Get your own Digital Clock

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Czternasta część wersji "po zakończeniu" Marty2

Jako gościnni gospodarze Dobrzańscy dali pierwszeństwo ciastu zrobionemu przez gościa, ale ich zachwyty nad nim nie wypływały jedynie z kurtuazji. Ula żałowała, że wizyty nie można zaczynać od ciasta.
Po obiedzie wszyscy usiedli w ogrodzie, popijając herbatę lub soki owocowe. Ula zdobyła się na tyle pewności siebie, że głośno wyraziła podziw dla piękna ogrodu.
-Wy również macie ogród, o ile pamiętam – powiedział Krzysztof – choć prawdę mówiąc, niewiele z niego widziałem.
-A gdzie ty właściwie mieszkasz, Urszulo? – zainteresowała się Helena. Uznała bowiem, że teraz przyszedł już czas na podobne pytania.
-W Rysiowie, proszę pani. To małe miasteczko niedaleko Warszawy – dodała.
-I wciąż jeszcze mieszkasz ze swoją rodziną? – indagowała dalej Helena. Gdy Ula potwierdziła, Helena wyraziła zdziwienie, że jej siostrzyczka może być taka mała.
-To zapewne siostra przyrodnia?
Ula czuła rozbawienie pomieszane z irytacją, gdy zapewniała panią Dobrzańską, że ależ skąd. Z jednej strony cieszyło ją, że matka Marka się nią interesuje. Z drugiej jednakże – nigdy nie lubiła takich rozmów.
-Może jestem nazbyt ciekawska, Urszulo – usprawiedliwiała się Helena – ale zdziwiła mnie trochę ta różnica wieku między wami. Zwłaszcza, że twój brat też jest dorosły.
-Tak, Jasiek zdał maturę i dostał się na studia – na Turystykę i Rekreację na Akademii Górniczo-Hutniczej.
Marek zauważył, że Ulę męczą te pytania i po gratulacjach rodziców z powodu brata zaproponował, że pokaże jej ogród.
-Teraz, synu, zapraszam cię na partię bilarda – zaśmiał się Krzysztof – ogród może pokazać jej mama, zwłaszcza że ty nie odróżniłbyś goździków od słoneczników…
Panowie ruszyli do biblioteki, a panie oglądały kwiaty. Helena ścinała róże i układała je w bukiet.
-Uwielbiam kwiaty – westchnęła.
Ula patrzyła zachwycona. Ona również zawsze kochała kwiaty. Chciała o tym powiedzieć Helenie, ale obawiała się, że zostanie to uznane za próbę podlizania się… Chociaż skoro Helena zaczęła o tym mówić, to pewnie oczekuje jakiejś odpowiedzi… Gdy rozważała tą sprawę, pani Dobrzańska zmieniła temat:
-Wybacz, że tak zareagowaliśmy z Krzysztofem, kiedy powiedziałaś, że nigdy nie byłaś za granicą, ale nas to zdziwiło. Nie martw się jednak, przy Marku na pewno szybko nadrobisz zaległości. On zna wiele wspaniałych miejsc w całej Europie. Nie wiedzieć czemu wolał cię zabrać do domku na plaży.
-Pani Heleno, mnie się tam bardzo podobało. I chciałam Państwu gorąco podziękować za pozwolenie.
-Ależ absolutnie nie musisz – dobrze, że ktoś tam w końcu pojechał. To rzeczywiście ładne miejsce i czasem warto oderwać się od tłumów. Pschemko czasem je odwiedzał, gdy go napadał odpowiedni nastrój. Oczywiście nie można się do tego ograniczać – dodała – dlatego moim zdaniem powinnaś dać Mediolanowi szansę…
Ula spojrzała zdziwiona, gdy Helena ciągnęła:
-Rozumiem, że to miasto może ci się źle kojarzyć, ale lepiej byłoby o tym nie myśleć. To już przeszłość, to za wami.
Dopiero po chwili dziewczyna pojęła, o czym tamta mówi. Ale przecież ona wcale o tym nie myślała. Naprawdę. Spojrzała na balkon, na którym Marek oświadczał się Pauli. To przeszłość, która już była za nią… Teraz ona nie stała już pod balkonem – choć może jeszcze też nie była na tym balkonie…
Partia bilardu nie była zbyt ekscytująca, gdyż Marek był mało zaangażowany w grę. Co chwila wyglądał przez okno i patrzył w kierunku siedzących tam kobiet.
-Pilnujesz, czy mama nie robi Uli krzywdy? – roześmiał się Krzysztof. Poklepał syna z uczuciem po ramieniu i nie wyglądał wcale na rozczarowanego z powodu braku interesującej gry.
A potem już był czas na powrót. W samochodzie Ula wciąż zastanawiała się, czy powinna była podzielić się z Heleną tym, że ona też kocha kwiaty. Myślała również o tym, jak jej poszedł ów egzamin – kiedy będą wyniki i czy zasłużyła na poprawkę…

sobota, 28 sierpnia 2010

Trzynasta część wersji "po zakończeniu" Marty2

Ula skończyła polewać jabłecznik czekoladą. Wyglądał przepięknie… Teraz ona również musiała się dobrze prezentować.
Gdy wyszła z łazienki w szarej sukience, jej tata wpatrywał się w ciasto leżące na stole kuchennym.
-Dla was też upiekłam, całą blachę…
Pan Józef podziękował, ale wyglądał na pogrążonego w myślach. Gdy dziewczyna wychodziła, dopiero się odezwał:
-Ula, nie przejmuj się tym wszystkim. Jeśli oni nie potraktują cię właściwie, to znaczy, że nie są ciebie warci.
Dotknęły ją te słowa, mimo że wypływały z troski o nią. Nie chciała jednak teraz dyskutować na ten temat z ojcem – zwłaszcza, że Marek miał za chwilę przyjechać, a ona wolała, by ją odebrał z ulicy i nie wchodził do domu…
Podczas jazdy Marek zajrzał pod folię, w którą opatulone było ciasto Uli:
-Przepysznie wygląda… Aż wolałbym się nim nie dzielić… Czy nie byłoby lepiej, gdybyśmy je zjedli razem nad Wisłą, a na deser poszli na zapiekanki? Wiem, że nie możemy – dodał, gdy zobaczył jej minę – tylko żartuję…
Ten żart jednak tylko wzmógł drżenie serca Uli. Czuła się jak przed maturą.
Rodzice Marka przyjęli ich salonie. Ula z drżącym uśmiechem wręczyła im ciasto. Ich miny wyrażały głębokie zaskoczenie i przez chwilę dziewczyna myślała, że popełniła błąd. Jednak po chwili Helena z przyjaznym uśmiechem odebrała od niej blachę.
-To bardzo miło z twojej strony, Urszulo – jeśli możemy zwracać się do ciebie po imieniu…
Ula zapewniła, że oczywiście będzie bardzo rada. Gdy wszyscy szli do jadalni, zastanawiała się, jak jej na razie idzie. Tak jak na egzaminie nigdy nie wiadomo, co oznacza uśmiech egzaminatora…
Marek delikatnie dotykał Uli przez cały czas, co dodawało jej otuchy, ale przy stole zostali usadzeni po naprzeciwległych stronach. Poczuła się niepewnie, choć zganiła się za bycie dziecinną. Chociaż dom też jej pewności nie dodawał… Ani podana zupa, pachnąca jak jedna z nalewek taty. Ani prowadzone rozmowy o ludziach, których nie znała. Dlatego też Helena postanowiła za wszelką cenę włączyć dziewczynę do rozmowy:
-Macie dużo pracy?- zagadnęła Ulę.
-Tak, oczywiście…. Jak zawsze – dodała szybko, by nie wspominać braku pomocy, spowodowanego nieobecnością rodzeństwa Febo. Czuła, że to nie byłby bezpieczny temat. Dlatego nie kontynuowała. Skupiła się na głównym daniu, które na szczęście wyglądało bardziej tradycyjnie.
Helena jednak nie zamierzała zrezygnować z owego tematu. Był dla niej wygodny, jako że trudno jej było wymyślić, o czym miałaby rozmawiać z tą Urszulą – a na razie nie wypadało poruszać z nią zbyt prywatnych tematów.
-Chyba teraz, gdy powstała nowa marka, pracy wam przybyło. Nic dziwnego, skoro to rewelacja. Pomysły Pschemko są jak zwykle genialne i wizjonerskie – zachwyciła się.
Ula uśmiechnęła się, przypominając sobie, jakie problemy były z podejściem Mistrza do nowej marki. Napotkała spojrzenie Marka, który również uśmiechał się na to wspomnienie. Helena jednak nie zrozumiała tej wymiany spojrzeń.
Tym razem odezwał się Krzysztof:
–Na razie większość recenzji było pozytywnych – jednak nie wiemy jeszcze, jak zostanie przyjęta za granicą.
-Właśnie – czy myśleliście o wyjeździe do Mediolanu? – klasnęła w dłonie Helena – wkrótce następny Fashion Week… To mogłaby być szansa dla nowej marki.
-Myśleliśmy o tym – odpowiedział Marek – i raczej pojadę z tej okazji do Mediolanu.
-Urszula pojedzie z tobą? – zainteresowała się Helena.
-Ktoś powinien zostać w firmie – wytłumaczyła Ula – a zresztą prawdę mówiąc nigdy nie byłam za granicą i taki wyjazd to byłaby dla mnie cała wyprawa – dodała ze śmiechem. Helena i Krzysztof patrzyli osłupiali.
-Nigdy? – wydusiła Helena.
Marek zrozumiał, że nadszedł czas na zmianę tematu.
-Chyba nie będziemy rozmawiać przy deserze o sprawach firmy – zawołał wesoło – już nie mogę się doczekać ciasta Uli!
Wniesiono deser. Okazało się, że pani Zosia również zrobiła szarlotkę, tylko że z kruszonką. Był smaczny, zwłaszcza z bitą śmietaną. Ula jednak do swojego dodawała więcej cynamonu, a mniej wanilii.

środa, 25 sierpnia 2010

Analiza uczuć Marka i Uli cz.10 wg SWB

( od odc. 160)

Nadszedł dzień, którego, do niedawna Ula w ogóle nie brała pod uwagę, a teraz się go zwyczajnie boi – konkurs na dyrektora finansowego. Wie, co się stanie, z czym będzie musiała sobie poradzić, jeśli, niechcący, ten konkurs wygra. Widzi dumę ojca i Jaśka z awansu córki i siostry, zachwyt Maćka i dziewczyn, tylko ona jakoś nie potrafi się z tego cieszyć.
-Czym się martwisz? – pytają dziewczyny przy porannej kawie w bufecie.
-Co będzie potem.
-No, co będzie potem? Potem będzie kariera, zaszczyty, pieniądze…
„Kłamstwa, malwersacje, prokurator… „ – dopowiada Ula w myślach.
Dalsze rozważania snuje w łazience :” A może nie prokurator? Może da się znaleźć jakiś sposób, żeby wyjść z tego cało? Może niepotrzebnie panikuję?” Nikt, naturalnie, nie ma pojęcia, czym naprawdę zadręcza się Ula, tylko Ala ma jakieś przeczucia. Znajduje ją i wtedy okazuje się, że miała rację, chyba tylko nie sądziła, że jest aż tak źle.
-Ula, co to za panika? Co się dzieje?
-Boję się tego awansu.
-Ty? Przestań.
-No, bo z jednej strony bym chciała pomóc Markowi i.. A z drugiej, to wymaga… to może się po prostu okazać za trudne, no.
-Ale przecież trudności, to twoja specjalność. A, im trudniej, tym lepiej.
Ula widzi, że przyjaciółka nic nie rozumie, ale nie wie, jak jej powiedzieć prawdę. W końcu decyduje się i mówi wprost..
-Mamy złe wyniki. Bardzo złe. Naprawdę, żeby uratować Marka, żeby mu pomóc, musiałabym prowadzić kreatywną księgowość.
-To znaczy oszukiwać?
-Inaczej zarząd go odwoła.
-Nie możesz tego zrobić.
-Wiem.
-Ulka, jak zrobisz pierwszy krok będziesz musiała zrobić dalsze..
-Wiem, ale nie wiem, co robić?
-Wycofaj się z tego konkursu.
-A jak?
-Nie wiem – powiedz, że tego nie ogarniasz, że to jest zbyt odpowiedzialne…
-Ja obiecałam Markowi. Nie mogę tego zrobić. On tego nie zrozumie, przecież.
-To przegraj ten konkurs.
-Ala, ja nie mogę. Nie. Ja nigdy nie próbowałam niczego oblewać.
Wygląda na to, że sytuacja jest patowa. Właściwie, jedyną nadzieją jest przegrana w konkursie, jednak nie z powodu podłożenia się, ale dlatego, że lepszy okaże się Adam. Tylko, co wtedy z Markiem?
Aplauz na korytarzu przygotowuje jej Vola: „Przyszła pora, Cieplak na dyrektora”- wznosi okrzyki, czym zaskakuje, nie tylko zdenerwowaną Ulkę, ale także Paulę, która nie spodziewała się, że Kubasińska będzie jej kibicowała. Ula idzie do Marka. Chce wiedzieć, co się stanie, jeśli ona przegra.
-Ula, nawet nie biorę tego pod uwagę. Nie mów takich rzeczy. Jesteś najlepsza.
-A, jak przegram, to co?
-Ula…
-Marek, proszę cię, powiedz mi.
-No nie wiem, co by było. Koniec chyba, no bo co? Adam i tak zrobiłby wszystko, żeby udowodnić moją nieudolność, więc moje dni w tej firmie byłyby policzone. Ale, na szczęście się tym nie przejmuję, bo mam ciebie. Wiesz, że ratujesz mi życie?
Zastanawiałam się, jakiej odpowiedzi oczekiwała Ula i co innego mógł jej odpowiedzieć Marek, na tak postawione pytanie? W mojej ocenie, odpowiedź Marka była szczera, bo czyż nie taki właśnie byłby scenariusz dalszych wydarzeń? Dziewczyna także miała tego świadomość, więc… ? Czy ostatnie wersy jego wypowiedzi można odebrać, jako szantaż emocjonalny? Zimny i wyrachowany? Myślę, że to dość ryzykowne stwierdzenie i raczej na wyrost. Przyglądając się Dobrzańskiemu, wsłuch.ując w brzmienie jego głosu, optowałabym raczej za stwierdzeniem, że widząc lęk i zdenerwowanie, chciał jej dodać otuchy, zapewnić, że w nią wierzy, przekonać o mądrości, o tym, że intelektem na pewno przewyższa Adama, więc o wynik konkursu może być spokojna. Zaryzykowałabym też hipotezę, że Marek, owszem, zdawał sobie sprawę, czym była dla Uli zgoda na wzięcie udziału w konkursie, ale miał prawo przypuszczać, że skoro podjęła taką decyzję, niejako pogodziła się też z ewentualnymi jej konsekwencjami i o jej rozterkach, w momencie, kiedy stała przed nim, mógł nie mieć pojęcia.
Pomyślałam jeszcze o czymś. Przypomnijmy sobie scenę, kiedy Ula przyszła do niego i powiedziała, że weźmie udział w konkursie, bo go kocha i spróbujmy wyobrazić sobie, jak zareagowałaby Ula, gdyby on powiedział wtedy, że nie zgadza się na to, że już pogodził się z jej wcześniejszą odmową i zaakceptował ją. Przyglądając się wszystkim wcześniejszym zachowaniom Ulki w podobnych sytuacjach (zwłaszcza drugi kredyt), jestem niemal pewna, że przekonywałaby go do swojej decyzji, aż do uzyskania zgody. Spróbujmy tez wyobrazić sobie, że na pytanie :”A jak przegram, to co?” Marek odpowiada, że co prawda jego dni w firmie są wtedy policzone (w końcu taka prawda), ale ona nie powinna się tym przejmować, bo znajdzie się ktoś, kto lepiej będzie nią zarządzał. Myślę, że to właśnie byłaby spektakularna zagrywka, nosząca znamiona szantażu emocjonalnego.
Pozostawiam ten przydługi wywód, bo… właśnie rozpoczął się konkurs. Marek, przez szybę przygląda się zmaganiom Ulki i Adama. Z całą pewnością nie jest wyluzowany. Pytanie, jakie niedawno zadała mu Ula, zapewne czai się gdzieś z z tyłu głowy. Podobnie, jak następne – dlaczego je zadała? Czyżby chciała się podłożyć i odpaść? Na tych rozmyślaniach zastaje go Seba.
-Co jest? Martwisz się o nią? Da sobie radę. Mimo wszystko, to bystra dziewczyna. Zakasuje Adama w pięć minut.
-O ile będzie chciała.
-A co? Stało się coś?
-Nie wiem. Mam nadzieję, że nic.
Tymczasem, w konferencyjnej, Krzysztof wsłuch.uje się w wypowiedzi obojga kandydatów. Jest wyraźnie zadowolony z ich wiedzy. Adam jest przekonany o swojej wyższości nad Ulą i odpowiadając na pytanie, co kandydaci chcieliby usprawnić, czy zmienić na stanowisku, o które się starają, wpada w patetyczny ton. Zachwyca się dotychczasową współpracą z Aleksem i tym, czego się od niego nauczył, przypomina chwile, kiedy Krzysztof przyjmował go do pracy i dał mu szansę zaistnieć.
„Teraz powinny wejść skrzypce, albo harfa” – konkluduje w myślach Ula.
-Ta firma jest dla mnie wszystkim. To jest mój dom – „A teraz dzwony”- uzupełnia Ulka.
-A pani, pani, pani Urszulo? Dlaczego chce pani zostać dyrektorem finansowym?
Co odpowiedzieć na takie pytanie, bo przecież nie prawdę? Ula odwraca się i widzi za szybą Marka. To jest jej odpowiedź, choć nie wiem, czy Krzysztof to zauważył….
Przesłuchanie skończone. Ula wychodzi i w drzwiach dopada ją Marek. Jest niespokojny i żywotnie zainteresowany przebiegiem rozmowy oraz tym, jak sobie poradziła z odpowiedziami. Cieplakówna nie rozwodzi się zbytnio nad wydarzeniami sprzed kilku chwil, co potęguje napięcie u prezesa. Uwalnia Ulę od zniecierpliwionej oczekiwaniem na werdykt Violi i zabiera ją z korytarza w nadziei, że w rozmowie w cztery oczy być może usłyszy jakieś szczegóły.
W konferencyjnej zbierają się : Krzysztof, Aleks, Marek, Ula i Adam. Krzysztof zabiera głos. Na twarzach pozostałych maluje się zaciekawienie i napięcie.
-Zostałem poproszony o rozstrzygnięcie konkursu na dyrektora finansowego, aby zapewnić bezstronność wyboru. I, co równie ważne, aby Aleksa zastąpił możliwie najlepszy fachowiec. ( Adam z Aleksem wymieniają porozumiewawcze spojrzenia, bo przecież nie mają wątpliwości, że tym „najlepszym fachowcem” może być tylko Adam.) Muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem profesjonalizmu obojga kandydatów. Pani Urszulo, będę szczery. Nie spodziewałem się, że osoba tak młoda, można powiedzieć, świeżo po studiach, może prezentować tak szeroką wiedzę i dojrzałe poglądy. Myślę, że przed panią długa i wspaniała kariera. Może nawet zostanie pani prezesem, ale na razie musi się pani zadowolić stanowiskiem dyrektora finansowego.
-Słucham?
-To pani zastąpi Aleksa. Gratuluję.
Ula jest bardziej niż zdziwiona. Marek – zaskoczony, zadowolony, szczęśliwy. Rzec by można – nic dziwnego. Przecież dostał to, czego chciał. Znowu się udało, znowu się powiodło. I to na pewno jest prawda, ale nieśmiało zapytam – czy jedyna? Może zarzucicie mi dostrzeganie w Marku tego, czego w nim nie ma. Może istotnie wynika to z mojego postrzegania świata i ludzi, a może z naiwności, jednak ja widzę jego zadowolenie nie tylko z tego, że pojawiła się realna szansa wybronienia własnego tyłka,ale także radość z tego, że Ula wygrała – że została doceniona jej wiedza, profesjonalizm i to przez tak wytrawnego znawcę tematu, jak jego własny ojciec. Cieszy go, że nie pomylił się, typując Cieplakównę, choć ta propozycja przecież została przyjęta z dezaprobatą, żeby nie powiedzieć – z ironią.
Nominacja Ulki spotyka się z wielkim zadowoleniem i radością także u dziewczyn. Czekają na nią pod drzwiami, a kiedy wychodzi z Markiem, składają gratulacje, obdarowują kwiatami, zabierają na kawę do bufetu.
Kiedy tylko pojawia się u siebie, Marek zabiera ją stamtąd.
-Marek, gdzie ty mnie ciągniesz?
-To niespodzianka.
-Ale ja chyba wolałabym wiedzieć.
-Ula, w szkole, to ty chyba byłaś „popsuj zabawę”?
-Nie. Tak się składa, że wręcz przeciwnie – byłam obiektem niezłej zabawy.
-Zamknij oczy.
-Ja nie chcę…
-Ula, to przynajmniej nie marudź. Chodź.
Nieoczekiwanie na korytarzu pojawia się Paulina.
-Marek, mogę cię prosić na chwilę?
Ula próbuje się wycofać, ale Dobrzański ją zatrzymuje.
-Nie, nie. Spokojnie. To zajmie tylko chwileczkę, więc…
Paula jeszcze tylko składa nowej pani dyrektor gratulacje i nie zapomina dodać, że ponieważ to Krzysztof decydował, uznaje jego wybór za wiarygodny i oczekuje, że Ula godnie zastąpi Aleksa. Po czym odchodzi z Markiem na bok.
-Kochanie, nie planuj niczego na wieczór. Dawno nie mieliśmy…
-Nie, nie Paula. Przykro mi, ale wszystkie najbliższe wieczory mam totalnie zajęte.. Nie, no nie patrz tak na mnie. Zarząd coraz bliżej, a czasu coraz mniej, a pracy – uwierz mi- jeszcze sporo. Przykro mi.
Myślę, że taka odpowiedź Marka zasługuje na uwagę. Nawet nie daje narzeczonej skończyć zdania, tylko od razu wpada jej w słowo. Wiadomo przecież, że nie chodzi o nadmiar pracy. Nawet Paulina to wie. Tak na pewno nie zachowuje się kochający mężczyzna, który za chwilę ma wziąć ślub. On się izoluje, ucieka, ale przecież nie gdziekolwiek. Każda wolną chwilę rezerwuje dla Uli. Wieczory także. Nie na wypady z Sebą do klubu, ale na spotkania z nią. Dlaczego? Bo mają pisać raport? Nonsens – jeszcze niczego z nią w tym temacie nie uzgadniał, a poza tym, to Ula ma go pisać, a on jedynie zapoznać się z końcowym efektem. Powiedzmy, że jeszcze uzgodnić jakieś detale, ale to wszystko. Już od pewnego czasu, zdecydowanie woli przebywać w towarzystwie Cieplakówny, niż Pauli. Chce z nią być jak najdłużej , jak najczęściej i jak najbliżej. Nie zastanawia się, dlaczego. Po prostu ,taką ma potrzebę, ciągnie go do niej.
Po krótkiej wymianie zdań z Paulą, prowadzi Ulę do gabinetu Aleksa, który od tej chwili ma być jej miejscem pracy. Pierwsza zabawna historia ma miejsce już przed drzwiami, kiedy zmieszana Dorota zwraca się do Uli „pani dyrektor”, proponuje kawę… Ula też z trudem odnajduje się w nowej roli, ale przypomina Dorocie, że były na „ty” i dodaje, że kawę też potrafi sama zrobić. Przy posągowym i chimerycznym Aleksie, Ula jawi się jej pewnie niczym anioł. Pierwsze lody przełamane. Marek wprowadza ją do gabinetu i obiecuje tak go zmodyfikować, żeby Ula czuła się w nim dobrze. Nagle drzwi otwierają się i wkracza Viola.
-Pani dyrektor wzywała?
-Pan prezes wzywał. Viola, słuchaj, trzeba jakoś rozweselić gabinet Uli. Nie wiem, może jakieś rododendrony, tak? Coś takiego (… ) No i niech przyniosą ten komputer, ok?
Na biurku pozostała fotografia Pauliny. Ula bierze ją do ręki i chyba nie bardzo wie, co z nią zrobić. Dobrzański zauważa to i szybko odbiera jej zdjęcie. Wie, że to dla niej na pewno mało komfortowy moment.
-To pewnie zapomniał. Ja wezmę.
Pomysłowość Violetty w urządzeniu gabinetu przerasta chyba ich oboje. Kubasińska jest świeżo upieczoną adeptką internetowego kursu „feng – szuja” i zdobytą wiedzę koniecznie chce teraz zastosować. Zarówno Ula, jak Marek nie nadążają za jej koncepcjami, które zmienia co chwilę. W końcu Marek ma dość i wysyła ją po wspomniany wcześniej komputer. Ula czuje się nieswojo, niepewnie, w miejscu, gdzie do tej pory urzędował Aleks.
-Marek, a może ja jednak zostanę tam, gdzie byłam, bo tu jest dziwnie.
-Ula, daj spokój. Masz teraz poważne stanowisko. Nie możesz siedzieć w sekretariacie. Proszę cię…
-Proszę…
-Pomyśl, jak to będzie wyglądało. Będziesz miała ważne spotkania, rozmowy, o których nikt, tak naprawdę nie powinien wiedzieć… To na razie spokojnie się rozpakuj.
Marek, wychodząc z gabinetu, w drzwiach mija się z Alą.
-Pani dyrektor…
-Nie żartuj, błagam cię.
-No i co teraz będzie? Nowa Ula?
-No… chyba tak.
-Oby nie.
-Słuchaj, naprawdę wcale się nie starałam i nie mam pojęcia, dlaczego Krzysztof mnie wybrał. Nie wiem.
-Ale nie musisz mi się tłumaczyć.
-Bo, po prostu, nie potrafię się podłożyć, wiesz? Jak ktoś zadaje mi pytanie, to ja odpowiadam.
-Ula, proszę cię, spokojnie. Ja przyszłam ci pogratulować i dać to na szczęście. Wymyślisz coś, prawda? Żeby nie fałszować tego raportu.
Ula wie, że Ala ma rację – powinna coś wymyślić, tylko co? Emocje dzisiejszego dnia wykończyły ją. Z rozmyślań wyrywa ją dzwonek telefonu – to Dorota pyta, czy przynieść jej kawę, czy herbatę? Nie ma ochoty ani na jedno, ani na drugie. Ledwie odkłada słuchawkę, telefon dzwoni ponownie. Ula, przekonana, że to znowu sekretarka, mówi:
-Ale ja naprawdę dziękuję.
-Ale za co? – pyta… Marek. – Marek Dobrzański z tej strony. Czy rozmawiam z panią dyrektor Cieplak?
-Chyba…
-Chyba?
-Panie prezesie, a czy to jest coś ważnego, bo właśnie przeżywam kryzys tożsamości?
-Jak sobie pani wszystko poukłada ładnie na swoim biurku, jak na przykład papiery i wszystkie długopisy, to jestem pewny, że pani przejdzie.
-Myśli pan?
-Proszę mi zaufać. Jestem przekonany, że wkrótce spodoba się pani nowa tożsamość.
-Nooo nie wiem.
-Ula, wszystko dobrze?
-Tak, tak – jak najbardziej.
-No, w takim razie, mam nadzieję, że uczcimy twój sukces?
-Dzisiaj?
-No, po pracy. Co ty na to?
-No nie wiem. Jestem bardzo zmęczona. No i tata siedzi w domu i czeka z zaciśniętymi kciukami, wiesz….
-A, jasne, rozumiem. Czyli dzisiaj świętowanie z rodziną, zasłużony odpoczynek. No to kiedy?
-Co, kiedy?
-Kiedy się spotkamy?
-No nie wiem. Teraz pewnie będę bardzo zajęta, więc trzeba będzie się umawiać z wyprzedzeniem.
-No to dlatego umawiam się z wyprzedzeniem. Pozwoli pani, że zapiszę sobie termin naszego spotkania w kalendarzu, żeby mnie później pani nie mogła wykpić. No to kiedy?

Mam wrażenie, że ta niewinna, trochę zabawna rozmowa jest takim dość widocznym początkiem zmian w relacjach między Ulą i Markiem. Do tej pory, najczęściej ona szukała pretekstów do spędzenia z nim, choćby paru chwil poza pracą. Teraz on zaczyna przejmować inicjatywę i wydaje mi się, że jest mu nawet trochę smutno, z tego powodu, że Ula nie może mu poświęcić tego wieczoru. Rozumie to, ale widać, że chciałby, żeby było inaczej. Czy może chodzić tylko o tani gest, za którym kryje się ten nieszczęsny raport? Wiem, że niektórzy na pewno będą tak uważali, ale ja tego tak nie widzę. Już sam, trochę niekonwencjonalny sposób, prowadzenia tej rozmowy wskazuje na to, że on autentycznie cieszy się z jej sukcesu i, na pewno nie tylko dlatego, że dzięki temu może nadal próbować przeforsować swój plan związany z raportem. Gdyby tylko o to chodziło, wystarczyłyby przecież normalne gratulacje, bo to, co chciał osiągnąć już się stało, a reszta jest tylko formalnością (no prawie, ale nie wymaga przecież jakichś nadzwyczajnych zabiegów). Od początku wiadomym było, również dla Uli, co oznacza w tym momencie objęcie tego stanowiska i ona się na to zgodziła. Nie bez oporów i moralnych dylematów, to prawda, ale…

Tymczasem, zapłakana Paulę znajduje w łazience Violetta. Wcześniejsza rozmowa z Markiem, znowu obudziła jej podejrzenia,a w zasadzie przekonanie, o romansie narzeczonego.
-Marek jednak kogoś ma.
-Co ty? Marek? Ma najwyżej pracę i… Brzydulę na boku.
-Violetta, nie zwiedzie mnie już Brzydulą. Masę razy to przerabiałam – nie mogę, nie mam czasu, jestem zajęty. Ciekawa jestem tylko, kto to jest?
Dzięki słusznym, skądinąd, podejrzeniom Pauliny, Viola załapuje się na kolejną „misję” – ma pilnować Marka non stop. Korzystając z tego, że Ula awansowała, ma mieć pod ścisłą kontrolą wszystko – od terminarza spotkań, po rozmowy telefoniczne.

Poranek, po ciężkim minionym dniu, wcale nie jest łatwiejszy. Józef, z jednej strony cieszy się sukcesem córki, z drugiej, jednak zadręcza się Jaśkiem, który wyprowadził się z domu. Jest przekonany, że jeśli ktokolwiek jeszcze może mu przemówić do rozumu, to jest to tylko Ula.
-Ty, Ula, zawsze byłaś rozsądna.
„Taka rozsądna, że dałam się wpuścić we własny gabinet i cały ten kram” – Ula nadal bije się z myślami, jak rozwiązać problem, w który sama się wpakowała.
W pracy – uroczyste powitanie nowej pani dyrektor przez Dorotę i Adama, który, przy okazji, próbuje się wkupić w jej łaski, obgadując Aleksa. Nie zapomina również, trochę na marginesie, wspomnieć o konsekwencjach niewygranego konkursu, tzn. gigantycznym kredycie, który wziął będąc pewnym zwycięstwa, a teraz nie będzie miał go z czego spłacać.
-Możesz być spokojny. Nie zamierzam cię zwalniać.
Adam nie może uwierzyć w to, co usłyszał. Przecież był pewien, że przychodzi tylko odebrać zwolnienie. Jest wzruszony i wdzięczny.
Ula idzie do Marka.
-Można?
-Jasne, jasne. Wejdź.
Dobrzański wstaje pospiesznie, zamyka żaluzje, żeby nikt z korytarza nie mógł ich zobaczyć, po czym obejmuje wpół stojącą przy biurku Ulę i całuje ją. Nie jest to, bynajmniej, przyjacielski pocałunek, więc jaki? Judaszowski? Czy rzeczywiście kryją się za nim tylko jego własne, spektakularne interesy? Czy jest w nim wyrachowanie i cynizm? Wydaje mi się, że taka ocena byłaby nie do końca dla niego sprawiedliwa. Jest wielce prawdopodobne, że światełko z napisem „raport” pali się gdzieś tam w jego głowie, ale w całej tej scence, w jego geście, spojrzeniu jest coś, co może wbrew niemu samemu, wskazuje na to, że chodzi tu o coś zgoła innego. O nią samą, o Ulę i jego coraz większą słabość do niej.
Ula jednak, tym razem nie czułości ma w głowie i delikatnie wymyka się z jego objęć. Trochę go to peszy i nadrabiając miną zaczyna rozmowę.
-Jak pierwszy dzień na nowym stanowisku?
-Dziwnie. Kwiaty, uśmiechy, kawa…
-No, spokojnie. Przyzwyczaisz się.
-No, wątpię. A już na pewno nie do fałszu.
-Ula, wszyscy tutaj bardzo dobrze ciebie znają, a reszta dołączy do nich, jak zobaczy, jaką super szefową jesteś.
-No, mam nadzieję, ale to nie jest problem, bo tak naprawdę przyszłam tutaj, żeby… porozmawiać o raporcie.
Miły nastrój pryska. Marek poważnieje.
-Wiesz, jaka jest sytuacja? – pyta.
-Tak, kiepska.
-I wiesz, czego oczekuje zarząd, nie?
-Prawdy.
-Dobrych wyników.
-Dobre wyniki będą. Za pół roku.
-I myślisz, że zarząd będzie tyle na nie czekał?
-Ja myślę, że Paulina i twoi rodzice na pewno zrozumieją, że potrzebujemy czasu. Przecież jest kryzys.
-Tak, tylko pozostaje nam jeszcze Aleks.
-Aleksa może przekonać twój ojciec.
-Ale tego nie zrobi. Znasz go, tak? Wszystko według reguł. On tylko czeka, żeby mnie stąd wyrzucić. Nie odpuści sobie tego.
Ta rozmowa jest bardzo emocjonalna. Oboje są zdenerwowani, mówią podniesionym głosem.
-Marek, ja wiem, że to jest ryzykowne, ale przynajmniej uczciwe.
-Dobrze, dobrze. W takim razie wylecę stąd, ale uczciwie.
-Marek, proszę cię, no. Chociaż spróbujmy. Pozwól mi napisać ten raport po mojemu.
Dobrzański nie wie, co powiedzieć. W zasadzie, milczenie jest wyrażeniem zgody.
Słowa wypowiedziane przez Marka mogą potwierdzać teorię, że cały czas chodziło mu wyłącznie o własne interesy, więc i tym razem nie było inaczej. Mogą, ale czy muszą? Czy tylko o to chodzi? Czy tak jest na pewno?
Mam wrażenie, że Marek od początku jest przekonany, że jego pozycję w firmie może utrzymać tylko fałszywy raport, gdzie wszystko będzie jasno i przekonująco napisane. Zna Aleksa i jego zakusy na prezesurę. Zna też swojego ojca, który nie raz już punktował jego niepowodzenia, nawet jeśli nie były one wyłącznie jego winą. Wie także, jak wielki wpływ na zdanie Krzysztofa potrafi mieć Aleks, któremu ten wierzy bardziej, niż własnemu synowi. Z tego powodu uważa, że wiara Uli w to, że rodzice zrozumieją przejściowe kłopoty firmy (nawet jeśli spowodowane są kryzysem) i jeszcze przekonają do tego Aleksa, jest marzeniem ściętej głowy. Sądził, że Ula też to zrozumiała i temat uważał, niejako, za zamknięty, a teraz chciał się zająć… nią, ich prywatnymi relacjami. Tymczasem właśnie okazało się, że to, co dla niego jest oczywiste, dla niej wcale takie nie jest. Ona ma jakieś inne pomysły. Zaskoczyła go prośbą :”pozwól mi napisać ten raport po mojemu”. Nie wie, co to oznacza, bo wydawało mu się, że nie ma żadnego innego sposobu. Nie chce stawiać sprawy na ostrzu noża. Milczy.
„Ja przekonam Marka, Marek przekona Krzysztofa, Krzysztof przekona Aleksa – na pewno nam się uda. Przecież nie przejęłam gabinetu Aleksa, żeby przejmować jego metody” – optymistycznie rozpatruje całą sytuację Ula, siedząc w swoim gabinecie, kiedy pojawia się Jasiek z Magdą.
A Marek? Marek idzie do Seby. Chce odreagować rozmowę z Ulą.
-Seba, nie wyskoczyłbyś na squasha?
-Jak to? Teraz?
-No tak. Wiesz co, muszę wyjść z firmy, bo zwariuję zaraz.
-Co się stało?
-W tym sęk, że właśnie nic się nie stało.
Powstaje pytanie – jeśli Markowi chodziło wyłącznie o to, żeby Ula napisała raport, zgodny z jego oczekiwaniami, to dlaczego nie powiedział kumplowi o rozmowie z nią i tym, że ona jednak nie bardzo chce to zrobić? I, że to właśnie jest powodem jego zdenerwowania? Sebastian przecież jest doskonale zorientowany w sprawie raportu, więc na pewno by go zrozumiał, a może jeszcze podrzucił jakiś pomysł, jak przekonać Ulkę. Od jakiegoś czasu, to właśnie swoje zwiększone zainteresowanie Ulką ukrywał przed przyjacielem, a nie sprawy firmowe.
-A ty co? Jakiś zadowolony jesteś?
-Noo. Wiosna jest. Dziewczyny zakładają krótkie spódniczki. Wszystko budzi się do życia.
-Nie zauważyłem.
-Ooo. No to ty naprawdę powinieneś stąd wyjść.
Nie zauważył? Marek? No właśnie – przecież chyba nie dlatego, że to sprawy F&D tak nagle przesłoniły mu świat? Nie mówiąc o tym, że poczuł nieoczekiwanie przypływ uczuć do Pauliny. Więc, o co chodzi…?
Jeszcze przed pojawieniem się Marka, Seba przeglądał jakiś kolorowy folder i w zasadzie, w czasie całej rozmowy zerkał do niego. Teraz zwróciło to uwagę Dobrzańskiego – wyjmuje mu go z rąk.
-Co to jest?
-Ośrodek taki, niedaleko Poznania. Wiesz… te… masaże, odnowa… takie różne. Tak pomyślałem sobie, że może kogoś by tam zabrać?
-Kogoś?
-No wiesz, jakąś pannę.
-Noo…
-Na przykład pomyślałem, że Violettę. Chyba by jej się spodobało, nie?
-Na pewno tak – odpowiada Marek, ale widać, że już myśli o czymś innym.
-Tak się zastanawiałem, że może spróbować z nią jakiegoś nowego otwarcia?
Marek, jakby trochę nieobecny, myśli nad czymś intensywnie. Ma plan?
-A ty co, też myślisz o jakimś nowym otwarciu?
-Może… tak.
-Kto to jest? Znam ją?
Marek przez chwilę zastanawia się nad odpowiedzią:
-To jest wyjątkowa dziewczyna.
-Nie, to nie znam. Ale czekaj, co z tym squashem?
-Innym razem, ok?
Dobrzański zabiera folder i wychodzi.
Jeśli Marek zamierza zabrać do SPA Ulę (a wiemy, że tak) i jeśli chodzi mu tylko o to, żeby przekonać ją w ten sposób do napisania raportu wg jego pomysłu, to dlaczego był tak tajemniczy wobec kumpla? Przecież mógł się spodziewać, że jeśli dobrze uargumentuje swój pomysł, to Seba tylko temu przyklaśnie. Tymczasem on zupełnie się z tym nie zdradza i myślę, że robi to z konkretnego powodu – nie potrafi nazwać tego, dlaczego chce tam jechać właśnie z nią, więc nie potrafi tego również racjonalnie wytłumaczyć przyjacielowi. Mówi o nowym otwarciu z wyjątkową dziewczyną, której chciałby ten wyjazd zaproponować. Sprawia wrażenie, że wie, co mówi i o czym mówi. Po co wspominałby Sebie o tym, gdyby chodziło tylko o cyniczne załatwienie partykularnych interesów? Kogo, jak kogo, ale jego, z którym niejedną wódkę wypił, niejedną dziewczynę poderwał, który doskonale znał te jego słabości i zawsze go krył w dodatku, nie musiałby przecież okłamywać. Miał więc powód, żeby to zrobić. Jaki…?

Ula, w pracowni Pshemko rozmawia z Izą, kiedy dzwoni Marek i prosi, żeby przyszła. Przed jej pojawieniem się, Dobrzański przegląda folder, ale chowa go, kiedy Ula wchodzi.
-Marek, coś się stało?
-Tak, tak. Słuchaj… mam propozycję nie do odrzucenia. Jutro jadę do szwalni w sprawie oszczędności. Mam kilka spotkań i tak sobie pomyślałem, że… może byś ze mną pojechała? – Chwila zawahania może wskazywać na to na to, że chyba jednak trochę bał się jej odmowy. Ula jest zaskoczona kuszącą propozycją, ale też nie wie, czy powinna ją przyjąć.
-Wiesz, chyba nie powinnam, bo muszę jakoś zorganizować dział.
-Tak, ale dwa dni działu nie zbawią.
-Dwa dni?
-Uhm. No wiesz, po drodze jest bardzo fajny taki hotel ze SPA. Moglibyśmy się tam zatrzymać. No w końcu obiecałem, że gdzieś ciebie zabiorę po konkursie.- głos Marka brzmi wyraźnie niepewnie. Chce, żeby się zgodziła i nie wie, jak ją przekonać.
-Marek… ale raport…
-Nad raportem też tam popracujemy. Wspólnie. Przyjemne z pożytecznym. Co ty na to?
-No tak – przyjemne na pewno, tylko nie wiem, czy coś pożytecznego z tego wyjdzie?
Jego oczy mówią – wyjdzie, zgódź się, proszę Ulę onieśmiela jego spojrzenie.
-Marek, ale mamy tyle pracy.
-To jest polecenie służbowe – pada argument ostateczny.
-No…, skoro to polecenie służbowe, to… chyba nie mam wyboru.
-Żadnego.
Przyglądałam się tej scenie wielokrotnie, przyglądałam się Markowi, jego twarzy, spojrzeniu, wsłuchiwałam w tembr głosu i nijak nie mogłam dopatrzeć się w tym wszystkim cynizmu, chęci spędzenia z nią tego czasu tylko z jednego, interesownego, powodu. Zobaczyłam za to, troszkę speszonego, nieporadnego jakby, faceta – łamacza serc niewieścich, który teraz, wobec tej jednej kobiety, nie wie, jak się zachować. Zobaczyłam go, pogubionego w swoich uczuciach, któremu zależało tylko na tym, żeby zgodziła się tam pojechać, być tam z nim, tylko we dwoje, bez ciekawskich spojrzeń, podejrzeń, telefonów, Pauliny… Być może z uporem maniaka, ale jednak utrzymuję, że to właśnie tamten wieczór nad Wisłą coś mu uświadomił. Na pewno jeszcze nie do końca wszystko rozumie, pewnie nadal się nad tym nie zastanawia, ale już wie, że Ula, to ktoś więcej, niż sekretarka, ktoś więcej, niż dyrektor finansowy, w której rękach spoczywa jego być albo nie być w firmie, to… Ula – wyjątkowa dziewczyna, która przyciąga go z nieznaną dotąd siłą i z którą chce spędzić czas w tym uroczym miejscu. Uważam też, że to dla niej i z jej powodu wymyślił na poczekaniu ten wyjazd do szwalni, o którym nikt do tej pory nie słyszał – ani Ula, ani Paula, której będzie chciał wmówić, że ją o tym informował z tygodniowym wyprzedzeniem. Przecież nigdy dotąd nie trzymał w tajemnicy, tego rodzaju służbowych spraw.

Stoją po obu stronach biurka, nachylają się ku sobie i, kiedy Marek chce ją pocałować, wpada Paulina. Ula, co prawda odskakuje od biurka, ale Paula wyczuwa, że coś jest nie tak. Marek, w ostatniej chwili chowa folder pod dokumenty.
-Kochanie… nie przeszkadzam?
-Nie, nie. To ja nie przeszkadzam – Ula błyskawicznie wychodzi.
„Ja nie przeszkadzam teraz, a nam nikt nie będzie przeszkadzać jutro, ani pojutrze. Będziemy tylko dla siebie”.
Podekscytowana Paula wyjawia, z czym przyszła.
-Dzwoniła Eliza. Podpisała już umowy na catering i florystę, ale ma jeszcze parę pytań w kwestii wesela. Umówiłam się z nią na jutro.
-Jutro nie mogę przecież.
-Jak to, przecież?
-Bo wyjeżdżam na dwa dni? Mówiłem ci o tym. Chyba z tydzień temu ci mówiłem?
-Dokąd?
-Paula. To też ci mówiłem. Mam objazd po szwalniach, tak? Jestem umówiony w sprawach… oszczędności.
-I będziesz rozmawiał o tym przez całe dwa dni?
-Naprawdę nie wiem, ile czasu mi to zajmie, no ale wolałbym nie wracać po nocy. Chyba, że tobie bardzo zależy.
-Zależy mi na tym, żebyś miał dla mnie przynajmniej połowę tego czasu, który poświęcasz firmie.
-Kochanie, wiesz, jaka jest sytuacja…
-Jedziesz sam?
To pytanie go zaskakuje. Przez chwilę myśli, co odpowiedzieć, chociaż oczy śmieją mu się, na wspomnienie tej, z którą jedzie.
-Tak. Tak, a co? Chcesz jechać ze mną? Nie, no proszę bardzo, ale nie obiecuję żadnych atrakcji.
-Nie, po prostu myślałam… Myślałam o kimś do pomocy. O kimś, dzięki komu uwiniesz się z tym szybciej. Na przykład może… o Violettcie?
Marek parska śmiechem.
-Paula, Violetta? Ty chyba żartujesz? Violetta do pomocy? Jak?
-No to, no to… Cieplak.
Marek jest zaskoczony i chyba trochę rozbawiony.
-Ulę?
-Jest dyrektorem finansowym. W sumie szukanie oszczędności należy do jej obowiązków.
-W sumie…
-Nie, no niech jedzie, Marek.
-Nie, Paula, naprawdę. Nie wiem, czy się zgodzi, wiesz, tak z dnia na dzień. To nie najlepszy pomysł.
-To daj jej polecenie służbowe. No. Nie będzie miała wyboru.
-Sam nie wiem.
-Kochanie, proszę cię, no…
Marek uśmiecha się do własnych myśli. Rzeczywiście, rozegrał to tak, że na wyjazd z Ulą dostał niemal błogosławieństwo Pauli. Paulina podchodzi do niego, głaszcze po twarzy…
-Zrób to dla mnie. Będę spokojniejsza.
Marek odpowiada tylko uśmiechem i całusem, jakby chciał nim podziękować za to, że podpowiedziała mu rozwiązanie, które on i tak już wcześniej wymyślił i zaplanował. Jednak jeszcze coś , w tej całej rozmowie, nie daje mi spokoju – dlaczego tak bardzo ukrywał ten wyjazd przed Pauliną? Przecież zdawał sobie sprawę z tego, że w kim, jak w kim, ale w Uli ona na pewno nie widzi konkurentki i o nic nie będzie go/ich podejrzewała. Myślę, że gdyby planował wyjazd w celach stricte zawodowych, a dokładnie – chciał „popracować” nad Ulą, by napisała jedynie słuszny raport, nie trzymałby tego w takiej tajemnicy przed Pauliną. Jasne, że nie powiedziałby jej o sfałszowaniu raportu, ale bez trudu i podejrzeń z jej strony, przekonałby ją, używając tych samych, albo podobnych argumentów, jakich użyła Paula, namawiając go do zabrania Uli. Tylko, że on doskonale wiedział, że nie o pracę w tym wyjeździe chodzi i chyba nie chciał być aż tak cyniczny wobec narzeczonej, więc wolał to ukryć. Pokrętne? Może, ale czy na pewno niemożliwe?
Ulę na korytarzu dopada Viola, z informacją, że szuka jej Paulina.
-Paulina kazała, żebyś przyszła do kawiarni. Do tej na rogu.
-Po co?
-No właśnie.
-Ale nic ci nie mówiła? – Ula jest zdziwiona i zdenerwowana. Nie wie, o co chodzi.
Paula już na nią czeka.
-(…) Dziękuję ci, że przyszłaś. Niełatwo było mi cię o to prosić, ale uznałam, że powinnyśmy wreszcie porozmawiać.
-O czym?
-O tym, czego się domyślam, a nie wiem na pewno. Jedziesz z Markiem do szwalni, tak?
-Tak.
-No, to chyba już wiesz, o czym? Chciałam z tobą porozmawiać o romansie Marka. Wiesz, z kim Marek ma romans? Kim jest ta kobieta?
-Nie.
-Naprawdę?
Ula potwierdza.
-A ja wiem. I powiem ci – to najbardziej bezduszna i egoistyczna kobieta, jaką znam. Nie ma dla niej świętości.
„Chce zniknąć. Chcę się zapaść pod ziemię”.
-Widzisz ten pierścionek? Dostałam go od Marka na zaręczyny. A tu jest miejsce na obrączkę. Tak bardzo na to czekałam. Mieliśmy takie plany, a teraz pojawia się ona… i zabiera mi coś, co mam w życiu najcenniejszego.
„Będę się smażyć w piekle”.
-Ale ja ja znajdę. Muszę mieć pewność, że nie istnieje nikt poza mną dla Marka.
-Ale dla Marka właśnie istnieje bardzo wiele rzeczy. I, jeśli pani naprawdę go kocha…
-Słuchaj – nie proszę cię o radę, tylko o pomoc.
-Ja chcę pomóc.
-Dziękuję ci, ale nie pouczaj mnie, proszę.
-Po prostu, myślałam, że pani nie będzie pewna, czy on panią kocha, czy jest szczęśliwy, czy czuje się w tym związku spełniony, czy…
-Wystarczy. Chcę konkretnej pomocy – czy Marek kogoś ma . Tylko w tym możesz mi pomóc. Chcę uciąć ten romans, zanim wszyscy się dowiedzą.
Paula wyjmuje z torebki kopertę.
-To jest… To jest mała rekompensata za dyskomfort. Będzie większa, jeżeli tylko pomożesz mi znaleźć tę kobietę.
-I usunąć z pani perfekcyjnego życia.
-Cieszę się, że mnie rozumiesz.
Paulina nawet nie dostrzegła sarkazmu, z jakim Ula powiedziała ostatnie zdanie. Przyjęła je, po prostu za dobra monetę. Cała ta scena jest z jednej strony żałosna, bo Paulina jest żałosna w ocenie ludzi, swojego narzeczonego, miłości,a przede wszystkim, siebie. Jest też jednak groteskowa, poprzez sam fakt, że Febo rozmawia z Ulą, o kobiecie, z którą Marek ma romans, nie wiedząc, że oto siedzi ona przed nią.
Ula nagle wstaje.
-Muszę iść.
-Pamiętaj, spotkajmy się koniecznie po wyjeździe.
Paula zostaje. Proponowana Uli koperta leży na stole i przypomina o upokorzeniu, jakie zafundowała sobie panna Febo.
Ula wściekła idzie ulicą :”Nie ważne, czy kocha, ważne, czy nie zdradza? Nieważne, że oszukuje, ważne, żeby nikt się o tym nie dowiedział? Pewnie nawet nie ma znaczenia, czy się w ogóle lubią, o ile tylko on weźmie z nią ślub. Nieważne, że to jestem ja. Ważne, że i tak nie byliby szczęśliwi”.

Tymczasem do Marka przychodzi Sebastian.
-Mam wasze delegacje.
-Aaa. Dzięki.
-Pytałem Violetty, jaki hotel zabukować, ale powiedziała, że sam coś wybierzesz.
-Tak, już wybrałem.
-No świetnie. Jaki?
-Zostaw Seba. Sam wpiszę.
Przyjaciel usłużnie podaje mu długopis. To go trochę peszy.
-Jeszcze… nie jestem… pewny.
-No,jak to? Właśnie powiedziałeś…
-Znaczy, że wiesz, pomyślałem, że jeszcze sprawdzę przy okazji…(pokazuje na znajomy folder, który trzyma w ręku)
-A ty. Ty się jedziesz pobyczyć.
-Nic z tego. Mam spotkanie za spotkaniem. Nie ma mowy o byczeniu się.
-Jak byś nie zamierzał skorzystać, to byś tam nie jechał. Ale spoko, stary. Ja, na twoim miejscu tez bym się tam ewakuował.
Marek kwituje to tajemniczym uśmiechem.
-Baseny, masaże… Ale ty tam jedziesz z Brzydulą. To jest ta twoja wspaniała, tajemnicza dziewczyna?
Marek czuje się przyłapany.
-Seba, gdzieś musimy nocować.
-Gdzieś? I dlatego wybrałeś luksusowe SPA i to wcale nie tak blisko szwalni? Stary, co ty kombinujesz? Halo, pobudka. Misja skończona. Brzydula już jest dyrektorem finansowym.
Słowa kumpla zdecydowanie nie podobają mu się, a nawet denerwują. Nie wie, jak z tego wybrnąć, żeby nie zdradzić się do końca. I tutaj wytacza jedyny, w swojej ocenie, istotny argument, który może przekonać Sebę.
-Co z tego? Raportu do tej pory nie napisała, no to pomyślałem, że w odpowiednich warunkach uda mi się ją przekonać, wypracować odpowiednia wersję…. Sam mnie namawiałeś, żebym się nią zajął, uwiódł…
-Ale nie tak. Przecież nie musisz z nią od razu jechać na romantyczny weekend. Chyba, że ci się to podoba, oczywiście.
-Przestań pieprzyć.
Markowi ewidentnie puściły nerwy – Seba nie uwierzył, że to dla raportu ,wyłącznie, wybrał tak ekskluzywne miejsce na wspólny weekend. Dlaczego miałby zresztą, uwierzyć, skoro on sam w to nie wierzył? W idiotyczny sposób wydało się to, co miało pozostać tajemnicą i jeszcze, w dodatku Sebastian poruszył najcieńsza strunę – zażartował, że być może taka sytuacja podoba mu się. Nie chce się z tego tłumaczyć, nie chce o tym rozmawiać, bo najpierw sam sobie musi odpowiedzieć na kilka ważnych pytań, związanych z Ulą. Tymczasem jeszcze ciągle nie ma odwagi przyznać się do tego nawet przed sobą.

Ranek, poprzedzający wyjazd jest pełen napięcia, zarówno w Rysiowie, jak i w domu Marka i Pauli.
Ula powiedziała ojcu o weekendowym wyjeździe i zdołała zauważyć, że nie zachwyciła go ta wiadomość. Kiedy zabrała się za pakowanie, bacznie obserwował, co ze sobą zabiera, jakby właśnie z tego chciał wywnioskować, czy jest to istotnie wyjazd służbowy. Ula uspokaja go, ale raczej z marnym skutkiem.
Paula także chce uczestniczyć w pakowaniu Marka, ale okazuje się, ku jej zdumieniu, że on jest już gotowy i … podenerwowany.
-Ale masz jeszcze trochę czasu.
-Nie, ja muszę zawijać do biura, odebrać Ulę i jedziemy.- w jego głosie słychać podekscytowanie, które dość nieporadnie stara się ukryć.
-Ona już tam na ciebie czeka?
-Nnnie wiem.
-Nie umówiliście się?
-Nie, no umówiliśmy się w biurze, no to na pewno czeka, tak?
-Ale czemu się tak denerwujesz?
-Ja się nie denerwuję, tylko po prostu, śpieszę się.
-Marek, niepotrzebnie (podchodzi, bierze w dłonie jego twarz). Szwalnie nie uciekną.
-Masz rację – niepotrzebnie. Nie uciekną.
-Usiądź. Ja się ogarnę i cię zawiozę.
-Paula – to nie ma sensu. – jego reakcja jest błyskawiczna, ale i słowa brzmią jakoś dziwnie. Jakby nie tylko odwożenie go nie miało sensu, ale wszystko, co między nimi jest.
-Marek, jeszcze chwilę będziemy razem.
Wyraz jego twarzy jest dziwny – widać jakieś zniecierpliwienie, ale i smutek?
-Kochanie, ja nie jadę na wojnę.- te słowa wywołują u Pauli gniew. Odpycha go.
-Dobrze. Jedź sam z tą swoją Cieplak.
-Sama chciałaś, żebym ją tam zabrał.- przypomina Marek.
-Wiem.
-No…
-Tylko… niech cię pilnuje i nie odstępuje na krok.
Mina Marka jest bardzo poważna. O czym myśli? Zapewne o tym, że i on nie będzie chciał, żeby odstąpiła go choćby na krok, ale czy tylko? Słowa Pauli są żenujące, ale chyba także coś mu uświadamiają. Co?
-Przekażę jej.
Całują się na pożegnanie. Paulina przytula go, a on… Patrzy gdzieś tam i wygląda na to, że myślami jest zupełnie gdzie indziej.
Po chwili, mówi cicho i bardzo poważnie:
-Uważaj na siebie.
Odchodzi, zostawiając Paulinę na środku pokoju.
Ta scena, ile razy bym jej nie oglądała, robi na mnie dziwne wrażenie i w pewien sposób… porusza?
Nie wiem, o czym myśli Marek, ale wygląda to tak, jakby w każdym geście, spojrzeniu, słowie… żegnał się ze swoją przeszłością. Zdania ;’to nie ma sensu”, „uważaj na siebie” niby konkretne i pasujące do tej akurat sytuacji, ale czuję w nich jakiś podtekst. Wskazuje na to sposób ich artykulacji, smutek, czy może raczej, poczucie winy w oczach. On jest tu tylko ciałem, duchem, natomiast – zupełnie gdzie indziej. Nie próbuje nawet nadrabiać miną. Wydaje mi się, że ma świadomość , że kiedy wróci z tego weekendu, nic już nie będzie takie samo. On już nie będzie ten sam…
Ula czeka na Marka w firmie i wyglądającą przez okno swojego gabinetu, zastaje ją Dobrzański. Też minę ma nie za wesołą. O czym myśli?
-Gotowa? – Ula przygląda się mu bez słowa.
-Co się dzieje?
-Nic. Po prostu zastanawiam się… Nie wiem, czy powinniśmy…
-No oczywiście, że powinniśmy. Obojgu nam należy się odpoczynek, a tobie, w szczególności.
-Rozmawiałam z Pauliną. Wczoraj. – te słowa sprawiają, że twarz Marka poważnieje.
-Wezwała mnie na rozmowę.
-Wezwała cię?
-Znaczy, raczej – zaprosiła na kawę.
-Czego chciała?
-Podejrzewa, że masz romans i… prosiła mnie, żebym wybadała z kim?
-Przepraszam cię.
-Nie, nie masz za co.
-Nie. Mam za co. Za nią, tak? Takie rzeczy w ogóle nie powinny się zdarzać. Ula – nie rozmawiajmy o tym, ok?
-Ale tak naprawdę, to ona ma rację, nie? I ma prawo.
-Tak? Ma prawo wciągać w to osoby trzecie? Oskarżać mnie? Śledzić? Ty byś tak postąpiła, gdybyś miała podejrzenia?
Ponieważ Ula milczy, ponawia pytanie:
-Postąpiłabyś tak?
-Nie.
To pytanie było czystą formalnością – on wie, że Ula by się tak nie zachowała. Bierze jej torbę, obejmuje…
-Chodź, tylko już o tym nie rozmawiajmy, dobrze? – tego chyba Ula nie może mu obiecać. Zbyt dotknęła ją wczorajsza rozmowa z Paulą.
Przed windą jeszcze pytanie:
-Wziąłeś wszystko? Delegacje, dokumenty?
-Tak, tak. Wydaje mi się, że… – w tym momencie dostrzega Paulinę z jego neseserem na garnitur, którego zapomniał -… ze tak. No, ale wiesz co? Znasz mnie. Tym razem zapomniałem pieczątki. To może poczekaj na mnie na dole. Nie ma sensu, żebyśmy razem wracali. Słyszałem, że to… przynosi pecha.
„Wstawia” ją do windy. Nie chciał, nie mógł dopuścić do tego, żeby Ula znowu spotkała Paulinę. To byłoby dla niej niekomfortowe, żeby nie powiedzieć- traumatyczne, zwłaszcza po tym, co wydarzyło się wczoraj. Idzie w kierunku gabinetu i tam spotyka Paulę.
-Marek, jesteś jeszcze.
-O, kochana jesteś – zabrzmiało to cokolwiek fałszywie.
-Myślałam, że już pojechałeś.
-Tak, właśnie jadę.
-A, a… Ula?
-Ula? A ty nigdy tak o niej nie mówiłaś.
-Przecież tak ma na imię, prawda?
-Tak, prawda, prawda. Czeka przy samochodzie.
-To może ja cię odprowadzę?
-Nie, nie. To naprawdę, wiesz co – nie ma sensu. Zaparkowałem kawałek od firmy. Poza tym, nie możemy się tak co chwilę żegnać. To ponoć przynosi pecha. Będę w poniedziałek.
-Będę czekać. Zadzwoń, jak dojedziesz…
Na te słowa jednak Marek już nie reaguje. Chyba chce jak najszybciej stąd wyjść.
Dobrzański pospiesznie pakuje bagaże i wsiadają do samochodu.
-Po pieczątki miałeś wrócić.
-Nie, Ula. Jedziemy. I tak mamy poślizg, ok?
Spogląda na nią i pyta:
-Wciąż o niej myślisz?
-Ona mnie nienawidzi i ma absolutna rację.
-Tak ci powiedziała?
-Oj, nie wprost. Mówiła o kobiecie, z którą ją zdradzasz. To ja.
-Ula, proszę cię, nie myśl o tym, ok? Przynajmniej przez dwa dni.
-Ale ja nie mogę o tym zapomnieć.
-To ja ci pomogę. – uśmiecha się tajemniczo i trochę zawadiacko. – No, obiecaliśmy sobie w końcu… dwa dni dla siebie.
„Marek, ja i szwalnie – może być fajnie”.

Kiedy pan prezes i pani dyrektor są w drodze do uroczego SPA, Viola, z polecenia Pauli, zakrada się do gabinetu Marka. Przeglądając dokumenty znajduje folder SPA, a zaraz potem notatkę w terminarzu „SPA. Ula. Zarezerwować dla dwóch osób”. Wnioski, jakie się nasuwają, nawet ją przerażają.
Tymczasem Ula i Marek są już na miejscu. W recepcji, Ula, ze zdumieniem słyszy, że zarezerwowany jest pokój dla dwojga, a Marek tylko skrupulatnie to potwierdza.
-Proponuję apartament senatorski. Własne jakuzzi, sauna, piękny widok.
Dobrzańskiego ta sytuacja bawi i jest wyraźnie zadowolony. Korzystając z tego, że recepcjonistka musi odebrać telefon, Ula pyta szeptem:
-Dla dwojga?
-No, pomyślałem, że skoro mamy razem spędzić weekend, to… Jeżeli ci to przeszkadza, mogę zmienić rezerwację. – patrzy jej prosto w oczy, jakby chciał powiedzieć – nie róbmy tego.
Z wielką ulgą i zadowoleniem przyjmuje zgodę Uli
Pani dyrektor bardzo poważnie potraktowała to, że ten wyjazd, to także praca nad raportem, więc przynosi na taras dokumentację i zaczyna przeglądać papiery. Marek podziwia piękny widok na jezioro i dopiero po chwili zauważa, że Ula zajęła się pracą.
-Co ty robisz?
-No, pomyślałam sobie, że to trochę ogarnę, przejrzę te zestawienia, żebyśmy potem mogli się łatwiej zorientować.
-Ula…
-Aha, zobacz. Zrobiłam taka wstępna analizę sytuacji i same liczby naprawdę nie wyglądają budująco, ale myślę, że spokojnie możemy spróbować wyjaśnić to zarządowi. Na przykład, sprzedaż klasycznej FD też spadła. To już samo to mówi, jaka jest tendencja na rynku, prawda? I to nie jest nasza wina. Na przykład tutaj mamy zestawienie z zeszłym rokiem. Proszę.
Marek, najpierw przygląda się jej, uśmiecha pod nosem, potem bierze z jej ręki papiery i odkłada.
-Zostaw to, Ula, ok?
-Ale tego jest naprawdę sporo – Ula ponownie sięga po dokumenty – Musimy wszystko przejrzeć, sprawdzić. Przecież ten raport…
-Raport nie ucieknie.
-Gdybyś jednak rzucił na to okiem, to…
Sytuacja się powtarza – Marek odkłada dokumenty, bierze ja za ręce.
-Nie teraz.
Ula wstaje. Marek obejmuje ją, zaczyna całować. Wreszcie i ona, jakby odblokowuje swój stres… Pocałunki stają się coraz gorętsze, coraz bardziej namiętne… Z tarasu przenoszą się do pokoju…

To dopiero pierwsze chwile tylko we dwoje i to, co najciekawsze dopiero nastąpi, ale przecież już one budzą pewne refleksje. Możemy oczywiście przyjąć, że Marek sprytnie, precyzyjnie i cynicznie wszystko to zaplanował, bo przyświecał mu tylko jeden cel – omotać Ulę i tym samym skłonić ją do napisania raportu zgodnego z jego oczekiwaniami, co, z kolei pozwoli mu ochronić własny tyłek przed zarządem. Może jestem niepoprawną romantyczką, może chcę wydobywać z ludzi tylko to, co w nich dobre i przez to gubię coś po drodze, a może mam po prostu skłonności do nadinterpretacji, ale… ja tego cynizmu i wyrachowania tu nie widzę. Nie twierdzę również, że cała ta eskapada i wszystko, co się z nią wiąże było pomysłem absolutnie świadomego swoich uczuć i tego, co się z nim dzieje, Marka. Pomysł, jak zauważyliśmy, był raczej spontaniczny, wynikał z potrzeby bycia z nią w sytuacji, kiedy nikt im nie będzie przeszkadzał. Bycia tylko razem i tylko dla siebie. Nie wykluczam, że gdzieś w tle był również raport, ale było to chyba dosyć głębokie tło. To Ula ciągle powraca do raportu, ona chce nad nim pracować. Jemu zupełnie to nie w głowie. Nie musi jej uwodzić, żeby go napisała, mało tego, żeby napisała go tak, by nie zaszkodził on jego dalszej prezesurze. Ona ma pomysły, jak to zrobić, żeby nie był to dokument fałszywy od początku do końca, tylko, że jego jakoś niespecjalnie to obchodzi. Możemy również przyjąć, że jest to zwykłe pożądanie, tyle tylko, że Ula nie jest pierwszą z brzegu pustą modelką i on o tym wie, aż za dobrze. Nie chce jej skrzywdzić, zranić, wykorzystać – nigdy nie chciał. Nie tylko jej przecież mówił, że jest dla niego wyjątkowa. Powiedział to również zupełnie poważnie Sebie(choć nie użył jej imienia). Marek wie, że coś w nim drgnęło, coś się dzieje innego, niż w dotychczasowym obcowaniu z kobietami, ale ponieważ wszystkie dotychczasowe kontakty opierały się tylko na pożądaniu, tego, co jest teraz nie potrafi nazwać. Może też nie do końca się nad tym zastanawia? Może się, po prostu boi? Może go to zwyczajnie zaskoczyło i się w tym pogubił? Żeby poznać odpowiedzi na te wszystkie pytania potrzebna mu terapia wstrząsowa – musi stracić, żeby zrozumieć, co stracił. Żeby bolało i, żeby ten ból pomógł mu nazwać to uczucie, pomógł wyartykułować „przecież ja ją kocham”.

(kończę na odc. 163 )

Dwunasta część wersji "po zakończeniu" Marty2

-Przypominają mi się czasy, kiedy my tak siedzieliśmy do późna. – westchnął Krzysztof – a teraz nasz syn to robi, jak zawsze tego pragnęliśmy…
-Tylko kiedyś myśleliśmy, że to Paulinka będzie przy nim – westchnęła Helena. Krzysztof poklepał ją po ręce:
-Sądziłem, że już się pogodziłaś, że z tego nic nie będzie…
-Pogodziłam się, w zasadzie… Jednak gdy Paulinka zadzwoniła i powiedziała o ich wspólnym wyjeździe do Włoch, to przyznam, że miałam pewną nadzieję…
-Mimo że Marek zapewniał nas, że mają podróżować razem jedynie jako przyjaciele?
-Och, wiem, co mówił – wzruszyła ramionami Helena – ale przecież mężczyźni często nie zdają sobie sprawy z pewnych rzeczy.
-A ja sądzę, że nasz syn był tego pewien. I w zasadzie… może Paulina tego tak teraz nie odczuwa, ale w zasadzie dla obojga stało się lepiej.
-Po tej scenie na pokazie nie mogę się nie zgodzić. Oczywiste było, że uczucia Marka do tej dziewczyny są bardzo silne. Aż się wzruszyłam, słuchając jego wyznania. Widać, że szczerze się zaangażował. Prawdę mówiąc, to chyba aż za bardzo. Cieszę się, że jest szczęśliwy, ale te wybryki z noszeniem na rękach wydawały mi się mocno przesadzone. Zachowywał się jak zakochany młokos i aż dziwię się, że ona na to pozwalała… Może to szał pierwszego zauroczenia i się ustabilizuje…
-Ula to wyjątkowa dziewczyna i nic dziwnego, że żywi do niej takie uczucia…
-Tak, rozumiem, że jesteś nią zachwycony – powiedziała z irytacją Helena – i prawdę mówiąc, trudno mi to zrozumieć. Wierzę, że jest zdolna, ale poza tym nie zauważyłam w niej nic wyjątkowego. Nie może być ideałem, skoro zaangażowała się w związek z mężczyzną tuż przed jego ślubem i doprowadziła do jego odwołania.
-Więc już wtedy był zakochany… – powiedział zamyślony Krzysztof. Choć wcześniej podejrzewał to, teraz zyskał potwierdzenie.
-Owszem. Wyznał mi to, gdy odwołał ślub. Nie dał sobie tego wyperswadować, mówił, że to dla niego najważniejsze na świecie…
Jak bardzo Krzysztof żałował, że w tym czasie nie był bliżej syna i nie wysłuchał tych zwierzeń! Chciał się podzielić swymi uczuciami z żonę:
-Choć bardzo cenię Ulę, to jednak mylisz się, nie ona mnie zachwyca. To nasz syn wywarł na mnie niezwykłe wrażenie, kiedy pokazał jak bardzo mu na niej zależy. Dzięki temu na nowo go poznałem. Postrzegam ją teraz jako dojrzałego mężczyznę. A co do Uli, to przekonasz się, kiedy bliżej ją poznasz. To mądra i wartościowa dziewczyna.
-Przecież właśnie chcę ją poznać. Dlatego ten pomysł obiadu. Skoro Marek ją wybrał, to trzeba to zaakceptować i odpowiednio się zachowywać. Mam nadzieję, że wszystko się uda.
Mąż objął ją ramieniem:
-Dobrze, że się starasz. Mimo że pragnęłaś innej synowej, to pamiętajmy, że liczą się uczucia Marka.
- Przynajmniej wygląda teraz przyzwoicie i nie trzeba się zastawiać, jak delikatnie poruszyć z nią ten temat –rzekła Helena z otuchą w głosie.
W sobotę wieczorem w mieszkaniu na Siennej Marek leżał na kanapie przed telewizorem, gdy zadzwonił telefon.
-Czy twoi rodzice wolą jabłka czy śliwki? – usłyszał w słuchawce podekscytowany głos Uli.
-A, nie wiem prawdę mówiąc… Ojciec bardzo lubi śliwki w czekoladzie, ale poza tym to chyba nieczęsto jedzą owoce.
-Ale mi chodzi o nadzienie do ciasta. Nie wiem, czy zrobić z jabłkami czy ze śliwkami?
-Ula. Absolutnie nie musisz robić żadnego ciasta. Nie powinnaś się w ogóle przejmować tym obiadem…
-Ale chcę. Taki jest zwyczaj i źle bym się czuła, przychodząc z pustymi rękami.
-Jeśli to jest dla ciebie takie ważne, to obydwoje bardzo lubią szarlotkę, którą robi pani Zosia. Ale naprawdę jeszcze raz podkreślam, że nie musisz…
-Dziękuję i do zobaczenia jutro – przerwała mu ożywiona Ula. Odłożył słuchawkę zaniepokojony. Jego ukochana bardzo się zaangażowała i nie chciał, by przeżyła rozczarowanie. Miał nadzieję, że rodzice nie zawiodą…

niedziela, 22 sierpnia 2010

Jedenasta część wersji "po zakończeniu" Marty2

Gdy wrócili do firmy, okazało się, że przez ten czas nagromadziło im się sporo pracy, dlatego spędzali wieczory do późna nad papierami. Zapowiadało się, że nowa marka przyjmie się wśród klientów, co naturalnie ich cieszyło. Natomiast pewne problemy wiązały się z nieobecnością rodzeństwa Febo. Nie znaczy to bynajmniej, że tęskniono za nimi – tylko że trzeba było w jakiś sposób przejąć ich obowiązki.
-A najgorsze, że nie wiemy dokładnie, kiedy wrócą – niepokoił się Marek – jako członkowie zarządu mają prawo do dowolnie długiego urlopu. Podczas którego nie możemy zatrudnić nikogo nowego na ich stanowiska.
-Największy problem jest z działem finansowym – narzekała Ula – przecież Adam również jest na tym szkoleniu, sponsorowanym przez Aleksa i wraca dopiero za miesiąc. A to on wykonywał tam większość pracy. Kiedy rozkręci się nowa marka, trudno się będzie wyrobić…
-Z drugiej strony, chyba aż tak bardzo ci nie pomagali. A jako nieobecni przynajmniej nie będą knuć- pocieszał Marek.
-To prawda – tylko dzięki twojej pomocy dałam radę… Tak – ciągnęła, gdy próbował protestować – naprawdę. Zawsze na ciebie mogłam liczyć – czy to jeśli chodzi o projekty, promocję czy prowiant w nagłych wypadkach…
-Czy to miała być jakaś subtelna aluzja? – zaśmiał się Marek, wstając – w takim razie ruszam coś upolować.
-Idę z tobą – zaofiarowała się natychmiast. Wszak powinni teraz zawsze polować razem …
Noc była przepiękna, co oboje podziwiali, gdy szli do swojej ulubionej budki z zapiekankami. Ula pomyślała, że siedzenie w biurze do późna ma swoje zalety i może nie będzie tak źle, nawet jeśli będą mieli więcej pracy.
-Jak dawno ich nie jadłem – zachwycał się Marek, wgryzając się w ser, grzyby i chrupiącą bułkę.
-Ja ostatnio jadłam te, które przyniosłeś, gdy zasnęłam na kanapie podczas naszej pracy – wyznała Ula – wybacz, że zjadłam obydwie, ale wyglądały tak apetycznie, nie mogłam się powstrzymać…
-Ty też wyglądałaś apetycznie, a ja się powstrzymałem – zażartował Marek.
-Na pewno nie bardziej niż dwie zapiekanki, nawet zimne…
-Mówiąc poważnie, to wyglądałaś cudownie. Jak Śpiąca Królewna. Mogłem się na ciebie patrzeć całą wieczność…
-Wolałabym, żebyś mnie obudził, zamiast na mnie patrzeć…- szepnęła Ula. Marek nachylił się ku niej i pocałował ją.
A następnie ugryzł spory kęs jej zapiekanki.
-No co – powiedział, gdy spojrzała na niego osłupiała – chyba mi się należy jakaś rekompensata za te dwie zapiekanki?
Spokojnie dokończył jej zapiekankę, podczas gdy jej zaskoczenie minęło i chciało jej się śmiać.
-Mam w sobie teraz tyle energii po zapiekankach, że mógłbym przenosić góry – zawołał Marek i porwał Ulę na ręce.
-Jeśli mnie za górę uważasz, to może lepiej, że nie pozwoliłeś mi zjeść do końca tej zapiekanki… – zauważyła Ula, gdy tak ją niósł przez ulicę.
-Ależ skąd – moja królewna jest lekka jak piórko…
-Marek! – usłyszeli. Zobaczyli zatrzymujący się samochód i ojca Marka wystawiającego głowę z okna. Marek z Ulą na rękach podeszli bliżej.
-Podwieźć was gdzieś? – zaproponował Krzysztof. Zawstydzona dziewczyna zsunęła się z ramion Marka.
-Dziękujemy, ale pracujemy i wyszliśmy tylko, aby coś zjeść – wyjaśnił Marek.
-W takim razie zawieziemy was do firmy – zadecydował Krzysztof i otworzył drzwi z drugiej strony. Marek jako prawdziwy dżentelmen usiadł , pozostawiając Uli miejsce obok Heleny. Dziewczyna przez chwilę czuła żal, że to zrobił… Ale w końcu rodzice Marka wiedzieli o nich i pozwolili im razem wyjechać do domku nad morzem… Nie było się czego obawiać, mimo że jeszcze dobrze nie znała pani Heleny – pana Krzysztofa zaś tylko służbowo…
-Macie dużo pracy? – zagadnęła Helena.
-Oj, tak – odpowiedział Marek, zanim Ula zebrała się, by coś powiedzieć – wiesz, jak to jest…
-Dojechaliśmy – rzekł Krzysztof, patrząc przez okno – widok firmy w nocy przynosi wiele wspomnień…
Marek wyskoczył pierwszy i otworzył Uli drzwi.
-Masz sos pomidorowy na twarzy, synku – powiedziała Helena. Po chwili dodała – Może przyjdziecie do nas w niedzielę na obiad.
-Doskonały pomysł – poparł Krzysztof. Marek spojrzał na Ulę, która widząc, że oczekuje się od niej odpowiedzi, skinęła głową.
Gdy odjechali, Ula popatrzyła na Marka.
-Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci to zaproszenie – powiedziała niepewnie.
-To nie było zaproszenie, tylko oficjalne wezwanie – wyjaśnił Marek – wkrótce sama zobaczysz.

wtorek, 17 sierpnia 2010

Dziesiąta część wersji "po zakończeniu" Marty2

Domek Dobrzańskich od razu przypadł do gustu Uli. Był dużo mniejszy niż rezydencja rodziców Marka czy jego dawny dom, który dzielił z Pauliną. Właściwie rozmiarem przypominał jej dom rodzinny.
-Jak to możliwe, że tak długo go nie odwiedzaliście? – pytała, energicznie ścierając kurze, mimo protestów Marka.
-Ula, proszę, zostaw tą ścierkę… jakoś się nie składało, woleliśmy wakacje za granicą. Tu właściwie jest dość spokojna okolica, niewielu turystów, ma nie tak wielu atrakcji.. Jak na przykład mieliśmy w SPA – mrugnął do niej porozumiewawczo.
Ula się uśmiechnęła.
-Jednak jakoś nie skorzystaliśmy ze wszystkich atrakcji, jakie nam SPA oferowało… A poza tym najważniejsze, że jest morze… Wiesz, że nigdy nie byłam nad morzem? To mój pierwszy raz…
Marek objął ją czule ramieniem.
-W takim razie tym bardziej cieszę się, że tu cię przywiozłem. Będziemy tu jak na naszej bezludnej wyspie…
I rzeczywiście tak się czuli prze większość czasu. Rano chodzili do piekarni po świeże bułki na śniadanie, a obiady i kolacje jadali na zmianę w barze mlecznym i smażalni ryb. Jednak większość czasu spędzali sami – albo w domku, albo na odludnej plaży. Tam mogli podziwiać nowe dla siebie widoki – Ula morze, pieszczące miękkimi falami brzeg, a Marek Ulę w kostiumie kąpielowym… Ponadto cały czas nie byli w stanie wyczerpać najważniejszego tematu, czyli tego, co ich łączyło i tego, co czuli do siebie.
-Powiedz, kiedy się we mnie zakochałeś – pytała, gdy siedzieli przytuleni na plaży podczas zachodu słońca.
-Chyba wtedy, kiedy nazwałaś mnie świnią…
-Nie żartuj… A zresztą wiesz, że nie nazwałam cię świnią. To była pomyłka.
-Jednak miałaś co do mnie rację. Naprawdę żyłem w kłamstwie, nie umiejąc, a może nie chcąc, przyznać się do swoich uczuć… Manewrowałem między wami dwiema, krzywdząc wszystkich. Nie miałem dość odwagi, by zakończyć związek z Paulą, choć ani nie przynosił mi szczęścia, ani nie czynił mnie dobrym człowiekiem…
-Rozumiem, że nie było to takie proste. Znaliście się całe życie, a razem byliście siedem lat. To nie zasługiwało, byś ją bez żalu rzucił dla dziewczyny, którą znałeś od kilku miesięcy. Straciłabym dla ciebie szacunek, gdyby ci to przyszło z łatwością i bez wyrzutów sumienia…
-Jakże bym mógł się w tobie nie zakochać? – powiedział wzruszony Marek i ucałował jej słodkie usta.
-A wracając do twojego pytania – rzekł po dłuższej chwili – nie wiem, kiedy to się zaczęło, bo kiedy zacząłem to sobie uświadamiać, już trwało od dawna. Pokazałaś mi nowy świat i całkiem nowego mnie. Ufałem ci i zależało mi na tobie. Byliśmy przyjaciółmi i zawsze mi pomagałaś. Zacząłem porównywać cię z Pauliną i widzieć, jak ją przewyższasz. Nie mogłem znieść myśli o utracie ciebie. Ale zanim sobie to uświadomiłem, musiało minąć sporo czasu. Wybacz mi, że tyle czekałaś…
-Na najlepsze rzeczy trzeba poczekać – szepnęła Ula – Tak jak kiedy czekasz, aż ciasto wyrośnie i się upiecze…
-Porównujesz mnie do ciasta? – zaśmiał się Marek niepewnie. Ona również się uśmiechnęła:
-Mówię, że trzeba być cierpliwym i nie biec od razu do sklepu po gotowe spody, gdy czegoś nie dostaje się od razu.
-Obiecuję, że będę ciebie kochał podwójnie, by zrównoważyć ci ten czas oczekiwania na upieczenie ciasta.
-Nie musisz nic mi rekompensować… Wierzyłam, że kiedyś twoje serce może się dla mnie otworzyć, choć dopiero wtedy na Wisłą zrozumiałam, że tak się naprawdę stało…
-A ja dopiero wtedy zaczynałem to rozumieć… To dziwne, ale być może znasz mnie lepiej niż ja siebie samego. To dzięki temu, że byliśmy przyjaciółmi…
-Byliśmy? Ja mam nadzieję, że nadal jesteśmy.
-I zawsze będziemy, przyjaciółko- roześmiał się Marek, biorąc ją za rękę – naszej przyjaźni nie zagrozi nawet miłość… – zażartował.
Ula przytuliła się do niego i ruszyli brzegiem morza. Teraz miała pewność, że nieistotne było, kiedy uczucia Marka przerodziły się w miłość. Tak jak kiedy ogląda się zachód słońca, trudno powiedzieć, kiedy dzień staje się nocą.