Get your own Digital Clock

środa, 13 czerwca 2012

Trzydziesta pierwsza część wersji "po zakończeniu" Marty2

Marek mimo nadmiaru zajęć w firmie znajdował czas, by odwiedzać Ulę – czy to rano, przed pracą czy po. Prawdę mówiąc, jednak wolał ten pierwszy wariant. Wieczorami życie rodzinne u Cieplaków płynęło ustalonym torem, a rezerwa, którą okazywał mu pan Józef, nie zachęcała go do dłuższych i częstszych pobytów. Mimo że Ula zapraszała go na kolację, to niechęć widniejąca na twarzy jej ojca zmuszała go do delikatnego wymówienia się. Nie tylko Ula pragnęła, by został, ale i mała Beatka, która bardzo lubiła prezentować swoją nowo zdobytą wiedzę w szkole oraz sprawdzać, co inni pamiętają z pierwszej klasy.
Ula była rozczarowana, marzyła bowiem o wspólnej, rodzinnej kolacji wraz z Markiem. Ale tłumaczyła sobie, że Marek jest pewnie zmęczony i przepracowany, a dojazdy do Rysiowa długo zajmują. Dlatego nie nalegała ani też nie miała pretensji, zwłaszcza że czuła, jak bardzo przydałaby mu się jej pomoc w firmie.Pan Józef jednak interpretował w inny sposób zachowanie Marka:-Widać jest przyzwyczajony do innego jedzenia – mówił cierpko.-Ależ skąd, tato, Marek uwielbia pierogi – zaprotestowała dziewczyna. Józef nie kontynuował tematu. A Ula miała nadzieję, że sytuacja w firmie się unormuje i Marek będzie mógł częściej u nich bywać i zostawać na kolacji. To z pewnością ociepliłoby jego stosunki z jej ojcem, którym wciąż było daleko do ideału.Z kolei Marek wolał spacerować z Ulą po okolicy, zamiast przesiadywać w domu Cieplaków. Wówczas mogli rozmawiać o wszystkim, nie czując nacisku jej ojca. Jednak rysiowskie pejzaże przestały wystarczać Markowi, postanowił rozszerzyć panoramę ich spotkań. Zaprosił w tym celu Ulę na kolację do warszawskiej restauracji – eleganckiej, ale bardziej przytulnej niż wytwornej. Nie uczęszczało tam wiele osób, dlatego Marek liczył na spokojny wieczór spędzony w towarzystwie Uli. Jego ukoronowaniem będą wspólne chwile na Siennej…Swoją propozycję zawarł w liściku, dołączonym do bukietu kwiatów. Marek nabrał zwyczaju przysyłania Uli bukietów kwiatów, kiedy nie mógł jej odwiedzić. Wpadł na ten pomysł pewnego poranka, gdy musiał być wcześnie rano na ważnym spotkaniu. Żałując straconych chwil, pragnął uczynić coś, co by ich choć na chwilę połączyło… Piękne oczy Uli rozświetliły się na widok bukietu trzymanego przez kuriera. Od tamtej pory stało się to ich zwyczajem i w ten właśnie sposób Marek zaprosił swoją wybrankę na uroczystą kolację w piątek, co nie kolidowałoby z odrabianiem lekcji przez Beatkę.Rozpromieniona wpatrywała się w karteczkę dołączoną do bukietu. „Droga pani, racz łaskawie przyjąć zaproszenie na kolację w piątkowy wieczór. Marek Dobrzański.” Po chwili autor niespodzianki sam zadzwonił, zanim zdążyła się z nim skontaktować.-Witaj… – usłyszała w słuchawce czuły głos Marka.-Tak, kurier był – zawiadomiła go – Dziękuję – dodała ciszej, jednak z wyraźną wdzięcznością w głosie. -A jednak muszę ci wyznać, że masz skłonności do znęcania się nad ludźmi – ciągnęła już lżejszym tonem – wiesz, ten kurier jest nieszczęsny, musząc tak często przyjeżdżać do Rysiowa. To nie jest mu na trasie…-Ja bym go nazwał szczęściarzem, nie nieszczęśnikiem. Skoro mógł cię zobaczyć… Ile ja bym dał, by się znaleźć na jego miejscu…-Marek… – szepnęła tylko, ale nie musiała mówić nic więcej. Słodka cisza połączyła ich bardziej niż słowa.Po chwili Marek odezwał się ponownie:-A jak się zapatrujesz na otrzymane zaproszenie?-Łaskawie przyjmuję, drogi panie, będę zaszczycona.-Cieszę się. Nie mogę się już doczekać naszego spotkania. Przyjadę po ciebie zaraz po pracy.-Już się nie mogę doczekać… To będzie cudowny wieczór.Szczęśliwa Ula wróciła do pakowania przetworów z jabłek i śliwek w wygodne słoiczki, a szczęśliwy Marek do planowania zamówień na materiały. Z każdą chwilą piątkowy wieczór był coraz bliżej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz