Get your own Digital Clock

piątek, 26 lutego 2010

Bajki jukaki - "Bajka o bajkach" - dodatek

Dzięki za komenty do mojej „bajki o bajkach”…
pod wiatr (po burzy zawsze wychodzi tęcza…) -20 gru 2009 o godz. 16:19 -Wiesz że naprawdę czuję z tobą bardzo często „porozumienie dusz” choć czasem się ze sobą nie zgadzamy …




Ulka ucieka przed odpowiedzialnością, zrzuca odpowiedzialność za związek na Księcia – jak większość Królewien i aspirujących do ich roli panienek…
Od niego oczekuje stałej walki, od niego oczekuje budowania związku. Nie podaje cegieł, nie miesza zaprawy – ona jest zaledwie widzem tej budowy – bo nawet nie nadzorem budowlanym.
Gdyby choć do roli nadzoru aspirowała musiałaby wnikliwiej przyglądać się jakości używanych przez Marka materiałów, jakości cementu którym ten usiłuje spajać ich ze sobą…
A ona nie docieka , nie wgryza się, nie wgłębia, nie wyciąga wniosków,
nie podsuwa rozwiązań naprawczych…
Całą „brudną robotę” zwala na niego.
Sama jest widzem , który tylko krytykuje…
Nie twierdzę że jej nie rozumiem, że jej nie lubię itp. po prostu – tak ostatnio jest…

My blogowice jesteśmy rzeczywiście inne,
Chodzi mi tu o nas w kontekście budowy naszej serialowej rzeczywistości, w kontekście naszej chęci wpływu na to co się dzieje z serialem, na którym nam zależy.
My nie spuszczamy budowania akcji na ekipę, nie czekamy na ruchy pana Jaska i innych.
Fakt raczej nie dopuszcza się nas do mieszania zaprawy, do noszenia cegieł, ale samozwańczo jesteśmy w nadzorze budowlanym.. Bo my analizujemy materiały z których oni tworzą, wyłapujemy popękane cegły, chwalimy, krytykujemy i domagamy się by nasze zdanie było brane pod uwagę przy budowie naszego serialu.
I okazujemy ekipie podziw za ich ciężką pracę, wsparcie (krówki, życzenia, spotkania z ekipą) a czasem rozczarowanie tym co tworzą.
Nie jesteśmy biernymi księżniczkami, niedojrzałymi królewnami.
Jesteśmy Królowymi Czynu.
Wiemy co i jak chcemy osiągnąć i do tego dążymy…



Pisałaś jeszcze pod wiatr :”Jest jeszcze Bella z “Pięknej i Bestii”, która miała odwagę działać i iść za głosem serca. Uciekła od Bestii, ale wróciła. Co prawda, nie dla siebie to zrobiła, ale ostatecznie spotkała ją nagroda.
Ale znowu nie dla siebie. Księżniczki nie robią nic dla siebie.”

-Wiesz, że pisząc bajkę o bajkach miałam i Bellę na tapecie??? Naprawdę.
I też początkowo brałam ją za postać pozytywną, ale przecież doszłam do wniosku, że ona też dostała nagrodę za totalne podporządkowanie się, za wyrzeczenie się siebie po to, by nie robić problemów ojcu. Przecież ona wcale nie była czynna i walcząca- gorzej –ona potrafiła samą siebie przerobić tak, by pokochać kogoś kto wzbudzał początkowo jej obrzydzenie.
I doszłam do wniosku, że ta bajka też nie wychowywała w dobrym kierunku – Bella aby być szczęśliwą musiała wyrzec się siebie, swej rodziny i zaakceptować to co jej nieodpowiadało. To była super bajka dla rodziców którzy swatali swe posłuszne córki z obleśnymi, starymi facetami… I to też była bajka która propagowała nic nie robienie a dostosowanie się do narzuconej rzeczywistości.


czwartek, 25 lutego 2010

Bajki jukaki - "Bajka o bajkach" - cz.10

Jestem ciekawa czy Ulka zrobi coś by jednak Marka zatrzymać…
Czy zacznie działać, walczyć, obudzi się do końca, czy groszek dostatecznie ją uwiera…
Nasza Ula, Śpiąca Królewna, nasza Ula Królewna na Ziarnku Grochu.


Moje rozważania to: Bajka o bajkach – być może ostatnia z moich bajek…


Bajka o bajkach:
Zastanawiałam się jaki jest przekaz bajek o królewnach i księżniczkach?
Otóż bardzo mało wychowawczy…
Lansują one bierność i uległość kobiet, poddawanie się biegowi wypadków, nic nie robienie, oddawanie sterów w ręce książąt i królewiczów..
Porównywałam już na tym blogu bajkę o Ulce do bajki o Śpiącej Królewnie, czy też do Księżniczki na Ziarnku Grochu, wy porównywałyście ją do Kopciuszka…
Przyjrzałam się tym bajkom…
Na nich zostałyśmy wychowane i my i ..Ulka
Na nich wychowujemy nasze córki…

I jak?
Popatrzmy….

Księżniczka na Ziarnku Grochu została nagrodzona ręką księcia za to, że okazała się wystarczająco wygodna, podporządkowana i bierna by zostać księżną.
Paradoksalnie -została doceniona za to, że nie zrobiła nic by poprawić swoją sytuację i za to że okazała ciche niezadowolenie z sytuacji.
Przecież gdyby zamiast całą noc męczyć się spaniem na ziarnku grochu, ukrytym pod setką pierzyn, wstała i po prostu ziarnko wyjęła, nie mogłaby rano powiedzieć, że coś ją uwierało… Gdyby zmieniła miejsce snu – tak samo… Ale nie dostałaby nagrody- księcia…
Otrzymała nagrodę za nie wychylanie się, za nie wychodzenie poza społecznie przydzieloną jej rolę. Bo przecież księżniczce nie wypada działać, podejmować inicjatywy, walczyć…
Księżniczki nie działają- Księżniczki cierpią i oczekują pomocy z zewnątrz…

Śpiąca Królewna – kiedy weszła w okres dojrzewania dostała tak naprawdę najpiękniejszy prezent od losu.
Najpiękniejszy w kategoriach królewien…
Po prostu – zasnęła…
Została zwolniona od odpowiedzialności za dokonywane wybory.
Nie musiała przechodzić rozterek miłosnych, wybierać, decydować…
Nawet nic w trakcie tego snu jej nie omijało, nic nie traciła
bo całe królestwo spało wraz z nią…
Ot, tak po prostu – zasnęła i cała odpowiedzialność za jej uratowanie i zdobycie spadła na księcia.
To on musiał działać, pokonywać przeszkody, hartować się w trakcie ich pokonywania. On musiał cierpieć w drodze do swej wybranki…
To jego zadaniem było odgadnięcie, że gdzieś tam czeka uśpiona królewna,
jego zadaniem było odnalezienie zaczarowanego zamku,
jego zadaniem było dotarcie do niego
i jego zadaniem był taki dobór argumentów ( w tym przypadku organo-leptycznych- pocałunku :)) aby wyrwać królewnę ze snu, by ją zdobyć.
Królewna nie musiała przeżywać rozterek i dylematów, wybierać królewicza, budować związku i decydować o życiu – wzięła co przyszło, przyjechało, co życie przyniosło….
Przyszedł królewicz, pocałował, obudził = „mój Ci on!”
Jej odpowiedzialność za powstały w ten sposób związek była zerowa.
Nie zabiegała o niego, a królewiczowskie „gały widziały co brały”,
Reklamacji po odejściu od kasy nie mógł składać, nawet nie mógł czynić jej wyrzutów typu „ oj czemuś mi moja miła zawiązała ten świat…”
Znów, w kolejnej bajce bierność i czekanie na cud okazało się wygodną formą zdobycia księcia…
Kolejna bajka, która nie uczy Kandydatek na królewny działania…
A przecież tego oczekujemy od Uli…

Szczęśliwie Ulka nie jest „rasową” księżniczką, ani królewną…
Troszkę ją to do działania motywuje…
Ulka jest bardziej Kopciuszkiem.
Pochodzi z „niższych sfer” w których od kobiet wymagało się więcej niż tylko tego że mają „leżeć i pachnieć”, więcej niż bierności i uległości…
Kopciuszek miał drobny wkład w swoje szczęście.
Przede wszystkim zaszalał i zaryzykował –czyli wkroczył w „obcy świat” – poszedł na bal, tańczył z Innymi (z innymi od siebie).
Ulka też poszła na swój bal, w swój „obcy świat” – poszła do pracy w FD.
Tańczyła z napotkanymi tam ludźmi, choć nie do końca czuła się wśród nich swobodnie…
Nie zawsze odpowiadały jej ich kroki i ich melodia…
Czasem usiłowała ją zmienić podrzucając orkiestrze jakiś napiwek (pierogi, pączki na ocieplenie stosunków…).
Usiłowała oswoić sobie rzeczywistość FD, dopasować się do niej i ją do siebie…
Znalazła partnerów do tańca – Izę, Alę, Pshemko, Adaśka , Wojtka….
I zatańczyła z księciem!!!
To wcale nie było łatwe zadanie dla dziewczyny z nizin, dla dziewczyny z kompleksami, wielekroć w życiu zranionej.
A Ula jak Kopciuszek – zatańczyła z Księciem do którego tyle księżniczek wzdychało… i co więcej – potrafiła go tym tańcem oczarować..
Nie myliła kroków, pozwalała prowadzić księciu, umiejętnie, niewidocznie nadając kierunek ich krokom, zabawiała inteligentną rozmową.
Czyli znała ekonomiczną rzeczywistość, umiała się do niej dostosować, tworzyć choreografię raportów, analiz i pomysłów ratunkowych, prowadząc przy tym ciekawe rozmowy o życiu, o miłości i o uczuciach…
Oczarowała, a raczej „zaczarowała” księcia….
A jednak Kopciuszek uciekł z balu…
Dlaczego?
Sądzę, że powodem była obawa przed niespełnieniem oczekiwań, kompleksy, niższość pozycji, obawa przed posypaniem się odgrywanej roli „księżniczki”… To spowodowało ucieczkę Kopciuszka…
Ucieczkę Uli…

Przekaz tej bajki jest taki, że Kopciuszek może trochę wyjść naprzeciw księciu, kiedy jednak sytuacja zaczyna mieć swoją wagę , Kopciuszek przegrywa ze swoim „obciążeniem” i jak rasowa królewna odsuwa się na bok. Nie może być zbyt przebojowa bo nie pasowałaby na królewnę… Ucieka, chowa się, rezygnuje…
To książę musi ją gonić, szukać i znaleźć.
To on musi dopasować pantofelek i stanowczo wsadzić na swego konia (tu bez podtekstów proszę ;)) po to by zawieźć ją do swego zamku….

Każda dziewczynka chce być królewną.
Wzorce z bajek tkwią w nas głęboko.
Boimy się działać w sprawach miłości bo nie wiemy jak by to mogło być odebrane, jakby się mogło skończyć…

Serce Uli wyje za Markiem, ale oddaje mu pole walki…
Co ciekawe – zdaje sobie sprawę z tego (to wynika z czytanej Beatce nowoczesnej bajki o budzeniu Śpiącej Królewny), że Śpiąca Królewna powinna stanąć w oknie zamkowej wieży i zawołać za odjeżdżającym w dal księciem…
Że powinna go zatrzymać, nie pozwolić odjechać, że powinna dać wyraźny sygnał, że ona chce, że czeka, że tęskni…
A jednak…

Jest jeszcze jedna – pocieszająca bajka, dużo mniej znana. Bajka o Roszpunce. Mam nadzieję, że dobrze ją pamiętam…
Roszpunka była królewną (?) zamkniętą w wieży, ale królewną która potrafiła walczyć o to, na czym jej zależy.
Bo kiedy jej królewicz nie miał jak dotrzeć na szczyt zamkowej wieży, to Roszpunka spuściła w dół swoje długie warkocze, by mógł się po nich wspiąć…
Nie bała się- co on sobie pomyśli, jak oceni jej inwencję, jej pomysł ani o to jak durnie będzie to wyglądało z zewnątrz…
Nie bała się tego, że wspinając się ku niej w ten sposób królewicz przysporzy jej sporo bólu. Ona wiedziała co chce osiągnąć.
Ona brała sprawy we własne ręce…
Budowała sobie drogę do przyszłości z ukochanym…

Ciekawe – Jasek mówił o niebanalnym zakończeniu…
Może takie właśnie będzie to zakończenie? Może królewna będzie działać?

Może Ula pokona swój strach, swoje obawy i podporządkowanie wdrożonym rolom społecznym?
Może zagwiżdże na odjeżdżającego rumaka ? Zadzwoni do Marka w trakcie pokazu? Może spuści zwodzony most swoich włosów, ryzykując wszystko co ma…

Może Ula oprócz baśni czytała też, że „grzeczne dziewczynki idą do nieba…, niegrzeczne tam gdzie chcą”???? OBY!

Chciałabym tego by współczesna bajka dała kobiecie prawo i siłę do walki o miłość…
Boję się jednak, że inicjatywa znów nie wyjdzie od królewny…
Że ona będzie czekać, cierpieć i że będzie uległa wobec tego co życie niesie…
Pewnie przyniesie jej tego księcia- inni o to zadbają, szkoda, że sama nie będzie choć w części Roszpunką czy królewną gwizdającą za oddalająca się miłością…
A może jednak…
Niebanalne zakończenie bajki??????

środa, 24 lutego 2010

Bajki jukaki - "O Kłobuku" - cz.9

Adaś i ciasteczka
Adaś biedulek lwem już był /jest, ale dzisiejszy odcinek to Adaś- KŁOBUK – skrzat sporzący


W przekazach ludowych z Warmii i Mazur występuje skrzat kłobukiem zwany. Mieszka zwykle na strychach domów, a tam gdzie jest dobrze traktowany i pielęgnowany, staje się skrzatem sporzącym (czyli przysparzającym majątku), nocą wielkie skarby znosząc. Zwykle są to monety które do beczki chowa, piórami i pierzem z wierzchu nakrywa i głupa tnie, że niby biedulek z niego…
Bo od ludzi oczekuje ciągłej troski, okazywanej poprzez zostawianie miseczki z mlekiem (i ziarnem bodajże). Im częściej i troskliwiej się nim opiekujemy tym większej można spodziewać się jego wdzięczności. Jego sama obecność pod naszym dachem sprawia, że biedy w gospodarstwie nie odczujemy – krowy się dobrze cielą, kury jaja dorodne znoszą [swoją drogą mam nadzieję, że z ich rozmiarami nie przesadzają - to mogło by się źle dla kur skończyć ;)] , pieniędzy nie brakuje… To kłobuk sprawia to wszystko, a jeszcze dom od pożaru chroni, a jeśli ten wybucha- majątek ratuje. Jego wspaniałe moce mogą zniknąć jeśli zapomnimy o jego istnieniu. Wtedy po prostu dom nasz opuści, swoją monetami wypełnioną beczkę w przestworza uniesie, a nam się dobra passa skończy i cud prawdziwy, jeżeli dom nasz się nie spali….
Jak kłobuk wygląda? Wywodzi się z pierwotnego mitu demona domowego albo z demona leśnego. Samo słowo „kłobuk” najprawdopodobniej pierwotnie oznaczało koguta. Nic więc dziwnego, że najczęściej przedstawiany był jako czarny kogut lub zmokła czarna kura. W niektórych legendach ma jednak człowiekowaty kształt.
Na .isei. pl /index. php /K%C5%82obuk opisywany jest tak:
”…nieufne dla człeka [noooooo], a kryć potrafią się wyśmienicie [zwłaszcza przed Aleksem ;)]. Pono i w sztukach tajemnych biegłe, wiela sekretów magii posiadły. Może i za to takową fizjonomią pokarane, [no urodą to nasz Mężuś nie grzeszy – Żonko wybacz] bo to ona prawdziwie paskudna… Mały jest taki kłobuk każden jeden, że i najwyższe ledwie za kolano ludziom sięgną, to do tego wiecznie to przygarbione łazi, ciało swe cherlawe w czymś na kształt worka małego kryjąc, tak że jeno im ręce po bokach wystają i głowa u góry [Żonka mu nie tylko dziurawe kanapki do pracy robi, ale i ubranka przedziwne kupuje. I koszule z mankietkami na guziki, a nie jak w świecie wielkim na spinki]. Uprzejme to z ich strony, nie ma co, skóra ich bowiem beżowa, lub zgniłozielona cała pomarszczona widoku oku miłego nie przedstawia [na solarium go wysłać- może pomoże], już ich sama łepetyna starcza [oj, tak, tak-toć to kwintesencja adaśkowatości- zwłaszcza mimika].
Twarz jest na kształt jaja, jeno na boku leżącego, w nim wielkie, okrągłe oczy, żółte, złote, czy zielone, o źrenicach jak u kota podłużnych między nimi siedzi nochal,, albo jak bulwa jaka kurzajkami obrośnięta, albo jak haczyk wąski, pod tym gęba, właściwie bez warg jeno ze zgrubiałą i spękaną skórą miast nich, w gębie zaś język czerwony, szpiczasty i zęby nierówne, kołkowate, popsute i nigdy kompletne [no, tak źle to nie jest- Adaśko widać z tych urodziwszych kłobuków jednak ;)] W dodatku gdy kłobuk mówi bełkocze straszliwie i śliną parska na wszystkie strony i chichocze raz po raz [bełkocze zwykle przy Aleksie, i jak się chłopak zakocha, no i parska wtedy faktycznie]. Po bokach owego jajowatego łba sterczą uszy, [rzeczywiście- uszy są –nikt nie zaprzeczy] szpiczaste, odstawione na boki zupełnie i w dodatku oklapłe. [hmmmm- lepiej nic nie powiem- trzeba wiedzieć kiedy milczeć ;)] Od góry zaś łeb wieńczy rzadka czupryna z przetłuszczonych, posiwiałych włosów [bo Adamkowi jako lwu grzywa dopiero kiełkuje i jak widać jako kłobukowi również]
No i co ? Nic dodać nic ująć! Adaś dziś po firmie biegał i te pojedyncze sucharki italiańskie (cantuccini) po ludziach zbierał…
Sporzył chłopak dla domu – żonie zaniesie. Bo po co niby aż tyle paczuszek od ludzi wysępił? Adaś świnią nie jest- sam tego wszystkiego nie zje. Dbać o rodzinkę należy….
Tym bardziej że ciasteczka nieponadgryzane jak szczęśliwie zauważył. …
Widać, że go Żonka karmić całkiem przestała – nawet mu dziurawych bułek do pracy nie robi. A i Aleks nie wie jak jego głód zaspokoić… Spinki mu do koszuli kupił…. Jakby nie widział że się Adaśko w czymś na kształt worka małego kryje, co nijak dziurek pod spinki nie przewidziało…. Zamiast mu miseczkę z mleczkiem wystawić lub do knajpy na darmowy obiadek zabrać…. (pamiętacie zamiłowanie Adamka do posiłków darmowych, do podjadania Aleksowi z talerza?…)
Te spinki dla naszego Kłobuka, to jak obrazek na ścianę dla ślepca… Żeby to choć na monety szło wymienić….
A swoją drogą to ciekawe jak się z przehandlowania tego podarku Aleksowi wytłumaczy. Oj będzie chłopak bełkotał straszliwie i śliną parskał na wszystkie strony i chichotał raz po raz…
Może jednak swe złoto wreszcie spod strzechy Aleksa wyniesie i zacznie sporzyć Markowi i Uli?

wtorek, 23 lutego 2010

W miejsce Jaska...wprowadza się SWB :) cz.12

Po tej rozmowie nie mogła znaleźć sobie miejsca. Z jednej strony uważała, że podjęła słuszną decyzję o spotkaniu z nim. Czas zakończyć ten żałosny spektakl. Te kwiaty, telefony, niepokój, ukrywane nerwy Marka, jej obawy…
Stała przy oknie w gabinecie i patrzyła w bliżej nieokreślony punkt po drugiej stronie ulicy. Ciekawe, co na jej decyzję powie Marek? Wróci z Torunia dopiero wieczorem. Pojechał w sprawie zakupu nowych materiałów. Wróci pewnie zmęczony, a tu jeszcze taka “niespodzianka”. Chętnie oszczędziłaby mu dzisiaj tej trudnej rozmowy, ale jeśli jutro miałaby spotkać się z Paulem, musi mu o tym powiedzieć dzisiaj. A może jednak nie? Zdenerwuje się, będzie chciał iść tam z nią… A Paul? No w końcu, co może jej zrobić w biały dzień w samym środku miasta? Ale, jak nie powie, będzie miał pretensje…
Nie mogła się skupić na pracy. Na biurku leżały sterty papierów do podpisania, a ona na nic nie miała ochoty. Czego on może chcieć? Jakie ważne sprawy ma jej do przekazania? Nie, to na pewno jakiś podstęp…
Nawet nie zauważyła, kiedy weszła Ala.
- Ulka. Ulka, co z tobą?
Zareagowała, jakby wyrwano ją z głębokiego snu.
- O, cześć. Nie słyszałam, jak weszłaś.
- No właśnie widzę. Stoisz tak… Stało się coś? Z Markiem?
- Z Markiem? Dlaczego z Markiem?
- Ulka. Nie wiem. Pytam po prostu.
- Przepraszam. Zamyśliłam się
- Tak. Zauważyłam. Możesz powiedzieć, na jaki temat?
Powiedzieć Ali? Dotąd milczała. Nie chciała jej denerwować, bała się, że wygada się przed tatą.
- Alu, naprawdę nic ważnego. Mam trochę kłopotów… z Pshemko i tak, w ogóle…
- No tak, zwłaszcza to “w ogóle”. Nie chcesz, to nie mów, ale może byłoby ci łatwiej.
- Naprawdę, nie ma powodu do niepokoju. Wszystko jest pod kontrolą.
Widziała, że Ala chyba nie do końca uwierzyła jej zapewnieniom..
Powrót do domu, a zwłaszcza sterczenie w gigantycznym korku, dobiły ją do reszty.
Potwornie bolała ją głowa. Poprosiła nawet panią Marię, żeby została trochę dłużej i zajęła się Jaśkiem. Wzięła proszek i na chwilę się położyła. Uparte myśli jednak nie dawały jej spokoju. ”Dobrze, jak nie za dobrze” – przypomniała sobie często powtarzaną kiedyś maksymę.
W firmie całkiem nieźle wszystko się kręciło, w Rysiowie spokojnie, z Markiem, wydawało się, że lepiej być nie może, więc, dla równowagi, musiał pojawić się ten facet ,ze swoimi dziwnymi zachowaniami, propozycjami, rewelacjami, które miał do przekazania…
Zasnęła. Śniło się jej, że siedzi na ławce w ich parku, Paul sypie na nią płatki herbacianych róż, co chwila całując ją namiętnie, a ona, z jakiegoś powodu, nie może się ruszyć. Wyrywa się, ale to nic nie daje. Temu wszystkiemu przygląda się przywiązany do drzewa Marek. Krzyczy, chce jej pomóc i nie może. Płacze z bezsilności, a Paul głośno się śmieje…
Marek delikatnie dotknął jej ręki.
- Jestem , kochanie.
Zerwała się z krzykiem, nie będąc pewna, czy to jeszcze sen. Nie, on tu jest naprawdę. Rzuciła się mu na szyję. Przytulił ją.
- Dobrze, że jesteś.
- Przepraszam, że tak późno, ale miałem pecha. Musiałem po drodze zmieniać koło. Co ci się śniło, bo wyglądałaś, jakbyś ducha zobaczyła.
- Miałam jakiś idiotyczny sen. Bałam się.
- No, już dobrze. Jestem tu.
Po kolacji, nadal., nie do końca wiedziała, czy powiedzieć mu o planowanym spotkaniu z Paulem. Widać było, że jest zmęczony. I jeszcze ten sen…
- Jak ci poszło? Załatwiłeś te materiały?
- Tak, chociaż trochę musiałem się nagimnastykować. Dość znacznie podnieśli ceny, ale jakoś się dogadaliśmy. Pokażę ci później umowy, to sama zobaczysz. A w firmie, jak? Działo się coś?
- Nieee. Tak.
- Kochanie, zdecyduj się – tak, czy nie?
- To znaczy, w firmie nie, ale… zadzwonił Paul. Chce się spotkać. Mówił, że to ważne dla mnie. Jeszcze się nie umówiłam, ale myślę, że spotkam się z nim… jutro.
Widziała, jak poczerwieniał ze złości, jak nerwowo przeczesywał włosy. Wstał. Chodził od okna do stołu…
- Marek…
- Nie, Ulka. Nie mogę w to uwierzyć. Zgodziłaś się na spotkanie z nim? Dlaczego?
- Bo mam już dość tej niepewności, tego tajemniczego nie wiadomo czego, co ma mi do powiedzenia, tego, że, co jakiś czas, w najmniej oczekiwanym momencie, pojawia się w naszym życiu. Trzeba to wreszcie wyjaśnić, zakończyć.
- NIE. Nie ma mowy. Nie pójdziesz tam. Co wyjaśnić? Co zakończyć? To jakiś psychol. Skąd wiesz, że to spotkanie cokolwiek wyjaśni i zakończy?
- Marek, uspokój się. Co mi zrobi w biały dzień, w środku miasta? Poza tym, jak długo można wyrzucać kwiaty, odkładać słuchawkę… Ja mam dość. Chcę wiedzieć, o co tu chodzi.
- O co tu chodzi? Facet ordynarnie wyrywa cię, nawet w mojej obecności, a ty nie wiesz, o co chodzi? Proszę cię.
- Jednak mi nie ufasz.
- Kochanie – ufam ci, ale się o ciebie boję. To jest różnica.
Po chwili dodał:
- Dobrze, sam tam pójdę.
- Marek – nie. Dobrze wiesz, że to niczego nie załatwi, a ja chcę, żeby już się skończyło.
- To pójdę z tobą. Nie. Nawet nic nie mów. Nie puszczę cię tam samej.
Widząc jego zdenerwowanie i determinację, pomyślała przez chwilę, że może jednak źle zrobiła, mówiąc mu o tym teraz.
- Marek, przede wszystkim się uspokój. Nie możesz iść ze mną, bo on chce rozmowy w cztery oczy.
- Posłuchaj, co ty mówisz : “on chce rozmowy w cztery oczy“. Gdyby chciał się spotkać o północy w hotelowym pokoju, też byś poszła?
Spojrzała na niego ze złością.
- Przepraszam. Przepraszam kochanie, ale do pasji doprowadza mnie ten facet i plotę jakieś bzdury..
- Wiem. Mnie też, więc nie obrażaj mnie i nie komplikuj wszystkiego jeszcze bardziej.
Przez chwilę milczeli. Dali ponieść się emocjom. Oboje byli zdenerwowani. Ona wiedziała, że będzie się o nią martwił. On wiedział, że jej decyzja chyba jest słuszna, jeśli ta cała żałosna zabawa ma się skończyć.
- Gdzie zamierzasz się z nim spotkać? – odezwał się w końcu.
- Nie wiem jeszcze, ale gdzieś niedaleko firmy.
- Umów się w tej kawiarni za rogiem i o jedno cię proszę, pozwól mi także tam być.
- Marek, znowu zaczynasz? Jak chcesz tam pójść ze mną?
- Nie pójdę z tobą. Będę tam wcześniej. Tam jest półmrok nawet w słoneczny dzień. Usiądę przy jakimś stoliku w kącie. Wezmę gazetę…
- Marek, my nie gramy ról w kryminalnym filmie, gdzie zawsze wszystko się udaje. Jak cię zauważy, to co?
- Nie zauważy. W razie czego zasłonię się gazetą. Nie zostawię cię tam samej. Nie ma takiej opcji. Ulka, nie będziesz spokojniejsza, kiedy też tam będę?
- Jasne, że tak, ale przede wszystkim chcę, żeby się to skończyło, a nie wiem, jak się zachowa, kiedy się okaże, że nie jestem sama., bo nawet nie mam pojęcia o co mu chodzi.
- Trochę więcej wiary we mnie przydałoby się. Na pewno nie ujawnię się bez powodu..
- Tylko nie zapomnij wyciąć otworów na oczy
- Cooo?
- No w tej gazecie. Bo bez tego nic nie zobaczysz.
Spojrzeli na siebie i parsknęli śmiechem. Kto to tak kiedyś chodził po firmie z gazetą? A, no tak, Adam przecież. Napięcie trochę opadło. Przytulił ją. Mocno.
- Kochanie, przepraszam, ale bardzo się o ciebie boję.
- Wiem.
- Nie gniewasz się?
- Nie, ale nie rozmawiajmy już o tym, dobrze? Zobaczymy, jak to się jutro poukłada?

Obudził się nagle, w środku nocy. Sam nie wiedział dlaczego. Ula spała obok. Odgarnął delikatnie kosmyk włosów, częściowo zakrywający jej twarz. Znowu ten cholerny lęk – co będzie po spotkaniu z Paulem, co będzie potem? Wstał. Poszedł do kuchni i napił się wody. Wracając, zajrzał jeszcze do Jaśka. Otulił go kołderką. Już nie wyobrażał sobie życia bez niego, bez Ulki…
Kiedy się kładł, poruszyła się niespokojnie, a zaraz potem, przytuliła do niego. “Będzie dobrze. Nie pozwolę na to, żeby stało się coś złego. Nie im. Nie nam.”

Ranek powitał ich pięknym słońcem.
- To będzie dobry dzień – stwierdziła Ula, bardziej chyba dla dodania animuszu Markowi i sobie, niż z wiarą, że tak właśnie będzie.
W drodze do pracy rozmawiali o jakichś nieważnych sprawach, skrzętnie omijając to, co miało szansę stać się dzisiaj “tematem dnia”.
Wszedł z nią jeszcze na chwilę do gabinetu.
- Obiecaj mi, że nie pójdziesz na to spotkanie bez porozumienia ze mną. Proszę.
- Dobrze. Dam ci znać, jak zadzwoni.
- Może zostanę tu z tobą?
- Marek, nie dajmy się zwariować. Starajmy się, oboje robić, co do nas należy. A może wcale nie zadzwoni?
- Na to bym nie liczył, ale dobrze. Idę do siebie i czekam, jakby co.

Zadzwonił około południa. Czuła, że ze zdenerwowania zasycha jej w gardle. Wyraźnie się ucieszył, kiedy Ula zgodziła się na spotkanie. Oczywiście, że wie o kawiarni za rogiem i będzie tam za godzinę. Kiedy skończyła rozmawiać czuła, że kręci się jej w głowie.
- Marek. Przyjdź.
- Dzwonił?
- Tak.
- Zaraz będę.
Prawie biegł korytarzem.
- I co?
- Umówiliśmy się tam, gdzie mówiłeś. Za godzinę.
- Dobrze, będę pół godziny wcześniej.
- A jeśli nie będzie odpowiedniego miejsca?
- Nie martw się. Coś znajdę.
- Marek. Boję się, już nawet nie wiem, czego bardziej – czy rozmowy z nim, czy tego, że ciebie tam nakryje.
- Nie nakryje. Nie myśl o tym.
Szła na drżących nogach i jedno z czego była zadowolona, to to, że miejsce spotkania było tak blisko. Dalej chyba nie dałaby rady iść. O prowadzeniu samochodu nawet nie myślała.
W lokalu rzeczywiście panował półmrok. Zauważyła Marka, siedzącego w rogu i przeglądającego gazetę. Paul zajmował stolik przy przeciwległej ścianie i, na szczęście, siedział plecami do Marka.
Wstał, kiedy podeszła. Przywitał się, całując ją w rękę, podobnie, jak na pokazie, starając się przytrzymać ją możliwie długo. A potem… wręczył jej bukiet róż. Herbacianych.
- Jak zwykle, wygląda pani wspaniale.
- Dziękuję. Za kwiaty również. Nie trzeba było.
- To naprawdę drobiazg. Gdybym tylko mógł… Cieszę się, że zgodziła się pani na to spotkanie – zmienił temat. Zmieszał się, czy tylko się jej wydawało?
- Zamówiłem kawę. Napije się pani?
- Tak. Dziękuję. Nie traćmy czasu. Miał mi pan coś do przekazania, prawda?
Patrzył na nią i znowu nie wiedział, co robić? Nigdy nie miał takich skrupułów Po prostu, realizował swój plan i koniec. Z nią nie było to takie proste. Podobała mu się. Bardzo.
- Jest pani taka piękna. Mąż musi być o panią bardzo zazdrosny – sam nie wiedział, dlaczego to powiedział.
- Będziemy rozmawiać o moim mężu?
- Może też.
- Dobrze. Mój mąż nie ma powodu być o mnie zazdrosnym.
- Gdybym był na jego miejscu…
- Przepraszam, ale nie jest pan. Możemy przejść do rzeczy?
- Właśnie próbuję. Proszę mi powiedzieć, co powiedziałby pani mąż, gdyby wiedział o naszym spotkaniu, o kwiatach, które przysyłałem, telefonach…
“O co mu chodzi? O Marka? Żeby był zazdrosny? Dlaczego?”
- Nie rozumiem pana i pańskich pytań. Nie muszę się zastanawiać, co powiedziałby mój mąż, bo ja to wiem.
- Jak to? – wyczuła zaskoczenie w jego głosie
- Sądził pan, że ukrywałam gdzieś pańskie kwiaty? Że wychodząc z firmy nie powiedziałam mu dokąd idę i z kim? Naprawdę nie wiem, w co pan gra, dlaczego to wszystko, ale jeśli tylko po to, żeby wprowadzić jakieś zamieszanie w moim małżeństwie, to niepotrzebnie się pan trudził. Powiedziałam już panu kiedyś, że nie zamierzam zdradzać mojego męża, ani go okłamywać. Nic się od tamtego czasu nie zmieniło.
- On pani również?
- On mnie również. Słyszał pan o zaufaniu, lojalności, miłości?
Czuł, że zaczyna się gubić. Kiedy szedł tu, miał plan i nie miał zarazem. W każdym razie, nic już nie zostało z jego pewności siebie z przed kilku miesięcy. Ona jest po prostu inna. Chłodna, zasadnicza, raczej z grzeczności, niż z próżności przyjmująca komplementy. Złapał się na tym, że podświadomie chciał, żeby taka była, żeby się nie poddała, choć jednocześnie pociągała go coraz bardziej…
- Słyszałem również o tym, że bywają sytuacje, kiedy schodzi to na dalszy plan ,a refleksje mogą pojawić się zbyt późno. Nieważne.
- Przykro mi, że ktoś zawiódł pańskie zaufanie. Chyba, że to pan kogoś zawiódł? Proszę mi powiedzieć, dlaczego pan to robi?
- Co?
- W pewnym sensie adoruje mnie. Przysyła kwiaty, dzwoni, zabiega o spotkanie, prawi komplementy. Dlaczego?
- Bo jest pani piękną kobietą, bo robi pani na mnie ogromne wrażenie, bo chciałbym panią bliżej poznać, widywać…
Spojrzała w kierunku Marka – nie spus zczał z nich wzroku. Trochę ją to nawet rozbawiło.
- Panie Pawle. Traci pan czas. Naprawdę.
- O nie, czas spędzony z panią na pewno nie może być stracony
Czuła się coraz bardziej nieswojo i nadal. nie wiedziała, o co chodzi. Podrywał ją, choć wyraźnie dała do zrozumienia, że jej to nie interesuje? Tylko o to chodziło? Czy to jakaś zasłona dymna?
- Mógłbym się w pani zakochać – wypalił po chwili, chyba sam nie wiedząc, dlaczego?
Wszystko się sypało, nie mógł pozbierać myśli, kiedy tak patrzyła na niego tymi swoimi pięknymi, niebieskimi oczyma.
Tego się nie spodziewała. Nie wiedziała, jak zareagować. Nagle wziął jej dłonie w swoje i przytrzymał, kiedy chciała je dyskretnie wysunąć. Patrzył jej w oczy.
- Mógłbym się w pani zakochać – powtórzył, nie spus zczając z niej wzroku
Uwolniła swoje dłonie. Co ten facet wyprawia. Serce jej waliło. W gardle czuła suchość.
- Panie Pawle…
- Proszę nic nie mówić. Chciałem spotkać się z panią, bo… Nieważne. Może kiedyś jeszcze to pani powiem. Niech pani uważa na siebie. Nie wszyscy życzą pani dobrze.
- Nie rozumiem.
- Komuś zależy, żeby pani cierpiała, żeby pani mąż cierpiał…
Czuła, jak oblewa ją zimny pot.
- Pan mi grozi?
- Nie. Próbuję panią ostrzec, chociaż chyba nie powinienem. Nie ja.
- Co to znaczy?
- Proszę nigdy nie zapominać tego, co pani powiedziała o zaufaniu, lojalności, miłości…
- Naprawdę nie rozumiem, do czego pan zmierza?
- Już do niczego, ponad to, co powiedziałem.
- Kto może mi źle życzyć? Nam źle życzyć?
- Proszę już iść. Dziękuję pani za to spotkanie. Było dla mnie bardzo ważne. I jeszcze jedno – Niech się pani mnie nie obawia. Czy mógłbym liczyć na jeszcze jakieś spotkanie? Kiedyś?
Zupełnie nie potrafiła zebrać myśli. Co mu odpowiedzieć? Chyba jest szczery. Ale przecież do końca niczego jej nie wyjaśnił.
- Dobrze. Proszę zadzwonić, jeśli jeszcze kiedyś będzie pan uważał, że takie spotkanie jest konieczne. Dowidzenia. – nawet nie wiedziała, dlaczego tak powiedziała, dlaczego się zgodziła.
Wstała. On także się podniósł. Pocałował ją w rękę i podał kwiaty.
Patrzył za nią, kiedy powoli odchodziła.

Marek siedział, jak na rozżarzonych węglach. Chciał być przy niej jak najszybciej, ale nie mógł stąd wyjść niezauważony Paul dalej siedział . Przywołał kelnerkę i po chwili na stoliku pojawiła się lampka koniaku.
Marek też miał ochotę na coś mocniejszego, ale kiedy już miał prosić kelnerkę, uzmysłowił sobie, że przecież muszą jeszcze dojechać do domu, a Ula, nie wiadomo, w jakim jest stanie po tej rozmowie .”Cholera – pomyślał- kiedy on się w końcu stąd ruszy.?”
Tamten zachowywał się dziwnie – obracał w ręku kieliszek, upił trochę alkoholu, odstawił, potem znów obracał… Wydawał się Markowi jakiś zgaszony, przygarbiony… O czym rozmawiali? Co go tak zmieniło?

***

Paul oparł głowę na rękach. Czuł się zmęczony. Od kilku dni planował to spotkanie, ale jeden pomysł wydawał się gorszy od drugiego. Chyba pierwszy raz chciał, żeby jego spiskowa akcja się nie powiodła. Żeby ona była taka stanowcza i zdecydowana, jak dotąd. Coś w nim pękło. Może to już pora otrząsnąć się po swojej małżeńskiej porażce? Może dosyć sprawdzania, ranienia, cierpienia? Może znowu pora uwierzyć w miłość, zaufać?
Wiedział, że ta wiadomość nie ucieszy tamtej kobiety. Liczyła na niego. Zapewniał ją, że nie ma problemu, że może być pewna jego skuteczności… Nieważne. Nic nie jest ważne, oprócz tego jednego – nie wszystkie są takie same i ona dała mu na to nadzieję. “ciekawe, czy jej mąż wie, jakim jest szczęściarzem?” Chętnie by mu o tym, powiedział… Ale nie. Może kiedyś….
Dlaczego powiedział jej, że mógłby się w niej zakochać? Bo to prawda? Bo może ta cała gra nie była tylko mistyfikacją? Nie, stary. Daj spokój. Teraz czas pomyśleć, co zrobić z tym swoim pustym i byle jakim życiem. A ona? Pozostawiła mu nadzieję na telefon, spotkanie. Kiedyś. Może właśnie wtedy będzie jej mógł powiedzieć, jak to z nim było naprawdę?
Jednym haustem opróżnił zawartość kieliszka, zapłacił i wyszedł.

***

Kiedy Marek znalazł się na zewnątrz, po tamtym nie było już śladu.
Zostawanie nadal. w firmie nie miało już sensu. Oboje mieli dość atrakcji na dzisiejszy dzień i skupianie się na pracy, było ostatnim, na co mogliby się zdobyć.
Wracali do domu zatopieni we własnych myślach. Ula powiedziała mu, z grubsza o tej całej dziwnej i niezrozumiałej rozmowie, ale chodziło bardziej o zaspokojenie jego ciekawości, niż przeanalizowanie rzeczywistych intencji Paula.
Napiętą sytuację, jak zwykle rozładował Jasiek. Kiedy zobaczył, że przyszli, przyniósł z kuchni dwa kawałki jabłka, które właśnie obierała mu pani Maria.
- Ma – zachęcał do skosztowania, wyciągając do nich małe łapki.
Roześmieli się chyba pierwszy raz tego dnia.
- Jakieś kłopoty? – pani Maria zdążyła zauważyć ich wcześniejsze, niezbyt radosne miny.- Mogę zostać dłużej i zająć się Jaśkiem, jeśli trzeba.
- Nie. Dziękujemy, pani Mario. Damy sobie radę. To tylko zmęczenie nadmiarem wydarzeń.

***

Rzucona z wściekłością komórka odbiła się od ściany i w kilku częściach upadła na podłogę.
Jak on mógł. Każdego dnia, od tak długiego czasu czekała na wiadomość od niego. Oczyma wyobraźni widziała już snującego się z goryczy i uczucia zawodu, Marka. Jak wtedy, gdy wodził za tą swoją panią prezes nieprzytomnym wzrokiem, a ona, ostentacyjnie prowadzała się z tym niby narzeczonym. Jak on miał na imię? Piotr? Tak. I podobno był lekarzem. Ciekawe, co z nim? Dziwne, on nigdy nie chciał zemścić się za to, że tak go wystawiła?
Już prawie słyszała, jak ta pazerna dziewucha, która zabrała jej wszystkie nadzieje i teraz panoszy się w firmie, która przecież miała być tylko ich, Febo i Dobrzańskich, tłumaczy się przed Markiem ze swojej słabości, ze zdrady. Płacze. Błaga. Cierpi.
Już wyobrażała sobie, jak Helena, nareszcie wypomina synowi to bezsensowne małżeństwo, pokazując błąd, jaki popełnił, porzucając swoją długoletnią narzeczoną.
Już prawie czuła słodycz tej zemsty, a on jej teraz mówi, że nic z tego? Że nie dała się podejść? Że była głucha i ślepa na jego kwiaty, komplementy, spojrzenia, miłe słówka?
Co to w ogóle miało być? Żadnych szczegółowych wyjaśnień, tylko stwierdzenie na koniec : “ Chciałbym kiedyś być tak szczęśliwy, jak oni są. Niech ich pani zostawi. To nic nie da.” To się jeszcze okaże. A wyglądał na takiego, który z takim zadaniem upora się bez trudu. I jaki był pewny siebie.
Co tamta ma w sobie takiego, że Marek kocha ją tak, jak jej nie kochał nigdy? Nie zdradza, choć ją zdradzał z każdą modelką i nie tylko. Dlaczego oni są tacy szczęśliwi, że nawet tak cyniczny facet, jak Paul to widzi, a ona nadal. jest sama w wielkim, pustym domu, bez miłości, bez dzieci? Dlaczego? “Czy popełniłam gdzieś błąd? Gdzie?”

***

Jasiek nareszcie zasnął. Marek wszedł do salonu, gdzie w rogu kanapy, zwinięta w kłębek leżała Ulka. Usiadł obok.
- Kochanie, chcesz coś do picia? Nie martw się. Mamy to już za sobą.
- Tak. Nalej mi, proszę, kieliszek koniaku.
Popatrzył trochę zdziwiony Ona nigdy nie piła innego alkoholu, niż wino. To wszystko musiało być dla niej trudne. A dla niego? Szkoda słów. Napełnił dwa kieliszki.
- Nie wiem, Marek, czy rzeczywiście mamy już wszystko za sobą.
- Nie rozumiem. Opowiedz mi jeszcze raz o czym on mówił, bo po tym spotkaniu nie byłaś zbyt rozmowna. Tylko, żeby nie było – rozumiem to.
Opowiedziała mu wszystko po kolei. Pominęła tylko jedno zdanie “Mógłbym się w pani zakochać”. Dla niej ono nic nie znaczyło, Paul powiedział to w trybie przypus zczającym, a Markowi, przez długi czas spędzałoby to sen z powiek. Nie chciała tego. Zresztą, po tej dziwnej rozmowie, jakoś przestała się bać tego faceta. On sam, pewnie nosi w sobie jakąś tajemnicę i może przez to źle go oceniała?
- Ula, powiem szczerze, że niewiele z tego wszystkiego rozumiem. Ale zaraz. Powiedział, żebyś uważała na siebie? Że ktoś ci źle życzy?
- Nam. Źle życzy nam.
Przez chwilę składał myśli, jak skomplikowane puzzle.
- Paulina.
- Co, Paulina?
- Paulina za tym stoi.
- Marek, zlituj się. Co Paulina może mieć wspólnego z Paulem? Oprócz podobnie brzmiących imion? On w Niemczech, ona we Włoszech. To już bliżej by mu było do Joaśki.
Joaśka? O niej nie pomyślał. Ale ona? Gdyby chciała coś zrobić, nie szukałaby pośredników. To już chyba zamknięty rozdział. Przynajmniej do pewnego stopnia, bo pytanie, co stało się z jego dzieckiem i, jak by to było, gdyby ono było, nie raz błąkało mu się po głowie.
- Nie. Nie, do Joaśki mi to nie pasuje. A może Bartek? Też jest w Niemczech.
- Rzeczywiście, tylko on ma chyba raczej kontakt z półświatkiem, niż ze światem mody.
- Mówię ci, kochanie, że to Paulina.
Opowiedział jej o telefonie do Heleny, o dziwnych pytaniach i zachowaniu, które zaniepokoiło nawet jego matkę.
- Wiesz co, sprawdzę, czy to ona, ale jeśli się okaże, że tak, pożałuje, że kiedykolwiek mnie znała.
- Skąd wiesz, że już nie żałuje?
- No, sama widzisz.
- Marek, uspokój się. Jak to sprawdzisz? Jeśli nawet to ona, to przecież i tak nie udało się jej namieszać.
- Jeszcze nie wiem, jak to sprawdzę, ale coś wymyślę. A przy okazji, mama dowie się o tym, jak wspaniała potrafi być Paulinka i może nareszcie oceni ją we właściwy sposób..
- Kochanie, ten telefon do twojej mamy, to mógł być czysty przypadek, a ty już stworzyłeś sobie teorię na ten temat.
- Przypadek? Jeśli chodzi o Paulę, nie wierzę w takie przypadki.
- Nie mów o niczym mamie. Będzie jej przykro i po co?
- Ulka, jeśli będę pewien, że to Paulina, to jej powiem. Uważam, że powinna to wiedzieć. Wiem, że ty wszystkich chcesz chronić, za wszystkich ręczyć, ale nie zawsze tak można. Jeśli się okaże, że to Paula, to znaczy, że jest chora z nienawiści i stać ją na wiele, a wtedy ukrywanie tego przed rodzicami jest złym pomysłem.
- Dobrze,. Może masz rację, ale najpierw trzeba wiedzieć, czy Paul rzeczywiście był jej “posłańcem”.
- Powiedz mi, dlaczego właściwie dałaś mu przyzwolenie na ewentualne dalsze kontakty?
- Sama nie wiem. Zrozumiałam, że on miał w jakiś sposób namieszać między nami, ale nie zrobił tego. Kto podejmuje się takich zadań? Albo ktoś z gruntu zły a, mimo wszystko, na takiego mi nie wyglądał, albo ktoś bardzo nieszczęśliwy, zraniony, cierpiący i z tego powodu, żądny zemsty na kimkolwiek. Jego plan wobec nas się nie powiódł, bo nie miał szans, ale jednak przestrzegł nas, a nie musiał. Jeśli ruszyło go sumienie, to znaczy, że może sam będzie kiedyś potrzebował pomocy, a wtedy my mu jakoś pomożemy? Nie mów mi, że masz o to do mnie pretensje?
- Nie mam.. Ożeniłem się z aniołem. Od dawna to podejrzewałem. Trochę ten anioł uparty, co prawda i stanowczy, ale widać niektóre anioły tak mają.
Przytulił ją. Słyszał bicie własnego serca, jak wtedy, kiedy uświadomił sobie, że ona i tylko ona…
- Jestem szczęściarzem.
- Oboje jesteśmy i dlatego zawsze sobie poradzimy, bo z dwoma szczęściarzami trudno walczyć – pocałowała go, jakby na potwierdzenie swoich słów.
Cała ta sprawa jednak nie dawała mu spokoju. To znaczy, nie mógł uwolnić się od myśli, że Paulina nie jest tu bez winy, a jeśli tak, to powinien coś z tym zrobić. Ona nie poddawała się łatwo, jeśli nie otrzymywała tego, co chciała, więc przyjmował, że nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.
Patrzył na śpiącą Ulę. Chciałby mieć jej ufność i wiarę w ludzi. Ciągle nie potrafił tego tak, jak ona. Choćby i ten Paul. Tyle czasu denerwowała się przez niego, bała się, a teraz -potrafiła go zrozumieć, a nawet służyć pomocą, w razie potrzeby. Swoją drogą, co prawda, gapił się na nią, przesadnie po rękach całował, kwiaty przysyłał, ale, skoro okazało się, że to był tylko element gry… No tak, gry, która miała nakłonić jego żonę do zdrady. Na samą myśl o tym poczuł dreszcze… A gdyby mu się udało? Co za bzdury – przecież, gdyby ona chciała, to i jemu by się udało. Czy to była, mimo wszystko, jakaś próba dla nich, dla ich miłości?
- Jeśli tak, to ją przeszliśmy. Zawsze będę w ciebie wierzył, kochanie. – wyszeptał, tuląc się do śpiącej Uli.

Rano, kiedy weszła do gabinetu, na stole stał bukiet herbacianych róż…
Chyba pierwszy raz nie zdenerwował jej ich widok. Wyjęła bilecik :” Bardzo mi pani pomogła. Dziękuję. Życzę szczęścia. P.“

Bajki jukaki - "O Uli, Śpiącej Królewnie" - cz.8

Ostrzegałam -jest długie… I jak zawsze- tylko dla chętnych :)


Dzieciństwo Uli było rozwijaniem wróżkowych darów – daru przyjaźni, mądrości czystości, piękna (bardziej tego wewnętrznego ;))…
Istniał co prawda jeszcze jeden z darów, jednak o jego istnieniu nikt nie mówił. Był to dar zranienia poprzez kłamstwo, bolesnego zawodu w miłości, dar który sprawić miał, że Uli pęknie serce. I jak w bajce o śpiącej królewnie jego zły wydźwięk został złagodzony – Ula nie umrze całkiem, a tylko połowicznie- zasypiając duchowo, popadając w odrętwienie na 100 lat. Ale i ten dar miał przynieść dobry owoc- Ula poprzez cierpienie dojrzeje i stanie się kobietą, będzie potrafiła zrozumieć że nie wszystko jest takim jakim się wydaje, że świat nie jest czarno-biały, że istnieją szarości, niuanse, półtony…

Póki co dorasta w bezpiecznym świecie znajomego sobie Rysiowa, wśród znanych sobie ludzi, w wyrazistych czarno-białych układach. Ojciec (podobnie jak ojciec Śpiącej Królewny) stara się uchronić ją przed złem, wykluczyć kłamstwo i zdrady, stworzyć dzieciom świat idealny, jednym słowem….- pochować wszelkie wrzeciona …

Wraz z dorastaniem Ula opuszcza jednak ten znany, bezpieczny świat. Jak Śpiąca Królewna opuszcza komnaty zamku i znane sobie parkowe alejki.
I jak Królewna wkroczyła do komnaty staruszki w której czekało na nią przeznaczone jej wrzeciono, tak Ula wkracza do F&D, gdzie następuje zetknięcie z kłamstwami, splataniem, złożonością. Natknęła się na to przed czym chronił ją ojciec, natknęła się na swoje wrzeciono.
Początkowo bawiła się nieźle. Tyle nowości, błysku, uczuć, emocji…
Gdy jednak bliżej przyjrzała się F&D (odpowiednikowi komnaty staruszki z zamkowej wieży), gdy nacieszyła się tym co w nim nowe i zaczęła przyglądać się bliżej otoczeniu natknęła się na swoje przeznaczenie.
Kłamstwa Marka, prezenty w szufladzie- spełniają rolę wrzeciona.
Ula ukłuła się, nie radzi sobie ze złem świata, zwłaszcza jeżeli dotyczy sfery uczuć, nie jest do tego odpowiednio zahartowana. Zapada w sen w odrętwienie.
Przechodzi jego głęboką fazę- nie marzeń sennych , a taką w której nic do niej nie dociera, niczego nie zauważa, inni, ich uczucia, zachowanie pozostaje poza jej percepcją. Skupia się na zapadaniu w siebie, w swój ból, wchodzi w głąb snu, który pomoże jej przetrwać to co złego się dzieje, uporządkować i poukładać rzeczywistość, oswoić ją…

Dojrzewanie było tak trudne, że wymagało przerwy- stopu na sen który umożliwi przetrwanie i z którego przebudzenie umożliwi kiedyś ruszenie w dalszą drogę ku dorosłości.
Teraz jej serce śpi, jest w swym stuletnim śnie. Jej ruchy, postępowanie są machinalne, sztuczne, nie nakierowane na innych, zimne bo kierowane rozumem nie sercem. Aby stała się kobietą musi się przebudzić. Zasnęła zraniona dziewczynka- obudzi się dojrzała kobieta.

Jej przebudzeniem, jej rycerzem ma być Marek. Jest jednocześnie przyczynkiem do jej snu jak i antidotum na niego.
Marek wyrusza w podróż do zamku aby obudzić Śpiącą Królewnę. Jego droga rozpoczyna się wcześniej niż sen śpiącej królewny. Jego kroki są jednak zbyt powolne by zapobiec przeznaczeniu, by wytrącić z jej rąk wrzeciono. Zresztą Marek podejmując tą podróż sam sobie jeszcze nie do końca zdaje sprawę z jej celu.
Podróż tą odbyć musi w sobie- zmienić się, dorosnąć, dojrzeć, naprawić wyrządzone krzywdy czyli wziąć odpowiedzialność za swoje czyny. Musi pokonać przeszkody zewnętrzne i wewnętrzne.
Jedne pokonuje łatwiej – np. bez trudu i bez uszczerbku na zdrowiu przeskakuje wilcze doły konwenansów – nie jest dla niego istotne „zewnętrze” Uli, nie interesuje go co inni powiedzą na jej widok. Nie ma problemów z umieszczeniem jej obok swego gabinetu (w zagranicznych wersjach odpowiednik Uli siedział zamknięty w ustronnym pomieszczeniu), z zabraniem jej do restauracji, na spacer. Broni jej i nie jest dla niego istotne to, co inni pomyślą czy powiedzą.

Inne przeszkody okazują się trudniejsze do pokonania.

Prawie tonie w rzece kłamstw, które Uli zaserwował – fale rzeki początkowo łagodne, delikatnie i pieszczotliwie kołyszące, dające złudne odczucia (Uli – poczucie wyjątkowości, Markowi- bycia lepszym, potrzebnym, rycerskim) okazują się zbierającym się sztormem, który rozpętuje się gdy Ula znajduje Sebastianowe prezenty i zapada w sen.
Marek wówczas omal nie tonie, ale utrzymał się na powierzchni, sprecyzował swój cel, odnalazł siły by go realizować, okrzepł.
Ta burza oczyściła układy, pokazała mu co rzeczywiście jest istotne. Dziwne, ale kłamstwo miało moc oczyszczającą- przynajmniej dla Marka- wywołało sztorm który Ulę wtrącił w sen, jak ukłucie wrzecionem, a Marka poruszył tak silnie, że przewartościował on swoje życie.

Przebrnął też przez uschnięte, puste stepy miłości- uschniętej miłości do Pauliny. Nie utknął na nich, szedł dalej. Doszedł do zamku gdzie snem odgrodziła się od niego Ula.

Zamek, jak w bajce chroni zasłona z plątaniny pnących róż i cierni.
Przed królewiczem z bajki te krzaki same się rozstępują.
Marek jednak nie jest bajkowym królewiczem, nie jest królewiczem niewinnym więc musi okupić swe winy w kolejnej walce.
Przed nim róże i ciernie się nie rozstępują, on musi się przez nie przedzierać.
Ta ciernie i krzaki dzikich róż to osoby które Marek skrzywdził swym zachowaniem – to Paule, Klaudie, Iwony… , to Aleksowie.
Marek by dotrzeć do swojej królewny musi wyplątać się z układów z nimi. Przeciskając się pomiędzy ich kolcami jest przez nie raniony.
Kiedyś on zadawał im ból, teraz on jest raniony, często nawet nieświadomie (np. spotkanie z Klaudią w firmie i rana powstała na skutek plotek Izy – rana nieświadoma: ani Marek o niej nic nie wie, ani nie zadała mu jej świadomie Klaudia). Jego ból jest zadośćuczynieniem za ich ból ?
Wychodzi z tej potyczki zadrapany ale i pełen kolców.
Te zadrapania to te rany o których Ula i Marek wiedzą, pretensje ujawnione, wypowiedziane i wyjaśnione ( np. Iwona – oskarżenia i ich rozwianie w odc. 208 i inne przewiny do których Marek przyznał się przed Ulą – np. poderwanie dziewczyny Aleksa).
To rany lepiej gojące się bo otwarte. Otwarte bo omówione z Ulą przez co mogą już goić się na powietrzu.
Ale są jeszcze inne- te które pozostają ukryte, nie wystawione na światło dzienne, a przez to podatne na ropienie. Powstały w wyniku wbijania się kolców w trakcie markowego przedzierania się przez krzaczory. Marek nie może się z nich oczyścić dlatego, że skupia się na parciu do celu i dlatego że o nich nie wie, nie czuje ich. Tzn. czuje, że coś jest nie tak, ale co dokładnie nie wie i nie docieka, bo prze do przodu.
A te kolce które powodują ropienie to słowa Pauli o tym że to ona zerwała z Markiem, podsłuchana część rozmowy Marka z Sebastianem o pozbyciu się Ulki, słowa przyjaciółek o nowym markowym romansie z Klaudią, i to co znamy z zapowiedzi następnych odcinków- nowe podejrzenia Uli wobec Marka….
Marek nie wie o tych kolcach, ale one utrudniają mu drogę, powodują też, że Ula zapada w sen coraz głębiej, jest coraz chłodniejsza i coraz trudniejszym zadaniem zdaje się być jej obudzenie.

Pojawia się Piotr, na szczęście nie on jest on jej rycerzem, który zbudzi ją pocałunkiem.. Piotr dociera do Uli łatwo, w przeciwieństwie do Marka nie musi pokonywać przeszkód, zasiek, rzek, fos bo …….nie jemu jest pisane obudzenie królewny.
On nie jest jej królewiczem, jego pocałunek nie ma tej mocy. Piotr jest zaledwie jej snem, marzeniem sennym, ułudą.
Jest marzeniem sennym Uli o związku bez komplikacji, oszustwa, jej próbą powrócenia w śnie do czarno-białego świata, do fazy sprzed znalezienia wrzeciona.

Ale raz podjęta droga do dorastania nie jest możliwa do przerwania. Można przystanąć i spać ale kiedyś musi nastąpić dorastanie-przebudzenie.

Ula śpi, ale ten sen powoli coś zakłóca – to właśnie te dobiegające gdzieś z daleka słowa Marka o żalu, o tym, że ona jest najważniejsza, że jej ufa, i że wie że ona-tylko ona…
Ula nie dopuszcza ich jeszcze do siebie zbyt głęboko bo jeszcze nie chce się przebudzić. Wyłącza budzik tych snów, bo jeszcze nie jest gotowa na pobudkę- jeszcze nie teraz, jeszcze pięć minut…
Raz po raz coś ją z tego snu wytrąca- jak rozmowa z Markiem w odc. 208- gdy Marek próbował dzwonić do Iwony i wyjaśnić co nakłamała Uli – to takie ostrzejsze dzwonki budzika. Ale sen stuletni musi się wyśnić. Jest potrzebny m.in. do tego by Ula mogła poukładać rzeczywistość, oswoić dorosłość, przeboleć ból… Póki co Ula chce spać nadal, stąd mimo budzików obraca się po prostu na drugi bok, zwracając się na powrót ku swemu sennemu marzeniu –Piotrowi, i jemu to wysyła porcelanowego aniołka.
Aniołka, który bardziej przydałby się zmierzającemu ku niej rycerzowi- bo dałby mu nadzieję i stał się markowym aniołem stróżem w drodze ku jego Śpiącej Królewnie, który podsycając nadzieję nie pozwoliłby Markowi spaść z kładki nad przepaścią- a pewnie jeszcze niejedna przepaść Ulę i Marka rozdzieli…

Najważniejsze, że rycerz się nie poddaje. Pada pod ciężarem tej drogi i związanej z nią walki, ale trwa w niej. Jeszcze okuleje – zaniemoże w tej drodze – będzie chciał wyjechać, ale jednak będzie szedł…

Pokonuje to co na zewnątrz odgradza go od jego Śpiącej Królewny, a ona powoli pomimo snu zauważa zachodzące zmiany.
Teraz Marek musi zawalczyć z samym snem królewny, z tym co się dzieje wewnątrz niej. Wyprowadzić z jej snu Piotra, obudzić ją , nauczyć ponownie używać serca…

Oby obudził ją delikatny pocałunek nad Wisłą, a nie ostry dźwięk budzika wydzwaniającego wypadek Marka i być może zagrożenie jego życia….
Oby sen Uli zakończył się po jego całkowitym wyśnieniu, miłym akcentem pocałunku rycerza na jej ustach , oby nie została brutalnie wybita z tego snu widmem wypadku….
Mam nadzieję, że słodycz przebudzenia zostanie jednak dla Marka, jako nagroda za wewnętrzną walkę i drogę która odbył po to by stać się godnym Uli kanarkiem…

Chciałabym zobaczyć ten pocałunek- stawiam na to, że będzie bardziej czuły, nasycony miłością i poczuciem otarcia się o cud niż namiętny…
Mam nadzieję, że dane nam będzie podglądać scenę przebudzenia….


poniedziałek, 22 lutego 2010

Bajki jukaki - "O Tchórzliwym Lwie/Adamie z Krainy Oz" - cz.7

Dla Żony / Żaczka na specjalne zamówienie.
I dla chętnych również.


„Dorotka i jej towarzysze cały czas szli przez gęsty las. Droga nadal wybrukowana była żółtą kostką ale teraz pokrywały ją zeschłe gałęzie i liście które opadły z drzew (…) W tej części lasu niewiele spotykało się ptaków, bo kochają one otwarte , pełne słońca przestrzenie…” – tak, okolice działu finansowego, w którym przebywa Adaś są Martwym Lasem. Nie ma tam radości, teren jest omijany ze wzgl. na dzikie zwierzęta tam mieszkające (Aleks i jego pracownicy)
Nasz Lew/Adam ma jednak serce i rozum choć strach je zagłusza i sprawia, że czasem krzywdzi innych. Lew napadł na Drwala, na stracha, Adaś wyżywa się na słabszych, próbuje pokazać swą siłę ich kosztem – np. adasiowe carramba wobec Uli. Wychodzi z założenia że skoro sam się boi , niech inni boją się jeszcze bardziej.
To Dorotka/Ula uświadamia mu, że rozum i serce są równie ważne, walczy z jego pozorną odwagą. Stawia go do pionu. „..Szczęściem Dorotka (…) nie zważając na niebezpieczeństwo, rzuciła się naprzód i z całej siły trzepnęła Lwa w nos z okrzykiem: -Ani się waż (…)! Powinieneś się wstydzić (…)!” Lew/Adam często nie uświadamia sobie, że jego zachowanie krzywdzi innych.
Nie jest z gruntu zły. Ma ambicje bycia królem zwierząt /dyrektorem finansowym ale nie może temu zadaniu sprostać. To co jest w nim blokuje awans „…Król Zwierząt nie może być tchórzem (…) Wiem – odparł Lew, ocierając łzę końcem ogona, To bardzo trudne i naprawdę trudno mi z tym żyć….” . Skupia się na swoim strachu i wątpi w swój rozum, w potrzebę używania go – na pytanie „a rozum masz? „ odpowiada „chyba tak. Nigdy nie sprawdzałem” Nie sprawdzał bo polegał na Aleksie, a raczej tak bardzo się go bał, że nie starał się w ogóle mieć własnego zdania, własnych poglądów, lansować swych metod. Nie rozwijał się zawodowo ani emocjonalnie. Ze strachu przed przeciwstawieniem się rezygnował z bycia sobą. Ten strach widać nawet w wyglądzie zewnętrznym. Adaś jest konformistyczny, szary, bury, w pulowerkach, wyleniały . Myślę, że jak poczuje się pewniej to nabierze barw, jego futro blasku, a grzywa ( tu ;)– do Żony) -bujności.
Zauważa jednak ten swój strach i postanawia wyruszyć w drogę z Ulą/Dorotką. Zawrzeć sojusz, przymierze na „tranzyt” ku celowi.
Przydaje się w tej drodze – to na jego grzbiecie przeskakują rozpadliny, nie wpadając w nie (umowa z Włochami ?), używa swej siły i innych talentów (Adaś pewnie też jeszcze nie raz w jakiś sposób pomoże).
Czasem jednak robi coś o czym wie, że Dorotka/Ula by tego nie zaakceptowała – dlatego robi to cichaczem (lwie polowanie na jelenia/ adasiowe granie na dwa fronty).
Lubi życie, dlatego lubi poczucie bezpieczeństwa, woli unikać konfliktów, otwartej walki: „…widzę, że jeszcze trochę sobie pożyjemy i bardzo się z tego cieszę, bo to chyba coś bardzo przykrego być umarłym…”.
Tak naprawdę ma w sobie delikatność i potrzebę bliskości (martwienie się o chore dziecko Eli, szukanie drugiej połówki- wrażenie jakie na nim Ulka wywarła).
Podjął wspólną drogę, ale w jej trakcie poległ.
Też miał swoje „makowe pole”.
Prawie u jego kresu zapadł w trujący sen, w odrętwienie. Dla Adasia tym makowym polem było wycofanie się z pomocy Ulce, to że ostatecznie nie dał jej obiecanych papierów (umowy z Włochami). Jego trującymi makami był tuman strachu, wątpliwości, zwątpienia w słuszność podjętych działań. Poległ na tym polu, ale coś go z tego odrętwienia wybudziło, uratowało.
Lwa wyniósł z tego pola tłum myszy, Adasia –chyba inni pracownicy FB- tłum zwolenników Uli, którzy cieszyli się z jej nominacji na prezesa. Wynieśli go z pola, popłynął na ich barkach, odżył – społeczna lista Violetty.
Lew na nowo rozpoczyna drogę ku odwadze. Postanawia wyruszyć na wojnę z czarownicą. Nie może dać z siebie zbyt wiele, za bardzo się boi „Pójdę z tobą ale jestem zbyt strachliwy by zabić Czarownicę- oświadczył Lew”, istnienie Czarownicy blokuje go „dopóki Czarownica żyje, musisz pozostać tchórzem”, jednak już samo podjęcie tej drogi jest swego rodzajem aktem odwagi.
W tej drodze raz po raz upada, wpada w tarapaty- Czarownica usiłuje go zniewolić, ale trwa na niej w dużej mierze dzięki Dorotce/Uli i jej ciepłemu wsparciu. To Dorotka w trudnych chwilach karmi go, tuli, dowartościowuje.
I to Dorotka/Ula ,w pewnym momencie, choć niechcący, uprząta z drogi złą Czarownicę, co ostatecznie wyzwala Lwa.
Miejmy nadzieje, że kiedy Aleks utraci swą pozycję Adam utraci swój lęk, odblokuje się to co w nim dobre.
Zresztą Adaś jest nie tyle tchórzliwy co brak mu wiary w siebie, w słuszność swych poglądów, działań. Potrzebuje wsparcia z zewnątrz- talizmanu. Wtedy jest gotów do wielkich czynów.
Talizmanu domaga się od Oza Lew. Dopiero otrzymując go (Oz dał mu na niby czarodziejski eliksir) zaczyna wierzyć w swą odwagę.
Dla Adasia takim talizmanem jest Ula. Przy niej czuje się odważny. Tym bardziej, że to ona zgładziła czarownicę. „Lew oznajmił, ze nie boi się niczego na świecie i chętnie zmierzy się z całą armią…”- zapowiedź przyszłych zasług Adama dla firmy ?
Osiągnął swój cel, ale nadal wspiera Dorotkę w drodze ku jej celom „Pójdę z Dorotką (…) będzie potrzebowała kogoś kto ją obroni…” Może Adaś będzie bronił interesów Uli jako prezesa? Wykorzysta swe umiejętności dla dobra firmy?
To za przykładem Lwa inni też podążą w dalszą drogę, mimo że osiągnęli już swoje cele. Będą chcieli pomóc Dorotce/Uli w osiągnięciu JEJ celu. Może związanego nie tylko z niwą zawodową a i prywatną????
Ostatecznie Lew/ Adam odnajduje swe miejsce w życiu. Odnajduje swój las. „Ten las jest po prostu cudowny –stwierdził lew. –Wygląda ponuro- powiedział Strach na Wroble. – ależ skąd – odpowiedział lew – Chętnie spędziłbym tu cale życie” Znajduje swój dom, zyskuje poddanych.
Stanie się dyrektorem finansowym???
Wspiera Ulę w dalszej drodze zawodowej???
Jest w drużynie „nowego” FD???]
Oby.
Film jeszcze trwa, przed Adasiem sporo prób. Oby nigdy nie upadł ostatecznie, oby zawsze ktoś go wyniósł z makowych pól, oby trzymał się właściwego kierunku, oby nie zgubił kompasu.


Żonko wyznaczaj mu właściwy azymut...