Get your own Digital Clock

poniedziałek, 27 września 2010

(Nie) dorosła miłość - opowiadanie Michaliny cz.7

- Ale Paweł, no proszę Cię, to jest dla mnie naprawdę ważne.

-Aleks, ale co ja mam zrobić, normalnie poprosić o jej numer w sekretariacie, czy może zapytać jej znajomych, zdajesz sobie sprawę jak to będzie wyglądać?- mówił Michalski z wyrazem grymasu na twarzy.

-Powiesz, ze musisz koniecznie przekazać jej jakieś materiały, czy coś w tym stylu, no proszę Cię Paweł, na pewno coś wymyślisz.

-No niech Ci będzie, ale masz u mnie dług, który nie tak łatwo będzie spłacić ,a zaczniesz od wytłumaczenia mi, po co Ci tak naprawdę ten numer- stwierdził Paweł i panowie ruszyli na kawę.


Ola właśnie wracała do domu po wykładzie, kiedy zadzwonił telefon:

-Aleksandra Dobrzańska słucham?

-Z tej strony 80-letni Aleksander Febo, czy zgodzi się pani w ramach szacunku dla starszych i pomocy starszym zjeść ze mną kolację?- zapytał ze śmiechem Aleks.

-No skoro z szacunku i pomocy starszym to nie wypada mi odmówić- odrzekła dziewczyna.

-Och będę zobowiązany- Febo dalej żartował- w takim razie będę po panią o 20:00, dobrze?

-Będę czekać. Do zobaczenia!- powiedziała i rozłączyła się jednocześnie uśmiechając się jakby do swoich myśli. Po chwili jednak jej uśmiech przerodził się w gromki śmiech, bo zdała sobie sprawę, że Aleks zobowiązał się po nią przyjechać, a nie zna jej adresu. Napisał mu więc sms, o takiej treści:

"Słoneczna 4/14- to mój adres. Mniemam, że to sędziwy wiek wpłynął na pana złą pamięć. Do zobaczenia wieczorem."



Była 15:00, do kolacji zostało 5h, a dziewczyna już zaczęła panikować, że nie zdąży. Szybko wróciła do domu, wzięła gorącą kąpiel i przeszukała swoją garderobę w celu znalezienia czegoś odpowiedniego na tę okazję. Po jakieś godzinie przymierzania różnych ubrań wybrała śliczną sukienkę, czarną z koronkowym naszyciem, sięgająca do kolan i średniej wielkości dekoltem, który idealnie eksponował jej niezbyt duże piersi, do tego założyła czarne, grube rajstopy, przepiękne czarne szpilki z czerwoną podeszwa projektu Pshemko, jako dodatek wzięła czerwoną torebkę- kopertówkę, a delikatnie pofalowane włosy rozpuściła na ramiona. Miała delikatny makijaż, wyglądała zjawiskowo. Właściwie nie wiedział dokąd ją zabiera, ale jednego była pewna, że będzie to wyjątkowy wieczór.

Równo o 20:00, ktoś zapukał do jej drzwi. Ostatnie spojrzenie w lustro i była gotowa by go przywitać.


Był nią oczarowany, tak samo jak ona nim, właściwie nie zwracali uwagę na restaurację, kelnera, zamówione jedzenie, tak świetnie się ze sobą czuli, tak dobrze im się rozmawiało.

Po udanej kolacji, spacerowali ulicami Krakowa, a potem alejkami w parku, dalej kontynuując rozmową, w pewnej chwili nastała cisza, ale nie taka niezręczna, kiedy nikt nie wie co powiedzieć, ale cisza kojąca, cisza w której słychać tylko język serca, niezrozumiały dla umysłu. Zapadł zmrok, a oni siedzieli wpatrując się w gwiazdy, czuli swoje oddech, wiedzieli, że są sobie bardzo bliscy, nie potrzebowali słów żeby to wyrazić.

W pewnym momencie z parkowej ławki przenieśli się do jej mieszkania. A tam on włączył radio, dało się słyszeć francuską muzykę, którą oboje lubili. Zaczęli kołysać się w rytm piosenki ich pocałunki stawały się coraz intensywniejsze, w pewnym momencie inicjatywę przejęła ona, rozpinała guziki jego koszuli, jednocześnie go całując i nie przestając się melodyjnie kołysać, on nie był jej dłużny, między pocałunkami rozsuwał suwak jej sukienki, a po chwili ta zbędna część garderoby leżała już na podłodze. Kiedy byli już w samej bieliźnie on wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Oboje byli bardzo rozpaleni, całowali się co raz goręcej, ale nie spieszyli się, chcieli zatrzymać tę chwilę bliskości, w pewnym momencie oboje byli już u szczytu podniecenia, mimo to Aleks wyczuł, że to pierwszy raz Dobrzańskiej, przerwał na chwilę pocałunki i szeptem zapytał:

-Jesteś pewna, ze tego chcesz?

-Błagam nie każ mi już dłużej czekać- wyszeptała i pocałowała go.

A on zaczął w nią wchodzić, na początku bardzo powoli, ale z czasem coraz gwałtowniej i gwałtowniej, dziewczyna zawyła z bólu, wbijając swoje paznokcie w jego plecy, ale za raz po tym dało się słyszeć jęki rozkoszy. Gdy było już po wszystkim opadli na łóżko ciężko oddychając, czuli zmęczenie, jednoczenie będąc tak niesamowicie szczęśliwim że mogli by to wykrzyczeć całemu światu.

Ola szepnęła do ucha Aleksa: `Dziękuję` i zasnęła, a on jeszcze długo zastanawiał się nad tym co się stało.

czwartek, 23 września 2010

Osiemnasta część wersji "po zakończeniu" Marty2

-Marek… czy myślisz, że grozi nam spotkanie Pauliny?
-Skąd ci to przyszło do głowy? – mężczyzna spojrzał na nią z powagą.
-Przecież jest w Mediolanie i uwielbia te imprezy. Aż dziw, że nie pomyśleliśmy o tym wcześniej…
-Ula. Po pierwsze, nie wiadomo, czy jest – miała zamiar odwiedzić różne osoby i spędzić dłuższy czas u babci. Po drugie, w Mediolanie Fashion Week odbywa się często, więc pewnie nie będzie odwiedzać każdego. A wreszcie – czy przypadkowe spotkanie z nią byłoby dla nas problemem?
No właśnie – czemu tak się zdenerwowała, przypominając sobie o Paulinie? Dlaczego myśl o przypadkowym spotkaniu z nią była taka przykra?
-Nie wiedziałabym, jak się zachować …– wyznała niepewnie.
-Po prostu – odpowiedział lekko rozbawiony – wymienilibyśmy z nią kilka luźnych uwag… Wątpię, by nalegała, by zostać dłużej w naszym towarzystwie. Nie sądzę, by przy tych wszystkich ważnych ludziach ośmieliłaby się zachować nieprzyjemnie.
Chciała zapytać, czy sama sytuacja nie byłaby dla niego nieprzyjemna, ale zrozumiała, że on patrzy na to inaczej. Podobne sytuacje nie były dla niego rzadkością w przeszłości. Nie potrafiłby zrozumieć tej mieszanki uczuć, jaką teraz przeżywała.
-W każdym razie, nawet jeśli Paula zdecyduje się przyjść na ten Fashion Week, to wcale nie znaczy, że musimy się na nią natknąć. To ponad tydzień rozmaitych imprez, które odwiedza masa ludzi, więc trudno kogoś spotkać przypadkiem.
Marek mógł czasem nie rozumieć wszystkiego, co czuła, ale zawsze chciał pomóc, gdy jej było źle. A to przecież było najważniejsze… Dlatego odsunęła na bok sprawę Pauliny i pozwoliła Markowi wprowadzić się w piękno Mediolanu.
-Przepiękny pokój – Ula rozejrzała – ale czy na pewno mieści się w budżecie naszej delegacji? – dodała surowo.
Marek uśmiechnął się.
-Nie tylko się mieści – ale sporo oszczędzamy, biorąc wspólny pokój. Pamiętasz, ile zaoszczędziliśmy na naszych noclegach w SPA? A był to przecież apartament senatorski…
-Mimo wszystko , to bardzo luksusowy pokój…
-Oj, Ula – w końcu delegacja Febo Dobrzański nie może mieszkać w motelu… Zobacz, jakie ładne aniołki wyrzeźbione nad łóżkiem…
-To chyba raczej putta… ale rzeczywiście śliczne.
Nie tylko putta zresztą – cały pokój był zachwycający. A tym, że zbyt okazały – cóż, czy należało się tym przejmować? Czy może być źle, gdy jest za dobrze?
-Będę cię co wieczór zabierał do innej restauracyjki, abyś naprawdę poznała klimat Mediolanu – obiecywał Marek.
-Ale pójdziemy też zobaczyć Bazylikę, operę i „Ostatnią Wieczerzę”?
-Wszędzie pójdziemy – to przecież twój pierwszy pobyt w tym mieście i jest tu tyle do zwiedzenia – Marek był naprawdę podekscytowany wizją bycia przewodnikiem Uli.
-Musimy wszystko zaplanować, by pogodzić to z pobytem na Fashion Week – Ula również była podekscytowana. Nie zrezygnowali z tych planów nawet mimo wyczerpującej imprezy na targach mody. Tyle pokazów było do zobaczenia, tyle ludzi do poznania, że Ula zaczynała się gubić. Na dodatek nie wszyscy używali angielskiego…
-Jak się cieszę, że znasz włoski – szepnęła do Marka, gdy spragnieni pili lemoniadę – bez ciebie nie poradziłabym sobie.
-Uczyłem się od dziecka – ale na pewno ty też wkrótce zdołasz poznać ten język.
-Po co, skoro ty znasz go tak dobrze? – uśmiechnęła się Ula. Mimo zmęczenia była w radosnym nastroju. Cudownie było oglądać Mediolan w towarzystwie Marka.
Marek znał wiele osób w Mediolanie i co rusz pojawiał się ktoś, kto witał się z nim i wdawał w pogawędkę. Ula była wdzięczna, że nikt nie wspomniał o Paulinie – choć czasem dostrzegała pewne napięcie u rozmówców Marka. Zwłaszcza kiedy wspominano o rozstających się parach z kręgów towarzyskich – głównym tematem ostatnich plotek był rozwód Massimo i Moniki – Ula widziała spojrzenia rzucane na Marka – od ukradkowych po wyrażające całkiem jawne niedowierzanie.
Ale tak naprawdę dotknęło ją co innego. Gdy zaczęli rozmawiać z miłą parą w średnim wieku pochodzącą z Belgii, byli oni bardzo zaciekawieni rozmową o zabytkach Mediolanu (na szczęście dla Uli toczyła się ona po angielsku). Szczególnie interesowała ich opinia Uli, jako osoby będącej w Mediolanie pierwszy raz. Nic dziwnego, że dziewczyna była zachwycona ciekawym dla niej tematem. Aż padło pytanie
-Jeszcze nie byliście w Katedrze? Pewnie zachowujecie to na sam koniec, jako deser – zapytał pan Delvaux – to naprawdę wyjątkowe miejsce…
-Cudowne! – poparła go pani Delvaux – jak pięknie byłoby tam brać ślub…
Żadne z nich wcześniej nie wspomniało o odwiedzeniu tego miejsca. Nie czuło się, że to celowe ominięcie, jako że tyle było do zobaczenia. Teraz jednak Ula zaczęła się zastanawiać, czy Marek nie umieścił Katedry w planie ich wycieczek dlatego, że myślał, że ona tego nie chce? Czy też może on sam wolał tego uniknąć, a jeśli tak to dlaczego?

poniedziałek, 13 września 2010

Siedemnasta część wersji "po zakończeniu" Marty2

Ula pakowała rzeczy na wyjazd, starannie zastanawiając się, co wybrać. Kiedy prasowała ubrania, przyszedł pan Józef. Poprosił, by wyprasowała również jego koszulę, gdyż potrzebował jej na wieczorne spotkanie z Alą.
-Nie wiem, prawdę mówiąc, czy na to zasłużyłeś po swoim ostatnim zachowaniu – powiedziała z wyrzutem. Mina Józefa wskazywała, że wie dokładnie, o czym mowa, ale się nie przyznawał się do tego głośno.
-Jak mogłeś się tak zachowywać wobec Marka, kiedy nas odwiedził? Czy takiego wzorca gościnności nas uczyłeś?
Józef wyglądał na nieco zmieszanego, ale odpowiedział z naciskiem:
-Ula, mówiłem ci, że nie będę mu zamykał drzwi przed nosem, ale nie proś mnie, bym udawał, że się cieszę z jego wizyt. Wiesz, że nie znoszę nieszczerości. A waszego związku nigdy nie będę pochwalał.
-Jego rodzice przyjęli mnie z otwartymi ramionami – zauważyła Ula.
-Oni nie mieliby powodu zachowywać się inaczej. Muszą i tak być szczęśliwi, że dałaś ich synowi szansę, na co kompletnie nie zasługiwał.
Ula była zbyt zirytowana, by kontynuować dyskusje i Józef wyszedł na spotkanie w wyprasowanej koszuli. Dziewczyna zaś wróciła do pakowania, w czym chętnie pomagała jej Beatka. Obecność siostry poprawiła jej humor, niestety nie na długo:
-Czemu Piotr już nie przychodzi?
-Piotr wyjechał – tłumaczyła jej Ula – teraz odwiedza nas Marek. Przecież lubisz Marka…
-Lubię pana Marka, ale lubię też Piotra. Dlaczego nie mogliby przychodzić obaj?
-Nie mogliby, bo to niemożliwe.
-Ale dlaczego? – marudziła mała.
-Bo może być tylko jeden…
Ula nie wiedziała, co powiedzieć. Jak tłumaczyły się młodszym siostrom dziewczyny, które co tydzień miały nowego chłopaka?
-A z panem Markiem to ciągle wyjeżdżasz… Wcześniej nad morze, teraz znowu daleko… – mówiła Beatka ze smutkiem.
-Wiesz, Piotr chciał mnie zabrać na drugą stronę świata… na bardzo długo… – Ula cieszyła się, bo w końcu znalazła słowa, które przekonały siostrę do przejścia na słuszną stronę… Gdyby z tatą to również się udało…
-A z Markiem wrócimy za parę dni i wtedy będziemy mogły zająć się tym, co najważniejsze – czyli zakupami dla ciebie do szkoły i szykowaniem wyprawki.
Dla Beatki temat szkoły był obecnie najważniejszy i pochłaniał całkowicie jej uwagę. Większość czasu spędzała ze swoją rówieśnicą, siostrzenicą Maćka i rozmawiały tylko o pójściu do pierwszej klasy. Planowały, jakie będą miały zeszyty, kredki i piórniki. Teraz Beatka dzieliła się z siostrą tymi życzeniami. A Ula je wszystkie popierała, jednocześnie kompletując swoją własną wyprawkę na wyjazd z Markiem.
-To twój pierwszy lot samolotem? – upewniał się Marek, gdy siedzieli na fotelach w kabinie pasażerskiego lecącego do Mediolanu.
Ula pokiwała głową.
-I jak się czujesz? – badał zaciekawiony.
-Chyba lubię latać… – wyznała mu z uśmiechem. On odwzajemnił jej uśmiech.
-W takim razie bardzo się cieszę, że twój pierwszy lot samolotem jest właśnie ze mną – wyszeptał namiętnie, delikatnie gładząc jej rękę.
Ula nie mogła się powstrzymać od myśli, że on latał wiele razy. Pamiętała o jego ostatnim planowanym locie z Pauliną. Boże, jak wielką znowu poczuła ulgę, że nie doszedł do skutku!
-A ponadto z pewnością nie jest to nasz ostatni wyjazd – zwłaszcza do Mediolanu, gdzie mamy wiele interesów – w głosie Marka słychać było, że ta wizja bardzo go cieszy.
Myśli Uli jednak zaprzątało coś innego. W tej samej chwili uświadomiła sobie bowiem, że kiedy Marek zrezygnował z wyjazdu do Włoch, pojechała tam sama Paulina. Paula Febo, która kochała pokazy Fashion Week. Boże, jak to możliwe, że wcześniej o tym nie pomyślała?
On zauważył, że coś ją niepokoi, a ona z kolei dostrzegła, że to zauważył. Czuła, że musi się z nim tym podzielić:
-Marek… czy myślisz, że grozi nam spotkanie Pauliny?

piątek, 10 września 2010

Szesnasta część wersji "po zakończeniu" Marty2

-Nie mogę uwierzyć, że ten doktorek okazał się na tyle bezczelny, by do niej napisać – skomentował Sebastian, gdy następnego dnia podczas gry w kosza, usłyszał całą historię.
-I przysłać bombonierkę – Marek wrzucił piłkę do kosza. Fakt bombonierki go niezmiernie zirytował.
-Pewnie i tak była od wdzięcznych pacjentów – wdzięcznych, że wyjeżdża – podsumował Seba. Po dłuższej chwili dodał zaniepokojony – Ale chyba Ulka się nic nie przejęła, co?
Marek zamyślił się, przypominając sobie swój spacer z Ulą i jej reakcję na propozycję, by zadzwoniła do Piotra. Wydawała się zaszokowana, co pokazało mu, że przesadził.
Ula rzeczywiście była zaszokowana. Dlaczego zawsze, podczas każdego spotkania, musi coś nie wyjść? A przecież mieliśmy spacerować, cieszyć się sobą, chciałam pokazać mu te wszystkie miejsca, które kocham, które są takie piękne… A teraz nagle pojawia się Piotr, którego miało już dawno nie być… którego w zasadzie nigdy nie było i to psuje… Jednak teraz nie był czas na żale – trzeba było wytłumaczyć wszystko Markowi, aby nie było między nimi nieporozumień.
-Nie mam powodu, by dzwonić do Piotra. Nie istnieje dla mnie i nie obchodzi mnie, czy wyjechał wczoraj czy dopiero jutro. On też o tym na pewno wie, a ta przesyłka była nie dla mnie, a dla całej mojej rodziny. Która bardzo polubiła Piotra, a on ich.
Marek czuł wstyd, że ona tłumaczy to wszystko, co było oczywiste, a jednocześnie, że mu to przynosiło ulgę. Nie mógł się też powstrzymać od kolejnego pytania, na co bez wątpienia miała wpływ nieotrzymana herbata:
-Wydaje się jednak, że twój tata uważa, że powinnaś do niego zadzwonić.
Ula zawahała się. Poprzednio mówiła stanowczo i żarliwie, gdyż było to sto procent prawdy. Teraz jednak było trudniej – jak mogłaby zaprzeczyć Markowi, który był świadkiem zachowania ojca?
-Tata chciał po prostu, bym była uprzejma – zaczęła, ale nawet w jej własnych uszach nie zabrzmiało to przekonująco. Ale wyznanie Markowi, że ojciec jest przeciw ich związkowi i wolałby, by wróciła do Piotra za bardzo by bolało…
Musiała znaleźć jakąś równowagę między prawdą a oszczędzeniem uczuć Marka.
-Jak już mówiłam, tata bardzo lubił Piotra i chyba ta przesyłka zrobiła na nim wrażenie – wyjąkała. Wyglądała tak żałośnie, że Markowi ścisnęło się serce. Jak mógł ją narażać na coś takiego? Nie myśląc wiele, pochwycił ją w ramiona i pocałował. Czuł, że drży i miał nadzieję, że to z powodu jego bliskości, nie z przeżywanego napięcia…
-Marek… – wyszeptała, gdy po pocałunku gładził delikatnie jej twarz – to miało być piękne spotkanie…
-Ależ jest piękne – a będzie jeszcze piękniejsze, kiedy pokażesz mi te wszystkie wyjątkowe miejsca, jak obiecałaś.
-Jeśli wciąż będziesz myślał o Piotrze, to się nie uda. Dlatego powinniśmy porozmawiać… – powiedziała poważnie.
-Nie myślę o Piotrze – jakbym mógł myśleć o czymkolwiek innym, kiedy jesteś przy mnie… – wyszeptał namiętnie Marek. Postanowił nie pozwolić, by mężczyzna, który tyle krwi mu napsuł, zrujnował im jeszcze choć jedną chwilę. Ujął Ulę czule za rękę i delikatnie poprowadził drogą, na końcu której znajdował się staw.
-Kiedyś, to znaczy zanim zaczęłam studiować , często tu przechodziłam. Było to moje ulubione miejsce marzeń i refleksji… – mówiła, wspominając w myślach swoje dziewczęce marzenia, które nawet w swych najśmielszych wersjach nie przygotowały jej na Marka idącego u jej boku.
–Najważniejsze, że ten Piotr leci sobie samotnie do Bostonu, a ty wraz z Ulą do Mediolanu – wyraził pocieszenie Seba – to jest absolutna podstawa, a reszta nie ma znaczenia…
Marek przypomniał sobie, jak Ula powiedziała, że jednak pojedzie z nim na Fashion Week do Mediolanu. Siedzieli wówczas pod drzewami, nad stawem, trzymając się za ręce. Początkowe zaskoczenie szybko przerodziło się w radość.
-Co sprawiło, że się zdecydowałaś? – zapytał z uśmiechem.
-Doszłam do wniosku, że to będzie korzystne dla firmy – odpowiedziała, również uśmiechnięta i zarumieniona. Gdy ponownie się pocałowali, cień Piotra się rozwiał.
Teraz stojąc zamyślony z piłką w rękach i nie słysząc ponaglania Sebastiana, by wreszcie rzucał, przysiągł sobie, że ich wspólny pobyt w Mediolanie będzie dla Uli niezapomniany.

poniedziałek, 6 września 2010

Piętnasta część wersji "po zakończeniu" Marty2

W następną sobotę Marek pojechał do Rysiowa, gdyż Ula obiecała mu, że pokaże lasek i staw. Jednak drzwi otworzył jej ojciec:
-Dzień dobry, panie Józefie. Przyszedłem do Uli.
-Uli nie ma – odpowiedział Józef, a po dłuższej chwili ciszy, dodał – poszła po pączki.
Ton jego głosu wyraźnie wskazywał, że nie uważał pączków za potrzebne.
-W takim razie zaczekam – powiedział Marek. Józef jednak bez słowa patrzył na niego, a Markowi przypomniały się ostatnie wizyty w tym domu. Wtedy nie był tu mile widzianym gościem… Jednak teraz nie powinno tak być – teraz był częścią życia Uli. I nie zamierzał, jak kilka miesięcy wcześniej, krzyczeć pod jej oknami. Dlatego też ze zręcznością nabytą podczas lat pracy, wcisnął się do środka. Józef był najpierw zbyt zaskoczony, by zaprotestować, a później zwyciężyła właściwa mu gościnność. Jednak nie na tyle, by nie zostawić Marka samego w salonie i nie pójść do kuchni. Mężczyzna czekał i zastanawiał się, czy dostanie chociaż należną mu herbatę.
Nie dostał.
Po jakimś czasie słychać było trzaśnięcie drzwiami. Marek wyszedł do przedpokoju, myśląc, że to Ula. Jednak to tylko Jasiek wrócił. Przynajmniej on uścisnął mu rękę i przyjaźnie przyjął gratulacje z powodu dostania się na studia. Nawet zażartowali, że z tego kierunku zdecydowanie bardziej odpowiada mu część dotycząca rekreacji. Po chwili jednak przyszedł pan Józef, ciągle całkowicie skoncentrowany na ignorowaniu Marka.
W napiętą atmosferę wdarł się dźwięk dzwonka. To jednak znowu nie była Ula. Tym razem przyszedł listonosz i przyniósł ciekawą przesyłkę. Do bombonierki był przyczepiony list.
-To od Piotra – zauważył Jasiek, oglądając pudełko – o, wiśnie w czekoladzie.
Józefa jednak bardziej interesował dołączony do bombonierki list:
-Coś ty, tato, zostaw, to musi poczekać na Ulę…
-Ale na grzbiecie jest wyraźnie napisane ”Dla rodziny Cieplak”. A poczekać to mógłbyś z tymi czekoladkami…
Józef oderwał list i zaczął czytać głośno:
„Drodzy przyjaciele
Jutro wyjeżdżam do Bostonu, ale nie mogłem tego zrobić, bez pożegnania się z Wami. Mam nadzieję, że zaszłe wydarzenia nie zaciemnią Waszych dobrych wspomnień o mnie.
Pozdrawiam Was i życzę Wam wszystkiego najlepszego, łącznie z Ulą.
Piotr Sosnowski”
-Co za niezwykły gest – wzruszył się pan Józef – Piotr to wspaniały chłopak, prawda?
-Czy on naprawdę oczekuje, że się z nim zgodzę? – zapytał w duchu Marek. Jednak szczęśliwie nie musiał odpowiadać na to pytanie, bo wtedy wreszcie wróciła Ula.
-Marek, już jesteś… – rozpromieniła się na jego widok, co prawie wynagrodziło mu wcześniejsze przeżycia – wybacz, że czekałeś… – podeszła do niego i czule ujęła jego dłonie.
-Ula, czy wiesz, kto napisał? – Józef był wyraźnie podekscytowany – Piotr napisał!
-Taaak? – Ula spokojnie rozkładała pączki na talerzu w kuchni.
-Napisał, że jutro wyjeżdża. I moim zdaniem, powinnaś do niego zadzwonić i się pożegnać.
-Ale on to napisał wczoraj, czyli to chyba dzisiaj wyjeżdża… Albo może specjalnie tak napisał, bo wiedział, kiedy dostaniemy ten list? – rozważał Jasiek – w każdym razie, Ula, czy możemy zjeść te czekoladki do pączków?
-Oczywiście… ja i tak nie przepadam za wiśniami w czekoladzie – Ula jakby nieco przygasła. Dobry humor odzyskała dopiero podczas spaceru z Markiem.
-Jak ci smakowały pączki? – gawędziła wesoło – Nie byłam pewna, jakie lubisz, więc wzięłam i z nadzieniem toffi, i czekoladowo-wiśniowym. Wiesz, nigdy mi pączki się nie udawały – wychodziły albo zbyt twarde, albo za bardzo nasączone tłuszczem…
-Ula, jeśli chcesz zadzwonić do Piotra, by się z nim pożegnać, to nie musisz się tego pozbawiać ze względu na mnie.

