Get your own Digital Clock

poniedziałek, 29 marca 2010

"A czas mija..." cz.2 wg Agnieszki

,,Jednak wyjechał’’- pomyślała Ula, patrząc na oświetlony podjazd ich domu.

Trzy dni przed świętami Marek oznajmił Uli, że musi wyjechać do Mediolanu i załatwić sprawy z bardzo ważnym kontrahentem.

- Ula to tylko dwa dni- powiedział zadowolony.

- Dwa dni Marek! Dwa dni przed świętami. A co jeśli nie zdążysz? Spędzisz święta z Pauliną?- wykrzyczała pełna sarkazmu.

,,A więc tu ją boli’’- pomyślał Marek. Podszedł do Uli od tyłu i chciał się przytulić, ale wyswobodziła się i poszła do sypialni. I tak skończyła się ich rozmowa. Słyszał, że płacze, ale chciał żeby sobie wszystko przemyślała. Gdy uśpił Krzysia przyszedł do sypialni, ale ona już spała, a przynajmniej tak mu się wydawało, bo Ula nie mogła zasnąć całą noc przepełniona scenariuszami Marka i Pauliny przy wielkiej choince w Mediolanie. W końcu zasnęła, a Marek nie budził jej i wyjechał wcześnie, bo chciał jeszcze pozałatwiać parę spraw w firmie.

Zamyślona stała z kubkiem kawy i patrzyła przed siebie. Z zamyślenia wyrwał ją dziecięcy głosik.

-Mamo!! Mamo!- poczuła szarpnięcie za nogę

-Słucham cie skarbie.

- Ktoś dzwoni i dzwoni.

Wsłuchała się w ciszy i rzeczywiście dzwonił telefon. Zabrała słuchawkę z parapetu i odebrała.

- Tak, słucham?- powiedziała zimnym tonem, bo widziała na wyświetlaczu, że to Marek.

- Cześć kochanie- usłyszała męski głos- dalej jesteś na mnie zła?- zapytał z czułością.

- Nie, wcale.- odpowiedziała chłodno. Nie była zła, była wkurzona i smutna, bo bała się, że on nie zdąży wrócić na święta.

- Ula jesteś tam?

- Tak, jestem, jestem.

- Dasz mi Krzysia?

Podała dziecku słuchawkę i usiadła, bo nagle zakręciło jej się w głowie.

- Mamusiu, co się stało?- zapytał rezolutny chłopczyk. Marek przestraszył się trochę.

- Nic, nic Krzysiu. Rozmawiaj z tatą.- powiedziała Ula i wstała. Krzyś rozmawiał z tatą opowiadając mu o nowych budowlach z klocków i samochodzikach, a Ula zajęła się przygotowywaniem potraw na wieczerze Wigilijną.

Rano Ula wstała zadowolono i wesoła, poczuła że złość na Marka już jej przeszła.

-Muszę ci coś powiedzieć. - wyznała w końcu z lekkim wahaniem. Czekała na ten moment już od początku rozmowy, a teraz, kiedy wreszcie nadarzyła się okazja by poruszyć temat, zaczęła mieć wątpliwości.

-Ula, czy to coś ważnego? Bo zaraz - zawiesił głos na chwile, a Ula oczami wyobraźni już widziała, jak zerka na zegarek - dosłownie za chwilę zaczyna się spotkanie. Nie chciałbym się spóźnić... no, sama wiesz, że nie wypada.
No jasne. Zadzwonił pięć minut przed spotkaniem i myślał, że to załatwi całą sprawę? Przecież... to chyba trochę zbyt mało jak na kogoś, kto spędza całe dnie tysiące kilometrów od domu!
-Już nic.- powiedziała smutno

-Czyli porozmawiamy po powrocie?

- Tak, a teraz kończ, bo się spóźnisz. Pa

- Pa, kocham Cie… kocham Was- rozłączył się.
Zamyśliła się, ale na krótko bo Krzyś zapytał głośno…

- Mamusiu, a kiedy ubierzemy choinkę?

- O kurde blaszka… zraz synku, zupełnie zapomniałam.

Właśnie skończyli i przypatrywali się efektowi swojej pracy.

- Jest pięknie…- stwierdził Krzyś

- Tak uważasz? Ale została nam jeszcze gwiazda, a ja nie dam rady powiesić jej tak…- nagle poczuł, że czyjeś ręce oplatają ją od tyłu. Obróciła się gwałtownie i zobaczyła Marka.

- Chciałaś mi coś powiedzieć?

- Tak…- teraz jest idealna chwila, gdy zaczynają grać kolędy.

- Jestem w ciąży.
I żyli długo i szczęśliwie.

piątek, 26 marca 2010

Po słowie ... od SWB :)

Kochani czytelnicy płci obojga :)

Dziękuję Wam, że byliscie z naszymi bohaterami i ze mna przez cały czas, że czytaliście, zachęcając mnie, tym samym do pisania. Dziekuję za wszystkie komentarze, za wiele miłych, ciepłych słów, które czasem, pewnie troche na wyrost, oceniały moje umiejętnosci.


Tworzenie dalszych losów Uli i Marka było dla mnie, podobnie, jak dla Was, terapią po zakończeniu emisji serialu, było trwaniem, chocby w namiastce tamtych klimatów, było radościa, zabawą, przyjemnością.


Podziękowania jednak należą sie twórcom BrzydUli za to, że taką właśnie ją stworzyli, że dali nam szansę na radość, wzruszenie, czasem złość, na ciekawość i rozbudzili apetyt na kontynuację. Obraz wspaniałej, przekonywującej gry Julii i Filipa towarzyszył mi przez cały czas tworzenia opowieści.
Chciałam, żeby cała powakacyjna przemiana, dokonująca się w głównych bohaterach, prawdziwie zaowocowała w ich dalszym życiu, bo według mnie, temu właśnie miała służyć. Zbyt traumatyczne były ich przeżycia związane z rozstaniem po intrydze, by o tym zapomnieli, nie próbowali bronić się przed nudą, rutyną, bezmyślnym wystawianiem swojego związku na nieprzemyślane próby. Chciałam pokazać, że nie jest to zwykła para i ich miłość też jest niezwykła. To jedni z tych, może nielicznych, którzy kochają się, rozumieją, wspierają po późną starość i nawet wtedy potrafią patrzeć sobie w oczy z czułością i iść pod rękę na spacer. Znam takich i oni wcale nie są z żadnej bajki.
To moja wizja – czy słuszna, nie wiem. Każdy z nas, oglądając serial i analizując go potem, miał swoje własne odczucia.


Chociaż wcale się z wami nie żegnam :) , to jednak muszę podziękować Carmen, która, jeszcze w grudniu rzuciła hasło “piszcie” i zostawiła otwarty pokoik, w którym można było się produkować.
Zatem, jeszcze raz dziękując Wam, za wszystko miłe, które mnie z Waszej strony spotkało, “nie mówię żeganaj, lecz dowidzenia… “, jeśli wena mnie nie opuści – niebawem. :)
Pozdrawiam serdecznie.

środa, 24 marca 2010

W miejsce Jaska...wprowadza się SWB :) EPILOG

Przez minione miesiące żyli trochę, jak na karuzeli. Marek znowu wykonywał obowiązki swoje i Uli, a w firmie panowała gorączka przygotowań do pokazu wiosennej kolekcji.
Ledwie wróciła Viola, to już okazało się, że teraz Szymczykowie spodziewają się dziecka. Cóż, tak to już jest u młodych małżeństw. Tylko to, co przez lata było stabilne i poukładane, teraz ciągle się zmieniało.
W domu też bywało trudno. Małgosia nie była tak spokojnym dzieckiem, jak jej brat. Zdarzały się okresy, kiedy noc myliła z dniem i, nie widząc zainteresowania swoją osóbką, donośnym płaczem przypominała o swoim istnieniu.
Jasiek również przeżywał trudne chwile – trochę był zazdrosny, że rodzice poświęcają swój czas także siostrze, a trochę zły, że ona ciągle jest taka mała i nie może się z nią bawić.
Pani Maria nadal przychodziła, mimo że Ula była w domu. Nie wyobrażali sobie, że mogliby się z nią rozstać. Była przecież, jak członek rodziny. A poza tym, nie zamierzali szukać nikogo innego do opieki nad Małgosią, kiedy Ula już wróci do pracy.
Po burzy jednak najczęściej wychodzi słońce, albo tęcza (jak kto woli). Jedno i drugie, cieszy wzrok, raduje serce, poprawia nastrój…
Tak też było u Uli i Marka.
Pshemko i Wojtek, przygotowując kolekcję, wznieśli się chyba na wyżyny pomysłowości i talentu. Właściwie, każdy mógł w niej znaleźć coś dla siebie. Dla Marka, po tylu latach, przygotowanie pokazu nie stanowiło już większego problemu. Zebrali bardzo dobrą prasę. Kondycja finansowa firmy była stabilna i nadspodziewanie dobra. Chyba, tych kilka lat temu, kiedy Ula wprowadzała swój plan naprawczy, nikt nie wierzył, że osiągną aż tyle.
Viola, tak bardzo cieszyła się powrotem do firmy, że postanowiła stać się chyba przodownikiem pracy. A może to opieka nad Zuzią nauczyła ją systematyczności i odpowiedzialności? Marek, widząc ją teraz, zupełnie nie poznawał w tej pogodnej i nie pozbawionej poczucia humoru, dojrzałej i spełnionej kobiecie, niegdysiejszej – postrzelonej, niezbyt przykładającej się do pracy i nie zawsze czysto grającej ,Violetty Kubasińskiej. Nawet jej skłonności do konfabulacji, jakby zupełnie zniknęły.
Małgosia rosła zdrowo i bezsenne noce zdołały już pójść w zapomnienie. Jest bardzo pogodnym dzieckiem i wielką radością dla wszystkich.
Przez tych kilka miesięcy udało się, w końcu, przekonać Jaśka do tego, że z siostrą można bawić się równie dobrze, jak z bratem, tylko musi poczekać, aż Małgosia trochę podrośnie. Poza tym, junior trochę zmienił się także dlatego, że właśnie stał się dzielnym przedszkolakiem. Uwielbia towarzystwo innych dzieci, jest towarzyski, koleżeński, więc z wielką ochotą poszedł do przedszkola. Nie było narzekań, płaczów. Za to dorośli przeżyli ten fakt zdecydowanie gorzej, niż dziecko.
Ula, odprowadzając go pierwszego dnia, skrycie ocierała łzy, pani Maria nie mogła sobie znaleźć miejsca, a Marek dzwonił kilka razy, żeby upewnić się, czy wszystko w porządku.
Wrzesień tego roku był piękniejszy, cieplejszy, niż wcześniejsze miesiące. Siedzieli w ogrodzie i chłonęli ciszę i zapach wrześniowego wieczoru i cieszyli się swoją obecnością.
-Chcę ci coś zaproponować, kochanie, ale powiedz, że się zgadzasz?
- Znowu to samo. Dlaczego zawsze każesz mi składać obietnice w ciemno?
-Bo lubię, jak mi ufasz?
-Kiedyś w ten sposób wydam na siebie wyrok. No dobrze, mów, co tam masz w zanadrzu?
-Chcę, żebyśmy pojechali na weekend do naszego SPA. Nie wyjechaliśmy nigdzie na wakacje, a jakaś chwila oddechu chyba się nam należy, co? Zwłaszcza, że od października chcesz wrócić do pracy.
- Cudowny pomysł, tylko raczej niemożliwy do zrealizowania. Marku Dobrzański, przypominam ci, że jesteśmy szczęśliwymi rodzicami dwójki uroczych dzieci, których raczej ze sobą zabrać nie możemy. Co więc mielibyśmy z nimi zrobić?
- Hmm. Urszulo Dobrzańska, ani przez moment nie zapomniałem o tym, że mamy dzieci, ale to nie znaczy, że nie możemy znaleźć chwili tylko dla siebie. Rozwiązań tego problemu widzę kilka, tylko zdecyduj, które ci bardziej odpowiada.
-No, słucham. Wymieniaj.
-Bardzo proszę. Pierwsza opcja jest taka – Jasiek ląduje u moich rodziców co, jak wiadomo, będzie przyjęte entuzjastycznie przez obie strony, Małgosia zostaje z panią Marią i, albo Rysiów przyjeżdża tu, albo obie damy zawieziemy do Rysiowa. Opcja druga, a właściwie trzecia – Jasiek i Małgosia zostają z panią Marią i przyjeżdża Rysiów. Żeby uprzedzić kolejne twoje wątpliwości, z wszystkimi zainteresowanymi już rozmawiałem wstępnie i, cokolwiek postanowimy, oni się zgadzają. Pomijam już, że wszyscy są zdania, że ten wyjazd, to dobry pomysł i się nam należy. Aha, jedziemy w piątek rano. Wracamy w niedzielę pod wieczór.
Ula uśmiechała się tylko, słuchając całego, precyzyjnego planu.
-Czemu nic nie mówisz?
-Odjęło mi mowę z wrażenia. Jeśli mi jeszcze powiesz, że miejsce też zarezerwowałeś…
-Oczywiście. Wstępnie.
-Nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać?
-Nawet nie wiesz, jaka to dla mnie przyjemność. Poza tym… jest jeszcze niespodzianka. To co, którą wersję z dziećmi wybierasz?
-Sama nie wiem. Skoro twoi rodzice się zgadzają, to może niech Jasiek zostanie u nich, a Rysiów przyjedzie tu do Małgosi i pani Marii. Tak będzie sprawiedliwie dla jednych i drugich dziadków. Zaraz, o jakiej niespodziance mówiłeś?
Objął ja i pocałował.
-Bardzo dobry wybór i bardzo się cieszę, kochanie. O niespodziankę nawet nie próbuj mnie wypytywać, bo i tak nic ci nie powiem. Po prostu zobaczysz.
Znane jezioro, pomost, okoliczny las i sam budynek, przywołały ciągle żywe, miłe i romantyczne wspomnienia.
Potrzebowali tych kilku dni tylko dla siebie, z dala od pracy, monotonii codziennego życia. Upajali się ciszą, spokojną taflą jeziora, w którym urokliwie „rozpryskiwały” się słoneczne promienie. Siedzieli bez słowa na pomoście, przytuleni, muskając stopami wodę, chodzili po jesiennym lesie.
Otoczenie, przyroda, były jednak tylko uroczym dodatkiem do pięknych, wspólnych chwil, rozmów, czułości. Takie momenty pozwalały nabierać pewności, że ciągle umieją ze sobą o wszystkim rozmawiać, słuchać siebie, wspólnie milczeć. Że nadal są razem, nie obok siebie, że wciąż nowe obowiązki, problemy i dzieci, które się pojawiły, codziennie zmieniając ich życie, ćwiczyły cierpliwość, wyrozumiałość, lojalność. Wystawiały na próbę siłę ich uczucia i nauki, które, lata temu od życia pobrali. Ciągle byli na wygranej pozycji.
-Cały czas pamiętam, kiedy byliśmy tu pierwszy raz. To już tak dawno było. O matko, jakie to było piękne – westchnęła rozmarzona.
-Tak, dla mnie też. Ale… czy to znaczy, że teraz nie jest? – zapytał zaczepnie.
-Kochanie… Jest, oczywiście, że jest. Nawet nie marzyłam, że tak może być. Ale wtedy było po prostu inaczej.
Niedzielny poranek powitał ich tak pięknym słońcem, że aż żal było myśleć o wyjeździe. Tylko Marek zachowywał się jakoś dziwnie tajemniczo. Co chwilę, jakby uśmiechał się do swoich myśli. Ula czuła, że coś chodzi mu po głowie.” Czyżby jednak pamiętał? – próbowała zgadnąć odpowiedź”.
Kiedy zadzwoniła jego komórka, wyraźnie się ucieszył i pośpiesznie wychodząc z pokoju, dodał tylko, że zaraz wraca. Nie wiedziała, co o tym myśleć. Na szczęście, nie musiała długo się zastanawiać, bo już po chwili był już z powrotem. W ręku trzymał ogromny bukiet czerwonych róż…
Czuła, jak robi się jej gorąco, jak wilgotnieją oczy. Pamiętał…
Podszedł do niej, trochę wzruszony, a trochę zadowolony, że wyraźnie udało mu się ją zaskoczyć.
-Przyznaj się – myślałaś, że zapomniałem?
-Noo, nie byłam pewna.
-Kochanie, nie mógłbym zapomnieć o tym dniu. Zwłaszcza w tym roku. To przecież już piąta rocznica naszego ślubu. Dziękuję ci za ten czas, za to, że dałaś mi szansę, za to, że mnie kochasz, że mi ufasz, rozumiesz, za Jaśka, Małgosię. Za to, że uczyniłaś mnie naprawdę szczęśliwym człowiekiem. To dla ciebie – podał jej kwiaty – Poczekaj. I jeszcze to. – pospiesznie wyjął z kieszeni małe pudełeczko. W środku był niewielki i, na pozór bardzo skromny pierścionek. Mały brylancik, misternie wkomponowany w platynową obrączkę, przykuwał wzrok swoją prostotą i pięknem zarazem. Delikatnie wsunął go jej na palec, na którym nosiła obrączkę. Pocałował ją w rękę, a potem mocno przytulił.
-Chciałbym, żebyś tak właśnie go nosiła. Wiem, że nie przepadasz za biżuterią, ale bardzo chciałem ci go dać na pamiątkę tego dnia.
Jest piękny. Dziękuję ci kochanie. Dziękuję za wszystko. I wiesz, to nie prawda, co mówią, że prawdziwa miłość zdarza się tylko w bajkach, chyba, że my uciekliśmy z którejś, tylko o tym nie wiemy. Tak bardzo bym chciała, żeby nic się nie zmieniło, żebyśmy, tak właśnie mogli się zestarzeć…
-Nic się nie zmieni. Obiecuję.
Wracali wyciszeni, szczęśliwi, stęsknieni za dziećmi Okazało się jednak, że nie był to jeszcze koniec niespodzianek tego dnia. Rodzina bowiem także pamiętała o ich rocznicy. Był tort, wytworna kolacja, życzenia, kwiaty i wszyscy najbliżsi – dzieci, Cieplakowie, Helena i Krzysztof, pani Maria… Czy nie takie chwile właśnie, zwykło się nazywać szczęściem?
Powrót Uli do pracy został chyba szczególnie entuzjastycznie przyjęty przez Violę. Panią prezes, za to bardzo zaskoczył jej nowy look. Staranie upięte włosy i stonowana elegancja, zdecydowanie dodawały jej kobiecości i, chyba nawet podkreślały jej urodę.
-Ulka, czy ty widzisz to samo, co ja?
-To znaczy? Nie wiem, o czym mówisz?
-No, jak bardzo się zmieniłyśmy przez te lata. Obie wyszłyśmy za mąż, zostałyśmy matkami. Dasz wiarę?
-Taaak, tez czasem o tym myślę. Niby to nie było tak dawno, a jednak.
Teraz, wracając z pracy, odbierali Jaśka z przedszkola. Każdego dnia miał im tyle do powiedzenia o nowych zabawach, kolegach, o tym, czego się nauczył. Był bardzo dumny, kiedy go słuchali, chwalili… Tych samych opowieści musiały potem wysłuchać pani Maria i… Małgosia, która niewiele z tego rozumiała, ale za to z zachwytem patrzyła na brata.
Krzysztof, ostatnio, znowu nie najlepiej się czuł. Lekarz nie dopatrzył się niczego niepokojącego, ale i tak kazał na siebie bardziej uważać. Marek pojechał do rodziców, żeby zawieźć ojcu wyniki badań, które dla niego odebrał. Przy okazji chciał załatwić coś jeszcze. Postanowili z Ulą niedawno, że będą swoje dzieci wprowadzać w świat bajek, zapamiętanych z własnego dzieciństwa. Na czytanie Małgosi było jeszcze za wcześnie, zauważyli jednak, że Jasiek wręcz uwielbiał takie wieczorne ( a w miarę możliwości, nie tylko) czytanie. Książeczki pełne tajemniczych stworków, uroczych zwierzątek, królewiczów i królewien, które kiedyś także u nich powodowały wypieki na twarzy.
Teraz przeszukiwał półki z książkami w swoim pokoju, w domu rodziców. Niewiele zmieniło się w jego wystroju od czasu, kiedy w nim mieszkał. Tu właśnie sypiał teraz jego syn, gdy zdarzało mu się nocować u dziadków. Na tę okoliczność wróciły do pokoju, spakowane kiedyś i przechowywane zabawki Marka – niezliczone ilości większych i mniejszych samochodów, klocki, tory wyścigowe… Lubił patrzeć, jak Jasiek się nimi bawi i… lubił bawić się z nim. Wracały smaki beztroskiego dzieciństwa.
Teraz jednak nie zabawki go zajmowały. Szukał na półce swoich ulubionych bajek, które mama czytała mu przed snem. Pamiętał, że uwielbiał te chwile. Wtedy miał ją tylko dla siebie, a ona, tego akurat, codziennego rytuału nie zaniedbywała nigdy. Książki, nawet te najbardziej dziecinne, nigdy nie podzieliły losu zabawek – przez cały czas stały karnie na półkach, jakby czekały na kolejne pokolenie czytelników.. Odłożył już kilka i zdjął kolejną – „Mały książę” Antoine de Sain-Exupery. Zapomniał o niej. Przewracał kartki z rysunkami Małego Księcia pielęgnującego różę, czyszczącego wulkany… „ To najpiękniejsza i najmądrzejsza książka, jaką kiedykolwiek napisano” – pomyślał i ją też postanowił zabrać.
Wracał do domu, ale nie mógł przestać myśleć o tej książce. Co było w niej takiego? Co go tak refleksyjnie nastroiło?
Nagle, gnany jakimś dziwnym impulsem – zawrócił. Pojechał w miejsce, które ciągle tak wiele dla niego znaczyło. Czasem, w najmniej oczekiwanym momencie, wynurzało się z zakamarków jego pamięci. Jak przestroga?
Zaparkował samochód pod mostem i, z książką w ręku, ruszył w znanym sobie kierunku. Tam, gdzie wszystko się zaczęło, gdzie zaczął rozumieć siebie, swoja potrzebę miłości, swoje uczucie do Ulki.
Usiadł na pniu, który ciągle jeszcze tu był. Czytał fragmenty, kiedyś tak dobrze znane i, jakby widział swoje życie. „Dlaczego wcześniej jej nie znalazłem – pomyślał.”
Ula była dla niego, jak róża dla Małego Księcia. Pojawiła się w jego życiu, nie wiadomo skąd, jak ona, rozkwitała wolno, aby w końcu objawić się w blasku swego piękna. A on, jak Mały Książę, nie umiał jej pokochać. Był na to zbyt głupi, niedojrzały.
Róża – Ula kochała go, potrzebowała jego miłości, troski, a on…Mały Książę ruszył na inne planety, chcąc zdobyć nowe doświadczenia i wiedzę. On – wyruszył w głąb siebie, bo dowiedzieć się, kim jest i, jaki chce być, by podobnie, jak książę, na końcu swej wędrówki zrozumieć, że kocha, chce się troszczyć, opiekować, że „dobrze widzi się tylko sercem” a „najważniejsze jest niewidzialne dla oczu”. Więc jednak to wszystko było potrzebne! Cierpienie, strach, niepewność, rozpacz, beznadzieja… To wszystko było potrzebne, by poznać siebie, zrozumieć tę swoją różę, jej obawy, lęki nieufność. By poznać i zrozumieć potęgę prawdziwie wielkiej miłości. Dowiedzieć się, co to odpowiedzialność, zaufanie, lojalność, troska. Ona była tą Jedyną, Najpiękniejszą, którą wybrał. Właściwie, wszystko to wiedział, doświadczył tego, już wiele razy przemyślał, rozmawiał o tym z Ulą, ale ta lektura, stała się jakąś dziwną, niespodziewaną pointą, tego, co wydarzyło się w jego życiu. Był, jak Mały Książę?
Przekonał Ulę, dał jej swoją miłość i otrzymał ją od niej. Oswoił Ulę, oswoił swoją różę i wiedział, że nigdy nie może jej zranić, zawieźć.
Wspomniał słowa lisa :”Tobie nie wolno zapomnieć. Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś. Jesteś odpowiedzialny za twoją różę”.Te słowa brzmiały tak śmiertelnie poważnie, ale nie odczuwał ich, jak trudne do udźwignięcia brzemię. Były drogowskazem, mottem na dalsze życie…
Marku Dobrzański, nigdy nie wolno ci zapomnieć o tych, których „oswoiłeś”, których kochasz i którzy kochają ciebie – o Uli, Jaśku, Małgosi…
Wrócił do domu. Ula kąpała córeczkę, Jasiek oglądał dobranockę. Wieczór, podobny do tego, jaki był wczoraj i będzie jutro…
Cichy, spokojny dom, azyl przed całym złem, kłopotami, niedogodnościami zewnętrznego świata.
Gniazdko, które uwili dla siebie, by wzmacniać swoją miłość, by, krok po kroku budować szczęście, by wychowywać tu swoje dzieci i zarazić je tym, co w nich najlepsze.
Czy im się uda?

"Złamane zasady" - minaturka Beaty

Siedzisz teraz sama w biurze. Żałujesz kilku błędów jakie popełniłaś w swoim życiu. Największym z nich było pozwolenie, aby miłość twojego życia odeszła. Widziałaś jak się starał, jak bardzo chciał być z Tobą. Tak wiele razy próbował pokazać ci, że jego uczucie jest szczere i wielkie. Jednak ty, przez swoją obojętność, sprawiłaś, że wyjechał. Teraz wiesz, że nigdy, nawet na chwilkę, nie przestałaś go kochać. Praca, to wszystko, co pozwala ci odetchnąć. W biurze możesz być sobą. Bo wiesz już, że nie kochasz Piotra i nie zależy ci tak bardzo na nim jak kiedyś zależało ci na Dobrzańskim. A mimo to przyjęłaś jego oświadczyny. Dlaczego to zrobiłaś?


- Z rozpaczy po wyjeździe Marka - odpowiadasz. Teraz już nie możesz okłamywać samej siebie, a co za tym idzie i Piotra. On też ma uczucia. Nie chcesz chyba, żeby cierpiał tak jak ty przez Marka. Dajesz mu nadzieję, a to jest najgorsze. Data ślubu zbliża się nieubłaganie. Jednak wcześniej ma odbyć się wieczór panieński, który organizują twoje przyjaciółki. Wcale nie cieszysz się z nadchodzących wydarzeń. Patrzysz przez okno, wspominasz jaka byłaś szczęśliwa, zanim twoja bajka runęła niczym domek z kart. Tyle, że ten domek można było odbudować. Ale przez swoją dumę zniszczyłaś wszystko.


- Kocham Piotra i wyjdę za niego. Podjęłam decyzję. Marka nie ma - decydujesz i wstajesz z wygodnego fotela prezesa. Wychodzisz z gabinetu. Zaraz spotykasz Violę, która w podekscytowaniu organizuje twój wieczór panieński. Odczuwasz lekką obawę. Przecież ona zawsze miała szalone pomysły. Zastanawiasz się co wymyśli tym razem. Schodzisz na święte pięć minut z dziewczynami. Odkrywasz, że w ich towarzystwie nie czujesz się lepiej. O ile łatwiej byłoby zdjąć tę maskę obojętności. Potem znów znajdujesz ukojenie w pracy. Wieczorem spotykasz się z Piotrem. On mówi ci, że widział Marka gdzieś na mieście. Nie wierzysz. Nie chcesz wierzyć, że wrócił. Po sześciu miesiącach wrócił. Znów nie wiesz, co czujesz. Piotr widzi, co się z Tobą dzieje i wychodzi, abyś mogła jeszcze raz wszystko przemyśleć. Masz szansę naprawić błąd jaki popełniłaś. Możesz jeszcze odwołać ślub.


- Nie zrobię tego - mówisz i kładziesz się spać.


Następnego wieczora idziesz na spotkanie z dziewczynami. Umówiłyście się w bufecie, aby świętować twój ostatni tydzień wolności. Jeszcze nie wiesz, co szykuje ci los. Masz jedynie przeczucie, że dziś coś się wydarzy. Viola, jako główna organizatorka, zarządziła, abyście wszystkie zeszły na dół i poczekały przed firmą. Po chwili przyjechał Sebastian. Ze wzruszeniem patrzyłaś na uczucie Violi i jej ukochanego. Przecież sama pomogłaś im uratować tę miłość. Ze smutkiem zdajesz sobie sprawę, że tobie nie jest dane zasmakować prawdziwego szczęścia. Mężczyzna miał was zawieść w nieznane ci miejsce. Sebastian przywiózł was do jednego z klubów. Nie spodziewałaś się tego.


- Już ja ci urządzę taki wieczór kochana, że do końca życia zapamiętasz. Wiesz ilu tam jest facetów. No chodź. - przyjaciółka szarpnęła cię za ramię, ale ty zdawałaś się być nieobecna duchem. Widziałaś minę Sebastiana. Wyglądał na zazdrosnego, ale nie chciał wam psuć zabawy. Dziewczyny poszły przodem, a ty zostałaś lekko z tyłu. Seba podszedł do ciebie, złapał za łokieć:


- Jesteś pewna, że chcesz za niego wyjść? Pamiętaj, Marek cię kocha. - powiedziawszy to, odszedł. Zostałaś z natłokiem myśli w głowie. Jednak powiedziałaś sobie, że tego wieczora będziesz bawić się najlepiej w swoim życiu. Pewnym krokiem weszłaś do środka. Na wejściu powitał cię wielki plakat. "Tylko dziś, specjalnie dla pań, najprzystojniejsi, najseksowniejsi panowie." Zastanowiłaś się jeszcze chwilę, a potem dołączyłaś do dziewczyn. Blask świateł, głośna muzyka i tłum innych kobiet, sprawiło, że zajęło ci chwile oswojenie się z tym miejscem. Potem tylko próbowałaś powiedzieć Violettcie, że policzysz się z nią jutro.


Na scenie zaczęli pojawiać się mężczyźni. Czułaś się nieswojo. Chciałaś już wyjść, przecież nie pasowałaś do takich miejsc. Krępował cię widok półnagich facetów kręcących tyłkami na scenie. Już wstałaś, gdy nagle na podwyższeniu pojawił się on. Zaintrygował cię. Nie wyglądał jak reszta facetów, których widziałaś tego wieczoru. Na oczach miał maskę Zorro, która przysłaniała mu pół twarzy. Na głowie wielki, czarny kapelusz, a na ramionach narzuconą pelerynę. Jednak nie zachowywał się tak jak inni. Facet z klasą , przemknęło ci przez myśl. Zostałaś. Wróciłaś na swoje miejsce. Mężczyzna zbliżył się do waszego stolika. Byłaś zaskoczona, że właśnie do ciebie wyciągnął rękę. Nieśmiało podniosłaś się i pozwoliłaś porwać się mężczyźnie w czerni. Kątem oka zobaczyłaś, jak Viola puszcza oko do przystojniaka. Nic nie zrozumiałaś. Kiedy już stanęłaś na scenie, nieznajomy złapał cię w pasie i lekko przechylił do tyłu. Poczułaś jego zapach. Tego, którego nigdy nie zapomnisz. Z przerażeniem spojrzałaś mu w oczy. To był on. Marek.


- Nie wychodź za niego, proszę. - na dźwięk jego głosu, pełnego rozpaczy, straciłaś resztki rozsądku.


Złapał cię za rękę i pobiegliście za kulisy. Spojrzeliście na siebie. W jego oczach zobaczyłaś tęsknotę i nieskończoną miłość. Powoli przybliżył swoją twarz do twojej, jakby nie był pewien jak zareagujesz. Delikatnie dotknął ust, a ty wpiłaś się w niego z całym uczuciem, nieukrywaną radością. Już wiedziałaś, że przeczucie było słuszne. To "coś" się wydarzyło. Całowaliście się jak opętani, nie mogąc się nacieszyć swoją bliskością. Chwilę potem on zniknął gdzieś za drzwiami, a ty byłaś już pewna, że życie możesz przejść tylko z nim. Po raz pierwszy od dawna szczerze się uśmiechnęłaś. Po chwili szliście już, prawie całkiem opustoszałymi, ulicami Warszawy. Mogłabyś powędrować na koniec świata, byleby tylko trzymać go za rękę. Nawet nie zauważyłaś kiedy zatrzymaliście się pod wysokim apartamentowcem. Poprowadził cię do środka. W windzie unikałaś jego wzroku. Szliście długim korytarzem, aż zatrzymaliście się przed drzwiami z numerem dwadzieścia dziewięć. Otworzył je i zaprosił cię do środka. Zbliżył twarz do twojej szyi. Poczułaś jego oddech na swojej skórze. Potem dłonie, które dotknęły ramion. Nie byłaś jednak spokojna. Pozostawało coś, co nie dało o sobie zapomnieć. Piotr. Przecież za tydzień będziesz mężatką.


- Nie - powiedziałaś. - Nie mogę. Nie kocham cię - powtórzyłaś, nie patrząc mu w oczy. Przytulił cię. Nie spodziewałaś się takiej reakcji.


- Nawet nie wiesz, jak tęskniłem. Musiałem wrócić. - On zdawał się nie słyszeć wcześniej wypowiedzianych przez ciebie słów. Powtórzyłaś więc:


- Nie kocham cię. - Choć wiedziałaś, że to nieprawda.


- Nie - szepnął, przygryzając płatek twojego lewego ucha. - Nie mówisz prawdy. Słowami możesz kłamać, ranić... - Czułaś, że coś w tobie pęka. Jego bliskość pozbawiała cię resztek racjonalnego myślenia. Przecież ty też tęskniłaś! Był blisko. Czułaś jego ciepło i miłość. Jego dłonie wędrowały po twoim ciele, szukając guzików sweterka. - Ale nie oszukasz mnie pocałunkami. - Wpił się w twoje usta, po czym przygryzł delikatnie dolną wargę. Od zawsze doprowadzało cię to do obłędu. Z każdym słowem pozbawiał cię odzienia. - Nie skłamie twoje ciało, drżące pod wpływem moich pieszczot, ani twoje oczy, w których wciąż jest to ciepłe światełko. Nie umiesz kłamać, kochanie. - Stałaś na środku pokoju półnaga i zawstydzona. Chciałaś zakryć się bluzką, którą jeszcze trzymałaś w dłoni. Nie czułaś się komfortowo w tej sytuacji. - Już widziałem cię całą, pamiętasz? - Tym jednym pytaniem sprawił, że wspomnienia wróciły. Obrazy z pobytu w pamiętnym hotelu powróciły i mieszały ci w głowie. Przecież to były najpiękniejsze wspomnienia jakie miałaś. Wszystko co było związanie z Markiem, dla ciebie było świętością. Już nie chciałaś się bronić przed tym uczuciem. Z oddaniem pocałowałaś jego usta, nos, powieki, policzki. Całowałaś każdy milimetr jego twarzy tak, jakbyś scałowywała całą tęsknotę. Uśmiechnął się ciepło. Objął cię ramieniem. Czułaś się bezpieczna i kochana. Tego właśnie chciałaś, prawda? Sprawnie odnalazł zapięcie staniczka, który chwilę potem leżał już na podłodze razem z bluzką, którą jeszcze niedawno próbowałaś się okryć. Czułaś jak bardzo cię pragnie. Powietrze w pomieszczeniu zgęstniało od namiętności, która przepełniała każdą część waszych ciał. Kochaliście się, aż do braku tchu. Tej nocy zrozumiałaś, że nie mogłabyś przeżyć reszty życia bez ukochanego mężczyzny. Tylko on był w stanie sprawić, że twoje oczy znów staną się radosne, a dotychczasowy, dobrze już wyćwiczony, sztuczny uśmiech zastąpi szczery, nieudawany.


Obudziły cię pierwsze promienie słońca, przedzierające się przez zasłony. Powoli otworzyłaś oczy. Rozejrzałaś się dookoła i zobaczyłaś, że twoja miłość jest tuż obok ciebie. Uśmiechnęłaś się, na wspomnienie wydarzeń poprzedniego wieczoru. Delikatnie wyślizgnęłaś się z łóżka, tak by nie zbudzić mężczyzny. Powędrowałaś do kuchni, gdzie na stole zobaczyłaś wasze zdjęcie, jedno z wielu zrobionych wam nad Wisłą. Rozczuliło cię to. On przez ten cały czas, kiedy ty odgrywałaś rolę życia, czekał. Wróciłaś do sypialni, gdzie Marek właśnie się przebudził. - Dzień dobry, kochanie. - usłyszałaś. Po raz kolejny się uśmiechnęłaś. - Marek, ja cię przepraszam. Byłam głupia, że nie pozwoliłam ci się do mnie zbliżyć wcześniej. Przepraszam - próbowałaś tłumaczyć, a w twoich oczach pojawiły się łzy.


- Cii.. - próbował powstrzymać słone krople, gromadzące się w twoich oczach. - To już nie ważne. Żyjmy teraźniejszością, bo to ona zamyka przeszłość i kształtuje naszą przyszłość. - Delikatnie musnął twoje wargi. Wiedziałaś, że zaczniecie od nowa. Będziecie szczęśliwi. Przecież taka miłość zdarza się tylko raz. Teraz czekała cię jeszcze tylko jedna ważna rozmowa. Z Piotrem...

poniedziałek, 22 marca 2010

W miejsce Jaska...wprowadza się SWB :) cz.16

Część tę dedykuję szczególnie tym Wszystkim, którzy swoim zainteresowaniem skłonili mnie do jej napisania…


Jesień, jeszcze do niedawna czarująca feerią barw, stawała się coraz bardziej szara i smutna.
Bywały dni, że i Ula poddawała się nostalgicznym nastrojom, które ta pora roku ze sobą niosła – częściej zamyślała się, potrzebowała wypoczynku… Przypisywała to jednak również odmiennemu stanowi, nie tylko kapryśnej pogodzie.
Takie chwile zawsze, choć mimo woli, wywoływały u Marka pewien popłoch. Kombinował, jak sprawić jej przyjemność, niespodziankę, odciążyć w pracy. Zajmował się Jaśkiem, żeby ten, jak najmniej absorbował mamę. Mały uwielbiał te męskie zabawy, a Ula… Ula uważała, że Marek jednak przesadza, ale czasem już nie miała siły mu tego tłumaczyć. Taki po prostu jest i koniec.
Starali się też przygotować Jaśka na pojawienie się braciszka lub siostrzyczki. Reagował na to, w zależności od humoru – raz chciał, żeby to zapowiadane dziecko pojawiło się zaraz, natychmiast, już. Innym razem – nie chciał go w ogóle. Kiedy jednak szli z nim do Violi i Sebastiana, z dużym zaciekawieniem przyglądał się małej Zuzi.
W firmie, jeśli nie liczyć krótkich, na szczęście, spięć między Pshemko a Wojtkiem, większych problemów nie było. Do nadąsanej lub uduchowionej miny Mistrza, zwłaszcza, gdy dokonywał się w nim proces tworzenia, chyba wszyscy już zdołali przywyknąć..
Ula, od czasu do czasu baczniej przyglądała się Agacie. Nie umiała jej rozgryźć. Dziewczyna, od tamtej rozmowy zachowywała się raczej bez zarzutu. Pracę wykonywała starannie, może nie tryskała humorem, ale także nie straszyła ponurą miną. Marka, gdy wchodził do sekretariatu, jakby nie dostrzegała i nie składała mu dwuznacznych wizyt w gabinecie. Wyleczyła się, czy skrycie przygotowywała do jakiejś dywersyjnej akcji ? Tego Ula nie wiedziała, ale ciągle miała jakieś wrażenie, że coś wisi w powietrzu. Marek tak tego nie odbierał i starał się uspokajać żonę.
Kochanie, nie wiem, czy ona zrozumiała, ale wiem na pewno, że mnie w drogę nie wchodzi. Mam nadzieję, że Olszańscy znajdą opiekunkę dla Zuzi, a wtedy Viola wróci do pracy po Nowym Roku i problem zniknie. To raptem 3-4 miesiące.
Nigdy nie sądziłam, że będę czekała na powrót postrzelonej Violki, chociaż – zauważyłeś, jak ją to macierzyństwo zmieniło? Spokojna, cierpliwa. Przysłów, ani innych związków frazeologicznych też już nie przekręca. Przyzwyczaiłam się, że trzeba ją poprawiać, a tu nic
Może Marek ma rację i nie należy sobie zawracać głowy tą dziewczyną?
Na niedzielny obiad zostali zaproszeni do Rysiowa. Ostatnio rzadziej tam bywali i Ula miała już nawet wyrzuty sumienia z tego powodu. Nadal przecież, w głębi duszy czuła się Rysiowianką, choć wrosła już w klimat stolicy. Tam była ich firma, zaciszny, przytulny dom- ich miejsce na ziemi. Ale ciągle była stąd, gdzie życie było spokojniejsze i czas płynął wolniej
Wizyta zaczęła się dość niefortunnie- wysadzony z samochodu Jasiek, natychmiast dostrzegł Beatkę i biegiem ruszył w jej kierunku. Ula zdążyła tylko zawołać „Wolniej, synku” i w tym momencie dziecko upadło. Donośny płacz,bolące kolano ,zadrapania na rączce i zdenerwowany dziadek – taki był początek. Ula usiłowała uspokoić malca
Cii, Jaśku. Nic się nie stało. Obmyjemy łapkę, przykleimy plaster i już nie będzie bolało.
Będzie – Jasiek płakał dalej, choć skaleczenie było niewielkie.
Marek przyniósł plaster i przejął inicjatywę.
Popatrz, krew już nie leci. Podmuchmamy, zakleimy i będzie dobrze. Tylko nie płacz, bo Beatce będzie przykro.
Malec spojrzał na stojącą obok Beti i stwierdził nagle:
Chcę na podwórko.
No, gotowe. Popatrz, nic nie widać – Marek pokazał mu zaklejoną rankę– A na podwórko, to może po obiedzie, a teraz pooglądasz z Beatką książeczki.
Jasiek nie był do końca przekonany do tej propozycji, ale w końcu się zgodził. Na obiedzie pojawił się też Jasiek, Cieplak naturalnie, ze swoją aktualną dziewczyną, Olą. Nie zrobiła na Uli najlepszego wrażenia. Była jakaś egzaltowana, pretensjonalna, choć trzeba przyznać, że bardzo ładna. „Szkoda, że to nie Kinga – pomyślała- Byli taką ładną parą”.
Po posiłku wszyscy się rozeszli – Beatka z siostrzeńcem rzucali piłką na podwórku, Jasiek z Olą zniknęli w jego pokoju, a Józef z Markiem raczyli się naleweczką i rozmawiali o tym, jak urozmaicić rysiowski ogród.
Kiedy zostały same, Ala zapytała nagle:
Ulka, co wiesz o Agacie?
O „naszej” Agacie?
Właśnie.
A co powinnam wiedzieć?
Na przykład skąd do nas przyszła?
Nie pamiętam. Z banku. No właśnie, z banku. Chcesz mi powiedzieć, że najpierw go obrabowała?- próbowała zażartować, jednak Ala była dziwnie poważna.
Nic mi o tym nie wiadomo, ale zrobiła coś innego.
Tak?
Omal nie rozwaliła małżeństwa swojego szefa.
Co takiego? – Ulka aż zamarła.
No właśnie, właśnie.
Skąd o tym wiesz?
A, no widzisz, świat jest mały. Kilka dni temu spotkałam taką dawną koleżankę, jeszcze ze studiów. Zapytała, czy znam Agatę, czy jeszcze u nas pracuje i, czy nie ma do niej zastrzeżeń. Wyobraź sobie moje zdziwienie. Okazało się, że zna ją właśnie z banku
No dobrze i co?
Podobno całkiem nieźle sobie radziła, nawet nie tylko z pracą. Z nawiązywaniem znajomości, zwłaszcza z męską częścią działu, również. Szczególnie upatrzyła sobie jakiegoś Szymona. Facet żonaty, dwoje małych dzieci, ale jej zupełnie to nie przeszkadzało. Patrzyli sobie w oczka i pili z dzióbków. W każdym razie, kwitł regularny romans, także poza pracą. Do chwili, kiedy dowiedziała się o tym jego żona i któregoś pięknego dnia, wkroczyła tam z awanturą. Z opowiadania wynikało, że nie jest raczej z tych „rozważnych i romantycznych”, więc pióra latały po całym oddziale. Zmieszała ją z błotem, a ta, zdawała się nawet specjalnie tym nie przejmować. Stwierdziła, podobno, że każdy ma prawo do szczęścia, więc skoro jej mąż wybrał ją, Agatę, to może właśnie ona powinna się nad tym zastanowić.
Aż o taki tupet bym jej nie podejrzewała.
A widzisz. Ja też nie. Koniec końców, ten Szymon przeniósł się do jakiegoś innego banku, a jej podziękowano za współpracę, bo była zatrudniona na czas określony. Potem już wiesz – trafiła do nas.
Uff. No, no. To mi teraz ćwieka zabiłaś. Wiesz, że ona całkiem podobnie startowała do Marka?
Co? Nie mówisz poważnie?
To raczej nie jest temat do żartów.
No nie. I co?
Marek, na szczęście nie Szymon i wkręcić się nie dał. Powiedział jej kilka słów, ja też z nią rozmawiałam. Dałam do zrozumienia, że wiem o co jej chodzi i jakoś ucichło. Wiesz, jeśli Viola wróci po Nowym Roku, to i tak się z nią rozstaniemy. Taka była umowa.
Uważaj tylko, żeby jeszcze do tego czasu nie wycięła ci jakiegoś numeru. Jakoś nie wierzę w cudowne przemiany tego typu ludzi.
Myślisz, że Marek mógłby…
Nie powiedziałam tego przecież, ale jej nie spuszczałabym z oka. Nie wygląda na taką, ale to chyba typ, który idzie po trupach do celu.
Ta rozmowa dała Uli wiele do myślenia. Póki co, jednak, nie miała żadnego punktu zaczepienia – Agata pracowała, jak należy, Marka zdawała się nie zauważać. Zapomnieć o sprawie, czy jednak nadal uważać, że to cisza przed burzą?
Ula czasem miała dość – ciągle ktoś się między nich wpychał. Co jedną sprawę udało się załatwić, pojawiała się następna. W dodatku, jakieś same zwichrowane osobowości – Paul, Paulina, teraz jeszcze ta Agata…
Wierzyła Markowi i wierzyła w niego, ale gdzieś tam, z tyłu głowy czaił się jakiś niepokój, który potęgowały jeszcze „ciążowe hormony”.
Listopadowe chłody, deszcze, chlapa, nie tylko nie poprawiały nastroju, ale przyczyniły się też do choroby pani Marii. Złapała jakieś silne przeziębienie i nie mogła pojawiać się u nich także dlatego, żeby nie zarazić Jaśka. Postanowili, wspólnie z Markiem, że Ula zostanie z nim w domu – przy okazji, trochę odpoczynku od pracy jej również się przyda.
***
Czekała na taki moment i trochę już nawet straciła nadzieję, że kiedyś on jeszcze nastąpi. Kiedy rano, jak zwykle, przyszła do biura, okazało się, że pani prezes nie będzie dzisiaj, a może i przez kilka kolejnych dni. Nie przepadała za nią i zupełnie nie rozumiała, dlaczego inni pracownicy, chyba, nie podzielali jej opinii. Dlaczego tak jest, że jednym w życiu udaje się wszystko, a drugim nic? Czy naprawdę nic się jej od życia nie należało? Dotychczas z wszystkim musiała się zmagać sama. Kiedy przyjechała na studia do stolicy ,z niewielkiej podlaskiej miejscowości, zdecydowanie odstawała od innych. Chciała to jak najszybciej zmienić, ale na pomoc z domu nie bardzo mogła liczyć. Kiedy inni się bawili, ona wtłaczała wiedzę opornym uczniom, udzielając korepetycji..
Była najlepszą kumpelą, kiedy potrzebowali jej pomocy, dobrych notatek z wykładów, ale już jej towarzystwo na imprezach nie było nazbyt pożądane. Zresztą, nie miała chłopaka i nie miała z kim na nie chodzić.
Widziała, jak koleżanki układają sobie życie, zdobywają, co chcą i osiągają, czego pragną. Też tak chciała i postanowiła, że kiedyś tak właśnie będzie.
Pierwszy facet, na którego zwróciła uwagę, był chłopakiem jej koleżanki. Nikt nie przypuszczał,że mógłby się nią zainteresować, a jednak. Sylwia musiała na tydzień wyjechać, poszli więc na spacer, do kina, na kolację, potem tańczyli w jakimś klubie, aż w końcu wylądowali w łóżku. Zaczęło się niewinnie, ale wkrótce, nie miała już ochoty z niego zrezygnować. A on… nie mógł się zdecydować, czy chce zrezygnować… z Sylwii. Wierzyła jednak, że kiedyś taką decyzję podejmie. Zakochała się? Czy może potrzebowała silnego, męskiego ramienia, na którym mogłaby się wesprzeć i nie musiała już z wszystkim zmagać się sama? Skończyło się, gdy ktoś uczynny doniósł Sylwii o ich romansie. Była dzika awantura, mocne słowa i łzy. On został z tamtą, a ona… straciła ich oboje. Było jeszcze kilka znajomości, w które bardziej, lub mniej była zaangażowana, ale zawsze wtedy, kiedy miała nadzieję, że to już ten, że ułoży sobie życie, że coś osiągnie, będzie z kimś – wszystko się sypało.
Tak bardzo chciała być, jak jej dawne koleżanki – dobrze ustawiona, atrakcyjna i tak intensywnie wbijała sobie do głowy,że może jej w tym pomóc tylko facet i tylko taki, który już sam coś osiągnął, że przestało mieć dla niej znaczenie, czy był zajęty, czy wolny. Była gotowa na wszystko, żeby go oczarować i zdobyć. Nie bawiła się nimi – miała nadzieję na trwały związek. Po nieźle zapowiadającym się romansie z Szymonem, który jednak zakończył się totalna klapą, po awanturze, jaką zrobiła jego żona, na oczach wszystkich, musiała szukać nowej pracy.
Uwierzyła w swoje szczęście, kiedy trafiła na ogłoszenie firmy „Dobrzańscy” i, w dodatku, została przyjęta.
Na Marka zwróciła uwagę niemal pierwszego dnia. Widywała go często, bo przychodził do pani prezes. Jeszcze wtedy nie wiedziała, że są małżeństwem. Kiedy jednak ta wiadomość do niej dotarła, była zawiedziona – przystojny dyrektor, z uwagi na bliską obecność żony mógł się okazać nieosiągalny. Kilka razy jednak zagadał do niej, co prawda, tak po prostu, o niczym, ale to ją trochę ośmieliło. Starała się do niego zbliżyć. Wyszukiwała różne preteksty, czasem nawet dość prowokacyjne, ale on reagował na nią zupełnie nie tak, jak tego oczekiwała. Niekiedy nawet miała wrażenie, że się od niej opędza. Coraz bardziej ją intrygował i pociągał, ale zachowywał się, jakby świata nie widział poza swoją żona. Nie mogła patrzeć na ich czułości, których kilka razy była świadkiem. Potem, jakoś przypadkiem, Ania wygadała się, jak to z nimi naprawdę było. Strasznie nakręciła ją ta opowieść. Była, jak bajka i jednocześnie, potwierdzenie tego, że one w życiu też się zdarzają. I było coś jeszcze – ten facet zdobył się na to, żeby rzucić swoja wieloletnia narzeczoną dla innej. Czyli, co? Wygląda na to, że wszystko jest kwestią umiejętnego zademonstrowania swoich uczuć? Bo, że zakochała się w nim, tego była pewna.
Czasem, jakiś wewnętrzny głos mówił :”Dziewczyno, ale widzisz przecież, że oni są szczęśliwi, kochają się.” Szybko zagłuszała go w sobie. Ileż to par kocha się i nagle rozstaje, bo okazuje się, że jedno z nich pokochało kogoś innego?
Postanowiła wykorzystać nieobecność pani prezes, żeby ponownie zbliżyć się do Marka. Nie wiedzieć czemu była przekonana, że jego chłodny stosunek do niej był tylko grą, spowodowaną zbytnią bliskością żony.
***
Marek siedział w bufecie pijąc kawę i przeglądając gazetę, kiedy wpadł Sebastian.
Cześć. Liczyłem na to, że cię tu znajdę.
Znalazłeś. Masz jakąś sprawę?
No właśnie mam. Nie skoczylibyśmy dzisiaj na jakieś piwko? Długo nigdzie nie wychodziliśmy .
A co, dostałeś przepustkę od Violki?
Tak jakby. Teściowa przyjechała. Rozumiesz.
Masz coś przeciwko teściowej?
Nie o to chodzi. We dwie będą się prześcigać w opiece nad Zuzką, więc chwilowo nie będę potrzebny.
Rozumiem,ale tym razem u mnie gorzej. Pani Maria chora, Ulka cały dzień z Jaśkiem. Nie powinna się przemęczać, a Jasiek bywa absorbujący.
Nie zgodzi się?
Pewnie się zgodzi, ale ja nie wiem, czy to dobry pomysł? – zauważył proszące spojrzenie kumpla i roześmiał się – No dobra, zobaczę, co da się zrobić.
W tym momencie zadzwoniła jego komórka.
No cześć, kochanie. Coś się stało?
Po chwili, mógł już powiedzieć Sebastianowi, że wieczorne wyjście jest aktualne. Ula z Jaśkiem są w Rysiowie i jeszcze nie wie, czy wrócą dzisiaj, czy dopiero nazajutrz. Olszański wyraźnie się ucieszył, ale także coś zauważył.
Ty, stary, czemu ta Agata tak ci się przygląda?
Agata? Gdzie?
No tam, przy drzwiach siedzi.
Wzruszył ramionami.
Nie mam pojęcia. Ona czasem zachowuje się tak dziwnie.
Uważaj. Sekretarki mają do ciebie słabość.
Wiesz co? To nie było śmieszne.
No dobra. Sorry. Wiem przecież, że nie wyciąłbyś Ulce żadnego numeru. Dały nam te dziewczyny popalić, co? Odechciało się nam przygód raz na zawsze.- roześmiał się.
Chwilę po tym, jak Marek wrócił do siebie usłyszał pukanie. W drzwiach stała, w trochę dziwnej pozie, Agata. Nie ucieszył go, bynajmniej, ten widok.
Masz do mnie jakąś sprawę?
Podpiszesz to? Pani prezes nie ma, a…
Dobrze. Połóż, zaraz przejrzę.
Oczekiwał, że wyjdzie, ale ona, ostentacyjnie przysiadła na jego biurku.
Jeszcze coś?
Tak – sięgnęła po długopis i bawiła się nim. – Chciałam zapytać, czy nie wybierasz się na lunch? Twojej żony nie ma, a samemu chyba niezbyt miło?
Marek z trudem hamował nerwy.
Wybieram się. Z Sebastianem. – wymyślił na poczekaniu.
Wyraźnie nie to chciała usłyszeć, ale nie zamierzała się poddać.
Mogę iść z wami? – zapytała, jakby nigdy nic.
Przepraszam cię, Agata, ale mam z Sebą do pogadania. Musisz znaleźć sobie inne towarzystwo.
Trudno – wycedziła przez zęby, zeskoczyła z biurka i wyszła.
Tupet tej dziewczyny nie mieścił mu się w głowie. Doskonale zdawał sobie sprawę , o co jej chodziło, choć zupełnie tego nie rozumiał. Zbył ją już wcześniej, uświadomił, że nie jest zainteresowany jej podchodami, Ula też z nią rozmawiała. I co? I nic – a wyglądało na to, że coś do niej dotarło.
Postanowił, że jeśli nadal będzie się do niego wdzięczyła, nie będzie się bawił w takie grzeczności. Może z nią właśnie tak trzeba – wprost i bez ogródek? Właściwie, to już nawet nie miał ochoty na ten lunch. Dobra, pójdzie z Sebą na piwo i może trochę odreaguje.
Idąc do windy zadzwonił jeszcze do Ulki, żeby zapytać, co postanowiła w sprawie powrotu i powiedzieć, że jakby co, wybiera się z Sebą do klubu. Kończył rozmowę, kiedy drzwi się otworzyły. Wszedł do środka i wtedy spostrzegł wchodzącą za nim Agatę. Najwyraźniej była świadkiem jego rozmowy z żoną. W tym momencie pożałował, że nie zaczekał na Sebastiana.
Przez chwilę przyglądała mu się badawczo, po czym, nieoczekiwanie, musnęła dłonią jego krawat. Czuł, że wzbiera w nim wściekłość. Nie lubił takich namolnych kobiet, a ta denerwowała go szczególnie. Energicznym ruchem odepchnął jej rękę.
Agata, jak ty się zachowujesz?
Udawała, że nie słyszy tego pytania.
Może mnie też zabrałbyś kiedyś na drinka, bo za piwem nie przepadam?
Powiedziałem – przestań!
Co w tym złego?
Do jasnej cholery, nie rozumiesz, co do ciebie mówię?
Nie, to ty nic nie rozumiesz. Albo tak dobrze udajesz?
Winda zatrzymała się na parterze. Wyszła pierwsza, a jego, na szczęście, zatrzymał Władek.
Kiedy znalazł się na zewnątrz, jej już nie było. Poszedł prosto na parking. Wsiadł do samochodu. Seba się spóźniał. Już miał do niego dzwonić, kiedy ktoś zastukał w szybę. Agata bezczelnie mu się przyglądała. „To niemożliwe – pomyślał – Jest aż tak głupia?”
Wysiadł z samochodu.
Zapomniałaś czegoś?
Tak. Zapytać, czy nie podrzuciłbyś mnie na przystanek. Chciałabym z tobą porozmawiać.
Jadę w innym kierunku. A rozmawiać nie mamy o czym.
Ja mam. Daj mi szansę. Słyszałam, jak mówiłeś, że twojej żony nie ma, więc chyba nigdzie się nie spieszysz.
Czuł, że za moment nie wytrzyma.
Nie nadużywaj mojej cierpliwości, dobrze? – powiedział to na tyle głośno, że kilka osób zwróciło na nich uwagę.
Co się tu dzieje? – usłyszał za plecami głos Sebastiana.
Dłużej nie mogłeś się grzebać? – oberwało się i jemu.
Spokojnie, Marek – Seba od dawna nie widział go w takim stanie.
Wsiadaj. Jedziemy.
A Agata?
Agata idzie na przystanek.
Ruszył tak gwałtownie, że omal nie uderzył w przejeżdżające auto. Chciał wyjechać stąd jak najszybciej.
Stała tam jeszcze chwilę, jakby zastanawiając się, co zrobić.
Powiesz mi, co się stało? Czego ona chciała, że miałem wrażenie, jakbyś zamierzał ją zaraz uderzyć.
Bo chciałem. Potem ci powiem, bo jeszcze kogoś rozjadę przez tę kretynkę.
Siedzieli w klubie, jak kiedyś. To faktycznie chyba było miejsce, gdzie najlepiej obgadywało się męskie problemy. A może tylko tak im się wydawało? Kiedy skończył opowiadać o Agacie, Seba też już nie był skory do żartów.
Może ona jest chora? Ma jakieś obsesje?
Nie wiem, stary. Wydawało mi się, że już się wszystko poukładało, a tu patrz – jeden dzień nie ma Ulki, a ona dostaje małpiego rozumu. Jakby na taki dzień czekała.
Dziwna jakaś. Ty się od niej opędzasz, a ona i tak swoje? Zobaczysz, nie da ci spokoju.
Nie kracz. Ulka chciała, żeby popracowała do końca umowy, a potem liczy na powrót Violi, ale jeśli to się nie zmieni, rozstaniemy się z nią wcześniej i tyle.
Trochę rzeczywiście udało mu się uspokoić, kiedy jednak wrócił do pustego domu, poczuł się jakoś nieswojo. Nikt na niego nie czekał, nikt go nie witał, cisza aż dzwoniła w uszach. Nic mu się nie chciało robić. Nawet na telewizję nie miał ochoty. Był zmęczony, ale czuł, że i tak nie zaśnie. Spojrzał na zegarek. Było chwilę po ósmej. Pomyślał i… zadzwonił po taksówkę.
Kiedy zapukał do Cieplaków, dochodziła dziewiąta. Ula trochę się wystraszyła na jego widok.
Marek? Co się stało?
Przytulił ja mocno, jakby chciał się upewnić, że na pewno tu jest.
Nic się nie stało. Po prostu – wróciłem do domu, a tam taka cholerna cisza i pustka. Nie chciałem być sam, więc przyjechałem.
Cieszę się. Zjesz coś?
Nie, nie jestem głodny. Jasiek pewnie już śpi?
No tak. Popatrz, która godzina. Chociaż marudził strasznie, bo chciał czekać na ciebie. Może czuł, że przyjedziesz?
Wszedł do pokoju i przez chwilę patrzył na śpiące spokojnie dziecko. Ula stanęła przed nim i wtuliła się w niego. Objął ją, a druga rękę położył na jej brzuchu, gdzie równie spokojnie spało ich drugie dziecko.
Oni byli całym jego światem i dla nich był w stanie zmierzyć się z wszystkim i z każdym. Kiedyś chyba nawet nie podejrzewał siebie o tak silne więzi, teraz wiedział, że życie bez nich nie miałoby sensu. Postanowił, że nie będzie niepokoił Uli o tak późnej porze, opowieściami o Agacie. Sam się z nią rozprawi, jeśli będzie trzeba.
Ranek okazał się cudowny. – Jasiek, kiedy zobaczył Marka zupełnie oszalał. Natychmiast wymyślił, w co będą się bawić, ale wiadomość, że tata, niestety, musi jechać do pracy, przyjął z wyraźnym rozżaleniem. Uspokoił się dopiero na obietnicę, że wieczorem spotkają się w domu i na pewno będą się razem bawić.
Marek niechętnie wracał do Warszawy. Sam już nie wiedział, czy dlatego, że nie chciało mu się z nimi rozstawać, czy nie miał ochoty na spotkanie z Agatą. Jechali z Alą, niewiele rozmawiając. Chciał z nią właściwie pomówić o tej niezrównoważonej dziewczynie, ale w końcu uznał, że to nie jest dobry pomysł.
Przy windzie czekał na niego, wyraźnie podekscytowany, Pshemko.
Marku, gdzie jest Urszula? Czekam tu na nią i czekam.
Niestety, Pshemko, niepotrzebnie. Nie będzie jej ani dzisiaj, ani jutro. Dopiero w poniedziałek.
Och, mój Boże. Coś się stało, tak? Coś z dzieckiem? A mówiłem, mówiłem, żeby tyle nie pracowała. – Mistrz wyglądał na autentycznie zatroskanego.
Spokojnie, Pshemko. Nie denerwuj się…
Jakże ja mogę być spokojny, Marku – wpadł mu w słowo – kiedy Urszula…
Posłuchaj mnie. Posłuchaj! Nic jej nie jest i dziecku też nie. Opiekunka zachorowała i ktoś musiał zostać z Jaśkiem. Po prostu. Powiedz mi lepiej, do czego jest ci tak pilnie potrzebna? Może ja mógłbym pomóc?
Chciałem jej pokazać nasze nowe projekty. Wiosenne. Tak na nie czekała Ale tobie też mogę. Chodźmy.
Dobrze, rozbiorę się tylko, tak?
Przed sekretariatem natknęli się na Agatę. Miała chyba ochotę zagadać, ale obecność Mistrza, na szczęście, ją zniechęciła.
Kończył właśnie rozmowę telefoniczną z prowadzącym jeden z ich butików, kiedy drzwi gwałtownie otworzyły się i do gabinetu, z impetem weszła Agata.
Należy pukać, kiedy się wchodzi – zauważył zimno.
Zapomniałam. Przepraszam. Musimy porozmawiać.
Szła wolno, kusząco poruszając biodrami. Wcale mu się to nie podobało, a w jej wykonaniu wydawało się jakieś żałosne, a może wulgarne? Sam już nie wiedział.
Jeśli służbowo – bardzo proszę. Jeśli prywatnie – nie mamy o czym.
Już wczoraj ci powiedziałam, że się mylisz. – oparła się o biurko, zbliżyła swoją twarz do jego i wymownie spojrzała w oczy.
Wstał. Resztkami sił starł się panować nad nerwami.
Agata, czy ty się dobrze czujesz? Czego ty chcesz ode mnie? Zachowujesz się, jak… jak panienka w jakimś tandetnym klubie.
Zabolało, ale zniosła ten policzek bez mrugnięcia okiem.
Chcesz mi powiedzieć, że takiemu facetowi, jak ty wystarcza tylko żona? Że inne kobiety na ciebie nie działają?
Czytasz w moich myślach.
I tak w to nie wierzę.
To już twój problem.
Na pewno? A co, jeśli się w tobie zakochałam? Nie udawaj, że to cię nie obchodzi.
Podeszła i położyła mu rękę na ramieniu. Zdjął ją.
Nie traktuj mnie tak, proszę.
Jak? No jak?
Obojętnie. Zimno.
Wiesz co, myślałem, że jesteś fajną dziewczyną, z którą czasem można o różnych rzeczach pogadać, ale się pomyliłem.
Jestem. Przekonaj się.
Już się przekonałem. Wyjdź stąd.
Jeśli mnie nie wysłuchasz, to… to wyjdę na korytarz i zacznę krzyczeć, że mnie molestowałeś.
Tak? Bardzo proszę. Drzwi masz przed sobą, a za nimi korytarz. Trafisz na pewno. Zrób to.
Oniemiała. Zupełnie nie przewidziała takiej jego reakcji
Zrób to. Na co czekasz?
Popatrzyła na niego oczyma pełnymi łez.
Jesteś idiotą – powiedział nagle i wyszła trzasnąwszy drzwiami.
„Jestem idiotą, bo do tej pory cię nie zwolniłem. Ale to się zmieni. Zaraz to naprawię – powiedział do siebie.”
Był zdenerwowany do granic przyzwoitości. Dopiero teraz uzmysłowił sobie, co radził jej zrobić i, co byłoby, gdyby z tej rady skorzystała. Chwycił za słuchawkę.
Seba? Przygotuj mi wypowiedzenie dla Agaty.
Hej, co się stało? Ulka o tym wie?
Jeszcze nie, ale się dowie.
Ale…
Czy to jest takie skomplikowane polecenie, do cholery? Po prostu zrób to, o co cię proszę, a potem wręcz to tej idiotce, bo ja nie ręczę za siebie.
Kiedy wszedł do niego, żeby podpisał to wypowiedzenie, Marek był blady i nadal zdenerwowany.
Boję się pytać, ale może jednak powiesz mi, o co poszło, że tak szybko z niej zrezygnowałeś? Jeszcze wczoraj mówiłeś, że do powrotu Violki…
Wiem, co mówiłem wczoraj. Trudno, Ania będzie musiała pomęczyć się sama. Agaty nie będę oglądał ani dnia dłużej.
Opowiedział mu o całym zajściu z przed kilkudziesięciu minut.
No, to nieźle pojechała. Ale ty też byłeś dobry – co byłoby, gdyby faktycznie wyszła na ten korytarz i zaczęła wrzeszczeć. Pomyślałeś o tym?
Nie. Miałem przeczucie, że tego nie zrobi.
Ach, przeczucie miałeś? Nie, no stary, rewelacja. Przeczucia nigdy nie były twoją mocną stroną. Przynajmniej, jeśli chodzi o kobiety. Ale szczęście, to miałeś na pewno. Wyobrażasz sobie, co by się działo…
Dobra, Seba, skończ już. Zanieś jej to, proszę cię. I nie mówmy o tym. Głowa mi pęka.
Agata przyjęła wręczone jej pismo z wyraźną złością. Odezwała się dopiero po chwili.
Jestem sekretarką pani prezes, a jej nie ma. Jak więc mogę zostać zwolniona, bez jej wiedzy?
Przypominam ci, że Marek jest współwłaścicielem tej firmy i może zwolnić pracownika, jeśli uzna to za konieczne.
Tchórz. Cholerny tchórz. Nawet nie miał odwagi sam mi tego wręczyć.
Agata, opanuj się. Może nie miał ochoty, a nie odwagi? A dlaczego tak zrobił, sama powinnaś wiedzieć najlepiej.
Daruj sobie, dobrze?
Kiedy Sebastian wyszedł, nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Nie spodziewała się takiej reakcji z jego strony. „Co jest ze mną nie tak? Co robię nie tak?” Wydawało się jej, że te reakcje obronne, to tylko taka jego poza, taka gra. Że da jej i sobie szansę na rozkręcenie się tego związku.
Ania, dotąd zapracowana i milcząca, odezwała się w końcu :
A co ty myślałaś, dziewczyno? Że Marek zostawi wszystko dla ciebie? On dla nikogo tego nie zrobi. To szczególny związek, czasem może nawet dla innych niezrozumiały. Szczególny, ale bardzo piękny i na pewno nie ma w nim miejsca na inną kobietę, czy innego mężczyznę. Źle wybrałaś i tyle. Na przyszłość szukaj facetów wolnych, a nie wciskaj się w związki.
Agata chciała chyba jeszcze coś powiedzieć. Może na swoje usprawiedliwienie? Wszystko straciła – szansę na miłość, na ułożenie sobie życia (nadal w to wierzyła?) i w dodatku, pracę. Tego ostatniego, chyba się jednak nie spodziewała. Poskładała papiery na biurku, ubrała się i wyszła.
Marek wracał do domu zmęczony i ciągle jeszcze podenerwowany. Stanie w korku, dodatkowo doprowadzało go do pasji. Ciekaw był, co Ulka powie na zdarzenia ostatnich dwóch dni. Na najbliższym skrzyżowaniu postanowił skręcić i pojechać drogą dłuższą, ale mniej zatłoczoną. Zatrzymał się jeszcze przy cukierni, opodal ich domu. Czasem kupowali tu jakieś słodkości. Wypatrzył ulubiony, bezowy, torcik Jaśka. Kupił go – chciał nim chyba wszystkim osłodzić popołudnie. Zauważył samochód Ulki. A więc już są. To dobrze. W oknie dostrzegł śmiejące się i wymach.ujące radośnie rączkami, dziecko.
Kiedy wszedł, mały już biegł do niego, wołając:
Tata, tata…
Popatrzył z ciekawością na pudełko z tortem.
Co mi kupiłeś?
A to niespodzianka. Obiadek zjadłeś?
Pewnie.
W takim razie niespodzianka ci się należy. Tylko poczekaj, zaniosę ją do kuchni.
Ulka właśnie wyszła z łazienki.
Witaj, kochanie Wyglądasz na bardzo zmęczonego. Coś się wydarzyło?
Przytulił ją i pocałował w policzek.
Jak dobrze wracać do domu, w którym tętni życie. Wczoraj tu było okropnie. Czy coś się wydarzyło? Tak. Chyba tak. Będziemy musieli porozmawiać, ale może najpierw przyjemności? Popatrz, co przywiozłem.
Dobrze. Zaraz zrobię kawę, ale powiedz mi tylko, o co chodzi? Szczegóły zostawimy na potem, bo Jasiek i tak cię zaraz czymś zajmie.
Dzisiaj zwolniłem Agatę. Musiałem.
Spojrzała na niego uważnie.
Domyślam się, że nie zrobiłeś tego pochopnie i na pewno miałeś powód. Myślałam, że wytrzymamy do powrotu Violi. Ani samej będzie ciężko.
Też myślałem i wiem, że Ani nie będzie łatwo, ale mam nadzieję, że przez ten czas jakoś sobie poradzi.
O dalszej rozmowie w tej chwili nie było mowy. Jasiek najpierw domagał się tortu, potem zabawy. Ważne tematy rodziców musiały poczekać.
Dopiero wieczorem, gdy dziecko wreszcie zasnęło mogli wrócić do rozmowy. Opowiedział jej, co działo się wczoraj i, co dzisiaj skłoniło go do tego ostatecznego kroku. Ula słuchała w skupieniu.
Więc to jednak była gra z jej strony, a my myśleliśmy, że coś zrozumiała. Tymczasem nadarzyła się okazja i postanowiła ja szybko wykorzystać. Starałam się ją zrozumieć, ale wygląda na to, że mi się nie udało.
Mam nadzieję, że nie masz do mnie pretensji, że zrobiłem to bez porozumienia z tobą, ale naprawdę uważałem i nadal uważam, że to było jedyne słuszne rozwiązanie.
Nie, naturalnie, że nie mam pretensji. Też bym, w tej sytuacji taką decyzję podjęła. Zastanawiam się tylko, co byś zrobił, gdyby rzeczywiście publicznie cię oskarżyła. Musisz przyznać, że to było ryzykowne posunięcie.
Wiem. Oczywiście pewności mieć nie mogłem, ale po prostu nie wierzyłem, że ona to zrobi. Gdybym się przeliczył, to pewnie nie byłoby wesoło, ale na szczęście, przynajmniej o to nie muszę się teraz martwić.
Ciekawa jestem czasem, ile takich i podobnych historii zdarzy się jeszcze w naszym życiu, bo zaczynam się do nich przyzwyczajać.
Mam nadzieję, że jeśli, to niewiele. Jest chyba jakiś limit, nie? Powiedz mi lepiej, jak się czujesz, bo trochę bałem się opowiadać ci o tym wszystkim.
W porządku. Naprawdę. I cieszę się, że jej nie uległeś
Komu? Agacie? No proszę cię…
No wiesz, pokusa była duża.
Błagam – nie zaczynajmy tego tematu. Ty jesteś moja jedyną pokusą. Koniec.
Roześmiała się i zaczepnie potargała mu włosy
Wiem, wiem. Kocham cię, Marku Dobrzański, ale podroczyć się czasem mogę, przecież
No i to właśnie chciałem usłyszeć, grubasku.
Ja ci zaraz dam grubaska…
Przekomarzali się chwilę. Było to potrzebne szczególnie Markowi, żeby mógł się rozluźnić, nie myśleć o Agacie i tym całym napięciu ostatnich dni.
Nowy tydzień rozpoczął się powrotem do Jaśka wykurowanej i bardzo przez niego oczekiwanej pani Marii oraz – Uli do pracy.
Pomyślała sobie kiedyś, jak bardzo wessała ją ta firma. Stała się częścią jej życia. Uwielbiała swój dom, ogród, przebywanie z dzieckiem, ale jednak nie potrafiłaby skupić się tylko na tym.
Lubiła tych ludzi, korytarze, ten szczególny klimat i tę dawkę adrenaliny, którą dawały przygotowania do kolejnych kolekcji, pokazów i niewiadoma – czy się spodoba, przyjmie, sprzeda…
Wielkimi krokami zbliżało się Boże Narodzenie. Pokazał się nawet pierwszy śnieg, ale, niestety, szybko pozostała z niego tylko nieprzyjemna chlapa.
Temat Pauliny i jej nieoczekiwanego katarzis często pojawiał się w ich rozmowach, głównie prowokowany przez Ulę. Choć sama czuła pewien żal, to jednak tłumaczyła Markowi, że nie należy zapiekać się w gniewie, osądzać, że błądzenie i pomyłki są rzeczą ludzka, a najważniejsze jest jednak, aby chcieć się do tego przyznać, zrozumieć, przeprosić. Paulina się na to zdobyła, choć na pewno wiele ją to kosztowało i pewnie nikt, nigdy by jej o to nie podejrzewał. Niby to rozumiał, zgadzał się, ale… No właśnie, mimo wszystko ciągle pojawiało się jakieś „ale”. Ula, jak zawsze dotąd, tak i teraz była cierpliwym nauczycielem. Uważała, że wybaczenie, im samym również przyniesie ulgę i spokój.
Kochanie, jesteś uparty, jak osioł. Wiemy, jak się zachowała i ,że to było złe, ale ona też już to wie i na pewno też nie jest jej z tym łatwo. Przyznanie się wymagało od niej odwagi. Oboje wiemy, że się zmieniła, więc dajmy jej szansę. Mam pomysł – idą święta. To dobry moment na podanie ręki na zgodę. Zróbmy to.
No co, mam jechać do Mediolanu i wspaniałomyślnie jej wybaczyć? Proszę cię, nie wymagaj ode mnie za dużo.
Nigdzie nie masz jechać. Zadzwonimy do niej z życzeniami świątecznymi. To będzie taki gest pojednania.
Nie przesadzasz?
Ani trochę. To dobra okazja i trzeba ją wykorzystać
Zaskoczenie i wzruszenie Pauliny (Ula mogłaby przysiąc, że była wzruszona) było potwierdzeniem słuszności decyzji.
Tym razem, po raz pierwszy nie witali Nowego Roku z Olszańskimi i Szymczykami. Nie uczestniczyli też w dorocznym, firmowym balu karnawałowym. Pojawili się tylko na otwarciu, żeby tradycji stało się zadość, a potem wrócili do domu. Głośna muzyka, gwar, tańce – to nie były okoliczności, w których Ula teraz czuła się dobrze.
Pewnego styczniowego poranka, po przebudzeniu, Marek zauważył, że Uli nie ma obok. Wystraszył się. Co prawda do rozwiązania pozostało jeszcze trochę czasu, ale przecież wiadomo, że wszystko może się zdarzyć. Znalazł ją w pokoju Jaśka. Siedziała przy łóżeczku śpiącego jeszcze dziecka i przyglądała mu się. Co chwilę, jednak, na jej twarzy pojawił się grymas bólu.
Co jest, kochanie? Może pojedziemy do szpitala?
Chyba jeszcze nie. Poczekajmy. To pewnie jakieś chwilowe skurcze.
One jednak wcale nie zamierzały ustąpić. Wiózł ją, z trudem radząc sobie z rosnącym zdenerwowaniem. Wlokąc się w gigantycznym korku, widział na jej twarzy cierpienie i lęk. Nie mógł jej pomóc, nie mógł przyspieszyć, nic nie mógł i ta bezradność wyprowadzała go z równowagi. Kiedy w końcu dotarli do szpitala, był zlany potem. Tym razem, dziecko nie kazało na siebie długo czekać. Był przy niej, widział jej ból i strach, nad którym sam z trudem panował. Słowa lekarza i położnej, kierowane do Uli, do niego,nie do końca do niego docierały. W uszach czuł szum, w gardle suchość. Nagle usłyszał dobitne „Jest”. Pół przytomnym wzrokiem popatrzył na lekarza, trzymającego na ręku maleńką istotkę.
Panie Marku, ma pan córeczkę. Trochę mała, ale przecież urośnie, prawda? – próbował zażartować- Za to zdrowa i śliczna, jak jej mama.
Z wyraźnym trudem docierały do niego te słowa. Poparzył na Ulę, która już przytulała ich maleństwo. Miała łzy w oczach. On też.
Nie mówiłem, że będzie Małgosia? – ledwie wydobył z siebie głos. – Boże, jaka ona śliczna – delikatnie dotykał maleńkiej główki – Dziękuję ci, kochanie.
Bałam się, że zemdlejesz – uśmiechnęła się blado
Prawdę mówiąc, ja też, ale postanowiłem, że nie zrobię wam tego i wytrzymałem.
Kiedy znalazł się na ulicy, miał ochotę całemu światu ogłosić, jak bardzo jest szczęśliwy.

sobota, 20 marca 2010

(Nie) dorosła miłość - opowiadanie Michaliny cz.4

Aleks siedział w jednej z knajpek na przepięknym Kazimierzu, przypomniał sobie o Pawle, dawnym koledze, aktorze. Poznali się w Warszawie, gdzie pochodzący z Krakowa Paweł studiował aktorstwo, zawsze jednak powtarzał, że nie opuści rodzinnego miasta. To on pokazał Aleksowi Kraków i zaraził go miłością do niego(miasta). Febo lubił Pawła za to, ze nigdy nie starał mu się przypodobać, czy wkupić się w jego łaski, mimo że gdy się poznali Michalski(bo tak się nazywał) był jeszcze nikomu nieznanym studentem. Zawsze dyskutowali na wszystkie tematy, często mieli zupełnie przeciwne poglądy na daną sprawę, ale dzięki temu ich rozmowy były jeszcze ciekawsze. Kontakt urwał się wtedy, gdy Aleks rozstał się z Julią i wytworzył wokół siebie skorupę, do której nikomu, może oprócz Pauliny nie dawał wstępu. Oczywiście przez kilka lat wysyłali sobie kurtuazyjne życzenia i pozdrowienia, ale po wyjeździe Aleksa do Włoch kontakt całkowicie się urwał.

Aleks zastanawiał się co robi teraz Paweł, czy założył rodzinę, ma dzieci, zmienił się?? Bardzo chciał się z nim spotkać, tylko nie bardzo wiedział jak go odnaleźć. Włączył laptop, otworzył przeglądarkę internetowa i wpisał w niej: Paweł Michalski, wyskoczyło bardzo dużo odnośników, do stron w którym znajdują się informacje o nim. Aleks otworzył pierwszą z nich, przeczytał pobieżnie tekst, tylko jedna rzecz, zwróciła jego uwagę: `Wykładowca na PWST w Krakowie`. Nie zastanawiając się ani chwili, zamknął laptop, zapłacił za kawę i udał się w kierunku postoju Taxi. Po 20 minutach mężczyzna wysiadał już pod budynkiem szkoły aktorskiej, w recepcji dowiedział się, gdzie prof. Michalski ma zajęcia i postanowił na niego zaczekać pod owa aulą.

-Panie profesorze!

-Tak, słucham?

-Ja mam taką prośbę; czy ja mogłabym dzisiaj wyjść 15 min wcześniej, mam bardzo ważną sprawę do załatwienia.- powiedziała Ola, błagalnie spoglądając na Michalskiego.

- No dobrze, jeśli to bardzo ważna sprawa, to się zgadzam, oświadczył Michalski, „puszczając do niej oko”.

-Dziękuję bardzo, w takim razie do widzenia!

-Do widzenia!

Gdy tylko Ola otworzyła drzwi, Aleks poderwał się z miejsca, miał nadzieje, że zajęcia się już skończyły. W tym momencie oboje spojrzeli sobie prosto w oczy, nigdy więcej się nie widzieli, a mimo to jakby skądś znali ten wzrok. Speszona Dobrzańska szybko spuściła głowę i ruszyła przed siebie. A Aleks został sam z dziwnym wrażenie, że zna tę dziewczynę, że już kiedyś widział te oczy, duże, chabrowe, miały w sobie coś niezwykłego. Właściwie tak się nad tym zamyślił, że dopiero gwar rozumów wylewających się na hol w raz z końcem zajęć sprowadził go na ziemię. Wstał, zaczął szukać wzrokiem przyjaciela. Ale to Paweł zobaczył go pierwszy:

-Aleks? Aleksander Febo? No nie wierze! Co ty tu robisz?- pytał zdziwiony Michalski

-Jak to co? Przyszedłem odwiedzić przyjaciela z dawnych lat. – uśmiechnął się, po czym padli sobie w ramiona.

-No ale jak mnie tu znalazłeś?- dopytywał Paweł.

-Z pewnością to że jesteś osoba publiczną mi tego nie utrudniło- ironicznie, ale z humorem zaśmiał się Aleks.

-Ale widzę, ze nic się nie zmieniłeś.

-A to się akurat okażę, jak wypijemy kawę, albo zjemy wspólnie lunch. To co masz teraz czas, czy mam jeszcze poczekać- zapytał Febo.

- Masz szczęście, bo właśnie skończyłem i jestem wolny. To co, sushi?- zapytał, a raczej stwierdził Michalski.

Panowie siedzieli w chińskiej restauracji; zajadając się sushi toczyli serdeczną rozmowę:

-To opowiadaj, gdzie byłeś jak, Cię nie było?- pytał Paweł z uśmiechem na ustach.

-No wiesz wyjechałem do Włoch, z Pauliną założyłem firmę modową, w tym roku obchodzimy 15 lecie istnienia.

- No to gratuluje, a sprawy rodzinne? Żona, dziecko?- dopytywał Michalski

- Mam żonę, co prawda nie jesteśmy rozwiedzieni na papierze, ale w sercach na pewno.

-Przykro mi.

-A mnie nie- krótko skwitował Febo- a ty? Żona, dziecko?

- Jestem dwa lata po rozwodzie, dzieci brak.

- Przykro mi- powiedział Aleks.

- A mnie nie – stwierdził Paweł i oboje wybuchnęli śmiechem.

Rozmawiali jeszcze długo, wspominali stare czasy, opowiadali o swoim życiu zawodowym, w zasadzie poruszali wszystkie tematy. W pewnym momencie Aleks spytał:

-Paweł, podczas Twoich zajęć na uczelni, gdy na Ciebie czekałem, jedna z dziewczyn wyszył wcześniej, kto to jest?

Michalski chwile się zawahał, ale po chwili rzekł:

-Aaa chodzi Ci o Olę; filigranowa blondynka tak?

- Dokładnie tak, wydaje mi się, że już ją gdzieś widziałem. Jak się nazywa?- zapytał Aleks.

-Ola Dobrzańska, pochodzi z Warszawy- powiedział Paweł.

-Dobrzańska? Z Warszawy?- Aleks zaczął kojarzyć fakty, Paulina niedawno mówiła mu, że „mała” Dobrzańska w tym roku zaczyna studia, i w dodatku te oczy, przecież Ula Cieplak takie miał(nigdy nie zapomniał ich wyglądu)- a to był pierwszy rok?

-Tak, pierwszy- przytaknął Michalski.

-Czyli to córka Uli i Marka Dobrzańskich!- Stwierdził Aleks.

-Tego Marka, który był z Twoją siostrą?!

-Tego samego.

I na tym skończyli ten temat. Porozmawiali jeszcze chwilę, a następnie każde poszło w swoją stronę.

W mieszkaniu na Słonecznej(tam gdzie mieszka Ola), panna Dobrzańska, siedziała na łóżku, na kolanach trzymała swojego laptopa, co chwilę popijając swój ulubiony sok marchwiowy. Rozmawiała, a właściwie mailowała właśnie, z Kubą, swoim jak to mówiła: „warszawskim przyjacielem”.

Brakuje mi tu Ciebie. Nie mam z kim rozmawiać całymi nocami, przy różnych smakach herbaty. Pewnie mi powiesz, że powinienem się przyzwyczaić i ze zawsze możemy porozmawiać przez skype, ale dla mnie jednak to nie to samo… nie widzę wtedy dokładnie Twoich oczu.”

Przeczytała tego maila i nie wiedziała, co myśleć, są przyjaciółmi już tak długo(4 lata), zawsze ze sobą swobodnie rozmawiali, mówili szczerze o swoich uczuciach, a teraz on pisze, ze chciałby zobaczyć jej oczy? A wcześniej te jakby to powiedzieć erotyczne sms. Tak z pewnością nie piszą przyjaciele.

„Mnie Ciebie tez bardzo brakuje, nikt tak świetnie nie parzy herbaty w retro filiżance;)) Jeżeli skype Ci nie wystarcza, to zawsze możesz do mnie wpaść, kiedy tylko chcesz. Tymczasem ja kładę się spać, bo jutro zaczynam strasznie wcześnie. Całuje i czekam na odwiedziny”

Wysłała, chociaż, nie byłą pewna czy dobrze robi, no ale z drugiej strony, są przyjaciółmi, zawsze mówią sobie szczerze co myślą, więc liczyła na to, że gdy tu przyjedzie po prostu zapyta go co znaczą te dziwne maile i sms.

A on, gdy tylko przeczytał maila, zrobiło mu się cieplej na sercu, już zaczął układać w głowie scenariusz, jak to przyjedzie, w końcu jej o wszystkim powie(o tym, że ją KOCHA), a ona na początku zaskoczona, po chwili rzuci mu się w ramiona…

Następnego dnia, na uczelni:

- Olka idziesz dzisiaj z nami?- pytała podniecona Anuśka.

-Gdzie idę i z kim?- próbowała zorientować się dziewczyna.

- No jak to gdzie, na otwarcie tej knajpki w stylu lat 20.

-Aaa, to w sumie czemu nie. A kto jeszcze idzie?

-Agnieszka, Sylwia, Magda, Roksana, Patryk, Piotrek, Weronika, Krystian-wymieniała Anuśka- a potykamy się pod knajpą o 21.

- Okey, to do zobaczenia wieczorem- powiedziała młoda Dobrzańska i całując koleżankę w policzek odeszła w stronę swojego mieszkania.

-Cześć Aleks, Paweł z tej strony. Dzwonie, żeby namówić Cię na małą imprezę.

- Cześć! A co to za impreza?- odezwał się głos po drugiej stronie słuchawki.

-A otwarcie takiej nowej knajpki w stylu lat 20.

-Hmmm w takim razie, gdzie i o której się spotykamy- zapytał pozytywnie nastawiony Febo.

-Może o 20:30 przyjadę taxówką pod Twój hotel?

-Dobrze, będę czekać, do wieczora.

-Do zobaczenia- pożegnał się Michalski.