Get your own Digital Clock

środa, 9 czerwca 2010

Analiza uczuć Uli i Marka cz.5 wg SWB

(od odcinka 132)

Po ostatnim niefortunnym spotkaniu w restauracji, na którym zostali przyłapani przez Paulinę, oboje czują się niezręcznie.
Seba postanawia pomóc przyjacielowi i następnego dnia pojawia się w pracy z zapasem różnego rodzaju biżuterii, którą Marek powinien, według niego, wykorzystać w stosownych momentach, obdarowując nimi Ulę. Wszystko po to, żeby nie musiał spotykać się z nią w miejscach publicznych i tych niepublicznych także, żeby nie musiał umawiać się na randki i uniknął w ten sposób niepotrzebnych stresów. Dobrzańskiemu jednak ten pomysł niezbyt się podoba. Nie jest przekonany, że takimi błyskotkami mógłby, w jakikolwiek sposób u Uli zapunktować. Kiedy wychodzi do sekretariatu widzi, że Ula nadal jest zdenerwowana, on zresztą także nie czuje się dobrze na wspomnienie tego niefortunnego spotkania. Próbuje ją przepraszać, ale to niewiele zmienia jej nastrój. Ula ma świadomość, że takie właśnie sytuacje zawsze będą się zdarzały, bo przecież jest Paulina, jego narzeczona… a kimże w końcu jest ona? Zawsze będą się kryli ze spotkaniami, zawsze trzeba będzie kłamać, oszukiwać… Nie potrafi się z tym pogodzić, ale przecież zrezygnować tez już próbowała i nic z tego nie wyszło.
„Wpadniesz do mnie na chwilę? Mam coś dla ciebie.” – Marek chce uspokoić ją, czy także własne sumienie? Ula jednak najpierw postanawia iść na lunch. Podczas jej nieobecności pojawia się Maciek z rozliczeniem Pro S i nieoczekiwanie spotyka Marka. Obaj nie darzą się sympatią, więc to spotkanie do miłych, na pewno nie należy. Dobrzański chce, żeby trwało ono jak najkrócej, więc proponuje, żeby Maciek zostawił na biurku Uli, dokumenty, z którymi przyjechał. Ten jednak nie daje się spławić. Można by powiedzieć, że nieobecność Cieplakówny jest mu nawet na rękę, daje bowiem szansę na rozmowę z prezesem.
-Słuchaj, widziałem was wczoraj. To nie wyglądało na służbową sprzeczkę.
Marek ignoruje to. Chce rozmawiać tylko o interesach.
-Słyszysz mnie?
-Słyszę, ale mijasz się z tematem.
-Mówiłem ci, żebyś dał jej spokój.
-A ja ci mówiłem, żebyś trzymał się tematu. Jedyne, co nas łączy, to biznes i tylko o tym będziemy rozmawiać. Jeśli w ogóle.
W tym momencie jednak, Marek nieopatrznie podnosi, leżące na biurku dokumenty i oczom obu ukazuje się kolia – jeden z prezentów od Seby, którą Marek zapomniał schować. Chwila konsternacji, w końcu Maciek odzywa się pierwszy.
-Co ty myślisz, że możesz ją kupić? Dasz jakiś prezencik i ona zrobi, co chcesz? Ona nie jest taka i pewnie już przejrzała na oczy.
Marek jest wściekły i chce jak najszybciej pozbyć się intruza ze swojego gabinetu.
-Przekażę Uli, że byłeś.
To spotkanie jest jednym z tych momentów, kiedy przyjaciele, biorąc inicjatywę w swoje ręce, w imię, jak najlepiej pojętej pomocy, tak naprawdę przyczyniają się do zapętlania relacji między Ulą i Markiem. Z jednej strony Sebastian, z drugiej Maciek, każdy wciska między nich swoje trzy grosze, sieje nieufność i podejrzliwość.
Ula przychodzi do gabinetu, przygotowana na to,że Marek ma dla niej jakąś pracę, ale jemu nie o to chodziło.
-Ula, chciałem ciebie bardzo przeprosić. Naprawdę nie chciałem, żebyś myślała, że jestem łajdakiem, że nie myślę o Paulinie…
-Marek, nie tłumacz się. Wszystko jest jasne..
-No właśnie – nie do końca. Sama wiesz, że ostatnio wszystko się komplikuje. Nawet nie zauważyłem, jak, kiedy. Ula, ja…
-Marek, nie wracajmy już do tego. Mówiłeś, że coś dla mnie masz, więc…
-Tak, tak…
Wtedy zauważa, że się nie zrozumieli, że ona myślała o jakiejś pracy, zadaniu.
-Ale nie, nie. Nie w tym sensie. Chciałbym dać ci coś w ramach przeprosin.
-Marek, ale nie musisz mnie przepraszać.
-Ale chcę.
Pospiesznie otwiera szufladę z prezentami od Seby, ale jakoś nie może zdecydować się na to, żeby któryś z nich jej dać. Znajduje książkę, którą dostał w gwiazdkowym prezencie od Pauliny i uznaje, że to będzie dużo stosowniejsze.
-Chcę, żebyś to miała. Proszę.
-”Cień gwiazdy”? – Ula jest zaskoczona.
-Masz?
-Nie.
-Ta książka…. dużo mi uzmysłowiła.
Niestety, w tym momencie Marek przedobrzył – ofiarował jej książkę, której treści zupełnie nie znał, za to wyraźnie dał jej do zrozumienia, że jest inaczej. Jakby tego było mało, wpisał jeszcze, wiele mówiącą, w ich sytuacji, dedykację :”Dla Uli, żeby uwierzyła, że nie wszystko jest takie, jakim się wydaje”.
Trzeba przyznać, że trochę Marek pogmatwał sprawę. Myślę, że intencje miał dobre – wiedział, że Ula musiała czuć się źle podczas tego niefortunnego spotkania w restauracji, zresztą i dla niego nie było to miłe i chciał jej to w jakikolwiek sposób wynagrodzić, zatrzeć złe wspomnienia, ale, jak wiele razy w odniesieniu do niej, kierował się impulsem, bez zastanowienia nad konsekwencjami, czy odbiorem. Zapewnił Ulę, że książka, którą jej ofiarował, wiele zmieniła w jego sposobie myślenia, ale przecież zupełnie nie miał pojęcia, jaką treść zawiera i nie zastanowił się, czy Ula nie zechce się do niej odwoływać, o niej rozmawiać (skoro, zgodnie z zapewnieniem – jest mu znana). Do tego ta dedykacja… No właśnie – to w ogóle wydaje mi się ciekawe. Ona jest tak wymowna, że jakoś nie mogę oprzeć się wrażeniu, że nie mógł być to tylko przypadek. „Nie wszystko jest takie, jakim się wydaje…” zdaje się mówić wyraźnie – tak, Ula jestem z Pauliną, ale… Ale co? Jemu tez zaczęło się wydawać, że ta bliskość z narzeczoną nie jest tym, czym wydawało mu się, że jest? Chce, żeby Ula też tak myślała?
Przecież mógł wpisać cokolwiek, a jednak „coś” podsunęło mu właśnie taki pomysł. Przy tym , był z siebie bardzo zadowolony…
Jednak, kiedy Ula wychodzi a pojawia się Sebastian, przychodzi opamiętanie. Znowu górę wzięło alter ego, a on … spanikował. Nie jest gotowy na to, żeby znaleźć odpowiedź, co się właściwie z nim dzieje w obecności Uli. Boi się odpowiedzi, czy uważa, że nie ma potrzeby zadawać sobie takiego pytania? Dopiero w rozmowie z przyjacielem, uświadamia sobie, co tak naprawdę się stało.
-I jeszcze ta dedykacja…
-No. Tak pokrętna, że aż genialna. Jesteś mistrzem.
-Jestem idiotą. W ogóle, czemu ciebie posłuchałem?
-Ja ci nie radziłem, żebyś dawał jej prezenty od Pauliny.
-Stary, ja nawet nie pamiętam autora, tytułu nawet nie pamiętam. […]. Ty mnie w to wpakowałeś.
-Miałeś dać jej błyskotkę.
-A tam, błyskotka, tak. Fiuu i tyle bym ja widział. Błyskotki by ją tylko obraziły, albo odstraszyły.
-Za to prezent od narzeczonej, to… Za bardzo się z nią cackasz, przyjacielu.
Ostatnie stwierdzenie Sebastiana jest dość wymowne i w pewnym sensie obrazuje niezwykłość relacji Marka z Ulą, bo ona, to nie przygoda, jakich wiele było w jego życiu i nie ktoś, kogo chciałby tyko zbyć, wykonując jakieś tanie gesty.
Pojawia się Paulina, gotowa do wyjścia na lunch. Kiedy zatrzymują się w sekretariacie, Uli nie ma, ale na biurku leży otwarta książka i tylko błyskawiczna reakcja Marka sprawia, że Paula jej nie zauważa. Pod pretekstem zostawienia Uli wiadomości, Dobrzański pozbywa się Pauli, natomiast, kiedy wraca , cała rozpromieniona Cieplakówna, zwraca jej uwagę, że „W pracy pracujemy, a nie czytamy” a zalotnym szeptem dodaje jeszcze, że „Najlepsza jest przed snem. Uwierz mi”.W ten sposób, nieświadomy niczego, zalicza kolejną wpadkę, bo Ula już przynajmniej częściowo wie, jaka jest treść książki i znowu jego sugestię odbiera dość jednoznacznie. Zresztą, trudno, żeby było inaczej.
Marek wracając z Paulą do domu jest jakiś zamyślony, jakby nieobecny. Na jej pytanie odpowiada, że myśli o książce, która od nie dostał. Wprawia ją tym stwierdzeniem w niemałe zaskoczenie.
-”Cień gwiazdy”? Ty ją przeczytałeś?
-Zacząłem.
-I co? Wciągnęła cię? Marek, to jest najpiękniejsza powieść o miłości, jaką kiedykolwiek czytałam.
-O miłości? – te słowa działają niczym kubeł zimnej wody. Dociera do niego, że pogrążył się tym prezentem bardziej, niż sądził.
-Kochanie, wiem, że to nie są twoje klimaty, ale zobaczysz – nawet taki twardziel, jak ty się wzruszy.
Jest zdenerwowany, spanikowany, nie wie, jak odbierze tę książkę Ula i co sobie pomyśli. Tymczasem ona, czyta wszędzie, gdzie się da- w bufecie, windzie, na ulicy. Nikogo nie widzi, nikogo nie słyszy. Jest pochłonięta bez reszty.
Wieczorem dzwoni do Marka, leżącego już w łóżku. Trochę speszona, trochę niepewna, pyta :
-Cześć, dzwonię, bo już kończę książkę i… ja nie wiem, jak to rozumieć.
-Ale co?
-No…, to jest o nas.
-Ula…
-Marek, nie wiem, co o tym myśleć, wiesz?
Marek widzi, przysłuch.ującą się rozmowie Paulinę, więc trochę zmienia ton.
-Ja też nie wiem, co z tym zrobić, bo przecież…
-…przecież nie pójdziemy na truskawki.
-Słucham? Nieee, no wiesz, właściwie, dlaczego nie.
Tym razem , Ula wpada w przerażenie.
-No bo…
-Jutro?
-Ale na truskawki?
-No, to umówieni.
Marek postanawia dowiedzieć się, o co mogło chodzić Uli z truskawkami i przepytuje o to Paulinę. Takiej odpowiedzi jednak chyba się nie spodziewał…
Kiedy nazajutrz pojawia się w biurze i dostrzega pracującą już Ulę, ogarnia go panika. Przez chwilę nawet waha się, czy wchodzić, a kiedy już się na to decyduje, wyraźnie unika bliższego kontaktu z nią. Zupełnie odwrotnie niż ona, która wodzi za nim rozmarzonym wzrokiem i w końcu postanawia z nim porozmawiać.
-Marek, to nasze spotkanie jest aktualne?
-Ale… w sensie truskawki?
-Znaczy, truskawek jeszcze nie zorganizowałam, ale pomyślałam sobie, że może tym razem moglibyśmy pojechać do mnie, bo tam nikt nam nie będzie przeszkadzał. A, nie obraź się, ale tym razem wolałabym uniknąć przypadkowych spotkań. No, chyba, że nie chcesz?
-Nie… To znaczy, jasne, że chcę. To jest doskonały pomysł.
Jest zdenerwowany i wystraszony. Dlaczego się nie wycofał, dlaczego czegoś nie wymyślił? Przecież, gdyby zrobił to umiejętnie, Ula na pewno zrozumiałaby. Mam wrażenie, że walczą w nim sprzeczności – boi się tego bliższego kontaktu, rozwoju tej znajomości, a jednocześnie, nie wiedząc dlaczego, brnie w nią, bo tego chce. Czasem wydaje mi się, że jego złość, zdenerwowanie jest skierowane przeciwko sobie samemu, bo sam siebie nie rozumie. Nie wie, o co w tym wszystkim chodzi. Jeszce nigdy niczego takiego nie czuł, nigdy wcześniej nie miał takich dylematów. Jednak wszystkie wcześniejsze, nieskomplikowane znajomości były tylko przygodą, rozrywką bez zobowiązań, a tym razem, coś mu mówi, że jest inaczej. Czy tylko dlatego, że Ula wyznała mu, że się w nim zakochała i on teraz nie chce jej zranić? Czy tylko weksle są w tym ważne? A Klaudia? Przecież także go kochała. Wiedział o tym. Też mógł się obawiać, że swoimi nieobliczalnymi zachowaniami sprawi w końcu, że dowie się o wszystkim Paulina, a jednak nie przejmował się nią. Wszystkie gesty, które w stosunku do niej wykonywał były tylko marnymi gierkami, nie zastanawiał się ani nad jej uczuciami, ani nie brał pod uwagę dalszego rozwoju tej znajomości. Nie zabiegał o to, żeby miała o nim jak najlepsze zdanie…
Ula jest mile zaskoczona jego odpowiedzią.
Marek jednak musi o tym wszystkim komuś powiedzieć, a komu, jeśli nie Sebastianowi?
-No to jest z tej nieszczęsnej książki, której oczywiście nie czytałem, tak?
-Nie, no oczywiście. Po co miałbyś czytać książkę, która dostałeś od Pauliny. Lepiej dać ją Brzyduli. No nie patrz tak na mnie. Ja ci proponowałem bezpieczny zestaw prezentów. Przynajmniej byś nie musiał się zastanawiać , o co chodzi z tymi truskawkami.
-Stary, najgorsze jest to, że ja właśnie wiem, o co chodzi z truskawkami.
-O co?
-Pamiętasz „Dziewięć i pół tygodnia”?
-Aha.
-No to tam była taka scena przy lodówce, gdzie też się raczyli truskawkami.
-Nieee…
-Tak.
-Serio?
-Tłumaczę ci, o co chodzi w tej cholernej powieści. Seba, przecież to jest niemożliwe. Ula chyba nie potraktowała tego poważnie, co?
-No nie wiem. Może ona myśli, że dałeś jej powieść z kluczem?
-Z kluczem?
-No wiesz, że tak naprawdę kochasz się w niej na zabój, a twój związek z Pauliną, to są czyste konwenanse.- Przerażenie malujące się na twarzy Marka potęguje się z każdym wypowiedzianym przez Sebę słowem. – To jest powieść dziewiętnastowieczna, tak?
-Tak, a co?
-Mówię ci, ona wierzy, że to jest prawdziwy związek.
-Jaki związek?
-I chce go skonsumować, truskaweczko. […] Ja ci mówię, że to jest jedyny powód, dla którego ona jeszcze nie zniknęła na horyzoncie razem z twoim wekslem.
Marek nie może sobie znaleźć miejsca, nie wie, co o tym wszystkim sądzić i, co będzie dalej. Jak na ironię, wracając do siebie, spotyka Maćka i jest to ostatnia osoba, którą chciałby teraz widzieć. Po tym, jak Maciek stwierdza, że przyniósł Uli dyspozycje i położył je na biurku, ponieważ jej nie ma, dochodzi między obydwoma do niezbyt miłej wymiany zdań. Podenerwowanie i niepewność Marka rośnie jeszcze, kiedy wraca Ula. Stawia na biurku torbę z zakupami, na których była z Kingą. Dobrzański opiera się o biurko i niechcący zrzuca torbę, z której wypada zawartość – bielizna.. Oboje są speszeni, ale on, dodatkowo nabiera pewności, że Ula rzeczywiście „truskawkowe” spotkanie traktuje bardzo poważnie. Opowiada Sebastianowi o swoim odkryciu i naturalnie oczekuje jakiejś rady, tylko sam chyba nie wie, co, tak naprawdę chciałby usłyszeć.
-Marek, trzeba się było trzymać moich prezentów, ale nie. Ty postanowiłeś krzewić czytelnictwo, no to…
-Powiedz mi, co ja mam robić?
-Nie wiem. Upij się, zamknij oczy…
-Przecież wiesz, że ja nie mogę tego zrobić, nie?
-Marek, to odwołaj tę randkę, przełóż. Jakoś się rozejdzie.
-Tak, rozejdzie to mi się cała firma. Ty wiesz, że ten Maciek już daje jej jakieś dyspozycje?
-Serio?
-W twarz mi to powiedział.
-Nie, no stary, to jest stan wyższej konieczności. Każdy sąd cię uniewinni.
Nie jestem pewna, ale mam jakieś wrażenie, że mniej więcej, to właśnie chciał usłyszeć. Z jednej strony mówi, że przecież „nie może tego zrobić”, ale kiedy kumpel proponuje mu rozwiązanie, wydawałoby się najprostsze „odwołaj tę randkę, przełóż, jakoś się rozejdzie”, Marek sięga po argument, którym wie, że przekona Sebę i… siebie, przy okazji : „firma się rozejdzie, Maciek wydaje jej dyspozycje…” i otrzymuje bez mała „błogosławieństwo”. Czy nie o to właśnie mu chodziło? Czy nie chce, żeby Sebastian tak właśnie myślał, że wszystko to, co robi, tak naprawdę wcale go nie pociąga, ale robi to przecież dla dobra firmy i swoich nieszczęsnych weksli? Że jest to prawie poświęcenie z jego strony? Tylko, czy tak jest w istocie? Fakt, nie jest gotowy na tak bardzo intymne spotkanie, obawia się tego, ale także nie jest w stanie, czy też po prostu nie chce się z tego wymiksować.
Kiedy w gabinecie pojawia się zadowolona, wyluzowana i gotowa do wyjścia Ula, Marek jeszcze pracuje. Ula chce mu pomóc, ale on odmawia, jakby jednak próbował odciągnąć w czasie moment wspólnego wyjścia. Próbuje dowiedzieć się, czego chciał Maciek, o jakie dyspozycje mogło chodzić? Kiedy Ula mówi, że chodziło o wzięcie w leasing samochodu na firmę, Marek drąży temat.
-… upatrzył sobie jakieś osobowe volvo.
-Tak, on sobie upatrzył, a ty nie masz nic do gadania?
-No nie, ja się na tym nie znam. Nawet nie mam prawa jazdy.
-Ula, co z tego? Ty kupujesz, ty decydujesz.
-Ty chyba nie wiesz, o czym mówisz. Jak Maciek sobie coś wymyśli, to nie ma zmiłuj. Nie ma co pertraktować.
-Ooo, widzę, że ten Maciek ma na ciebie wpływ.
-Ma.
-Tak i dużo byś dla niego zrobiła, co?
-No, bardzo dużo.
-Wiesz co? Jutro to skończę. […] Wychodzimy.
Skąd ta nagła zmiana decyzji? Czy Marek dostrzegł, po raz kolejny, rywala w Maćku? Czy może jednak rzeczywiście zapaliła mu się czerwona lampka, przypominająca o tym, że Ula ma weksle, a Maciek ma na nią duży wpływ. Zbyt duży. Więc może Seba ma rację?
Podczas tankowania na stacji benzynowej, Ula robi zakupy, a Marek rozmawia z Sebą przez telefon. Według Marka, wszystko jest pod kontrolą, według Seby, istnieje opcja, że Ula sobie wszystko wcześniej zaplanowała. Dobrzański jest spokojny, bo przecież ona nie mieszka sama, ale tylko do czasu, kiedy dowiaduje się, że w domu nikogo nie będzie, bo Jasiek ma studniówkę, tata, z racji członkostwa w komitecie organizacyjnym, tez idzie do szkoły, a Beti się przeziębiła i zajmuje się nią sąsiadka.
-Aaa… czyli będziemy sami?
-No. Zupełnie sami.
Tymi słowami Ula rozwiewa ostatnie nadzieje Marka. Skoro jednak powiedziało się A, trzeba przestać się bać i przyjąć odpowiedzialność za „B”. Dobrzański, z widoczną niepewnością traktuje dość odważne zachowanie Uli. Chyba nie znał jej z tej strony i budzi to w nim kolejne obawy. Ula dość ostentacyjnie ciągnie go do swojego pokoju, popycha na tapczan, po czym siada obok niego i wyjmuje z siatki… pojemnik z bitą śmietaną. Już sam ten widok utwierdza Marka w przekonaniu, że ona jednak nazbyt dosłownie potraktowała „truskawkowe spotkanie”. Kiedy Ula uprzedza go, że wychodzi na chwilę, ale zaraz wróci, jest chyba przekonany, że za moment, rzeczywiście ujrzy ją w bieliźnie. Trudno mu wytrzymać nawet to chwilowe napięcie. Próbuje się upewnić, czy jest może jakaś szansa na wcześniejszy powrót taty, ale niestety, Ula z całą stanowczością stwierdza, że na pewno tak się nie stanie. Kiedy dziewczyna wchodzi do pokoju z dwoma pucharkami truskawkowych lodów, jego zdumienie jest tak wielkie, że aż trudne do ukrycia.
-Marek, ja muszę wiedzieć, o co tobie tak naprawdę chodzi, bo wiem, że nie jestem w twoim typie.
-Ula, ja do tej pory nawet nie wiedziałem, że takie typy, jak ty, istnieją. Jesteś kimś wyjątkowym.
-A mógłbyś mi to gdzieś zapisać, żebym mogła sobie poczytać w gorszy dzień?
Po chwili zastanowienia, na twarzy Dobrzańskiego pojawia się zadowolony uśmieszek.
-Zamknij oczy – mówi do Ulki, sam zaś, szybko wyjmuje z teczki… pamiętnik.
-Mam nadzieję, że się przyda? No, sama mówiłaś, że już ci się skończył. Nie ma miejsca…
-Dzięki. Jest piękny.
-To będziesz miała dużo miejsca na same dobre dni.
W podzięce otrzymuje od niej buziaka w policzek.
Swoją drogą, w ferworze tych wszystkich spraw, wątpliwości, niepewności,pamiętał jeszcze o tym, że skończył się jej pamiętnik i to chyba też coś znaczy. Mała rzecz, ale jednak trzeba o niej pamiętać, trzeba chcieć sprawić komuś przyjemność i on, najwyraźniej chciał. W dodatku, rozbrajająco szczere stwierdzenie :”ja do tej pory nawet nie wiedziałem, że takie typy istnieją”. To prawda – w jego świecie nikogo takiego nie było i nie ma. Sam jest tym zaskoczony, ale także wyraźnie zadowolony.
Kiedy Marek na chwilę wychodzi, Ula robi pierwszy zapis w nowym pamiętniku :”Marek jest u mnie. Nie wiem, co będzie dalej, ale chciałbym, żeby było tak, jak jest teraz – dobrze, zwyczajnie.” Dobrzański bardzo chce zobaczyć, co Ula zapisała, ale ona przecież nie może mu tego pokazać. Zaczynają się droczyć – tak zwyczajnie, po prostu.
-”Wprowadzenie do dobrego wieczoru „napisałam.
-Zapomniałem ci powiedzieć, że jako darczyńca zastrzegam sobie prawo wglądu…
To ich niewinne przekomarzanie przerywa dzwonek telefonu Marka. To Paulina. Informuje go, że dzwonił do niej Lew Korzyński i chce się spotkać w sprawie F&D Sportiwo. Marek, wyraźnie nie ma ochoty na kontynuację tej rozmowy, ale Paula chce znać jego zdanie na ten temat. Spotkanie, rzekomo biznesowe, późnym wieczorem, w dodatku w restauracji, to chyba nie jest dobry pomysł. Dobrzański sprawia wrażenie, że dylematy narzeczonej nie mają dla niego większego znaczenia. Chce, jak najszybciej skończyć tę rozmowę i wracać do Uli, także dlatego, żeby nie było jej przykro, że Paula znowu im przeszkadza. Ostatecznie więc, sugeruje Paulinie, żeby spotkała się z Korzyńskim,
-Paula, nie dramatyzuj. Przecież cię nie zje,
Tym stwierdzeniem chyba wyprowadza ją z równowagi, ale zdaje się tym zupełnie nie przejmować. Wraca do Uli i tłumaczy jej, po co dzwoniła Paulina.
-A ty musiałeś jej kłamać o tym, gdzie jesteś.
-Nie musiałem. Nie pytała – w tym momencie sam chyba uświadamia sobie, że rzeczywiście, nie dopytywała, dlaczego jeszcze go nie ma i gdzie jest.
A jednak, tak dobrze zapowiadający się wieczór, który miał być tylko ich, zostaje nieoczekiwanie przerwany nagłym powrotem zdenerwowanego Józefa i Jaśka. Okazało się, że Jasiek, podczas pobytu w Afryce zanadto zbliżył się z Magdą, która najpierw zadbała o to, żeby ich pocałunek został uwieczniony na fotografii, a na studniówce właśnie, z premedytacją, pochwaliła się nią przed Kingą. Efekt nie był trudny do przewidzenia – Kinga zerwała z Jaśkiem, a Józef, po prostu wściekł się na syna. Oczywiście, natychmiast po powrocie, ojciec musi podzielić się z Ulą, tym, co się stało. Wpada do jej pokoju – Ula i Marek zrywają się, jak na komendę.
W czasie, kiedy Ula idzie porozmawiać z bratem, Marek słucha wzburzonego Józefa. Jego słowa, choć niezamierzenie, uderzają coraz dotkliwiej w Marka. „Żeby sobie żarty robić z czyichś uczuć? Nic go nie usprawiedliwia. Ja go tak nie wychowałem.” Czuje się coraz bardziej niezręcznie, coraz bardziej zmieszany. Nie wie, jak się zachować. A kiedy, w końcu postanawia, że jednak już pójdzie i słyszy proste stwierdzenie Józefa:”A, rozumiem. Narzeczona czeka”, jakby kurczy się w sobie. Nie wie nawet, co powiedzieć. Zmieszany, kiwa tylko głową.
Ula odprowadza go do samochodu.
-Jak twój brat? Będzie żył?
-Zasłużył sobie na to i dobrze o tym wie. Bardziej martwię się o Kingę.
-Zobaczysz, pogodzą się.
-No mam nadzieję. To świetna dziewczyna.
-W Rysiowie nie brakuje świetnych dziewczyn. (mówi znacząco). Dzięki za spotkanie. Do jutra.
Marek delikatnie pochyla się nad Ulą, jakby chciał ją pocałować, ale… jednak rezygnuje. Przypomniały mu się słowa Józefa?
Ula najwyraźniej na to liczyła i jest trochę zawiedziona. „Powiedział, że jestem wyjątkowa, ale jednak potem mnie nie pocałował…”
Nazajutrz Marek z Sebą przyjeżdżają na trening. Oczywistym jest, że kumpel chce wiedzieć, jak w końcu minął wieczór, którego Marek tak bardzo się bał.
-[...] Im bardziej staram się to rozwiązać, tym bardziej się wkopuję.
-Marek, a co się z tobą dzieje? To jest pierwsza panna, której ściemnisz?
-Właśnie w tym problem, że z nią ściemnianie mi nie idzie.
No właśnie, po raz kolejny potwierdza się to, że ona nie jest dla niego, jak wszystkie inne. Nie potrafi i nie chce się jej tak po prostu pozbyć. Nie chce jej zranić. Otwiera się przy niej i, niezauważalnie poznaje też siebie samego. To go intryguje, a także „napędza” do kontynuowania tej znajomości, choć przecież widzi, że ona zaczyna wchodzić na coraz mniej bezpieczne (dla niego) obszary.
Ula także przez cały czas zastanawia się nad tym, kim jest dla Marka, gdzieś po głowie kołacze się pytanie, dlaczego powiedział jej wczoraj tyle miłych słów, a potem nawet nie pocałował na do widzenia. No przecież niby wie, że Paulina , że to jego narzeczona, że są razem, ale jednak on, swoim zachowaniem , rozbudza jej wyobraźnię i nadzieję. Pojawia się w gabinecie z umową dla reprezentacji i nawet przy tej okazji znajduje pretekst, by nawiązać do relacji między nimi.
-Ten punkt mi się nie podoba. Jakoś tak przeszkadza. Właściwie, zawsze jest tak, że coś przeszkadza. Na przykład ja.
-Nie rozumiem
-Ty, Paulina i ja – rachunek się nie zgadza. Przeszkadzam, no.
Marek nie wie, co powiedzieć. Jest wyraźnie zmieszany.
-Ula, to nie jest takie proste. Ja z Pauliną znamy się od lat. Właściwie od dziecka…
-Nie, Marek. Bo ja nie chcę od ciebie żadnych deklaracji. Mówię to, żeby stwierdzić fakt, ale najlepiej, to zapomnijmy o tej całej rozmowie. I wiesz co – jakbyś mnie potrzebował, to ja jestem tutaj obok. Nie przeszkadzam.
Zostawia go, nieco zdziwionego i wychodzi, bojąc się dalszej rozmowy. Chce być obok niego, chce mu pomagać, wspierać, ale sama zadaje sobie pytanie, czy całe życie można być obok?
Tymczasem, w firmie wielkie poruszenie – Lew przysłał Paulinie w prezencie obraz Tamary Łempickiej. Ona nie chce go przyjąć i kiedy Ula z Violą, z polecenia Pauli, targają go do windy, pojawia się Marek i, to, co dotąd było tajemnicą, nagle przestaje nią być.
Dla Uli ważne jest to, że nie jest to prezent od Marka i, jak wynika z wrzasków dochodzących z gabinetu, Paulina raczej nie jest przez niego rozpieszczana prezentami. Dla Uli, to „kamień z nerki”, jak by powiedziała Violetta, bo jednak ona, kilka (drobnych, bo drobnych) prezentów od niego dostała.
Między narzeczonymi rzeczywiście dochodzi do ostrej wymiany zdań i przenosi się ona jeszcze na grunt domowy. Przerzucają się pretensjami i wymówkami. Marek jest wyraźnie wściekły. Włączyła się mu konkurencja, czy rzeczywiście chce wzbudzić w Paulinie wyrzuty sumienia, sam również nie będąc wobec niej w porządku?
-Przestań. Dobrze wiesz, że to nie jest moja wina, że ten człowiek mnie adoruje. To nawet nie jest miłe, ta twoja niby zazdrość.
-Niby zazdrość?
-Marek, wiesz co? Czasem mógłbyś pokazać, że ci na mnie zależy, bo w ogóle tego nie czuję.
Paulina wychodzi z płaczem, a Marek? No właśnie – siedzi zamyślony, tylko nad czym? Myśli nad tym, czy Paulina ma rację i powinien okazywać jej większe zainteresowanie, czy, wręcz przeciwnie – dociera do niego, że istotnie, zależy mu na niej coraz mniej, tylko dotąd się nad tym nie zastanawiał?
Wieczorem u Cieplaków pojawia się Dąbrowska z radosną wiadomością, że po długiej nieobecności, powraca z Niemiec na ojczyzny łono, syn jej umiłowany Bartuś, niegdysiejszy chłopak Uli. Do Uli wracają najgorsze wspomnienia związane z tą znajomością. Nie chce o tym rozmawiać, nie chce nawet o tym myśleć, ale okazuje się, że to wcale nie będzie takie proste.
Kiedy dostrzega na korytarzu kuriera z bukietem kwiatów i podążającego za nim Marka, jest przekonana, że to on właśnie je przysyła. Choć jest to bez sensu, ale chyba chce w to wierzyć. Kwiaty rzeczywiście są dla niej, czemu z jednakowym zdumieniem i zaciekawieniem przyglądają się i Viola i Marek. Marek zachęca ją, żeby przeczytała załączony bilecik i wtedy następuje wielkie rozczarowanie – nie Marek, ale Bartek jest ich nadawcą.
Ula jest wściekła podwójnie – dlatego, że Bartka stać było na taki tupet, ale także dlatego, że niezręcznie poczuła się przed Markiem.
Okazały bukiet nie uchodzi także uwagi Seby.
-Widziałeś?
-Bukiet? Taak. Dostała od absztyfikanta. Jakiś niezrzeszony.
-W sensie, że ani ty, ani Maciek?
-Tak, w tym właśnie sensie.
-Ale co cię tak cieszy?
-Seba, no właśnie to, że mój problem się rozwiązuje.
-Aha, w sensie, że każdy inny lepszy niż Maciek?
-Tak, Sebastian. W tym właśnie sensie. No, bo gdyby Ula zaczęła się spotykać z jakimś tam, jak mu tam, to mógłbym przestać się wygłupiać i obawiać się o swoje weksle.
O co, tym razem chodzi Markowi? Naprawdę ,w aż tak dobry humor wprawiła go ta wizja – Ula u boku jakiegokolwiek faceta (byle nie Maciek, naturalnie)? Czy może, dopóki nie widzi, to jeszcze nie robi to na nim wrażenia, nie potrafi sobie wyobrazić własnych reakcji? A może to także taka gra przed Sebą?
Poranne zdarzenie zdecydowanie zepsuło humor Uli. Po pierwsze, sam Bartek budzi w niej negatywne wspomnienia, a poza tym, nie wiem, czy nie ważniejszy jest fakt, że Marek był świadkiem tego wszystkiego i obawia się, co on sobie o niej pomyśli. Nie może tego tak zostawić, postanawia więc porozmawiać z nim, wyjaśnić wszystko.
-Marek, ja tylko na chwilę, w sprawie kwiatów.
-No, piękne są. Niezły gust ma ten Bartek. A ty nigdy o nim nie wspominałaś.
-Bo nie było o czym.
-On myśli inaczej.
-Nie, nie , nie, Marek. To jest zupełnie stara i nieaktualna historia.
-Właśnie widzę.
-Marek, to jest mój były chłopak. On wrócił właśnie z Niemiec…
-… i chce odnowić znajomość.
-Nie mam pojęcia. Nie, to znaczy mam – dowiedział się na pewno o F&D, że mam pracę, firmę, a on zawsze chciał się tylko ustawić.
-Że co? Szuka żony z posagiem?
-Coś w tym stylu.
-Nie? (Marek wyraźnie zniesmaczony)
-Ten typ tak ma. Jak dziewczyna biedna, toją zostawić, a jak nie, to kwiaty i liściki. Marek czuje się niezręcznie po tym wyznaniu, Ulę natomiast odwiedza Maciek, z wiadomościami na temat samochodu, który zamierzają wyleasingować. Jest bardzo podekscytowany, ale zauważa, że Ula jakoś nie podziela jego radości.
-Co z tobą?
-A ja mam mega wielką niespodziankę (stawia przed Maćkiem otrzymany bukiet) – od Bartka Dąbrowskiego. Nawet zaproponował mi spotkanie walentynkowe.
Maciek jest wzburzony tym, co usłyszał od Uli, a Marek, który był przypadkowym świadkiem tej rozmowy, chyba też. W każdym razie, na tyle, żeby podzielić się z Sebą najświeższymi wiadomościami.
-Ten niezrzeszony chce się umówić z Ulą na Walentynki.
-To chyba dobrze, tak?
-No właśnie nie wiem. To jest jakiś cwaniak. Jemu chodzi wyłącznie o kasę.
-Skąd wiesz?
-Powiedziała mi.
[…]
-Maciek przyszedł z kontrpropozycją walentynkową. Nie wiem, Seba. Może ona po prostu ma takich adoratorów?
-Marek, błagam cię, nie majacz. Przecież to musi chodzić o kasę. Przecież nikt normalny by się z nią nie umówił.
-Ja się z nią umówiłem.
-No, ale ty musiałeś. Siła wyższa. Najlepiej by było, jakbyś ich obu wyprzedził i sam z nią spędził te Walentynki. Tylko, że pewnie Paulina nie da ci wychodnego w takim dniu, nie?
-Nie, Paula nie uznaje Walentynek. Nie obchodzimy ich. Ale co? Ja mam się z nią umówić w Walentynki? Przecież to już przesada. Daj spokój.
-Marek, oni obaj chcą ja wykorzystać, więc już lepiej, jak ty…
-Ja mam ją wykorzystać?
-… jak im na to nie pozwolisz. Więc, po prostu się z nią umów.
Trudno mi oprzeć się wrażeniu, że Marek, bez Bartka i Maćka, sam wpadłby na to, żeby spędzić z nią ten szczególny wieczór, ale obaj „rywale” jakby przyspieszają jego działanie i są także doskonałym wytłumaczeniem, dlaczego „musi” jej to zaproponować. Poza tym, on chyba sam przed sobą nie potrafi przyznać się do tego i potrzebuje bodźca, którym są słowa Sebastiana potwierdzające słuszność jego pomysłów. Pomaga mu podjąć decyzję, bo przecież musi, bo trzeba, siła wyższa i on sam , w końcu tak sobie to tłumaczy. Nie potrafi, ani nie chce zastanawiać się, czy to naprawdę tylko o to chodzi, dlatego trudno mu zrozumieć samego siebie-to, dlaczego coraz bardziej się zapętla, coraz głębiej wchodzi w tę znajomość.
Ula jest bardzo zaskoczona propozycją Marka, dotyczącą spotkania po pracy w Walentynki.
-Jak to jutro?
-Nie wiem jeszcze gdzie, ale może coś wymyślimy.
-Ale przecież jutro jest, są… znaczy…
-Dzień Zakochanych.
-Tak jakby.
-Aaa, ty może masz inne plany?
-Nie, nie o to chodzi.
-Znaczy – nie masz?
-Nie. Właściwie nie.
-To co? Po pracy?
Cieplakówna nie może uwierzyć w to, co usłyszała. Ona i Marek? W Walentynki?Razem? Myśli o tym, że powinna mu coś podarować. Coś, czego jeszcze nigdy od nikogo nie dostał. Tylko co?
Marek wraca do domu i uspokaja się, kiedy Paula krytykuje walentynkową tradycję, bo oznacza to, że nie musi się obawiać, że będzie chciała, żeby ten wieczór spędzili razem.
Z pewnym przekąsem mówi mu też, że Lew chciał umówić się z nią w ten szczególny wieczór. Te słowa akurat zaniepokoiły Marka.
-Oczywiście odmówiłaś?
-Oczywiście, bo powiedziałam mu, że jutro po pracy umówiłam się z tobą.
-Bardzo dobra wymówka.
-Prawda? Bo jutro są Walentynki i mój narzeczony zabiera mnie na upojny wieczór.
Tego Marek nie przewidział. Jest chyba bardziej niż zaskoczony.
-Dokąd cię zabiera?
-No właśnie. Dokąd?
Dobre i zarazem retoryczne pytanie. Marek nie przewidział takiego scenariusza i chyba wcale nie poczuł ulgi, że Paula swoim pomysłem, rozwiązuje jego problem spotkania z Ulą. Spotkania, które rzekomo miało być tylko obowiązkiem, pewną grą, wymuszoną nieoczekiwanym pojawieniem się Bartka.
Kiedy rano Paulina wraca do tematu, nadal nie wie, co zrobić. Wie, że nie powinien tym razem spławić narzeczonej, jednak myśl o tym, że będzie musiał odwołać spotkanie z Ulą też nie nastraja go radośnie.
-Ostatnio tak rzadko jesteśmy sami, że dzisiejszy wieczór jestem gotowa spędzić wśród hord zakochanych. Pozwalam ci nawet kupić mi kwiaty.
-Naprawdę mogę? Żebyśmy mieli wieczór tylko dla siebie, to muszę tez trochę czasu poświęcić swojej drugiej dziewczynie o bardzo seksownych inicjałach FD. Wszystko wynagrodzę ci wieczorem.
Mam wrażenie, że kiedy mówi to, jego myśli krążą wokół Uli, tego, co i jak jej powiedzieć, żeby nie poczuła się dotknięta, czy oszukana.
A Ula… wychodząc do pracy ,spotyka Maćka, który przypomina jej o swoim zaproszeniu na walentynkowy wieczór do kina. No tak, trzeba z tego jakoś wybrnąć – ona też nie chce, żeby poczuł się urażony, czy dotknięty tym, że musi mu odmówić. Nie chce też, żeby wiedział, że stoi za tym Marek. Tłumaczy się więc, że ze wspólnego wieczoru nici, ponieważ, nieoczekiwanie musi dłużej zostać w pracy.
Pierwsze kroki w firmie kieruje do gabinetu Marka, korzystając z jego nieobecności. Zastanawia się, gdzie zostawić mu walentynkę. Żadne miejsce nie wydaje się dość dobre. Gdyby nie nagłe wejście Marka, odkryłaby w szufladzie jego biurka słynne prezenty Seby. Dobrzańskiego dziwi jej obecność w gabinecie. Ula wyjaśnia to tylko jednym zdaniem,
-Chciałam, żebyś nie wiedział, kto tu był. Proszę. – podaje mu czerwoną kopertę, której ostatecznie nie udało się nigdzie ukryć. Marek jest zdziwiony i zmieszany.
-Ale otwórz dopiero, jak wyjdę, dobrze? Wiem, że to jest dziecinne, te Walentynki, ale nie mogłam się powstrzymać.
-A, Ula. Ja też mam coś dla ciebie.
-Tak?
Marek nie był na to przygotowany, ale błyskawiczne skanowanie szuflady, w której, niczym w sezamie można znaleźć coś odpowiedniego i jest – bombonierka w kształcie serca.
-To jest taki drobiazg, może oklepany, ale…
-Ale jaki słodki…
Po wyjściu Uli, Marek ma minę pod tytułem „co ja znowu zrobiłem” lub „ty idioto”, za to ona jest szczęśliwa „on też o mnie pomyślał”.Marek czyta walentynkę napisaną przez Ulę :”Dziwnie się czuję, pisząc do ciebie, bo to święto nie moje i ty też jesteś nie mój. Nigdy nie byłeś i może nigdy nie będziesz. A jednak jestem szczęśliwa, bo jesteś trochę mniej nie mój, niż jeszcze całkiem niedawno”.
Te, jakże niewyszukane, prosto z serca płynące słowa, elektryzują Marka, wywołują zadumę, refleksję. Są bardzo osobiste, skierowane tylko do niego i tylko dla niego czytelne i nie dzieli się nimi z przyjacielem. Chyba po raz pierwszy, tak naprawdę coś, co wiąże się z Ulą, przed nim ukrywa. Jak powiedzieć Uli, że nie może się z nią spotkać, choć ona tak się na to spotkanie cieszyła, a i on, mimo wszystko, także tego chciał. Otwiera laptop i znajduje w nim kartkę od Pauli: „Już nie mogę się doczekać. Ciekawe, co wymyślisz? Zaskocz mnie. PAULA”. No tak, na chwilę o tym zapomniał. Co robić? Podpis Pauli rozdziela przecinkiem i powstaje odpowiedź – Pa, Ula.
Wychodzi, żeby jej o tym powiedzieć, ale nadal nie wie, jak.
-Mamy mały problem, jeśli chodzi o dzisiejszy wieczór…
W tym momencie pojawia się Paulina i prosi go o rozmowę. Informuje go, że z ich wieczornych planów nici, ponieważ Aleks kupuje dom i poprosił ją o radę. Marek, który często miał do narzeczonej pretensje, że zawsze brata stawia na pierwszym miejscu, tym razem przyjmuje tę wiadomość z wyraźna ulgą, żeby nie powiedzieć – z zadowoleniem. Szybko wraca do Uli.
-Więc dzisiejszy wieczór, mam nadzieję, wciąż aktualny?
-Ale mówiłeś, że jest jakiś problem.
-A, nie, nie. To zupełnie inna sprawa. To co, startujemy o piątej?
Palmiarnia. Trochę egzotycznie, cicho, intymnie, romantycznie…
-Ula, ja wiem, że może trochę bezczelnie ukradłem twój pomysł, ale pomyślałem sobie, że tutaj jest naprawdę bardzo przyjemnie.
-I raczej nie grozi nam żadne przypadkowe spotkanie.
-No właśnie. Jak zwykle jest problem z cateringiem, ale może tutaj coś upolujemy?
-No, oprócz tłustego dozorcy… kiepsko.
-No, może kokosa, albo inne daktyle…
Korzystając z chwili nieuwagi Uli, wyciąga ukrytą na drzewie butelkę szampana.
Dla niej to wielkie zaskoczenie, dla niego – wielka przyjemność
-A kieliszki?
-Kieliszki? Ja jestem przekonany, że kieliszki tutaj gdzieś też rosną…
Naturalnie, znajduje bez trudu.
-Niesamowite.
-No tak, to jest czar Świętego Walentego.
Piękna chwila, która zostaje brutalnie przerwana przez dzwoniącą komórkę Marka.
-Ula, tylko ten jeden, dobrze?
Dzwoni Paulina. Jest już wolna i gotowa na spotkanie z nim. Nie mógł tego przewidzieć, tylko, co teraz? Ma zostawić Ulę? Wcale nie ma na to ochoty. Próbuje więc przekonać narzeczoną, że teraz nie może się z nią spotkać, bo właśnie jest na siłowni i będzie w domu za jakąś godzinę. Paula jednak nie słucha – będzie czekała na niego pod klubem. Wszystko się skomplikowało. Dzwoni do Sebastiana, każe mu pojechać na siłownię i spotkać się tam z Pauliną.
Wraca do Uli i mówi, że chyba jednak będzie musiał jechać. Widzi zawód w jej oczach i sam także nie ma ochoty tak kończyć tego spotkania. Postanawia, że jednak zostanie, choćby tylko pół godziny. Wyłącza telefon – „no, to teraz jest prawie, jak w dżungli”.
-Marek, chciałam ci podziękować za Walentynkę i za książkę i za pamiętnik i za to, że przyjąłeś Elę z powrotem też.
-Cii. Mieliśmy nie rozmawiać o pracy.
-I za to, że jesteś… taki miły, że znalazłeś dzisiaj dla mnie czas. Chciałam ci podziękować za tę chwilę, nawet jeśli to jest tylko ta jedna chwila.
-A ja bardzo chcę ci podziękować za to, że dzisiaj to twój były dostał kosza, a nie ja.
-Przecież wiesz, że to stare dzieje.
-A ty wiesz, co się mówi o starej miłości. Ula, takich bukietów nie dostaje się bez powodu.
-Nie każda miłość jest nierdzewna.
-Racja. Inaczej nie byłoby ani rozwodów, ani… zerwanych zaręczyn.
Ula, na te słowa, mało się nie zakrztusiła i robi szybki bilans tego wieczoru :
a/ w Walentynki jest ze mną, a nie z Paulą,
b/ mówi o zerwanych zaręczynach,
c/ to się nie dzieje naprawdę.
Jednak nie tak miło miał się skończyć ten piękny, trochę tajemniczy wieczór. Marek przywozi Ulę do Rysiowa.
-Dziękuję za podwiezienie i za to, że zostałeś.
-Chciałem zostać. To ja dziękuję.
Czar pryska, kiedy Ula słyszy nawoływanie Bartka. Chce, żeby Marek już odjechał, mimo że on waha się, nie wiedząc, czy nie będzie potrzebny. Bartek, dość natarczywie usiłuje zatrzymać Ulę, chce, żeby z nim porozmawiała, poszła do „Wersalu”. Odjeżdżający już Marek widzi, że Bartek obejmuje Ulę, ona próbuje się wyrwać, dochodzi do szamotaniny. Zatrzymuje samochód i rusza z pomocą. Między Markiem i Bartkiem dochodzi do bójki
To naturalnie jeszcze nie koniec tego wieczoru, bo pamiętamy, że będzie jeszcze pobyt na komendzie, tłumaczenie przed Pauliną, ale tym zajmę się przy opisie kolejnych odcinków, w następnej części. Chciałabym jednak zatrzymać się jeszcze na chwilę, przy tym, co wydarzyło się do tej pory tego dnia i chyba każdego z nas nastroiło refleksyjnie.
List – walentynka Uli. Przepiękne słowa, w których była cała jej wielka tęsknota za miłością Marka, była radość z każdej wspólnej chwili, czułego gestu, uśmiechu, słowa, spojrzenia..
Ula nie miała zbyt wielkich oczekiwań, bo przecież zdawała sobie sprawę z tego, że Marek jest z Pauliną i, być może zawsze już będzie. W skrytości serca marzyła, by był tylko jej i dla niej, ale cieszyły ją nawet te krótkie chwile razem. Pielęgnowała je wszystkie we wspomnieniach, były jej szczęściem, bo przecież nie ważne jest, tak naprawdę, ile czasu z kimś spędzamy, ale jak – jacy wtedy jesteśmy dla siebie. Ula i Marek, każdą wspólną chwilę potrafili wykorzystać, cieszyli się sobą, mieli o czym rozmawiać, słuchali siebie nawzajem.
Palmiarnia – Marek przygotował się do tego spotkania, chciał, by było miłe, chciał sprawić jej niespodziankę. Chciał, żeby ten wieczór był wyjątkowy – romantyczny, intymny. Dlaczego? Trudno chyba uwierzyć, że mogło mu chodzić tylko o te nieszczęsne kredyty i weksle. Ciągle nie rozumiał, co dzieje się w jego sercu, ale wiedział, że ciągnie go do tej dziewczyny, choć nie potrafił tego nazwać. Nie spędza się jednak czasu na walentynkowej randce z obojętną emocjonalnie osobą. Jest mu z nią dobrze, wyjątkowo, jak z nikim innym. Bywa, że go to dziwi, bywa, że niepokoi (jak wszystko, czego nie rozumiemy), ale tylko pozornie chce się z tego wyplątać, a to spotkanie i cała jego aranżacja (naturalnie pomijając nieprzewidziany telefon Pauli) jest dowodem na to, że lubi i chce sprawiać jej, choćby drobne przyjemności, że czas z nią spędzany, także jemu jest potrzebny i jest dla niego ważny.

Kończę na odc. 138

Strasznie dużo tego wyszło, a posunęłam się zaledwie o 7 odcinków. Nie ma jednak przecież, przymusu czytania. Tych, których nie przeraża ten strasznie długi wywód, zapraszam do poczytania, powspominania…

1 komentarz: