Marek jest naprawdę zaniepokojony, pędzi do Uli. Szkoda czasu na wyłączenie świateł i zamknięcie samochodu. Wszystko dobrze? Jest cała i zdrowa. Marek oddycha z ulgą, uśmiecha się. Ale był głupi, naprawdę przez chwilę pomyślał że … Patrzy na nią i nagle wszystko robi się jasne. Wszystko jest dokładnie takie jakie ma być.
Tama pękła na dobre. Zalewa go fala czułości. Jeszcze niedawno musiałby ze sobą bardzo walczyć, żeby jej nie pocałować. Teraz może iść za głosem serca. Jak to możliwe, że nie zorientował się wcześniej? Już prawie zapomniał, że można się tak czuć. Dlaczego tak długo uciekał przed szczęściem?
Ta noc jest wyjątkowa, nigdzie mu się nie spieszy może z nią zostać do rana. Rozpalą ognisko i będzie ją tulić i całować, ma w tym zakresie sporo zaległości do nadrobienia. Jest cudownie, jakby cały świat poza nimi przestał istnieć. Może być sobą i najzwyczajniej cieszyć się z tego, że są razem. Dzisiaj już nikt im nie przeszkodzi.
Pewnie świt zastałby ich nad Wisłą, gdyby nie to, że Ula skręciła nogę w kostce. Z łatwością niesie ją do auta. Na szczęście to tylko delikatne zwichnięcie. Ula dziękuje mu za to, że przyjechał. Nie wiedziała co ma myśleć, że on myśli, ale teraz już wie. Marek czuje jak serce mu się ściska. Ta jej ufność wciąż go przeraża. Czy nadal tak by ufała, gdyby znała całą prawdę od początku,? A jeśli kiedyś się dowie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz