Get your own Digital Clock

niedziela, 22 sierpnia 2010

Jedenasta część wersji "po zakończeniu" Marty2

Gdy wrócili do firmy, okazało się, że przez ten czas nagromadziło im się sporo pracy, dlatego spędzali wieczory do późna nad papierami. Zapowiadało się, że nowa marka przyjmie się wśród klientów, co naturalnie ich cieszyło. Natomiast pewne problemy wiązały się z nieobecnością rodzeństwa Febo. Nie znaczy to bynajmniej, że tęskniono za nimi – tylko że trzeba było w jakiś sposób przejąć ich obowiązki.
-A najgorsze, że nie wiemy dokładnie, kiedy wrócą – niepokoił się Marek – jako członkowie zarządu mają prawo do dowolnie długiego urlopu. Podczas którego nie możemy zatrudnić nikogo nowego na ich stanowiska.
-Największy problem jest z działem finansowym – narzekała Ula – przecież Adam również jest na tym szkoleniu, sponsorowanym przez Aleksa i wraca dopiero za miesiąc. A to on wykonywał tam większość pracy. Kiedy rozkręci się nowa marka, trudno się będzie wyrobić…
-Z drugiej strony, chyba aż tak bardzo ci nie pomagali. A jako nieobecni przynajmniej nie będą knuć- pocieszał Marek.
-To prawda – tylko dzięki twojej pomocy dałam radę… Tak – ciągnęła, gdy próbował protestować – naprawdę. Zawsze na ciebie mogłam liczyć – czy to jeśli chodzi o projekty, promocję czy prowiant w nagłych wypadkach…
-Czy to miała być jakaś subtelna aluzja? – zaśmiał się Marek, wstając – w takim razie ruszam coś upolować.
-Idę z tobą – zaofiarowała się natychmiast. Wszak powinni teraz zawsze polować razem …
Noc była przepiękna, co oboje podziwiali, gdy szli do swojej ulubionej budki z zapiekankami. Ula pomyślała, że siedzenie w biurze do późna ma swoje zalety i może nie będzie tak źle, nawet jeśli będą mieli więcej pracy.
-Jak dawno ich nie jadłem – zachwycał się Marek, wgryzając się w ser, grzyby i chrupiącą bułkę.
-Ja ostatnio jadłam te, które przyniosłeś, gdy zasnęłam na kanapie podczas naszej pracy – wyznała Ula – wybacz, że zjadłam obydwie, ale wyglądały tak apetycznie, nie mogłam się powstrzymać…
-Ty też wyglądałaś apetycznie, a ja się powstrzymałem – zażartował Marek.
-Na pewno nie bardziej niż dwie zapiekanki, nawet zimne…
-Mówiąc poważnie, to wyglądałaś cudownie. Jak Śpiąca Królewna. Mogłem się na ciebie patrzeć całą wieczność…
-Wolałabym, żebyś mnie obudził, zamiast na mnie patrzeć…- szepnęła Ula. Marek nachylił się ku niej i pocałował ją.
A następnie ugryzł spory kęs jej zapiekanki.
-No co – powiedział, gdy spojrzała na niego osłupiała – chyba mi się należy jakaś rekompensata za te dwie zapiekanki?
Spokojnie dokończył jej zapiekankę, podczas gdy jej zaskoczenie minęło i chciało jej się śmiać.
-Mam w sobie teraz tyle energii po zapiekankach, że mógłbym przenosić góry – zawołał Marek i porwał Ulę na ręce.
-Jeśli mnie za górę uważasz, to może lepiej, że nie pozwoliłeś mi zjeść do końca tej zapiekanki… – zauważyła Ula, gdy tak ją niósł przez ulicę.
-Ależ skąd – moja królewna jest lekka jak piórko…
-Marek! – usłyszeli. Zobaczyli zatrzymujący się samochód i ojca Marka wystawiającego głowę z okna. Marek z Ulą na rękach podeszli bliżej.
-Podwieźć was gdzieś? – zaproponował Krzysztof. Zawstydzona dziewczyna zsunęła się z ramion Marka.
-Dziękujemy, ale pracujemy i wyszliśmy tylko, aby coś zjeść – wyjaśnił Marek.
-W takim razie zawieziemy was do firmy – zadecydował Krzysztof i otworzył drzwi z drugiej strony. Marek jako prawdziwy dżentelmen usiadł , pozostawiając Uli miejsce obok Heleny. Dziewczyna przez chwilę czuła żal, że to zrobił… Ale w końcu rodzice Marka wiedzieli o nich i pozwolili im razem wyjechać do domku nad morzem… Nie było się czego obawiać, mimo że jeszcze dobrze nie znała pani Heleny – pana Krzysztofa zaś tylko służbowo…
-Macie dużo pracy? – zagadnęła Helena.
-Oj, tak – odpowiedział Marek, zanim Ula zebrała się, by coś powiedzieć – wiesz, jak to jest…
-Dojechaliśmy – rzekł Krzysztof, patrząc przez okno – widok firmy w nocy przynosi wiele wspomnień…
Marek wyskoczył pierwszy i otworzył Uli drzwi.
-Masz sos pomidorowy na twarzy, synku – powiedziała Helena. Po chwili dodała – Może przyjdziecie do nas w niedzielę na obiad.
-Doskonały pomysł – poparł Krzysztof. Marek spojrzał na Ulę, która widząc, że oczekuje się od niej odpowiedzi, skinęła głową.
Gdy odjechali, Ula popatrzyła na Marka.
-Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci to zaproszenie – powiedziała niepewnie.
-To nie było zaproszenie, tylko oficjalne wezwanie – wyjaśnił Marek – wkrótce sama zobaczysz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz