(od odc. 139)
Już w poprzedniej części zaznaczałam, że Walentynki jeszcze się nie skończyły, a właściwie zaczęła się ich najmniej pożądana, najmniej oczekiwana i najmniej przyjemna część.
Bójka Marka z Bartkiem kończy się interwencją policji. Ula próbuje tłumaczyć, że nie ma w tym żadnej winy Marka, że niepotrzebnie zabierają go na komisariat, ale nieubłagany funkcjonariusz czyni swoją powinność i w ten sposób, Dobrzański ląduje w policyjnym radiowozie. Zdążył właściwie tylko poprosić Ulę, żeby zamknęła jego samochód i zabrała kluczyki. Jej zdenerwowanie sięga zenitu – wie, że on, stając w jej obronie naraził się na nieprzyjemności i, że to pewnie zaledwie wierzchołek góry lodowej, bo przecież nie wiadomo, jak zakończy się sprawa na komisariacie, no i jeszcze będzie musiał tłumaczyć się przed Pauliną. Postanawia pomóc mu, składając zeznania, biegnie do Maćka z prośbą, żeby zawiózł ją na komendę. Ten, przy okazji odkrywa, że nie spotkali się dlatego, że Ula była umówiona z Markiem. Ma do niej pretensje .
-Później się będziesz wściekał, a teraz musimy ratować Marka […]. No przecież go tak nie zostawię samego… Przecież, gdyby mnie nie bronił przed Bartkiem…
Paulina też martwi się o niego. Nie daje znaku życia, nie odbiera komórki… Po raz kolejny dzwoni do niego, jest wściekła. Nagrywa się na pocztę i w końcu, ze złością rzuca telefonem, który rozpada się na kawałki.
Tymczasem Marek składa zeznania i próbuje skontaktować się z nią, ale ostatecznie, postanawia porozmawiać z Sebastianem. Ula robi, co może, żeby wytłumaczyć Marka, ale nikt nie chce jej wysłuchać. Postanawia nie ruszać się stamtąd, dopóki go nie wypuszczą. „Tak właśnie wygląda Dzień Zakochanych w Rysiowie. Na każdą namiętność znajdzie się paragraf”.
Seba przyjeżdża, żeby odebrać kumpla z komisariatu i kiedy jest już pod komendą dosięga go telefon od Pauliny, która chce się dowiedzieć, gdzie jest Marek. Olszański plącze się w zeznaniach i w końcu wychodzi na to, że Marek udał się na spotkanie z Lwem Korzyńskim. Seba nie mógł przewidzieć, że to kłamstwo będzie miało swoje konsekwencje.
Marek w końcu wychodzi. Jest zmęczony, zdenerwowany, ma podbite oko. Chyba nie ma już ochoty ani na rozmowę z Sebą ,a ni z Ulą. Żegna ją wzrokiem i odchodzą z Sebastianem. Jednak Ula ma wyrzuty sumienia, że przez nią do tego wszystkiego doszło.
-Marek, przepraszam, że tak wyszło.
-Ula, naprawdę, to nie jest twoja wina. Pogadamy jutro, dobrze? Trzymaj się.
Ula wraca z Maćkiem do domu, a Seba jednak próbuje dowiedzieć się czegoś na temat widocznego siniaka i pobytu na komendzie.
-Stary, w co ty się wpakowałeś?
-Ty mnie do tego zachęcałeś.
-Nie, nie zachęcałem cię do tego, żebyś się bił z jakimiś oprychami. Co to w ogóle jest za gość?
-Nie wiem. Jakiś ten niezrzeszony, co jej kwiaty przyniósł. Mega nieprzyjemny typ.
-Może to całe Rysiowo, to jedna wielka mafia?
Marek jednak nie chce dłużej o tym rozmawiać. Kiedy uzmysławia sobie, że Ula wzięła kluczyki od jego samochodu, ma ochotę tylko na jedno – żeby Sebastian zawiózł go do domu i to jak najszybciej. Wie, że tam czeka go kolejna przeprawa – z Pauliną, ale przecież i tak jej nie uniknie.
-Myślałem, że śpisz.
-Chciałeś powiedzieć :mam nadzieję.
-Paula, to był naprawdę bardzo ciężki dzień.
-I co? To wszystko? Znikasz na cały wieczór. I to ten wieczór, który mieliśmy spędzić razem. Nie dajesz znaku życia i, jak gdyby nigdy nic mówisz…
-Paula, przepraszam. Chciałem wrócić wcześniej, ok? – Markowi także puszczają nerwy. Krzyczy.
Paulina zauważa na jego twarzy ślady bójki. Chce dotknąć jego policzka. Jest przerażona.
-Zostaw. Przepraszam. – głos Marka jest zimny, stanowczy.
Powstaje chyba pytanie, czy musiało do tego zdarzenia dojść? Marek, bardzo szlachetnie stanął w obronie Uli ale myślę, że postąpiłby podobnie, gdyby był przypadkowym świadkiem takiego zachowania w stosunku do każdej innej kobiety, próbującej uwolnić się od nagabującego ją natręta. Tym bardziej, nie mógł pozwolić na to, gdy chodziło o bliską mu osobę. Jest może pewna różnica w konsekwencjach – gdyby stało się to w innych okolicznościach (nie po wspólnie spędzonym wieczorze z Ulą) i w odniesieniu do przypadkowej, nieznanej osoby, powiedziałby Paulinie prawdę (tak sądzę), a w tej sytuacji – brnął w kolejne kłamstwo.
Ula, rano, zastanawia się, co z Markiem ; „Tym razem trudno mu będzie ukryć nasze spotkanie. Może wreszcie powie Paulinie prawdę? Tylko, co wtedy ze mną?”. Nie wiedząc, jak Dobrzański poradził sobie z narzeczoną, najchętniej zostałaby w domu i tu przeczekała tę niepewność i ewentualną burzę. Cóż jednak – praca, to praca, nie można, ot, tak sobie nie pójść. Przed domem, na chodniku znajduje szalik Marka. Nawet wcześniej nie zauważyli, że go zgubił.
Paula też nie chce, żeby Marek szedł do pracy, ale z zupełnie innego powodu – jest przekonana, że za jego pobiciem stoi Lew i nie chce, żeby obaj panowie spotkali się przy podpisywaniu listu intencyjnego. Przy śniadaniu czule całuje Marka w dobrze widoczny już siniak, choć on próbuje bagatelizować zarówno ból, jak i widoczne zaczerwienienie na swojej twarzy. Nie chce też po raz kolejny odpowiadać na pytanie, jak doszło do tego zdarzenia, ale kiedy Paula pyta, czy widział się wczoraj z Lwem Korzyńskim, bo tak powiedział jej Seba, skwapliwie potwierdza, nie wiedząc o teorii, jaką sobie na ten temat wymyśliła.”On chce cię skrzywdzić po to, żebyś ty mnie zostawił. Jeżeli teraz to zlekceważymy, to on naprawdę zrobi ci krzywdę. Nie, ja tego tak nie zostawię”. Te słowa zaskakują Marka i uświadamiają jednocześnie, że jeśli Paula wplącze w to Lwa, mogą powstać kłopoty. W taksówce nadal trwa rozmowa na ten temat, ale Marek nie ma zamiaru odsuwać Korzyńskiego od kontraktu, jak sugeruje Paulina.
Kiedy pojawiają się w firmie, wygląd prezesa, ze zrozumiałych względów, wzbudza zainteresowanie, wywołuje pytania. Zachowanie Marka, w tym momencie, trochę kpiącego z pytających, a trochę chcącego pokazać Pauli, że wszystko to było dziełem przypadku, a nie zaplanowanego przez Korzyńskiego zamachu, nie może nie zwrócić mojej uwagi. Pierwszym napotkanym jest Adam, któremu, na pytanie, „co się stało? „ odpowiada, że to pamiątka z kursu samoobrony. Zdziwionej Ani mówi :”Aaa widzisz, chciałem Paulinie otworzyć drzwi, ale mnie wyprzedziła. Tak kończą dżentelmeni.” Viola już nawet nie pyta, tylko niemal stwierdza, że pewnie bił się o Paulinę. W odpowiedzi słyszy:
-Mieliśmy wypadek. Tak, tak. Paula wyskoczyła w biegu, a ja oberwałem zderzakiem.
-Jak to? Zderzakiem w twarz?
-To był tir. Z naczepą.
Paulina jednak nie podziela jego poczucia humoru. Jest wyraźnie wściekła, że wymyśla takie historie. Ula, natomiast, niecierpliwie czeka, żeby oddać Markowi znaleziony szalik. Kiedy już chce to zrobić, pojawia się Paulina, więc chowa go szybko za siebie. Nie dość skutecznie jednak, ponieważ panna Febo go zauważa.
-Marek, to nie jest twój szalik?
-Tak, tak. No bo ja go podniosłam. Bo … leżał…
-Gdzie leżał?
-Na ziemi leżał.
-Świetnie, gubisz szaliki, samochody…
-Paula, daj spokój.
-No, a nie? Gdzie jest samochód?
Marek zdaje się nie przejmować słowami narzeczonej i widząc zdenerwowanie Uli, ją też chce uspokoić – puszcza do niej zawadiackie oczko, po czym wchodzi za Pauliną do gabinetu.
Pojawiają się dziennikarze i, Marek sądząc, że to w sprawie umowy z reprezentacją, nie chce pokazywać się im z sińcem na twarzy. Wychodzi do nich Paula i wtedy okazuje się, że owszem, chodzi o czołową postać reprezentacji, czyli bramkarza Borubara, a dokładnie o jego romans z Violetta i tak naprawdę, to z nią właśnie chcą rozmawiać.
Ula, korzystając z zamieszania, wchodzi do gabinetu.
-Blisko było, co? – Marek wskazuje na szalik
-Przepraszam cię, że tak z tym wyskoczyłam.
-Gdzie był?
-Na chodniku. Prawie na niego nadepnęłam. I jeszcze to (kluczyki do samochodu). Marek, przepraszam cię. Ja naprawdę nie wiem, jak coś takiego mogło się stać.
-Nie, Ula. Przestań, daj spokój.
-Niezłe Walentynki, co?
-No, to prawda. Dość nietypowe. A ten twój znajomy, to zawsze tak, czy tylko jeśli chodzi o ciebie?
-Ale nie. Mnie z nim nic nie łączy. Naprawdę. Absolutnie nic.
-Nie, no wiesz, wyglądało to trochę inaczej. Ostry gościu, który walczy o to „absolutnie nic”.
-No, ale ja mówię poważnie. To jest dawno zamknięta historia. Nie widzieliśmy się kilka lat i nie wiem, co on sobie ubzdurał. Wierzysz mi?
-No, ja ci wierzę, tylko dobrze byłoby, żeby on też wierzył.
-Ok. Wyjaśnię to.
-Nie, Ula. Nie wiem. Wydaje mi się, że lepiej by było, gdybyś się z nim nie spotykała. Choćby dla swojego bezpieczeństwa, ok? Proszę cię.
-Ok
-No. A, jak będziesz miała problemy, to…
-Wiem. Jasne. Dzięki.
Marek przygląda się jej z wielką powagą. O czym myśli? Czy rzeczywiście chodzi mu o to, że nieznany konkurent może także być zagrożeniem dla jego weksli? Myślę, że nie. Po pierwsze, wierzy Uli, że nic go z nim nie łączy i, po tym, jak ją kiedyś oszukał, nie pozwoli mu się do siebie zbliżyć na tyle, żeby dowiedział się, że coś takiego, jak udziały są w jej posiadaniu. Czy sugerując, że nie powinna się z Bartkiem spotykać ma na myśli tylko jej bezpieczeństwo? Na pewno tak, ale chyba jednak trudno mu także strawić fakt, że ktoś jeszcze jest nią zainteresowany, zabiega o jej względy (choćby w tak prymitywny sposób i z tak niskich pobudek). Zwłaszcza, jeśli jest to „stara miłość”, po której, jak wiadomo, wiele można się spodziewać. Mam wrażenie, że Dobrzański poczuł jakieś ukłucie niepewności, zazdrości… Nie kontroluje tego,a i to uczucie nie ma jeszcze jakiejś wielkiej siły rażenia, ale cała ta sytuacja, tak do końca nie jest mu obojętna.
Marek spotyka się z Sebą. Po wczorajszym wydarzeniu i pomocy przyjaciela, jest mu winien jakieś wyjaśnienia. Wiadomo, że Marek, podając różne wersje dotyczące siniaka na swojej twarzy musiał spowodować, że w firmie zatrzęsło się od plotek, a Violetta zadbała o to, żeby najbardziej wiarygodna wydała się wersja, że to Paulina tak go urządziła.
Spotykają na korytarzu Alę, która dość uważnie przygląda się Markowi i to go niepokoi. Nie wie, jak dużo wie Ala.
-[...] Ty lepiej pomyśl, co zrobić z narzeczonym Brzyduli.
-To nie jest jej narzeczony. Po prostu facet ją oszukał – mam wrażenie, że Marek, kiedy sam usłyszał wypowiedziane przez siebie słowa, poczuł jakąś ulgę… Że to nie narzeczony…
-Aha. I myślisz, że drugi raz mu nie zaufa? A jak nie jemu, to Maćkowi? Nie, no stary, niezły pasztet. Jak tak dalej pójdzie, to będziesz się musiał bić z połową Rysiowa.
