Get your own Digital Clock

czwartek, 23 grudnia 2010

Dwudziesta druga część wersji "po zakończeniu" Marty2

Ula liczyła na dotarcie do szerokiego grona czytelniczek „Złotych chwil”, ale po przeczytaniu artykułu, na który czekała z taką nadzieją, wolałaby, żeby to było znacznie mniej popularne pismo.
Wyjeżdżała z Rysiowa zbyt wcześnie, by kiosk był otwarty, ale zakupiła to czasopismo na przystanku, gdzie się przesiadała. Przewracała kartki z nadzieją, ale widząc wreszcie rezultat swoich oczekiwań, nie mogła uwierzyć w to, co ma przed oczami. Przez całą drogę autobusem czytała ten artykuł od nowa, aż przegapiła swój przystanek i musiała się cofać.
W firmie zauważyła, jak pracownicy na jej widok gwałtownie milkną i chowają swoje egzemplarze gazety. No tak, cały personel przecież czekał z niecierpliwością na ten artykuł… Nie mogąc dłużej znieść ich spojrzeń, schroniła się w gabinecie. Nie potrafiła się uspokoić, gdyż w głowie szumiały jej te okropne słowa z gazety…
-Ula? – Marek wszedł do pokoju, a z jego twarzy dziewczyna poznała, że wie o wszystkim i chce sprawdzić, czy i ona to czytała. Nie miała zamiaru ukrywać tego przed nim:
-Chyba nie udało się nam działanie promocyjne – powiedziała drżącym głosem. Mężczyzna podszedł do niej.
-Wybacz mi ten pomysł z gazetą, okazał się bardzo niefortunny…
-Niefortunny, rzeczywiście… Ta dziennikarka przedstawiła mnie jako zachłanną intrygantkę, która posunęła się do wszystkiego, by zdobyć władzę w firmie, a dzięki temu zarobić. Twierdzi, że w tym celu uwiodłam cię z premedytacją i dlatego poprawiłam swój wygląd…
-Nawet nie powtarzaj tych bredni…
-Naprawdę nie wiem, dlaczego… Przecież ona mnie nie znała przed naszym spotkaniem w firmie i nie miała żadnego powodu do złośliwości wobec mnie. Może to po prostu chęć wywołania skandalu?
-Z pewnością – tego typu pisma zawsze stwarzają podobne plotki, by zwiększyć poczytność… – Marek mówił to, nie patrząc na dziewczynę, a w niej zrodziło się dziwne podejrzenie:
-Marek… czy ty znasz dobrze tę dziennikarkę?
On siedział na kanapie, skubiąc jej poręcz:
-Kiedyś znałem… wyznał.
Zapadła cisza. W końcu przerwała ją Ula:
-A nie pomyślałeś, że w takim razie zaangażowanie jej w promocję naszej firmy może nie być najlepszym pomysłem? – te słowa ociekały wyraźną ironią.
-Nie miałem pojęcia, że może jeszcze chować urazę o coś, co było tak dawno – w głosie Marka było słychać autentyczne zdziwienie.
-Właśnie o to chodzi, że nadal nie masz o tym pojęcia! – głos Uli był wyraźnie podniesiony z rozżalenia, ale po chwili zdała sobie sprawę, że te słowa nie powinny były paść. Marek spojrzał na nią z urazą w oczach:
-Myślałem, że wierzysz w to, że się zmieniłem… I że nie będziesz mi wypominać mojej przeszłości…
Ula poczuła, że go boleśnie zraniła , a mimo swojej irytacji nie powinna była do tego dopuścić. Ich związek nie zasługiwał na takie słowa. Dlatego pogłaskała po ramieniu i powiedziała już spokojniejszym głosem:
– Wybacz mi te słowa, ale jestem zbyt rozdrażniona, by teraz rozmawiać… Muszę teraz być sama, najlepiej z dala od firmy, gdzie wszyscy czytali ten artykuł. Potrzebuję pojechać gdzieś, gdzie mogłabym ochłonąć, uspokoić się, trochę pomyśleć…
Marek ucieszył się, słysząc to, gdyż widać było, że Ula się powoli uspokaja. Oczywiście, ten okropny artykuł ją zranił, ale oczywiste było, że to stek bzdur, które nie były warte, by się nimi przejmować. Jak ta wariatka mogła wymyślić coś podobnego? Marek ledwie ją pamiętał – jak przez mgłę przypominał sobie krótkie mahoniowe włosy. Spotkali się, kiedy jeszcze był dyrektorem do spraw promocji i przeżyli ze sobą krótkie, acz intensywne chwile. Był pewien, że dla niej było równie oczywiste, że koniec nastąpił, kiedy musiał… a ona zdawała się wówczas to rozumieć i przyjmować ze spokojem. Przecież to było już trzy lata temu, a co najmniej dwa… Dlaczego teraz to wypłynęło? Ze względu na Ulę, ale również na siebie, miał nadzieję, że taka sytuacja się więcej nie powtórzy… a przeszłość zostanie zamknięta mocno na klucz w pudle, z którego nie zdoła się już nigdy więcej wydostać.

wtorek, 16 listopada 2010

Dwudziesta pierwsza część wersji "po zakończeniu" Marty2

Wiadomo było, że nie mogą długo zostać na Malediwach, gdyż w firmie nie zniesiono by ich dalszej nieobecności. Dlatego też ich pobyt trwał tylko kilka dni. Postanowili więc zrezygnować tym razem ze zwiedzania i poznawania nowych ludzi, a skoncentrować się na sobie i swojej bliskości, z dala od innych.
Leżeli przytuleni do siebie, Marek wciśnięty w plecy Uli, opierający głowę na jej policzku, ona zamknięta w jego ramionach. Mężczyzna z czułością wsuwał palce pod ramiączko jej kostiumu kąpielowego. Delikatnie gładził jej nagą skórę, przez którą przebiegały dreszcze. A jego dłoń wędrowała dalej, pieszcząc skórę dekoltu i docierając do wypukłych krągłości ukrytych pod materiałem.
-Twoja skóra jest jak jedwab… – szeptał namiętnie. Jego stęsknione wargi składały miłosne pocałunki na jej szyi, karku i ramionach. Coraz trudniej było jej powstrzymywać się od wydawania głośnych westchnień.
-Kocham cię, Marek – szepnęła cicho. Słysząc te słowa, Marek ucałował jej usta. Obydwoje czuli się naprawdę szczęśliwi…
Tak, dnie i noce spędzone na Malediwach, były cudowne. Jednak okazało się, że trzeba teraz wrócić do normalnego życia, pełnego codziennych problemów. Zwłaszcza dotyczyło to Uli, która po powrocie spotkała się nie tylko z chłodnym spojrzeniem ojca, ale również z wyrzutami Beatki – siostra miała przecież pojechać z nią na zakupy do pierwszej klasy! A teraz szkoła zacznie się już za parę dni i nie będzie czasu, by kupić najlepsze rzeczy…
Ula czuła się winna zaniedbania spełnienia obietnicy danej Beatce i najważniejsze było naprawienie tego błędu. Dlatego też Maciek został bezzwłocznie wezwany i pojechali do Warszawa na długie zakupy. Tak długo chodzili, oglądając różne rodzaje – aż Beatka wybrała sobie wszystko, czego potrzebowała: zeszyty, materiały piśmiennicze, okładki na podręczniki. Ula cierpliwie wszystko oglądała wraz z siostrzyczką, ale nie narzucała jej wyboru, jedynie doradzając. Wyperswadowała jej na przykład różowe nożyczki z kokardką, pokazując, że nie tną one zbyt dobrze.
Gdy już wszystko zostało zakupione, a Beatka została jedną z najlepiej wyposażonych dziewczynek w swojej przyszłej klasie, można było spokojnie usiąść i zjeść duże lody z czekoladą i bitą śmietaną. Mała szczęśliwie całkowicie zapomniała o urazie.
Drugą ważnym procesem w życiu rodziny Cieplaków były zbliżające się studia Jaśka. Chłopak miał się przenieść do Krakowa i bardzo to przeżywał. Na początku był zachwycony, że dostał się na jakiekolwiek studia, natomiast z czasem pojawiły się wątpliwości. Przede wszystkim były one związane z jego na nowo rozpoczętym związkiem z Kingą. Jako że dziewczyna miała rozpocząć medycynę w Warszawie, zbliżał się okres rozłąki. Obydwoje w tej sprawie radzili się Uli, która zapewniała ich, że mocny związek jest w stanie to wytrzymać.
-Pamiętaj, Ula, co się stało, kiedy pojechał do Afryki? A wtedy to była kwestia tygodni, podczas gdy teraz będziemy widywać się tylko podczas świąt i w niektóre weekendy. Chyba normalne, że mam pewne obawy – mówiła Kinga, gdy razem smażyły racuszki.
Ula pomachała łyżką dla podkreślenia swoich słów.
-Jeśli chcecie dalej być razem, musicie sobie ufać. Inaczej to nie ma sensu. Wiara w drugą osobę jest najważniejsza w związku.
-Ale, Ula, nie zawsze tak jest. Kiedy byłam z Robsonem, byłam go całkowicie pewna, ale brakowało nam czegoś – tej jakby iskry. Gdy byliśmy razem, on był czuły i miły. Jednak wiedziałam, że może być więcej, lepiej…
Ula poczuła, że nie zawsze bycie osobą, której się inni zwierzają, jest pożądane.
W pracy na szczęście nie było poważniejszych problemów. Natomiast pojawiła się wyjątkowa szansa na promocję, którą należało wykorzystać. Popularny miesięcznik „Złote Chwile” zamierzał napisać o firmie. Był to magazyn dla kobiet, zawierający plotki, porady i różne informacje, w tym o modzie. Mimo że był skierowany do czytelniczek nie będących zazwyczaj klientami ich firmy, to jednak Marek przekonał Ulę i Pshemko, że jest to idealna grupa docelowa, jeśli chodzi o kolekcję FD Gusto, skierowaną do szerokich mas. Po długich perswazjach Pshemko wreszcie się z tym pogodził, Ula więc gorliwie pokazała firmę młodej dziennikarce.

niedziela, 7 listopada 2010

Dwudziesta część wersji "po zakończeniu" Marty2

Marek otrząsnął się z zamyślenia i spojrzał w twarz Uli, dostrzegając w jej oczach lekki niepokój.
-Przepraszam –rzekł szczerze, wiedząc, że czuje się nieswojo. Ona jednak potrząsnęła głową.
-Marek, nie musisz… Przecież rozmawialiśmy i mówiłam ci, że nie będę mieć pretensji, jeżeli ogarnie cię nostalgia. Ja wiem, że kiedyś ją kochałeś i z tej miłości pragnąłeś ślubu w tak pięknym i ważnym dla niej miejscu…
-Powinnaś wiedzieć, że nigdy jej nie kochałem. To prawda, że chciałem jej zrobić przyjemność, ale miałem również przy tym niskie motywy – ukrywałem mój związek z Klaudią.
Usiedli na ławie, czując, że ta rozmowa wymaga od nich więcej skupienia – a Marek ciągnął:
-A co do tego, co poczułem w tym miejscu – to nie tyle nostalgia, co świadomość własnych błędów, które nagle stają przed człowiekiem, nawet jeśli się o nich nie myśli A ja mam wiele powodów, by związek z Paulą napełniał mnie wstydem – łącznie ze sposobem jego zakończenia.
Ula z czułością pogładziła go po ramieniu.
-Najważniejsze, że udało ci się wyjść z tego i stać się lepszym człowiekiem. Taka właśnie powinna być rola popełniania błędów w naszym życiu.
-Nawet jeśli inni muszą zapłacić? To miejsce przypomniało mi o bólu i upokorzeniu, jakie stały się udziałem Pauli – przeze mnie. Mam nadzieję, że uda się jej o tym zapomnieć.
-Ja też – szepnęła Ula – ale czas leczy rany, a ona ma teraz szansę na nowe otwarcie. Pomódlmy się, by jej się to udało.
Przez chwilę trwali w ciszy. Prześwitujące przez okna światło zdawało się ich błogosławić. Marek poczuł olbrzymią ulgę. To jednocześnie sprawiło, że poddał się nagłemu, szalonemu impulsowi.
-Ula… – powiedział miękko – a może… skoro już tu jesteśmy, to może byśmy sprawdzili wolne terminy?
Dziewczyna roześmiała się, biorąc jego słowa za żart.
-Chyba bardziej odpowiadałaby nam Katedra Świętego Marka w Wenecji – oświadczyła figlarnie. Jednak rozczarowanie na jego twarzy pokazało jej, jak wielki błąd popełniła – ty nie żartowałeś? O Boże… przepraszam, Marek… Wybacz mi.
Ale ta chwila minęła i obydwoje zdawali sobie z tego sprawę. Nie pozostawało im nic, jak tylko zostawić to za sobą. Udali się na dach, z którego rozciągał się przepiękny widok, będący dla nich pożegnaniem ze strony Mediolanu.
Na lotnisku Ula wpatrywała się w tablice odlotów, gdy Marek wrócił z dwoma kubkami cappuccino i pączkami.
-Proszę… Co ciebie tak zainteresowało?
Ula zarumieniła się lekko.
-Oglądałam, jakie samoloty wylatują – i okazuje się, że jest całkiem sporo połączeń z Malediwami…
Marek przez chwilę nie rozumiał, o co chodzi, a kiedy sobie przypomniał, aż się wzdrygnął.
-Nie miałem pojęcia, że słyszałaś tę rozmowę. Wybacz, że zostałaś na to narażona.
-Najgorsze, że nie wysłuchałam do końca i myślałam, że zgadzasz się ze słowami Sebastiana – albo co gorsza, że to on się zgadza z tobą.
-Nie słyszałaś, jak mówiłem, że ślubu nie będzie? Mój Boże, Ula… – zmroziło go na samą myśl, co musiała wówczas poczuć. Uli serce natomiast zabiło mocniej. Więc on naprawdę to wtedy powiedział! Szczęśliwa, z miłością ścisnęła jego rękę.
Marek natomiast zyskał kolejny powód do podziwiania swojej ukochanej.
-Naprawdę jesteś wspaniała, skoro potrafiłaś wybaczyć nam obydwu to, co usłyszałaś – zwłaszcza w niepełnej wersji…
-Ja zaś mam do siebie pretensje, że nie słysząc całości, uwierzyłam w fałszywy obraz sytuacji. Jak mogłam myśleć, że chciałeś mnie wysłać na Malediwy? Wybacz mi.
-Gdybyś naprawdę wyjechała na Malediwy lub gdziekolwiek indziej, poleciałbym od razu za tobą, choćby na koniec świata – zapewnił gorąco Marek. Chwycił ją w ramiona i namiętnie pocałował, mimo że byli na środku lotniska.
-Marek… – Ula uśmiechała się, uszczęśliwiona, gdy pocałunek się skończył, a Marek wciąż trzymał ją w ramionach – musimy już biec, bo się spóźnimy na samolot…
On jednak nie wypuszczał jej z objęć.
-Ula… a może sprawdzilibyśmy te połączenia na Malediwy? Nie chciałbym jeszcze kończyć naszej wycieczki.
Serce Uli zadrżało z podekscytowania. Mogła by wysunąć jakieś zastrzeżenia, ale wizja wspólnej podróży była zbyt pociągająca i rozciągnęła się przed jej oczami jak scena z baśni. Mogła jedynie się uśmiechnąć, co bezsprzecznie oznaczało zgodę.

