Uwierz mi Ula, kocham cię
- Czy wszyscy zainteresowani już przybyli? – Notariusz rodziny Dobrzańskich spojrzał na zebranych. W biurze obecni byli Helena Dobrzańska wraz z synem Markiem Dobrzańskim oraz Paulina Korzyńska i jej brat Aleksander Febo. – Widzę, że tak. Witam państwa. Odczytam testament pana Krzysztofa Dobrzańskiego.
Przystąpił do dzieła. Zebrani słuchali z zainteresowaniem. Senior Dobrzański przekazał Aleksowi kolekcję białej broni, Paulinie natomiast dwa cenne obrazy. Żonie pozostawił dom w Warszawie, willę we Włoszech i konto bankowe z siedmiocyfrowym saldem końcowym. Pozostały swój majątek w tym: pokaźny pakiet akcji i obligacji, dom w Zakopanem, jacht zacumowany w marinie w Mikołajkach, dwa konie, kolekcję zabytkowych akcesoriów do golfa i tenisa – postanowił pozostawić ukochanemu synowi.
Marek miał zadowoloną minę. Przez ostatnie pięć lat powoli odzyskiwał zaufanie ojca. Nie było to łatwe, bo po aferze z odwołanym ślubem i rozstaniem z Pauliną, ojciec przez rok się do niego nie odzywał. Jednak w końcu przebaczył mu, dzięki tłumaczeniom żony i postępowaniu syna. Marek był wciąż prezesem Febo&Dobrzański. Po pierwszym, trudnym roku prezesury, kolejne były łatwiejsze. Nabrał doświadczenia i obecnie radził sobie całkiem dobrze. Jedno, czego ojciec nie mógł zaakceptować, to jego styl życia. Marek miał już lata chrystusowe, a wciąż był kawalerem. Po rozstaniu z narzeczoną bał się stałych związków jak diabeł święconej wody. Spotykał się z dziewczynami, ale z żadną nawet nie próbował budować czegoś poważnego. Sławny był w Warszawie ze swojego lekkiego stosunku do kobiet.
- Panie Marku, ojciec postawił jednak warunek. Stanie się pan szczęśliwym posiadaczem wymienionych dóbr, ale musi pan ożenić się i to w ciągu miesiąca.
Marek poczuł się tak, jakby był zwierzyną na polowaniu z nagonką, a ktoś, ojciec, właśnie próbował go ustrzelić. Helena uśmiechała się, myśląc, że dobrze to zaplanowali z Krzysztofem. Aleksowi i Paulinie błądziły po twarzach złośliwe uśmieszki.
- A co się stanie, jeżeli nie spełnię tego warunku? – Zapytał grobowym tonem Dobrzański.
- Wtedy majątek zostanie sprzedany, a uzyskane pieniądze zasilą konto fundacji na rzecz samotnych matek.
***
Wieczorem w Klubie 69, przy swoim stałym stoliku, siedzieli Dobrzański z Olszańskim. Pomiędzy nimi stała, jak zwykle, butelka whisky i szklaneczki.
- No to jesteś głęboko w czarnej dupie. Współczuję stary – Seba pocieszał przyjaciela.
- Jak on mógł? Jak można stawiać takie warunki. Założę się, że zaplanowali to razem z matką w przypływie sadystycznego humoru. – Mężczyzna był załamany. – A w dupie, poradzę sobie bez tych jego milionów, jachtu i koni. Seba, ja nie chcę żony. Baby, która będzie mnie śledziła na każdym kroku, trajkotała nad uchem jak katarynka, traktowała seks jak kartę przetargową i wydawała moje, nasze, pieniądze na ciuchy, tipsy i inne głupoty. Chcę, żeby było tak jak teraz. Jak mam ochotę, to podrywam dziewczynę i z głowy. Po co mi browar, kiedy chcę wypić tylko jedno piwo.
- Przesadzasz. Wiesz, niektóre kobiety są inne. Musisz poszukać takiej, która jest mądra, dobra, miła i bezinteresowna. Aha, i jeszcze ładna, wesoła, dobra w łóżku. No i byłoby dobrze, żeby cię kochała. A gdybyś jeszcze ty ją kochał, to byłaby już pełnia szczęścia. Cholera szkoda, że dał ci tylko miesiąc. Będzie trudno. Osobiście znam tylko jedną taką.
- Bajki, nie ma takiej kobiety, niestety.
- Marek rusz głową. Myślę o Uli – uśmiechnął się zachęcająco.
- Ula. – Westchnął Marek ze smutkiem. – Tak, idealnie pasuje do tego opisu, ale już mnie nie kocha. Ma rację. Straciłem ją bezpowrotnie i to na własne życzenie. Nalać ci?
- Nalej. Wyobraź sobie – Ula Dobrzańska, fajnie brzmi – namawiał delikatnie.
- Fajnie, a nawet pięknie. Myślałem o tym w ciągu tych lat nie jeden raz, ale wiesz przecież, jak jest między nami. Po tym, co jej zrobiłem, już nigdy tak na mnie nie patrzyła, jak wtedy, gdy byliśmy razem. Nawet nie śmiałbym jej prosić.
- Może, jak znowu byś spróbował, to coś by z tego wyszło.
- Przecież wiesz, że próbowałem i to nie raz. – Przypomniał sobie żałosne próby ponownego zdobycia jej uczuć. Była jak skała. A on kochał tę skałę.
***
Ula Cieplak przyszła do Febo&Dobrzański i, jak codziennie od ponad pięciu lat, zabierała się do pracy. Biuro dyrektor finansowej mieściło się obok gabinetu prezesa. Jako jego prawa ręka musiała być blisko, ale trzymała jak największy dystans. Jej pozycja w firmie była niezwykła. Marek nie podejmował bez jej rady żadnej decyzji. Była niezastąpiona i poświęcała się pracy bez reszty. Wszyscy ją szanowali i lubili za kreatywność połączoną ze spokojem i cierpliwością. Pshemko ją uwielbiał, po odejściu Pauliny mówił do niej – Bella. Natomiast Aleks Febo, który był wiceprezesem, darzył dziewczynę przyjaźnią. Początkowo się nie lubili, jednak z czasem poznali się bliżej i przekonali do siebie. Ostatnio razem wymyślili nową strategię rozwoju firmy. Ula była łącznikiem pomiędzy Markiem i Aleksem. Byli z Dobrzańskim dziwną parą. Ula kiedyś kochała go miłością bezwarunkową i prawdziwą. On natomiast perfidnie wykorzystał jej uczucie dla swoich celów. Oszukiwał zarówno ją, jak i narzeczoną. Kiedy wszystko się wydało, Paulina zerwała zaręczyny niemal w przeddzień ślubu, a Ula przecięła ich związek z chirurgiczna precyzją. Panna Febo szybko ułożyła sobie życie z zakochanym w niej Lwem Korzyńskim. Odeszła z firmy i była szczęśliwa. Natomiast Ula przeżyła szok, załamała się. Jakiś czas chorowała, a potem wzięła bezpłatny urlop i wyjechała na trzy długie miesiące do przyjaciółki w USA. Marek szalał, kiedy jej nie było. Dopiero wtedy zrozumiał, że tak naprawdę kochał ją już od dawna. Ula wróciła odmieniona i to nie tylko zewnętrznie, wróciła jako inna osoba. Była piękna, silna i niezależna. Jednak głęboko pod swoją tarczą obronną ukryła miłość do Marka, której nie potrafiła zwalczyć. Oprócz miłości czuła do niego głęboką nieufność. Te dwa uczucia razem tworzyły trującą miksturę. Chciała odejść z firmy, ale nie potrafiła. Była od Marka uzależniona. Zresztą ten błagał ją, aby została. Została i z czasem nauczyła się żyć obok. Dobrzański nie był w stanie pokonać jej niechęci. Jakiś czas próbował, ale później dał sobie spokój. Spotykanie jej codziennie w pracy było dla niego męką i pokutą. Żałował bardzo, że tak się stało. Niestety było już za późno. Dziewczyna nie przyjmowała do wiadomości jego tłumaczeń i wyznań. Nie potrafiła mu ponownie zaufać i zapomnieć. Mimo to starali się pozostać przyjaciółmi. Ula ustaliła granicę, której Markowi nie udało się przekroczyć. Nigdy nie umawiała się z nim po pracy, unikała wspólnych wyjazdów, nie pozwalała mu na kontakt fizyczny inny, niż uścisk ręki. Była przy nim, ale pozostawała nieosiągalna.
- Cześć Ula. – Marek przyszedł do niej tak, jak co dzień.
- Cześć. Masz do przejrzenia i podpisania kwartalne sprawozdania i zeznanie podatkowe, pamiętasz?
- Tak pamiętam. Ula, chciałbym z tobą porozmawiać, to ważne. Chodźmy na spacer.
- A o co chodzi? Wszystkie sprawy możemy omówić tutaj.
- Nie wszystkie, no chodź.
Poszli do parku. Usiedli na ławce.
- Ula, wiem, że zaskoczy cię moja propozycja i pewnie będziesz na mnie zła, ale mimo to, zaryzykuję. – Zamilkł na chwilę, zbierał w sobie odwagę. – Ula, czy zostaniesz moja żoną?
- Marek, czy ty się dobrze czujesz? – Dziewczyna popatrzyła na niego jak na wariata.
- Kocham cię Ula, zawsze cię kochałem.
- Niestety nie zawsze.
- Wtedy też cię kochałem, ale nie byłem w stanie tego pojąć. Tyle razy już ci to tłumaczyłem, przepraszałem, błagałem. Uwierz mi Ula, kocham cię.
- Znowu zaczynasz. Już chyba od dwóch lat nie próbowałeś. O co chodzi? Tylko, jeśli potrafisz, szczerze i bez kręcenia.
Marek wiedział, że Ula nie da się przekonać jego pięknym zapewnieniom, mimo że były prawdziwe. Postanowił zagrać w otwarte karty.
- To, że cię kocham, to akurat prawda. Ale skutecznie mnie nauczyłaś ignorować to uczucie. Mimo to, jesteś jedyną kobietą, jakiej mogę zadać to pytanie. Zapewne nie robiłbym tego, gdyby nie pewne okoliczności. Otóż muszę się ożenić i to w ciągu miesiąca. Jest to życzenie mojego ojca, przekazane w testamencie. Jednocześnie jest to warunek, od spełnienia którego uzależnił przekazanie mi spadku.
- Aha, rozumiem. Znowu jestem ci potrzebna, tym razem do zdobycia spadku po ojcu. Jak uroczo i romantycznie – podsumowała z ironią.
- Ula nie rozumiesz. Taki jest warunek, ale nie zamierzam oświadczać się nikomu innemu. Tylko ciebie pragnę i widzę jako moją żonę. Gdybyś nie była taka uparta, to już dawno moglibyśmy być razem. Ale ty od pięciu lat nie chcesz dać mi szansy. Nie mam nic do stracenia. Przemyśl to. Jak się nie zgodzisz, to jakoś to przeżyję, już przywykłem, że nie mogę cię mieć. Ale warunek ojca na nowo obudził moje marzenia. Zastanów się, proszę.
- Marek, ustalmy coś. Czy ty mi proponujesz układ biznesowy, zwany małżeństwem, czy chcesz zostać moim mężem? Pytam poważnie.
- Chcę, żebyś została moją żoną, a ja twoim mężem. Ofiaruję ci moją miłość, w którą nie wierzysz. Będę ci wierny i oddany, nigdy cię nie okłamię i nie opuszczę. Będę szanował twoją wolę i marzenia.
- Przemyślę to i jutro ci odpowiem.
***
Ula nie wiedziała, co myśleć o propozycji Marka. Tak długo broniła się przed nim. Nie wierzyła mu. To był największy problem. Tyle razy ją przekonywał, a ona nie dawała się przekonać. Ale małżeństwo to poważna sprawa. O co chodzi? O nią, czy o pieniądze? Była pewna, że nikogo już nie pokocha tak jak Marka. Kochała go. Nikt o tym nie wiedział. Ale ona wiedziała. Z jej strony przysięga małżeńska byłaby szczera. Aczkolwiek składana bez wiary w trwałość związku. Bo czyż Dobrzański jest w stanie dochować wierności i nie kłamać? Twierdzi, że tak. Kłamie, czy naprawdę tak myśli?
Znowu przyszedł do niej rano.
- Cześć. – Patrzył na nią pytającym wzrokiem. – Myślałaś?
- Cześć. Zawsze myślę.
- Ula! Nie dręcz mnie. Powiedz, co postanowiłaś.
- Zgadzam się, ale… – Marek chciał ją przytulić, jednak go powstrzymała. – Daj mi skończyć. Zgadzam się, ale oświadczam ci, że daję ci rok, na próbę. Pobierzemy się w urzędzie. Ale jak nie dotrzymasz obietnic, to rozwiodę się z tobą. Jeżeli natomiast dasz radę, to za rok złożę ci prawdziwą przysięgę małżeńską, w kościele. Co ty na to?
- Dziękuję ci. – Podszedł do niej blisko. Pierwszy raz od pięciu lat nie odepchnęła go, kiedy próbował ją objąć. Ośmielony przyzwoleniem, ujął jej twarz i pocałował.
***
Marek kuł żelazo, póki gorące. Bał się, że dziewczyna zmieni zdanie. Zmusił ją i w porze lunchu poszli wybrać pierścionek i obrączki. Wieczorem przyjechał do Uli z bukietem czerwonych róż. Chciał, aby wszystko odbyło się tak, jakby mogła sobie wymarzyć. Wręczył jej kwiaty i uklęknął przed nią.
- Ula, kocham cię i zawsze będę cię kochał. Czy zgodzisz się zostać moją żoną i uczynisz mnie w ten sposób najszczęśliwszym mężczyzną na świecie?
- Tak. Zostanę twoją żoną.
Po dwóch tygodniach w Urzędzie Stanu Cywilnego odbyła się cicha uroczystość. W obecności najbliższych Ula Cieplak i Marek Dobrzański zostali małżeństwem, wypełniając w ten sposób ostatnią wolę Krzysztofa Dobrzańskiego. Nie wtajemniczyli zebranych w powody takiego, a nie innego scenariusza ślubnego. Poprosili ich o dyskrecję i obiecali, że za rok zorganizują ślub kościelny i ogłoszą publicznie swoje małżeństwo. Znajomi Dobrzańskich oraz pracownicy Febo&Dobrzański wiedzieli tylko, że prezes i dyrektor finansowa mieszkają razem i ponownie są parą. Ogłoszone zostały ich zaręczyny.
Tymczasem Ula i Marek cieszyli się swoim szczęściem. Marek dosłownie nosił żonę na rękach. Jeszcze nigdy nie czuł takiej satysfakcji. Marzył o niej od tak dawna i stracił już zupełnie nadzieję na spełnienie tego marzenia. Dlatego teraz starał się, jak nigdy, aby jej nie zawieść. Ula z kolei powoli zaczynała wierzyć, że jednak może zaufać ukochanemu. Tak długo odmawiała sobie i jemu bliskości, że teraz z zapałem odrabiali stracony czas. Nie rozstawali się praktycznie ani na chwilę. Razem pracowali i odpoczywali. Nieśmiało układali plany na przyszłość. Na prośbę Marka zaczęli planować uroczystość ślubną i wesele. Szybko doszli do porozumienia i ustalili, ze ślub odbędzie się w Rysiowie. Miała to być dość skromna uroczystość. Marek wziął sprawy w swoje ręce. Ustalił datę, zarezerwował kościół i elegancką restaurację. Tak długo męczył Ulę, aż ustalili listę gości, menu, wzory zaproszeń i dekoracji. Dziewczyna śmiała się z niego, że jest w gorącej wodzie kąpany. A on chciał, żeby próbny rok minął jak najszybciej.
***
Bajka jednak nie mogła tak zwyczajnie trwać. Febo&Dobrzański tego roku było jednym ze sponsorów wyborów Miss Polonia. Marek, jako znany koneser kobiecej urody, został zaproszony do jury konkursu. Pshemko stworzył specjalną kolekcję sukien dla kandydatek na królową piękności. W wieczór finału konkursu Ula zasiadła na widowni w towarzystwie Aleksa. Marek był zajęty ocenianiem wyglądu i gracji dziewcząt. Po ogłoszeniu finałowej dziesiątki, jury zniknęło za kulisami. Publiczność zabawiali artyści estradowi i kabaretowi. Ula nie bawiła się dobrze. Czuła, że ta impreza nie jest odpowiednim miejscem dla niej, a już na pewno nie dla Marka. To tak, jakby wpuścić lisa do kurnika, lub opiłek żelaza pomiędzy magnesy. To nie było na jej nerwy. Aleks widział, co się z nią dzieje i domyślał się dlaczego.
- Nie martw się Ula. Marek nie jest aż taki głupi. Nie będzie ryzykował utraty kobiety swojego życia dla jakiejś durnej miski.
- Obyś miał rację. Ale wiesz, jak to jest. On jest członkiem jury, a do tego jest najprzystojniejszym mężczyzną w tym gronie. Jestem przekonana, że wszystkie finalistki tylko czekają, aby pokazać mu swoje atuty.
- Przecież żadna z nich do pięt ci nie dorasta – powiedział z przekonaniem.
- I co z tego? To ma mnie pocieszyć? Dzięki, jesteś kochany, ale…
- To w takim razie, chodźmy za kulisy. Jesteśmy w końcu sponsorami tego cyrku.
Poszli. Ochroniarz, gdy usłyszał nazwisko Febo, nie miał oporów z wpuszczeniem ich za scenę. Drzwi do jednej z garderób kandydatek były otwarte. Zobaczyli tam Marka w towarzystwie dwóch dziewcząt. Jedna siedziała mu na kolanach, a druga próbowała ją zepchnąć. Marek natomiast śmiał się i uspokajał je.
- Spokojnie, drogie panie, po kolei. Starczy dla każdej.
- Marek, ja byłam pierwsza. Nie patrz na Ewę, ona ma krzywe nogi.
- A ty masz cellulit na tyłku.
- Obie jesteście prześliczne.
Ula nie mogła na to patrzeć. Poprosiła Aleksa, żeby odwiózł ją do domu.
- Żałosny palant. Przepraszam Ula, że cię tam zaciągnąłem. Nie sądziłem, że on jest taki…
- Głupi. – Ula dokończyła myśl Aleksa.
- Ale to jeszcze nie znaczy, że zaliczy te panienki. – Pocieszał ją, ale bez wiary w swoje słowa.
Marek wrócił do domu nad ranem. Ula udawała, że śpi. Nie chciała z nim rozmawiać. Wiedział, że coś jest nie tak. Rano przy śniadaniu poruszył problem.
- