Get your own Digital Clock

piątek, 30 lipca 2010

Piąta część wersji "po zakończeniu" Marty2

Gdy zaczęła domyślać się, gdzie ją zabiera, serce zabiło jej mocniej, jednak nie odzywała się . Nawet gdy już znaleźli się w mieszkaniu Marka, wzruszenie odebrało jej mowę. Była w miejscu, które należało do niego… i tym razem tylko do niego, nie dzielił go z Pauliną. Zresztą gdy odwiedziła go parę miesięcy temu, była również pełna entuzjazmu, ale jego dawny dom przesycony był obecnością Pauli i jej osobowość wywarła na nim wyraźne piętno. Uli o wiele bardziej podobało się nowe mieszkanie Marka – choć proste, miało w sobie sporo męskiego uroku. Rozglądała się wokół oczarowana, podczas gdy on wyciągnął wielką torbę. Stos kolorowych karteczek, niektóre z nich zapisane… Pochyliła się, chcąc odcyfrować zawartą w nich wiadomość i znieruchomiała… podczas gdy on opowiedział ich historię, demonstrując ją jednocześnie przez przylepianie ich w różnych miejscach: na szafkach, na stoliku, na lodówce… Wreszcie przykląkł, by raz jeszcze ułożyć dla niej serce z kolorowych karteczek… Ona ze łzami w oczach uklękła obok i zaczęła mu w tym pomagać.
Gdy skończyli, przez dłuższą chwilę wpatrywali się, w to, co stworzyli wspólnie. Marek wrócił pamięcią do tamtego dnia, gdy czekał na ukochaną. Wspominał uczucia, jakie go wówczas przepełniały – nadzieja przemieszana z obawą… W końcu ta pierwsza została pokonana i nie miał siły stanąć przed Ulą z wyznaniem swych uczuć.
Dziewczyna z kolei wyobrażała sobie, jak musiał wyglądać gabinet, zamieniony przez niego w gniazdo ich miłości. Co zrobiłaby, gdyby nie zrezygnował, gdyby mogła zobaczyć, co dla nich przygotował? Podobne pytanie, jak z owym nieprzeczytanym listem… Czy ich losy mogły wówczas się odmienić?
-A jednak nie poczekałeś wtedy na mnie…- szepnęła. Musiał wyjaśnić:
-Myślałem wówczas, że jesteś szczęśliwą kobietą, związanym z mężczyzną, którego kochasz. Nie mogłem ci przeszkadzać, prześladując cię niepożądanymi uczuciami. Sądziłem, że potrzebujesz wsparcia, a nie romantycznych wyznań…
Ula przypomniała sobie, jak wrócił, by jej pomóc – czy nie był to równie piękny wyraz miłości jak kwiaty i karteczki? Jak mogła być taka ślepa i go wówczas nie doceniać? Teraz mu wszystko wynagrodzi… i sobie przy okazji też. Przypieczętowała tę myśl, całując go delikatnie, jednocześnie czule głaszcząc po policzku.
-Nie byłam szczęśliwą kobietą – wyznała – nie potrafię być szczęśliwa bez ciebie… a właściwie to bez ciebie nie mogę żyć… Kiedy byłeś daleko, czułam się pusta i zimna. Dopiero, gdy się pojawiałeś, czułam, że odżywam… jak kwiat, gdy wychodzi słońce… Jednak starałam się zdusić w sobie ową tęsknotę i ukryć ją nawet sama przed sobą. A to najgorszy rodzaj kłamstwa.
Objął ją mocno i przygarnął do siebie.
-Teraz już nie ma powodu, by tęsknić lub ukrywać swoje uczucia…
Zdjął marynarkę i odrzucił ją niedbale. Ula wtuliła się w jego ramiona tak mocno jak wcześniej podczas pokazu. Ich usta spotkały się, wyrażając innym językiem, to co sobie już wyznali słowami.
Nawet gdy już przestali, wciąż patrzyli na siebie roziskrzonym wzrokiem.
-Muszę się przyznać, że zgłodniałem – odezwał się wreszcie on – jeśli sobie życzysz, poszukam czegoś…
Kiedy ona ostatnio jadła? W zasadzie nie mogła sobie przypomnieć… Od wczoraj dręczyły ją straszne mdłości, tylko rano zdołała coś przełknąć, gdy tata nalegał… Teraz jednak ona także uświadomiła sobie, że jest głodna.
Jednak w kuchni Marka nie dało znaleźć się nic nadającego się do jedzenia, mimo że z zakasanymi rękawami przeszukał wszystkie szuflady i półki. Wszak jeszcze parę godzin wcześniej zamierzał wyjechać na dłuższy czas, a poprzednio przebywał w szpitalu. Zresztą należy przyznać, że nigdy nie miał przesadnie zaopatrzonej spiżarni…
Marek ruszył do samochodu, by przynieść swoje bagaże, w których – jak zapewniał – coś powinno się znaleźć. Ula natomiast podeszła do okna. Nie pamiętała dokładnie, na którym piętrze się znajdowała, jednak widok był naprawdę zachwycający. Mimo, że zapadła już noc, wiele świateł rozjaśniało jej ciemność, co tworzyło niezwykły obraz. Zapatrzyła się oczarowana. Marek, kiedy wrócił, również był oczarowany, jednak nie urokiem nocnych świateł miasta. Spoglądał w zachwycie na cudowną kobietę, którą odzyskał i która teraz wreszcie znajdowała się w jego mieszkaniu, o czym od dawna marzył. Podszedł do niej i nieśmiało położył ręce na jej ramionach. Ona odpowiedziała na tę pieszczotę, czule gładząc jego dłonie.
-Jak pięknie…- szepnęła z rozmarzonym wzrokiem i uśmiechem na ustach.
On przez chwilę zamknął oczy, nurzając się w niezwykłym, wręcz niewyobrażalnym szczęściu, jakiego doznawał. Wreszcie byli tak blisko siebie…
-Wiedziałem, że ci się spodoba.

niedziela, 25 lipca 2010

Czwarta część wersji "po zakończeniu" Marty2

Na miejscu Ula rozejrzała
-właśnie tutaj…- szepnęła, zupełnie nie zdziwiona.
Gdzież indziej, jak nie tam, gdzie zacząłem sobie wszystko uświadamiać… I gdzie już raz pragnąłem ci wszystko wyjaśnić…- w głosie Marka słychać było wspomnienie bólu, jaki wówczas czuł. Jednak brzmiała w nim też nadzieja, że teraz jego pragnienie wreszcie się spełni. Ula wyczuwała to pomieszanie pozytywnych i negatywnych emocji, jakie w nim tkwiły… zwłaszcza, że były one odbiciem jej własnych. Wiedziała, że mimo wszystko to cierpienie nie było na próżno, gdyż pozwalało im lepiej doceniać zdobyte szczęście. A poznanie wzajemnych wspomnień zbliży ich do siebie – jeśli będą potrafili porozmawiać bez wyrzutów..
Usiedli na swoim dawnym miejscu, tam gdzie owej pamiętnej nocy odkrywali sens i urok miłości. Mimo że przecież od początku zamierzali spędzić ten czas na szczerej rozmowie, wpierw jedynie siedzieli przytuleni, nie mogąc się nacieszyć swą bliskością po tak długiej rozłące. Ula delikatnie pogładziła bliznę, która jeszcze widniała na czole ukochanego. Marek, dostrzegając, jak bardzo rani ją ten widok, natychmiast wyjaśnił:
- To niedługo zniknie… nie będzie śladu i zapomnimy o całym wypadku.
-Ja nigdy nie zapomnę – czas spędzony na szpitalnym korytarzu, gdy czekałam, aż Paulina przyniesie mi wiadomości o tobie, to jedne z najważniejszych chwil mojego życia…
Marek wciąż nie mógł się pogodzić z tym, że Paula uzurpowała sobie prawa, które w jego przekonaniu całkowicie należały do Uli.
–Paulina znalazła się tam tylko dlatego, że lekarze zadzwonili na mój stary numer – wyjaśnił – Wścieka mnie, że wykorzystała sytuację do przekonania ciebie, że wróciłem do niej…
-Tak naprawdę, to już wcześniej w to wierzyłam. Kiedy ci pomogła w sprawie plagiatu, mimo że oznaczało to wystąpienie przeciw Aleksowi, jej najbliższej rodzinie… I wyglądało, że znowu zaczęliście się spotykać…
-Ula, ale to nie tak… Paula mi pomogła jedynie niechcący, naprowadzając mnie na trop tej afery. Później spotykałem się z nią, by dowiedzieć się czegoś więcej, ale nic nie zdradziła.
-A ta teczka z projektami – czy to nie ona ci ją dała? Więc – zrozumiała Ula – to była ta teczka od Adama, o której wspominałeś? Adam jednak zmienił zdanie i postanowił nam pomóc?
-Niezupełnie – to jego siostra. Wiedziała, że Adam boi się Aleksa, więc gdy opowiedziałem jej, że szykuje się afera, postanowiła dać mi tą teczkę. Zrobiła to, by chronić brata, dlatego obiecałem jej, że Adam nie straci pracy.
-Więc to nie Paulina? A ja przez cały czas myślałam, że ją kochałeś i że pragniesz do niej wrócić…
-Nigdy jej nie kochałem, przecież mówiłem ci o tym. I napisałem ci w liście…
-Marek… ja tak naprawdę przeczytałam go dopiero kilka tygodni temu…
Zdziwił się, więc opowiedziała mu całą historię listu. Zakończyła, mówiąc, że Maciek dał go jej dopiero po tym, gdy postanowiła dać Piotrowi szansę.
-Wierzyłam, że jeśli się naprawdę postaram, to zacznę coś w końcu do niego czuć… Był dla mnie miły i wszyscy go lubili… Boże, jak to głupio brzmi, kiedy o tym mówię… Ale najpierw myślałam, że dla ciebie to między nami było jedynie kłamstwem. I dlatego pragnęłam o wszystkim zapomnieć. Myślałam, że Piotr mi w tym pomoże – w pewnym sensie go wykorzystałam…
-Jednak nie zerwałaś z nim nawet po przeczytaniu owego listu… Nie zrobił na tobie wrażenia czy nie uwierzyłaś?
-Marek, zrobił ogromne wrażenie… Ale najpierw nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć… A później myślałam, że to, co czułeś przy jego pisaniu, jest już nieaktualne… Życzyłeś mi wszak szczęścia z Piotrem… Spotykałeś z Pauliną…
-Mówiłem ci już dlaczego. Poza tym, chciałem utrzymać z nią przyjazne stosunki. Nasze rozstanie było dość nieprzyjemne i bolało mnie to – westchnął.
-A ja nawet chciałam uciec, by tylko nie oglądać was razem… Dlatego rozważałam wyjazd do Bostonu. Strasznie głupie, prawda- zaśmiała się zawstydzona.
-Ula, ja miałem podobne zamiary – stąd te plany wyjazdu do Włoch, gdy już straciłem całkowicie nadzieję.
Oboje milczeli przez chwilę, zamyśleni – jak łatwo było im się minąć. Pierwszy odezwał się Marek.
-Ula, proszę powiedz mi jeszcze tylko jedno… Gdybyś dostała ten list na czas, przyszłabyś na spotkanie?
Ula zamyśliła się, wracając do myśli i uczuć, jakie ogarniały ją tamtego dnia.
-Marek, ja wtedy byłam całkowicie rozbita… Całe moje życie stanęło na głowie, to, czego oczekiwałam, w co wierzyłam… Byłam pewna, że mnie oszukiwałeś i wykorzystywałeś, że między nami było tylko kłamstwo… Nie chciałam cię słuchać, a twoje wyznania napełniały mnie obawą – że mogłabym w nie uwierzyć, znowu dać się nabrać i dalej cierpieć…
Marek potrząsnął głową.
-A ja wtedy pragnąłem wyjaśnić ci wszystko, byś wiedziała, że jest to pierwsze i jedyne prawdziwe uczucie w moim życiu. Nie wiedziałem, czy wtedy na dobre wyrzuciłaś mnie ze swojego życia. Kiedy przedstawiłaś sfałszowany raport, obudziła się we mnie nadzieja, że jednak uwierzyłaś mi i będziemy razem. Pobiegłem wziąć cię w ramiona… a wtedy odrzuciłaś mnie, twierdząc, że zrobiłaś to tylko dla firmy i przyjaciół…
Ula milczała. Pamiętała przecież podsłuchaną rozmowę, w której mówił o planie odesłania jej, by nie przeszkodziła w jego ślubie… kiedy wymienił Malediwy, jako miejsce, z którego niełatwo byłoby jej się wydostać… choć tak, to nie on, to Seba… Marek natomiast wtedy powiedział… co właściwie powiedział?
Jego słowa powróciły do pamięci dziewczyny tak wyraźnie, jakby je właśnie słyszała… A może nawet jeszcze bardziej, gdyż tamtego dnia, kiedy odbywało się zebranie zarządu, jej słuch przytępiły ból i złość. I wreszcie zrozumiała, co on naprawdę powiedział i co znaczyły jego słowa. Ulga i radość mieszały się w niej z poczuciem winy, że tak łatwo przestała w niego wierzyć, a także żalu, że stracili tak wiele czasu… że prawie stracili siebie…
-Nie wiem, czy bym przyszła… – wyznała w końcu dziewczyna – ale myśl o tobie czekającym w tym miejscu by mnie prześladowała. Zawsze bym żałowała straconej okazji. A gdybym jednak przyszła i zobaczyła ciebie… nie sądzę, bym była w stanie dłużej się opierać…
Marek również pogrążył się we wspomnieniach tamtego dnia, kiedy czekał, miotając się między nadzieją i rozpaczą – kiedy upływające chwile coraz bardziej pozbawiały go tej pierwszej i wrzucały w objęcia drugiej…
-Miałem dla ciebie krówki… – wyznał cicho. Te słowa prawie zbudziły łzy w oczach Uli. Ile chwil szczęścia na nich wcześniej czekało, gdyby umieli się porozumieć?
-Dziękuję ci, że mimo wszystko tak długo nie zrezygnowałeś… Mimo że tyle razy nie chciałam cię wysłuchać ani wybaczyć… Mimo całej historii z Piotrem… Mimo tego, byłeś przy mnie, wspierałeś mnie i mi pomagałeś… Nie oczekując niczego w zamian…
Marek pogładził ją po policzku i delikatnie pocałował.
-Gdy nie byłem w pobliżu ciebie, kompletnie wariowałem…
Ona oddała mu pocałunek jeszcze bardziej namiętnie. Jego słowa niezmiernie ją wzruszyły.
-Teraz rozumiem, dlaczego powiedziałeś mi, że nic między nami nie ma…
-Myślałem, że właśnie tego chcesz…
-Ja też tak myślałam – ale kiedy usłyszałam te słowa, zraniły mnie one. Nie wiedziałam, że nadal tak może boleć… Byłam straszną hipokrytką, mając wobec ciebie wymagania i pretensje, gdy ich nie spełniałeś, a jednocześnie odrzucając, gdy próbowałeś się do mnie zbliżyć. Zwłaszcza, że byłam uwikłana w związek z Piotrem. Nie mogę ci się dziwić, że zrezygnowałeś i nie chciałeś walczyć…
Marek siedział z poważną miną.
-Kiedy myślałem, że wybrałaś Piotra i jesteś z nim szczęśliwa, stwierdziłem, że nie mam prawa się wtrącać. Ale – uśmiechnął się lekko – jednak… Muszę ci coś pokazać.
Poprowadził zaciekawioną dziewczynę do samochodu i ruszyli w mrok nocy.

wtorek, 20 lipca 2010

Trzecia część wersji "po zakończeniu" Marty2

-Teraz widzę, że masz rację – rzekła Ula – potrzebujemy tej szczerej, poważnej rozmowy na sto procent… Nie dany jest nam bezproblemowy koniec, jak w bajkach, komediach romantycznych czy telenowelach… Ale i tak – dodała z lekkim uśmiechem – dzisiaj doznałam i tak tyle prawdziwe baśniowych cudów… Poczekaj tylko, aż zabiorę swoje rzeczy.
Ula w szatni nie zadawala sobie trudu, by zmieniać swój strój – wszak Marek czekał – a co jeśli wszystko okaże się tylko snem i on zniknie, jeśli ona się nie pospieszy… Złapała tylko pierwszą z brzegu reklamówkę F&D i wrzuciła do niej swoje rzeczy: torebkę, sukienkę i płaszcz. Gdy miała wyjść z szatni do czekającego na nią Marka, zatrzymała się jeszcze na chwilę. Złożyła ręce jak do modlitwy:
- Kochany Boże, jeśli to sen, nie pozwól, żebym się obudziła – po chwili zastanowienie dodała – a jeśli to rzeczywistość, nie daj mi więcej śnić.
Przeżegnała się i wybiegła do czekającego na nią Marka. Gdy znaleźli się przy samochodzie, zawołała:
-Masz nowego rumaka
-Raczej to koń pociągowy wraz z całą karocą – odparł z uśmiechem Marek – a może nawet dwa konie?
-Jak już, to powinna być cała szóstka – również uśmiechnęła się dziewczyna, podczas gdy on otwierał jej tylne drzwi, by mogła wstawić tam torbę. Uśmiech jednak zamarł jej na ustach, gdy zobaczyła leżące na siedzeniu bagaże. Jak blisko było, by wyjechał… by utraciła go na zawsze… Wśród nich dostrzegła leżący telefon komórkowy. Podała mu go ze słowami:
-Myślę, że jednak powinieneś jednak dowiedzieć się, co się z nią stało…
Skrzywił się, ale wziął od niej komórkę.
-Zostawiła mi jednak wiadomość… Poinformowała mnie, że jeśli się nie zjawię, sama wyjedzie. Może to okropne z mojej strony, ale właściwie mi ulżyło…
Uli właściwie też ulżyło… Nie chciałaby widzieć Pauli po tych kłamstwach w sprawie Marka. Choć tak naprawdę nie była pewna, by bardziej jest zła na nią czy na siebie. W końcu przyjęła na wiarę wszystko, co tamta mówiła, nie troszcząc się o sprawdzenie związku tych słów z rzeczywistością…
-Ech?
Myśli dziewczyny przerwał dziwny odgłos, wydany przez ukochanego. Ula nie rozumiała wyrazu całkowitego osłupienia, który nagle pojawił się na twarzy Marka, całkowicie zasłuchanego we wiadomość.
-Marek?- zapytała cicho.
Schował telefon, wciąż patrząc na nią jak zaczarowany.
-Odsłuchałem twoją wiadomość…
Chwycił ją za ręce i ciągnął wzruszonym głosem:
-Więc jednak nie miałaś zamiaru pozwolić mi tak odjechać?
Ula delikatnie potrząsnęła głową.
-Przecież mówiłam mi, że szaleńczo za tobą tęskniłam… Dzisiaj coraz bardziej sobie uświadamiałam, że nie zniosę twojego wyjazdu… Cały czas miałam nadzieję, że jednak zostaniesz, że choć do mnie zadzwonisz… A gdy dotarło do mnie, że tak się nie stanie, że to już może być koniec – wiedziałam, że nie wybaczę sobie, jeśli czegoś nie zrobię…
Marek z czułością ucałował jej usta.
-I dziękuję, że zrobiłaś… Choć ja i tak bym wrócił, to nigdy nie zapomnę, że chciałaś walczyć o nas. Może to zabrzmi śmiesznie, ale zachowam tą wiadomość od ciebie na zawsze…
-A ja tę od ciebie, sprzed wypadku… Jako pamiątkę tego, jak blisko było, bym cię na zawsze straciła…
Pocałowali się znowu. Marek otworzył jej drzwi samochodu i pojechali.

środa, 14 lipca 2010

Druga część wersji "po zakończeniu" Marty2

Zatrzymali się dopiero przed szatnią modelek. Wtedy Marek chwycił Ulę w objęcia i raz jeszcze się namiętnie pocałowali…
-Wybacz mi – westchnął, odrywając się od jej warg i zamiast tego całując czoło – nie planowałem, że tak to będzie wyglądać… Chciałem poczekać do końca pokazu, by poprosić ciebie o poważną, szczerą rozmowę… a nie porywać panią prezes z wybiegu…
Ula zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła mocno.
-Nikogo nie porwałeś – szepnęła – zresztą dzisiaj na pokazie nie było pani prezes. Była tylko kobieta tęskniąca do szaleństwa za ukochanym… – twarz Marka rozpromienił uch miech na to określenie, a ona ciągnęła – Muszę ci wyznać, że gdybyś nie wrócił i mnie nie wywołał, nie byłabym w stanie nawet wyjść na wybieg… – pocałowała go czule w policzek – a co do rozmowy, to najważniejsze już wiemy – kochasz mnie równo mocno, jak ja ciebie…
Marek odwzajemnił ten pocałunek:
-Tak, to co najważniejsze… Ale nie zapominajmy o wszystkich nieporozumieniach, które między nami narosły… O innych osobach, które się do nich przyczyniły…
Wtedy do świadomości Uli doszło, że jednak na świecie są inne osoby poza nimi dwojgiem.
-A Paulina?- spytała cicho- co z nią? Znowu zostanie porzucona? Uwierzyła, że jest dla was szansa…
Marek przegryzł wargę.
-Ula, nie ma mowy o porzuceniu… Powiedziałem Paulinie wprost, że nigdy już nie będziemy razem. Ten wyjazd dla żadnego z nas nie oznaczał powrotu do siebie… Chciałem jedynie odpocząć, oderwać się…
Czy dla niej nie oznaczał? Ula pamiętała aroganckie słowa Pauliny w szpitalu, gdy nie chciała dopuścić jej do Marka, pamiętała jej triumfujący uśmiech tego samego dnia w bufecie… Czy to wszystko było jedynie sztuczką, mającą na celu ją zranić w akcie zemsty? A może naprawdę miała na nadzieję na szczęśliwe zakończenie dla siebie i dlatego zagrała tak desperacko, kryjąc swoją niepewność za wyniosłością? Jednego Ula była pewna – Paulina nie zapomniała o Marku. Żadna kobieta nie byłaby w stanie wyrzucić go z myśli ani z serca…
-Nie wiem, czy w końcu wyjechała, czy została – i szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie to. Wiedząc teraz, co zrobiła nam obojgu, gdy leżałem w szpitalu, nie potrafiłbym spokojnie z nią porozmawiać.
-Więc- zrozumiała Ula- nie powiedziała ci o mojej wizycie?
-Nie..- przez twarz Marka przemknął grymas bólu na samo wspomnienie. Dziewczyna, nie mogąc tego znieść, czule pogładziła go po policzku- A ja czekałem na jakiś znak, że ciebie obchodzi, co ze mną…
-A ja myślałam, że ty nie chcesz mnie widzieć- szepnęła Ula. I po chwili dodała- zresztą nie dziwiłabym się… Okropnie cię traktowałam…
Spojrzała mu w oczy z wyrazem absolutnej skruchy, trafiającym wprost do jego serca. Zadrżał i ujął twarz Uli w swe dłonie. Gdy następnie usłyszał- Wybacz mi – nie był w stanie zrobić nich oprócz przyciągnięcia jej twarzy do swojej tak blisko, że mógł niemal spijać oddech z jej warg… Jej przeprosiny napełniły go bezbrzeżną czułością. Po raz kolejny bowiem przekonał się, że oddał swe serce kobiecie o wyjątkowej dobroci, która wiedziała, czym jest prawdziwa miłość, przebaczenie i oddanie drugiej osobie.

sobota, 10 lipca 2010

Pierwsza część wersji "po zakończeniu" Marty2

Szczęśliwe zakończenia mają nas koić po doznanych huśtawkach nastroju, a także dawać nadzieję na równie szczęśliwą przyszłość dla naszych bohaterów.
Ale my już nie jesteśmy dziećmi, którym wystarczy, że „i żyli długo i szczęśliwie”. Potrzebne nam jest więcej, by w to uwierzyć. Zwłaszcza jeśli wiemy, że naszemu rycerzowi brakuje pewności siebie (choć dodały mu jej trochę wyznania kuchcika, wściekłego, że nie on jest głównym bohaterem tej bajki), a królewnie wiary w niego (choć wreszcie wysłała za nim gołębia, brutalnie wyszarpując go nieszczęsnemu wieśniakowi).
Dodajmy do tego jeszcze, że stary król wyraźnie uważa, że rycerz za mało smoków zabił, by mu oddać rękę córki – nawet bez pół królestwa. Zły czarnoksiężnik też wycofał się za siedem gór i siedem mórz, ale jest tylko osłabiony, nie pokonany… I widzimy, że jeszcze za wcześnie, by miód i wino pić…
Dlatego choć wzruszamy się na widok płatków róż, wnoszących się jako symbol odrodzonej miłości, choć triumfujemy z jej zwycięstwa zasłuchani w romantyczną piosenkę, choć radujemy się na widok Uli wreszcie objęciach Marka (alternatywa dla feministek: Marka w objęciach Uli), to jednak nasz rozum domaga się czegoś więcej nad symbole, obrazy i muzykę.
I właśnie z tego powodu jeszcze raz odwiedźmy scenę pokazu i zajrzyjmy w głowy i serca naszych zakochanych.
Nie sposób wyrazić szczęścia, jakie przeżywał Marek w owej chwili. A jeszcze godzinę wcześniej był wyprany z wszelkiej nadziei. Czuł się jak dawno umarły. Dopiero słowa Piotra przywróciły mu wiarę, że nie wszystko stracone… „Nie zasłużyłeś na jej miłość”… „Tacy jak ty zawsze dostają wszystko za darmo”… „Tylko najgorszy łajdak mógł wyrzucić ją ze szpitala, gdy histerycznie płakała i chciała się czegoś dowiedzieć”… „Zrujnowałeś nasze plany wyjazdu do Bostonu”… „Ponownie się nią zabawiłeś”… Mimo że to były wymówki, to jednak zamiast goryczy napełniły go słodką nadzieją… Kardiolog musiał przecież znać jej uczucia i jeśli go rzuciła, jeśli zrezygnowała z wyjazdu i jeśli była w szpitalu… To znaczyło, że istniała szansa! Nic więc dziwnego, że w jednej chwili wskoczył do samochodu, zostawiając Piotra wściekle machającego rękami. Komórka dzwoniła… spojrzał… to Paulina… rzucił na tylne siedzenie… Teraz liczyła się tylko Ula… Całe jego życie miało zostać podsumowane przez nią… przez jej przyjęcie go lub odrzucenie…
Chciał poczekać na koniec pokazu i wtedy do niej podejść, ale stało się inaczej. Zniknęła, a właśnie miała wyjść na wybieg. Goście zaczynali się niecierpliwić… Spazmujący Pshemko szukał jej w szatni… Ktoś musiał coś zrobić. Więc mikrofon w dłoń..Trzeba uspokoić publiczność- ale oczywiście w taki sposób, by nie zorientowali się, że coś przebiega niezgodnie z planem… Trzeba zawołać Ulę „Ula, czekamy tylko na ciebie” – ja czekam tylko na ciebie od dawna i będę czekał do końca życia… I jest – taka piękna – nie pięknem sukni ani kunsztownej fryzury, ani połyskliwych pereł, ale dziwnym, nieziemskim blaskiem… „Proszę Państwa, na to właśnie czekaliśmy”… A ona tak się patrzy na niego… z taką ufnością pozwala się prowadzić… Teraz wiem, że jest szansa… Jej spojrzenie daje mi nadzieję… „Wszystkie inne są nieważne, kiedy ma się tą jedyną”… Niech tylko to się skończy, nie mogę teraz powiedzieć za dużo, wszak trwa pokaz, jesteśmy na scenie „To była już ostatnia suknia z kolekcji FD Gusto. Pshemko, zapraszamy na scenę”… Nie patrz tak na mnie, bo nie wytrzymam, nie mogę ci się oprzeć… Wreszcie Pshemko nas zasłonił przed światem… „Powiedział mi…” To ona objęła mnie, przytuliła tak mocno… nie wierzę… Jeśli ty też mnie kochasz, to cudownie…
Ula była doskonale zobojętniała na wszystkie doznania ze świata zewnętrznego, które nie były Markiem. Dla niej cały tłum przyjaciół, rodziny, zaproszonych gości zlał się w jednokształtną masę – stanowiącą jedynie tło, które wiwatowało na cześć tego, że Marek jednak nie wyjechał, że jednak przyszedł, że jednak ją kochał… Dla niej w owej chwili liczył się tylko on, jego niebieskie oczy wpatrzone w nią z prawdziwą czułością, jego ramiona przytulające ją tak mocno do sobie, jakby mieli stać się jednością, jego usta szepcące słowa, które od dawna pragnęła usłyszeć i przywracające jego stęsknionym wargom słodycz pocałunków… Całkowicie naturalne było dla niej poddanie mu się, gdy czułym gestem chwycił ją za rękę i wybiegli razem z sali pokazowej.