(od odc. 146)
Bartek, który, pojawił się ku wielkiemu zaskoczeniu i zdziwieniu Uli , jakby nigdy nic składa jej życzenia, a ona nawet nie wie, czy przyjąć od niego kwiaty. Tym bardziej źle znosi jego, dołączone do życzeń pocałunki i najchętniej pozbyłaby się go, gdyby w porę nie pojawił się Józef i nie zaprosił go do pokoju. Solenizantka nie potrafi ukryć złości, ale ojciec wyjaśnia, że to on zaprosił Dąbrowskiego, sądząc, że będzie jej miło.
Pojawienie się Bartka w pokoju, gdzie goście rozmawiają czekając na Ulę, w dodatku zachowującego się niezwykle swobodnie, wprawia pozostałych w konsternację. Jednak Marka, widok konkurenta porusza najbardziej.
-O, jaki ten świat mały.
-No, rzeczywiście, troszeczkę mały – wycedza przez zęby Marek.
-Mówiłeś, że nie mamy wspólnych przyjaciół, znajomych…
Violetta chłonie każde słowo i nie ukrywa zdziwienia, że obaj panowie się znają.. Marek, jednak nie ma ochoty na kontynuację rozpoczętej przez Bartka rozmowy. Chcąc ratować niezręczną sytuację, Józef zachęca Ulę do zdmuchnięcia, w końcu, świeczek. Beatka przypomina, że należy pamiętać o życzeniu. „Masz życzenie?” Ula nieznacznie zerka na Marka.
-Tak, jedno mam.
Życzenie pomyślane, świeczki zdmuchnięte, kolej na szampana. Ula wręcza butelkę Markowi, żeby czynił „honory domu”. W tym momencie widać wyraźne zadowolenie Marka i niepewna minę Bartka, który najchętniej wyręczyłby Dobrzańskiego. Okazja nadarza się zupełnie nieoczekiwanie – dzwoni komórka Marka, więc tamten szybko wyjmuje mu butelkę z ręki. Nie sposób nie zauważyć, że Dobrzańskiemu trudno ukryć złość z tego powodu.
Dzwoni Seba.
-Jak idzie? Zmierzasz do celu? Hotel zarezerwowany?
-No właśnie nie bardzo. Znowu mam na drodze tego fajtera.
-Kogo?
-Pana „obiję ci mordę, a potem ukradnę samochód”. Właśnie pojawił się na rodzinnym świętowaniu.[...]Serio, stary. Właśnie zachowuje się, jak najlepszy przyjaciel domu.
-Ale, że co? Że tak po prostu się tam wbił?
-No, jak to wbił? Pewnie został zaproszony.
-Myślisz, że Ulka…
-Nie wiem, Seba. Skoro ja ją oszukuję, to może ona mnie też, nie?
Zachowanie Marka w tej scenie trochę mnie zastanawia. Po pierwsze – nie bardzo może się skupić na rozmowie z kumplem, ponieważ cały czas zerka w stronę pokoju, jakby nie chciał uronić niczego z tego, co się tam dzieje i głównie chodzi ,naturalnie, o Ulę i Bartka. Po drugie – nie sądzę, żeby obawiał się, że Ula go oszukuje, a raczej tego, że „stara miłość nie rdzewieje” i Bartek tak szybko z Uli nie zrezygnuje, bez względu na powody, dla których miałoby się tak stać. Zresztą, gdyby Ula była mu zupełnie obojętna, dlaczego do takiej złości miałaby doprowadzać go obecność Dąbrowskiego? Może byłby jedynie bardziej czujny, pamiętając o swoich wekslach, ale na pewno nie zły, żeby nie powiedzieć – nie umiejący ukryć jakiejś zazdrości. Zresztą, będzie to widoczne jeszcze w dalszej części tego wieczoru.
Swobodną pogawędkę Bartka z dziewczynami przerywa Ula, prosząc go na rozmowę na osobności.
-Co ty wyprawiasz?
-No co? Zabawiam towarzystwo.
-Prosiłam cię, żebyś mnie zostawił w spokoju? Prosiłam, a ty przychodzisz do mnie z kwiatami na urodziny?
-Zaprosił mnie twój ojciec. Powiedział, że będzie ci miło.
-To się pomylił.
-Chciałem z tobą uczcić ten wyjątkowy dzień, a ty…
-Przestań udawać mojego przyjaciela, bo już od dawna nim nie jesteś.
Bartek bagatelizuje jej słowa i nadal uważa , że mogłoby między nimi być, jak dawniej. Ula każe mu wyjść.
-Chodzi o tego Marka, tak?
-To nie jest twoja sprawa.
-Ale to o niego chodzi. Przyznaj się, to nie jest tylko twój szef?
-To jest tylko i wyłącznie mój szef. I wcale nie chodzi o niego.
Marek wraca do pokoju, gdzie rozmawiają tylko Ela i Viola.
-A gdzie się wszyscy podziali? Przed chwilą była tu wielka impreza.
-Ala i tata Uli zbierają zamówienia na napoje, a Ula poszła pogadać z tym swoim chłopakiem. Na osobności.
-Z kim? – twarz Marka tężeje. Nie potrafi ukryć nie tylko zdziwienia, ale także zdenerwowania.
Ala z Józefem również rozmawiają w kuchni na temat niezręcznej sytuacji, jaka wytworzyła się po pojawieniu się Bartka. Cieplak czuje się winny – przecież, gdyby wiedział, że będzie Marek, nie zapraszałby Bartka, a tak… No, ale z drugiej strony, czy to nie dziwne, żeby szef przyjeżdżał na urodziny, tym bardziej, jeśli nie jest to jego zwyczajem?
W kuchni pojawia się Marek z prośbą o kawę, ale mam wrażenie, że nie tylko o to chodziło – po prostu z kuchni są widoczne drzwi do pokoju Ulki. Chce zobaczyć tych dwoje, kiedy będą wychodzili. Może liczy na to, że uda mu się zauważyć, jakie są właściwie relacje między nimi.
Kiedy Ala przygotowuje kawę dla Marka, Józef próbuje zorientować się, jak Dobrzański odbiera obecność Bartka.
-A pan nie ma żadnego kłopotu z obecnością Bartka?
-Nieee.
-No, bo wie pan, ta bójka… Ale słyszałem, że przeprosił pana. No, poniosło trochę chłopaka, ale nie pomyślał, że pan jest tylko szefem Uli. No bo kto by pomyślał, że są tacy szefowie, co odwożą pracowników do domu. I to w Walentynki. (Marek wygląda, jakby stał na rozżarzonych węglach. Nie wie, co powiedzieć, jak się zachować .) No bo oni, panie Marku, to kiedyś byli parą i to szczęśliwą. I, kto wie, może się jeszcze zejdą?
To ostatnie zdanie, z całą pewnością, nie podobało mu się – nie wie, gdzie skierować wzrok, nie potrafi ukryć podenerwowania, a nadzieja Józefa na to, że Ula i Bartek znowu mogliby być parą, chyba wręcz, zabolała, W dodatku ta Ala, która cały czas znacząco mu się przygląda. Zna go przecież długo i aż za dobrze, a on ma tego świadomość. Ta sytuacja, z całą pewnością, nie jest dla niego komfortowa. Nie wie, ile Ala wie, czego się domyśla, co może powiedzieć Józefowi, a jemu przecież zależy na tym, żeby być z ojcem Uli w dobrych relacjach (swoją drogą – ciekawe, dlaczego?) Zmartwiło go przecież nawet to, że Józef nie ucieszył się na jego widok. Nie może już znieść tej niezręcznej sytuacji i kiedy zamierza właśnie wyjść z kuchni, dostrzega, że z pokoju Uli wychodzi Bartek, a zaraz za nim ona. Dąbrowski nie ma wyboru i, choć nie ma ochoty opuszczać towarzystwa, kieruje się do drzwi. W ostatniej chwili jednak zawraca i… postanawia się pożegnać.
Marek wręcz pochłania wzrokiem tych dwoje. Jest zazdrosny i zły. Nie próbuje, albo nie potrafi tego ukryć. Kiedy ponownie pojawia się w pokoju, w którym biesiadują goście i zauważa, że Bartek jednak nie zamierza się nigdzie oddalać, wygląda, jakby nie chciał, albo nie mógł dłużej tego znieść.
-Słuchajcie, ja chyba jednak będę musiał się zbierać.
Uspakaja zdziwioną Ulę, że nic się nie stało, ale mam wrażenie, że swoim wyjściem chce też, jakby przyspieszyć zakończenie imprezy – Ula wie przecież, że będzie na nią czekał w samochodzie, bo tak się umówili. Wiadomo, że będzie chciała, aby nie trwało to zbyt długo, więc skończy się wizyta , nie tylko pozostałych gości, ale przede wszystkim, Bartka. Jednak wyjście nie jest takie proste, inicjatywę bowiem przejmuje Viola.
-Absolutnie nigdzie nie możesz iść. Jak będą moje urodziny, to też będziesz tak chciał wyjść, nagle?
-Przykro mi, dostałem pilny telefon. Naprawdę muszę jechać.
-Paulina nic nie będzie miała przeciwko temu, jeśli zostaniesz z nami jeszcze chwilę.
-Paulina? – pyta zdziwiony Bartek
-Narzeczona Marka. Moja serdeczna przyjaciółka.
-Aaa, no skoro narzeczona…(ta informacja wyraźnie poprawia humor Bartkowi) Postaram się godnie zastąpić Marka […]
Ula, słysząc to jest po prostu wściekła, Marek, zresztą, wcale nie mniej. Odprowadza go do wyjścia. Widać, że Dobrzański naprawdę jest zły. Nie tak to wszystko miało wyglądać.
-Naprawdę musisz już iść?
-Tak się przecież umawialiśmy. Poza tym, nie spodziewałem się aż tylu gości.
I tu, ewidentnie chodzi mu o Bartka, bo przecież o dziewczynach wiedział. Szepce tylko zdenerwowanej Uli, że czeka na nią w samochodzie.
Ala próbuje ratować niezręczną sytuację toastem, kiedy jednak słyszy propozycję Bartka, że można by przecież zaprosić tu także jego mamę, która byłaby „prze szczęśliwa” , ona też ma dosyć. Nie ma ochoty na kolejne spotkanie z Dąbrowską i ogłasza koniec imprezy – jest późno, są zmęczeni, muszą wracać i Bartka, jako pierwszego zaprasza do wyjścia.
Tymczasem, do czekającego w samochodzie Marka dzwoni Paulina.
-Jesteś jeszcze w pracy?
-Tak.
-A mógłbyś po mnie przyjechać?
-Paulina – czym? Przecież samochód mi ukradli.
-Wiem przecież, ale Sebastian mówił, że pożyczył ci swój.
-Tak, zapomniałem.
-To co, przyjedziesz?
-Nie, wiesz co, nie bardzo mogę. Mam jeszcze trochę roboty.
-To skończysz w domu.
-Nie, muszę jeszcze jechać na urodziny.
-Urodziny? Czyje?
-Uli.
-Brzyduli? Żartujesz chyba.
-Nie, nie żartuję. Zaprosiła do siebie parę osób z pracy i nie wypadało odmówić.
-Do siebie? W sensie – do niej? Jedziesz do niej do domu na urodziny?
-Tak, zaprosiła nas, to co miałem jej powiedzieć, że to jest dla mnie zbyt plebejskie?
-Marek, cokolwiek. Przecież jesteś jej szefem. To jest po prostu niestosowne.
-Niestosowne, to byłoby odmówić. Paula, proszę, daj spokój. Porozmawiamy, jak wrócę.
Po raz pierwszy Marek powiedział Pauli prawdę (no, może nie całą), kiedy chodziło o Ulę. Mógł sobie na to pozwolić, ponieważ jego alibi była Violetta. Wiedział, że Paulina to sprawdzi i nie pomylił się. A, że nie była zachwycona tym faktem, to już zupełnie inna sprawa. Pytanie – czy te wszystkie zabiegi, narażanie się na podejrzliwość i kąśliwe uwagi narzeczonej były podyktowane wyłącznie jego interesownością, dbałością o Ulę – asystentkę i posiadaczkę jego udziałów, czy może jednak głównie o Ulę – dziewczynę, która go intryguje, przyciąga, w której towarzystwie czuje się dobrze, swobodnie i, która jest dla niego na tyle ważna, że trudno mu znieść widok kręcącego się przy niej jakiegoś innego faceta, na przykład – Bartka.?
Kiedy goście wychodzą, podekscytowana Ula informuje Józefa, że umówiła się z przyjaciółmi ze studiów, szybko się przebiera i biegnie do czekającego Marka. Na jego twarzy jednak nie widać radości – wręcz przeciwnie, jest zasępiony, zły.
-Przepraszam cię, że to tak długo trwało, ale musiałam poczekać, aż wszyscy sobie pójdą.
Brak reakcji Marka na te słowa, niemal od razu zwraca jej uwagę.
-Wszystko ok?
-Tak, tak – odpowiada, jakby od niechcenia. – Nie. Właściwie. Zaskoczył mnie ten Bartek.
-Aaa. Matko. Mnie też. Nie, ja naprawdę nie miałam pojęcia, że on przyjdzie. Tata go zaprosił, nie wiem, po co?
-No, bo uważa, że to świetna partia dla ciebie i może ma rację? – zabrzmiało to trochę zaczepnie.
-Nie ma.
-Twój tata dobrze cię zna, więc…
-Marek, proszę cię. No przecież ja ci mówiłam – ten człowiek dla mnie nie istnieje. Nie wiem, po co przyszedł, nie chcę tego wiedzieć, nie interesuje mnie to i kazałam mu sobie pójść. No, wierzysz mi?
Jej słowa i zapewnienia nie poprawiają jednak jego nastroju. Nadal jest milczący, poważny. Mimo wszystko czuje się zagrożony? Ula spogląda na niego i jego milczenie przyjmuje jednoznacznie – nie wierzy jej.
-W takim razie, przepraszam. Niepotrzebnie czekałeś.
-Nie, no Ula, Ula. Przecież umawialiśmy się, tak? Obiecałem ci naprawdę wspaniałe urodziny.
-Ale tym się w ogóle nie przejmuj. Ja cie zwalniam z tej obietnicy.
-Ula, poczekaj. Ja naprawdę chcę spędzić ten wieczór z tobą. Myślisz, że przyjeżdżałbym tutaj tylko po to, żeby robić tobie wyrzuty i pozwolić ci odejść? Jedziemy, ok?
Po chwili namysłu, Ula zgadza się. Przecież ona też chce spędzić z nim ten wieczór. Tak na niego czekała…Jednak to, że ruszyli, że Ula nie wysiadła, nie oznacza wcale, że Dobrzańskiemu wrócił dobry humor. Nadal nie daje mu spokoju nieoczekiwana wizyta Bartka , a jeszcze bardziej chyba jego dość swobodne zachowanie w domu Cieplaków. Dzięki temu, on poczuł się tam, jak przysłowiowe piąte koło u wozu i nie jest to dla niego bez znaczenia. Pomijając już rozmowę Uli z Bartkiem, na osobności. Dlaczego tak się tym zadręcza? Przecież widział ich, kiedy wychodzili z pokoju i żadne z nich nie miało szczęśliwej miny, czyli to, co działo się za zamkniętymi drzwiami, na pewno nie było miłe.
-Co robiliście u ciebie? Ty i Bartek?
-Powiedziałam mu, że nie chcę go widzieć i poprosiłam, żeby wyszedł.
-A jednak, w sumie został.
-Czemu to drążysz?
-Bo nie rozumiem, jak mogłaś nie wiedzieć, że przyjdzie.
-Mówiłam ci już, że ojciec go zaprosił i nie powiedział mi, bo pewnie nie zdążył. Cała tajemnica.
-Dobrze, Ula. Nie denerwuj się. Po prostu, to nie było najmilsze spotkanie.
-A dla mnie było, tak?
-Tego właśnie nie wiem.
-Dobra. Dość tego. Marek, zatrzymaj się.
-Ula, daj spokój.
-To nie ma sensu. Marek, proszę.
Marek zatrzymuje auto.
-Nie rozumiem, dlaczego tak się zachowujesz? Jesteś zazdrosny?
-A nie mam powodów? (To pytanie pada błyskawicznie, bez zastanowienia i w/g mnie wyraża dokładnie to, co Marek w tym momencie czuł – to nie żadna ściema , on rzeczywiście był zazdrosny.)
-A ja, co mam powiedzieć, jak cię codziennie widzę z Pauliną?
-Ale nie porównuj go do Pauliny. Paulina, to jest…
-Dlaczego?
-… zupełnie inna sprawa. Paulina, to jest moja…
-… narzeczona. No, faktycznie. Nie ma co porównywać.
Słuchając Marka i przyglądając mu się, miałam w pewnym momencie wrażenie, jakby Ula przypomniała mu to, o czym on na chwilę zapomniał – o istnieniu Pauliny. Ta cała rozmowa, bardziej mi przypomina kłótnię kochanków, niż dwojga ludzi, których miała by łączyć tylko zależność służbowa. Marek zupełnie spokojnie (choć może nie do końca świadomie ) przyznał się do zazdrości. Nie musiał tego robić – było przynajmniej kilka powodów, które mógł podać, jako wiarygodnie uzasadniające jego zachowanie. Pomijając to, że Bartek rzeczywiście źle mu się kojarzy i, właściwie, nic dziwnego, ale szczególną niechęcią zapałał do niego po tym, co usłyszał od Cieplaka. Myślę, że to ukłuło go najbardziej i to, właśnie podyktowało jego późniejsze zachowanie, zakłóciło jego spokój. I to oraz spotkanie w pokoju Uli wywołało jego zazdrość. Poczuł konkurenta, mimo jej zapewnień , że takie przypuszczenia są bez sensu.
Dziewczyna nie może dłużej znieść jego podejrzeń – wysiada, ale Marek nie chce pozwolić jej odejść. Wysiada więc także i zatrzymuje ją.
-Ulka, przepraszam. Rzeczywiście nie powinienem był ci robić wyrzutów, ale po prostu jestem wściekły, że on czuje się u was, jak u siebie w domu.
-Ja też, zapewniam cię.
-Jestem zazdrosny, ok? I martwię się o ciebie. Uważam, że ten gość naprawdę powinien trzymać się z daleka. I ty też nie powinnaś się z nim spotykać. A ja się wkurzam, że kompletnie nic nie mogę na to poradzić. Ula, no? To może być jeszcze udany wieczór.
Przytula ją na środku ulicy. Tak ciepło, czule i, według mnie nie ma w tym fałszu, ani pozerstwa. Nie kalkuluje na zimno, zachowuje się tak, jak w tym momencie podpowiada mu serce. Dlaczego? – nad tym się teraz nie zastanawia.
Ula, w końcu ulega jego prośbom – przecież tez nie chce, żeby ten dzień tak się zakończył. Jednak spokój tego wieczora, wyraźnie nie jest im pisany. Ledwie ruszyli dalej, przypomina o sobie Paulina, jednak Marek nie tylko nie może, ale także nie chce z nią teraz rozmawiać. Bez zastanowienia, po prostu wyłącza komórkę. Na pytające spojrzenie Uli odpowiada tylko :”Nic ważnego”. I rzeczywiście wygląda tak, jakby ten telefon od narzeczonej nie był dla niego niczym ważnym, niczym, o czym chciałby teraz myśleć. Teraz ważna jest ona – Ula.
Kiedy, w końcu zatrzymuje samochód przed ogromnym budynkiem i wysiadają, widać, że naprawdę jest szczęśliwy.
-A teraz zabiorę ciebie windą do nieba.
Ula dostrzega, że budynek, przed którym stoją, to naprawdę hotel. Jest trochę speszona, jakby niepewna.
-I naprawdę całkiem niezły. Na samej górze mają restaurację i właśnie tam chciałbym ciebie zabrać na kolację.
-Restauracja, a…
-A ty myślałaś, że co?
-Wiesz co? Lepiej nie mówmy o tym, co myślałam.
-Ula, ale nie boisz się mnie, prawda?
-Nie. (raczej samej siebie)
Marek bawi się doskonale – każe Uli zamknąć oczy i wprowadza ją do windy. Po chwili, odwraca ją delikatnie tak, żeby mogła oglądać widoki na zewnątrz.
-No i jak? Wiem, że gwiazdka z nieba, to to nie jest, ale blisko.
-Pięknie. Naprawdę pięknie.
-Zobacz – tam gdzieś jest nasza palmiarnia. A tam są najlepsze zapiekanki w całym mieście, promowane przez Ulę Cieplak.
-Nabijasz się ze mnie.
-Nie. Naprawdę mówię zupełnie poważnie. Jeżeli masz ochotę, możemy zaraz tam pojechać…. Chociaż, mam nieco inne plany.
-Wiesz co? Może sprawdźmy najpierw ten lokal […]
-O, tam jest Febo&Dobrzański.
Marek delikatnie kładzie ręce na jej ramionach, przygląda się jej dyskretnie i, mogłabym przysiąc, że… on jest po prostu szczęśliwy. Ona gładzi nieśmiało jego dłonie – „Tak, a tu jest Dobrzański i to mi wystarczy”.
Po raz kolejny, mam wrażenie, że Marka naprawdę cieszą takie małe przyjemności – palmiarnia, winda do nieba. Takie trochę romantyczne, intymne, bez jakiegoś zadęcia i zbędnego blichtru. Pauliny nigdy by coś takiego nie zachwyciło, a Ulę tak i także dlatego tak lgnie do niej.
Restauracja – elegancki wystrój, widok rozświetlonego feerią świateł miasta, Marek, przyglądający się Uli z takim ciepłym uśmiechem i … pytanie:
-Powiesz mi?
-O czym?
-Jakie miałaś marzenie, kiedy zdmuchiwałaś świeczki. Mówiłaś, że masz jedno. Powiesz mi, jakie?
-Niee.
Marek patrzy z niedowierzaniem.
-No, jak ci powiem, to się nie spełni.
-Wiesz, że marzeniom trzeba czasem pomagać?
Zastanawiałam się, dlaczego Marek zadał to pytanie – przecież, jak sądzę, domyślał się, jakie było życzenie Uli. Chciał to usłyszeć? Chciał sprowokować temat, który przecież powinien być dla niego niewygodny, jeśli zakładać, że była mu zupełnie obojętna, że była tylko „narzędziem” do jego sukcesu i chwilową posiadaczką jego udziałów? I jeszcze, to „pomaganie marzeniom”. Mam wrażenie, że on chciał z nią rozmawiać o tym, co ich właściwie łączy, coś, jakby – jeśli marzyłaś o mnie, o nas, to powiedz to, może ja też mam coś na ten temat do powiedzenia? Może pomogę ci spełnić to marzenie? Czy to nadinterpretacja z mojej strony? Być może, ale on wtedy tak na nią patrzył i tak ciepło mówił, że trudno mi się oprzeć takiemu właśnie wrażeniu.
-Myślałam o tobie. O nas, o… no, żeby nasza znajomość przetrwała jak najdłużej.
-Znajomość? – Marek patrzy jej głęboko w oczy. Ten termin wydaje mu się nie do przyjęcia. W najmniejszym stopniu nie odzwierciedla relacji między nimi. Jest chyba wręcz zaskoczony, że ona mogła nazwać to tylko „znajomością”.
-Nawet nie wiem, jak to nazwać. Co ty o tym myślisz?
Pytanie, którego, w zasadzie mógł się spodziewać, trochę go jednak zaskakuje, wprawia w lekkie zakłopotanie (?)
-Ula, no wiesz bardzo dobrze, że jesteś dla mnie kimś wyjątkowym, tak? Ratujesz mnie, prostujesz, kiedy coś schrzanię i mnie ochrzaniasz, kiedy ja nie mogę czegoś wyprostować… Bardzo dobrze się rozumiemy, dobrze się czujemy w swoim towarzystwie i ufamy sobie. Ula… , to jest coś więcej, niż znajomość, to jest więcej, niż przyjaźń, to…
Wydaje mi się, że im dłużej wymienia wszystkie łączące ich „elementy”, sam łapie się na tym, że z całą pewnością, nie jest to tylko znajomość. A przyjaźń?- to też chyba jeszcze mało, więc…
Napięcie, spowodowane tą wyliczanką rośnie, ale nagle, przerywa je brutalny dzwonek komórki Marka. On sam próbuje go zignorować, chyba chce się wypowiedzieć do końca, ale Ula zwraca mu uwagę, że powinien odebrać.
Widząc, że dzwoni Paulina, przeprasza Ulę i wychodzi na moment.
Pozostaje jednak pytanie, co byłoby, gdyby ten telefon nie zadzwonił.? Skoro Marek doszedł do stwierdzenia, że „to coś więcej, niż przyjaźń”, to pozostawało już tylko wyznanie miłości. Czy zrobiłby to? Nie mam pojęcia bo, choć cały czas uważam, że to był czas, kiedy jeszcze nie nazwane i nie do końca uświadomione uczucie do Uli, już w nim dojrzewało, to jednak nie wiem, czy powiedziałby to otwartym tekstem. Czy wyartykułowałby to, skoro sam przed sobą jeszcze się do tego nie przyznał? Jednak w tym, co mówił – był, według mnie, szczery. Patrzył jej prosto w oczy, takim ciepłym spojrzeniem. Cokolwiek by nie mówić o jego różnych „podstępnych” działaniach, to jednak nie robił tego z czystą premedytacją. Zazwyczaj wtedy błądził gdzieś wzrokiem, w jego głosie wyczuwało się pewne zażenowanie, czy obawę. Tym razem tak nie było i nie wiem, dlaczego – czy to konkurencja w osobie Bartka zapaliła mu jakąś lampkę, czy romantyczna przejażdżka windą…?
Jedno jest pewne – Paulina miała ogromne wyczucie czasu.
Podczas, kiedy Marek rozmawia z narzeczoną, do stolika podchodzi Bartek, który już od Rysiowa śledził każdy ich ruch. Ula chyba prędzej ducha by się spodziewała, niż jego. Jest pewny siebie, obcesowy. Przerażenie Uli sięga zenitu – przecież on może zepsuć cały urok tego wieczoru.
-Śledzisz mnie?
-Nie, no skąd, Uleńka. Tak sobie przejeżdżałem i patrzę, znajoma bryka stoi, to sobie pomyślałem – wstąpię, znajomych spotkam. Może imprezka przeniosła się w lepsze miejsce. Chociaż, powiem ci, że to mi raczej na randkę wygląda.
-O co ci chodzi?
-Ale o nic. Taka mnie refleksja naszła, że teraz rozumiem, dlaczego taką niedostępną grasz, że dobrze wyczułem w Walentynki.
-Wynoś się.
-Zawsze byłaś ambitna – najlepsza w szkole, najlepsza na studiach, no ale, żeby od razu z prezesem firmy? Uleńka, ja bym w życiu nie powiedział.
-Przestań.
-Przecież nic nie mówię. Przynajmniej na razie. Nawet cię rozumiem, każdy chce jakoś żyć, nie?
-Czego chcesz?
-Pani bizneswomen do razu do konkretów przechodzi. Ale Uleńka, daj spokój. Nie będziemy w takim miejscu o interesach gadać. Odezwę się, odezwę. Później. Miłej randki.
Ula , z trudem, stara się ochłonąć po tym spotkaniu. Wie, że Markowi nie może o tym powiedzieć, bo ten jest na Bartka uczulony. Zdaje sobie sprawę, że drugi raz może nie uwierzyć w przypadkowość takiego spotkania. Cały czar pryska.
Tymczasem Marek usiłuje przekonać wściekłą Paulę, że właśnie znajduje się na jakiejś, położonej w szczerym polu, stacji benzynowej i wymienia żarówki migaczy. Nie zastanawia się, czy Paulina mu wierzy – chce kontynuować wieczór z Ulą..Wraca.
-Przepraszam. Musiałem sprawdzić, czy następna atrakcja wieczoru jest już gotowa. Wszystko ok?
Tak sobie myślę, czy te słowa Marka, to drobne kłamstewko, czy faktycznie miał na ten wieczór jeszcze jakieś niespodzianki? Może jednak nie kłamał, bo przecież nie mógł przewidzieć, jak sprawy potoczą się dalej, a znając Ulę, po takiej zapowiedzi, zapytałaby go, o co chodziło. To jednak tylko taka dygresja – niezbyt istotna.
-Tak.
-Na czym skończyliśmy?
Tu pozwolę sobie na dygresję numer dwa. Myślę, że tak zadane przez Marka pytanie potwierdza moja tezę, że on był szczery w tym, co mówił wcześniej. Gdyby było inaczej, nie ryzykowałby powrotu do tamtego, niewygodnego tematu, tylko skwapliwie wykorzystał fakt, że Paula, swoim telefonem wybawiła go z niezręcznej sytuacji. Jednak Ula, ciągle pozostająca w szoku po spotkaniu z Bartkiem, zupełnie nie może zebrać myśli.
-Na, na… nieważne.
-Właściwie, to chyba nawet nie zaczęliśmy. Wybrałaś już coś?
-Nie, jeszcze nie.
-To co? Może jednak zapiekanki?
-Nie, wiesz. Wybierz coś, dobrze?
-Ula, to twoje święto. Chociaż, oczywiście mogę coś zasugerować. Ponoć mają tutaj świetne carpaccio. Skusimy się?
-Marek, przepraszam cię, ale chyba jednak już dziś nic nie będę jadła.
-Ula, o co chodzi? Jeśli masz na myśli ten telefon, to było tylko…
-Nie. Nie, absolutnie. Głowa mnie rozbolała. Wiesz, ja miewam czasem takie nagłe migreny…
-Dobrze. Wiesz co? Zapytam kogoś o coś na ból głowy. Na pewno mają.
-Nie, Marek. Proszę cię. Chcę jechać do domu. Położę się, to mi przejdzie. […] Odwieziesz mnie? Proszę.
Powrót do Rysiowa nie upływa chyba najprzyjemniej. Rozmowa zaczyna się dopiero przed domem Cieplaków.
-Dzięki Marek i przepraszam, że tak wyszło.
-Ula, proszę cię, zaczekaj. Nie możesz mnie chyba tak zostawić? Powiesz, co tak naprawdę się stało?
-Powiedziałam ci.
-Jakoś trudno jest mi uwierzyć w tę nagłą migrenę. Zrobiłem coś nie tak?
-Nie.
-Powiedziałem coś, co ciebie uraziło?
-Nie. Marek, to naprawdę nie ma nic wspólnego z tobą.
-Ula, no co się dzieje? Powiedz po prostu prawdę. Bartka jakoś przełknąłem.
-Słucham?
-No rozmawialiśmy szczerze, tak?
-Tak.
-Powiedziałaś, że nie masz z nim nic wspólnego, dlatego przełknąłem jego pojawienie się na urodzinach. Dlatego teraz też daj mi szansę.
-Marek, przepraszam cię, ale muszę iść.
-Ula, proszę cię, Ula…
Marek zdaje sobie sprawę z tego, że coś się stało podczas jego nieobecności. Koniecznie chce się dowiedzieć, co spowodowało tak nagłą zmianę w zachowaniu Uli. Wybiega za nią, ale… nie, ona nie chce, nie może teraz z nim rozmawiać. To, co się stało, nie daje mu spokoju. To miał być naprawdę miły wieczór i taki tylko ich. On naprawdę chciał, żeby była szczęśliwa, jakby sam także cieszył się jej szczęściem. I to było autentyczne.
Wraca do domu zamyślony i pewnie zupełnie nie ma ochoty na rozmowę z narzeczoną, ale wiadomo, że Paula nie odpuści. Wie od Violi, że z urodzin Brzyduli wyszedł już dawno, więc gdzie był? Marek kłamie, jak z nut, podtrzymując wersję, podaną wcześniej przez telefon. Tylko, że Paulina mu nie wierzy.
-Marek, porozmawiaj ze mną poważnie. Przecież widzę, że masz kłopoty. Nawet Aleks się o ciebie niepokoi.
-Ty rozmawiałaś o mnie z Aleksem?
-Marek, ja się martwię.
-To nie masz o co, ponieważ nic się nie dzieje.
-Nie traktuj mnie, jak idiotki. Albo masz kłopoty i pozwolisz sobie pomóc, albo masz kochankę, a wtedy cię zabiję. I ją też. Przy okazji.
Marek, na te słowa, uśmiecha się jakoś znacząco. O czym pomyślał? Czy skojarzenie Uli ze wspomnianą kochanką wywołało ten uśmiech? Czy ta myśl mu się spodobała?
A Ula jest zdruzgotana. Wszystko poszło nie tak. Wieczór zapowiadał się tak pięknie i skończył kompletna klapą, a wszystko za sprawą Bartka. I do tego, jeszcze, on, właśnie uparcie dzwoniący na komórkę z pogróżkami, że jeśli mu nie pomoże, to zrobi użytek z tego, co widział.
Pytanie, jak załatwić sprawę z Dąbrowskim i, co powiedzieć Markowi jest pierwszym , które nasuwa się jej od rana. Jedzie do pracy z Maćkiem i ten też wypytuje ją o miniony wieczór, bo przecież nie wierzy w to, że była na spotkaniu z jakimiś przyjaciółmi ze studiów. Ula, co prawda niezbyt chętnie, ale przyznaje się w końcu, że spędziła wieczór z Markiem. Ta wiadomość, naturalnie nie cieszy go, ale do prawdziwej furii doprowadza go informacja o tym, że Bartek próbuje szantażować Ulę. Dziewczyna boi się, że Dąbrowski spełni swoje obietnice i Paulina dowie się o niej i Marku.
-Ula, warto się tak narażać? Martwię się o ciebie i tyle.
-Nie będę się z nim już spotykać, ale nie dlatego, że nie chcę. Po prostu, nie mogę go tak narażać.
O finale wczorajszego spotkania z Ulą rozmawia także Marek z Sebą, w czasie drogi do pracy.
-Ale, jak to uciekła? Jak Kopciuszek?
-Nie, jak Ula. Nagle stwierdziła, że musi wracać i tyle, no. Po wieczorze.
-Tak po prostu?
-No, nie pierwszy raz mnie zaskakuje.
-Powiem ci, że jak tak o niej opowiadasz, jestem pod coraz większym wrażeniem. Charakteru, oczywiście. Wydawałoby się, że taka, jak ona, to powinna być wdzięczna za każda chwilę, a tu… proszę.
-Seba, ona nie jest taka, jak myślisz. Im bliżej ją znam, tym… szczerze mówiąc, bardziej ją rozumiem.
-No, to wczoraj chyba nie za bardzo zrozumiałeś. A może, po prostu, strzeliła focha, bo się… krzywo spojrzałeś? Tak, jak Mirabella kiedyś.
-Seba, Ula, to nie jest Mirabella, ok? Ula, to jest mądra, fajna dziewczyna. Jeżeli się tak zachowała, to znaczy, że miała jakiś powód.
-Jaki?
-Nie wiem, ale się dowiem. Dzisiaj. Zaraz.
Marka rzeczywiście niepokoi zachowanie Uli. Martwi się o nią, nie o swoje weksle. Sam przyznaje, że coraz lepiej ją zna i coraz lepiej rozumie. Mógłby jeszcze dodać, że z przyjemnością spędza z nią czas, że oboje lubią niewyszukane, romantyczne niespodzianki, ustronne miejsca. To jednak dla Seby chyba nie byłoby zrozumiałe.
Nie chce, żeby się martwiła i musi się dowiedzieć, co się naprawdę stało. Kiedy wchodzi do sekretariatu, Uli nie ma, ale dzwoni jej komórka. Bartek. Marek zerka i chyba zauważa. Ula wraca i pośpiesznie rozłącza połączenie. Nie będzie odbierała, bo to nic ważnego. Marek nie daje za wygraną i proponuje dokończenie urodzinowej kolacji.
-Urodzin się nie przekłada.
-Zawsze można zrobić wyjątek. Nawet nie zdążyliśmy wczoraj zamówić. Więc?
-Marek, przepraszam cię, ale dzisiaj naprawdę nie dam rady.
-Dlaczego? Bo? Ula…
Ponownie dzwoni telefon. Tym razem Bartek ma doskonałe wyczucie czasu. Ula nie ma zamiaru z nim rozmawiać, ale używa, jako pretekstu do wyjścia. Marek zdaje sobie z tego sprawę, kiedy zauważa, że zaraz po wyjściu wyłączyła telefon . Teraz jest już pewien – coś jest na rzeczy, skoro ona unika rozmów z nim, spotkań, skoro ucieka się nawet do takich wybiegów. Nie może na to pozwolić, ale także nie chce żyć w niewiedzy i niepokoju.
W firmie pojawia się, na wezwanie Adama, Maciek. To pomysł Aleksa , który chce sprawdzić ProS.
Kiedy, po rozmowie, idą obaj do windy, dostrzega ich Marek. Jest bardziej zdziwiony, czy zaniepokojony? Ula jednak wyjaśnia mu, że chodziło tylko o jakąś korektę faktury – nic ważnego.
Marek przygląda się jej z uwagą, widzi, że dziewczyna unika nawet jego spojrzenia. Gdyby nie to, że od wczoraj zachowuje się dziwnie i niezrozumiale, Marek pewnie pomyślałby, że ma to jakiś związek z obecnością Maćka w firmie. Musi to wszystko wyjaśnić. Zaraz.
-Zajrzysz do mnie na chwilę?
Ula waha się. Wie, o co może chodzić Dobrzańskiemu i chyba trochę obawia się rozmowy z nim.
Marek otwiera drzwi gabinetu i zachęcającym gestem zaprasza ją do środka. Zatrzymuje ją przy regale. Pewnie dlatego, że tu są mniej widoczni dla ciekawskich oczu, które mogłyby ich dostrzec z korytarza. A on chce mieć ją blisko siebie, patrzeć jej w oczy, chce wyczytać z nich prawdę.
-Ula, ja naprawdę tego nie rozumiem. Nie chcesz mnie więcej widywać? Już nigdy więcej? – w jego głosie jest jakiś żal, niepokój i myślę, że bynajmniej nie chodzi tu o o weksle, kredyty…
-Chyba będziemy razem pracować jeszcze.
-Wiesz, że nie o tym mówię. Ja mówię o nas, a nie o pracy. – mówi to ściszonym głosem, w którym brzmi jakaś prośba „nie rób mi tego”.
-O nas?
-Tak, o nas. Ula, szczerość za szczerość, ok?
-Dobrze.
-Czyli chcesz, żebyśmy się już nie spotykali, tak?
-Nie. Chcę, chcę. Chciałabym się z tobą spotykać. Bardzo…
-Ale?
-Ale boję się, że sprowadzę na was kłopoty. Na ciebie i Paulinę.
-Ula, ale martwisz się o siebie, czy o Paulinę?
-A ty chcesz być ze mną, czy z Pauliną? – wypala Ula nieoczekiwanie, chyba także dla siebie samej.
Jak odpowiedzieć na to pytanie? Marek patrzy jej prosto w oczy – sam zaproponował szczerość za szczerość, więc…
-Tłumaczyłem ci, jak wygląda sytuacja.
-Tak, powiedziałeś, że jej nie kochasz, a to przecież nie znaczy, że…
-Ula…
-Znaczy?
Marek nie wie, co odpowiedzieć. Powiedział prawdę – wie, że nie kocha Pauliny, ale nie potrafi nazwać tego, co czuje do Uli. Nie próbował nawet. Wie tylko tyle, że nie chce jej stracić, że to byłoby trudne dla niego, że ta, jak powiedział Sebie, mądra i fajna dziewczyna, coraz bardziej go intryguje, przyciąga, jak magnes, że dla niej, bez żalu, rezygnuje ze spędzania czasu z narzeczoną, że jest o nią zazdrosny. Milczenie przerywa Ula.
-Marek, ja mogę czekać, ale, jak długo?Rok, pięć, sto lat?
-Przecież wiesz, że to nie jest takie proste. Muszę wybrać odpowiedni moment. Poczekać, aż… w końcu, no…
-A na razie Paulina nie może się dowiedzieć.- głos Uli drży. Trudno jej zapanować nad emocjami.
-Na razie nie.
Te słowa bolą. Łzy same cisną się do oczu. Marek nie może na to patrzeć. Chyba też jest mu trudno. Przytula ją mocno, serdecznie.
-Dla mnie to też nie będzie proste.- przyciąga ją do siebie i namiętnie całuje.
Czy był to judaszowy pocałunek, który miał uspokoić jego sumienie? Wiem, że mogę zostać posądzona o to, że widzę to, czego nie ma, albo to, co chcę zobaczyć, ale wierzę, że zarówno to, co powiedział, jak i gesty, które wykonał były szczere. On jeszcze nie odnalazł się w nowej sytuacji, jeszcze, jego samego to zaskakuje. Coraz częściej mówi i robi to, co dyktuje mu serce, tak spontanicznie, po prostu. Dopiero później odzywa się rozum i wtedy przychodzą pytania, refleksje.
Tym razem jest podobnie. Rano, w drodze do firmy rozmawia z przyjacielem o tym, co zaszło.
-Seba, kurczę,to było dziwne – ja i Ula. (w jego głosie nie ma złości na samego siebie, że zrobił coś wbrew własnym chęciom, czy przekonaniom. W jego głosie brzmi zdziwienie, jakby właśnie sam dokonał jakiegoś miłego odkrycia).
-No, ty i Ula, to jest dziwne od początku.
-No ja wiem, ale tym razem, przerosło mnie to.
-Nie mów. Ty zrobiłeś TO?
-Seba! Nie zrobiłem TEGO!
-To dobrze, bo mnie też by to przerosło.
-A właściwie, to… wyznałem Uli miłość.
-Co?
-Seba, nie chciałem, żeby tak wyszło, żeby tak to zinterpretowała, ale chyba tak to zrozumiała, właśnie. No, bo ciężko było to zrozumieć inaczej. Nie, no ja nie mam zielonego pojęcia, jak to teraz odkręcić.
Marek, zdaje się wcale nie być zmartwiony, ani tym wyznaniem, ani tym, jak ono zostało zrozumiane. I chyba wcale nie uważa też, że było to oszustwo z jego strony. On tylko nadal nie rozumie, co kazało mu się tak zachować, co kazało mu dać jej nadzieję i, co sprawia, że on, mimo wszystko czuje się jakoś dziwnie spokojnie.
-To jest chyba najgorszy moment na odkręcanie, nie? Przed zebraniem zarządu nikt nie powinien się dowiedzieć, kto jest szefem ProS, kto cię współfinansuje i za co.
Słowa Sebastiana trochę sprowadzają Marka na ziemię. Uświadamiają mu, o co, według niego, w tym wszystkim chodzi, czym jest podyktowany jego „związek” z Ulą. Że, w jego świadomości nie mieści się fakt, że mogłoby chodzić o coś więcej, niż tylko dbałość o własny interes. Nie będzie go uświadamiał, nie będzie wyprowadzał z błędu. Wie, że Seba tego nie zrozumie, skoro nawet on sam, tak do końca nie potrafi.
-No, lepiej, żeby się nie dowiedzieli.
-Dopóki macie wspólną tajemnicę, to razem będziecie jej pilnować.
-Żal mi jej.
-Teraz, to mi też jej żal, ale jakoś jej to wytłumaczysz, że nie wyszło, że jednak cały czas kochasz Paulinę…
-No i, że… biorę z nią ślub…
Mówi to w takim zamyśleniu, jakby dopiero docierało do niego, że ten ślub jest przecież nadal aktualny, tylko, czy to dobry pomysł? Przecież on jej nie kocha i wie o tym, w przeciwieństwie do Sebastiana.
-Tak bywa, nie? Dasz radę, stary.
-Seba, nie wiem. Nie wiem.
Myślę, że w tym momencie, każdy z nich myśli o czymś innym. Sebastian wierzy, że Marek poradzi sobie z przekonaniem Ulki, że „oni”, to była pomyłka, on sam, zastanawia się chyba nad tym, czy słuszne będzie decydowanie się na ślub z Paulą.
A Ula? Ją, rzeczywiście rozmowa z Markiem uskrzydliła. Dzień zaczyna od zapisu w pamiętniku: „To już koniec Marka i Uli. OSOBNO. Od teraz jesteśmy my – Marek i Ula RAZEM”.
Od tego momentu chyba, zaczyna się regularny biurowy romans, jak to, kiedyś, później określił Marek.
Ula wychodzi z gabinetu, kiedy Marek wchodzi. Spotykają się przy drzwiach i Ula, ewidentnie oczekuje pocałunku na powitanie. Marek nie wie, o co chodzi (?), stoją więc, przez chwilę w takiej dziwnej niepewności i wtedy Ula decyduje się go pocałować. Marek jest chyba zaskoczony i trochę speszony.
-Przyniosłam ci pocztę.
-Wiesz co – ja później ją przejrzę, bo… (próbuje jakoś ratować trochę niezręczną sytuację) ważniejsze rzeczy teraz mamy na głowie, nie? Kwartalne posiedzenie zarządu.
-A, no tak. A myślisz, że jest się czego bać?
-No wiesz, Aleks, jak zwykle pewnie coś namiesza, więc…
-Eee, jakoś damy radę. We dwójkę zawsze raźniej, co?
Oboje przysiadają na biurku. Marek, po tym , co usłyszał, przez chwilę patrzy na nią bez słowa, za to jakoś bardzo ciepło. Po chwili jednak zrywa się, jakby sam siebie się przestraszył. A może swoich myśli?
-Tylko, że zaczynają teraz spływać sprawozdania z działów i musimy się przymierzyć do napisania raportu dla zarządu, nie?
-Nie, jasne, jasne. To masz załatwione.
Kiedy na wyświetlaczu dzwoniącej komórki widzi, że to Bartek – nie odbiera. Ponieważ dostrzega pytający wzrok Marka, jakby na usprawiedliwienie, dodaje.
-Mamy ważne rzeczy do zrobienia. Przygotować się na bitwę z Aleksem. To co? Na początek kawa?
-Super, gdybyś mogła.
-I coś do przegryzienia, bo jesteś głodny.
-Skąd wiesz? – Marek nie potrafi ukryć zdziwienia.
-Bo masz mokre włosy, a to znaczy, że się spieszyłeś, że zaspałeś, a to znaczy, że nie miałeś czasu zjeść śniadania.
Marek patrzy na nią z zadowoleniem i podziwem. Ula wychodzi, a on, delikatnym ruchem, poprawia stojące na biurku zdjęcia – rodziców oraz swoje z Pauliną. Jakby chciał, żeby niepożądane oczy, nawet tylko ze zdjęcia, nie patrzyły na jego chwile słabości. Ta scenka zawsze mnie rozśmiesza – jest w niej coś takiego rozczulającego, trochę dziecięcego…
Ula, w socjalnym przygotowuje kawę dla siebie i Marka. Chce być perfekcyjna, więc dzwoni do niego, z zapytaniem, czy chce z mlekiem, czy bez. „Dobrze, że przynajmniej zdecydował o tym, z kim chce być”.
-Coś się stało? Myślałem, że poszłaś po kawę? – uśmiecha się do „niej”, kiedy pyta, czy do kawy mogą być ciasteczka.
Wszystko już przygotowane na tacy, teraz tylko zanieść to jemu, ale… to nie będzie takie proste, ponieważ w drzwiach socjalnego stoi, ni mniej, ni więcej, tylko Bartek. Ma kłopoty i chce, żeby Ula mu pomogła. Kiedy jednak dziewczyna zdecydowanie odmawia, staje się bardziej arogancki i bezczelny.
-Jeśli mi nie pomożesz, to nie będę miał wyjścia. Będę musiał…
-Wynoś się.
-Jak tylko zmienisz zdanie. Widzisz, kwiatuszku, wszystko zależy od ciebie. A jeśli jeszcze raz wezwiesz ochronę, to zrobię wam taka scenę – tobie, twojemu Mareczkowi i jego narzeczonej…
-Ja nie sadziłam, że to jest możliwe, ale ty się faktycznie zmieniłeś – na gorsze. Szantażujesz mnie, jak jakiś najgorszy bandzior.
-Bandziory, to są ci, którzy mnie prześladują. Zrozum, że muszę jakoś zdobyć te pieniądze, a ty się dobrze urządziłaś w tej firmie. Ula, no chyba nie chcesz rujnować sobie kariery, co? A Paulina Febo? Myślisz, że jak jej powiem, że jej narzeczony ma romans, to długo zagrzejesz tu miejsca. Tak, że widzisz – opór nie ma sensu.
Ula jest przerażona, czuje się, jak w potrzasku i gorączkowo usiłuje znaleźć jakieś rozwiązanie.
-Sprawdźmy to. Siadaj. Paulinę Febo znajdziesz w sali konferencyjnej. Idź tam i możesz jej powiedzieć, co chcesz. Ale, zanim to zrobisz, przyjrzyj się jej dokładnie. Zobacz, jaką ma twarz, makijaż, figurę, jakie nosi ubrania i zastanów się, co ona powie, jak ty jej powiesz, że jej narzeczony ma romans ze mną. Bardzo jestem ciekawa, czy ci uwierzy. W ogóle, to jestem ciekawa, czy ty sam w to uwierzysz. No idź! Co tak siedzisz?
Te słowa były dla niej, jakby jakieś samobiczowanie się. Odchodzi w pośpiechu, nawet o kawie zapomniała. Wpada do łazienki – dużo kosztowała ją ta rozmowa. „Nie ma to, jak powiedzieć komuś prawdę. A przy okazji – sobie powiedzieć prawdę. Prawda cię wyzwoli. Albo zakuje w oczy”
Łzy już obeschły, choć serce boli bardzo. Trzeba jednak wracać do Marka i udawać, że nic się nie stało.
-Nooo, Ula, gdzie zniknęłaś?
-Byłam… przepraszam.
-Po kawę byłaś – Marek uśmiecha się do niej.
-Po kawę? Zapomniałam.
Dobrzański natychmiast dostrzega, że z dziewczyną dzieje się coś niedobrego.
-Ula, czekaj. Moment, co jest? Przed chwilą rozmawialiśmy o kawie, ciasteczkach, a teraz wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.
-Zobaczyłam Bartka.
Ta wiadomość podrywa Marka.
-Bartka? Gdzie? Tutaj? Znaczy, on ciebie nachodzi w pracy? To jest już chyba gruba przesada. To jest… Ula, co się stało?
Podchodzi do niej, obejmuje, z taką delikatnością i troską. Sadza na kanapie i sam sadowi się obok.
-Powiedz mi, co się stało? Spokojnie. Nie denerwuj się. Powoli.
-Próbował mnie szantażować.
-Jak to, szantażować? Czym?
-Że powie o nas Paulinie.
Tego się chyba Marek nie spodziewał. Dociera do niego również, że to prawdopodobnie Bartek przyczynił się do zepsucia urodzinowego wieczoru.
-On tam był?
-Tak. Dosiadł się do stolika, jak poszedłeś zadzwonić.
-To dlaczego mi nie powiedziałaś?
-Nie chciałam cię martwić. I było mi głupio. Wstyd, nie?
-Ula, musisz mi mówić takie rzeczy.
-A uwierzyłbyś drugi raz, że ja nie mam z tym nic wspólnego, tak? Nie martw się – nic nie powie Paulinie. Wie, że ona mu nie uwierzy. Że nikt mu nie uwierzy. Nikt nie uwierzy, że mógłbyś być z kimś takim, jak ja. Nawet on sam w to nie wierzy, bo w końcu sobie poszedł i nic nie zrobił. Nie ma co, mamy idealny układ – nikt w to nie wierzy. Nawet ja sama w to nie wierzę.
-Ula…
-Marek, ja wiem, jak wyglądam. Trochę inaczej, niż Paulina, nie? Albo Klaudia, Domi, Mirabella.
Zresztą, po co ja ci to mówię? Przecież ty to widzisz, nie? Właśnie – a co ty widzisz we mnie?
-Ula, mnie już nie interesują modelki, ok? Wszędzie ich pełno i wszystkie są takie same – są puste. Ty jesteś od nich piękniejsza.
Bierze jej twarz w dłonie, patrzy głęboko w oczy, po czym, czule całuje w czoło.
To, według mnie, bardzo piękna scena. Nie ma w niej pozy, interesowności, nieszczerości. Marek, od chwili, kiedy poznał Ulę wie, że najpiękniejsze jest niewidoczne dla oczu i teraz mówi o tym głośno, wprost. To właśnie w niej ceni – jej prostolinijność, szczerość, mądrość, poczucie humoru, wrażliwość, lojalność. To, czego nie dostrzegają i nie doceniają inni, z jego otoczenia, przyzwyczajeni do powierzchownego oceniania, jego do niej przyciąga, to w niej szanuje, przez to staje mu się coraz bliższa. Teraz widzi, że cierpi, że płacze, jest jej przykro, więc jest przy niej, ale nie z litości, tylko dlatego, że chce, że czuje taką potrzebę. Jest szczery – epoka modelek minęła. Już od jakiegoś czasu są poza jego zainteresowaniem, bo choć były piękne, to była to tylko fasada, a to już mu nie wystarcza.
W tym jego czułym objęciu, pocałunku jest tyle czułości, ciepła, troski. Uczucia? Czy on to wie? Nie – odkrywa tylko, że staje się inny i jego potrzeby stają się inne i wie, że sprawia to ta skromna, niepozorna dziewczyna. Dużo to, czy mało – nie wiem, ale ważne jest, że to dostrzega. Jeszcze czasem się broni, ucieka, próbuje nie traktować poważnie, ale wciąga go to powoli, nawet wbrew jego świadomości i woli, bo jeszcze trochę czasu upłynie i trochę się zdarzy, nim zrozumie, że ta dziewczyna jest dla niego, jak prezent od losu.
(kończę na 149 odc.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz