Get your own Digital Clock

niedziela, 12 czerwca 2011

Dwudziesta ósma część wersji "po zakończeniu" Marty2

-Kto to może być o tej porze? – Ula była zdziwiona, jako że było to niewiele po siódmej rano i jeszcze były w piżamach, tylko Ula na swoją narzuciła szlafrok. Prawda, że Maciek często wpadał o różnych godzinach, ale teraz był w rozjazdach. To mogła być jedynie pani Dąbrowska z jakąś prośbą do taty… Uli nie uśmiechało się informowanie jej, że taty nie ma w domu, ale nie miała wyboru. Westchnęła więc, zawiązała mocniej szlafrok i ruszyła otworzyć drzwi.
-Marek – zabiło jej mocniej serce, gdy ukochany porwał ją w ramiona – co ty tu robisz tak wcześnie rano?
Pocałował ją tak, że zapomniała o zdziwieniu.
-Stęskniłem się za tobą – wyznał, gdy wreszcie uwolnił jej usta – dlatego poczułem, że muszę cię zobaczyć. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. A twój tata nie będzie miał pretensji o tak wczesne wizyty?
-Taty nie ma – wyjaśniła Ula – ale oczywiście … – chciała powiedzieć, że Marek zawsze jest mile widziany w ich domu, ale niestety nie była to prawda. Dziewczyna nie miała wątpliwości, że tata nie byłby szczęśliwy, jednak nie mogła tego powiedzieć Markowi.
-Oczywiście, musiałeś nadłożyć sporo drogi, by tu przyjechać przed pracą – dokończyła – to niezwykły wysiłek.
Marek się uśmiechnął z czułością i przyciągnął Ulę mocniej do siebie.
-Nie była to aż tak daleko… – szepnął z uczuciem, a następnie dodał lekko – zresztą przecież Piotr również pokonywał tą drogę codziennie…
Wyraz twarzy Uli powiedział mu, że lepiej było tego nie mówić.
Ula westchnęła markotnie. Czy błąd zawikłania się z Piotrem będzie długo jeszcze nad nimi wisiał? Był na drugim końcu świata, a jeszcze wcześniej całkowicie zniknął z jej myśli – ale widać z Markowych nie do końca…
-Nie zapraszałam go nigdy – powiedziała surowo – ani też mnie nie cieszyły jego wizyty…
-Ani, mam głęboką nadzieję, nie otwierałaś mu ubrana w szlafrok, tak jak teraz – podchwycił Marek.
-Marek… – zapłoniona dziewczyna czuła, jak przenika ją radość. Skoro mógł żartować, to już było dobrze.
-Jestem szaleńczo zazdrosny – ciągnął głębokim głosem – myśl, że mógłby cię tak zobaczyć jakiś mężczyzna – nawet mleczarz czy listonosz…
-Mleczarza nie było w Rysiowie od kilkunastu lat, a listonosz przychodzi o wiele później – wyjaśniła Ula – nie masz powodu do zazdrości.
-Cześć – Beatka przyszła się przywitać, lubiła bowiem Marka, a ponadto czuła, że długo już czeka na kakao. Mężczyzna podał jej rękę, ciesząc się z tego objawu sympatii.
-Może zjesz z nami śniadanie? – zaproponowała Ula.
-Niestety, będę musiał już jechać…
-Marek! – zawołała, gdy wychodził – pamiętaj, że Piotr jest na drugim końcu świata. A w zasadzie najlepiej w ogóle o nim nie pamiętaj, tak jak ja… Nie zniosłabym, gdyby jego wspomnienie cię dręczyło i tkwiło między nami.
On uśmiechnął się blado:
-Nigdy bym na to nie pozwolił. Tylko tutaj przypomniałem sobie, jak was widziałem razem w twoim domu. I wróciła do mnie owa tęsknota, która wówczas czułem, i zazdrość o tamtego, i lęk, że mógłbym cię nigdy nie odzyskać.
Na te słowa Ula mogła tylko wpaść w jego ramiona.
- Nie ma nikogo, o kogo mógłbyś być zazdrosny, jesteś jedyny… – szepnęła…
Gdy odjechał, Ula zaś wróciła do kuchni, Beatki i swojego śniadania. Bowiem nic tak nie zaostrza apetytu jak wyjaśnienie jeszcze poplątanych spraw.
-Cieszę się, że byłaś miła dla Marka – podziękowała siostrzyczce – on musi wiedzieć, że go tu lubią.
-Tata go nie lubi, wolałby Piotra – stwierdziła Betty. Ulę zakłuło – więc nawet małe dziecko to widzi?
-Chciałabym, byście się wszyscy cieszyli, że jest Marek – westchnęła.
-Jasiek się cieszy, mówi, że Marek ma lepszy samochód – przypomniała Beatka.