Marek jednak przyjmuje te słowa bez komentarza i z jakimś dziwnym spokojem. Jakby uśmiechał się do swoich myśli… O czym myśli? Tego Sebastian się nie dowiaduje, a my? My chyba, po raz kolejny widzimy, że Ula nie jest dla niego tylko asystentką, ani chwilową posiadaczką jego weksli. Jest kimś więcej, tylko kim? Tego Marek musi się najpierw dowiedzieć, przekonać się, zrozumieć…
Jakby tego wszystkiego było mało, pokaz prototypów dla reprezentacji nie może się odbyć, ponieważ Iza nagle traci przytomność, a przerażony tym, co się stało Pshemko, niszczy je wszystkie. Spotkanie z działaczami sportowymi, którym miała być zaprezentowana kolekcja, nie kończy się pokazem. Dochodzi jednak do rozmowy Marka z Korzyńskim, któremu Paula, w międzyczasie dała do zrozumienia, że podejrzewa go o napad na narzeczonego.
Dobrzański informuje go, że postanowił wyznaczyć nową osobę do kontaktów z nim. Zamiast Pauliny. Lew nie chce o tym słyszeć. To nie jest przyjemna rozmowa dla żadnego z nich. Marek nie posunąłby się pewnie do takiego ruchu, gdyby nie czuł, że coś powinien zrobić, żeby uspokoić Paulinę. Wie przecież doskonale, że Lew go nie napadł, to, czy wyznacza późno wieczorne spotkania biznesowe Paulinie, też mu przecież specjalnie nie przeszkadza, boi się raczej, że ona przekonana o tym, że dla niej Korzyńskiego stać na wszystko, zacznie dalej drążyć temat, a to nie jest mu na rękę. Wobec sprzeciwu Korzyńskiego, co do zmiany osoby ds. kontaktów, Marek sugeruje mu rozwiązanie umowy, jednak Lew nie decyduje się na to.
Marek wraca do gabinetu i, widać, że niezbyt cieszy go fakt, że zastaje tam Paulinę.
-Opowiesz mi?
-O?
-O rozmowie z Korzyńskim.
-Nie ma o czym. Nie musisz się już tym przejmować.
-To znaczy?
-To znaczy, że ktoś inny będzie teraz się z nim kontaktował.
-Jak to? I zgodził się na to?
-Nie miał wyjścia. Powiedziałem mu, że albo da tobie spokój, albo rozwiązujemy umowę. Tyle.
-Ty chyba nie mówisz poważnie?
-Zostawiłem mu aneks, ale go nie podpisał.
-Marek, ty naprawdę chciałeś to zrobić?
-No, szczerze mówiąc, nie myślałem, że tak szybko się wycofa. Ja na pewno bym się nie poddał.
-Marek, ty zaryzykowałeś dla mnie dobro firmy.
-No, co najwyżej stanowisko prezesa, a twój brat na pewno uratowałby znacznie więcej.
-Walczyłeś o mnie.
-Bardziej, niż Lew.
-Ty naprawdę mnie kochasz.
Przytula się do niego, ale Marek błądzi gdzieś wzrokiem, jakby chciał uciec od odpowiedzi na to pytanie. Czy on rzeczywiście zrobił to z miłości? Czy on ją kocha? A może jednak to tylko przyzwyczajenie?
Ula wraca ze szpitala, od Izy. Umawia się z Alą, która ma pojechać do Rysiowa po swoje auto .
„Marek tez zostawił u mnie swój samochód, ale serce zostawił chyba gdzie indziej” – myśli, widząc Marka i Paulinę całujących się przy wejściu do sekretariatu. Kiedy wchodzi do sekretariatu, Marek jest już sam i dopytuje o stan Izy, a potem pyta:
-Wracamy razem?
-Razem?
-No, do Rysiowa. Muszę samochód odebrać.
-Aaa. Samochód. Jasne.
-To jesteśmy umówieni. Na razie.
Pojawia się po raz drugi, już gotowy do wyjścia, ale Ula chce jeszcze poczekać na Alę – umówiły się przecież. Marek chyba jednak nie jest zachwycony pomysłem wspólnego z Alą powrotu, więc wykręca się brakiem czasu – nie może czekać, aż Ala będzie wolna. Taksówka już czeka, pojedzie więc sam. Ula jest wyraźnie zła, żałuje, że nie może pojechać z Markiem. Toteż, kiedy za moment pojawia się Ala z informacją, że musi zostać dłużej w pracy i żeby Ula na nią nie czekała, błyskawicznie zbiera się i dogania Marka w windzie. W taksówce jednak atmosfera jest raczej gęsta – oboje są podenerwowani. W końcu Ula zdobywa się na odwagę i pyta, czy może wpadnie do nich na herbatę. Niestety, Marek odmawia twierdząc, że ma jeszcze kilka spraw do załatwienia. Szybko zauważa, że Uli zrobiło się przykro, więc bierze jej dłoń i delikatnie, ciepło gładzi.
-Odbijemy to sobie następnym razem, ok?
Ta obietnica i czułe gesty natychmiast poprawiają jej humor.. Żegnają się przy furtce i wtedy Marek zauważa brak samochodu.
Nasuwa się pytanie – jak potraktować ten gest w taksówce? Niby nic wielkiego, a jednak dość wymowny. Czy musiał się tak przejmować nastrojem Ulki? Czy gdyby była mu zupełnie obojętna, wykonałby go w ogóle? On się nawet nad nim nie zastanawiał – to był odruch. Marek, nie po raz pierwszy źle się czuje, kiedy widzi, że sprawia jej nawet niewielką i niezamierzoną przykrość. Pewnie nie wie, dlaczego, ale, szczególnie w takich momentach czuje potrzebę okazania jej swojej bliskości. Nawet jeśli jest to tylko taki niewielki gest.
Kradzież samochodu Marka, wywołuje wielkie poruszenie, no bo jak to, kto, sprzed domu Cieplaków? Józef nie może tego zrozumieć, ani się uspokoić. Przecież cały czas był w domu i nic się nie działo, no chyba, że …wtedy, kiedy był Bartek? Na dźwięk tego imienia, tężeje twarz Marka i Ula też nie może ukryć zdziwienia. Kiedy odprowadza gościa do furtki, Marek po prostu pyta:
-Myślisz, że to Bartek?
-Nie, nie. Nie sądzę.
-Ale tak pomyślałaś. Widziałem twoją minę. (swoją drogą, jak oni dobrze się znają – czytają ze swoich twarzy, jak z otwartej księgi).
-Ale to raczej nie on.
-Ale mówiłaś sama, że ciebie też oszukał, więc…
-Tak. Tak, oszukał mnie, ale nie tak. Słuchaj, może on jest trochę porywczy i taki… śliski, no i zachował się wobec mnie nie fair, ale na pewno by czegoś takiego nie zrobił, bo nie jest złodziejem. Marek, to na pewno nie on.
-Możesz za niego ręczyć?
Ula się waha, ale milczenie jest potwierdzeniem.
Poproszony po raz kolejny o pomoc Seba pojawia się, żeby zabrać przyjaciela. Wracając, rozmawiają. Marek nie potrafi ukryć zdenerwowania.
-Nie, to jest po prostu niewiarygodne. Ty wiesz, że ona jeszcze go broni? Ona to w ogóle za wszystkich może ręczyć. Za tego całego Bartka, za Maćka… No przecież ja sam nawet za siebie nie mógłbym ręczyć. Jestem przekonany, że ten chłystek… Co ty nic nie mówisz?
-A co mam mówić? Dla mnie sprawa jest jasna od dawna, tylko kto by mnie słuchał?
-O co ci chodzi?
-O to, że ty też ciągle za nią ręczysz.
Marek myśli nad tym, co usłyszał. Chyba wcześniej się nad tym nawet nie zastanawiał, nie zwrócił uwagi, ale przecież to fakt – zawsze, ostatecznie, staje w jej obronie, ufa jej, ręczy za nią.
Ula też zadaje sobie pytanie, czy słusznie zrobiła, potwierdzając niewinność Bartka – przecież nie widziała go od kilku lat, mógł się zmienić… Nie wie, co Marek pomyślał o niej i całej tej sytuacji, zaistniałej w ciągu minionej doby. Obawia się, że już nigdy nie zechce jej odwieźć, że potraktuje, jak kogoś, kto przynosi pecha :” Jestem, jak piątek trzynastego, punkt o trzynastej”.
Dla Marka, to jeszcze nie koniec wrażeń na ten dzień. Po raz kolejny wraca późno i nietrudno się domyślić, że Paula znowu będzie miała do niego pretensje.
-Marek, gdzie ty byłeś? Byliśmy umówieni dwie godziny temu. Marek, dlaczego ty mi to robisz? To jest jakaś demonstracja? Coś chcesz mi udowodnić? Już drugi dzień z rzędu…
-Ukradli mi samochód. – pada krótkie i wypowiedziane mało przyjaznym tonem wyjaśnienie.
Nie może, oczywiście powiedzieć jej, gdzie się to stało, wymyśla więc, na poczekaniu, że przed siłownią.
Tego już za wiele – wczoraj pobicie, dzisiaj kradzież. Paulina obawia się, że Marek wpakował się w jakąś aferę.
Bartek postanawia działać – obiecał przecież Józefowi, że przeprosi Marka za tę szamotaninę, jest więc doskonały pretekst do pojawienia się w firmie i spróbowanie upieczenia dwóch pieczeni na jednym ogniu. Bartek potrzebuje pracy, dlaczego więc Marek nie miałby mu w tym pomóc?
Na początek przedstawia się, zdziwionej nieco Ani, jako chłopak Uli. Kiedy jednak okazuje się, że jej akurat nie ma, decyduje się na rozmowę z Markiem. Jego widok jednak, bynajmniej, nie cieszy prezesa.
-Przeprosić chciałem. To nieporozumienie jakieś było. Zrozum, przychodzę do swojej dziewczyny, a ona z jakimś gościem. Co ty byś zrobił na moim miejscu?
-Ula, to jest twoja dziewczyna, tak?
-A jak? Inaczej bym cię nie tknął. Nie wiedziałem, że jesteś jej szefem. Naprawdę przepraszam.
Wyciąga rękę, ale Marek nie zamierza podawać mu swojej, na zgodę.
-To wszystko?
-No, nie wszystko. Pogadać chciałem.
-Nie mamy o czym.
-No, nieładnie. Ja tu rękę podaję, a ty… Liczyłem na większą wyrozumiałość. W końcu mamy wspólnych przyjaciół.
-Nie mamy. Nie mamy ani wspólnych przyjaciół, ani tematów do rozmowy. Dwie minuty minęły. Dziękuję. A, tak przy okazji – nie wiesz, co się stało z moim samochodem?
-Ja?
-Tak ty. Został skradziony, a ty też przypadkiem byłeś w pobliżu.
-Sugerujesz coś?
-Nie. Na razie pytam.
-Nie wiem, ale jakbyś chciał, to mógłbym ci pomóc z tym autem, a ty… Widzisz, aktualnie straciłem płynność finansową. Roboty szukam..
-Wyjdź stąd. Skończyliśmy.
-Dobra, jak nie ty, to pójdę do Ulki. Ktoś mi musi pomóc. Żegnam pana prezesa.
Wychodząc z gabinetu, wpada na Ulę, właśnie. Jest zdziwiona i zła. Chce, żeby sobie poszedł, ale on próbuje ja przekonać, że się zmienił, szuka pracy i liczy na jej pomoc. Ula nie chce z nim rozmawiać, nie chce go widzieć, ani teraz, ani w ogóle. Wzywa ochronę, ale, na szczęście, Bartek wychodzi sam.
Marek, który z trudem ochłonął po krótkim, ale bardzo irytującym spotkaniu z Bartkiem musi porozmawiać z Ulą.
-Tak, wiem, że był u ciebie Bartek.
-Właśnie. Twój chłopak.
-Co?
-Tak przynajmniej się przedstawia.
-Nie. Marek, naprawdę nie mam pojęcia, co on tutaj robi, ale to, oczywiście jest nieprawda. Wierzysz mi?
-Ula, ja naprawdę nie wiem sam, w co mam wierzyć, rozumiesz?
-Marek, ty wiesz, że ja bym cię nigdy nie okłamała.
Rozmowę jednak przerywa pojawienie się żony Borubara z trójką jego dzieci. Kobieta poszukuje Violetty Kubasińskiej…
Ula usiłuje zająć się gośćmi, ale dzieci strasznie rozrabiają. Kiedy pojawia się Viola i zauważa, kto na nią czeka, próbuje szybko się ulotnić. Krystyna Borubar, bez słowa oddaje Uli córeczkę, zostawia też pod jej opieką chłopców i udaje się na poszukiwanie Kubasińskeij. Dzieci są rozbrykane, zupełnie opanowały biuro, a Ula nie potrafi nad nimi zapanować. Chłopcy rozrzucają dokumenty, robi się zamieszanie, ale, na szczęście, pojawia się Marek i błyskawicznie stara się zająć czymś chłopców. Z dokumentów robi samoloty i dzieci bawią się doskonale, a Marek zdaje się być zadowolony. Nawet Ula to zauważa.
-Świetnie się dogadujecie.
-No, fajne chłopaki.
-Czasem łatwiej dogadać się z obcym dzieckiem, niż z kimś bliskim, co?
-No, dziecko ciebie nigdy nie oszuka.
-Marek, wiesz co, jesteś niesprawiedliwy.
-Ula, przepraszam, ok? Nie chciałem ciebie obrazić.
-Wiesz co? Oskarżasz mnie o kłamstwo.
-Ula, zrozum – najpierw Maciek, potem pojawia się ten Bartek. Ja naprawdę zaczynam się już gubić.
-Ja też. I, naprawdę nie mam z tym nic wspólnego.
-Dobrze, ale postaw się w mojej sytuacji. Postaraj się wyobrazić sobie tę całą sytuację z mojego punktu widzenia.
-Marek, ale jak ja mam ci to udowodnić, co? Mogę ci tysiąc razy powtarzać, że to jest bzdura i co to da?
-Ula, po prostu nie zostawiajmy tego tak, dobrze? Spotkajmy się po pracy. Porozmawiamy spokojnie. Bez żadnej ściemy.
Nasuwa się pytanie, o co, tak naprawdę chodzi Markowi, co w tej całej sprawie dotknęło go najbardziej? Tupet Bartka, kradzież samochodu, obawa, że Dąbrowski będzie chciał znowu wykorzystać finansowo Ulę i wtedy zagrożone będą jego weksle, czy może jednak, nieoczekiwanie włączyła mu się konkurencja i trochę się to wymknęło spod kontroli? Powstaje jeszcze jedno pytanie – czy jeśli tak jest w istocie, to Marek ma prawo kontrolować znajomości Uli, upewniać, się, że poza nim nikt inny nie istnieje (bo tak to chyba trochę wygląda), sam będąc w związku i, nie mogąc, tym samym niczego jej zaoferować? Pewnie nie, tylko, że on tego tak nie widzi. Nie analizuje tego, nie zastanawia się, bo jeszcze nie zdaje sobie sprawy, dlaczego właściwie to wszystko robi. Jeszcze nie dotarło do niego, że to jakiś lęk przed tym, że może ją stracić sprawia, że boi się o nią, że chce jej zapewnień – to wszystko jest wynikiem czegoś, czego nie potrafi nazwać, nawet nie próbuje tego robić. „Ja naprawdę zaczynam się już gubić” – powiedział do Uli i tak chyba jest w istocie, ale gubi się nie w ilości potencjalnych konkurentów, bo jest ich raptem dwóch. Jeśli gubi się, to we własnych odczuciach, odbiorze tych facetów, towarzyszącym temu wszystkiemu lęku, którego nie rozumie.
Nie wracają do rozmowy, zajmują się dziećmi, kiedy pojawia się Paulina..
-Co tutaj się dzieje?
-No właśnie bawimy się w nianie (Markowi się to chyba nawet podoba).
Paula także próbuje zagadywać do chłopców, ale nie bardzo jej to wychodzi. W końcu bierze od Ulki małą Oliwię. Zachwyca się nią, jej oczyma i informuje Marka,że… właśnie taka córeczkę chciałaby mieć. Ten sielski obrazek przerywa wejście Krystyny Borubar. Przeprasza za kłopot.
-Żaden kłopot. Sami planujemy taką gromadkę.
Marek nie reaguje na to, ale ona obejmuje go, przytula, całuje… Ula nie może tego znieść. Wychodzi. W łazience spotyka zapłakana Violę, która bardzo poważnie potraktowała to, co usłyszała od żony „swojego” bramkarza.
-To jest rodzina, rozumiesz? Oni maja wspólne marzenia, plany, a ja… nie mogę tego rozbić. Ja tego nie udźwignę. Nie mogę, Ulka. Poddaję się.
Te słowa działają na Ulę, jak kubeł zimnej wody. Idzie na spacer do parku. Myśli o tym, co powiedziała Violetta, przypomina Marka, Paulę, córeczkę Borubara i dociera do niej bardzo brutalna i bolesna prawda – oni też maja swoje plany, marzenia i nie ma w nich miejsca dla niej. To boli, bardzo boli. „Znowu przyszło mi płakać, chociaż chciałam się śmiać. […] powieki są po to, żeby nie patrzeć,jak odchodzisz na zawsze…”. Osychają łzy, jednak ból pozostaje. Wie jednak, co powinna zrobić. Wraca do biura. Marek wychodzi od siebie.
-O, ty już gotowa?
-Na szczerą rozmowę?
-Tak.
-W 100 procentach.
-Idziemy?
-Nie. Nie mogę z tobą iść. Ona chce mieć z tobą dzieci.
-Rzeczywiście… Znaczy, był taki moment…
-Wy macie tysiące takich momentów, planów, wspólnych marzeń. Takich puzzli, z których potem składa się całe życie. Ślub, biała sukienka i wspólny dom. To jest twoja przyszłość. A ja nie chcę być piątym kołem, ja nie chcę w to wchodzić. I to między nami nie ma sensu. Ja nawet nie wiem, co to jest. A ona cię kocha i ty ją tez…. Więc, zostawmy to.
-Ula, ja jej… nie kocham.
Wzruszyła mnie ta scena. Obejrzałam ja wiele razy, wsłuchałam w każde słowo, wpatrzyłam w wyraz oczu Marka i każde drgnienie mięśni jego twarzy, gdy słuchał tych gorzkich, z trudem przez Ulę wypowiadanych słów. Widziałam, że było to dla niego bardzo trudne, że rozumiał ból, jaki odczuwała Ula, z jaką uwagą i powagą patrzył na nią, gdy mówiła :”To między nami, nie ma sensu. Ja nawet nie wiem, co to jest?”. Wyglądało to tak, jakby sam zadawał sobie pytanie :”Co to jest, że jesteś mi potrzebna, że lubię z tobą przebywać, że jestem z tobą szczery, że przy tobie staję się inny. No co to jest? Ula – ja nie wiem, ale… tak jest”.
Jego świadomość tego nie ogarnia, to jest takie inne, nieznane dotąd, ale kiedy mówi, że nie kocha Pauliny, patrząc jej prosto w oczy i ważąc każde słowo, to ja mu wierzę. Cokolwiek nie mówiłby potem – to było szczere. Nie wie, czy i co czuje do Uli, ale zdołał sobie uświadomić, czego nie czuje do Pauliny i głośno, w pełni świadomie to wypowiada. Nigdy, żadnej kobiecie wcześniej tego nie powiedział.
Po całym tym wyznaniu idą jednak na spacer do parku i na swoją rozmowę na 100%.
-Z Pauliną znamy się właściwie od dziecka. Potem ona wyjechała, a po kilku latach wróciła już dorosła, no i … to było olśnienie. A potem wpadliśmy w rutynę, zamieszkaliśmy razem. Wspólne obiady u rodziców, wspólne wakacje, zakupy, itd., itd.,. No i, oczywiście w planach ślub. Wszystko zapięte od A do Z. To jakby było trochę poza mną. Całą organizacją, katedrą i zaproszeniami zajmowała się Paulina. Ja nawet nie zauważyłem, jak to się stało. No i, szczerze mówiąc, przywykłem do tego, że przestaliśmy być ze sobą szczerzy . Nie wiem, jakoś niedawno przestało mi się to podobać. Ula, gdybym ją kochał, to przecież w ogóle nie miałbym takich wątpliwości. Nie oglądałbym się za kimkolwiek innym, tylko byłbym z nią szczęśliwy. I nie wiem, co z tym zrobię, ale muszę coś wymyślić i to, jak najszybciej. No i to jest 100% mojej prawdy – niezbyt imponującej.
Czy Marek rzeczywiście jest szczery? Myślę, że jego związek z Paulą, to rzeczywiście rutyna, przyzwyczajenie, coraz bardziej widoczne nawet w „czułych” gestach, pocałunkach. Jest też prawdą, że to ona zadbała o to, żeby zorganizować ich przyszłe życie, a wcześniej ślub – on się z tym nie spieszył, nie angażował w to, bo nie czuł takiej potrzeby, bo nie był przekonany, co do słuszności takiej decyzji. Przyzwyczaił się do myśli, że ten mariaż byłby dobrze widziany także przez rodziców i także ze względu na firmę. Mimo jednak, że nie był do tego przekonany, to nie sprzeciwiał się temu w jakiś zdecydowany sposób i długo chyba nawet nie zastanawiał się nad tym , dlaczego permanentnie zdradza kobietę, która wkrótce ma być jego żoną. Czy to nie właśnie pojawienie się Uli i, do pewnego stopnia, zaistnienie jej w jego życiu sprawiło, że zaczął się nad tym zastanawiać? Czy to nie właśnie dzięki niej dokonał odkrycia, że między nim i Pauliną brak szczerości i, że zaczęło mu to przeszkadzać. Sam mówi :”… jakoś niedawno przestało mi się to podobać”. No właśnie, niedawno – bo wtedy pojawiła się Ula i zauważył, że tak, jak swobodnie i szczerze rozmawia z nią, nie rozmawia ze swoją narzeczoną, więc coś tu nie jest w porządku.
-No, to trochę, jak moje.
-A ja chętnie posłucham.
-My z Bartkiem też zawsze byliśmy blisko. Znaczy, on rządził na całej ulicy, a ja byłam taką… dziewczynką na posyłki. I dopiero, jak skończyliśmy szkołę, zaczął mnie traktować poważnie. Przynajmniej, tak mi się wydawało. Potem się okazało, że nadal jestem taką dziewczynką na posyłki. Załatwiałam dla niego mnóstwo rzeczy, wyciągałam z kłopotów. A najgorsze było to, że mnie oszukiwał. Mówił, że mnie kocha, a wcale mnie nie kochał. I, dopóki ciebie nie poznałam myślałam, że cały świat składa się właśnie z takich Bartków. Nawet nie wiesz, jakie to dla mnie ważne, że ja wiem, że zawsze jesteś ze mną szczery. Nawet jeśli boli.
To wyznanie Uli jest dla Marka bardzo trudne. Widać kilkakrotnie jego zmieszanie, zawstydzenie wręcz. Zdaje sobie sprawę, że wcale nie jest taki kryształowy, jakim ona go widzi .Ma świadomość, że bywa podobny do Bartka, który przecież ją skrzywdził. Nie chce tego, nie jest mu dobrze z tą świadomością, także z tym, że Ula ufa mu bezgranicznie, a on na to nie zasługuje. Nie wiadomo, jak ta rozmowa potoczyłaby się dalej, czy może Marek spróbowałby jeszcze coś jej wytłumaczyć, wyjaśnić, gdyby nie przerwał jej telefon od Maćka, który czeka na nią pod firmą. Ula chce go spławić, ale Maciek się nie daje – koniecznie chce, żeby zobaczyła ich nowy, firmowy samochód..Marek przysłuch.uje się tej rozmowie, słyszy, że Ula nie chce jeszcze wracać, ale Maciek nalega. Nie podoba mu się to. Nie podoba mu się, że Ula w końcu ulega Maćkowi, czy bardziej to, że chciałby jeszcze z nią pobyć?
Idą z Markiem w kierunku miejsca, gdzie czeka Maciek.
-Udało mi się zrobić wrażenie? – pyta uradowany Maciek, wskazując na samochód.
-Rzeczywiście, udało ci się – odpowiada Marek ze złością, patrząc wymownie na Szymczyka.
To nie jest przyjemne spotkanie, ani przyjemna rozmowa i na kilometr wyczuwa się wzajemną niechęć między Dobrzańskim i Szymczykiem.
Ula, wracając z Maćkiem do domu, dzwoni do Bartka.
-Dzwonię, bo dowiedziałam się dzisiaj, że jesteś moim chłopakiem. Co ty sobie wyobrażasz?
-Nie, no po prostu chciałem ci powiedzieć, że mamy szansę.
-Co?
-No Ula. Przecież myśmy się, tak naprawdę nigdy nie rozstali. Nigdy nie powiedzieliśmy sobie, że to już koniec.
-To teraz ci mówię, że to koniec. Rozumiesz?
-Ostro. Podoba mi się.
-No to słuchaj – masz problem, bo tak się składa, że jesteś błędem młodości. Jedną wielką pomyłką. Rozumiesz to?
Na takie dictum, Bartka zwyczajnie zatkało.
-Nie poznaję cię, Uleńka. Zmieniłaś się.
-Tak, Uleńka w końcu zmądrzała.
W tym momencie Ula nie wie, że Bartek jeszcze trochę namiesza w jej życiu. Niestety.
Tymczasem Marek wraca do firmy i zachodzi do Seby.
-A ty dlaczego jeszcze nie w domu?
-No wiesz, znowu miałem spotkanie z cyklu „niespodzianki motoryzacyjne”. Najpierw zjawia się ten pajac Bartek i proponuje mi okup za mój samochód, a potem zjawia się Maciek, cały szczęśliwy, w swoim nowym samochodzie.
-Myślisz, że jedno z drugim ma coś wspólnego?
-Mam nadzieje, że nie.
-Stary, ale i tak krążą nad tobą, jak sępy. Znaczy – nad Ulką, ale to i tak na jedno wychodzi.
-No, ja się dopaść nie dam. Ula na pewno też nie.
-Taki jesteś pewien?
-Seba, ten Bartek ją oszukał i ona się nie da drugi raz omamić.
-A ja myślę tak – raz ja zrobił na szaro, drugi raz przyjdzie mu to jeszcze łatwiej.
-Ula nie jest taka naiwna.
-Nie jest? Ale w twoje „uczucie” wierzy?
Marek nie odpowiada, a o czym myśli? Wydaje mi się, że Dobrzańskiemu wcale nie chodziło o samochód, o Bartka, o Maćka, ale właśnie o to, czego Sebastianowi nie powiedział – o rozmowę na 100%. O to, do czego sam przyznał się Uli i o to, co od niej usłyszał. To właśnie nie daje mu spokoju. To z tego powodu nie chce mu się iść do domu, spotkać z Pauliną.
W biurze zastaje ich wieczór. Siedzą obaj na podłodze, z lampkami koniaku i dalej rozmawiają.
-Trochę już mam tego dosyć.
-Nie dziwię się. Jednego dnia zarobić w twarz, drugiego stracić auto…
-Seba, ja nie o tym mówię. Ciężko jest mi ją oszukiwać.
-Ulkę?
-Uhm. Ona cały czas we mnie wierzy. W to, że między nami coś będzie.
-To dobrze. Niech wierzy.
-Nie, no właśnie niedobrze. Muszę powiedzieć jej prawdę, jakoś wyprostować całą sytuację. Boję się tylko, jak zareaguje.
-Załamie się i odejdzie.
-Właśnie.
-Albo obrazi się i odejdzie. Tak, czy owak – odejdzie.
-Właśnie.
-A za trzy tygodnie koniec kwartału, zebranie zarządu. Będą sprawdzać wszystkie twoje wydatki, umowy. Wszystko. A, jak trafią na jej kredyty?
-No to leżę.
Nasuwa mi się pytanie – czy Marek boi się odejścia Uli tylko dlatego, że wtedy straciłby kontrolę nad swoimi wekslami, czy raczej jej zniknięcia z jego życia, niemożności codziennych spotkań, rozmów. Obstawiam jednak to drugie. Nie wie, dlaczego, ale chce, żeby była obok. Gdzieś w tle jest pewnie tez obawa o własny stołek, gdyby zostały odkryte kredyty, ale nie skłaniałabym się do tego, że Ula, jako kobieta nie jest tu ważna. Marek przecież jeszcze długo nie przyzna się Sebie do swojej niezrozumiałej słabości do niej i jeszcze długo będzie mu przytakiwał, że chodzi tylko o sprawy firmy. Chyba jest mu trochę na rękę taki sposób myślenia kumpla, bo najpierw sam chce zrozumieć, co się z nim dzieje.
Tymczasem, Ula piecze ciasto, na przypadające następnego dnia swoje urodziny. Józef opowiada jej o spotkaniu z Bartkiem, ale ona ignoruje ten temat. Cały czas myśli o Marku. Kiedy Józef pyta:
-Jak myślisz, może mogłoby jeszcze coś być między wami? – uśmiechając się do myśli o Marku odpowiada
-Może?
To nieopatrznie wypowiedziane słowo będzie, niestety, przyczyną kłopotów.
Ula cała uroczysta pojawia się w pracy. Za nią wchodzi Marek. Kiedy ona już myśli, że chce jej złożyć życzenia, on prosi ją o … zrobienie kawy. Rozczarowanie… Zapomniał.
Ula przynosi kawę, Marek przypomina jej o wysłaniu umów i wtedy pojawiają się Ela i Ala z kwiatami, prezentem i życzeniami. Marek orientuje się w swoim niedopatrzeniu i wycof,uje do gabinetu. Spanikowany, gorączkowo przeszukuje szufladę – może tam znajdzie coś odpowiedniego na prezent dla Ulki, ale ona właśnie wchodzi. Mówi, że przełożyła spotkanie z dziewczynami na później, a on, naturalnie podchwytuje to:
-Ja też chciałem na później z tymi życzeniami, bo chciałem, żeby to była niespodzianka.
-A już myślałam, że zapomniałeś.
-Nie, no co ty? Ja? Przecież , jak ja mógłbym zapomnieć. Mówię – chciałem ci zrobić niespodziankę i już.
-A dowiem się, co to za niespodzianka?
-Nie. Na razie nie mogę ci powiedzieć, co to za niespodzianka. Obiecuję, że to będą wyjątkowe urodziny. Takie, które zapamiętasz na zawsze.
Ula spotyka się z dziewczynami na urodzinowej kawie i zaprasza je do domu na małą imprezę. Marek, natomiast ma problem – rozmawia z Sebą, mówi,że zapomniał o urodzinach Uli.
-A kiedy były?
-No właśnie dzisiaj są.
-Nie, no to w czym problem? Daj jej cokolwiek i powiedz, że czekałeś na kuriera.
-Nie, Seba. Sęk w tym, że to nie może być cokolwiek. Rozumiesz?
-No, dałem ci cały zestaw. Wybierz coś adekwatnego.
-Nie, wiesz. Ja się chyba zastrzelę, stary – opowiada mu, że obiecał jej jakąś niezwykłą niespodziankę.
-Jaką niespodziankę?
-Ja nie wiem. Improwizowałem.
-Marek, możesz mi powiedzieć, po co ty jej obiecujesz takie rzeczy?
-Seba, nie wiem. No, jakoś tak mi się powiedziało. Głupio mi się zrobiło, że zapomniałem i starałem się jakoś ratować.
-No to się uratowałeś. Na amen.
-No, ale, co ja miałem jej dać – lot w kosmos?
-Można to też i tak nazwać.
-Stary, ja mówię poważnie, ale…
-A co ona mogła innego zrozumieć? Ja, na jej miejscu spodziewałbym się tylko i wyłącznie upojnej nocy w hotelu.
-Nie, no ty chyba żartujesz?
-Cokolwiek innego jej zaproponujesz – będzie zawiedziona.
-Nie, no moment. To jest absolutnie niemożliwe, żeby ona właśnie tak to odebrała. Stary – nie.
-Zamawiaj hotel i szampana. Najlepiej tyle, żeby zasnęła, zanim do czegokolwiek dojdzie.
Marek jest zupełnie skołowany – chciałby, żeby, skoro już zapomniał, jego prezent był rzeczywiście atrakcyjny, ale na hotelowe spotkanie, to on zupełnie nie jest gotowy. Ciekawe jest jednak to, że on się tak bardzo tym przejmuje. Przecież, gdyby mu zupełnie na niej nie zależało, gdyby była tylko asystentką, z całą pewnością, nie miałby takich dylematów. Poza tym – stara się, chce być oryginalny, nie bierze po uwagę „czegokolwiek” (jak postąpiłby z każdą inna kobietą),tylko coś, co będzie dla niej naprawdę miłe.
Ula pojawia się u niego z ciastem urodzinowym.
-Aha i jeszcze chciałam cię zapytać… bo wspominałeś coś o jakiejś niespodziance?
-Tak. No widzisz, niespodzianki mają to do siebie, że maja być niespodziewane.