piątek, 3 września 2010

(Nie) dorosła miłość - opowiadanie Michaliny cz.6

Był sobotni poranek, październikowe słońce delikatnie ogrzewało twarze przechodniów. Spadające z drzewa liście tworzyły wielobarwny dywan pokrywający chodnik. Ola właśnie kierowała się w stronę biblioteki studenckiej, miała bowiem do przygotowania informacje na temat teatru elżbietańskiego. Dziewczyna nigdy nie była rannym ptaszkiem, wręcz przeciwnie zawsze preferowała tzw.: życie nocne, dlatego idąc ulicą cały czas ziewała. Przechodziła koło jakieś kafejki, postanowiła, ze wejdzie i napije się kawy przed rozpoczęciem nauki. Pech chciał, że gdy szła z filiżanką czarnego napoju w ręce, ktoś z impetem na nią wpadł, ona przewróciła się, a kawa wylała się na jej notatki. Mało tego, mężczyzna, który był sprawca całego zdarzenia zaczął na nią krzyczeć:

-No jak chodzisz pokrako, trzeba patrzeć pod nogi, a nie.- wydzierał się ów człowiek.

- Przepraszam, ale pragnę przypomnieć, że to pan na mnie wszedł.- nie zdążyła powiedzieć, gdyż oburzony mężczyzna powiedział:

-Nie dość, że nie umie chodzić, to jeszcze pyskata. Zupełny brak kultury.

Młoda Dobrzańska już chciała coś odpowiedzieć, gdy usłyszała za sobą skądś znany jej męski głos.

- Przepraszam, że się wtrącę, ale bez kultury to jest pan. Nie dość, że przewraca pan ludzi, niszczy im rzeczy, to jeszcze ich obraża. Nie wstyd panu tak krzyczeć na piękną kobietę?- mówił spokojnie acz stanowczo Aleks Febo.

Zarówno Ola jak i mężczyzna, który ją przewrócił zdziwieni odwrócili się w stronę Aleksa. Dziewczyna była poruszona, nie dość, że taki dojrzały mężczyzna stanął w jej obronie, to jeszcze nazwała ją- `piękną kobietą` . Chyba nikt tak jeszcze o niej nie mówił, zawsze byłą: dziewczyna, młoda dama itp., Dlatego teraz poczuła się naprawdę wyjątkowo, a tajemniczy Febo coraz bardziej ją intrygował.

Natomiast nerwowy pan, chyba bardziej ze zdziwienia, niż poczucia obowiązku zaczął przepraszać dziewczynę:

-Ma pan rację, trochę mnie poniosło, nie powinienem się tak unosić. Bardzo panią przepraszam i za moje nerwy i za ten wypadek, ja bardzo chętnie kupię pani kolejną kawę.- tłumaczył się jakby odmieniony mężczyzna.

- To miło z pana strony, ale dziękuje poradzę sobie, a pan niech już lepiej idzie, bo wydawało mi się, że pan się gdzieś spieszy- odpowiedziała Ola.

-Aa tak, to w takim razie jeszcze raz przepraszam. Do widzenia państwu.- powiedział i szybko zniknął z ich pola widzenia.

Ola cały czas nie mogły wyjść, ze zdziwienia, a Aleks jakby nie zwracając na nią uwagi zaczął zbierać z podłogi jej zalane kawą notatki. Gdy podarował jej górę notatek dziewczyna w końcu się odezwała:

-Jestem panu niezmiernie wdzięczna, zarówno za przegonienie tego niecierpliwego człowieka jak i za pomoc w zbieraniu notatek.

-Cała przyjemność po mojej stronie- odpowiedział mężczyzna i szarmancko się uśmiechnął, a OIa poczuła jak `uginają się` pod nią kolana.



-Wiem pan co? Chyba jestem panu winna kawę, jeżeli tylko ma pan ochotę- zapytała- młoda Dobrzańska.

-Dobrze, ale to ja zapraszam i pod warunkiem, że będzie mi pani mówiła po imieniu- stwierdził Febo i puścił jej oko.

-W takim razie, może w ogóle przejdziemy na `ty`- zapytała dziewczyna kusząco przygryzając wargę, a za raz po tym wyciągnęła w jego imieniu rękę;

- Aleksandra Dobrzańska

Aleksander Febo- powiedział i oboje wybuchneli śmiechem, a za raz potem on stwierdził:

- Imię się zgadza, tylko nazwisko nie..- i znów zaczęli się śmiać.



