(od odc. 121 )
Ulę zdenerwowało i rozczarowało zachowanie Marka. To, że przed Pauliną uciekł się do pokrętnych tłumaczeń. Kiedy jednak wraca z Maćkiem do domu, nie jest już taka pewna, czy dobrze zrobiła odchodząc z firmy. W uszach brzmią słowa Marka, że jej potrzebuje. Były, jak miód na jej serce…dopóki nie pojawiła się Paula. Pozostał dylemat, które jego zachowanie było prawdziwe i szczere – czy te właśnie słowa, czy tłumaczenie zaistniałej sytuacji, jakie podał swojej narzeczonej? Maciek dość szybko i bezpardonowo uzmysławia jej, że Marek wykorzystuje ją, wiedząc, że ma do niego słabość, że gra na jej uczuciach, bo stawką są nieszczęsne udziały, będące w jej posiadaniu.
A Marek? Marek jest zdenerwowany i ma świadomość, że stało się coś złego, czego nie przewidział, czego nie chciał i nie wie, co może dalej z tym zrobić.
Kiedy pojawia się Viola, oferując mu swoją pomoc na stanowisku asystentki (i chcąc jednocześnie wydobyć z niego informacje, o co tak naprawdę chodzi z Ulą), przypomina się mu wyznanie Cieplakówny :”Zakochałam się w tobie…”. Dociera do niego, że nie może tego tak zostawić. Jeszce nie wie, jak i co zrobić, ale Violettę informuje, że nie będzie miał nowej asystentki, bo Ula nigdzie nie odchodzi .Długo nie może się zdecydować, czy zadzwonić do niej, co jej powiedzieć, żeby nie stracić szansy na pomyślne rozwiązanie sprawy, ale jednak wykonuje w końcu ten telefon.
Ula nie zwraca uwagi na protesty Maćka, który nie chce, żeby rozmawiała z Markiem, ani na pełną dezaprobaty minę Ali, która pojawiła się w Rysiowie. Odbiera to połączenie. Słyszy, że Marek proponuje jej spotkanie i nie jest pewna, czy to dobry pomysł. „Ula, nie chcę tego tak zostawiać… Spotkajmy się w naszym parku za godzinę…”- te słowa ostatecznie ja przekonują. Zgadza się.
Dobrzański odczuwa wyraźna ulgę i zadowolenie. Tu może powstać pytanie – czy tylko dlatego, że chodzi mu wyłącznie o weksle? Czy to tylko taka wyrachowana gra? Według mnie nie można powiedzieć, że chodzi mu TYLKO o te nieszczęsne udziały, ani też nie jest na tyle świadomy swojego zainteresowania Ulą, żeby chodziło głównie o nią. Wydaje mi się, że jest to gra o wszystko – o ważności weksli, będących w posiadaniu Uli i tym, co może się przy ich pomocy stać z firmą, nie pozwala Markowi zapomnieć Sebastian, który węszy w całej sprawie, ukartowane przez Maćka nieczyste zamiary. Choć Dobrzańskiemu trudno uwierzyć w to, żeby Ula miała je wykorzystać przeciw niemu, to jednak jakieś ziarno niepewności zostało zasiane. Mam jednak wrażenie, że niezależnie od tego, Marek nie chce rozstawać się z Ulą, nie chce stracić jej z oczu, bo ona stała się, niepostrzeżenie lekarstwem na całe zło, szansą na szczere rozmowy, na możliwość otwarcia się. Nie bardzo to rozumie, a już na pewno nie próbuje tego nazywać, ale jakaś wewnętrzna siła jednak cały czas pcha go do tej, jakże innej od całego jego otoczenia, dziewczyny. W dodatku, ona go kocha. Nie lekceważy jej uczuć, nie kpi z nich. Nie chce ich zranić.
Tymczasem w Rysiowie, kiedy Ula oznajmia, że jednak zdecydowała się na spotkanie z Markiem, zarówno Maciek, jak i Ala nie potrafią ukryć swojego niezadowolenia. Działają jednym frontem, żeby jej jednak to uniemożliwić. Maciek odwozi do Warszawy Jaśka, wyjeżdżającego na zdjęcia do Afryki i „przy okazji” odwiedza Marka, informując go, że Ula na spotkanie nie przyjedzie i, że powinien trzymać się od niej z daleka. Dochodzi do ostrej wymiany zdań. Tu znowu nasuwa się pytanie, czy Dobrzański obawia się tylko zbyt wielkiego wpływu Maćka na Ulę, jeśli chodzi o sprawę weksli, czy może jednak odzywa się w nim, także, jakaś nuta zazdrości o tak bliskie relacje Uli z nim? I znowu powiem, że chyba chodzi o jedno i drugie – podkręcany przez Sebę, nie wierzy Maćkowi, ale także nie podoba mu jego się zbytnia bliskość, zażyłość z Ulą. Marek, już od jakiegoś czasu potrzebuje mieć ją na wyłączność i to nie tylko, jeśli chodzi o pracę.
Kiedy przychodzi do niego Seba, z wyczuwalnym zadowoleniem informuje go, że właśnie wybiera się na spotkanie z Ulą. Kiedy jest już prawie pewien, że uda mu się całą sprawę załagodzić, a przede wszystkim, spowodować jej powrót do firmy, otrzymuje SMS-a, z informacją, że ona jednak nie pojawi się w parku. Ta wiadomość sprawia, że wszystkie nadzieje pryskają, jak mydlana bańka. Nie wie, że to Ali udało się przekonać Ulę, nie tylko do tego, żeby zrezygnowała z wyjazdu do Warszawy, ale także, by przestała myśleć o powrocie do firmy i o Marku w ogóle.
Ula obiecuje posłuchać rady przyjaciółki, ale kosztuje ją to bardzo wiele. Rozum mówi – tak będzie lepiej, serce – wręcz odwrotnie.
Wieczorem odbiera wiadomość od Marka, z której wynika, że ma żal do niej o to, iż wyręczyła się Maćkiem, w załatwianiu spraw, które przecież tylko ich dotyczą. Ula wpada we wściekłość i robi awanturę Maćkowi, że wtrąca się w nie swoje sprawy. Ten, z kolei, próbuje przekonać ją o tym, że Marek jest miły i zabiega o spotkanie z nią tylko dlatego, ponieważ zależy mu na odzyskaniu weksli. Te słowa są, jak policzek i Ula postanawia to sprawdzić.
Seba także jest wyraźnie niezadowolony, że nie doszło do spotkania i ten fakt utwierdza go w przekonaniu, że jego rozumowanie jest słuszne i dlatego Marek musi zrobić wszystko, żeby odebrać weksle. „ I co? – sarkastycznie pyta Marek – Mam ją zostawić bez zabezpieczenia?”
Myślę, że w istocie, nie o zabezpieczenie tu chodzi – on rzeczywiście ufa Uli, jak nikomu innemu. Ufa w ogóle, nie tylko w kwestiach zawodowych. Ponadto, zdaje sobie sprawę z tego, że gdyby wspomniał o tych wekslach, zraniłby ją, a tego, z całą pewnością nie chce.
Kolejny dzień, to brak Uli w pracy. Odczuwalny i zauważalny. W dodatku Seba dostarcza Dobrzańskiemu wypowiedzenie Uli. Zabolało. Czyżby rzeczywiście nigdy już nie miał jej zobaczyć, pracować z nią? Marek, z całą pewnością zdaje sobie sprawę z tego, kim jest dla niego Ula-asystentka, Seba wbił mu tez do głowy (choć chyba nie do końca), kim jest Ula- posiadaczka weksli, ale także wie, że nie tylko to jest ważne, bo jednak liczy się także ULA , po prostu.
Pisze do niej SMS-a :”Właśnie dostałem Twoje wypowiedzenie. Ula, przecież jesteśmy przyjaciółmi. Wyjaśnijmy to sobie. Będę w parku o piątej. Czekam na Ciebie.”
Ula wie, że musi iść na to spotkanie. Jest okazja, żeby przekonać się, o co naprawdę chodzi Markowi. Czy Maciek ma rację?
„Jeśli naprawdę chcesz coś wyjaśnić, jeśli naprawdę Ci na tym zależy, to będę…”
Marek już przestał liczyć na jej pozytywną reakcję, jednak po odczytaniu wiadomości, gwałtownie zawraca samochód i jedzie do parku. Ula, „uzbrojona” w weksel czeka na niego. Dla obojga są to ważne chwile.
-Ula, najgorsze, co moglibyśmy zrobić, to przestać ze sobą rozmawiać.
-Myślałam, że już wszystko sobie powiedzieliśmy.
-Mylisz się.
-No tak, jest przecież jeszcze jedna sprawa. Domyślam się, że to cię niepokoi.
-Co to jest?
-To te nieszczęsne udziały. Proszę.
-Nie, Ula. Jak w ogóle mogłaś coś takiego pomyśleć.
-Myślałam, że chcesz odzyskać to zabezpieczenie.
-To jest bzdura. Chciałem się spotkać, ponieważ nie wyobrażam sobie dalszej pracy bez ciebie.
-Na pewno znajdziesz sobie nową asystentkę.
-Ale wiesz, że nie chodzi tylko o pracę.
-Nie wiem.
-To teraz już wiesz.
Można by pewnie dyskutować nad szczerością jego wypowiedzi, zwłaszcza ostatnich kwestii, ja jednak uważam, że Marek, może sam tego nie kontrolując, nie zagłębiając się w to, dlaczego akurat tak powiedział, był szczery. On chce ją mieć obok siebie, chce ją widywać, rozmawiać z nią. Potrzebuje tego. Gdyby to było wielkie, obezwładniające uczucie, które nagle się zrodziło, wiedziałby, co o tym sądzić, umiałby to nazwać, ale to zaledwie jakieś niewielkie ziarenko, które gdzieś w jego sercu zapadło i kieruje go w stronę tej dziewczyny. Nie wiem, czy on zdaje sobie sprawę z jego istnienia, czy się nad tym zastanawia, myślę, że to raczej instynktowne działanie. Wiele razy zdarzają się sytuacje, kiedy mówi szybciej, niż pomyśli głowa, bo mówi tak, jak czuje (choć nie wie, dlaczego?).
Czy jednak, Ula, rzeczywiście wie, co miał na myśli Marek? Na pewno uspakaja ją fakt, że nie wziął udziałów i powiedział, że zupełnie nie o to mu chodziło. Kiedy informuje o tym Maćka, ten nie kryje zdziwienia i w rzeczy samej, nie ma pojęcia, co o tym sądzić.
Niestety, Seba jest mniej zadowolony z efektów misji przyjaciela. Nie może zrozumieć obiekcji Marka, kiedy ten mówi, że nie mógł przecież przyjąć tych weksli, mimo że mu je oddawała. Nie mógł pozwolić, żeby pomyślała, że tylko na nich mu zależy. Dobrzański nie ma tez pojęcia, co mógłby zrobić, żeby Ula wróciła do pracy, bo przecież zmusić jej nie może.
Sebastian postanawia pomóc przyjacielowi i, następnego dnia, nie informując go o niczym, wysyła Uli, przez kuriera, bukiet róż, wraz z bilecikiem. Jest bardzo zadowolony z tego pomysłu i zupełnie nie rozumie, dlaczego Marek nie podziela jego radości. On jednak obawia się, że taki gest może być źle przez Ulę odebrany. Zna ją przecież i wie, że ona jest inna, niż wszystkie kobiety, które dotąd pojawiały się w jego i Sebastiana życiu. Próbuje zatrzymać całą akcję, ale jest już za późno. Jedzie do Rysiowa, z nadzieją, że kurier jeszcze nie dotarł i… zastaje Ulę stojąca przed domem z ogromnym bukietem pięknych czerwonych róż. Marek nie wie, jak się zachować, co odpowiedzieć, na pytanie, dlaczego przysłał kwiaty kurierem, skoro i tak sam przyjechał. Uśmiecha się, ale jest wyraźnie zmieszany. W końcu mówi, że przyjechał, żeby zobaczyć jej minę po otrzymaniu przesyłki, ale za chwilę dodaje, że przyjechał, żeby poprosić ją o powrót do pracy. Kiedy z ust Uli pada krótkie „niepotrzebnie”, nie wie, co zrobić. Ulgę przynoszą mu dopiero słowa, że niepotrzebnie przyjechał, ponieważ ona już wcześniej postanowiłam, że wraca do firmy i właśnie się tam wybierała. I wszystko odbyłoby się prawie bezboleśnie, gdyby Ula, w drodze do Warszawy nie znalazła w bukiecie ukrytego bilecika. Czyta go i widać, że jest wyraźnie podekscytowana jego treścią. Próbuje dowiedzieć się, co chciał przekazać jej Marek w tym liściku, ale on, ze zrozumiałych względów, nie ma pojęcia, o co chodzi. Czuje się niezręcznie, jest podenerwowany i unika tematu.
W firmie, kwiaty nie uchodzą uwagi Violi i Pauliny. Obie zastanawiają się, od kogo Ula je otrzymała. Marek próbuje zdobyć liścik, żeby dowiedzieć się, co zostało w nim napisane, co tak bardzo zaskoczyło i poruszyło Ulę. Kiedy, pod jej nieobecność, przeszukuje bukiet, przyłapuje go Paula.”Czasem żal mi tej Brzyduli (Uli, poprawia Marek). Kto dałby jej coś takiego bezinteresownie? Może ojciec, albo brat, ale facet? Pewnie czegoś od niej chce, a ona myśli, że to takie romantyczne. Stary numer.” Widać, że te słowa uzmysławiają coś Markowi, dociera do niego brutalna prawda, że z taką właśnie intencją zostały one wysłane. Co prawda, nie on to zrobił, ale… Jest mu głupio.
Kiedy jednak, w kwiaciarni, dowiaduje się, że tajemniczy wierszyk, który znajduje się na bileciku, oznacza, ni mniej, ni więcej, tylko tyle, że ten, kto go wybrał przeprasza za swoje zachowanie i… kocha – wpada w panikę. Wie, że Ulka będzie chciała z nim o tym porozmawiać, że to dla niej ważne i, że na pewno nie odpuści.
Spotykają się przed firmą. Jej myśli są zajęte rozważaniem na temat zachowań Marka. Nieoczekiwanie stają naprzeciwko siebie. Po twarzy Marka widać, że to spotkanie nie jest mu obojętne, tylko że akurat, z taksówki wysiada Paulina i należy do niej podejść. Rzuca więc tylko Uli informację, że będzie za chwilę, a ją, sprowadza na ziemię widok, do którego, wydawało się, już przywykła – Paulina i Marek, całują się na środku chodnika, na powitanie. Nie sądzę, żeby było to oznaką czułości między nimi, jest raczej rutynowym zachowaniem, ale Ula przypomina sobie o istnieniu „rywalki”. Marek też zachowuje się trochę dziwnie – odwraca głowę i uświadamia sobie, że Ula była świadkiem tej sceny, a … chyba tego nie chciał. Jest mu głupio? Jest zażenowany?
Cieplakówna, w przeciwieństwie do Marka, nie zamierza odkładać rozmowy na temat treści zawartej w bileciku. On, ewidentnie boi się tego, a w dodatku, Seba cały czas namawia do uwodzenia Uli. Dobrzański, który zwodził dotąd wiele kobiet, tej jednej nie chce oszukiwać. Nie potrafi tego zrobić. „Ja nie zamierzam jej oszukiwać. Powiem, że cenię ją za profesjonalizm, pocałunek to był wypadek przy pracy, kwiaty na przeprosiny, a liścik zaplątał się przez przypadek.”
Mam wrażenie, że Marek zupełnie się pogubił – nie chce, nie może, nie potrafi dawać jej nadziei na coś, czego sam nie jest świadomy, z drugiej zaś strony czuje, że przecież nie tylko o Ulę – asystentkę tu chodzi., że ceni ją nie tylko za to i nie tylko w tej roli jej potrzebuje.
Zniecierpliwiona unikami Ula wpada, w końcu do jego gabinetu i wygląda na to, że nie zamierza ruszyć się stamtąd, dopóki nie usłyszy od niego jakichś wyjaśnień. Marek, dość nieskładnie zaczyna budować zdania – „Ciągle się coś między nami dzieje… Dzieją się różne wyjątkowe rzeczy… jakby wszyscy w firmie widzą, że ty, że ja, że my, że…łączy nas pewne porozumienie… ja wiem, że to może dziwnie brzmi – każdego dnia zbliżaliśmy się do siebie. Wtedy… pojawił się Maciek i od razu go znielubiłem. Od świąt dużo się dzieje, od kiedy mnie pocałowałaś. Dostałaś pewne sygnały : kwiaty, bileciki, kamienie. Nawet prosiłem ciebie, żebyś wróciła, przytulałem… I to coś znaczy….”
Czy jest w tych słowach jakiś fałsz, nieprawda? Nie – tak przecież było i, przez moment, mam wrażenie, że do wypowiadającego na głos te słowa, Marka dociera, że to rzeczywiście coś znaczy. Tylko co? Dlaczego to robił, dlaczego traktował ją do pewnego stopnia, wyjątkowo, na pewno nie tylko tak, jak prezes swoją, choćby i najbardziej profesjonalną asystentkę? Dzisiaj jeszcze nie potrafi nawet sobie odpowiedzieć na to pytanie.
Ula, po tych słowach, które przyjemnym ciepłem zalewają jej skołatane serce czuje, że musi złapać trochę oddechu i dystansu. Wychodzi na chwilę i w łazience próbuje zastanowić się, co on jeszcze chce jej powiedzieć.
Tymczasem, w gabinecie pojawia się Paulina. Rozmowa nie należy do miłych, aż w końcu, Paula stwierdza, że z Markiem od jakiegoś czasu coś jest nie tak – wszyscy są ważniejsi : Violetta, Pshemko, a Brzydula jest najważniejsza, bo przecież broni jej, przytula. Marek wie, że Paula ma rację, ale trzeba się jakoś bronić. Wykrzykuje więc:
-Ty chyba nie podejrzewasz? Brzydula? To nawet o coś takiego jesteś zazdrosna? Nie mam z nią nic wspólnego!
Świadkiem tych słów, nim Marek się zorientował, staje się Ula. Nie może uwierzyć w to, co usłyszała. Jak w amoku idzie do windy. Dobrzański woła ją, biegnie za nią. Jest wściekły na siebie, na Paulinę. Wie, że nie może jej tak zostawić. Przed windą dogania go Pshemko, zbulwersowany zachowaniem Violetty. Oczekuje, że Marek go wysłucha, ale jemu teraz nie Mistrz w głowie. Ignoruje go, nazywa histerykiem i myśli tylko o tym, gdzie teraz może być Ula.
Kiedy, w końcu udaje mu się odnaleźć ją przed firmą, próbuje wytłumaczyć się ze swojego zachowania.
-Ula, źle mnie zrozumiałaś. To naprawdę nie jest tak.
-A jak?
-Paulina mnie zaskoczyła i musiałem ja jakoś uspokoić.
-Marek, proszę cię, zostaw mnie. Idź stąd! Zniknę. Wreszcie nie będziesz musiał…
-Ula, nie możesz.
Obejmuje ją , przytula, całuje. Umawia się z nią na spotkanie. Następnego dnia, po pracy.
Kolejny dzień rozpoczyna się dla Marka dramatycznym przebudzeniem się Pauliny – miała sen, w którym on obściskiwał się w swoim gabinecie z jakąś kobieta. Marek bagatelizuje to, uśmiecha się nawet, ale wyraz jego twarzy gwałtownie zmienia się, kiedy słyszy, że tą kobieta okazała się … Brzydula. Poważnieje, jest zmieszany, ucieka wzrokiem. Dlaczego? Przecież, jak to w końcu powiedziała Paula – sny bywają takie surrealistyczne. On chyba o nim tak nie pomyślał. Całował ją przecież, poza tym, ta dziewczyna cały czas siedzi w jego głowie. Chyba nie próbuje nawet znajdować odpowiedzi, dlaczego, bo przecież najprościej posłużyć się wymówką o kredytach, udziałach, ale to przecież tylko parawan, za którym on nieświadomie sam się chowa. Ogarnia go lęk i panika, kiedy zauważa, że jednak traktuje ją zupełnie inaczej, niż wszystkie dotychczasowe kobiety. Wygląd? Nie, on od początku nie był dla niego ważny. To inni zwracali na to uwagę, nie on. Więc co?
Poranek Uli także jest ekscytujący – wracają wspomnienia wczorajszej sceny przed firmą. Jego pocałunki, propozycja spotkania po pracy… Przygotowuje się do tego bardzo starannie, tylko zapomniała, w ferworze przygotowań podkręcić grzywkę. W pracy wszyscy zauważają, że coś zmieniło się w jej wyglądzie i zaczyna być ciekawa, czy Marek też to zauważy. Wchodzi do gabinetu z pocztą, a tam, zdenerwowany Marek próbuje wydobyć z Violi, czym tak bardzo naraziła się Pshemko. Jak wiadomo, rozmowy z Kubasińską do łatwych nie należą, więc wreszcie nie wytrzymuje jej pokrętnych tłumaczeń i chce, żeby zostawiła go z Ulą samych. Obiecuje jej rozmowę po pracy (są przecież umówieni), ale i on, ku jej zadowoleniu, zauważa, że zmieniła coś w swoim wyglądzie.
Ula cieszy się na spotkanie, jest w doskonałym nastroju do momentu, kiedy… znów widzi całujących się na korytarzu Paulinę i Marka. Ten widok działa, jak zimny prysznic. Nie może sobie z tym poradzić i, choć to boli, postanawia:
-Marek, nie spotykajmy się dzisiaj, ani jutro, ani w ogóle. To nie ma sensu..
Dobrzański nie wie,że Ula widziała go z Paulą i nie rozumie jej nagłej zmiany decyzji. Stoi pochylony nad jej biurkiem, kiedy wpada Paula.
-Marek, co ty robisz? Tam Pshemko odchodzi.
-Tak, wiem.
-Co? Ty nic nie zrobisz?
-Kochanie, rozmawiam.
-I to jest ważniejsze? On podobno odchodzi przez ciebie.
No właśnie – i to jest ważniejsze? Przecież Ula, to tylko asystentka, a Mistrz, to filar firmy, bez którego ona może się zawalić. Pshemko, bez wątpienia trudno byłoby zastąpić, asystentkę, no może nie tak dobrą,ale jednak – dużo łatwiej znaleźć, ale Uli… po prostu nie może stracić. Być może jest to nadinterpretacja z mojej strony, jednak trudno mi oprzeć się wrażeniu, że jeśli Marek myśli teraz o udziałach i kredytach, to gdzieś na szarym końcu. Zależy mu przede wszystkim na tym, żeby ich relacje były jak najlepsze, jakby wierzył, że jeśli tak będzie, to cała reszta też się ułoży.
Między Markiem a Pauliną dochodzi do kłótni.
-Marek, człowieku, zrób coś. Pshemko odchodzi, a ty patrzysz na Brzydulę? Ratuj swoja firmę.
No właśnie, kto ważniejszy – Mistrz, czy Ula? Z kim rozmawiać, kogo przekonywać… Dzwoni do Uli, ale ona nie odbiera, za to pojawia się Seba z wypowiedzeniem Pshemko. Marek nie chce przyjąć tego do wiadomości, wierzy, że to przejściowy kryzys Mistrza. i opowiada przyjacielowi, że nie wie, co stało się Uli. Byli umówieni, a ona nagle zmieniła zdanie i nawet nie mógł się dowiedzieć, dlaczego to zrobiła. Widać, że nie jest mu to obojętne, że nie czuje się z tym dobrze.. Kiedy jednak pojawia się Ula z zapytaniem, czy może iść już do domu, bo wykonała, co miała do zrobienia, a czeka na nią Maciek, Marek, choć bez entuzjazmu, ale zgadza się. Chyba jednak nie może uwierzyć w to, że ona jednak wyszła, bo zaczyna szukać jej w firmie. Pyta o nią spotkaną Violę i zupełnie nie może skupić się, na tym, o czym ona do niego mówi.
Wpada do sekretariatu tuż za Ulą, która wróciła się po notatki, których zapomniała. Nie pozwala jej wyjść – oczekuje wyjaśnienia tego, dlaczego zmieniła zdanie.
-Ula, jednak wróciłaś.
-Proszę?
-No, mówiłaś, że spieszysz się. Chyba Maciek…
-Tak, tak , Maciek na mnie czeka.
-Wiesz, bo ja myślałem, że wróciłaś, bo chciałabyś…
-… iść z tobą do palmiarni?
-Tak. Szczerze – tak właśnie myślałem.
-Marek, przecież wiesz, że ja bardzo bym chciała z tobą…
-… ze mną?
-Pójść do palmiarni.
-No, ostatnio wiele się wydarzyło…
-… ale nie mogę
Ula chce wyjść, ale Markowi udaje się ją zatrzymać.
-Ale nie możesz, bo co? Bo Maciek? Bo?
-Nie, nie Maciek. Chodzi o to, że my byliśmy już w palmiarni.
-No tak, pamiętam. Było bardzo miło.
-Tak. Dzisiaj też byłoby bardzo miło. To byłby kolejny raz, kiedy byłoby bardzo miło i ja pewnie chciałabym trzeci raz pójść do palmiarni.
-Noo, ja na pewno też.
-Nie, Marek. No ty nie.
-A skąd wiesz, że nie?
-Boo nie wszystkie drzewa są takie same.
-Co? Ula, jaśniej.
-Ja brzoza…
-Ja grab, jak mnie słyszysz?
-No właśnie – ja brzoza, ty grab. Widziałeś kiedyś takie drzewo, grab?
[…]
-Jest piękne. A dwa graby, to już naprawdę coś.
-Ula, mnie się wydaje, że najpiękniejsze są lasy mieszane. Graby, brzozy, razem, obok siebie…
-Graby rosną bardzo blisko siebie. Ciężko je rozdzielić.
-Jak się czegoś bardzo chce, to… pamiętasz? Sama to mówiłaś.
-Zostawiłbyś graba dla brzozy? Naprawdę?
Marek poważnieje. Zdaje sobie sprawę, że sprawy poszły dość daleko. Że, w sumie niewinna rozmowa, zakończyła się niemal deklaracją, na którą, z całą pewnością nie był gotowy. Ba, nawet nie brał jej pod uwagę.
Na Uli ta rozmowa zrobiła niewątpliwe wrażenie. W zasadzie, usłyszała w niej to, co chciała usłyszeć, co jednak zaskoczyło ją i… nie uśpiło wątpliwości. Słowa Marka zrozumiała jednoznacznie – on chce być z nią, niemal zdeklarował się, że gotów jest zostawić dla niej Paulinę, ale, czy na pewno? Przecież każdej poprzedniej tez pewnie to obiecywał i nigdy tego nie zrobił, więc…? To pytanie towarzyszy jej od rana, a Marek… On też nie pozostaje obojętny wobec wypowiedzianych wcześniej słów. W windzie opowiada Sebastianowi o tym, że najpierw Ula wymiksowała się z wcześniej umówionej randki, a potem rozmawiali i… trochę go poniosło, z czego Ula zrozumiała, że chce z nią być i, że rzuci dla niej Paulinę. Seba pokpiwa trochę z przyjaciela, ale on nie czuje się dobrze w sytuacji, do której doszło. Nie wie, co robić, jak się zachowywać, ma wyrzuty sumienia. Sebastian zupełnie nie rozumie jego obiekcji :
-Ja naprawdę cię nie poznaję. Przecież wszystkim swoim laskom mówiłeś, że zostawisz Paulinę – Joaśce, Klaudii…
-Zrozum, Ula, to nie Klaudia.
-To akurat widać na pierwszy rzut oka.
-Daj spokój. Nie o to chodzi.
-Wiem, że nie o to chodzi. Że chodzi o firmę, o udziały, o ten debilny kredyt.
-Nieee, o to właściwieee też nieee…
-To o co? O miłość?
-Przestań. No jak, Seba? Którędy?
-Może zauroczenie? Może ona naprawdę na ciebie jakiś urok rzuciła?
-Nie, to bez wątpienia. Brnij dalej.
-Wyluzuj – dziewczyna się nacieszy. Takiej, jak ona , to na długo wystarczy.
-Dziękuję, pocieszyłeś mnie.
Marek odchodzi zły, zawiedziony. Pewnie oczekiwałby jednak czegoś innego od przyjaciela, tymczasem, wyczuwając jego ironiczny ton i takie samo potraktowanie ważnej dla siebie sprawy, nie jest do końca szczery w tej rozmowie. Najpierw sygnalizuje Sebie, że tak naprawdę, to nie o firmę w tym wszystkim chodzi, czyli mówi na głos to, czego domyślaliśmy się już wcześniej, ale potem, kiedy z ust Olszańskiego pada słowo „miłość”, błyskawicznie chowa się za lekką kpiną, próbuje to lekceważyć. Kiedy jednak patrzy się na niego – wyraz twarzy, oczu, nie współgra z wypowiadanymi słowami. Zląkł się tego, co usłyszał? Nie dopuszcza do siebie myśli, że mogłoby go łączyć z Ulą jakieś głębsze uczucie, a z drugiej strony, chyba z pewnym niepokojem zauważa, że nie jest mu obojętne, co czuje, myśli i, jak zinterpretuje jego słowa ta, ciągle nieodgadniona dla niego, dziewczyna. Chyba, jedyna, jak dotąd kobieta, którą boi się zranić, z którą nie wie, jak postępować, przy której nie potrafi posługiwać się stereotypami, tak perfekcyjnie wypróbowanymi na innych kobietach.
Problemy związane z Ulą są bardzo ważne, ale nie jedyne. Oto wrócił do siebie, po burzliwej rozmowie z ojcem i Aleksem, mającej bezpośredni związek z odejściem Pshemko. Jest załamany. Wszystko się wali. Wie, że jeśli nie uda mu się powstrzymać Mistrza przed rezygnacją z pracy w F&D, to sam także będzie musiał zrezygnować ze stanowiska prezesa. W ten sposób, zawiedzie ojca i odda pole Aleksowi, który, zresztą, tylko na to czeka. Takiego, leżącego na kanapie i pogrążonego w beznadziei, zastaje go Ula. Widzi, w jakim jest stanie i stara się go uspokoić.
-Marek, spokojnie. Ojciec na pewno w ciebie wierzy, Aleks knuł, knuje i będzie knuł, a Pshemko odchodził chyba ze sto razy.
-A ty?
-A ja? Ja pomogę ci zatrzymać Pshemko
Marek podnosi się na te słowa.
-To lepiej pomóż mi z kimś innym, bo na tego chimerycznego, nieobliczalnego histeryka, to ja mam swoje sposoby.
-A na kogo nie masz?
-Na Ulę Cieplak.
Czy te słowa coś znaczą? Co miał na myśli Marek, wypowiadając je? Nie wiem. Powiedział to tak… ciepło i tak samo na nią patrzył, że może można by je zinterpretować „pomóż mi do niej dotrzeć, zrozumieć, zatrzymać…”. Jednego jestem pewna – to nie była gra.
Ula, … może i nie rzuciła na niego czarów, jak podejrzewał Seba, ale kiedy ona prosi, by przywrócił do pracy Elę, Marek zgadza się, niemal natychmiast. Wie, że narazi się Aleksowi, który na miejsce byłej bufetowej ma już innego kandydata. Wie, że nie spodoba mu się, że podważył jego decyzję, ale robi to i jeszcze mówi, że postąpił tak dlatego właśnie, bo Ula go do tego przekonała. Cieplakówna słyszy to i nie może uwierzyć. To miód na jej serce, sygnał, że coś dla Marka znaczy.
Ona i dziewczyny – Iza, Ela i Ala, także postanawiają pomóc Markowi, a dokładniej – przekonać Pshemko, że nie powinien odchodzić z F&D. Sprawa wydaje się być beznadziejna – Mistrz nie zamierza zmieniać zdania. Dopiero, kiedy Iza, w gniewie i desperacji nazywa go zdrajcą, niespodziewanie, osiągają efekt. Te słowa są, jak policzek, który studzi histeryczne zachowanie Pshemko. Jednak nic jeszcze do końca nie jest pewne, dopóki on nie pojawi się w firmie. Ula od rana zamartwia się, że jednak cała ich akcja się nie powiodła, że nie zdołała pomóc Markowi, który właśnie, zupełnie załamany wszedł z Pauliną do swojego gabinetu. Paula nie może zrozumieć jego decyzji o rezygnacji ze stanowiska. Próbuje odwieść go od tego zamiaru, kiedy z tajemniczą miną wkracza Ula, informując go, że ma gościa i , że to pilne. Zdezorientowany Marek idzie z nią do pracowni, gdzie czeka na niego skruszony i gotowy do pracy Pshemko. Szczera rozmowa, przyjazne gesty, no i radość z tego, że zbyt pewnemu siebie Aleksowi, znowu można utrzeć nosa. Marek jest wyraźnie szczęśliwy i chce swoją radością podzielić się z Ulą. Zastaje ją w swoim gabinecie, kiedy układa papiery na biurku.
-Masz tu bałagan.
-Jaki w życiu, taki na biurku.
Dla mnie te słowa, wypowiedziane tak trochę mimochodem, są dość znamienne, bo czy Marek kiedykolwiek wcześniej brał pod uwagę to, że w jego życiu coś jest nie tak? Miał przecież wszystko – pieniądze, prezesurę, piękną narzeczoną i w najbliższej perspektywie, poukładane życie rodzinne. Wszystkie te modelki, z którymi miał dłuższe, bądź krótsze romanse, dodawały tylko pewnej pikanterii temu całemu „ładowi”, były miłą odskocznią, rozrywką, którą traktował, jak coś jak najbardziej normalnego. To Ula, ze swoimi zasadami i zupełnie innym patrzeniem na życie, trochę mu ten porządek zburzyła, a może stała się też częścią tego „bałaganu”?
Marek dziękuje jej za powrót Mistrza i usiłuje dowiedzieć się, jak tego dokonała – ona i dziewczyny., ale Ula, zauważa tylko, że to one są wdzięczne jemu, za przyjęcie Eli, za to, że naraził się Aleksowi, choć przecież nie musiał.
-Musiałem. Pamiętasz? Prosiłaś mnie o to. Mieliśmy sobie pomagać, a ty pomagasz mi cały czas. Zresztą, ostatnio znowu bardzo, bardzo mi pomogłaś. Dziękuję.
I jest w tej scenie trochę poufałości, dyskretnej czułości, kiedy tak stoją naprzeciwko siebie, a Marek, patrząc jej w oczy, gładzi ją po rękach.
Nastrój burzy nieoczekiwane wejście Domi i jej pytanie :”całowaliście się?” Dość obcesowa odzywka wprawia w zakłopotanie, zarówno Ulę, jak i Marka. Domi chce się dowiedzieć, czy prezes podjął już jakieś decyzje w sprawie przedłużenia jej kontraktu w sprawie „twarzy” FD Sportiwo, a Ula wychodzi. Jest bardzo ciekawa, jak zachowa się Marek wobec prowokacyjnych zachowań modelki, bo dotąd, przecież, wszystkim ulegał.
Domi, znając słabość Dobrzańskiego, zachowuje się dość swobodnie, wiedząc, że takie zachowania zawsze na niego działały. Jednak tym razem go nie poznaje – jest bardziej oficjalny, zachowuje dystans, nie pozwala się do siebie zbliżyć. Zauważa, że Marek się zmienił, na co on, niemal filozoficznie odpowiada, że przecież ludzie się zmieniają…
Ciekawość i niecierpliwość Uli sięga zenitu i udając, że ma do Marka jakąś pilną sprawę, po prostu wchodzi do gabinetu. Zastaje Domi siedzącą na kanapie, a Marka w fotelu. Ten widok uspakaja ją i satysfakcjonuje. Marek chyba orientuje się w przyczynie jej nagłego wejścia i proponuje, żeby do nich dołączyła i zanotowała nowe warunki dla modelki. Ula jest zadowolona, Domi, wprost przeciwnie.
Już po rozmowie, w sekretariacie, Domi jeszcze próbuje zaznaczyć swoje bliskie relacje z prezesem, kładąc mu zalotnie rękę na ramieniu, ale on zdejmuje ją dość zdecydowanie i wycofuje się do swojego gabinetu.
Marek, a jakby nie on. Przecież jeszcze nie tak dawno wykorzystałby takie tet a tet, a teraz? To nie gra, z jego strony, więc co? Nagła lojalność wobec narzeczonej? Jakoś do tej pory nie miał żadnych skrupułów. Czy zachowuje się tak świadomie, bo nie chce zranić Uli? To też raczej mało prawdopodobne. Myślę, że za tą zmianą „stoi” Ula, choć on nie zdaje sobie z tego sprawy. Co innego staje się ważne, ktoś inny, a działa raczej zupełnie podświadomie.
Marek i Ula mogą wreszcie spokojnie porozmawiać:
-Trzeba to uczcić. Przecież tak spektakularne powroty nie zdarzają się często.
-Na pewno jakoś to uczcicie w większym gronie.
-Nie, nie, nie. Nie dzisiaj. Zresztą, kiedyś, to my byśmy to jakoś uczcili, nie?
-Teraz?
-No wiesz, jedni obiecują kokosy, drudzy palmiarnie…
-Wiesz, niektórzy ludzie czasem zmieniają zdanie.
-A ty?
-Spróbuj…
Stoją oboje oparci o biurko i jest między nimi jakaś dziwna więź, krążą jakieś fluidy i wcale nie wygląda na to, że ona jest dla niego kimś, kogo chce spławić, kto jest mu obojętny, wobec kogo odgrywa tylko jakąś rolę.
Marek, po pracy, pojawia się w bufecie, gdzie Ula z dziewczynami opija sukces i tylko ona i on wiedzą, że są umówieni, że trzeba odmówić dziewczynom, żeby być tylko z nim.
Marek czeka w samochodzie i w oczekiwaniu na Ulę, rozmawia z Paulina, której próbuje wytłumaczyć, że wróci później, bo musi zamknąć jeszcze jedna sprawę w firmie. Nie wie tylko, że Paula mu nie wierzy i będzie chciała sprawdzić, jak tym razem ma na imię ta „pilna, firmowa sprawa”.
Dobrzański przywozi Ulę do „Ogrodu Smaków”. Podoba się jej to miejsce, kojarzy z Pretty Woman,czuje się, jak w filmie…
-Nie wiedziałem, że lubisz komedie romantyczne.
-Nie bardzo, ale tu mi się podoba. Bardzo. Nie przepadam za komediami romantycznymi, bo tam zawsze na końcu jest ślub i…
-I żyli długo i szczęśliwie…
-No nie, tego już nigdy nie pokazują.
-Aha, czyli wolisz normalne życie, tak? Trud, znój, łzy…
-Bez przesady. Czasem lubię się oderwać od rzeczywistości. Tak, jak na przykład dzisiaj.
Marek patrzy na nią jakoś tak ciepło i chyba cieszy się, że sprawił jej przyjemność, przywożąc w to miejsce. Nieoczekiwanie podchodzi mężczyzna sprzedający kwiaty. Daje Uli bukiecik.
-Piękne kwiaty, dla… pięknej pani.
Marek spojrzał na niego ze zdziwieniem? Zadowoleniem?
-Nie musiałeś.
-Chciałem. To nie film. Życie pisze najlepsze i najciekawsze scenariusze.
-No, nie wiem – mówi Ula, patrząc w kierunku drzwi.
Marek podąża za jej wzrokiem, odwraca się i widzi… Paulinę.
Cały urok, czar i magia tego wieczoru prysły w jednej chwili. Dobrzański musi przecież jakoś wytłumaczyć narzeczonej, co robi tutaj z Ulą, więc, jak zwykle w takich sytuacjach, ucieka się do kłamstw – że pracowali, zasiedzieli się, zgłodnieli i wpadli coś zjeść. Ula próbuje uwiarygodnić słowa Marka i na dowód wyjmuje dokumenty z jakimiś prognozami, które, rzekomo, mieli omawiać. Sytuacja jednak jest absolutnie niekomfortowa i to, zarówno dla Uli, jak i dla Marka. Ponadto, Marek wie, że Paula go śledziła, a opowieść o tym, że umówiła się tu z Violettą jest kłamstwem. Jest wściekły, Ula nie mniej . Próbuje jednak jakoś ją uspokoić. Wszystko na nic – dla Cieplakówny ta sytuacja jest upokarzająca. Wstaje więc i , nie zwracając uwagi na to, że Marek próbuje ją zatrzymać – wychodzi.
-Nie denerwuj się, Paulina nic nie podejrzewa.
-Pewnie, że nie. Byłeś świetny. Masz wprawę w końcu, nie?
-Musiałem ratować sytuację.
-Nie sytuację, Marek. Swój związek musiałeś ratować.
-Wiesz, że to nie jest takie proste.
No fakt – i Ula ma rację i Marek również. Przecież on kompletnie nie jest gotowy, na jakiekolwiek ruchy w stosunku do Pauli. Zresztą – Ula wywołuje w nim , co prawda jakieś dziwne, niezrozumiałe emocje , ale sam nie ma pojęcia, czy i co to tak właściwie jest. Póki co, jest Paulina, choć jakby coraz dalsza mentalnie, ale jednak oficjalna narzeczona i musi zachować przynajmniej jakieś pozory. Natomiast w Uli wszystko buntuje się przeciwko byciu „okruchami z pańskiego stołu”.
Rozmowa w samochodzie, kiedy Marek odwozi ją do domu, nie należy do najmilszych i najłatwiejszych. Nie tak to miało być. To miał być miły wieczór. Miły dla nich obojga – jemu na tym zależało, ona się na niego cieszyła.
-Ula, przepraszam. Ja wiem, że to było dla ciebie trudne i naprawdę nie chciałem ciebie stawiać w takiej sytuacji.
-Sama się w niej postawiłam.
-Zapomnijmy o tym, ok? Słuchaj, Paula myśli, że jesteśmy w pracy, więc może jeszcze gdzieś pojedziemy? Tutaj niedaleko jest taka fajna restauracyjka…
-Nie, nie. Marek, zawieź mnie do domu. Jeśli możesz.
-Ula, dlaczego?
-Ty naprawdę nie rozumiesz? Naprawdę?
-Ula, myślę, że jesteś zdenerwowana.
-Myślisz, że ja się z czasem przyzwyczaję?
-Tak. Myślę, że powinniśmy o tym porozmawiać.
-A ja myślę, że powinnam najpierw porozmawiać sama ze sobą.
Są już przed domem w Rysiowie. Ula chce wysiąść, ale on jeszcze ją zatrzymuje.
-Nie chciałam, żeby tak wyszło.
-Wiem, że to była głupia sytuacja, ale przecież, Ula, następnym razem…
-Marek, to nie ma sensu.
-Ale co?
-Wszystko. Przecież ty za chwilę bierzesz ślub…
Marek patrzy na nią bez słowa. Widzi, jakie to wszystko jest dla niej trudne i… nie wie, co zrobić, powiedzieć. Sam też się pogubił? Jedno wie – nie chce jej ranić, ale też nie chce jej stracić. Dlaczego?Nie ma na to prostej odpowiedzi. Nie ma takiej w ogóle. Tak czuje, ale dlaczego? Kolejne retoryczne pytanie.
Ula przeżywa swoje rozterki zamknięta w pokoju. Nie chce tak, nie może, nie potrafi, ale… kocha.
Marek, o swoich rozterkach rozmyślał w bezsenną noc, a teraz opowiada o nich Sebastianowi.
-Paulina przyłapała mnie z Ulą.
-Przyłapała cię? Na czym?
-na kolacji. W restauracji. A ty, co myślałeś?
-Nie chcesz wiedzieć.
-To było dość upokarzające dla mnie i dla niej.
-No, wyobrażam sobie. Musiała się wściec.
-Ja o Uli mówię.
-Co się tak wkurzasz? Nie pierwszy raz jesteś w takiej sytuacji. Chyba wiesz, co robić?
-Stary, wiem, co robić i nie chcę tego robić. Nie chcę zwodzić Uli, nie chcę chodzić z nią na randki i się całować.
-No tak, to akurat rozumiem. Ale przecież mechanizm jest ten sam.
-Seba, przestań już z tymi mechanizmami. Ja po prostu, chcę z tego wybrnąć raz na zawsze. Im bardziej się staram, tym bardziej się zapętlam.
W tej rozmowie dziwi mnie, że Marek zauważył upokorzenie Uli i źle mu z tym, natomiast nawet nie wspomniał o tym, że ta sytuacja była upokarzająca także dla Pauliny, która, przynajmniej teoretycznie, powinna być mu bliższa. Czy rzeczywiście, Marek chce się wymiksować z bliskiej zażyłości z Ulą? Szczerze w to wątpię. Może i rozum mu to podpowiada, ale jakiś tajemniczy, wewnętrzny głos, dla niego samego chyba niezrozumiały, szepce mu co innego i właśnie za nim idzie. To on każe mu patrzeć na nią ciepło, myśleć z troską i nie chcieć jej ranić, ale żeby odkryć, czym jest ten głos i, dlaczego w ogóle się w nim odzywa, potrzebuje jeszcze dużo czasu.
Kończę na odc. 131.