Get your own Digital Clock

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Szósta część wersji "po zakończeniu" Marty2

Ula oderwała wzrok od pięknego widoku za oknem i skupiła się na tym, co można było dostrzec w szybie. Było to jeszcze piękniejsze od panoramy miasta w rozświetlonej ciemności – ona i Marek wreszcie razem, tak blisko siebie… Jej głowa oparta na jego policzku, ona czuła na swoim jego oddech… Jednak pragnęła być jeszcze bliżej niego… by ukoić całkowicie tęsknotę, którą obydwoje czuli przez tak długi czas. Dlatego odchyliła głowę, muskając włosami jego policzek i zbliżyła swoje usta do jego, nieświadomie budząc w nim od pewnego czasu przygasłe reakcje na bliskość kobiety.
Impulsywnie przywarł do jej warg, gwałtownie pozbawiając ją oddechu. Łapczywie całował ją, z każdą chwilą czując w żyłach większe szaleństwo. Moment wcześniej ledwo jej dotykał z ostrożną delikatnością, zaś teraz przyciskał ją z całej siły, którą wzmagała jeszcze wygłodzona namiętność… Ula się jej poddała.
Jednak poczuł, że musi się opanować, że nie wolno mu się tak spieszyć… To przecież Ula, jego Ula… nie jakaś tam kobieta… Dopiero co się pogodzili i to między nimi było jeszcze tak kruche… Nie wolno mu jej przestraszyć ani obrazić… Dlatego z czułością ucałował jej czoło oraz policzki, rozluźniając uścisk. Wyglądała cudownie, gdy zarumieniona i rozpromieniona patrzyła na niego ze szczęściem w oczach, szczęściem, które nie musiało być wyrażone w słowach.
-Obiecałem ci spóźnioną kolację i dotrzymam słowa.
Wyciągnął ze swojego bagażu sok i paczkę ciastek. Usiedli na podłodze, przy wspólnie ułożonym sercu, by je zjeść. Ula z zakłopotaniem uświadomiła sobie, że nadal ma na sobie strój, który nosiła na pokazie. Co myśleli sobie ludzie, którzy ich widzieli, ją w tej sukni ślubnej? Zwłaszcza ten nieszczęsny przechodzień, któremu wyrwała kartę telefoniczną? Myślała o tym lekko zawstydzona, ale i rozbawiona. Nie mogła żałować tego szaleństwa, które stało się znakiem jej miłości i przywiodło ją do ogromnego szczęścia, jakie teraz doznawała.
-Pshemko już nigdy nie pozwoli mi założyć żadnej ze swoich sukien- zaśmiała się, patrząc na odznaczające się na bieli wyraźne ślady jej dzisiejszych przeżyć.
-Może nie jest to szczególnie praktyczne ubranie, zwłaszcza na wycieczki nad Wisłę…- przyznał Marek- Jednak cieszę się, że właśnie ją miałaś dzisiaj na sobie. Kiedy ciebie w niej zobaczyłem, to było jak znak… Może to zabrzmi głupio i sentymentalnie, ale wyglądałaś jak moja panna młoda, którą zesłało mi niebo…
Ula zarumieniła się szczęśliwa na te słowa, które dla niej wcale nie zabrzmiały głupio ani sentymentalnie. Jak dobrze, że dała się jednak przekonać do prezentowania tej sukni… A jeszcze wczoraj uważała to za okrutny żart losu… że właśnie ona, dla której romantyczna strona życia się już skończyła, została wybrana w tym celu. Teraz była skłonna zgodzić się, że był to znak…
-Cieszę się, że ci się podobała- szepnęła- ale sądzę, że masz racje, że nie jest praktyczna i powinnam ją zmienić…
Marek zaprowadził ją do sypialni i tam zostawił, by mogła się przebrać. Wyjęła z torby swoje rzeczy i spróbowała zdjąć suknię. Jednak okazało się to niełatwe, mimo kilku prób. Przy ubieraniu asystowała jej grupa krawcowych przy minimalnym wkładzie z jej strony. Teraz też będzie jej potrzebna pomoc…
-Marek, czy mógłbyś przyjść i mi pomóc?
Nie zwlekał i zaraz ruszył spełnić jej prośbę. Jednak nie poszło mu tak łatwo – jego ręce na jej plecach drżały, choć przecież w swym życiu rozpiął tyle zamków i guzików. Bardzo starał się nie patrzeć na wyłaniające się z sukni szyję i kark, co dodatkowo nie ułatwiało mu zadania…
Nareszcie udało się! Lecz zamiast ją zostawić, Marek poddał się pragnieniu pieszczenia jej skóry, która wydawała mu się delikatniejsza od i gładsza od jedwabiu sukni. Ula obróciła się ku niemu, przytrzymując suknię na piersi. Jej zaskoczenie odczytał jako wyrzut i zląkł się, że ją zranił.
-Ula, uwierz mi… ja naprawdę nie po to ciebie tu przyprowadziłem…
Przegryzła wargę w napięciu. Chwilę nie wiedziała, co zrobić, aż wreszcie podpowiedziało jej serce.
-Wiem… Po to, by rozplątywać nieporozumienia, by mówić o tym, co nas łączy i by odbudować to, co się popsuło. Nie musisz tego tłumaczyć, bo ja czuję to samo. Ale skoro rozplątujemy i budujemy nowe ścieżki między nami, nic dziwnego, że pragniemy to czynić w różnych aspektach. I nie ma w tym nic niewłaściwego… Tak długo czekaliśmy na siebie- dodała czule.
Marek poczuł olbrzymią ulgę.
-Wiesz, że nie będę na nic nalegał…
-Wiem – i ja również –zapewniła poważnie – Niech się sprawy potoczą naturalnym biegiem.
I potoczyły się. Najnaturalniejszym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz