Get your own Digital Clock

niedziela, 7 listopada 2010

Dwudziesta część wersji "po zakończeniu" Marty2

Marek otrząsnął się z zamyślenia i spojrzał w twarz Uli, dostrzegając w jej oczach lekki niepokój.
-Przepraszam –rzekł szczerze, wiedząc, że czuje się nieswojo. Ona jednak potrząsnęła głową.
-Marek, nie musisz… Przecież rozmawialiśmy i mówiłam ci, że nie będę mieć pretensji, jeżeli ogarnie cię nostalgia. Ja wiem, że kiedyś ją kochałeś i z tej miłości pragnąłeś ślubu w tak pięknym i ważnym dla niej miejscu…
-Powinnaś wiedzieć, że nigdy jej nie kochałem. To prawda, że chciałem jej zrobić przyjemność, ale miałem również przy tym niskie motywy – ukrywałem mój związek z Klaudią.
Usiedli na ławie, czując, że ta rozmowa wymaga od nich więcej skupienia – a Marek ciągnął:
-A co do tego, co poczułem w tym miejscu – to nie tyle nostalgia, co świadomość własnych błędów, które nagle stają przed człowiekiem, nawet jeśli się o nich nie myśli A ja mam wiele powodów, by związek z Paulą napełniał mnie wstydem – łącznie ze sposobem jego zakończenia.
Ula z czułością pogładziła go po ramieniu.
-Najważniejsze, że udało ci się wyjść z tego i stać się lepszym człowiekiem. Taka właśnie powinna być rola popełniania błędów w naszym życiu.
-Nawet jeśli inni muszą zapłacić? To miejsce przypomniało mi o bólu i upokorzeniu, jakie stały się udziałem Pauli – przeze mnie. Mam nadzieję, że uda się jej o tym zapomnieć.
-Ja też – szepnęła Ula – ale czas leczy rany, a ona ma teraz szansę na nowe otwarcie. Pomódlmy się, by jej się to udało.
Przez chwilę trwali w ciszy. Prześwitujące przez okna światło zdawało się ich błogosławić. Marek poczuł olbrzymią ulgę. To jednocześnie sprawiło, że poddał się nagłemu, szalonemu impulsowi.
-Ula… – powiedział miękko – a może… skoro już tu jesteśmy, to może byśmy sprawdzili wolne terminy?
Dziewczyna roześmiała się, biorąc jego słowa za żart.
-Chyba bardziej odpowiadałaby nam Katedra Świętego Marka w Wenecji – oświadczyła figlarnie. Jednak rozczarowanie na jego twarzy pokazało jej, jak wielki błąd popełniła – ty nie żartowałeś? O Boże… przepraszam, Marek… Wybacz mi.
Ale ta chwila minęła i obydwoje zdawali sobie z tego sprawę. Nie pozostawało im nic, jak tylko zostawić to za sobą. Udali się na dach, z którego rozciągał się przepiękny widok, będący dla nich pożegnaniem ze strony Mediolanu.
Na lotnisku Ula wpatrywała się w tablice odlotów, gdy Marek wrócił z dwoma kubkami cappuccino i pączkami.
-Proszę… Co ciebie tak zainteresowało?
Ula zarumieniła się lekko.
-Oglądałam, jakie samoloty wylatują – i okazuje się, że jest całkiem sporo połączeń z Malediwami…
Marek przez chwilę nie rozumiał, o co chodzi, a kiedy sobie przypomniał, aż się wzdrygnął.
-Nie miałem pojęcia, że słyszałaś tę rozmowę. Wybacz, że zostałaś na to narażona.
-Najgorsze, że nie wysłuchałam do końca i myślałam, że zgadzasz się ze słowami Sebastiana – albo co gorsza, że to on się zgadza z tobą.
-Nie słyszałaś, jak mówiłem, że ślubu nie będzie? Mój Boże, Ula… – zmroziło go na samą myśl, co musiała wówczas poczuć. Uli serce natomiast zabiło mocniej. Więc on naprawdę to wtedy powiedział! Szczęśliwa, z miłością ścisnęła jego rękę.
Marek natomiast zyskał kolejny powód do podziwiania swojej ukochanej.
-Naprawdę jesteś wspaniała, skoro potrafiłaś wybaczyć nam obydwu to, co usłyszałaś – zwłaszcza w niepełnej wersji…
-Ja zaś mam do siebie pretensje, że nie słysząc całości, uwierzyłam w fałszywy obraz sytuacji. Jak mogłam myśleć, że chciałeś mnie wysłać na Malediwy? Wybacz mi.
-Gdybyś naprawdę wyjechała na Malediwy lub gdziekolwiek indziej, poleciałbym od razu za tobą, choćby na koniec świata – zapewnił gorąco Marek. Chwycił ją w ramiona i namiętnie pocałował, mimo że byli na środku lotniska.
-Marek… – Ula uśmiechała się, uszczęśliwiona, gdy pocałunek się skończył, a Marek wciąż trzymał ją w ramionach – musimy już biec, bo się spóźnimy na samolot…
On jednak nie wypuszczał jej z objęć.
-Ula… a może sprawdzilibyśmy te połączenia na Malediwy? Nie chciałbym jeszcze kończyć naszej wycieczki.
Serce Uli zadrżało z podekscytowania. Mogła by wysunąć jakieś zastrzeżenia, ale wizja wspólnej podróży była zbyt pociągająca i rozciągnęła się przed jej oczami jak scena z baśni. Mogła jedynie się uśmiechnąć, co bezsprzecznie oznaczało zgodę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz