Ula skończyła polewać jabłecznik czekoladą. Wyglądał przepięknie… Teraz ona również musiała się dobrze prezentować.
Gdy wyszła z łazienki w szarej sukience, jej tata wpatrywał się w ciasto leżące na stole kuchennym.
-Dla was też upiekłam, całą blachę…
Pan Józef podziękował, ale wyglądał na pogrążonego w myślach. Gdy dziewczyna wychodziła, dopiero się odezwał:
-Ula, nie przejmuj się tym wszystkim. Jeśli oni nie potraktują cię właściwie, to znaczy, że nie są ciebie warci.
Dotknęły ją te słowa, mimo że wypływały z troski o nią. Nie chciała jednak teraz dyskutować na ten temat z ojcem – zwłaszcza, że Marek miał za chwilę przyjechać, a ona wolała, by ją odebrał z ulicy i nie wchodził do domu…
Podczas jazdy Marek zajrzał pod folię, w którą opatulone było ciasto Uli:
-Przepysznie wygląda… Aż wolałbym się nim nie dzielić… Czy nie byłoby lepiej, gdybyśmy je zjedli razem nad Wisłą, a na deser poszli na zapiekanki? Wiem, że nie możemy – dodał, gdy zobaczył jej minę – tylko żartuję…
Ten żart jednak tylko wzmógł drżenie serca Uli. Czuła się jak przed maturą.
Rodzice Marka przyjęli ich salonie. Ula z drżącym uśmiechem wręczyła im ciasto. Ich miny wyrażały głębokie zaskoczenie i przez chwilę dziewczyna myślała, że popełniła błąd. Jednak po chwili Helena z przyjaznym uśmiechem odebrała od niej blachę.
-To bardzo miło z twojej strony, Urszulo – jeśli możemy zwracać się do ciebie po imieniu…
Ula zapewniła, że oczywiście będzie bardzo rada. Gdy wszyscy szli do jadalni, zastanawiała się, jak jej na razie idzie. Tak jak na egzaminie nigdy nie wiadomo, co oznacza uśmiech egzaminatora…
Marek delikatnie dotykał Uli przez cały czas, co dodawało jej otuchy, ale przy stole zostali usadzeni po naprzeciwległych stronach. Poczuła się niepewnie, choć zganiła się za bycie dziecinną. Chociaż dom też jej pewności nie dodawał… Ani podana zupa, pachnąca jak jedna z nalewek taty. Ani prowadzone rozmowy o ludziach, których nie znała. Dlatego też Helena postanowiła za wszelką cenę włączyć dziewczynę do rozmowy:
-Macie dużo pracy?- zagadnęła Ulę.
-Tak, oczywiście…. Jak zawsze – dodała szybko, by nie wspominać braku pomocy, spowodowanego nieobecnością rodzeństwa Febo. Czuła, że to nie byłby bezpieczny temat. Dlatego nie kontynuowała. Skupiła się na głównym daniu, które na szczęście wyglądało bardziej tradycyjnie.
Helena jednak nie zamierzała zrezygnować z owego tematu. Był dla niej wygodny, jako że trudno jej było wymyślić, o czym miałaby rozmawiać z tą Urszulą – a na razie nie wypadało poruszać z nią zbyt prywatnych tematów.
-Chyba teraz, gdy powstała nowa marka, pracy wam przybyło. Nic dziwnego, skoro to rewelacja. Pomysły Pschemko są jak zwykle genialne i wizjonerskie – zachwyciła się.
Ula uśmiechnęła się, przypominając sobie, jakie problemy były z podejściem Mistrza do nowej marki. Napotkała spojrzenie Marka, który również uśmiechał się na to wspomnienie. Helena jednak nie zrozumiała tej wymiany spojrzeń.
Tym razem odezwał się Krzysztof:
–Na razie większość recenzji było pozytywnych – jednak nie wiemy jeszcze, jak zostanie przyjęta za granicą.
-Właśnie – czy myśleliście o wyjeździe do Mediolanu? – klasnęła w dłonie Helena – wkrótce następny Fashion Week… To mogłaby być szansa dla nowej marki.
-Myśleliśmy o tym – odpowiedział Marek – i raczej pojadę z tej okazji do Mediolanu.
-Urszula pojedzie z tobą? – zainteresowała się Helena.
-Ktoś powinien zostać w firmie – wytłumaczyła Ula – a zresztą prawdę mówiąc nigdy nie byłam za granicą i taki wyjazd to byłaby dla mnie cała wyprawa – dodała ze śmiechem. Helena i Krzysztof patrzyli osłupiali.
-Nigdy? – wydusiła Helena.
Marek zrozumiał, że nadszedł czas na zmianę tematu.
-Chyba nie będziemy rozmawiać przy deserze o sprawach firmy – zawołał wesoło – już nie mogę się doczekać ciasta Uli!
Wniesiono deser. Okazało się, że pani Zosia również zrobiła szarlotkę, tylko że z kruszonką. Był smaczny, zwłaszcza z bitą śmietaną. Ula jednak do swojego dodawała więcej cynamonu, a mniej wanilii.
Gdy wyszła z łazienki w szarej sukience, jej tata wpatrywał się w ciasto leżące na stole kuchennym.
-Dla was też upiekłam, całą blachę…
Pan Józef podziękował, ale wyglądał na pogrążonego w myślach. Gdy dziewczyna wychodziła, dopiero się odezwał:
-Ula, nie przejmuj się tym wszystkim. Jeśli oni nie potraktują cię właściwie, to znaczy, że nie są ciebie warci.
Dotknęły ją te słowa, mimo że wypływały z troski o nią. Nie chciała jednak teraz dyskutować na ten temat z ojcem – zwłaszcza, że Marek miał za chwilę przyjechać, a ona wolała, by ją odebrał z ulicy i nie wchodził do domu…
Podczas jazdy Marek zajrzał pod folię, w którą opatulone było ciasto Uli:
-Przepysznie wygląda… Aż wolałbym się nim nie dzielić… Czy nie byłoby lepiej, gdybyśmy je zjedli razem nad Wisłą, a na deser poszli na zapiekanki? Wiem, że nie możemy – dodał, gdy zobaczył jej minę – tylko żartuję…
Ten żart jednak tylko wzmógł drżenie serca Uli. Czuła się jak przed maturą.
Rodzice Marka przyjęli ich salonie. Ula z drżącym uśmiechem wręczyła im ciasto. Ich miny wyrażały głębokie zaskoczenie i przez chwilę dziewczyna myślała, że popełniła błąd. Jednak po chwili Helena z przyjaznym uśmiechem odebrała od niej blachę.
-To bardzo miło z twojej strony, Urszulo – jeśli możemy zwracać się do ciebie po imieniu…
Ula zapewniła, że oczywiście będzie bardzo rada. Gdy wszyscy szli do jadalni, zastanawiała się, jak jej na razie idzie. Tak jak na egzaminie nigdy nie wiadomo, co oznacza uśmiech egzaminatora…
Marek delikatnie dotykał Uli przez cały czas, co dodawało jej otuchy, ale przy stole zostali usadzeni po naprzeciwległych stronach. Poczuła się niepewnie, choć zganiła się za bycie dziecinną. Chociaż dom też jej pewności nie dodawał… Ani podana zupa, pachnąca jak jedna z nalewek taty. Ani prowadzone rozmowy o ludziach, których nie znała. Dlatego też Helena postanowiła za wszelką cenę włączyć dziewczynę do rozmowy:
-Macie dużo pracy?- zagadnęła Ulę.
-Tak, oczywiście…. Jak zawsze – dodała szybko, by nie wspominać braku pomocy, spowodowanego nieobecnością rodzeństwa Febo. Czuła, że to nie byłby bezpieczny temat. Dlatego nie kontynuowała. Skupiła się na głównym daniu, które na szczęście wyglądało bardziej tradycyjnie.
Helena jednak nie zamierzała zrezygnować z owego tematu. Był dla niej wygodny, jako że trudno jej było wymyślić, o czym miałaby rozmawiać z tą Urszulą – a na razie nie wypadało poruszać z nią zbyt prywatnych tematów.
-Chyba teraz, gdy powstała nowa marka, pracy wam przybyło. Nic dziwnego, skoro to rewelacja. Pomysły Pschemko są jak zwykle genialne i wizjonerskie – zachwyciła się.
Ula uśmiechnęła się, przypominając sobie, jakie problemy były z podejściem Mistrza do nowej marki. Napotkała spojrzenie Marka, który również uśmiechał się na to wspomnienie. Helena jednak nie zrozumiała tej wymiany spojrzeń.
Tym razem odezwał się Krzysztof:
–Na razie większość recenzji było pozytywnych – jednak nie wiemy jeszcze, jak zostanie przyjęta za granicą.
-Właśnie – czy myśleliście o wyjeździe do Mediolanu? – klasnęła w dłonie Helena – wkrótce następny Fashion Week… To mogłaby być szansa dla nowej marki.
-Myśleliśmy o tym – odpowiedział Marek – i raczej pojadę z tej okazji do Mediolanu.
-Urszula pojedzie z tobą? – zainteresowała się Helena.
-Ktoś powinien zostać w firmie – wytłumaczyła Ula – a zresztą prawdę mówiąc nigdy nie byłam za granicą i taki wyjazd to byłaby dla mnie cała wyprawa – dodała ze śmiechem. Helena i Krzysztof patrzyli osłupiali.
-Nigdy? – wydusiła Helena.
Marek zrozumiał, że nadszedł czas na zmianę tematu.
-Chyba nie będziemy rozmawiać przy deserze o sprawach firmy – zawołał wesoło – już nie mogę się doczekać ciasta Uli!
Wniesiono deser. Okazało się, że pani Zosia również zrobiła szarlotkę, tylko że z kruszonką. Był smaczny, zwłaszcza z bitą śmietaną. Ula jednak do swojego dodawała więcej cynamonu, a mniej wanilii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz