu szuka w torebce dzwoniącej komórki, szybko, jak najszybciej, bo może to Marek. Nie… to tylko Piotr…
Chciałaby z nim porozmawiać (z Markiem oczywiście), ale nie odważy się do niego zadzwonić. Ala nie wie ile by ją to kosztowało. Nie da rady. Musi się pogodzić z tym, że jest już za późno, że Marka już nie ma.

Kocha Ulkę, tylko Ulkę i zawsze Ulkę

Tak mówi Violetta o Marku. Podobno Sebastian powiedział jej w tajemnicy – spryciarz. Oczywiście Ula wie, że Violetta jest mitomanką i najprawdopodobniej to wszystko sobie wymyśliła. Z drugiej strony mogła przecież mówić prawdę. Fakt, nie często jej się to zdarza, ale jeśli Viola nie kłamie, jeśli Marek naprawdę przyjedzie tu do niej… Może też przyjechać bo czegoś zapomniał… Bo coś tu zostawił – serce na przykład? Ciekawe, że Violka powiedziała, że to nie jest już żadna tajemnica i Ala tak od razu i bez wahania jej uwierzyła. Ula nie chce tego słuchać, nie chce znów cierpieć z powodu rozczarowania, ale nic nie poradzi na to, że znów obudziła się w niej nadzieja. Pragnie tylko jednego, żeby Marek został, żeby przyjechał – przyjechał do niej.

Nie zdąży

Pshemko macha im przed oczami zegarem. Pokaz już za dwie godziny. Marka nie ma. Czas biegnie nieubłaganie, a jednocześnie paradoksalnie się wlecze. Ula z przestrachem patrzy na mijające minuty, z których każda jest boleśnie rozciągnięta i wypełniona oczekiwaniem, obawą, nadzieją i zwątpieniem. Nie zdąży…I nie dzwoni, a pokaz zaraz się rozpocznie…

A jakby Urszula, na przykład poszła do kościoła na swój ślub, to tez z komórką ?

- pyta Pshemko. No przecież tu nie chodzi o komórkę, tylko o Marka. A na ślub to oczywiście, że tylko z Markiem. A gdyby go w tym kościele nie było, no to oczywiście, że nie wypuszczałaby telefonu z dłoni i też by się czuła tak jak teraz, pewnie. Nie może tak tego zostawić, musi coś zrobić.
Jej przyjaciółki słyszą od swoich mężczyzn, że są najpiękniejsze, piękniejsze niż wszystkie inne. Ulka też kiedyś usłyszała te słowa i nie musiała do tego wyglądać zjawiskowo, tak jak podobno wygląda dzisiaj.

Nie odlatuj błagam nie odlatuj, dobrze? Proszę.

Ula stawia wszystko na jedną kartę. Na kartę telefoniczną. Być może nie powinna odsłaniać swoich uczuć, narażać się znowu na zranienie, ale jeśli do niego nie zadzwoni, będzie tego żałować już zawsze. Może jest już na lotnisku albo w samolocie. Nie odbiera – Ula jest rozczarowana. Zaklinanie na nic się nie zdało. Nagra mu wiadomość, powie mu tylko, że… I nic już na to nie poradzi, bo wszelkie hamulce puściły, a z jej ust wymyka się prośba – nie odlatuj, błagam, nie odlatuj. Zostań ze mną, czekam na Ciebie, ale pewnie jest już za późno, pewnie już wybrał, już wyjechał. Przepadło. Wraca zrezygnowana na pokaz. Prawie już zapomniała, że w finale ma wyjść na scenę w tej sukni, w której bez niego będzie się czuć jeszcze bardziej niekompletna niż na co dzień.

Ula czekamy tu tylko na Ciebie

Nagle słyszy jego głos i dociera do niej, że nie odleciał. Serce zaczyna bić szybciej, a ona chce się jak najprędzej dostać na scenę, przekonać się czy to wszystko nie jest jedynie dziełem jej wyobraźni.

Podaje jej rękę. Widzi jej śliczną twarz i załzawione oczy. To na nią czekał. Czekał na to, aż mu wybaczy, czekał aż będą razem, a w zasadzie czekał na nią całe życie.

Każda inna jest nieważna gdy ma się tę jedyną

Odkąd zdał sobie sprawę, że znalazł tą jedyną – ideał, wszystko co robił było z myślą o niej. Żadna kobieta nie była mu nigdy bliższa i żadna nie mogła go odciągnąć od Uli. Kiedy się kogoś prawdziwie kocha, wierność nie jest poświęceniem, jest oczywista.
Nadal jeszcze nie wiedzą, nie mają pewności… Ona nie wie czy on wrócił dla niej, on czy usłyszał prawdę z ust Piotra.
Patrzą na siebie, jakby chcieli zobaczyć co nawzajem kryją ich serca. Tym razem żadne z nich nie ubierze maski, tym razem wszystko będzie naprawdę. Nie będą się chować, udawać, zaprzeczać. Stoją i patrzą, a w ich oczach jest to wszystko, co mogło zostać już dawno wypowiedziane. Wszyscy dokoła czują, że w centrum sceny dzieje się coś niezwykłego. Tyle między nimi narosło nieporozumień, problemów, tyle żalu i wyrzutów sumienia, tyle niezadanych pytań i nieusłyszanych odpowiedzi. Ale to wszystko nie ma znaczenia, bo tak naprawdę liczy się tylko miłość. Miłość, która nigdy nie przechodzi, która wszystko zniesie i która wszystko wybaczy. Mogliby spróbować przywołać każdą niejasną sytuację, mogliby przedstawić swoje obawy, przepraszać się i wyjaśniać. Mogliby, ale nie muszą, bo każde z tych nieporozumień zostałoby rozwiązane szczerą odpowiedzią na jedno nieśmiałe pytanie: „kochasz mnie, tak naprawdę”?

bardzo, bardzo kocham, Ula

Wiedziała już, zanim to powiedział. Po prostu to czuła. Nareszcie. I była tak niesamowicie szczęśliwa. Nie musiał nic mówić. Chciał. Próbował jej to powiedzieć wiele razy i nie mógł już dłużej czekać. Zapomniał, że stoją na scenie, zapomniał, że w ręku trzyma mikrofon. Widział tylko ją. Trochę się bał, że znów go odtrąci, ale tym razem zdobył się na odwagę, a ona przytuliła się mocno do niego. W pierwszym momencie zdziwił go nagły wybuch braw. Potem zrozumiał, że jego wyznanie stało się publiczne. Zakłopotanie przerodziło się w wesołość. Nie mają się czego wstydzić. Zamyka oczy, żeby zapisać to uczucie głęboko w pamięci, a usta, stęsknione, szukają jej ust. Tłum ludzi znika zupełnie, a on trzyma w ramionach miłość swojego życia z silnym postanowieniem, że już jej nigdy nie wypuści.


BrzydUla, odcinek 238 wg Agnieszki


Marek nie zdążył dogonić Uli. Zrezygnowany wrócił do sklepu.

- I co Marek? Złapałeś ją?- zapytała Violka

- Nie!- krzykną wkurzony i wybiegł ze sklepu.

W tej samej chwili do Sebastiana przyszła wiadomość:


,, Proszę Was, nie mówcie Markowi, że jestem w ciąży. Ula”


Sebastian pokazał wiadomość Violettcie, która zaraz chciała dzwonić do Uli, ale Seba ją powstrzymał

- Daj spokój Violuś. Oni muszą się dogadać sami. Ulka na pewno ma powód by nie mówić Markowi o ciąży.

- No już dobrze, dobrze- odpowiedziała Viola i wyszli ze sklepu.


Ula i Kinga wróciły do mieszkania. Było już dość późno więc obie poszły zaraz spać. Ula obudziła się wcześnie rano i zobaczyła, że ma dwie nieodebrane wiadomości. Pierwsza była od Sebastiana:

,, Ula, skoro nie chcesz, dobrze nie powiem mu, ale wiedz, że on cię dalej kocha.”

- Tak jasne! Kocha mnie i obściskuje się z modelkami- powiedziała na głos Ula

Druga wiadomość była od Marka.

- Co? Od Marka? Nie, nie czytam tego.- rzuciła telefonem w kąt łóżka, ale zaraz zabrała go i przeczytała wiadomość.

,, Ula, wiedz, że mimo wszystko nadal cię kocham. Będę czekał w naszym miejscu nad Wisłą dziś o 17.00. Proszę przyjdź. Zależy mi. Marek”


Kolacja Wigilijna była już prawie gotowa. Na zegarach widniała godzina 16.30.

- Kinga ja wyjdę na pół godziny, przewietrzyć się.- powiedziała Ulka

- Dobrze Ula, idź bo wyglądasz strasznie blado.

Ula ubrała się i wyszła. Wzięła samochód i pojechała nad Wisłę. Zastanawiała się czy ma wyjść czy nie, ale w końcu zaryzykowała. Wyszła i szła w stronę pienia na którym wszystko się zaczęło. Kiedy Marek zobaczył nadchodzącą Ulę wstał i podbiegł do niej. Chciał ją przytulić, ale ona odskoczyła od niego jak oparzona.

- Przyszłaś…

- Tak Marek. Chciałam Ci złożyć życzenia świąteczne…

- Ula, to nie było tak jak myślisz. Naprawdę.

- Marek, daj spokój… ja nie chce tego… aa… ała!!!- krzyczała Ula i chwyciła się za brzuch. Marek zaraz podbiegł do niej i pomógł jej dojść do samochodu, po czym zawiózł ją do szpitala. Kiedy Ula była na Sali operacyjnej Marek postanowił zadzwonić do Józefa, żeby się nie martwił, ale w Rysiowie nikt nie odbierał.

Wyciągnął z torebki Uli telefon i zadzwonił do Jaśka.

- No Ula… gdzie ty się podziewasz? Wszyscy już czekają…- powiedział Jasiek

- To ja Marek…

- A co pan robi z telefonem Ulki?

- Ulka jest w szpitalu, na Sali operacyjnej.

- W którym szpitalu? Jedziemy tam- krzyknął Jasiek

- W szpitalu św. Floriana…- powiedział Marek i osunął się na podłoge.

Cała rodzina Ulki zjawiła się w szpitalu i razem z Markiem czekali na wiadomości.

W końcu z Sali operacyjnej wywieźli Ulkę, a zaraz za nią szedł lekaż.

- Panie doktorze i co z moją córką…- zapytał zdenerwowany Józef

- Spokojnie… wystąpiły małe komplikacje…

- Czy to znaczy, że…

- Nie, nie. Ma pan silną córkę i zdrową wnuczkę…

- Dziękuję panu bardzo- Józef uścisnął lekarzowi dłoń.

Wszyscy, oprócz Marka weszli do Sali Ulki, która trzymała na rękach małe zawiniątko.

- Jak dasz jej na imię- zapytała zaciekawiona Beatka

- Jeszcze nie wiem… przepraszam was bardzo, ale chciałabym porozmawiać z Markiem- poprosiła wszystkich by wyszli i do Sali wszedł Marek.

- Ula… ja wiem, że to moja wina, ale…

- Marek posłuchaj… wierze ci, nie tłumacz się już… zobacz…- pokazała mu córeczkę

- Masz piękną córeczkę… kto jest ojcem?- zapytał

- Nawet gdybyś chciał nie mógł byś się jej wyrzec. Jest kropka w kropkę podobna do ciebie

Szczęśliwy Marek przyliżył się do Uli i pocałował ją delikatnie by nie uszkodzić dziewczynki

- Jak damy jej na imię?- zapytała Ula

- A jak byś chciała?

- Chciałabym by było ponad czasowe… może Michalina Maja… Dobrzańska?

- Michalina Dobrzańska- powtórzył Marek- pięknie.

Minęło kilka miesięcy. Michalina rosła jak na drożdżach. Ula wróciła do FD i planowali ślub z Markiem.

Rok po urodzeniu Michaliny, 24 grudnia Ula została panią Dobrzańską.

Kolejny rok później urodził im się synek, któremu dali na imię Krzysztof Józef po dziadkach.

A potem wszyscy żyli długo i szczęśliwie.


P.S. Beatka pokochała Ale jak mamę, ona i Józef wzieli ślub kilka tygodni po urodzeniu Michalinki. A Jasiek i Kinga kończą studia i nadal mieszkają razem.


THE END


Odcinek 236 'oczami' M92

Odcinek 1/236


Fragment z pamiętnika: „Marek siedział pod wierzbą. Płakał. Wiał wiatr i gałęzie poruszały się jak węże w wodzie. Doskonale zdaję sobie sprawę, jakie to śmieszne, ale obudziłam się i też płakałam. Boki zrywać. Jakbym znowu miała trzynaście lat.”
Ula właśnie wracała z zapiekankami. Gdy ujrzała Marka, przypomniała sobie ów sen, po którym i ona dała ponieść się łzom. Tylko że teraz wierzyła w prawdziwość oglądanej przez siebie sytuacji.
Po krótkotrwałej chwili zamyślenia podeszła do niego.
U: Marek…
Położyła na ławce zapiekanki. Objęła go tak jak na pokazie FD Gusto. Ich nosy zetknęły się ze sobą.
U: Ciiii… Już, spokojnie.
Przez łzy uśmiechnął się do niej.
M: Ja dalej nie mogę w to uwierzyć, że to mnie spotkało takie szczęście. Mnie ! Przecież na nie, nie zasługiwałem. Zresztą byłem już o tym przekonany. Myślałem, że wszystkie moje czyny, będę odpokutowywał resztę życia.
U: Wiem, to moja wina. Nie dostrzegałam tego, że zachodzą w Tobie zmiany. Nie chciałam ich dostrzec. Widziałam tylko mnożące się między nami przeszkody.
M: Każdy odpowiada za to co zrobił. Nie obarczaj siebie winą o krzywdę, którą ja Ci wyrządziłem. Nie wiem ile razy powiedziałem to Tobie. Przepraszam, przepraszam za to co doprowadziłoby do tego, że nie bylibyśmy razem.
Przez długi czas nie potrafiliśmy się zdobyć na szczerą rozmowę między nami. Na wykrzyczenie sobie tego co nas boli, co nas niszczy. Na wykrzyczenie sobie tego co do siebie czujemy.
Dlatego proszę Cię teraz. Powiedz mi o wszystkich rzeczach, jakie niszczyły nas.
U: Marek… nie, byłam głupia. Nie chcesz tego słuchać.
M: Ula, proszę. Naprowadźmy nasz statek na właściwą drogę. Pozbądźmy się tych wszelakich przeszkód, przeszkód, które nie pozwalają nam spokojnie dopłynąć do brzegu.

Piosenka: Hey „Boję się o nas” (refren + ostatnia zwrotka)
Reszta rozmowy ukazana w scenach, jak wspólna praca podczas odcinka 231. Nie słyszymy słów, jakie mówią do siebie. Widzimy ich gesty oraz emocje nimi targające – płacz, zdziwienie, złapanie się za ręce, objęcia.

Dopiero po rozmowie ukazuje się nam zmieniona czołówka serialu. Tak jak w pierwszym odcinku 1 serii, jest ona poprzedzona sceną.
W tle ta sama piosenka wykonywana przez Julkę.
Rozpoczyna się podobnie jak w 1 i 2 serii, tylko potem pękają po kolei „bąble” z Ulką ze zmieniającym się jej wyglądem -> czerwone okulary, inna grzywka, po przemianie.
Następnie Marek, od którego głowy odchodzą bąble  a w nich Ula. Też w każdym inna, żeby ukazać, iż myślał o niej nie tylko od momentu jej przemiany rzecz jasna  Bąble się rozpadają, bo właśnie Ulka go całuje. Ulka z Markiem maleją i najpierw pierwszy bąbelek z rodzinką Ulci + Ala, Kinga a następnie drugi z rodzinką Marka. Powracają nasi główni bohaterowie a do tej dwójki biegnie Violetta, która się potyka i gdy ma już upaść, łapie ją Seba. Potem śmiejący się z tej sytuacji Maciek z Anią. Następnie Ulka obejmująca Marka na szyi a on ją w pasie. Ulka „puszcza oczko” i kończy się czołówka (nie dawałem wszystkich bohaterów, pozwoliłem sobie wybrać
;) ).

Zdjęcie rysiowskiego domku, napis „Miesiąc później”
Józef przygląda się swojej starszej córce biegającej między pokojem, łazienką a korytarzem, na którym stoi już większość walizek. Ulce pomaga Ala oraz Beti.
Józef: A czy to koniecznie ? Pan Marek mógłby, to znaczy Marek mógłby u nas zamieszkać. Pomieścilibyśmy się.
U: Tato! Przecież już rozmawialiśmy na ten temat, czas rozpocząć nowy rozdział w życiu. Tak jak Ty z Alą.
A: Ulka!
U: No co ?
A: Nic.
Ala pokazuje Ulce język, po czym się śmieje. Józef podchodzi do niej i całuje ją w usta.
B: Oni nic Ci nie pomagają. Dobrze, że ja tu jestem.
U: Tak Beti, dziękuję.
Z góry schodzi Jasiek.
Jasiek: Marek już przyjechał. To kiedy urządzacie parapetówkę ?
U: Nie wiem, ale nie martw się zaprosimy Ciebie z Kingą.
Ulka uśmiecha się do niego. Do domu wchodzi Marek.
M: Kochanie, jesteś już gotowa ?
Ulka odpowiada „Tak” a następnie podbiega do niego i go całuje.

Domek Heleny i Krzysztofa.
H: Tak się cieszę, że Markowi dobrze się powodzi. Teraz dostrzegam, że on naprawdę kocha Ulę. A ja początkowo przekonywałam go, że to chwilowe zauroczenie, przygoda i kocha Paulinę. Krzysztof, my przez ponad 7 lat nie widzieliśmy, że on nic nie czuje do Pauliny.
K: Wiem, ale dobrze że sam Marek dostrzegł, kto jest mu przeznaczony na tym świecie.
H: Widziałeś jak oni na siebie się patrzą. Im wystarcza to że widzą ukochaną osobę.
K: Tak, ale nam również.
Obydwoje patrzą się na siebie, chichocząc się.

Przed bramą rysiowskiego domku.
Wszyscy po kolei żegnają się z Ulą.
U: Ja nie jadę na koniec świata. Będziemy się widywać.
Józef: To nie to samo, jakbyś mieszkała z nami.
Ulka spogląda na ojca.
Józef: Ale ja tego nie neguję, zakochani powinni mieć swoje gniazdko.
A: Dokładnie.
Do „komitetu pożegnalnego” dołącza Dąbrowska.
D: A co tu się wyrabia ?
B: Ula wyprowadza się do Marka.
Dąbrowska nie zwraca uwagi, na to co mówi Beti, przygląda się Ali.
D: A pani co tu robi ?
A: Mieszkam.
Dąbrowska patrzy się z niedowierzaniem.
Józef: Tak, pani Dąbrowska. Bo widzi pani, my jesteśmy ze sobą.
D: Ojej… chyba mdleję.
A: Pani Dąbrowska, niech pani nie udaje. Wszyscy dobrze wiedzą, że chce pani zwrócić na siebie uwagę Józka.
D: Józka ? No tak … Wystarczy, że nie było mnie kilka tygodni w domu a tu takie rzeczy się dzieją. Sodoma i Gomora. Gorzej … Do widzenia państwu.
Dąbrowska odchodzi, wszyscy się śmieją.

Mieszkanie Seby.
V: Sebulku, ale z tego Marka i Uli „pączki nierozłączki”. Zupełnie jak my.
S: Tak, tak. Zupełnie jak my.
V: Niedługo wspólnie z Ulą będę na zakupy chodziła.
S: A skąd Ty tak nagle za Ulką przepadasz ?
V: Jak ktoś jest dla mnie miły, to ja mu vis a vis.
S: Ja jestem dla Ciebie bardzo, ale to bardzo miły.
V: Wiem… dlatego odbierzesz specjalną Pokojową Nagrodę Einsteina, tak jak ten Alabama.
Po wypowiedzeniu tych słów, Viola zdejmuje szlafrok i w samej bieliźnie palcem wskazującym „woła” go do pokoju.

Mieszkanie na Siennej.
Ula z Markiem stają przed drzwiami. Marek otwiera drzwi.
U: Nasze królestwo.
M: Na razie musi Ci to wystarczyć. Postaram się jak najszybciej zbudować Ci prawdziwe królestwo.
U: Ale tu jest pięknie.
Marek bierze Ulę w ramiona i wnosi ją do mieszkania.
U: Marek co Ty robisz ?
M: Wszystko co powinienem dla mojej królowej.
Ula patrzy się na niego ze wzrokiem pełnym czułości i zaczynają się całować.
Przez otwarte drzwi zagląda do nich Pshemko.
P: Stop [czyt. Sztop].
Para patrzy się na niego ze zdziwieniem. Po chwili wybuchają śmiechem.
P: Czy Pshemko powiedział coś śmiesznego? Niech osoba Ula z osobą Markiem zaprzestaną tych radości.
M: Dobrze Pshemko. Wejdź.

Domek w Rysiowie
Józef: Mam nadzieję, że Ula ułoży sobie życie z Markiem. Jej jak mało komu, należy się od życia ta garstka szczęścia.
A: Jestem pewna, że sobie ułoży. A za kilka lat jeszcze się wnuków doczekasz.
Józef: Doczekamy.
Józef obejmuje Alę. Do pokoju wchodzi Maciek z Anią.
Maciek: Dzień dobry pani Alu i panie Józefie.
Wszyscy się witają, nie będę pisał każdemu tej ważnej kwestii
;)
Maciek: Zastaliśmy Ulę ?
Ala: Niestety spóźniliście się. Pojechała już z Markiem.
Maciek: Już ?
Józef: Tak, zabrała wszystkie rzeczy i przeprowadziła się do Marka.
Ania: Złożymy im tam niezapowiedzianą wizytę ? Ale może nie dzisiaj, dajmy im się nacieszyć sobą
;)

Mieszkanie na Siennej
P: Urszulo, pragnę jeszcze raz podziękować za Twój wkład w moją zgodę z Wojtkiem.
U: A właśnie ? Co u niego, to znaczy u Was słychać ?
P: Ja w tej sprawie. Czy prezesostwo nie ma nic przeciwko naszemu wyjazdowi ? Chciałbym pokazać Wojtkowi moją samotnię. W końcu muszę mu zdradzić wszelkie tajniki wielkiego projektanta, Mistrza.
M: Prezesostwo nie ma nic przeciwko. Kolekcja świetnie się sprzedaje
;)
P: Wspaniale, wspaniale.
Pshemko z radością podbiega do Uli, po czym całuje ją w policzek. Tym razem naprawdę, nie tak jak to robił zazwyczaj wcześniej z innymi osobami. Następnie całuje Marka, także w policzek.
Marek kompletnie zaskoczony, Ula patrząc na niego śmieje się, ale nie na głos.
P: Dziękuję Wam.
Projektant wychodzi z mieszkania. Marek podbiega do drzwi, wrzuca torby i walizki, zamyka drzwi na klucz.
M: Kochanie, ja pójdę się odświeżyć.
U: Dobrze.
Marek idzie do łazienki. Ula chce powkładać do szuflad ubrania. Po zapełnieniu pierwszej, otwiera następną a w niej widzi kartki, jakie napisał jej Marek w odcinku 230.
Ula w myślach: A więc to Ty. Też Cię kocham i to nie wiesz jak bardzo.
Piosenka: „Piosenka z głowy”
Podczas trwania piosenki, Ula wyciąga wszystkie kartki i układa je w serce dla Marka.

Koniec odcinka.

Taka mała refleksja – przy pisaniu tego, na prawdę uwierzyłem, że zaistniałe sytuacje wydarzyły się albo że chociaż widziałem je w tv ;)


środa, 30 grudnia 2009

Telekamery Tele Tygodnia 2010 !! - komunikat KlaryV



Na nasz ukochany serial –BrzydUlę” głosujemy w trzech kategoriach:

adaptacja serialu zagranicznego, aktorka i aktor poprzez:


- smsy

* “BrzydUla” – SMS o treści: TK.L1 na numer 7164

* Filip Bobek – SMS o treści: TK.F1 na numer 7164

* Julia Kamińska – SMS o treści: TK.E2 na numer 7164


- stronę www telekamery.pl/glosowanie.php

(1 głos z 1 numeru IP/IPX)


- kupony z gazety “Tele Tydzień”.



Kochani zostało naprawdę niewiele czasu!

Plebiscyt trwa do 31 grudnia 2009 r.





I co dalej? cz.3 wg jukaki

Moja kolejna, III część jest trochę przewrotna.
Zainspirowała mnie SWB swoim ostatnim dziełem i Nenia jednym z postów- postanowiłam troszkę inaczej przedstawić pewne sprawy, coś niecoś spróbować wyjaśnić, z tego co nie do końca pasowało nam w serialu. Pewnie domyślicie się szybko o co chodzi- nie chce zbyt dużo wygadać…

W każdym razie urlop nie służy dobrze mojemu odwykowi…. ;)
Miłej lekturki
:)


jukaka

Część III Uli i Marka po ślubie.

Ślub był niezupełnie taki jakiego pragnęli…

Początkowo myśleli o małej, skromnej uroczystości w przyklasztornej kaplicy Franciszkanów.
Chcieli być tylko dla siebie.
Jednak stwierdzili, że nie powinni pozbawiać swych przyjaciół możliwości towarzyszenia im w tym ważnym dniu…
A przyjaciół, kiedy zaczęli ich liczyć okazało się zaskakująco wielu. Alicja, Sebastian , Ania, Violetta, Maciej, Ela, Iza, Władek, Pshemko czy Wojtek to tylko ich część … Tylu ludzi było świadkami ich miłości, ich walki o nią…
Tylu ludzi stało im się niespodziewanie tak bardzo bliskich…
A przecież jeszcze pozostawała rodzina, bez której również nie wyobrażali sobie ślubu…
Tak więc ślub zapowiadał się zupełnie inaczej niż sobie to początkowo zakładali.

Ale jedno pozostało niezmienne – zadbali o to by informacje o mającej się odbyć uroczystości nie wyciekły do prasy…
Od czasu pamiętnego pokazu FD Gusto stali się bardzo rozpoznawalni, bardzo medialni.
Zbyt bardzo.

Kiedy wkroczyli do kościoła opadły wszystkie wątpliwości. Wpatrywało się w nich wiele oczu… Bardzo wiele…
Ale wszystkie patrzyły z radością i z ogromnym ciepłem.
O nikogo nie było zbyt dużo…

Ceremonia wciągnęła ich w bajkę.
W bajkę wywołująca wzruszenie i kończącą się pełnią wiary w Happy End.
Byli pewni swojej miłości.
Byli pewni siebie… siebie samych i siebie.. nawzajem.
Kiedy ksiądz powiedział :
- „Biorę sobie Ciebie Urszulo za żonę…,
a Marek, dla którego „Urszula” była formą zbyt odległą, zbyt … zimną, powtórzył drżącym ze wzruszenia głosem:
- Biorę sobie Ciebie Ulko za żonę
i ślubuję Ci miłość,
wierność
i uczciwość małżeńską…. Ula wiedziała, że te słowa to 100% prawdy.
Ich prawdy.

———————————

Życie znów zaczęło płynąć jak szalone.
Praca była bardzo absorbująca, ale ciągle potrafili znaleźć czas dla siebie i swoich bliskich…
Odnajdywali chwile dla siebie w trakcie pracy, chłonęli siebie nawzajem nocą…
Dość często wpadali do Pomiechówka – odwiedzali Violettę i Sebastiana.

Violka, będąca w ostatnim trymestrze ciąży łaknęła tych wizyt i ploteczek z pracy.
Pobyt w domu i ciąża wyciszyły ją wewnętrznie, złagodniała…
Oczywiście potrafiła nadal urządzać Sebastianowi dantejskie awantury, ale o dziwo! – wydawało się, że robi to bardziej dla niego, niż z powodu własnej potrzeby…
Sebastian uwielbiał swoją żonę i jej „temperamencik”, świetnie sprawdzał się w roli męża i przyszłego ojca.
To on wraz z teściową, w tajemnicy przed Violettą, która bała się zapeszyć, skompletował prawie całą wyprawkę dla przyszłego dziecka.
Buszował po sklepach z ubrankami, bawił się świetnie na działach z zabawkami…
Czasem nawet porywał Marka na takie wypady.

Widać było, że i Marek myśli o dziecku.
Temat „Cebulków” i ich przyszłego „Cebulątka” dość często powracał w rozmowach Uli i Marka…

——————————-

Coś było nie tak…
Marek wiedział, że Ula ma jakieś problemy.
Nie chodziło o pracę, tego był pewien.
A jednak….
Zamknęła się przed nim, czuł że podświadomie buduje mur.
Poczuł tak dobrze znajomy strach…
Przyglądał jej się, próbował rozmawiać…
I po raz pierwszy od tak długiego czasu nie mógł się przebić…

————————————

Wybiegł z domu poruszony…..

Co się dzieje??? Dlaczego Ulka nie dopuszcza go do czegoś, co wkradło się między nich???
Dlaczego unika rozmowy, a na prośbę o 100% prawdy – ich prawdy – płacze???
Strach oplatał mu serce.
Nie wątpił w jej miłość do siebie, nie podejrzewał o zdradę…
A jednak czuł strach…
Wycofać się ? Odpuścić? Udać, ze niczego nie widzi????
A jednak wiedział, że musi walczyć… walczyć wszelkimi dostępnymi metodami.
Oparł się plecami o drzewo, wyciągnął telefon…
Powoli zapalały się latarnie, a on nadal czuł mrok…

-Mamo? – rzucił do telefonu
-…
-Tak, stało się – potwierdził- Mamo nie wiem co się dzieje…

Opowiedział matce o pierwszej kłótni między nim a Ulką i o tym jak do niej doszło.
O tym, że Ulka buduje mur, przez który on nie umie się przebić…

- Mamo? Co powinienem zrobić? Jesteś kobietą- o co tu chodzi????

Widać było, że rozmowa z matką przyniosła mu trochę spokoju.
Postanowił odwiedzić Sebastiana i pomimo nadciągającego wieczoru wyciągnąć go na pokawalerskie piwo.

—————————-

Dzwonek do drzwi zaskoczył Ulę.
Przecież Marek…
Marek wybiegł załamany twierdząc, że musi pobyć sam….
Zresztą Marek ma klucze.

Nie miała ochoty wstawać. Nie miała sił, a kanapa była tak przytulna…
Ale ten dzwonek!
A dzwonek był coraz bardziej natarczywy…

Zwlokła się z kanapy, otworzyła.
Widok niespodziewanej wizyty teściowej zupełnie ją zaskoczył.
- Ula dziecko- dlaczego płaczesz? – zapytała troskliwie.
Ula nie potrafiła nic odpowiedzieć.
Helena objęła ją ramieniem i zaprowadziła do pokoju.
- Zrobię nam herbatę – powiedziała. – Czuję, że będzie potrzebna.
-Poczekaj tu dziecko- dorzuciła powstrzymując Ulę od wstania….

—————————–

Ula z trudem wyrzuciła to z siebie.
Marka marzenia o dziecku, jej strach przed tym…
Jego radosne oczekiwanie tak sprzeczne do tego co czuła ona.
Marek tak bardzo pragnął być ojcem, a ona tak bardzo bała się zostać matką…
Strach , wyrzuty sumienia, że jest tak bardzo egoistyczna, że nie potrafi dać Markowi dziecka, którego on tak bardzo pragnie…
Pamiętała jak matka cieszyła się z ciąży z Beatką.
Jak czekała na małą kruszynę.
I pamięta swoja samotność, swój strach i ból gdy do domu wróciła już tylko Beatka…
Długo nie potrafiła ją pokochać…
Za to potem ulokowała w niej cały nadmiar swych uczuć…

Teraz ten strach wrócił.
Paraliżował ją teraz, gdy plany rodzicielskie zaczynały się tak bardzo krystalizować…
Bała się nie tylko o siebie, ale i o to czy będzie potrafiła kochać tę małą istotkę…

Helena była dobrym rozmówcom…
Otoczyła wyraźnie cierpiącą Ulę zrozumieniem i troską…
Nie naciskała, nie oceniała…
Pomogła jej wyrzucić z siebie to, co tak bardzo w sobie tłumiła…
Kiedy Ula wypłakała się i uspokoiła Helena delikatnie zasugerowała jej pomoc.
Zapytała czy może poszukać jakiegoś terapeuty, który potrafiłby fachowo jej pomóc…
Zaproponowała, że może, jeżeli ten temat jest dla Uli tak bardzo bolesny, że może to ona właśnie porozmawia z Markiem… On powinien wiedzieć, bo bardzo cierpi…
Wspomniała, że to Marek zadzwonił do niej z prośbą o pomoc.
Że bardzo się martwi…
- Dziecko, to wszystko jest bardzo trudne, wiem. Ale wiem też, że bardzo Wam na sobie zależy. Że potraficie sobie i z tym poradzić…

————————————–

Kiedy Marek wrócił do domu Ula spała w ubraniu, zwinięta w kłębuszek na kanapie.
Była taka bezbronna i taka zszarzała…
Marek wpatrywał się w nią pełen troski.
Ukucnął przy kanapie, otulił ją kocem, a potem zaczął delikatnie gładzić jej włosy…

- Wróciłeś ?- wyszeptała cichutko…
- Zawsze wrócę. Ulka!…
- Mama tu była…
-Wiem – przerwał – już wszystko wiem…
Nie powinienem tak naciskać.
Ja.. Ja nie wiedziałem ….
Oparł czoło o jej ramię, chłonął jej zapach….
- Ula tak bardzo Cię kocham!

To nie była łatwa rozmowa…
Ale czuli, po raz pierwszy od długiego czasu czuli, jak pęka szklana tafla pomiędzy nimi.
Czuli, że to co ich łączy jest najważniejsze.

————————————
Violetta urodziła.
Sebastian zupełnie zwariował na punkcie córki. Akcje Violetty na cebulkowym rynku, także wyraźnie wzrosły.
Ula początkowo była dość sztywna.
Nie potrafiła przytulić małej Adusi i Marek wielekroć, patrząc na nie przypominał sobie nienaturalnie sztywne zachowanie Uli wtedy, kiedy trzymała na ręku dziecko Boubara…
A jednak pamiętał też jak czule tuliła Beatkę…
Nie naciskał.
Wiedział, że potrzebuje czasu…
Miał czas…

—————————————-

Ciąża Uli była sporym zaskoczeniem.
Marek dowiedział się o tym od Uli – to miał być jej prezent urodzinowy dla niego….

- Dasz radę kochanie? Jesteś gotowa? – zapytał troskliwie.
- Strach nie może kierować naszym życiem. Boję się, ale tak bardzo chce byś Ty się cieszył…

I był szczęśliwy. Czuł się tak bardzo odpowiedzialny za dziecko, które miało przyjść na świat.
Ich dziecko…
Był szczęśliwy taką cichutką radością…

Kiedy Ula poczuła pierwsze ruchy dziecka, jej strach gdzieś zniknął.
Może sprawiła to fizyczność, namacalność tego odczucia, może po prostu terapia zaczęła skutkować…
W każdym razie, to wydarzenie przyniosło im spokój i pewność i pozwoliło wreszcie razem cieszyć się z rozwijającej się w Uli istotki.
Zniknęło napięcie, niepokój – wreszcie wszystko było tak, jak trzeba.

———————————–

Marek chronił Ulę i wspierał, ale nie przesadzał z roztaczaniem nad nią ochronnego parasola.
Nie chciał by nadmiernie widoczna troska spowodowała, że Ula znów zacznie się bać…
Zdecydowanie lepiej było, gdy dni płynęły normalnie, gdy Ula mogła skupić się na pracy…

A pracy było sporo.
Właśnie przystąpili do wprowadzania swoich kolekcji na nowe rynki.
Myśleli też o kolekcji nakierowanej na przyszłe matki.
Pierwsze zlecone sondaże wykazały, że luka na rynku w tym zakresie była ogromna.
Rysowało się przed nimi kolejne duże wyzwanie.

Marek, wraz z upływem czasu starał się coraz bardziej rozdysponowywać obowiązki pani prezes. Starał się dbać o to, by nie przepracowywała się za bardzo. Ostatni trymestr, jak uprzedzał go lekarz, nie należał do łatwych i Ula powinna ograniczyć pracę.
Nie było to łatwe zadanie…

————————————

Ula szła przez park znajdujący się w pobliżu firmy.
Codziennie starała się wychodzić z pracy na długi spacer.
Lubiła te chwile. Była wtedy tylko ona i ich syn. Czasem był jeszcze Marek.
Dość dobrze znosiła ciążę. Lekarz ostrzegał ją, że nadchodzi dość wyczerpujący okres, ale ona tego nie odczuwała.
Zamyślona wpadła na kogoś…

Widok Aleksa zupełnie ją zaskoczył…

- Dzień dobry Pani prezes – powiedział z nutą złośliwości –widzę, że nadal próbuje mnie Pani zmieść z drogi…
Jego postawa powinna skłonić Ulę do odejścia. A jednak coś ją powstrzymywało.
- Dzień dobry – odpowiedziała – Wrócił Pan z Włoch?
- Chyba mam do tego prawo, prawda? – jego głos był wyraźnie zaczepny.
Ula stropiła się lekko.
- Chyba, że i tego chcecie mi zabronić – dorzucił Aleks.
- Co Pan mówi? To Pan próbował zniszczyć firmę, to Pan …- usiłowała coś powiedzieć Ula.
Aleks przerwał jej gwałtownie:
-Firmę, firmę – rzucił wściekle. – Dobrze jest mieć pod ręką czarny charakter, prawda? Chce Pani poznać moją wersję?
Wykorzystał zaskoczenie Uli i kontynuował, wpatrując się w nią wzrokiem kota, przyczajonego do ataku.
Powinna Pani wiedzieć, że to Marek zniszczył moje życie.
Pani wie, że miał romans z moją narzeczoną???
Ten gówniarz dostawał zawsze wszystko co chciał! Miał dom, rodzinę, powodzenie…
Nic nie potrafił uszanować. Niszczył wszystko na swojej drodze.
Zabrał mi wszystko co miałem… Paulę …. a potem Julię…
Na koniec firmę…
Zbierał kolejne zabawki i zawsze spadał na cztery łapy.
Panią też dostał jak widzę…. – z satysfakcją obserwował symptomy zdenerwowania na twarzy Uli. Próbowała przerwać rozmowę, monolog właściwie, ale on nie zamierzał dać jej odejść. Nie odchodzi się kiedy Aleks Febo mówi!
Widział po twarzy Uli, że jego słowa nie są jej obojętne.
Wiedział, że ją to boli.
Pragnął tego.
Zauważył rękę którą położyła na brzuchu.
Na swój sposób zinterpretował ten gest…

- Może mam teraz życzyć Wam szczęścia? Gratulować dziecka??? Przykro mi nie potrafię!
Tak naprawdę, tak naprawdę to chciałbym –zawahał się chwilę, ale postanowił wbić kolec do końca- chciałbym aby ten gówniarz – ciągnął bezlitośnie dalej- nigdy nie mógł przytulić tego dziecka!

Satysfakcja na widok przerażenia w oczach Uli, na widok jej bólu nie trwała długo.
Kiedy krzyknęła i opadła na ławkę, kiedy chwyciła się za brzuch i zasłabła, Aleks stał jak skamieniały.
Początkowo nie wiedział co się stało, wkrótce wściekłość zastąpił strach.
Gorączkowo wystukiwał w telefonie numer 112.

———————————

Marek miotał się pod salą zabiegową.
Strach o Ulę, o ich dziecko był porażający.
Nie wiedział co zaszło.
Telefon od Aleksa, jego informacja, że musi koniecznie jak najszybciej przyjechać do szpitala zaskoczył Marka.
Jeszcze bardziej tembr jego głosu.
Nie przypuszczał, że może chodzić o Ulę.
Aleks nie był w stanie nic więcej powiedzieć.
Myślał, że może coś stało się z Pauliną, bo wiedział, że miała przylecieć do Polski.
Teraz miotał się pod salą, a jego emocje sięgały zenitu.

Widział poszarzałą postać Aleksa, siedzącego samotnie w kącie, na szpitalnym krześle.
Postanowił się czegoś od niego dowiedzieć…

To, co usłyszał totalnie go rozbiło.
Nie był w stanie nic zrobić, nawet walnąć Aleksa, choć tak bardzo miał na to ochotę.

- Zmarnowałem Ci życie, tak???
Mam wszystko , tak????
Mam wszystko bo o to walczyłem.
Bo oboje z Ulą walczyliśmy!
Mam wszystko, bo potrafiliśmy sobie przebaczyć!!!
Czy Ty – głos Marka zaczynał się rwać- czy Ty kiedykolwiek próbowałeś… przebaczyć????

Aleks coraz bardziej zapadał się w sobie…

- Coś ty zrobił… – zamiast wściekłości Marek miał łzy w oczach – Kiedy stracę żonę lub dziecko będziesz wreszcie szczęśliwy???!

————————–

Aleks klęczał w szpitalnej kaplicy. Tylko tu mógł być sam…

- Ave Maria, piena di grazia il Signore è con te… – łkał chroniąc twarz w złożonych dłoniach.
Coś w nim pękło,,,,
Dziecko…
Dziecko, które niczemu nie było winne….

————————————

Szczęśliwie słońce wyjrzało. Zagrożenie minęło…
Już niedługo mieli trzymać maleństwo, którego tak bardzo pragnęli. Dziecko, o które tak bardzo się bali…
Uli słowa dźwięczały mu w uszach…
- pamiętaj Marku … -jeśli… jeśli musiałbyś kiedykolwiek wybierać… – ono… ono jest najważniejsze… Obiecaj, że nie będziesz się wahał….

Nie musiał. I nie dopuszczał do siebie też strachu przed zbliżającym się porodem.
Jakże był wdzięczny losowi…

Teraz tulił Ulę w szpitalnym łóżku i starał się zapomnieć o strachu.
-Marku? Zmieniłam zdanie.
Wiesz, chciałabym aby nasz syn … aby nasz syn nazywał się Wiktor Arkady.
Wiktor Arkady Dobrzański.
-Co Ty tam kombinujesz, królewno? To pewnie coś znaczy, co?
Wiktor –zwycięzca, tak?
- Ychy – potwierdziła mruknięciem Ula.
- A skąd Arkady? Dziwne imię…
- Ten który jest szczęśliwy. Mieszkaniec Arkadii, krainy szczęścia, kojarzysz? – cichutko spytała Ula.
-Ale Wiktor przez „W” i jedno „t”? – upewnił się, żartując Marek…
Wiktor Arkady Dobrzański- powtórzył głośno – hmmmmm no dobrze- niech będzie generale!- w końcu lekarz nie kazał Cię denerwować- dorzucił rozbawiony.

———————————-

Aleksa już więcej nie spotkali.
Przysłał tylko, tuż przed Uli wyjściem ze szpitala kwiaty dla niej, z dołączoną małą torebeczką.
Marek wahał się czy ją otworzyć, ale Ula chciała by to zrobił.

Bilecik włożony do torebeczki zawierał tylko parę słów:
„ Błagam o wybaczenie
- Aleks.
PS. Jeżeli Pani się zgodzi, to proszę podarować to dziecku, którego omal nie zabiłem…”

W pudełeczku leżał złoty medalik z wizerunkiem Matki Boskiej.

END.

Opowiadanie Fryty cz.2

` Febo & Dobrzański


Marek wszedł z Ulą do gabinetu . Usiedli na kanapie . Marek objął ukochaną .

- To kiedy się przeprowadzasz ? - Zapytał .

- Mmm . Nie wiem . Byle jak najszybciej . - Powiedziała z uśmiechem .

- To dzisiaj się pakujesz , a jutro zawozimy wszystko do mnie . Nie puszczę Cię jutro do firmy .

- Maarek . Muszę jutro przyjechać .

- Pani prezes nie musi . Poradzą sobie .

- Zobaczę co da się zrobić . - Niechętnie odpowiedziała .

- Kocham Cię . - Powiedział lekko całując Ulę w usta . - Idę do Seby .

- Okey . Ja muszę wpaść do Izy , porozmawiać .

Wyszli . Każde poszło w swoją stronę . Oboje po drodze otrzymywali tony gratulacji . Wiadomo w jakiej sprawie .

Minęło pół godziny . Ula wróciła do gabinetu .

- Oo . Już jesteś .

Marek siedział na krześle przy biurku .

- Wszystko dobrze . ? - Zapytał .

- Tak , wszystko w porządku . - Powiedziała Ula siadając na rancie biurka , naprzeciwko Marka .

- Co teraz będziesz robić ? Pomogę Ci . - Zapytał trzymając Ulę za ręce .

- Prawdę mówiąc , nie mam nic do roboty . Możesz jechać do domu . - Powiedziała Ula gładząc go po policzku .

- Nie , nie . Nie zostawię Cię . Jedziemy na lunch .

- Jest za wcześnie na lunch . - Zaśmiała się .

- To gdziekolwiek byle z Tobą .

Wyszli .

- Aniu , będę za około 2 godziny . - Powiedziała do asystentki .

- Niee ! Dziś i jutro pani prezes nie ma dla nikogo . Tylko dla mnie . - Zaprotestował .

- Mmm . No dobrze . Dziś i jutro mnie nie będzie . - Powiedziała . - Jak coś to dzwoń - Dodała szeptem żeby Marek nie słyszał .

- Nie . Żadnych telefonów . - Wtrącił się .

- Cześć . - Pożegnała się Ula .

Przez drogę do samochodu cały czas trzymali się za rękę . Ludzie z firmy uśmiechali się na ich widok .

- Gdzie jedziemy ? - Zapytała Ula .

- Zobaczysz .

Pojechali oczywiście nad Wisłę , gdzie jak sam Marek napisał w liście , zaczął wszystko rozumieć .


`Wisła .


Usiedli na pniu , tam gdzie kiedyś Marek rozpalił ognisko .

- Nie wierzę , że to wszystko kiedyś popsułem . - Powiedział Marek niedowierzając .

- Ale naprawiłeś .

Zaczęli się całować . Pocałunek zaczęła Ula . Później siedzieli wtuleni , patrząc na Wisłę .

- To jedziemy do mnie ? W końcu muszę się spakować . - Ula .

- Jedziemy .


`Rysiów .


- Chodź . Pomożesz mi . - Powiedziała Ulka .

Złapała ukochanego za rękę i pociągnęła do domu .

- Cześć tato . - Zawołała na cały dom .

Pan Józef wyszedł z pokoju .

- Cześć . A wy nie w pracy ? - Powiedział z uśmiechem na twarzy . Jeszcze nie widział córki tak szczęśliwej .

- Przyszłam się spakować .

- Dobrze . To nie przeszkadzam .

Józef wrócił do pokoju . Cały czas miał uśmiech na twarzy , bo wiedział , że Ula jest w końcu z kimś kto daje jej radość . Zakochani weszli do pokoju Uli .

- To co mam robić ? - Zapytał Marek .

- Nie wiem . Jak na razie nic .

Marek usiadł na łóżku . Uśmiechał się patrząc na Ulę . Jej pokój tak pięknie pachniał . Pachniał Ulą . Kobietą , którą kocha z całego serca . Nie mógł się pohamować . Podszedł do Uli i położył ją na łóżku . Zaczął całować .

- Marek . Mój tata na pewno zaraz przyjdzie .

- Przepraszam , nie mogę się pohamować . Na Twój widok szaleję . Kocham Cię .

- Lepiej mi pomóż , to szybciej będziemy sami .

Spakowali się . Wzięli tylko najpotrzebniejsze rzeczy . Śpieszyli się do domu . Do ich własnego domu , żeby się sobą nacieszyć .


`Sienna .


- Jesteśmy . Trzeba to opić . - Powiedziała z uśmiechem Ula .

- Wiem . - Oznajmił Marek wyciągając wino .

- Jak zawsze przygotowany . - Ula .

Poszedł po dwa kieliszki . Usiedli na kanapie . Wzięli po łyku . Na więcej nie było czasu . Trzeba było to uczcić . Marek wziął ukochaną na ręce i zaniósł do sypialni . Położył na łóżku . Zaczęli się całować . Nie wiadomo kiedy przyszła noc . Zasnęli mocno wtuleni .


`Rano .


Marek wstał pierwszy . Obsypał cały dom płatkami kwiatów , szczególnie sypialnię , gdzie Ula smacznie spała . Czekał na chwilę gdy się obudzi . Ula usiadła na rancie łóżka , rozejrzała się po sypialni , wszystko tak pięknie wyglądało . Marek wstał i przyklęknął przy łóżku .

- Ula , czy zechcesz zostać moją żoną ? - Zapytał patrząc Uli głęboko w oczy .

- Mmm . No nie wiem . - Ula zaczęła się śmiać .

- Nie masz innego wyjścia . - Powiedział popychając delikatnie Ulę na łóżko .

Całowali się jakby świat nie istniał . Byli tylko oni , nikt więcej . Nikt , kto popsułby tę atmosferę . Leżeli później obok siebie . Ula nie mogła się napatrzeć na pierścionek , był taki piękny . Marek wziął jej rękę zaczął całować . Szedł coraz dalej . Ula się tylko śmiała .

- Wiesz , że cię kocham ? Najmocniej na świecie . - Powiedziała .

- To chyba niemożliwe . Nie możesz mnie kochać mocniej niż ja ciebie .

Ula pociągnęła Marka do łazienki .

- Pamiętasz naszą pierwszą wspólną kąpiel ?

- Jak mógłbym zapomnieć . - Powiedział prowadząc ją pod prysznic . - Jesteś moja i tylko moja . Pani Urszula Dobrzańska .

- Jeszcze nie . - Zaśmiała się .


W miejsce Jaska...wprowadza się SWB :) cz.2

Ciąg dalszy moich “rozważań” n/t “Ula i Marek po ślubie”

SWB


Ula zauważyła, że od świąt Marek zachowuje się jakoś dziwnie. Miała wrażenie, że nie chodzi, a unosi się nad ziemią. Nie miała pojęcia, czy każdego faceta wiadomość o tym, że zostanie ojcem doprowadza do takiego stanu, ale on zdecydowanie oszalał po uświadomieniu sobie tego faktu. Długo musiała mu tłumaczyć, że ciąża nie jest ciężką chorobą Raz nawet podniosła głos, bo już czuła się bezsilna, wobec jego pomysłów na jej życie przez najbliższe miesiące. Najprościej rzecz ujmując, powinna chyba leżeć, pachnieć i czekać na rozwiązanie. Praca – nie, bo ciągły stres, napięcie ; prowadzenie samochodu – odpada, bo kierowców wariatów nie brakuje. Zakupy – wyłącznie pod ścisłą jego opieką, bo w tłumie ktoś może potrącić, albo, nie daj Boże dźwignie coś, przekładając z wózka do samochodu. Poza tym – żadne sprzątanie, sterczenie przy garach, itd., itd..
Słuchała go z rosnącym przerażeniem, bo on był śmiertelnie poważny.
- Marek, obiecuję, przysięgam, że będę na siebie uważała, nie narażała się na niepotrzebny stres, czy wysiłek, ale błagam, chcę żyć normalnie. Jak dotąd.
Niespodziewanie z odsieczą przyszła Helena. Wpadli z Krzysztofem na chwilę do FD i trafili na moment, kiedy ich syn używał właśnie setnego argumentu, żeby przekonać Ulę, że nie powinna sama jechać do Rysiowa, a ona wyglądała tak, jakby miała zaraz eksplodować. Szybko zorientowali się, w czym rzecz, zwłaszcza, że Ula z błaganiem w oczach, wyraźnie oczekiwała ich pomocy i wsparcia.
Krzysztof poprosił Ulę o ostatnie raporty dotyczące sprzedaży najnowszej kolekcji, Helena natomiast, namówiła Marka na kawę…. w bufecie. Co mu powiedziała, tego nikt, oprócz zainteresowanych nie wie, ale od tego momentu Marek jednak odpuścił. No, może nie do końca – od czasu do czasu przypominał żonie, że oczekuje ich dziecka (jakby sama o tym nie wiedziała), ale chyba jednak dotarło do niego, że ona musi po prostu normalnie żyć.
Wkrótce jednak wydarzyło się coś, co wstrząsnęło obojgiem.
Zapowiadał się piękny dzień. Od rana świeciło słońce, choć było mroźno. Dobrzańscy parkowali właśnie przed FD, kiedy Uli wydało się, że z taksówki odjeżdżającej z przed firmy wysiadła Paulina i weszła do środka.
No tak, prawie o niej zapomniała, tylko jak mogła pomyśleć, że już nigdy jej nie spotka? Prawda, że po ostatnim spotkaniu w bufecie, jeszcze przed pokazem FD Gusto (o rany, kiedy to było?) marzyła o tym, żeby już nigdy więcej jej nie zobaczyć. Z Markiem też na temat Pauli nie rozmawiali. No, może z jednym wyjątkiem – kiedy po tych wszystkich trudnych przejściach odbyli kolejną rozmowę na 100%. Wtedy Ula dowiedziała się, jak to naprawdę było z jego pomysłem na wyjazd z Paulą, a on, o tym, że to za jej sprawą, właśnie nie miał pojęcia o wizycie Uli w szpitalu i o tym, jak Paula w ogóle ją potraktowała.. Nigdy nie widziała go takim zdenerwowanym. Nie mógł uwierzyć, że stać ją było aż na tyle. Nie chciał nawet myśleć, co by się stało, gdyby wtedy razem wyjechali, a o tym, co przed chwilą, dowiedziałby się po powrocie. Powiedział wtedy, że odtąd Paula dla niego nie istnieje – nie chce jej widzieć, nie chce o niej słyszeć, nie chce pamiętać.
- Kochanie, stało się coś? – głos Marka wyrwał ją z zadumy.
- Nic. Zupełnie nic.
- Źle się czujesz?
- Czuję się świetnie. Nic mi nie jest. Miałam chyba tylko duże WI, jakby powiedziała Violetta. Wydawało mi się, że przed chwilą do firmy wchodziła Paulina.
- Nie, no proszę cię. Co by tu robiła?
- No właśnie. Też się zastanawiam, ale jeśli to była ona, to nie będzie to dobry dzień.


Władek przywitał ich szerokim uśmiechem. Lubi ich oboje. Zawsze lubił. I pierwszy dostrzegł ich miłość, chociaż nikt mu nie wierzył. Jak oni ładnie razem wyglądają. A jak patrzą na siebie…
Gdyby jeszcze wiedział, że oni każdego dnia, kiedy jadą windą, robią dokładnie to samo – całują się tak namiętnie, jakby nie widzieli się wieki całe .Opanowali tę sztukę do perfekcji i już wiedzą, kiedy przestać, żeby nie przyłapali ich oczekujący na windę. Tylko raz się zapomnieli i kiedy dotarło do nich, że są już na miejscu, ukazał się im ciekawy widok. Przed drzwiami stali Pshemko i Wojtek, a w recepcji Daniel – cała trójka nieruchoma i milcząca, jakby nie wiedzieli, czy przerwać im tę chwilę intymności, czy nie.
Tym razem nie było inaczej, tylko kiedy wysiedli, okazało się, że w recepcji stoi Paulina i rozprawia o czymś z recepcjonistą.. A więc to jednak nie było “duże WI”. Marek objął Ulę i ruszyli w kierunku gabinetu, z nadzieją, że Paula ich nie zauważy.
- Marco! – usłyszeli nagle. Zauważyła.
- Co tu robisz? – zapytał Marek bez ogródek.
- Chciałam z tobą porozmawiać.
- Nie mamy o czym. A jeśli koniecznie chcesz, to nie mam tajemnic przed moją ŻONĄ, więc słucham. Tu, czy w gabinecie?
Na twarzy Pauliny pojawił się grymas niezadowolenia i gniewu. Ula czuła się trochę niezręcznie w tej sytuacji. Całą trójką przeszli do jej gabinetu .Kiedy usiedli, przez moment jeszcze panowała cisza, jakby w pośpiechu zbierali myśli, zdenerwowani sytuacją, która ich zaskoczyła. Paulę – bo zakładała rozmowę w cztery oczy, tylko z Markiem, tymczasem obecność pani Dobrzańskiej i sama świadomość, że “ta dziewucha” właśnie nią jest, a nie ona wywołała jakąś dziwną mieszankę uczuć – gniewu, żalu, wściekłości, zazdrości, która nie pozwalała jej uporządkować myśli.
Marek – bo zdał sobie sprawę, że nie wystarczy chcieć o kimś zapomnieć, by ten ktoś przestał istnieć. Jej widok uświadomił mu to boleśnie. Poza tym, bał się o Ulę. Wiedział, że widok Febo musi budzić w niej najgorsze wspomnienia, przypominać o doznanych upokorzeniach.. Siedział obok niej i, kiedy odruchowo chwycił ją za rękę, poczuł, że cała drży.
Dla Uli istotnie nie były to łatwe chwile. Obrazy, kiedy Paulina obrażała ją, kpiła, czy upokarzała, natychmiast wynurzyły się z zakamarków pamięci. Gdy dokonywała na oczach Władka i Ani rewizji jej rzeczy, szargając jednocześnie, niemal największą dla niej wtedy świętość – “Cień gwiazdy’. Kiedy butnie i arogancko rozmawiała z nią w szpitalu, nie dopuszczając do zobaczenia Marka, kiedy patrząc jej w oczy kłamała, że on nie chce jej widzieć. Kiedy z tryumfem obwieszczała, że właśnie lecą z Markiem do Włoch, a jej omal serce nie pękło.
Myślała, że za to wszystko może ją tylko nienawidzić, ale nie – nie było w niej tego uczucia. Chyba po raz pierwszy było jej po prostu żal tej wyniosłej i zakochanej w sobie kobiety. Życie pisze najdziwniejsze scenariusze – kiedyś myślała, że już zawsze będzie mogła tylko patrzeć na Marka obściskującego się i całującego z Pauliną na ulicy, na firmowych korytarzach, w tym gabinecie… Ile razy była świadkiem takich scen, ile razy serce podchodziło jej do gardła, ile razy płakała…
A teraz… to przecież przy NIEJ, blisko, bardzo blisko siedzi teraz Marek, trzyma ją za rękę, a Paulina, siedząca samotnie na fotelu, patrzy na nich, jak ona kiedyś. Nie czuła satysfakcji. Nagle poczuła spokój. Są razem, niezależnie od tego, z czym przybyła Paulina – dadzą sobie radę.
Marek postanowił przerwać tę niezręczną ciszę, zaraz po tym, jak Viola wniosła do gabinetu kawę.
- O czym chciałaś rozmawiać?
- O firmie. O FD, bo przecież Febo w nazwie, to już tylko czysta fikcja. Poza tym, nie zamierzamy z Aleksem firmować własnym nazwiskiem waszych pomysłów na coraz dziwniejsze kolekcje. Nie po to nasi rodzice…
- Dobrze, Paula. Macie jakieś propozycje, pomysły?
Jasne, że mieli. Inaczej by przecież tu nie przyjeżdżała. Mogą odsprzedać swoje udziały, zwłaszcza, że finalizują właśnie otwarcie ich własnego domu mody w Mediolanie.. Ceną, jaką. wymieniła Paulina, chcieli chyba zrekompensować sobie wszystkie niepowodzenia, które ich tu spotkały. Była nie do przyjęcia. Chyba tylko mocne ściśnięcie ręki Marka przez Ulę powstrzymało go od wypowiedzenia, a może raczej wykrzyczenia, co o tym sądzi.
- Myślę, że rozsądnie będzie, kiedy wrócimy do tej rozmowy, powiedzmy, za dwa dni. Musimy się zastanowić, przedyskutować całą sprawę. Mam nadzieję, że zostaniesz w Polsce kilka dni, więc taka propozycja nie będzie problemem?
Po raz pierwszy Ula zwróciła się do Pauliny, jak do równej sobie, a nie “per pani”. Już nie czuła się gorsza. To arek dał jej tę siłę, wiarę w siebie. Jego miłość to sprawiła.
Paula, po chwili namysłu zgodziła się na propozycję pani prezes, poczym szybko wstała i, pospiesznie, choć z gracją, jak to ona zwykle, skierowała się do wyjścia. Przy drzwiach jednak jeszcze zatrzymała się na moment, żeby wycedzić przez zęby “dowidzenia państwu”. Nie mogła sobie widać odmówić, choćby niewielkiej dawki cynizmu. A może sarkazmu? Właściwie, nie wiadomo, co to było, oprócz tego, że padło z ust pokonanej kobiety.
Kiedy zostali sami, Marek przytulił Ulę czule, jakby chciał przeprosić, że znowu naraził ją na nieprzyjemne przeżycia.
- Powiedz mi, miałaś coś konkretnego na myśli, z tym przełożeniem ostatecznej rozmowy? Przecież ta propozycja, a właściwie cena, jest dla nas nie do przyjęcia.
- No właśnie, Marek. Myślę, że powinniśmy porozmawiać z Adamem. Sam przecież mówiłeś, że ma jakieś teczki na Aleksa. Mam nadzieję, że je nam udostępni. Zobaczymy, co w nich jest tak naprawdę i czego można użyć, żeby zaszachować Aleksa i Paulinę. Masz też chyba jeszcze to nagranie Violi, tak? Potem powinniśmy pojechać z tym do twoich rodziców i wspólnie zastanowić się, jak ten problem rozwiązać. Myślę, że najwyższa pora, aby Krzysztof dowiedział się o knowaniach i matactwach Aleksa.
- Ale Ula…
- Nie ma “ale Ula”. mamy tylko dwa dni, a gra idzie o wysoką stawkę. Musimy działać.
- Dobrze, ale ja się tym zajmę. Ty nie możesz się denerwować. Ten dzisiejszy incydent wystarczy ci w zupełności.
- Kochanie, ale ja się nie denerwuję. Chcę ci pomóc i bardzo cię proszę, pozwól mi na to. Pamiętasz, zawsze razem walczyliśmy z Febo i dlatego się nam udawało. Teraz też tak będzie. Zobaczysz.
- Ale wtedy nie byłaś w ciąży.
- Proszę cię, nie zaczynaj. Bardziej mi zaszkodzi nic nierobienie i przyglądanie, jak sam się w tym wszystkim miotasz..
Marek chciał jeszcze raz zaprotestować, ale Ula zamknęła mu usta namiętnym pocałunkiem. Czy można po czymś takim odmówić ukochanej kobiecie? On nie mógł, jak w większości innych, podobnych wypadków.
Wydawało się, że strach Adama przed Aleksem zniknął, kiedy nie musiał codziennie oglądać jego przeszywającego wzroku i słuchać dwuznacznych tekstów, które sprawiały, że jego wyobraźnia pracowała na zdwojonych obrotach. Wydawało się, ale Adam, już na sam dźwięk imienia “Aleks”, jakby skurczył się w sobie. Bał się nadal., że jeśli wykona jakikolwiek ruch przeciw niemu, karzące ramię mafijnej sprawiedliwości, dosięgnie go prędzej, czy później.
Marek już zwątpił w przekonanie Adama, że działa w słusznej sprawie, a dotychczasowe sugestie Aleksa, to tylko pogróżki bez pokrycia. Ula jednak nie poddawała się, wykorzystując fakt, że księgowy, a właściwie, obecny dyrektor finansowy, miał do niej pewną słabość.
W końcu Adam zgodził się pojechać z nimi do siostry, u której, dla bezpieczeństwa, zdeponował wszystkie kompromitujące byłego szefa, kwity. Było tam wszystko poukładane w chronologicznym porządku, w kolejności tajemnych działań Aleksa. Nie mieli pojęcia, że mógł się aż tak daleko posuwać, za to szybko zdali sobie sprawę, jak niewyobrażalną wściekłość musiały w nim budzić porażki, kiedy kolejny misterny, zdawałoby się, perfekcyjny plan nie wypalił. I to zawsze wtedy, gdy już oczyma wyobraźni widział swoje zwycięstwo.
Szok, to chyba jedyne słowo, trafnie określające ich stan, po dokładnym zapoznaniu się z dokumentacją Adama i uzmysłowieniu sobie, co byłoby, gdyby cokolwiek z tego sabotażowego działania udało się zrealizować Aleksowi Febo
Zrobiło się późno, byli zmęczeni i postanowili wrócić do domu, a do rodziców pojechać nazajutrz .Oboje też obawiali się reakcji Krzysztofa na widok tych dowodów. Jego schorowane serce, ciągle nie było w najlepszej formie. Muszą się zastanowić, jak, możliwie najłagodniej wprowadzić go w temat.
Kolację jedli w milczeniu, każde pogrążone we własnych myślach, choć dotyczących tego samego problemu.- jak wykorzystać wiedzę, którą właśnie posiedli i skończyć z tematem Febo raz na zawsze.
Przeszli do salonu, gdzie jeszcze stało choinka. Ula włączyła lampki. Lubiła ten około świąteczny czas i chciał się nim jeszcze cieszyć. Mimo wszystko. Dopiero teraz, tak naprawdę poczuła zmęczenie. Usiadła na kanapie i patrzyła, jak Marek rozpala w kominku.
- Połóż się, kochanie. Odpocznij. To był ciężki dzień. Zrobię nam herbatki z sokiem malinowym. Chcesz?
- Chcę. Nie wiedziałam tylko, że ty też taką lubisz.
- Ja też nie, do momentu, kiedy mnie na nią zaprosiłaś. Pamiętasz? Wtedy, gdy przyjechałaś do mnie z propozycją drugiego kredytu. A potem zabrałem cię z przystanku, bo nie pojechałaś taksówką, którą zamówiła ci Paulina. Chodziliśmy po parku, karmiliśmy kaczki, rozmawialiśmy. Kiedy odwiozłem cię do domu, zaprosiłaś mnie na herbatę z sokiem malinowym, bo zmarzliśmy. A potem okazało się, że pękł kaloryfer… Wiesz, wtedy poczułem jakieś dziwne ciepło panujące w waszym domu i, że jest mi ono bardzo bliskie, potrzebne…
- Pamiętam ten wieczór dokładnie, ale nie sądziłam, że ty też.
- Ulka, pamiętam, cały czas pamiętałem chwile, miejsca, kiedy i gdzie byliśmy razem. Często do nich wracałem, gdy cię nie było i wtedy cholernie bolały te wspomnienia, ale i pomogły wiele zrozumieć.
Wzruszyły ją te słowa. Położyła głowę na jego kolanach. Gładził delikatnie jej włosy Było cicho, bezpiecznie i tylko delikatnie trzeszczało palące się w kominku drewno.
- Marek
- Tak?
- Myślisz, że Paulina wiedziała o tych wszystkich machlojkach Aleksa?
- Nie mam pojęcia. Mam nadzieję, że nie, ale po tym wszystkim, na co zdołała się zdobyć, nie zdziwiłbym się, gdyby jednak wiedziała.
- Wiesz co? Tak naprawdę, zrobiło mi się dzisiaj jej żal.. My mamy siebie, naszą miłość, mające się narodzić nasze maleństwo, a ona?
- Masz rację, ale proszę – czy możemy o niej nie mówić?
Usiadła obok niego i mocno się przytuliła. Była dziwnie spokojna, że wszystko pomyślnie się ułoży i teraz i zawsze, dopóki będą razem, silni. swoim niepowtarzalnym uczuciem.

( Cd….?)