Po chwili siedzieli już przy jednym ze stolików i spokojnie rozmawiali, patrząc sobie w oczy. Ola właśnie opowiadała o tym jakim wykładowcą jest Paweł, kiedy zadzwonił telefon Aleksa:

-Przepraszam Cię, ale muszę odebrać- zwrócił się do Oli, a gdy zobaczył, ze z aprobata kiwa głową odebrał telefon:

-No część Paulinko.

-Część braciszku, możesz mi powiedzieć, co się z Tobą dzieje, nie odzywasz się- chciała kontynuować, ale on jej przerwał:

-Paula nie mogę teraz rozmawiać, odezwę się potem- stwierdził i zakończył rozmowę.

-Ale Aleks.- nie zdążyła już powiedzieć nic więcej, gdyż usłyszała głuchy dźwięk przerwanego połączenia.



Tymczasem w kafejce:

-Dziewczyna?- zapytała jakby zawiedziona Ola.

-Nie.

-No to w takim razie żona.- nawet nie spytała a stwierdziła.

-Też pudło, siostra.- powiedział i zaśmiał się Aleks, młoda Dobrzańska też się uśmiechnęła.

-Jestem rozwiedziony, a dziewczyny, czy narzeczonej nie mam- kontynuował już poważnie Aleks.

- No to podobnie jak ja.- odpowiedziała Ola.

-Tez jesteś rozwiedziona? W tym wieku?- mówił śmiejąc się Aleks.

- Nie, ale nie mam ani męża ani chłopaka, czy narzeczonego- uśmiechnęła się a jej oczy razem z nią.

-Nie wierze, taka piękna dziewczyna jest sama?- zapytał ciekawsko Febo.

- O to samo mogłabym zapytać Ciebie- zripostowała się dziewczyna.

-Ależ to nie to samo, ty jesteś piękna, młoda, urocza. mam wymieniać dalej- kokietował Aleks.

-A ty co, masz już 80 lat i tylko laseczka, pilot w ręce i resztę życia przed telewizorem?- żartowała dziewczyna.

- No do 80 to mi jeszcze trochę brakuje, ale ta laska to by się przydała- odpowiedział Aleks i kolejny raz tego dnia oboje wybuchneli śmiechem.



Rozmawiali jeszcze długo, a o nauce w tym dniu nie było w ogóle mowy, Ola co prawda wróciła do domu około 15;00, ale jej myśli ciągle były gdzieś daleko, więc nie mogła się na niczym skupić.

Miała świetny humor, cały czas się uśmiechała, miała ochotę skakać i tańczyć, ale postanowiła, że wyciągnie Anuśkę na zakupy.



Spotkały się o 16:30 przed centrum handlowym, zaczęły rundkę po sklepach, wybierały, mierzyły i kupowały mnóstwo ubrań, były nawet w sklepie z perukami, chcąc sprawdzić, czy inny kolor włosów tez by im pasował.

Wreszcie około 20:00 wykończone sklepowym maratonem, stwierdziły, ze kupią coś na wynos i pojada do mieszkania młodej Dobrzańskiej. Kupiły sushi, Ola na szczęście nie odziedziczyła po Uli alergii na ryby, nie mogła jedynie jeść orzechów laskowych i soii.



W tym samym czasie Aleks skontaktował się z Paulą, która poprosiła go o pomoc w związku z ich firmowym jubileuszem. Mimo to chociaż próbował pracować cała popołudnie jego myśli krążyły gdzieś daleko. Kolejny raz zastanawiał się nad swoim życiem prywatnym, nad tym, że na tym polu odniósł całkowitą klęskę, ale że mimo to wierzy, że coś może się zmienić, a raczej, ze ktoś może to zmienić.



Minęły niecałe dwa dni, a Aleks nie mógł przestać myśleć o Aleksandrze Dobrzańskiej, zdawał sobie sprawę, że jest od niej dwa razy straszy, że mógłby być jej ojcem, ale mimo wszystko coś go w tej dziewczynie pociągało, może ta naturalność, szczerość, albo to, że po raz pierwszy ktoś patrzy na niego nie przez pryzmat tego co robi, posiada, jaką ma pozycję zawodową, czy stan konta, ale ważne było jego wnętrze. To nie była miłość, bo na to było stanowczo za wcześnie(widzieli się dopiero dwa razy), ale z pewnością zauroczenie. Ola czuła się podobnie, imponował jej ten dojrzały mężczyzna, który widział w niej kobietę i który chciał ją wysłuchać, mając świadomość wartości jej słów.