Get your own Digital Clock

środa, 30 czerwca 2010

Bez miłości, bez chwały... cz.1 wg Iwony

- Sto lat, sto lat! Niech żyje.... - niosło się po warszawskim Klubie 69. Nie był już tak modny, jak kiedyś, ale mimo to miał niewątpliwy, oldskulowy urok i swoją stałą klientelę. Tego wieczora zebrało się tu spore grono ludzi. Świętowano urodziny człowieka, który był właściwie historią tego miejsca. Był już niemłody, ale wciąż przystojny i zdolny zawrócić w głowach kobietom ponad połowę młodszym od siebie. Wysoki, o szczupłej budowie ciała i wyprostowanej sylwetce, włosy miał już niemal w całości siwe, ale wciąż gęste i lekko zmierzwione. Gładko ogoloną twarz, rozjaśniały bystre, szare oczy i pokrywała siateczka zmarszczek, ale mimo to bił z niej niemal chłopięcy urok, pogłębiany przez pojawiające się wraz z uśmiechem zawadiackie dołeczki. Pożądany, lecz tak naprawdę nieosiągalny. Mężczyzna, któremu śpiewano, kiedyś myślał, że przemijanie dotyczy każdego, ale z pewnością nie jego. Jeszcze wczoraj czuł się królem życia, odnoszącym sukcesy, wzbudzającym podziw i zazdrość. Jednak dzisiejszy dzień uzmysłowił mu nagą prawdę. Był podstarzałym playboyem. Czas tak szybko płynął. Zastanawiał się ile to już lat upłynęło od momentu, kiedy zdecydował o kształcie swojego życia osobistego. Od kiedy postanowił żyć według własnych zasad, swojego kodeksu. Od zawsze kochał kobiety, uwielbiał je. Uważał, że są najdoskonalszym przejawem życia na ziemi. Nie to, co faceci, no może są jakieś wyjątki, ale on z pewnością do nich nie należał. Sam się sobie dziwił, jak kiedyś mógł je oszukiwać. Kłamać i bez skrupułów wykorzystywać do własnych celów. Dobry był w tym. Ale został ukarany. To było tak dawno. Ale wciąż pamiętał... Nigdy nie zapomni tamtych kilkunastu miesięcy. Zakochał się nagle i niespodziewanie... Jego serce zdobyła osoba na pozór nieciekawa. Ale, jak się później okazało - niezwykła. Niestety, strasznie ją skrzywdził. A przecież to właśnie ona uświadomiła mu wiele spraw. Ważnych spraw. To dla niej próbował się zmienić. Próbował... i zmienił się, ale chyba nie o taką zmianę jej chodziło... Postanowił wtedy, że już nigdy więcej nie skrzywdzi żadnej kobiety. Aby być wiernym obietnicy, złożonej samemu sobie, z nikim się od tamtego czasu nie związał.


- No, dalej Marek, dmuchaj, ale najpierw życzenie - zachęcał przyjaciel. Kibicowali mu liczni znajomi i pracownicy. Wdzięczyły się do niego obecne wśród nich piękne i młode dziewczęta, głównie modelki, do których niezmiennie od lat miał słabość. Prezes Dobrzański uśmiechnął się smutno, nie pomyślał sobie żadnego życzenia. Nie miał już marzeń. Niczego mu nie brakowało. Miał dar do robienia interesów, był bogaty, kobiety go wręcz wielbiły. Miał wszystko, o czym kiedykolwiek marzył... No prawie. Ale o tym, czego mu w życiu brakowało, już nie marzył. Tak postanowił wtedy i tego się trzymał. Wziął głęboki wdech i zdmuchnął te nieszczęsne sześćdziesiąt świeczek. Rozległy się oklaski.


- Brawo! A teraz toast. - Sebastian Olszański uciszył zebrane towarzystwo. - Marku, przyjacielu, co roku życzę ci szczęścia, ręki do interesów, zimnej wódki i gorących dziewcząt. Do tego zdrowia, abyś mógł cieszyć się z owoców swojej pracy. I moje życzenia niezmiennie się spełniają. Nie chcę być nudny, więc dzisiaj życzę ci, aby życie jeszcze cię zaskoczyło. Sto lat!

- Sto lat! - Wzniesiono w górę napełnione szampanem kieliszki.

- Piękny toast - powiedział po chwili do Seby, uśmiechając się ironicznie.

- Nie martw się, raz w życiu kończy się sześćdziesiątkę i to w takiej dobrej formie. Zabaw się, zobacz - wskazał na przyglądające się im kobiety. - Każda z nich marzy, żeby być z tobą.

- Seba, bujasz w obłokach. One już nie marzą o nas, tylko o naszych portfelach. Jesteśmy starzy.

- Przesadzasz, co prawda już nie jest tak, jak kiedyś, ale ty wciąż wzbudzasz zainteresowanie. I nie chodzi tu tylko o kasę, o wygląd też już nie, niestety. Wydolność łóżkowa? Przyznaj, że się wspomagasz. A jednak, jak się postarasz, to jedzą ci z reki. Jak ty to robisz?

- Lubię je, rozmawiam z nimi i nie chcę ich po prostu zaliczać - Marek uśmiechnął się szeroko. - Każda z nich coś w sobie ma i nie pójdę z żadną do łóżka, zanim nie dowiem się, co to jest.

- Stary, zapewniam cię, że większość nie ma nic do powiedzenia - wtrącił Seba. - Ale fakt, ty zawsze miałeś talent do wyszukiwania takich, z którymi jest jednak o czym rano pogadać.

- Sebuś, ty chyba nie powinieneś narzekać. Przecież znalazłeś swoją połówkę i jesteś szczęśliwy - przypomniał przyjacielowi o żonie i, jak zawsze, pozazdrościł mu w duchu. Seba i Violetta, od lat tworzyli burzliwy, ale udany związek. Przyjaciel towarzyszył mu często w wypadach do klubów, ale jako partner do kieliszka i rozmowy, oraz obserwator jego podbojów.


Bawili się z do późna. Na tyle, na ile pozwalało zdrowie. Chęci wciąż były, ale niestety z wiekiem, pojawiły się pewne ograniczenia. Gdy poczuł się zmęczony, dyskretnie pożegnał towarzystwo, nakazując im jednocześnie, aby bawili się dalej na jego rachunek i wezwał taksówkę. Viki, dziewczyna, z którą spotykał się od kilku tygodni, chciała mu jak zwykle towarzyszyć, ale uprzejmie podziękował jej za towarzystwo. Chciał być tej nocy sam.

Wsiadł do samochodu i kazał zawieść się do domu. Z głośników w taksówce sączyła się spokojna muzyka. Po chwili usłyszał niezwykle znajome tony.



(http://www.youtube.com/watch?v=5YXVMCHG-Nk&feature=related)


Ta piosenka zawsze mu ją przypominała, budziła tyle wspomnień... Dał się unieść muzyce... Przed oczami stanęła mu Ula. Ostatnie tony wybrzmiały akurat w momencie, kiedy dojechali do domu. Wiedział, że tej nocy już nie zaśnie. Skierował się do gabinetu. Nalał sobie whisky i usiadł przy biurku. Z rezygnacją oparł głowę na dłoni. Po chwili sięgnął do szuflady, po stare zdjęcie, jedyne, na którym byli razem, zrobione nad Wisłą. Powoli przesunął palcami po jej sylwetce. Przymknął oczy, niemal poczuł zapach wiatru w jej włosach. Jak zwykle, nie mógł oderwać od niej wzroku i przestać o niej myśleć. Kochała go, mocno, naprawdę, wybaczyła. Ale on nie wybaczył sobie. Wróciły do niego strzępy trudnych wspomnień.


- Jak mogłeś tak kłamać, udawać miłość? Więc chodziło ci tylko o raport i udziały? - zapytała go, kiedy zorientowała się, że kocha niewłaściwego mężczyznę. Jej oczy były przeraźliwie smutne, szkliste od powstrzymywanych łez.

- Ula, to nie tak, zrozum. Nie rób tego, nie rób nic, czego kiedyś będziemy żałowali.

- Już żałuję. Żałuję, że cię spotkałam i pokochałam - powiedziała cicho, a po policzkach potoczyły się łzy. To było straszne, z całej jej kruchej postaci emanował ogromny ból. A on był jego powodem. Czuł się podle, jak nigdy wcześniej.

- Przepraszam, Ula, tak bardzo cię przepraszam, nic mnie nie usprawiedliwia.


Tamtego dnia zrozumiał, że nie wolno grać uczuciami innych. Postanowił wtedy, że już nie będzie okłamywał ani Uli, ani Pauliny. Wyznał wszystko narzeczonej, opowiedział o zdradach i wytłumaczył, że tak naprawdę już jej od dawna nie kochał. Odwołali ślub. Zrobił to, by odzyskać szacunek do siebie. Gubił się w swoich uczuciach. Kochał Ulę. Pragnął, by już nigdy nie płakała, chciał ją chronić. Najgorsza była świadomość, że powinien ją chronić przed sobą. Co by się stało, gdyby jej powiedział o swojej miłości? Pewnie i tak by mu nie uwierzyła. A nawet gdyby, to jak długo zdołałby jej nie zawieść? Była ideałem, a one pozwalają lepiej widzieć własną niedoskonałość. Bał się. Nie chciał już nigdy jej skrzywdzić. Nie miał prawa by być z nią, nie zasługiwał na to. Chciał, żeby była szczęśliwa, żeby miała dobrego, wiernego męża, dzieci, rodzinę. Wiedział, że o tym marzy. A on nie był w stanie jej tego dać. Ani wtedy, ani nigdy. Nie chciała odejść, nie poddała się łatwo. Myślała, że skoro zakończył związek z Pauliną, to będzie jej. Ale on wiedział, że to się nie uda. Po latach spędzonych z Febo wiedział to bardzo dobrze. Ją potrafił oszukiwać. Początkowo myślał, że Ulę też. Ale nie potrafił. Kochał ją i zbyt szanował, aby skazywać na siebie. Był playboyem i wiedział, że nim pozostanie. Był zmuszony rozwiać jej nadzieje.


- Ula, dziękuję ci. Jesteś najlepszym dyrektorem finansowym, jakiego kiedykolwiek miało F&D. Bez twoich pomysłów i ciężkiej pracy wykończyłaby nas ten kryzys. Wiem, że nie robisz tego tylko ze względu na swój dobrze pojmowany interes. Twoje kredyty i tak byśmy spłacali w pierwszej kolejności - powiedział patrząc jej w oczy z powagą. Musieli w końcu o tym porozmawiać.

- Wiesz dlaczego to robię, prawda?

- Chcę, żebyś wiedziała, jak bardzo doceniam, że po tym wszystkim potrafisz mi pomagać.

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. - Wpatrywała się w niego badawczo.

- Ula, ja... Domyślam się. Wybaczyłaś mi tamto.

- Tak... Wybaczyłam, ale to nie wszystko... - zawiesiła głos, licząc, że jej to ułatwi. On natomiast nie wiedział, co zrobić. Jak to powiedzieć, żeby znowu jej nie zranić.

- Rozstałeś się z Pauliną. Czy to przeze mnie?

- Nie Ula, to przeze mnie. To ja i tylko ja jestem winny. Powiedziałem Paulinie prawdę o sobie i o naszym związku bez przyszłości.

- I co teraz?

- Nic, jakoś poukładamy sobie życie, osobno. Ja i Paulina... i ty. Już nigdy nie zamierzam nikogo w ten sposób oszukiwać.

- A kochać? Zamierzasz kogoś kochać? - Patrzyła na jego smutną twarz, a on podniósł na nią wzrok i nic nie odpowiedział. - Marek, ty wiesz, że nie można tak po prostu przestać kogoś kochać. Nawet, gdy ten ktoś robi... robił złe rzeczy? Ja wciąż cię... - Położył delikatnie palec na jej ustach.

- Nie kończ... Wiem, kochanie. Leżałbym teraz u twych stóp i błagał, byś mi pozwoliła się kochać, gdybym tylko wierzył, że potrafię dać ci szczęście, na jakie zasługujesz. Ze mną czekałoby cię zbyt wiele łez i rozczarowań.

- Skąd możesz to wiedzieć! Kocham cię i chcę z tobą być. Kochasz mnie? Powiedz, powiedz mi to!

Pamiętał, że wszystko w nim wtedy krzyczało - "Kocham cię i pragnę, jak nikogo na świecie!" Ale całą siłą woli zmusił się do powiedzenia okrutnych słów, którymi podpisał wyrok na ich miłość.

- Nie... Nie kocham cię. Nie będziemy ze sobą.

Ula po usłyszeniu tych słów umilkła i spuściła głowę w geście rezygnacji. On też już nic nie mówił.

- Odejdę. Po pokazie odejdę. To koniec.


Jedno sobie wtedy obiecał, że już nigdy żadna kobieta przez niego nie zapłacze. Dotrzymał słowa. Potem już żadnej nie okłamywał, na swój sposób szanował je, słuchał, był szczery. Niezmiennie go dziwiło, że one to doceniały. Kobiety go uwielbiały. Co prawda, zawsze jakaś próbowała go usidlić, ale bezskutecznie. Miał wiele przyjaciółek. Z jednymi spotykał się dłużej z innymi krócej, ale żadna nie czuła się przez niego oszukiwana. Bo żadnej nie próbował zwodzić, zawsze grał w otwarte karty i pilnował, by żadna więcej się w nim nie zakochała. Zresztą rozmyślnie obracał się w kręgach kobiet, które nie ulegały łatwo porywom serca i były raczej wyrachowane niż wrażliwe. Skoro dobrowolnie odrzucił miłość takiej kobiety, jak Ula Cieplak, to jak mógł być na poważnie z jakakolwiek inną? Takie życie miało jednak swoją cenę. Był przeraźliwie samotny i z każdym rokiem było gorzej. Najgorsze było to, że wiedział, iż to się już nie zmieni. Nie potrafił tego zmienić. Wtedy, trzydzieści lat temu, była na to szansa, ale zaprzepaścił ją.

Sześćdziesiąte urodziny skłaniały go do refleksji. Przeżył życie tak, jak chciał i ponosił tego konsekwencje. Czy żałował? Czy nie pospieszył się zbytnio z decyzją? Po latach doszedł do wniosku, że nie miał prawa decydować wtedy za ich oboje. Ula chciała spróbować, widocznie wierzyła, że mogą być razem szczęśliwi. Może była silniejsza, niż przypuszczał. Nigdy się już tego nie dowie.


Na dworze zrobiło się już jasno. Wstał z fotela i dziwnie się poczuł. Jakaś niewidzialna obręcz ścisnęła mu klatkę piersiową. Serce. Wiedział, że to nie żarty. Przed kilkunastu laty zmarł na serce jego ojciec. Od tego czasu Marek czuł irracjonalny lęk przed zawałem. Zdołał wezwać pogotowie, które natychmiast zabrało go do szpitala. Zatrzymano go tam na kilka dni, aby gruntownie przebadać. Na szczęście jego stan nie był ciężki.


Na oddziale kardiologicznym pracowało kilkoro lekarzy, poznał ich wszystkich podczas licznych testów, badań i obchodów. Jego uwagę od pierwszej chwili zwróciła pewna młodziutka lekarka, która przyglądała mu się dziwnie. Miał szczęście i trafił na nią podczas badania EKG. Obserwował ją, kiedy przypinała mu elektrody. Była niewątpliwie bardzo ładna, ale jakby speszona. W pewnej chwili zerknął na plakietkę, przypiętą do jej białego uniformu. Ku swemu zdumieniu odczytał - "Anna Cieplak, lekarz medycyny". Serce zabiło mu mocniej, co nie uszło oczywiście uwagi dziewczyny.


- Spokojnie, proszę się nie denerwować, bo wynik będzie zafałszowany - powiedziała uśmiechając się delikatnie.

- Przepraszam, zaraz przejdzie - odpowiedział. Starał się uspokoić. Pierwszym, co przyszło mu do głowy, było podejrzenie, że los go zetknął z córką Uli. To mógł być równie dobrze zbieg okoliczności, ale raczej w to nie wierzył. Przyglądał się jej ukradkiem, szukając jakiegoś podobieństwa do "jego Ulki". Jednak, po chwili, przyszło mu do głowy, że gdyby to była jej córka, to nie nazywałaby się - Cieplak. Kim była? Myślał o tym przez całe badanie, nic jednak nie mówił.

- Już kończymy. Zaraz panu to wszystko poodpinam - powiedziała, gdy badanie dobiegało końca.

- Mogę panią o coś zapytać? - zwrócił się do niej niepewnie.

- Wynik zinterpretuje ordynator, ja dopiero robię specjalizację, ale proszę się nie martwić, nie jest źle - uprzedziła jego pytanie.

- Nie o to chciałem spytać.

- Słucham pana - powiedziała i spojrzała na niego z ciekawością.

- Pozwoli pani, że się przedstawię. Nazywam się Marek Dobrzański.

- Anna Cieplak. Znam pana nazwisko, jest na karcie...

- A pani na plakietce... Właśnie o nazwisko chciałem panią zapytać. Znałem kiedyś rodzinę Cieplaków, mieszkali w Rysiowie pod Warszawą. Czy to pani krewni?

- Bez wątpienia. Mój ojciec pochodzi z Rysiowa, mieszkał tam mój dziadek i ciocie - odpowiedziała.

- Jest pani córką Jaśka Cieplaka? - Marek szybko skojarzył informacje.

- Tak. Pamięta go pan?

- Owszem, nie wiem tylko, czy on mnie nie zapomniał.

- Na pewno nie - odpowiedziała zbyt szybko.

- Zaraz, zaraz. Moja osoba nie jest pani kompletnie obca?

- Mówiąc szczerze, nie. Od razu skojarzyłam pana nazwisko, a potem szukałam podobieństwa, do takiej jednej fotografii, z młodości ojca. Było to zdjęcie z pokazu mody Febo&Dobrzański. Był tam mój tato, modele, modelki, projektant - Pshemko, o ile nie przekręciłam imienia, i właśnie pan. Pytałam kiedyś ojca o tamte czasy, ale nie chciał mi nic powiedzieć. Wspomniał tylko, że kiedyś u pana pracował i bywał pan w Rysiowie.

- To prawda. Pani ojciec był świetnie zapowiadającym się modelem, ale zrezygnował z kariery. Proszę mi jeszcze powiedzieć, czy jego siostra mieszka nadal w Rysiowie?

- Tak, ciocia Beata z rodziną mieszkają w rodzinnym domu, po naszym dziadku.

- A starsza siostra, Ula, też tam jeszcze mieszka?

- Mieszkała... - odpowiedziała i wyraźnie posmutniała.

- Ale wyprowadziła się, tak?

- W pewnym sensie... Ciocia Ula zmarła jakieś dwa lata temu - powiedziała po chwili. Marek zaniemówił, słysząc te słowa. Młoda lekarka dostrzegła, jakie wrażenie wywarła na nim ta wiadomość. - Domyślam się, że ją pan znał?

- Tak, znałem ją bardzo dobrze. Była dla mnie kimś ważnym... Nie rozumiem. Jak do tego doszło? Przecież dwa lata temu miała zdaje się pięćdziesiąt cztery lata.

- Ma pan rację. Zmarła nagle. Okazało się, że chorowała na serce. Nigdy specjalnie nie dbała o swoje zdrowie. Zawsze wszyscy inni byli ważniejsi, a o sobie zapominała. Nie robiła badań kontrolnych i chyba nie wiedziała o swojej chorobie. To był dla nas wszystkich ogromny szok. Bardzo mi jej brakuje... Muszę już iść, obowiązki wzywają. A pan niech się lepiej położy, bo źle pan wygląda.

- Tak, tak, położę się. Proszę powiedzieć mi jeszcze jedno. Czy Ula była szczęśliwa? Wyszła za maż? - zapytał łamiącym się głosem.

- Czy była szczęśliwa? Chyba tak, mimo wszystko chyba była... Nie wiem. Wierzę, że była. A za mąż nigdy nie wyszła.


Marek wrócił do swojego pokoju. Wiadomość o śmierci Uli zupełnie wytraciła go z równowagi. Nie była obecna w jego życiu, ale żył ze świadomością, że gdzieś tam jest. W pewnym sensie była przy nim ciągle. A teraz nie żyła. Czuł pustkę w sercu. Źle się stało. Wszystko było nie tak. To, co zrobił Uli i sobie, było niewybaczalne i nie miał usprawiedliwienia. Czuł się tak, jakby to on ją zabił. Myślał, że jeżeli spowoduje, że Ula odejdzie, to będzie to dla niej dobre. A tymczasem nie było. Nie miał wątpliwości, że to przez niego była sama.



( http://www.youtube.com/watch?v=cgqOSCgc8xc)


Podczas pobytu w szpitalu zrobiono mu serię badań i testów, które jednoznacznie pokazały, że nie był to jednak zawał serca. Wychodząc do domu, Marek usłyszał zalecenia i kilka cierpkich słów prawdy.

- Panie Dobrzański, musi pan zmienić tryb życia. Nie ma pan już trzydziestu lat. Całonocne imprezowanie, upijanie się, nieprzespane noce, to już nie dla pana. Proszę też nie przesadzać z seksem i viagrą. Serce dało panu żółtą kartkę. Musi pan zacząć dbać o siebie, a nie tylko o swoje przyjemności.


Marek po wyjściu ze szpitala, zaszył się w domu. Przez kilka dni nie chodził do pracy. Nie spotykał się również z przyjaciółmi. Przeżywał coś na kształt żałoby. Chciał cofnąć czas. Zastanawiał się czy jest coś, co mógłby teraz zrobić? Postanowił pojechać do Uli, na jej grób. Było słoneczne, późne popołudnie. Drogę do Rysiowa pamiętał bardzo dobrze. Przy kościele odnalazł niewielki cmentarz. Chodził po nim przez chwilę, ale nie mógł odnaleźć właściwego grobu.

- Dzień dobry. Nie wie pan, gdzie jest pochowana Ula Cieplak? - zapytał grabarza.

- Ula Cieplak? Pewnie, że wiem. Musi pan pójść tą alejką do końca i skręcić w prawo. Trzeci grób to Cieplakówna, leży obok ojca. Ma skromny, ale gustowny pomnik. Prostą płytę z beżowego marmuru. Pozna pan, bo zawsze leżą tam świeże kwiaty.


Marek poszedł we wskazaną stronę. Rzeczywiście, odnalazł grób bez problemu. Położył na nim białe róże. Obok stała ławeczka, usiadł na niej i pogrążył się we wspomnieniach. Przypomniał sobie, jak się spotkali pierwszy raz, jak poszli na pierwszy spacer do parku, pierwszy pocałunek. Potem całe zło, jakie jej wyrządził oraz ich jedyny wspólny weekend. Wszystkie wspomnienia, dobre i złe składały mu się w głowie na obraz kobiety jego życia, z którą nie miał odwagi żyć.

W pewnej chwili podeszła do grobu nieznana mu kobieta w średnim wieku. Położyła na nim bukiecik polnych kwiatów. Stała chwilę w milczeniu, a potem zagadnęła Marka.

- Pierwszy raz pana tu widzę. Znał pan Ulę Cieplak?

- Tak, kiedyś razem pracowaliśmy. Nie wiedziałem, że umarła - odpowiedział właściwie niechętnie, zły, że ktoś przerywa mu rozmyślania.

- Byłam jej sąsiadką, a właściwie przyjaciółką... Odeszła tak nagle. Do dzisiaj nie mogę się pogodzić z jej śmiercią. Widzi pan te wszystkie kwiaty na jej grobie. Nie ma w Rysiowie człowieka, który by jej nie żałował, bo nie ma tu chyba rodziny, której jakoś by nie pomogła. Zawsze miała czas, aby porozmawiać i pomysł, jak pomóc w kłopotach - kobieta uśmiechnęła się do Marka. On również się uśmiechnął, na wspomnienie, że jemu też nie raz pomogła i ratowała świetnymi pomysłami. Zaczął uważniej przysłuchiwać się przemowie znajomej Uli. - Miała dobre serce. A wie pan, że umarła na serce? Mówią w Rysiowie, że pękło jej z żalu po ukochanym. Ale to nieprawda. Owszem, wszyscy tu wiedzieliśmy, że w młodości zawiodła się na mężczyźnie, ale miała dla kogo żyć. Przecież, jej wnuczka miała wtedy tylko trzy latka... Ula opiekowała się nią, syn przywoził jej małą codziennie z Warszawy. Jak ona...

- Co pani powiedziała? Ula miała syna i wnuczkę? - zapytał poruszony.

- No oczywiście.

- Ale jak to? Przecież podobno była sama.

- Była sama, bo ten drań ją zostawił, gdy tylko zaszła w ciążę. Że też musiała się zakochać w jakimś warszawskim lowelasie. Tutejszy by jej tak nie zostawił.

- Jest pani pewna, że ojcem dziecka Uli Cieplak, jest ten facet z Warszawy? - Marek czuł, że ziemia usuwa mu się spod nóg.

- Tak. Ula, co prawda, nigdy nikomu nie powiedziała, kto jest ojcem Michała, ale powiem panu, jak to było. Ula znalazła sobie pracę w Warszawie. Spędzała tam całe dnie i awansowała. Została w końcu dyrektorem. Zakochała się, wszyscy to widzieli. Zaczęła o siebie dbać, ładnie się ubierać. Przyjeżdżały tu po nią takie samochody, że ho, ho. A potem niespodziewanie zwolniła się stamtąd. Zaszyła się w domu, kilka miesięcy prawie nie wychodziła. Zerwała wszelkie kontakty. Nawet Szymczyk nie umiał jej pomóc, wiem, bo kiedyś mi mówił. Ale pewnego dnia, po kilku miesiącach, wreszcie jej to przeszło na tyle, że zaczęła normalniej funkcjonować. Miała już wtedy spory brzuszek, a zaraz potem urodził się Michał. Ciężko jej było na początku. Wie pan, Rysiów to nie stolica, ale dała radę. Po kilku miesiącach wszyscy się przyzwyczaili i już było dobrze. Jak ona kochała tego swojego syneczka. Wychowała go na wspaniałego mężczyznę... - przerwała i zamyśliła się na chwilę. - Późno się już zrobiło. Do widzenia.

- Do widzenia - odpowiedział automatycznie.

Był w szoku. Czyżby naprawdę miał z Ulą dziecko? Wiedział, że to możliwe. Przywołał wspomnienie tamtej nocy, najbardziej niezwykłej w swoim życiu.


Kolekcja, nad którą pracowali od tygodni, miała tamtego wieczoru swoją premierę. Wszyscy pracownicy F&D, modele i zaproszeni goście, świętowali sukces na bankiecie. Radość i duma malowała się na twarzach zgromadzonych, tylko on i Ula pozostawali smutni. Wiedzieli, że jutra już nie będzie. To były ich ostatnie wspólne chwile. Poprosił ją do tańca. Przytulił się i tańczyli w milczeniu. Ta piosenka już potem zawsze przypominała mu tę chwilę i to, co się stało później.



And so it is

The shorter story
No love no glory
No hero in her skies
I can't take my eyes off of you...
*


- Zabierz mnie stąd... Chcę z tobą dzisiaj zostać... Jedna noc za całe życie - poprosiła.

Jak mógł jej odmówić? Tym bardziej, że sam pragnął jej jak powietrza. Wyszli natychmiast. Pojechali do pierwszego lepszego hotelu...

Świat przestał tam dla nich istnieć, zatarło się znaczenie wszystkiego. Byli tylko oni i niewypowiedziana miłość, skazana na zapomnienie. Jak jedna noc może zastąpić wszystkie noce i dni? Chcieli zapamiętać się takimi na zawsze. Zatrzymać bliskość, swój zapach, dotyk, kształt. Oboje pragnęli by ta noc trwała w nieskończoność, zmysłowa, czuła, zroszona łzami, niezapomniana.

Zasnął wtulony w jej ciało, oplatające go i wciąż drżące...

Obudził się, gdy już świtało. Był sam.



(http://www.youtube.com/watch?v=5YDdcls5hNw&feature=channel )

*Damien Rice - The Blower's Daughter, fragment



A oto jest
Trochę krótsza historia
Bez miłości, bez chwały
Bez bohatera na jej niebie
Nie mogę odwrócić od Ciebie wzroku...

1 komentarz:

  1. piękne... popłakałam się! Dubai dzięki, że wrzucasz tu te opowiadania :) Już rok :D

    OdpowiedzUsuń