czwartek, 7 października 2010

Dziewiętnasta część wersji "po zakończeniu" Marty2

-Państwo Delvaux to bardzo mili ludzie – zauważyła Ula, gdy wraz z Markiem jedli kolację.
-Widziałem, że bardzo wciągnęła cię rozmowa z nimi. Naprawdę dobrze znają Mediolan, co można osiągnąć jedynie po kilku dłuższych wizytach. Myśmy mieli tylko tydzień i to przeplatany pracą. W końcu ty też będziesz mogła tak opowiadać o Mediolanie.
-A teraz został nam ostatni dzień, skoro jutro mamy wyjeżdżać… – Ula podziękowała za dodatkowe wino.
-Tak , a już imprezy na Fashion Week się skończyły, więc jutro mamy cały dzień na odpowiednie zamknięcie naszej wyprawy. Może wybierzemy się do Galerii Wiktora Emanuela? Będziesz mogła kupić prezenty dla rodziny…
Ula grzebała w swoim ryżu:
-Tak naprawdę to tylko prezent dla taty mi został – powiedziała cicho – właściwie, gdybyś chciał, to mogłabym to sama załatwić…
-Jak to, sama? – nie rozumiał Marek – Ula, czemu miałabyś nie chcieć pójść tam ze mną?
-Myślałam, że może wolałbyś być gdzie indziej – wyjaśniała dziewczyna – rozmowa z państwem Delvaux przypomniała mi, że w naszych planach nie uwzględniliśmy ważnego miejsca – ważnego nie tylko jako cenny zabytek Mediolanu, ale przede wszystkim jako część historii twojego życia.
Po twarzy Marka było widać, że od razu pojął, o co chodzi.
-Ula…
-Nie wiedziałam, czy poruszyć ten temat, ale nie chciałabym, żeby dzieliło nas milczenie… Nie wiem, czemu nie miałeś zamiaru pójść ze mną do Katedry. Jeśli sam chcesz odwiedzić to miejsce, nie musisz z tego rezygnować ze względu na mnie…
-Ula… dlaczego miałbym tego chcieć?
-W końcu to część twojego życia. Może potrzebujesz jakiejś refleksji, jakiegoś zamknięcia pewnego etapu? Nie mogłabym ci w tym przeszkadzać. Nie chcę tylko, byś obawiał się ze mną rozmawiać o swoich przeżyciach.
-W niczym mi nie przeszkadzasz. Nie zamierzałem cię tam zabrać, by ci nie sprawiać przykrości. Myślałem, że nie będziesz w stanie zapomnieć o tym, co miało się tam wydarzyć i będzie ci to przeszkadzało w cieszeniu się tym miejscem. Czy się nie myliłem?
-Mówiąc prawdę, nie wiem, co bym tam poczuła. Ale nie powinniśmy pozwolić, by pewne rzeczy nas omijały tylko dlatego, że ty chcesz, by nie było mi przykro. Nie jestem aż tak delikatna, by nie znieść odrobiny smutku… Zwłaszcza za cenę ważnych przeżyć dla naszego związku. Nie będę na nic nalegać, jeżeli nie podoba ci się ten pomysł. Zrozumiem to.
Marek zamyślił się. Słowa Uli wywarły na nim niezwykłe wrażenie. Od dawna wiedział, że to wyjątkowa dziewczyna o dojrzałych poglądach, ale wciąż go tym zaskakiwała. I zmuszała do refleksji, dlatego teraz musiał się głęboko zastanowić, co uczynić. Mimo że wiedział, iż zaakceptuje jego wybór bez
-Może rzeczywiście to będzie dla nas przyjemne doświadczenie – zadecydował – idealny akcent na zakończenie naszego miłego pobytu. A teraz zamówmy jakiś deser, by był też idealny akcent na zakończenie tej kolacji.
Uśmiechnęła się do niego, ciesząc się z tej decyzji. Nawet jeśli rzeczywiście będzie się czuła trochę nieswojo. Zjedli bezy z kremem, co tym bardziej poprawiło jej nastrój.
Następnego dnia w katedrze Ula zupełnie zapomniała o tym, że mogła by doznawać jakichkolwiek negatywnych odczuć związanych z tym miejscem. Na widok takiego piękna bez reszty pogrążyła się w zachwycie. Wszystko, co kiedykolwiek czytała na temat katedry, zaczęło przychodzić jej na myśl i ułatwiać chłonięcie tego cudu. Podziwiała kolumny i światło delikatnie przeświecające przez witraże. Ogromne wrażenie wywarł tez na niej posąg świętego Bartłomieja, choć akurat w tym przypadku trudno było mówić o zachwycie.
Od razu dzieliła się swymi wrażeniami z Markiem, który był zadziwiony, jak można wiele wiedzieć o miejscu, w którym nigdy się nie było.
-I oczywiście najważniejszym punktem katedry jest słynny krucyfiks – Ula była naprawdę przejęta tym widokiem, aż zamilkła na dłuższą chwilę. Gdy wreszcie ocknęła się z uniesienia, spostrzegła, że Marek również pogrążył się w myślach, ale wcale nie patrzył przy tym na krzyż. Jego spojrzenie było utkwione przed ołtarzem. Na ten widok Uli ścisnęło się serce.

poniedziałek, 27 września 2010

(Nie) dorosła miłość - opowiadanie Michaliny cz.7

- Ale Paweł, no proszę Cię, to jest dla mnie naprawdę ważne.

-Aleks, ale co ja mam zrobić, normalnie poprosić o jej numer w sekretariacie, czy może zapytać jej znajomych, zdajesz sobie sprawę jak to będzie wyglądać?- mówił Michalski z wyrazem grymasu na twarzy.

-Powiesz, ze musisz koniecznie przekazać jej jakieś materiały, czy coś w tym stylu, no proszę Cię Paweł, na pewno coś wymyślisz.

-No niech Ci będzie, ale masz u mnie dług, który nie tak łatwo będzie spłacić ,a zaczniesz od wytłumaczenia mi, po co Ci tak naprawdę ten numer- stwierdził Paweł i panowie ruszyli na kawę.


Ola właśnie wracała do domu po wykładzie, kiedy zadzwonił telefon:

-Aleksandra Dobrzańska słucham?

-Z tej strony 80-letni Aleksander Febo, czy zgodzi się pani w ramach szacunku dla starszych i pomocy starszym zjeść ze mną kolację?- zapytał ze śmiechem Aleks.

-No skoro z szacunku i pomocy starszym to nie wypada mi odmówić- odrzekła dziewczyna.

-Och będę zobowiązany- Febo dalej żartował- w takim razie będę po panią o 20:00, dobrze?

-Będę czekać. Do zobaczenia!- powiedziała i rozłączyła się jednocześnie uśmiechając się jakby do swoich myśli. Po chwili jednak jej uśmiech przerodził się w gromki śmiech, bo zdała sobie sprawę, że Aleks zobowiązał się po nią przyjechać, a nie zna jej adresu. Napisał mu więc sms, o takiej treści:

"Słoneczna 4/14- to mój adres. Mniemam, że to sędziwy wiek wpłynął na pana złą pamięć. Do zobaczenia wieczorem."



Była 15:00, do kolacji zostało 5h, a dziewczyna już zaczęła panikować, że nie zdąży. Szybko wróciła do domu, wzięła gorącą kąpiel i przeszukała swoją garderobę w celu znalezienia czegoś odpowiedniego na tę okazję. Po jakieś godzinie przymierzania różnych ubrań wybrała śliczną sukienkę, czarną z koronkowym naszyciem, sięgająca do kolan i średniej wielkości dekoltem, który idealnie eksponował jej niezbyt duże piersi, do tego założyła czarne, grube rajstopy, przepiękne czarne szpilki z czerwoną podeszwa projektu Pshemko, jako dodatek wzięła czerwoną torebkę- kopertówkę, a delikatnie pofalowane włosy rozpuściła na ramiona. Miała delikatny makijaż, wyglądała zjawiskowo. Właściwie nie wiedział dokąd ją zabiera, ale jednego była pewna, że będzie to wyjątkowy wieczór.

Równo o 20:00, ktoś zapukał do jej drzwi. Ostatnie spojrzenie w lustro i była gotowa by go przywitać.


Był nią oczarowany, tak samo jak ona nim, właściwie nie zwracali uwagę na restaurację, kelnera, zamówione jedzenie, tak świetnie się ze sobą czuli, tak dobrze im się rozmawiało.

Po udanej kolacji, spacerowali ulicami Krakowa, a potem alejkami w parku, dalej kontynuując rozmową, w pewnej chwili nastała cisza, ale nie taka niezręczna, kiedy nikt nie wie co powiedzieć, ale cisza kojąca, cisza w której słychać tylko język serca, niezrozumiały dla umysłu. Zapadł zmrok, a oni siedzieli wpatrując się w gwiazdy, czuli swoje oddech, wiedzieli, że są sobie bardzo bliscy, nie potrzebowali słów żeby to wyrazić.

W pewnym momencie z parkowej ławki przenieśli się do jej mieszkania. A tam on włączył radio, dało się słyszeć francuską muzykę, którą oboje lubili. Zaczęli kołysać się w rytm piosenki ich pocałunki stawały się coraz intensywniejsze, w pewnym momencie inicjatywę przejęła ona, rozpinała guziki jego koszuli, jednocześnie go całując i nie przestając się melodyjnie kołysać, on nie był jej dłużny, między pocałunkami rozsuwał suwak jej sukienki, a po chwili ta zbędna część garderoby leżała już na podłodze. Kiedy byli już w samej bieliźnie on wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Oboje byli bardzo rozpaleni, całowali się co raz goręcej, ale nie spieszyli się, chcieli zatrzymać tę chwilę bliskości, w pewnym momencie oboje byli już u szczytu podniecenia, mimo to Aleks wyczuł, że to pierwszy raz Dobrzańskiej, przerwał na chwilę pocałunki i szeptem zapytał:

-Jesteś pewna, ze tego chcesz?

-Błagam nie każ mi już dłużej czekać- wyszeptała i pocałowała go.

A on zaczął w nią wchodzić, na początku bardzo powoli, ale z czasem coraz gwałtowniej i gwałtowniej, dziewczyna zawyła z bólu, wbijając swoje paznokcie w jego plecy, ale za raz po tym dało się słyszeć jęki rozkoszy. Gdy było już po wszystkim opadli na łóżko ciężko oddychając, czuli zmęczenie, jednoczenie będąc tak niesamowicie szczęśliwim że mogli by to wykrzyczeć całemu światu.

Ola szepnęła do ucha Aleksa: `Dziękuję` i zasnęła, a on jeszcze długo zastanawiał się nad tym co się stało.

czwartek, 23 września 2010

Osiemnasta część wersji "po zakończeniu" Marty2

-Marek… czy myślisz, że grozi nam spotkanie Pauliny?
-Skąd ci to przyszło do głowy? – mężczyzna spojrzał na nią z powagą.
-Przecież jest w Mediolanie i uwielbia te imprezy. Aż dziw, że nie pomyśleliśmy o tym wcześniej…
-Ula. Po pierwsze, nie wiadomo, czy jest – miała zamiar odwiedzić różne osoby i spędzić dłuższy czas u babci. Po drugie, w Mediolanie Fashion Week odbywa się często, więc pewnie nie będzie odwiedzać każdego. A wreszcie – czy przypadkowe spotkanie z nią byłoby dla nas problemem?
No właśnie – czemu tak się zdenerwowała, przypominając sobie o Paulinie? Dlaczego myśl o przypadkowym spotkaniu z nią była taka przykra?
-Nie wiedziałabym, jak się zachować …– wyznała niepewnie.
-Po prostu – odpowiedział lekko rozbawiony – wymienilibyśmy z nią kilka luźnych uwag… Wątpię, by nalegała, by zostać dłużej w naszym towarzystwie. Nie sądzę, by przy tych wszystkich ważnych ludziach ośmieliłaby się zachować nieprzyjemnie.
Chciała zapytać, czy sama sytuacja nie byłaby dla niego nieprzyjemna, ale zrozumiała, że on patrzy na to inaczej. Podobne sytuacje nie były dla niego rzadkością w przeszłości. Nie potrafiłby zrozumieć tej mieszanki uczuć, jaką teraz przeżywała.
-W każdym razie, nawet jeśli Paula zdecyduje się przyjść na ten Fashion Week, to wcale nie znaczy, że musimy się na nią natknąć. To ponad tydzień rozmaitych imprez, które odwiedza masa ludzi, więc trudno kogoś spotkać przypadkiem.
Marek mógł czasem nie rozumieć wszystkiego, co czuła, ale zawsze chciał pomóc, gdy jej było źle. A to przecież było najważniejsze… Dlatego odsunęła na bok sprawę Pauliny i pozwoliła Markowi wprowadzić się w piękno Mediolanu.
-Przepiękny pokój – Ula rozejrzała – ale czy na pewno mieści się w budżecie naszej delegacji? – dodała surowo.
Marek uśmiechnął się.
-Nie tylko się mieści – ale sporo oszczędzamy, biorąc wspólny pokój. Pamiętasz, ile zaoszczędziliśmy na naszych noclegach w SPA? A był to przecież apartament senatorski…
-Mimo wszystko , to bardzo luksusowy pokój…
-Oj, Ula – w końcu delegacja Febo Dobrzański nie może mieszkać w motelu… Zobacz, jakie ładne aniołki wyrzeźbione nad łóżkiem…
-To chyba raczej putta… ale rzeczywiście śliczne.
Nie tylko putta zresztą – cały pokój był zachwycający. A tym, że zbyt okazały – cóż, czy należało się tym przejmować? Czy może być źle, gdy jest za dobrze?
-Będę cię co wieczór zabierał do innej restauracyjki, abyś naprawdę poznała klimat Mediolanu – obiecywał Marek.
-Ale pójdziemy też zobaczyć Bazylikę, operę i „Ostatnią Wieczerzę”?
-Wszędzie pójdziemy – to przecież twój pierwszy pobyt w tym mieście i jest tu tyle do zwiedzenia – Marek był naprawdę podekscytowany wizją bycia przewodnikiem Uli.
-Musimy wszystko zaplanować, by pogodzić to z pobytem na Fashion Week – Ula również była podekscytowana. Nie zrezygnowali z tych planów nawet mimo wyczerpującej imprezy na targach mody. Tyle pokazów było do zobaczenia, tyle ludzi do poznania, że Ula zaczynała się gubić. Na dodatek nie wszyscy używali angielskiego…
-Jak się cieszę, że znasz włoski – szepnęła do Marka, gdy spragnieni pili lemoniadę – bez ciebie nie poradziłabym sobie.
-Uczyłem się od dziecka – ale na pewno ty też wkrótce zdołasz poznać ten język.
-Po co, skoro ty znasz go tak dobrze? – uśmiechnęła się Ula. Mimo zmęczenia była w radosnym nastroju. Cudownie było oglądać Mediolan w towarzystwie Marka.
Marek znał wiele osób w Mediolanie i co rusz pojawiał się ktoś, kto witał się z nim i wdawał w pogawędkę. Ula była wdzięczna, że nikt nie wspomniał o Paulinie – choć czasem dostrzegała pewne napięcie u rozmówców Marka. Zwłaszcza kiedy wspominano o rozstających się parach z kręgów towarzyskich – głównym tematem ostatnich plotek był rozwód Massimo i Moniki – Ula widziała spojrzenia rzucane na Marka – od ukradkowych po wyrażające całkiem jawne niedowierzanie.
Ale tak naprawdę dotknęło ją co innego. Gdy zaczęli rozmawiać z miłą parą w średnim wieku pochodzącą z Belgii, byli oni bardzo zaciekawieni rozmową o zabytkach Mediolanu (na szczęście dla Uli toczyła się ona po angielsku). Szczególnie interesowała ich opinia Uli, jako osoby będącej w Mediolanie pierwszy raz. Nic dziwnego, że dziewczyna była zachwycona ciekawym dla niej tematem. Aż padło pytanie
-Jeszcze nie byliście w Katedrze? Pewnie zachowujecie to na sam koniec, jako deser – zapytał pan Delvaux – to naprawdę wyjątkowe miejsce…
-Cudowne! – poparła go pani Delvaux – jak pięknie byłoby tam brać ślub…
Żadne z nich wcześniej nie wspomniało o odwiedzeniu tego miejsca. Nie czuło się, że to celowe ominięcie, jako że tyle było do zobaczenia. Teraz jednak Ula zaczęła się zastanawiać, czy Marek nie umieścił Katedry w planie ich wycieczek dlatego, że myślał, że ona tego nie chce? Czy też może on sam wolał tego uniknąć, a jeśli tak to dlaczego?

poniedziałek, 13 września 2010

Siedemnasta część wersji "po zakończeniu" Marty2

Ula pakowała rzeczy na wyjazd, starannie zastanawiając się, co wybrać. Kiedy prasowała ubrania, przyszedł pan Józef. Poprosił, by wyprasowała również jego koszulę, gdyż potrzebował jej na wieczorne spotkanie z Alą.
-Nie wiem, prawdę mówiąc, czy na to zasłużyłeś po swoim ostatnim zachowaniu – powiedziała z wyrzutem. Mina Józefa wskazywała, że wie dokładnie, o czym mowa, ale się nie przyznawał się do tego głośno.
-Jak mogłeś się tak zachowywać wobec Marka, kiedy nas odwiedził? Czy takiego wzorca gościnności nas uczyłeś?
Józef wyglądał na nieco zmieszanego, ale odpowiedział z naciskiem:
-Ula, mówiłem ci, że nie będę mu zamykał drzwi przed nosem, ale nie proś mnie, bym udawał, że się cieszę z jego wizyt. Wiesz, że nie znoszę nieszczerości. A waszego związku nigdy nie będę pochwalał.
-Jego rodzice przyjęli mnie z otwartymi ramionami – zauważyła Ula.
-Oni nie mieliby powodu zachowywać się inaczej. Muszą i tak być szczęśliwi, że dałaś ich synowi szansę, na co kompletnie nie zasługiwał.
Ula była zbyt zirytowana, by kontynuować dyskusje i Józef wyszedł na spotkanie w wyprasowanej koszuli. Dziewczyna zaś wróciła do pakowania, w czym chętnie pomagała jej Beatka. Obecność siostry poprawiła jej humor, niestety nie na długo:
-Czemu Piotr już nie przychodzi?
-Piotr wyjechał – tłumaczyła jej Ula – teraz odwiedza nas Marek. Przecież lubisz Marka…
-Lubię pana Marka, ale lubię też Piotra. Dlaczego nie mogliby przychodzić obaj?
-Nie mogliby, bo to niemożliwe.
-Ale dlaczego? – marudziła mała.
-Bo może być tylko jeden…
Ula nie wiedziała, co powiedzieć. Jak tłumaczyły się młodszym siostrom dziewczyny, które co tydzień miały nowego chłopaka?
-A z panem Markiem to ciągle wyjeżdżasz… Wcześniej nad morze, teraz znowu daleko… – mówiła Beatka ze smutkiem.
-Wiesz, Piotr chciał mnie zabrać na drugą stronę świata… na bardzo długo… – Ula cieszyła się, bo w końcu znalazła słowa, które przekonały siostrę do przejścia na słuszną stronę… Gdyby z tatą to również się udało…
-A z Markiem wrócimy za parę dni i wtedy będziemy mogły zająć się tym, co najważniejsze – czyli zakupami dla ciebie do szkoły i szykowaniem wyprawki.
Dla Beatki temat szkoły był obecnie najważniejszy i pochłaniał całkowicie jej uwagę. Większość czasu spędzała ze swoją rówieśnicą, siostrzenicą Maćka i rozmawiały tylko o pójściu do pierwszej klasy. Planowały, jakie będą miały zeszyty, kredki i piórniki. Teraz Beatka dzieliła się z siostrą tymi życzeniami. A Ula je wszystkie popierała, jednocześnie kompletując swoją własną wyprawkę na wyjazd z Markiem.
-To twój pierwszy lot samolotem? – upewniał się Marek, gdy siedzieli na fotelach w kabinie pasażerskiego lecącego do Mediolanu.
Ula pokiwała głową.
-I jak się czujesz? – badał zaciekawiony.
-Chyba lubię latać… – wyznała mu z uśmiechem. On odwzajemnił jej uśmiech.
-W takim razie bardzo się cieszę, że twój pierwszy lot samolotem jest właśnie ze mną – wyszeptał namiętnie, delikatnie gładząc jej rękę.
Ula nie mogła się powstrzymać od myśli, że on latał wiele razy. Pamiętała o jego ostatnim planowanym locie z Pauliną. Boże, jak wielką znowu poczuła ulgę, że nie doszedł do skutku!
-A ponadto z pewnością nie jest to nasz ostatni wyjazd – zwłaszcza do Mediolanu, gdzie mamy wiele interesów – w głosie Marka słychać było, że ta wizja bardzo go cieszy.
Myśli Uli jednak zaprzątało coś innego. W tej samej chwili uświadomiła sobie bowiem, że kiedy Marek zrezygnował z wyjazdu do Włoch, pojechała tam sama Paulina. Paula Febo, która kochała pokazy Fashion Week. Boże, jak to możliwe, że wcześniej o tym nie pomyślała?
On zauważył, że coś ją niepokoi, a ona z kolei dostrzegła, że to zauważył. Czuła, że musi się z nim tym podzielić:
-Marek… czy myślisz, że grozi nam spotkanie Pauliny?

piątek, 10 września 2010

Szesnasta część wersji "po zakończeniu" Marty2

-Nie mogę uwierzyć, że ten doktorek okazał się na tyle bezczelny, by do niej napisać – skomentował Sebastian, gdy następnego dnia podczas gry w kosza, usłyszał całą historię.
-I przysłać bombonierkę – Marek wrzucił piłkę do kosza. Fakt bombonierki go niezmiernie zirytował.
-Pewnie i tak była od wdzięcznych pacjentów – wdzięcznych, że wyjeżdża – podsumował Seba. Po dłuższej chwili dodał zaniepokojony – Ale chyba Ulka się nic nie przejęła, co?
Marek zamyślił się, przypominając sobie swój spacer z Ulą i jej reakcję na propozycję, by zadzwoniła do Piotra. Wydawała się zaszokowana, co pokazało mu, że przesadził.
Ula rzeczywiście była zaszokowana. Dlaczego zawsze, podczas każdego spotkania, musi coś nie wyjść? A przecież mieliśmy spacerować, cieszyć się sobą, chciałam pokazać mu te wszystkie miejsca, które kocham, które są takie piękne… A teraz nagle pojawia się Piotr, którego miało już dawno nie być… którego w zasadzie nigdy nie było i to psuje… Jednak teraz nie był czas na żale – trzeba było wytłumaczyć wszystko Markowi, aby nie było między nimi nieporozumień.
-Nie mam powodu, by dzwonić do Piotra. Nie istnieje dla mnie i nie obchodzi mnie, czy wyjechał wczoraj czy dopiero jutro. On też o tym na pewno wie, a ta przesyłka była nie dla mnie, a dla całej mojej rodziny. Która bardzo polubiła Piotra, a on ich.
Marek czuł wstyd, że ona tłumaczy to wszystko, co było oczywiste, a jednocześnie, że mu to przynosiło ulgę. Nie mógł się też powstrzymać od kolejnego pytania, na co bez wątpienia miała wpływ nieotrzymana herbata:
-Wydaje się jednak, że twój tata uważa, że powinnaś do niego zadzwonić.
Ula zawahała się. Poprzednio mówiła stanowczo i żarliwie, gdyż było to sto procent prawdy. Teraz jednak było trudniej – jak mogłaby zaprzeczyć Markowi, który był świadkiem zachowania ojca?
-Tata chciał po prostu, bym była uprzejma – zaczęła, ale nawet w jej własnych uszach nie zabrzmiało to przekonująco. Ale wyznanie Markowi, że ojciec jest przeciw ich związkowi i wolałby, by wróciła do Piotra za bardzo by bolało…
Musiała znaleźć jakąś równowagę między prawdą a oszczędzeniem uczuć Marka.
-Jak już mówiłam, tata bardzo lubił Piotra i chyba ta przesyłka zrobiła na nim wrażenie – wyjąkała. Wyglądała tak żałośnie, że Markowi ścisnęło się serce. Jak mógł ją narażać na coś takiego? Nie myśląc wiele, pochwycił ją w ramiona i pocałował. Czuł, że drży i miał nadzieję, że to z powodu jego bliskości, nie z przeżywanego napięcia…
-Marek… – wyszeptała, gdy po pocałunku gładził delikatnie jej twarz – to miało być piękne spotkanie…
-Ależ jest piękne – a będzie jeszcze piękniejsze, kiedy pokażesz mi te wszystkie wyjątkowe miejsca, jak obiecałaś.
-Jeśli wciąż będziesz myślał o Piotrze, to się nie uda. Dlatego powinniśmy porozmawiać… – powiedziała poważnie.
-Nie myślę o Piotrze – jakbym mógł myśleć o czymkolwiek innym, kiedy jesteś przy mnie… – wyszeptał namiętnie Marek. Postanowił nie pozwolić, by mężczyzna, który tyle krwi mu napsuł, zrujnował im jeszcze choć jedną chwilę. Ujął Ulę czule za rękę i delikatnie poprowadził drogą, na końcu której znajdował się staw.
-Kiedyś, to znaczy zanim zaczęłam studiować , często tu przechodziłam. Było to moje ulubione miejsce marzeń i refleksji… – mówiła, wspominając w myślach swoje dziewczęce marzenia, które nawet w swych najśmielszych wersjach nie przygotowały jej na Marka idącego u jej boku.
–Najważniejsze, że ten Piotr leci sobie samotnie do Bostonu, a ty wraz z Ulą do Mediolanu – wyraził pocieszenie Seba – to jest absolutna podstawa, a reszta nie ma znaczenia…
Marek przypomniał sobie, jak Ula powiedziała, że jednak pojedzie z nim na Fashion Week do Mediolanu. Siedzieli wówczas pod drzewami, nad stawem, trzymając się za ręce. Początkowe zaskoczenie szybko przerodziło się w radość.
-Co sprawiło, że się zdecydowałaś? – zapytał z uśmiechem.
-Doszłam do wniosku, że to będzie korzystne dla firmy – odpowiedziała, również uśmiechnięta i zarumieniona. Gdy ponownie się pocałowali, cień Piotra się rozwiał.
Teraz stojąc zamyślony z piłką w rękach i nie słysząc ponaglania Sebastiana, by wreszcie rzucał, przysiągł sobie, że ich wspólny pobyt w Mediolanie będzie dla Uli niezapomniany.

poniedziałek, 6 września 2010

Piętnasta część wersji "po zakończeniu" Marty2

W następną sobotę Marek pojechał do Rysiowa, gdyż Ula obiecała mu, że pokaże lasek i staw. Jednak drzwi otworzył jej ojciec:
-Dzień dobry, panie Józefie. Przyszedłem do Uli.
-Uli nie ma – odpowiedział Józef, a po dłuższej chwili ciszy, dodał – poszła po pączki.
Ton jego głosu wyraźnie wskazywał, że nie uważał pączków za potrzebne.
-W takim razie zaczekam – powiedział Marek. Józef jednak bez słowa patrzył na niego, a Markowi przypomniały się ostatnie wizyty w tym domu. Wtedy nie był tu mile widzianym gościem… Jednak teraz nie powinno tak być – teraz był częścią życia Uli. I nie zamierzał, jak kilka miesięcy wcześniej, krzyczeć pod jej oknami. Dlatego też ze zręcznością nabytą podczas lat pracy, wcisnął się do środka. Józef był najpierw zbyt zaskoczony, by zaprotestować, a później zwyciężyła właściwa mu gościnność. Jednak nie na tyle, by nie zostawić Marka samego w salonie i nie pójść do kuchni. Mężczyzna czekał i zastanawiał się, czy dostanie chociaż należną mu herbatę.
Nie dostał.
Po jakimś czasie słychać było trzaśnięcie drzwiami. Marek wyszedł do przedpokoju, myśląc, że to Ula. Jednak to tylko Jasiek wrócił. Przynajmniej on uścisnął mu rękę i przyjaźnie przyjął gratulacje z powodu dostania się na studia. Nawet zażartowali, że z tego kierunku zdecydowanie bardziej odpowiada mu część dotycząca rekreacji. Po chwili jednak przyszedł pan Józef, ciągle całkowicie skoncentrowany na ignorowaniu Marka.
W napiętą atmosferę wdarł się dźwięk dzwonka. To jednak znowu nie była Ula. Tym razem przyszedł listonosz i przyniósł ciekawą przesyłkę. Do bombonierki był przyczepiony list.
-To od Piotra – zauważył Jasiek, oglądając pudełko – o, wiśnie w czekoladzie.
Józefa jednak bardziej interesował dołączony do bombonierki list:
-Coś ty, tato, zostaw, to musi poczekać na Ulę…
-Ale na grzbiecie jest wyraźnie napisane ”Dla rodziny Cieplak”. A poczekać to mógłbyś z tymi czekoladkami…
Józef oderwał list i zaczął czytać głośno:
„Drodzy przyjaciele
Jutro wyjeżdżam do Bostonu, ale nie mogłem tego zrobić, bez pożegnania się z Wami. Mam nadzieję, że zaszłe wydarzenia nie zaciemnią Waszych dobrych wspomnień o mnie.
Pozdrawiam Was i życzę Wam wszystkiego najlepszego, łącznie z Ulą.
Piotr Sosnowski”
-Co za niezwykły gest – wzruszył się pan Józef – Piotr to wspaniały chłopak, prawda?
-Czy on naprawdę oczekuje, że się z nim zgodzę? – zapytał w duchu Marek. Jednak szczęśliwie nie musiał odpowiadać na to pytanie, bo wtedy wreszcie wróciła Ula.
-Marek, już jesteś… – rozpromieniła się na jego widok, co prawie wynagrodziło mu wcześniejsze przeżycia – wybacz, że czekałeś… – podeszła do niego i czule ujęła jego dłonie.
-Ula, czy wiesz, kto napisał? – Józef był wyraźnie podekscytowany – Piotr napisał!
-Taaak? – Ula spokojnie rozkładała pączki na talerzu w kuchni.
-Napisał, że jutro wyjeżdża. I moim zdaniem, powinnaś do niego zadzwonić i się pożegnać.
-Ale on to napisał wczoraj, czyli to chyba dzisiaj wyjeżdża… Albo może specjalnie tak napisał, bo wiedział, kiedy dostaniemy ten list? – rozważał Jasiek – w każdym razie, Ula, czy możemy zjeść te czekoladki do pączków?
-Oczywiście… ja i tak nie przepadam za wiśniami w czekoladzie – Ula jakby nieco przygasła. Dobry humor odzyskała dopiero podczas spaceru z Markiem.
-Jak ci smakowały pączki? – gawędziła wesoło – Nie byłam pewna, jakie lubisz, więc wzięłam i z nadzieniem toffi, i czekoladowo-wiśniowym. Wiesz, nigdy mi pączki się nie udawały – wychodziły albo zbyt twarde, albo za bardzo nasączone tłuszczem…
-Ula, jeśli chcesz zadzwonić do Piotra, by się z nim pożegnać, to nie musisz się tego pozbawiać ze względu na mnie.

piątek, 3 września 2010

(Nie) dorosła miłość - opowiadanie Michaliny cz.6

Był sobotni poranek, październikowe słońce delikatnie ogrzewało twarze przechodniów. Spadające z drzewa liście tworzyły wielobarwny dywan pokrywający chodnik. Ola właśnie kierowała się w stronę biblioteki studenckiej, miała bowiem do przygotowania informacje na temat teatru elżbietańskiego. Dziewczyna nigdy nie była rannym ptaszkiem, wręcz przeciwnie zawsze preferowała tzw.: życie nocne, dlatego idąc ulicą cały czas ziewała. Przechodziła koło jakieś kafejki, postanowiła, ze wejdzie i napije się kawy przed rozpoczęciem nauki. Pech chciał, że gdy szła z filiżanką czarnego napoju w ręce, ktoś z impetem na nią wpadł, ona przewróciła się, a kawa wylała się na jej notatki. Mało tego, mężczyzna, który był sprawca całego zdarzenia zaczął na nią krzyczeć:

-No jak chodzisz pokrako, trzeba patrzeć pod nogi, a nie.- wydzierał się ów człowiek.

- Przepraszam, ale pragnę przypomnieć, że to pan na mnie wszedł.- nie zdążyła powiedzieć, gdyż oburzony mężczyzna powiedział:

-Nie dość, że nie umie chodzić, to jeszcze pyskata. Zupełny brak kultury.

Młoda Dobrzańska już chciała coś odpowiedzieć, gdy usłyszała za sobą skądś znany jej męski głos.

- Przepraszam, że się wtrącę, ale bez kultury to jest pan. Nie dość, że przewraca pan ludzi, niszczy im rzeczy, to jeszcze ich obraża. Nie wstyd panu tak krzyczeć na piękną kobietę?- mówił spokojnie acz stanowczo Aleks Febo.

Zarówno Ola jak i mężczyzna, który ją przewrócił zdziwieni odwrócili się w stronę Aleksa. Dziewczyna była poruszona, nie dość, że taki dojrzały mężczyzna stanął w jej obronie, to jeszcze nazwała ją- `piękną kobietą` . Chyba nikt tak jeszcze o niej nie mówił, zawsze byłą: dziewczyna, młoda dama itp., Dlatego teraz poczuła się naprawdę wyjątkowo, a tajemniczy Febo coraz bardziej ją intrygował.

Natomiast nerwowy pan, chyba bardziej ze zdziwienia, niż poczucia obowiązku zaczął przepraszać dziewczynę:

-Ma pan rację, trochę mnie poniosło, nie powinienem się tak unosić. Bardzo panią przepraszam i za moje nerwy i za ten wypadek, ja bardzo chętnie kupię pani kolejną kawę.- tłumaczył się jakby odmieniony mężczyzna.

- To miło z pana strony, ale dziękuje poradzę sobie, a pan niech już lepiej idzie, bo wydawało mi się, że pan się gdzieś spieszy- odpowiedziała Ola.

-Aa tak, to w takim razie jeszcze raz przepraszam. Do widzenia państwu.- powiedział i szybko zniknął z ich pola widzenia.

Ola cały czas nie mogły wyjść, ze zdziwienia, a Aleks jakby nie zwracając na nią uwagi zaczął zbierać z podłogi jej zalane kawą notatki. Gdy podarował jej górę notatek dziewczyna w końcu się odezwała:

-Jestem panu niezmiernie wdzięczna, zarówno za przegonienie tego niecierpliwego człowieka jak i za pomoc w zbieraniu notatek.

-Cała przyjemność po mojej stronie- odpowiedział mężczyzna i szarmancko się uśmiechnął, a OIa poczuła jak `uginają się` pod nią kolana.



-Wiem pan co? Chyba jestem panu winna kawę, jeżeli tylko ma pan ochotę- zapytała- młoda Dobrzańska.

-Dobrze, ale to ja zapraszam i pod warunkiem, że będzie mi pani mówiła po imieniu- stwierdził Febo i puścił jej oko.

-W takim razie, może w ogóle przejdziemy na `ty`- zapytała dziewczyna kusząco przygryzając wargę, a za raz po tym wyciągnęła w jego imieniu rękę;

- Aleksandra Dobrzańska

Aleksander Febo- powiedział i oboje wybuchneli śmiechem, a za raz potem on stwierdził:

- Imię się zgadza, tylko nazwisko nie..- i znów zaczęli się śmiać.



Po chwili siedzieli już przy jednym ze stolików i spokojnie rozmawiali, patrząc sobie w oczy. Ola właśnie opowiadała o tym jakim wykładowcą jest Paweł, kiedy zadzwonił telefon Aleksa:

-Przepraszam Cię, ale muszę odebrać- zwrócił się do Oli, a gdy zobaczył, ze z aprobata kiwa głową odebrał telefon:

-No część Paulinko.

-Część braciszku, możesz mi powiedzieć, co się z Tobą dzieje, nie odzywasz się- chciała kontynuować, ale on jej przerwał:

-Paula nie mogę teraz rozmawiać, odezwę się potem- stwierdził i zakończył rozmowę.

-Ale Aleks.- nie zdążyła już powiedzieć nic więcej, gdyż usłyszała głuchy dźwięk przerwanego połączenia.



Tymczasem w kafejce:

-Dziewczyna?- zapytała jakby zawiedziona Ola.

-Nie.

-No to w takim razie żona.- nawet nie spytała a stwierdziła.

-Też pudło, siostra.- powiedział i zaśmiał się Aleks, młoda Dobrzańska też się uśmiechnęła.

-Jestem rozwiedziony, a dziewczyny, czy narzeczonej nie mam- kontynuował już poważnie Aleks.

- No to podobnie jak ja.- odpowiedziała Ola.

-Tez jesteś rozwiedziona? W tym wieku?- mówił śmiejąc się Aleks.

- Nie, ale nie mam ani męża ani chłopaka, czy narzeczonego- uśmiechnęła się a jej oczy razem z nią.

-Nie wierze, taka piękna dziewczyna jest sama?- zapytał ciekawsko Febo.

- O to samo mogłabym zapytać Ciebie- zripostowała się dziewczyna.

-Ależ to nie to samo, ty jesteś piękna, młoda, urocza. mam wymieniać dalej- kokietował Aleks.

-A ty co, masz już 80 lat i tylko laseczka, pilot w ręce i resztę życia przed telewizorem?- żartowała dziewczyna.

- No do 80 to mi jeszcze trochę brakuje, ale ta laska to by się przydała- odpowiedział Aleks i kolejny raz tego dnia oboje wybuchneli śmiechem.



Rozmawiali jeszcze długo, a o nauce w tym dniu nie było w ogóle mowy, Ola co prawda wróciła do domu około 15;00, ale jej myśli ciągle były gdzieś daleko, więc nie mogła się na niczym skupić.

Miała świetny humor, cały czas się uśmiechała, miała ochotę skakać i tańczyć, ale postanowiła, że wyciągnie Anuśkę na zakupy.



Spotkały się o 16:30 przed centrum handlowym, zaczęły rundkę po sklepach, wybierały, mierzyły i kupowały mnóstwo ubrań, były nawet w sklepie z perukami, chcąc sprawdzić, czy inny kolor włosów tez by im pasował.

Wreszcie około 20:00 wykończone sklepowym maratonem, stwierdziły, ze kupią coś na wynos i pojada do mieszkania młodej Dobrzańskiej. Kupiły sushi, Ola na szczęście nie odziedziczyła po Uli alergii na ryby, nie mogła jedynie jeść orzechów laskowych i soii.



W tym samym czasie Aleks skontaktował się z Paulą, która poprosiła go o pomoc w związku z ich firmowym jubileuszem. Mimo to chociaż próbował pracować cała popołudnie jego myśli krążyły gdzieś daleko. Kolejny raz zastanawiał się nad swoim życiem prywatnym, nad tym, że na tym polu odniósł całkowitą klęskę, ale że mimo to wierzy, że coś może się zmienić, a raczej, ze ktoś może to zmienić.



Minęły niecałe dwa dni, a Aleks nie mógł przestać myśleć o Aleksandrze Dobrzańskiej, zdawał sobie sprawę, że jest od niej dwa razy straszy, że mógłby być jej ojcem, ale mimo wszystko coś go w tej dziewczynie pociągało, może ta naturalność, szczerość, albo to, że po raz pierwszy ktoś patrzy na niego nie przez pryzmat tego co robi, posiada, jaką ma pozycję zawodową, czy stan konta, ale ważne było jego wnętrze. To nie była miłość, bo na to było stanowczo za wcześnie(widzieli się dopiero dwa razy), ale z pewnością zauroczenie. Ola czuła się podobnie, imponował jej ten dojrzały mężczyzna, który widział w niej kobietę i który chciał ją wysłuchać, mając świadomość wartości jej słów.

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Czternasta część wersji "po zakończeniu" Marty2

Jako gościnni gospodarze Dobrzańscy dali pierwszeństwo ciastu zrobionemu przez gościa, ale ich zachwyty nad nim nie wypływały jedynie z kurtuazji. Ula żałowała, że wizyty nie można zaczynać od ciasta.
Po obiedzie wszyscy usiedli w ogrodzie, popijając herbatę lub soki owocowe. Ula zdobyła się na tyle pewności siebie, że głośno wyraziła podziw dla piękna ogrodu.
-Wy również macie ogród, o ile pamiętam – powiedział Krzysztof – choć prawdę mówiąc, niewiele z niego widziałem.
-A gdzie ty właściwie mieszkasz, Urszulo? – zainteresowała się Helena. Uznała bowiem, że teraz przyszedł już czas na podobne pytania.
-W Rysiowie, proszę pani. To małe miasteczko niedaleko Warszawy – dodała.
-I wciąż jeszcze mieszkasz ze swoją rodziną? – indagowała dalej Helena. Gdy Ula potwierdziła, Helena wyraziła zdziwienie, że jej siostrzyczka może być taka mała.
-To zapewne siostra przyrodnia?
Ula czuła rozbawienie pomieszane z irytacją, gdy zapewniała panią Dobrzańską, że ależ skąd. Z jednej strony cieszyło ją, że matka Marka się nią interesuje. Z drugiej jednakże – nigdy nie lubiła takich rozmów.
-Może jestem nazbyt ciekawska, Urszulo – usprawiedliwiała się Helena – ale zdziwiła mnie trochę ta różnica wieku między wami. Zwłaszcza, że twój brat też jest dorosły.
-Tak, Jasiek zdał maturę i dostał się na studia – na Turystykę i Rekreację na Akademii Górniczo-Hutniczej.
Marek zauważył, że Ulę męczą te pytania i po gratulacjach rodziców z powodu brata zaproponował, że pokaże jej ogród.
-Teraz, synu, zapraszam cię na partię bilarda – zaśmiał się Krzysztof – ogród może pokazać jej mama, zwłaszcza że ty nie odróżniłbyś goździków od słoneczników…
Panowie ruszyli do biblioteki, a panie oglądały kwiaty. Helena ścinała róże i układała je w bukiet.
-Uwielbiam kwiaty – westchnęła.
Ula patrzyła zachwycona. Ona również zawsze kochała kwiaty. Chciała o tym powiedzieć Helenie, ale obawiała się, że zostanie to uznane za próbę podlizania się… Chociaż skoro Helena zaczęła o tym mówić, to pewnie oczekuje jakiejś odpowiedzi… Gdy rozważała tą sprawę, pani Dobrzańska zmieniła temat:
-Wybacz, że tak zareagowaliśmy z Krzysztofem, kiedy powiedziałaś, że nigdy nie byłaś za granicą, ale nas to zdziwiło. Nie martw się jednak, przy Marku na pewno szybko nadrobisz zaległości. On zna wiele wspaniałych miejsc w całej Europie. Nie wiedzieć czemu wolał cię zabrać do domku na plaży.
-Pani Heleno, mnie się tam bardzo podobało. I chciałam Państwu gorąco podziękować za pozwolenie.
-Ależ absolutnie nie musisz – dobrze, że ktoś tam w końcu pojechał. To rzeczywiście ładne miejsce i czasem warto oderwać się od tłumów. Pschemko czasem je odwiedzał, gdy go napadał odpowiedni nastrój. Oczywiście nie można się do tego ograniczać – dodała – dlatego moim zdaniem powinnaś dać Mediolanowi szansę…
Ula spojrzała zdziwiona, gdy Helena ciągnęła:
-Rozumiem, że to miasto może ci się źle kojarzyć, ale lepiej byłoby o tym nie myśleć. To już przeszłość, to za wami.
Dopiero po chwili dziewczyna pojęła, o czym tamta mówi. Ale przecież ona wcale o tym nie myślała. Naprawdę. Spojrzała na balkon, na którym Marek oświadczał się Pauli. To przeszłość, która już była za nią… Teraz ona nie stała już pod balkonem – choć może jeszcze też nie była na tym balkonie…
Partia bilardu nie była zbyt ekscytująca, gdyż Marek był mało zaangażowany w grę. Co chwila wyglądał przez okno i patrzył w kierunku siedzących tam kobiet.
-Pilnujesz, czy mama nie robi Uli krzywdy? – roześmiał się Krzysztof. Poklepał syna z uczuciem po ramieniu i nie wyglądał wcale na rozczarowanego z powodu braku interesującej gry.
A potem już był czas na powrót. W samochodzie Ula wciąż zastanawiała się, czy powinna była podzielić się z Heleną tym, że ona też kocha kwiaty. Myślała również o tym, jak jej poszedł ów egzamin – kiedy będą wyniki i czy zasłużyła na poprawkę…

sobota, 28 sierpnia 2010

Trzynasta część wersji "po zakończeniu" Marty2

Ula skończyła polewać jabłecznik czekoladą. Wyglądał przepięknie… Teraz ona również musiała się dobrze prezentować.
Gdy wyszła z łazienki w szarej sukience, jej tata wpatrywał się w ciasto leżące na stole kuchennym.
-Dla was też upiekłam, całą blachę…
Pan Józef podziękował, ale wyglądał na pogrążonego w myślach. Gdy dziewczyna wychodziła, dopiero się odezwał:
-Ula, nie przejmuj się tym wszystkim. Jeśli oni nie potraktują cię właściwie, to znaczy, że nie są ciebie warci.
Dotknęły ją te słowa, mimo że wypływały z troski o nią. Nie chciała jednak teraz dyskutować na ten temat z ojcem – zwłaszcza, że Marek miał za chwilę przyjechać, a ona wolała, by ją odebrał z ulicy i nie wchodził do domu…
Podczas jazdy Marek zajrzał pod folię, w którą opatulone było ciasto Uli:
-Przepysznie wygląda… Aż wolałbym się nim nie dzielić… Czy nie byłoby lepiej, gdybyśmy je zjedli razem nad Wisłą, a na deser poszli na zapiekanki? Wiem, że nie możemy – dodał, gdy zobaczył jej minę – tylko żartuję…
Ten żart jednak tylko wzmógł drżenie serca Uli. Czuła się jak przed maturą.
Rodzice Marka przyjęli ich salonie. Ula z drżącym uśmiechem wręczyła im ciasto. Ich miny wyrażały głębokie zaskoczenie i przez chwilę dziewczyna myślała, że popełniła błąd. Jednak po chwili Helena z przyjaznym uśmiechem odebrała od niej blachę.
-To bardzo miło z twojej strony, Urszulo – jeśli możemy zwracać się do ciebie po imieniu…
Ula zapewniła, że oczywiście będzie bardzo rada. Gdy wszyscy szli do jadalni, zastanawiała się, jak jej na razie idzie. Tak jak na egzaminie nigdy nie wiadomo, co oznacza uśmiech egzaminatora…
Marek delikatnie dotykał Uli przez cały czas, co dodawało jej otuchy, ale przy stole zostali usadzeni po naprzeciwległych stronach. Poczuła się niepewnie, choć zganiła się za bycie dziecinną. Chociaż dom też jej pewności nie dodawał… Ani podana zupa, pachnąca jak jedna z nalewek taty. Ani prowadzone rozmowy o ludziach, których nie znała. Dlatego też Helena postanowiła za wszelką cenę włączyć dziewczynę do rozmowy:
-Macie dużo pracy?- zagadnęła Ulę.
-Tak, oczywiście…. Jak zawsze – dodała szybko, by nie wspominać braku pomocy, spowodowanego nieobecnością rodzeństwa Febo. Czuła, że to nie byłby bezpieczny temat. Dlatego nie kontynuowała. Skupiła się na głównym daniu, które na szczęście wyglądało bardziej tradycyjnie.
Helena jednak nie zamierzała zrezygnować z owego tematu. Był dla niej wygodny, jako że trudno jej było wymyślić, o czym miałaby rozmawiać z tą Urszulą – a na razie nie wypadało poruszać z nią zbyt prywatnych tematów.
-Chyba teraz, gdy powstała nowa marka, pracy wam przybyło. Nic dziwnego, skoro to rewelacja. Pomysły Pschemko są jak zwykle genialne i wizjonerskie – zachwyciła się.
Ula uśmiechnęła się, przypominając sobie, jakie problemy były z podejściem Mistrza do nowej marki. Napotkała spojrzenie Marka, który również uśmiechał się na to wspomnienie. Helena jednak nie zrozumiała tej wymiany spojrzeń.
Tym razem odezwał się Krzysztof:
–Na razie większość recenzji było pozytywnych – jednak nie wiemy jeszcze, jak zostanie przyjęta za granicą.
-Właśnie – czy myśleliście o wyjeździe do Mediolanu? – klasnęła w dłonie Helena – wkrótce następny Fashion Week… To mogłaby być szansa dla nowej marki.
-Myśleliśmy o tym – odpowiedział Marek – i raczej pojadę z tej okazji do Mediolanu.
-Urszula pojedzie z tobą? – zainteresowała się Helena.
-Ktoś powinien zostać w firmie – wytłumaczyła Ula – a zresztą prawdę mówiąc nigdy nie byłam za granicą i taki wyjazd to byłaby dla mnie cała wyprawa – dodała ze śmiechem. Helena i Krzysztof patrzyli osłupiali.
-Nigdy? – wydusiła Helena.
Marek zrozumiał, że nadszedł czas na zmianę tematu.
-Chyba nie będziemy rozmawiać przy deserze o sprawach firmy – zawołał wesoło – już nie mogę się doczekać ciasta Uli!
Wniesiono deser. Okazało się, że pani Zosia również zrobiła szarlotkę, tylko że z kruszonką. Był smaczny, zwłaszcza z bitą śmietaną. Ula jednak do swojego dodawała więcej cynamonu, a mniej wanilii.

środa, 25 sierpnia 2010

Analiza uczuć Marka i Uli cz.10 wg SWB

( od odc. 160)

Nadszedł dzień, którego, do niedawna Ula w ogóle nie brała pod uwagę, a teraz się go zwyczajnie boi – konkurs na dyrektora finansowego. Wie, co się stanie, z czym będzie musiała sobie poradzić, jeśli, niechcący, ten konkurs wygra. Widzi dumę ojca i Jaśka z awansu córki i siostry, zachwyt Maćka i dziewczyn, tylko ona jakoś nie potrafi się z tego cieszyć.
-Czym się martwisz? – pytają dziewczyny przy porannej kawie w bufecie.
-Co będzie potem.
-No, co będzie potem? Potem będzie kariera, zaszczyty, pieniądze…
„Kłamstwa, malwersacje, prokurator… „ – dopowiada Ula w myślach.
Dalsze rozważania snuje w łazience :” A może nie prokurator? Może da się znaleźć jakiś sposób, żeby wyjść z tego cało? Może niepotrzebnie panikuję?” Nikt, naturalnie, nie ma pojęcia, czym naprawdę zadręcza się Ula, tylko Ala ma jakieś przeczucia. Znajduje ją i wtedy okazuje się, że miała rację, chyba tylko nie sądziła, że jest aż tak źle.
-Ula, co to za panika? Co się dzieje?
-Boję się tego awansu.
-Ty? Przestań.
-No, bo z jednej strony bym chciała pomóc Markowi i.. A z drugiej, to wymaga… to może się po prostu okazać za trudne, no.
-Ale przecież trudności, to twoja specjalność. A, im trudniej, tym lepiej.
Ula widzi, że przyjaciółka nic nie rozumie, ale nie wie, jak jej powiedzieć prawdę. W końcu decyduje się i mówi wprost..
-Mamy złe wyniki. Bardzo złe. Naprawdę, żeby uratować Marka, żeby mu pomóc, musiałabym prowadzić kreatywną księgowość.
-To znaczy oszukiwać?
-Inaczej zarząd go odwoła.
-Nie możesz tego zrobić.
-Wiem.
-Ulka, jak zrobisz pierwszy krok będziesz musiała zrobić dalsze..
-Wiem, ale nie wiem, co robić?
-Wycofaj się z tego konkursu.
-A jak?
-Nie wiem – powiedz, że tego nie ogarniasz, że to jest zbyt odpowiedzialne…
-Ja obiecałam Markowi. Nie mogę tego zrobić. On tego nie zrozumie, przecież.
-To przegraj ten konkurs.
-Ala, ja nie mogę. Nie. Ja nigdy nie próbowałam niczego oblewać.
Wygląda na to, że sytuacja jest patowa. Właściwie, jedyną nadzieją jest przegrana w konkursie, jednak nie z powodu podłożenia się, ale dlatego, że lepszy okaże się Adam. Tylko, co wtedy z Markiem?
Aplauz na korytarzu przygotowuje jej Vola: „Przyszła pora, Cieplak na dyrektora”- wznosi okrzyki, czym zaskakuje, nie tylko zdenerwowaną Ulkę, ale także Paulę, która nie spodziewała się, że Kubasińska będzie jej kibicowała. Ula idzie do Marka. Chce wiedzieć, co się stanie, jeśli ona przegra.
-Ula, nawet nie biorę tego pod uwagę. Nie mów takich rzeczy. Jesteś najlepsza.
-A, jak przegram, to co?
-Ula…
-Marek, proszę cię, powiedz mi.
-No nie wiem, co by było. Koniec chyba, no bo co? Adam i tak zrobiłby wszystko, żeby udowodnić moją nieudolność, więc moje dni w tej firmie byłyby policzone. Ale, na szczęście się tym nie przejmuję, bo mam ciebie. Wiesz, że ratujesz mi życie?
Zastanawiałam się, jakiej odpowiedzi oczekiwała Ula i co innego mógł jej odpowiedzieć Marek, na tak postawione pytanie? W mojej ocenie, odpowiedź Marka była szczera, bo czyż nie taki właśnie byłby scenariusz dalszych wydarzeń? Dziewczyna także miała tego świadomość, więc… ? Czy ostatnie wersy jego wypowiedzi można odebrać, jako szantaż emocjonalny? Zimny i wyrachowany? Myślę, że to dość ryzykowne stwierdzenie i raczej na wyrost. Przyglądając się Dobrzańskiemu, wsłuch.ując w brzmienie jego głosu, optowałabym raczej za stwierdzeniem, że widząc lęk i zdenerwowanie, chciał jej dodać otuchy, zapewnić, że w nią wierzy, przekonać o mądrości, o tym, że intelektem na pewno przewyższa Adama, więc o wynik konkursu może być spokojna. Zaryzykowałabym też hipotezę, że Marek, owszem, zdawał sobie sprawę, czym była dla Uli zgoda na wzięcie udziału w konkursie, ale miał prawo przypuszczać, że skoro podjęła taką decyzję, niejako pogodziła się też z ewentualnymi jej konsekwencjami i o jej rozterkach, w momencie, kiedy stała przed nim, mógł nie mieć pojęcia.
Pomyślałam jeszcze o czymś. Przypomnijmy sobie scenę, kiedy Ula przyszła do niego i powiedziała, że weźmie udział w konkursie, bo go kocha i spróbujmy wyobrazić sobie, jak zareagowałaby Ula, gdyby on powiedział wtedy, że nie zgadza się na to, że już pogodził się z jej wcześniejszą odmową i zaakceptował ją. Przyglądając się wszystkim wcześniejszym zachowaniom Ulki w podobnych sytuacjach (zwłaszcza drugi kredyt), jestem niemal pewna, że przekonywałaby go do swojej decyzji, aż do uzyskania zgody. Spróbujmy tez wyobrazić sobie, że na pytanie :”A jak przegram, to co?” Marek odpowiada, że co prawda jego dni w firmie są wtedy policzone (w końcu taka prawda), ale ona nie powinna się tym przejmować, bo znajdzie się ktoś, kto lepiej będzie nią zarządzał. Myślę, że to właśnie byłaby spektakularna zagrywka, nosząca znamiona szantażu emocjonalnego.
Pozostawiam ten przydługi wywód, bo… właśnie rozpoczął się konkurs. Marek, przez szybę przygląda się zmaganiom Ulki i Adama. Z całą pewnością nie jest wyluzowany. Pytanie, jakie niedawno zadała mu Ula, zapewne czai się gdzieś z z tyłu głowy. Podobnie, jak następne – dlaczego je zadała? Czyżby chciała się podłożyć i odpaść? Na tych rozmyślaniach zastaje go Seba.
-Co jest? Martwisz się o nią? Da sobie radę. Mimo wszystko, to bystra dziewczyna. Zakasuje Adama w pięć minut.
-O ile będzie chciała.
-A co? Stało się coś?
-Nie wiem. Mam nadzieję, że nic.
Tymczasem, w konferencyjnej, Krzysztof wsłuch.uje się w wypowiedzi obojga kandydatów. Jest wyraźnie zadowolony z ich wiedzy. Adam jest przekonany o swojej wyższości nad Ulą i odpowiadając na pytanie, co kandydaci chcieliby usprawnić, czy zmienić na stanowisku, o które się starają, wpada w patetyczny ton. Zachwyca się dotychczasową współpracą z Aleksem i tym, czego się od niego nauczył, przypomina chwile, kiedy Krzysztof przyjmował go do pracy i dał mu szansę zaistnieć.
„Teraz powinny wejść skrzypce, albo harfa” – konkluduje w myślach Ula.
-Ta firma jest dla mnie wszystkim. To jest mój dom – „A teraz dzwony”- uzupełnia Ulka.
-A pani, pani, pani Urszulo? Dlaczego chce pani zostać dyrektorem finansowym?
Co odpowiedzieć na takie pytanie, bo przecież nie prawdę? Ula odwraca się i widzi za szybą Marka. To jest jej odpowiedź, choć nie wiem, czy Krzysztof to zauważył….
Przesłuchanie skończone. Ula wychodzi i w drzwiach dopada ją Marek. Jest niespokojny i żywotnie zainteresowany przebiegiem rozmowy oraz tym, jak sobie poradziła z odpowiedziami. Cieplakówna nie rozwodzi się zbytnio nad wydarzeniami sprzed kilku chwil, co potęguje napięcie u prezesa. Uwalnia Ulę od zniecierpliwionej oczekiwaniem na werdykt Violi i zabiera ją z korytarza w nadziei, że w rozmowie w cztery oczy być może usłyszy jakieś szczegóły.
W konferencyjnej zbierają się : Krzysztof, Aleks, Marek, Ula i Adam. Krzysztof zabiera głos. Na twarzach pozostałych maluje się zaciekawienie i napięcie.
-Zostałem poproszony o rozstrzygnięcie konkursu na dyrektora finansowego, aby zapewnić bezstronność wyboru. I, co równie ważne, aby Aleksa zastąpił możliwie najlepszy fachowiec. ( Adam z Aleksem wymieniają porozumiewawcze spojrzenia, bo przecież nie mają wątpliwości, że tym „najlepszym fachowcem” może być tylko Adam.) Muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem profesjonalizmu obojga kandydatów. Pani Urszulo, będę szczery. Nie spodziewałem się, że osoba tak młoda, można powiedzieć, świeżo po studiach, może prezentować tak szeroką wiedzę i dojrzałe poglądy. Myślę, że przed panią długa i wspaniała kariera. Może nawet zostanie pani prezesem, ale na razie musi się pani zadowolić stanowiskiem dyrektora finansowego.
-Słucham?
-To pani zastąpi Aleksa. Gratuluję.
Ula jest bardziej niż zdziwiona. Marek – zaskoczony, zadowolony, szczęśliwy. Rzec by można – nic dziwnego. Przecież dostał to, czego chciał. Znowu się udało, znowu się powiodło. I to na pewno jest prawda, ale nieśmiało zapytam – czy jedyna? Może zarzucicie mi dostrzeganie w Marku tego, czego w nim nie ma. Może istotnie wynika to z mojego postrzegania świata i ludzi, a może z naiwności, jednak ja widzę jego zadowolenie nie tylko z tego, że pojawiła się realna szansa wybronienia własnego tyłka,ale także radość z tego, że Ula wygrała – że została doceniona jej wiedza, profesjonalizm i to przez tak wytrawnego znawcę tematu, jak jego własny ojciec. Cieszy go, że nie pomylił się, typując Cieplakównę, choć ta propozycja przecież została przyjęta z dezaprobatą, żeby nie powiedzieć – z ironią.
Nominacja Ulki spotyka się z wielkim zadowoleniem i radością także u dziewczyn. Czekają na nią pod drzwiami, a kiedy wychodzi z Markiem, składają gratulacje, obdarowują kwiatami, zabierają na kawę do bufetu.
Kiedy tylko pojawia się u siebie, Marek zabiera ją stamtąd.
-Marek, gdzie ty mnie ciągniesz?
-To niespodzianka.
-Ale ja chyba wolałabym wiedzieć.
-Ula, w szkole, to ty chyba byłaś „popsuj zabawę”?
-Nie. Tak się składa, że wręcz przeciwnie – byłam obiektem niezłej zabawy.
-Zamknij oczy.
-Ja nie chcę…
-Ula, to przynajmniej nie marudź. Chodź.
Nieoczekiwanie na korytarzu pojawia się Paulina.
-Marek, mogę cię prosić na chwilę?
Ula próbuje się wycofać, ale Dobrzański ją zatrzymuje.
-Nie, nie. Spokojnie. To zajmie tylko chwileczkę, więc…
Paula jeszcze tylko składa nowej pani dyrektor gratulacje i nie zapomina dodać, że ponieważ to Krzysztof decydował, uznaje jego wybór za wiarygodny i oczekuje, że Ula godnie zastąpi Aleksa. Po czym odchodzi z Markiem na bok.
-Kochanie, nie planuj niczego na wieczór. Dawno nie mieliśmy…
-Nie, nie Paula. Przykro mi, ale wszystkie najbliższe wieczory mam totalnie zajęte.. Nie, no nie patrz tak na mnie. Zarząd coraz bliżej, a czasu coraz mniej, a pracy – uwierz mi- jeszcze sporo. Przykro mi.
Myślę, że taka odpowiedź Marka zasługuje na uwagę. Nawet nie daje narzeczonej skończyć zdania, tylko od razu wpada jej w słowo. Wiadomo przecież, że nie chodzi o nadmiar pracy. Nawet Paulina to wie. Tak na pewno nie zachowuje się kochający mężczyzna, który za chwilę ma wziąć ślub. On się izoluje, ucieka, ale przecież nie gdziekolwiek. Każda wolną chwilę rezerwuje dla Uli. Wieczory także. Nie na wypady z Sebą do klubu, ale na spotkania z nią. Dlaczego? Bo mają pisać raport? Nonsens – jeszcze niczego z nią w tym temacie nie uzgadniał, a poza tym, to Ula ma go pisać, a on jedynie zapoznać się z końcowym efektem. Powiedzmy, że jeszcze uzgodnić jakieś detale, ale to wszystko. Już od pewnego czasu, zdecydowanie woli przebywać w towarzystwie Cieplakówny, niż Pauli. Chce z nią być jak najdłużej , jak najczęściej i jak najbliżej. Nie zastanawia się, dlaczego. Po prostu ,taką ma potrzebę, ciągnie go do niej.
Po krótkiej wymianie zdań z Paulą, prowadzi Ulę do gabinetu Aleksa, który od tej chwili ma być jej miejscem pracy. Pierwsza zabawna historia ma miejsce już przed drzwiami, kiedy zmieszana Dorota zwraca się do Uli „pani dyrektor”, proponuje kawę… Ula też z trudem odnajduje się w nowej roli, ale przypomina Dorocie, że były na „ty” i dodaje, że kawę też potrafi sama zrobić. Przy posągowym i chimerycznym Aleksie, Ula jawi się jej pewnie niczym anioł. Pierwsze lody przełamane. Marek wprowadza ją do gabinetu i obiecuje tak go zmodyfikować, żeby Ula czuła się w nim dobrze. Nagle drzwi otwierają się i wkracza Viola.
-Pani dyrektor wzywała?
-Pan prezes wzywał. Viola, słuchaj, trzeba jakoś rozweselić gabinet Uli. Nie wiem, może jakieś rododendrony, tak? Coś takiego (… ) No i niech przyniosą ten komputer, ok?
Na biurku pozostała fotografia Pauliny. Ula bierze ją do ręki i chyba nie bardzo wie, co z nią zrobić. Dobrzański zauważa to i szybko odbiera jej zdjęcie. Wie, że to dla niej na pewno mało komfortowy moment.
-To pewnie zapomniał. Ja wezmę.
Pomysłowość Violetty w urządzeniu gabinetu przerasta chyba ich oboje. Kubasińska jest świeżo upieczoną adeptką internetowego kursu „feng – szuja” i zdobytą wiedzę koniecznie chce teraz zastosować. Zarówno Ula, jak Marek nie nadążają za jej koncepcjami, które zmienia co chwilę. W końcu Marek ma dość i wysyła ją po wspomniany wcześniej komputer. Ula czuje się nieswojo, niepewnie, w miejscu, gdzie do tej pory urzędował Aleks.
-Marek, a może ja jednak zostanę tam, gdzie byłam, bo tu jest dziwnie.
-Ula, daj spokój. Masz teraz poważne stanowisko. Nie możesz siedzieć w sekretariacie. Proszę cię…
-Proszę…
-Pomyśl, jak to będzie wyglądało. Będziesz miała ważne spotkania, rozmowy, o których nikt, tak naprawdę nie powinien wiedzieć… To na razie spokojnie się rozpakuj.
Marek, wychodząc z gabinetu, w drzwiach mija się z Alą.
-Pani dyrektor…
-Nie żartuj, błagam cię.
-No i co teraz będzie? Nowa Ula?
-No… chyba tak.
-Oby nie.
-Słuchaj, naprawdę wcale się nie starałam i nie mam pojęcia, dlaczego Krzysztof mnie wybrał. Nie wiem.
-Ale nie musisz mi się tłumaczyć.
-Bo, po prostu, nie potrafię się podłożyć, wiesz? Jak ktoś zadaje mi pytanie, to ja odpowiadam.
-Ula, proszę cię, spokojnie. Ja przyszłam ci pogratulować i dać to na szczęście. Wymyślisz coś, prawda? Żeby nie fałszować tego raportu.
Ula wie, że Ala ma rację – powinna coś wymyślić, tylko co? Emocje dzisiejszego dnia wykończyły ją. Z rozmyślań wyrywa ją dzwonek telefonu – to Dorota pyta, czy przynieść jej kawę, czy herbatę? Nie ma ochoty ani na jedno, ani na drugie. Ledwie odkłada słuchawkę, telefon dzwoni ponownie. Ula, przekonana, że to znowu sekretarka, mówi:
-Ale ja naprawdę dziękuję.
-Ale za co? – pyta… Marek. – Marek Dobrzański z tej strony. Czy rozmawiam z panią dyrektor Cieplak?
-Chyba…
-Chyba?
-Panie prezesie, a czy to jest coś ważnego, bo właśnie przeżywam kryzys tożsamości?
-Jak sobie pani wszystko poukłada ładnie na swoim biurku, jak na przykład papiery i wszystkie długopisy, to jestem pewny, że pani przejdzie.
-Myśli pan?
-Proszę mi zaufać. Jestem przekonany, że wkrótce spodoba się pani nowa tożsamość.
-Nooo nie wiem.
-Ula, wszystko dobrze?
-Tak, tak – jak najbardziej.
-No, w takim razie, mam nadzieję, że uczcimy twój sukces?
-Dzisiaj?
-No, po pracy. Co ty na to?
-No nie wiem. Jestem bardzo zmęczona. No i tata siedzi w domu i czeka z zaciśniętymi kciukami, wiesz….
-A, jasne, rozumiem. Czyli dzisiaj świętowanie z rodziną, zasłużony odpoczynek. No to kiedy?
-Co, kiedy?
-Kiedy się spotkamy?
-No nie wiem. Teraz pewnie będę bardzo zajęta, więc trzeba będzie się umawiać z wyprzedzeniem.
-No to dlatego umawiam się z wyprzedzeniem. Pozwoli pani, że zapiszę sobie termin naszego spotkania w kalendarzu, żeby mnie później pani nie mogła wykpić. No to kiedy?

Mam wrażenie, że ta niewinna, trochę zabawna rozmowa jest takim dość widocznym początkiem zmian w relacjach między Ulą i Markiem. Do tej pory, najczęściej ona szukała pretekstów do spędzenia z nim, choćby paru chwil poza pracą. Teraz on zaczyna przejmować inicjatywę i wydaje mi się, że jest mu nawet trochę smutno, z tego powodu, że Ula nie może mu poświęcić tego wieczoru. Rozumie to, ale widać, że chciałby, żeby było inaczej. Czy może chodzić tylko o tani gest, za którym kryje się ten nieszczęsny raport? Wiem, że niektórzy na pewno będą tak uważali, ale ja tego tak nie widzę. Już sam, trochę niekonwencjonalny sposób, prowadzenia tej rozmowy wskazuje na to, że on autentycznie cieszy się z jej sukcesu i, na pewno nie tylko dlatego, że dzięki temu może nadal próbować przeforsować swój plan związany z raportem. Gdyby tylko o to chodziło, wystarczyłyby przecież normalne gratulacje, bo to, co chciał osiągnąć już się stało, a reszta jest tylko formalnością (no prawie, ale nie wymaga przecież jakichś nadzwyczajnych zabiegów). Od początku wiadomym było, również dla Uli, co oznacza w tym momencie objęcie tego stanowiska i ona się na to zgodziła. Nie bez oporów i moralnych dylematów, to prawda, ale…

Tymczasem, zapłakana Paulę znajduje w łazience Violetta. Wcześniejsza rozmowa z Markiem, znowu obudziła jej podejrzenia,a w zasadzie przekonanie, o romansie narzeczonego.
-Marek jednak kogoś ma.
-Co ty? Marek? Ma najwyżej pracę i… Brzydulę na boku.
-Violetta, nie zwiedzie mnie już Brzydulą. Masę razy to przerabiałam – nie mogę, nie mam czasu, jestem zajęty. Ciekawa jestem tylko, kto to jest?
Dzięki słusznym, skądinąd, podejrzeniom Pauliny, Viola załapuje się na kolejną „misję” – ma pilnować Marka non stop. Korzystając z tego, że Ula awansowała, ma mieć pod ścisłą kontrolą wszystko – od terminarza spotkań, po rozmowy telefoniczne.

Poranek, po ciężkim minionym dniu, wcale nie jest łatwiejszy. Józef, z jednej strony cieszy się sukcesem córki, z drugiej, jednak zadręcza się Jaśkiem, który wyprowadził się z domu. Jest przekonany, że jeśli ktokolwiek jeszcze może mu przemówić do rozumu, to jest to tylko Ula.
-Ty, Ula, zawsze byłaś rozsądna.
„Taka rozsądna, że dałam się wpuścić we własny gabinet i cały ten kram” – Ula nadal bije się z myślami, jak rozwiązać problem, w który sama się wpakowała.
W pracy – uroczyste powitanie nowej pani dyrektor przez Dorotę i Adama, który, przy okazji, próbuje się wkupić w jej łaski, obgadując Aleksa. Nie zapomina również, trochę na marginesie, wspomnieć o konsekwencjach niewygranego konkursu, tzn. gigantycznym kredycie, który wziął będąc pewnym zwycięstwa, a teraz nie będzie miał go z czego spłacać.
-Możesz być spokojny. Nie zamierzam cię zwalniać.
Adam nie może uwierzyć w to, co usłyszał. Przecież był pewien, że przychodzi tylko odebrać zwolnienie. Jest wzruszony i wdzięczny.
Ula idzie do Marka.
-Można?
-Jasne, jasne. Wejdź.
Dobrzański wstaje pospiesznie, zamyka żaluzje, żeby nikt z korytarza nie mógł ich zobaczyć, po czym obejmuje wpół stojącą przy biurku Ulę i całuje ją. Nie jest to, bynajmniej, przyjacielski pocałunek, więc jaki? Judaszowski? Czy rzeczywiście kryją się za nim tylko jego własne, spektakularne interesy? Czy jest w nim wyrachowanie i cynizm? Wydaje mi się, że taka ocena byłaby nie do końca dla niego sprawiedliwa. Jest wielce prawdopodobne, że światełko z napisem „raport” pali się gdzieś tam w jego głowie, ale w całej tej scence, w jego geście, spojrzeniu jest coś, co może wbrew niemu samemu, wskazuje na to, że chodzi tu o coś zgoła innego. O nią samą, o Ulę i jego coraz większą słabość do niej.
Ula jednak, tym razem nie czułości ma w głowie i delikatnie wymyka się z jego objęć. Trochę go to peszy i nadrabiając miną zaczyna rozmowę.
-Jak pierwszy dzień na nowym stanowisku?
-Dziwnie. Kwiaty, uśmiechy, kawa…
-No, spokojnie. Przyzwyczaisz się.
-No, wątpię. A już na pewno nie do fałszu.
-Ula, wszyscy tutaj bardzo dobrze ciebie znają, a reszta dołączy do nich, jak zobaczy, jaką super szefową jesteś.
-No, mam nadzieję, ale to nie jest problem, bo tak naprawdę przyszłam tutaj, żeby… porozmawiać o raporcie.
Miły nastrój pryska. Marek poważnieje.
-Wiesz, jaka jest sytuacja? – pyta.
-Tak, kiepska.
-I wiesz, czego oczekuje zarząd, nie?
-Prawdy.
-Dobrych wyników.
-Dobre wyniki będą. Za pół roku.
-I myślisz, że zarząd będzie tyle na nie czekał?
-Ja myślę, że Paulina i twoi rodzice na pewno zrozumieją, że potrzebujemy czasu. Przecież jest kryzys.
-Tak, tylko pozostaje nam jeszcze Aleks.
-Aleksa może przekonać twój ojciec.
-Ale tego nie zrobi. Znasz go, tak? Wszystko według reguł. On tylko czeka, żeby mnie stąd wyrzucić. Nie odpuści sobie tego.
Ta rozmowa jest bardzo emocjonalna. Oboje są zdenerwowani, mówią podniesionym głosem.
-Marek, ja wiem, że to jest ryzykowne, ale przynajmniej uczciwe.
-Dobrze, dobrze. W takim razie wylecę stąd, ale uczciwie.
-Marek, proszę cię, no. Chociaż spróbujmy. Pozwól mi napisać ten raport po mojemu.
Dobrzański nie wie, co powiedzieć. W zasadzie, milczenie jest wyrażeniem zgody.
Słowa wypowiedziane przez Marka mogą potwierdzać teorię, że cały czas chodziło mu wyłącznie o własne interesy, więc i tym razem nie było inaczej. Mogą, ale czy muszą? Czy tylko o to chodzi? Czy tak jest na pewno?
Mam wrażenie, że Marek od początku jest przekonany, że jego pozycję w firmie może utrzymać tylko fałszywy raport, gdzie wszystko będzie jasno i przekonująco napisane. Zna Aleksa i jego zakusy na prezesurę. Zna też swojego ojca, który nie raz już punktował jego niepowodzenia, nawet jeśli nie były one wyłącznie jego winą. Wie także, jak wielki wpływ na zdanie Krzysztofa potrafi mieć Aleks, któremu ten wierzy bardziej, niż własnemu synowi. Z tego powodu uważa, że wiara Uli w to, że rodzice zrozumieją przejściowe kłopoty firmy (nawet jeśli spowodowane są kryzysem) i jeszcze przekonają do tego Aleksa, jest marzeniem ściętej głowy. Sądził, że Ula też to zrozumiała i temat uważał, niejako, za zamknięty, a teraz chciał się zająć… nią, ich prywatnymi relacjami. Tymczasem właśnie okazało się, że to, co dla niego jest oczywiste, dla niej wcale takie nie jest. Ona ma jakieś inne pomysły. Zaskoczyła go prośbą :”pozwól mi napisać ten raport po mojemu”. Nie wie, co to oznacza, bo wydawało mu się, że nie ma żadnego innego sposobu. Nie chce stawiać sprawy na ostrzu noża. Milczy.
„Ja przekonam Marka, Marek przekona Krzysztofa, Krzysztof przekona Aleksa – na pewno nam się uda. Przecież nie przejęłam gabinetu Aleksa, żeby przejmować jego metody” – optymistycznie rozpatruje całą sytuację Ula, siedząc w swoim gabinecie, kiedy pojawia się Jasiek z Magdą.
A Marek? Marek idzie do Seby. Chce odreagować rozmowę z Ulą.
-Seba, nie wyskoczyłbyś na squasha?
-Jak to? Teraz?
-No tak. Wiesz co, muszę wyjść z firmy, bo zwariuję zaraz.
-Co się stało?
-W tym sęk, że właśnie nic się nie stało.
Powstaje pytanie – jeśli Markowi chodziło wyłącznie o to, żeby Ula napisała raport, zgodny z jego oczekiwaniami, to dlaczego nie powiedział kumplowi o rozmowie z nią i tym, że ona jednak nie bardzo chce to zrobić? I, że to właśnie jest powodem jego zdenerwowania? Sebastian przecież jest doskonale zorientowany w sprawie raportu, więc na pewno by go zrozumiał, a może jeszcze podrzucił jakiś pomysł, jak przekonać Ulkę. Od jakiegoś czasu, to właśnie swoje zwiększone zainteresowanie Ulką ukrywał przed przyjacielem, a nie sprawy firmowe.
-A ty co? Jakiś zadowolony jesteś?
-Noo. Wiosna jest. Dziewczyny zakładają krótkie spódniczki. Wszystko budzi się do życia.
-Nie zauważyłem.
-Ooo. No to ty naprawdę powinieneś stąd wyjść.
Nie zauważył? Marek? No właśnie – przecież chyba nie dlatego, że to sprawy F&D tak nagle przesłoniły mu świat? Nie mówiąc o tym, że poczuł nieoczekiwanie przypływ uczuć do Pauliny. Więc, o co chodzi…?
Jeszcze przed pojawieniem się Marka, Seba przeglądał jakiś kolorowy folder i w zasadzie, w czasie całej rozmowy zerkał do niego. Teraz zwróciło to uwagę Dobrzańskiego – wyjmuje mu go z rąk.
-Co to jest?
-Ośrodek taki, niedaleko Poznania. Wiesz… te… masaże, odnowa… takie różne. Tak pomyślałem sobie, że może kogoś by tam zabrać?
-Kogoś?
-No wiesz, jakąś pannę.
-Noo…
-Na przykład pomyślałem, że Violettę. Chyba by jej się spodobało, nie?
-Na pewno tak – odpowiada Marek, ale widać, że już myśli o czymś innym.
-Tak się zastanawiałem, że może spróbować z nią jakiegoś nowego otwarcia?
Marek, jakby trochę nieobecny, myśli nad czymś intensywnie. Ma plan?
-A ty co, też myślisz o jakimś nowym otwarciu?
-Może… tak.
-Kto to jest? Znam ją?
Marek przez chwilę zastanawia się nad odpowiedzią:
-To jest wyjątkowa dziewczyna.
-Nie, to nie znam. Ale czekaj, co z tym squashem?
-Innym razem, ok?
Dobrzański zabiera folder i wychodzi.
Jeśli Marek zamierza zabrać do SPA Ulę (a wiemy, że tak) i jeśli chodzi mu tylko o to, żeby przekonać ją w ten sposób do napisania raportu wg jego pomysłu, to dlaczego był tak tajemniczy wobec kumpla? Przecież mógł się spodziewać, że jeśli dobrze uargumentuje swój pomysł, to Seba tylko temu przyklaśnie. Tymczasem on zupełnie się z tym nie zdradza i myślę, że robi to z konkretnego powodu – nie potrafi nazwać tego, dlaczego chce tam jechać właśnie z nią, więc nie potrafi tego również racjonalnie wytłumaczyć przyjacielowi. Mówi o nowym otwarciu z wyjątkową dziewczyną, której chciałby ten wyjazd zaproponować. Sprawia wrażenie, że wie, co mówi i o czym mówi. Po co wspominałby Sebie o tym, gdyby chodziło tylko o cyniczne załatwienie partykularnych interesów? Kogo, jak kogo, ale jego, z którym niejedną wódkę wypił, niejedną dziewczynę poderwał, który doskonale znał te jego słabości i zawsze go krył w dodatku, nie musiałby przecież okłamywać. Miał więc powód, żeby to zrobić. Jaki…?

Ula, w pracowni Pshemko rozmawia z Izą, kiedy dzwoni Marek i prosi, żeby przyszła. Przed jej pojawieniem się, Dobrzański przegląda folder, ale chowa go, kiedy Ula wchodzi.
-Marek, coś się stało?
-Tak, tak. Słuchaj… mam propozycję nie do odrzucenia. Jutro jadę do szwalni w sprawie oszczędności. Mam kilka spotkań i tak sobie pomyślałem, że… może byś ze mną pojechała? – Chwila zawahania może wskazywać na to na to, że chyba jednak trochę bał się jej odmowy. Ula jest zaskoczona kuszącą propozycją, ale też nie wie, czy powinna ją przyjąć.
-Wiesz, chyba nie powinnam, bo muszę jakoś zorganizować dział.
-Tak, ale dwa dni działu nie zbawią.
-Dwa dni?
-Uhm. No wiesz, po drodze jest bardzo fajny taki hotel ze SPA. Moglibyśmy się tam zatrzymać. No w końcu obiecałem, że gdzieś ciebie zabiorę po konkursie.- głos Marka brzmi wyraźnie niepewnie. Chce, żeby się zgodziła i nie wie, jak ją przekonać.
-Marek… ale raport…
-Nad raportem też tam popracujemy. Wspólnie. Przyjemne z pożytecznym. Co ty na to?
-No tak – przyjemne na pewno, tylko nie wiem, czy coś pożytecznego z tego wyjdzie?
Jego oczy mówią – wyjdzie, zgódź się, proszę Ulę onieśmiela jego spojrzenie.
-Marek, ale mamy tyle pracy.
-To jest polecenie służbowe – pada argument ostateczny.
-No…, skoro to polecenie służbowe, to… chyba nie mam wyboru.
-Żadnego.
Przyglądałam się tej scenie wielokrotnie, przyglądałam się Markowi, jego twarzy, spojrzeniu, wsłuchiwałam w tembr głosu i nijak nie mogłam dopatrzeć się w tym wszystkim cynizmu, chęci spędzenia z nią tego czasu tylko z jednego, interesownego, powodu. Zobaczyłam za to, troszkę speszonego, nieporadnego jakby, faceta – łamacza serc niewieścich, który teraz, wobec tej jednej kobiety, nie wie, jak się zachować. Zobaczyłam go, pogubionego w swoich uczuciach, któremu zależało tylko na tym, żeby zgodziła się tam pojechać, być tam z nim, tylko we dwoje, bez ciekawskich spojrzeń, podejrzeń, telefonów, Pauliny… Być może z uporem maniaka, ale jednak utrzymuję, że to właśnie tamten wieczór nad Wisłą coś mu uświadomił. Na pewno jeszcze nie do końca wszystko rozumie, pewnie nadal się nad tym nie zastanawia, ale już wie, że Ula, to ktoś więcej, niż sekretarka, ktoś więcej, niż dyrektor finansowy, w której rękach spoczywa jego być albo nie być w firmie, to… Ula – wyjątkowa dziewczyna, która przyciąga go z nieznaną dotąd siłą i z którą chce spędzić czas w tym uroczym miejscu. Uważam też, że to dla niej i z jej powodu wymyślił na poczekaniu ten wyjazd do szwalni, o którym nikt do tej pory nie słyszał – ani Ula, ani Paula, której będzie chciał wmówić, że ją o tym informował z tygodniowym wyprzedzeniem. Przecież nigdy dotąd nie trzymał w tajemnicy, tego rodzaju służbowych spraw.

Stoją po obu stronach biurka, nachylają się ku sobie i, kiedy Marek chce ją pocałować, wpada Paulina. Ula, co prawda odskakuje od biurka, ale Paula wyczuwa, że coś jest nie tak. Marek, w ostatniej chwili chowa folder pod dokumenty.
-Kochanie… nie przeszkadzam?
-Nie, nie. To ja nie przeszkadzam – Ula błyskawicznie wychodzi.
„Ja nie przeszkadzam teraz, a nam nikt nie będzie przeszkadzać jutro, ani pojutrze. Będziemy tylko dla siebie”.
Podekscytowana Paula wyjawia, z czym przyszła.
-Dzwoniła Eliza. Podpisała już umowy na catering i florystę, ale ma jeszcze parę pytań w kwestii wesela. Umówiłam się z nią na jutro.
-Jutro nie mogę przecież.
-Jak to, przecież?
-Bo wyjeżdżam na dwa dni? Mówiłem ci o tym. Chyba z tydzień temu ci mówiłem?
-Dokąd?
-Paula. To też ci mówiłem. Mam objazd po szwalniach, tak? Jestem umówiony w sprawach… oszczędności.
-I będziesz rozmawiał o tym przez całe dwa dni?
-Naprawdę nie wiem, ile czasu mi to zajmie, no ale wolałbym nie wracać po nocy. Chyba, że tobie bardzo zależy.
-Zależy mi na tym, żebyś miał dla mnie przynajmniej połowę tego czasu, który poświęcasz firmie.
-Kochanie, wiesz, jaka jest sytuacja…
-Jedziesz sam?
To pytanie go zaskakuje. Przez chwilę myśli, co odpowiedzieć, chociaż oczy śmieją mu się, na wspomnienie tej, z którą jedzie.
-Tak. Tak, a co? Chcesz jechać ze mną? Nie, no proszę bardzo, ale nie obiecuję żadnych atrakcji.
-Nie, po prostu myślałam… Myślałam o kimś do pomocy. O kimś, dzięki komu uwiniesz się z tym szybciej. Na przykład może… o Violettcie?
Marek parska śmiechem.
-Paula, Violetta? Ty chyba żartujesz? Violetta do pomocy? Jak?
-No to, no to… Cieplak.
Marek jest zaskoczony i chyba trochę rozbawiony.
-Ulę?
-Jest dyrektorem finansowym. W sumie szukanie oszczędności należy do jej obowiązków.
-W sumie…
-Nie, no niech jedzie, Marek.
-Nie, Paula, naprawdę. Nie wiem, czy się zgodzi, wiesz, tak z dnia na dzień. To nie najlepszy pomysł.
-To daj jej polecenie służbowe. No. Nie będzie miała wyboru.
-Sam nie wiem.
-Kochanie, proszę cię, no…
Marek uśmiecha się do własnych myśli. Rzeczywiście, rozegrał to tak, że na wyjazd z Ulą dostał niemal błogosławieństwo Pauli. Paulina podchodzi do niego, głaszcze po twarzy…
-Zrób to dla mnie. Będę spokojniejsza.
Marek odpowiada tylko uśmiechem i całusem, jakby chciał nim podziękować za to, że podpowiedziała mu rozwiązanie, które on i tak już wcześniej wymyślił i zaplanował. Jednak jeszcze coś , w tej całej rozmowie, nie daje mi spokoju – dlaczego tak bardzo ukrywał ten wyjazd przed Pauliną? Przecież zdawał sobie sprawę z tego, że w kim, jak w kim, ale w Uli ona na pewno nie widzi konkurentki i o nic nie będzie go/ich podejrzewała. Myślę, że gdyby planował wyjazd w celach stricte zawodowych, a dokładnie – chciał „popracować” nad Ulą, by napisała jedynie słuszny raport, nie trzymałby tego w takiej tajemnicy przed Pauliną. Jasne, że nie powiedziałby jej o sfałszowaniu raportu, ale bez trudu i podejrzeń z jej strony, przekonałby ją, używając tych samych, albo podobnych argumentów, jakich użyła Paula, namawiając go do zabrania Uli. Tylko, że on doskonale wiedział, że nie o pracę w tym wyjeździe chodzi i chyba nie chciał być aż tak cyniczny wobec narzeczonej, więc wolał to ukryć. Pokrętne? Może, ale czy na pewno niemożliwe?
Ulę na korytarzu dopada Viola, z informacją, że szuka jej Paulina.
-Paulina kazała, żebyś przyszła do kawiarni. Do tej na rogu.
-Po co?
-No właśnie.
-Ale nic ci nie mówiła? – Ula jest zdziwiona i zdenerwowana. Nie wie, o co chodzi.
Paula już na nią czeka.
-(…) Dziękuję ci, że przyszłaś. Niełatwo było mi cię o to prosić, ale uznałam, że powinnyśmy wreszcie porozmawiać.
-O czym?
-O tym, czego się domyślam, a nie wiem na pewno. Jedziesz z Markiem do szwalni, tak?
-Tak.
-No, to chyba już wiesz, o czym? Chciałam z tobą porozmawiać o romansie Marka. Wiesz, z kim Marek ma romans? Kim jest ta kobieta?
-Nie.
-Naprawdę?
Ula potwierdza.
-A ja wiem. I powiem ci – to najbardziej bezduszna i egoistyczna kobieta, jaką znam. Nie ma dla niej świętości.
„Chce zniknąć. Chcę się zapaść pod ziemię”.
-Widzisz ten pierścionek? Dostałam go od Marka na zaręczyny. A tu jest miejsce na obrączkę. Tak bardzo na to czekałam. Mieliśmy takie plany, a teraz pojawia się ona… i zabiera mi coś, co mam w życiu najcenniejszego.
„Będę się smażyć w piekle”.
-Ale ja ja znajdę. Muszę mieć pewność, że nie istnieje nikt poza mną dla Marka.
-Ale dla Marka właśnie istnieje bardzo wiele rzeczy. I, jeśli pani naprawdę go kocha…
-Słuchaj – nie proszę cię o radę, tylko o pomoc.
-Ja chcę pomóc.
-Dziękuję ci, ale nie pouczaj mnie, proszę.
-Po prostu, myślałam, że pani nie będzie pewna, czy on panią kocha, czy jest szczęśliwy, czy czuje się w tym związku spełniony, czy…
-Wystarczy. Chcę konkretnej pomocy – czy Marek kogoś ma . Tylko w tym możesz mi pomóc. Chcę uciąć ten romans, zanim wszyscy się dowiedzą.
Paula wyjmuje z torebki kopertę.
-To jest… To jest mała rekompensata za dyskomfort. Będzie większa, jeżeli tylko pomożesz mi znaleźć tę kobietę.
-I usunąć z pani perfekcyjnego życia.
-Cieszę się, że mnie rozumiesz.
Paulina nawet nie dostrzegła sarkazmu, z jakim Ula powiedziała ostatnie zdanie. Przyjęła je, po prostu za dobra monetę. Cała ta scena jest z jednej strony żałosna, bo Paulina jest żałosna w ocenie ludzi, swojego narzeczonego, miłości,a przede wszystkim, siebie. Jest też jednak groteskowa, poprzez sam fakt, że Febo rozmawia z Ulą, o kobiecie, z którą Marek ma romans, nie wiedząc, że oto siedzi ona przed nią.
Ula nagle wstaje.
-Muszę iść.
-Pamiętaj, spotkajmy się koniecznie po wyjeździe.
Paula zostaje. Proponowana Uli koperta leży na stole i przypomina o upokorzeniu, jakie zafundowała sobie panna Febo.
Ula wściekła idzie ulicą :”Nie ważne, czy kocha, ważne, czy nie zdradza? Nieważne, że oszukuje, ważne, żeby nikt się o tym nie dowiedział? Pewnie nawet nie ma znaczenia, czy się w ogóle lubią, o ile tylko on weźmie z nią ślub. Nieważne, że to jestem ja. Ważne, że i tak nie byliby szczęśliwi”.

Tymczasem do Marka przychodzi Sebastian.
-Mam wasze delegacje.
-Aaa. Dzięki.
-Pytałem Violetty, jaki hotel zabukować, ale powiedziała, że sam coś wybierzesz.
-Tak, już wybrałem.
-No świetnie. Jaki?
-Zostaw Seba. Sam wpiszę.
Przyjaciel usłużnie podaje mu długopis. To go trochę peszy.
-Jeszcze… nie jestem… pewny.
-No,jak to? Właśnie powiedziałeś…
-Znaczy, że wiesz, pomyślałem, że jeszcze sprawdzę przy okazji…(pokazuje na znajomy folder, który trzyma w ręku)
-A ty. Ty się jedziesz pobyczyć.
-Nic z tego. Mam spotkanie za spotkaniem. Nie ma mowy o byczeniu się.
-Jak byś nie zamierzał skorzystać, to byś tam nie jechał. Ale spoko, stary. Ja, na twoim miejscu tez bym się tam ewakuował.
Marek kwituje to tajemniczym uśmiechem.
-Baseny, masaże… Ale ty tam jedziesz z Brzydulą. To jest ta twoja wspaniała, tajemnicza dziewczyna?
Marek czuje się przyłapany.
-Seba, gdzieś musimy nocować.
-Gdzieś? I dlatego wybrałeś luksusowe SPA i to wcale nie tak blisko szwalni? Stary, co ty kombinujesz? Halo, pobudka. Misja skończona. Brzydula już jest dyrektorem finansowym.
Słowa kumpla zdecydowanie nie podobają mu się, a nawet denerwują. Nie wie, jak z tego wybrnąć, żeby nie zdradzić się do końca. I tutaj wytacza jedyny, w swojej ocenie, istotny argument, który może przekonać Sebę.
-Co z tego? Raportu do tej pory nie napisała, no to pomyślałem, że w odpowiednich warunkach uda mi się ją przekonać, wypracować odpowiednia wersję…. Sam mnie namawiałeś, żebym się nią zajął, uwiódł…
-Ale nie tak. Przecież nie musisz z nią od razu jechać na romantyczny weekend. Chyba, że ci się to podoba, oczywiście.
-Przestań pieprzyć.
Markowi ewidentnie puściły nerwy – Seba nie uwierzył, że to dla raportu ,wyłącznie, wybrał tak ekskluzywne miejsce na wspólny weekend. Dlaczego miałby zresztą, uwierzyć, skoro on sam w to nie wierzył? W idiotyczny sposób wydało się to, co miało pozostać tajemnicą i jeszcze, w dodatku Sebastian poruszył najcieńsza strunę – zażartował, że być może taka sytuacja podoba mu się. Nie chce się z tego tłumaczyć, nie chce o tym rozmawiać, bo najpierw sam sobie musi odpowiedzieć na kilka ważnych pytań, związanych z Ulą. Tymczasem jeszcze ciągle nie ma odwagi przyznać się do tego nawet przed sobą.

Ranek, poprzedzający wyjazd jest pełen napięcia, zarówno w Rysiowie, jak i w domu Marka i Pauli.
Ula powiedziała ojcu o weekendowym wyjeździe i zdołała zauważyć, że nie zachwyciła go ta wiadomość. Kiedy zabrała się za pakowanie, bacznie obserwował, co ze sobą zabiera, jakby właśnie z tego chciał wywnioskować, czy jest to istotnie wyjazd służbowy. Ula uspokaja go, ale raczej z marnym skutkiem.
Paula także chce uczestniczyć w pakowaniu Marka, ale okazuje się, ku jej zdumieniu, że on jest już gotowy i … podenerwowany.
-Ale masz jeszcze trochę czasu.
-Nie, ja muszę zawijać do biura, odebrać Ulę i jedziemy.- w jego głosie słychać podekscytowanie, które dość nieporadnie stara się ukryć.
-Ona już tam na ciebie czeka?
-Nnnie wiem.
-Nie umówiliście się?
-Nie, no umówiliśmy się w biurze, no to na pewno czeka, tak?
-Ale czemu się tak denerwujesz?
-Ja się nie denerwuję, tylko po prostu, śpieszę się.
-Marek, niepotrzebnie (podchodzi, bierze w dłonie jego twarz). Szwalnie nie uciekną.
-Masz rację – niepotrzebnie. Nie uciekną.
-Usiądź. Ja się ogarnę i cię zawiozę.
-Paula – to nie ma sensu. – jego reakcja jest błyskawiczna, ale i słowa brzmią jakoś dziwnie. Jakby nie tylko odwożenie go nie miało sensu, ale wszystko, co między nimi jest.
-Marek, jeszcze chwilę będziemy razem.
Wyraz jego twarzy jest dziwny – widać jakieś zniecierpliwienie, ale i smutek?
-Kochanie, ja nie jadę na wojnę.- te słowa wywołują u Pauli gniew. Odpycha go.
-Dobrze. Jedź sam z tą swoją Cieplak.
-Sama chciałaś, żebym ją tam zabrał.- przypomina Marek.
-Wiem.
-No…
-Tylko… niech cię pilnuje i nie odstępuje na krok.
Mina Marka jest bardzo poważna. O czym myśli? Zapewne o tym, że i on nie będzie chciał, żeby odstąpiła go choćby na krok, ale czy tylko? Słowa Pauli są żenujące, ale chyba także coś mu uświadamiają. Co?
-Przekażę jej.
Całują się na pożegnanie. Paulina przytula go, a on… Patrzy gdzieś tam i wygląda na to, że myślami jest zupełnie gdzie indziej.
Po chwili, mówi cicho i bardzo poważnie:
-Uważaj na siebie.
Odchodzi, zostawiając Paulinę na środku pokoju.
Ta scena, ile razy bym jej nie oglądała, robi na mnie dziwne wrażenie i w pewien sposób… porusza?
Nie wiem, o czym myśli Marek, ale wygląda to tak, jakby w każdym geście, spojrzeniu, słowie… żegnał się ze swoją przeszłością. Zdania ;’to nie ma sensu”, „uważaj na siebie” niby konkretne i pasujące do tej akurat sytuacji, ale czuję w nich jakiś podtekst. Wskazuje na to sposób ich artykulacji, smutek, czy może raczej, poczucie winy w oczach. On jest tu tylko ciałem, duchem, natomiast – zupełnie gdzie indziej. Nie próbuje nawet nadrabiać miną. Wydaje mi się, że ma świadomość , że kiedy wróci z tego weekendu, nic już nie będzie takie samo. On już nie będzie ten sam…
Ula czeka na Marka w firmie i wyglądającą przez okno swojego gabinetu, zastaje ją Dobrzański. Też minę ma nie za wesołą. O czym myśli?
-Gotowa? – Ula przygląda się mu bez słowa.
-Co się dzieje?
-Nic. Po prostu zastanawiam się… Nie wiem, czy powinniśmy…
-No oczywiście, że powinniśmy. Obojgu nam należy się odpoczynek, a tobie, w szczególności.
-Rozmawiałam z Pauliną. Wczoraj. – te słowa sprawiają, że twarz Marka poważnieje.
-Wezwała mnie na rozmowę.
-Wezwała cię?
-Znaczy, raczej – zaprosiła na kawę.
-Czego chciała?
-Podejrzewa, że masz romans i… prosiła mnie, żebym wybadała z kim?
-Przepraszam cię.
-Nie, nie masz za co.
-Nie. Mam za co. Za nią, tak? Takie rzeczy w ogóle nie powinny się zdarzać. Ula – nie rozmawiajmy o tym, ok?
-Ale tak naprawdę, to ona ma rację, nie? I ma prawo.
-Tak? Ma prawo wciągać w to osoby trzecie? Oskarżać mnie? Śledzić? Ty byś tak postąpiła, gdybyś miała podejrzenia?
Ponieważ Ula milczy, ponawia pytanie:
-Postąpiłabyś tak?
-Nie.
To pytanie było czystą formalnością – on wie, że Ula by się tak nie zachowała. Bierze jej torbę, obejmuje…
-Chodź, tylko już o tym nie rozmawiajmy, dobrze? – tego chyba Ula nie może mu obiecać. Zbyt dotknęła ją wczorajsza rozmowa z Paulą.
Przed windą jeszcze pytanie:
-Wziąłeś wszystko? Delegacje, dokumenty?
-Tak, tak. Wydaje mi się, że… – w tym momencie dostrzega Paulinę z jego neseserem na garnitur, którego zapomniał -… ze tak. No, ale wiesz co? Znasz mnie. Tym razem zapomniałem pieczątki. To może poczekaj na mnie na dole. Nie ma sensu, żebyśmy razem wracali. Słyszałem, że to… przynosi pecha.
„Wstawia” ją do windy. Nie chciał, nie mógł dopuścić do tego, żeby Ula znowu spotkała Paulinę. To byłoby dla niej niekomfortowe, żeby nie powiedzieć- traumatyczne, zwłaszcza po tym, co wydarzyło się wczoraj. Idzie w kierunku gabinetu i tam spotyka Paulę.
-Marek, jesteś jeszcze.
-O, kochana jesteś – zabrzmiało to cokolwiek fałszywie.
-Myślałam, że już pojechałeś.
-Tak, właśnie jadę.
-A, a… Ula?
-Ula? A ty nigdy tak o niej nie mówiłaś.
-Przecież tak ma na imię, prawda?
-Tak, prawda, prawda. Czeka przy samochodzie.
-To może ja cię odprowadzę?
-Nie, nie. To naprawdę, wiesz co – nie ma sensu. Zaparkowałem kawałek od firmy. Poza tym, nie możemy się tak co chwilę żegnać. To ponoć przynosi pecha. Będę w poniedziałek.
-Będę czekać. Zadzwoń, jak dojedziesz…
Na te słowa jednak Marek już nie reaguje. Chyba chce jak najszybciej stąd wyjść.
Dobrzański pospiesznie pakuje bagaże i wsiadają do samochodu.
-Po pieczątki miałeś wrócić.
-Nie, Ula. Jedziemy. I tak mamy poślizg, ok?
Spogląda na nią i pyta:
-Wciąż o niej myślisz?
-Ona mnie nienawidzi i ma absolutna rację.
-Tak ci powiedziała?
-Oj, nie wprost. Mówiła o kobiecie, z którą ją zdradzasz. To ja.
-Ula, proszę cię, nie myśl o tym, ok? Przynajmniej przez dwa dni.
-Ale ja nie mogę o tym zapomnieć.
-To ja ci pomogę. – uśmiecha się tajemniczo i trochę zawadiacko. – No, obiecaliśmy sobie w końcu… dwa dni dla siebie.
„Marek, ja i szwalnie – może być fajnie”.

Kiedy pan prezes i pani dyrektor są w drodze do uroczego SPA, Viola, z polecenia Pauli, zakrada się do gabinetu Marka. Przeglądając dokumenty znajduje folder SPA, a zaraz potem notatkę w terminarzu „SPA. Ula. Zarezerwować dla dwóch osób”. Wnioski, jakie się nasuwają, nawet ją przerażają.
Tymczasem Ula i Marek są już na miejscu. W recepcji, Ula, ze zdumieniem słyszy, że zarezerwowany jest pokój dla dwojga, a Marek tylko skrupulatnie to potwierdza.
-Proponuję apartament senatorski. Własne jakuzzi, sauna, piękny widok.
Dobrzańskiego ta sytuacja bawi i jest wyraźnie zadowolony. Korzystając z tego, że recepcjonistka musi odebrać telefon, Ula pyta szeptem:
-Dla dwojga?
-No, pomyślałem, że skoro mamy razem spędzić weekend, to… Jeżeli ci to przeszkadza, mogę zmienić rezerwację. – patrzy jej prosto w oczy, jakby chciał powiedzieć – nie róbmy tego.
Z wielką ulgą i zadowoleniem przyjmuje zgodę Uli
Pani dyrektor bardzo poważnie potraktowała to, że ten wyjazd, to także praca nad raportem, więc przynosi na taras dokumentację i zaczyna przeglądać papiery. Marek podziwia piękny widok na jezioro i dopiero po chwili zauważa, że Ula zajęła się pracą.
-Co ty robisz?
-No, pomyślałam sobie, że to trochę ogarnę, przejrzę te zestawienia, żebyśmy potem mogli się łatwiej zorientować.
-Ula…
-Aha, zobacz. Zrobiłam taka wstępna analizę sytuacji i same liczby naprawdę nie wyglądają budująco, ale myślę, że spokojnie możemy spróbować wyjaśnić to zarządowi. Na przykład, sprzedaż klasycznej FD też spadła. To już samo to mówi, jaka jest tendencja na rynku, prawda? I to nie jest nasza wina. Na przykład tutaj mamy zestawienie z zeszłym rokiem. Proszę.
Marek, najpierw przygląda się jej, uśmiecha pod nosem, potem bierze z jej ręki papiery i odkłada.
-Zostaw to, Ula, ok?
-Ale tego jest naprawdę sporo – Ula ponownie sięga po dokumenty – Musimy wszystko przejrzeć, sprawdzić. Przecież ten raport…
-Raport nie ucieknie.
-Gdybyś jednak rzucił na to okiem, to…
Sytuacja się powtarza – Marek odkłada dokumenty, bierze ja za ręce.
-Nie teraz.
Ula wstaje. Marek obejmuje ją, zaczyna całować. Wreszcie i ona, jakby odblokowuje swój stres… Pocałunki stają się coraz gorętsze, coraz bardziej namiętne… Z tarasu przenoszą się do pokoju…

To dopiero pierwsze chwile tylko we dwoje i to, co najciekawsze dopiero nastąpi, ale przecież już one budzą pewne refleksje. Możemy oczywiście przyjąć, że Marek sprytnie, precyzyjnie i cynicznie wszystko to zaplanował, bo przyświecał mu tylko jeden cel – omotać Ulę i tym samym skłonić ją do napisania raportu zgodnego z jego oczekiwaniami, co, z kolei pozwoli mu ochronić własny tyłek przed zarządem. Może jestem niepoprawną romantyczką, może chcę wydobywać z ludzi tylko to, co w nich dobre i przez to gubię coś po drodze, a może mam po prostu skłonności do nadinterpretacji, ale… ja tego cynizmu i wyrachowania tu nie widzę. Nie twierdzę również, że cała ta eskapada i wszystko, co się z nią wiąże było pomysłem absolutnie świadomego swoich uczuć i tego, co się z nim dzieje, Marka. Pomysł, jak zauważyliśmy, był raczej spontaniczny, wynikał z potrzeby bycia z nią w sytuacji, kiedy nikt im nie będzie przeszkadzał. Bycia tylko razem i tylko dla siebie. Nie wykluczam, że gdzieś w tle był również raport, ale było to chyba dosyć głębokie tło. To Ula ciągle powraca do raportu, ona chce nad nim pracować. Jemu zupełnie to nie w głowie. Nie musi jej uwodzić, żeby go napisała, mało tego, żeby napisała go tak, by nie zaszkodził on jego dalszej prezesurze. Ona ma pomysły, jak to zrobić, żeby nie był to dokument fałszywy od początku do końca, tylko, że jego jakoś niespecjalnie to obchodzi. Możemy również przyjąć, że jest to zwykłe pożądanie, tyle tylko, że Ula nie jest pierwszą z brzegu pustą modelką i on o tym wie, aż za dobrze. Nie chce jej skrzywdzić, zranić, wykorzystać – nigdy nie chciał. Nie tylko jej przecież mówił, że jest dla niego wyjątkowa. Powiedział to również zupełnie poważnie Sebie(choć nie użył jej imienia). Marek wie, że coś w nim drgnęło, coś się dzieje innego, niż w dotychczasowym obcowaniu z kobietami, ale ponieważ wszystkie dotychczasowe kontakty opierały się tylko na pożądaniu, tego, co jest teraz nie potrafi nazwać. Może też nie do końca się nad tym zastanawia? Może się, po prostu boi? Może go to zwyczajnie zaskoczyło i się w tym pogubił? Żeby poznać odpowiedzi na te wszystkie pytania potrzebna mu terapia wstrząsowa – musi stracić, żeby zrozumieć, co stracił. Żeby bolało i, żeby ten ból pomógł mu nazwać to uczucie, pomógł wyartykułować „przecież ja ją kocham”.

(kończę na odc. 163 )