-Właśnie. I dlatego ja się jej kompletnie nie spodziewałam i umówiłam się wieczorem na takie małe … świętowanie. Rodzinne. I nie chciałabym, żeby to kolidowało….-…Małe świętowanie. Wiesz, że ja tez, dokładnie o czymś takim pomyślałem? No, że powinniśmy pójść do jakiejś fajnej restauracji. Ale nie do takiej, co zawsze chodzimy, tylko do takiej, jak już powiedziałem – fajnej. To w końcu wyjątkowa okazja, tak? I pomyślałem sobie, że powinienem ciebie zaprosić do restauracji w hotelu . Co ty na to?
Ula jest w szoku. Do restauracji w hotelu? Jak to?
-No, ale ja już jestem umówiona w domu.
-A nie, to ja mogę wpaść.
-Ale będą dziewczyny – Ala, Ela…
-No, to chyba tym bardziej mogę się zjawić, nie?
Ula nie wierzy własnym uszom.
-No, chyba, że się mnie wstydzisz, wtedy…
-Nie, no absolutnie nie. Tylko… Tak oficjalnie?
-Oficjalnie, tak. Tak, jak prezes do swojej asystentki. Wiesz, posiedzę pięć minut, a jak skończycie, to dasz mi znać i przejdziemy do tej części mniej oficjalnej. No dobra, Ula, to jakby jesteśmy umówieni.
No, teraz tylko jeszcze trzeba trochę popracować, a potem będzie można świętować… Kiedy wszystko już wykonane, Ula wychodzi z gabinetu
-No to o 17.30, panie prezesie.
-To może od 17.30 do 17.35…
-To może ja wpiszę to do kalendarza, żeby pan prezes już sobie niczego na te pięć minut nie zaplanował.
-Myślę, że zapamiętam.
-Tak?
Rozmowa z pogranicza niewinnego flirtu, doskonałe humory i nagle, jak diabeł z pudełka, spod biurka wyskakuje Viola. Konsternacja.
-A co jest o 17.30?
-Moje urodziny. To znaczy, takie małe przyjęcie. W Rysiowie.
-Aaa, w Rysiowie.
-Wypada wpaść – dodaje Marek.
Uli, niezbyt zadowolonej z takiego obrotu sprawy, pozostaje już jednak tylko zaprosić Violę na przyjęcie.
Józef wraca z Beti ze sklepu i spotykają Bartka. Józef zaprasza go na urodziny Uli, zapewniając, że ona na pewno się ucieszy. Bartek, zamierza skorzystać z nadarzającej się okazji. Może akurat uda mu się coś ugrać?
Ula pojawia się w domu z dziewczynami. Zaraz za nimi wpada Viola. Kiedy już wszyscy siedzą przy stole, a Violetta opowiada o zabawnym zdarzeniu – jak to Pshemko odkrył, że jego asystent, Kuba ma brata bliźniaka, i, że obaj uzupełniali się w pracy, niepostrzeżenie pojawia się… Marek. Jego widok elektryzuje wszystkich, ale najbardziej chyba Józefa.
-Dzień dobry panie Marku. Nie spodziewaliśmy się pana.
-No, jak mógłbym przegapić urodziny mojej ulubionej asystentki?
„tata, Beti, przyjaciele i on – dobrze, jak nie za dobrze. Coś może się popsuć.”
Marek wychodzi za Ulą do kuchni.
-Pomóc ci w czymś? Słuchaj, twój tata, to chyba nie jest dzisiaj w najlepszym humorze, co?
-Dlaczego?
-No, bo jakoś tak nie wiem. Nie ucieszył się na mój widok.
-Marek – zawsze jesteś tu mile widzianym gościem.
Ula zostaje wezwana, żeby zdmuchnąć świeczki i podczas gromkiego „sto lat” rozlega się dzwonek. Solenizantka otwiera drzwi, w których stoi… Bartek z bukietem kwiatów. I to jest najgorsze, co mogło ją tego dnia spotkać Oczywiście, to nie koniec urodzin – niespodzianek jeszcze nie zabraknie, ale o tym już w kolejnej analizie.
Teraz jeszcze chciałbym się na chwilę zatrzymać przy tym, co wydarzyło się do tej pory. Zastanawiające może być zachowanie Marka. Do tej pory, tak bardzo dbał o wszystkie pozory, a teraz nagle decyduje się na urodzinowa wizytę, choć wie, że będą tam dziewczyny, a one, z kolei wiedzą, że nie należy do tradycji składanie wizyt przez prezesa swoim asystentkom, nawet w tak uroczystym dniu. Że potraktował Ulę szczególnie, wyjątkowo. Zrobił coś, co nie zdarzało mu się nigdy dotąd. Czy tak ważne są dla niego tylko te weksle, czy też, znowu, nieco się zapomniał – nieodgadnione serce podpowiedziało coś, czemu na pewno sprzeciwiłby się rozum, gdyby tylko nim się kierował w tej niezwykłej znajomości . Marek gubi się coraz częściej i coraz bardziej i, choć czasem sam próbuje wszystkiemu zaprzeczać, ta dziewczyna intryguje go coraz bardziej.
Kończę na odc. 145.
SWB piszesz po prostu świetnie!! Czy gdzieś jeszcze można poczytać coś Twojego?
OdpowiedzUsuńAnonimie
OdpowiedzUsuńDziękuję i miło mi, że się podoba. Wszystko znajduje się na tym blogu.Jeśli jesteś tu stałym gościem, to na pewno czytałaś/łeś moje kolejne części ciągu dalszego Brzyduli (zatytułowane "Zamiast Jaska wprowadza się SWB"- żeby nie było, to nie mój pomysł :)), a jeśli nie, to zapraszam.
Pozdrawiam.
Jasne że czytałam. Był to według mnie najlepszy ciąg dalszy. Ciekawi mnie czy próbujesz czegoś niekoniecznie okołobrzydulowego. Lubię Twoje pióro i mam nadzieję że pisujesz nie tylko historie z Ulą Cieplak :)
OdpowiedzUsuńAnonimie :)
OdpowiedzUsuńOwszem,moja "radosna twórczość" wyszła poza tematy związane z serialem, jak dotąd jednak, nie opuściła mojego komputera, więc na żadnym blogu dostępna nie jest. Nie są to jednak krótkie opowiadania, lecz raczej materiał na książkę. Tylko czy kiedyś odważę się to wydać? Nie wiem :)
Pozdrawiam.
Zatem trzymam kciuki aby starczyło Ci odwagi. Myślę że było by warto. Jeśli kiedykolwiek mogłabym dołączyć do grona wstępnych recenzentów - będę zaszczycona i chętnie służę swoim wolnym czasem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, tym razem już mniej anonimowo
49 yr old Budget/Accounting Analyst I Murry Caraher, hailing from MacGregor enjoys watching movies like Pericles on 31st Street and Flying disc. Took a trip to Sacred City of Caral-Supe Inner City and Harbour and drives a Econoline E150. kotwica
OdpowiedzUsuń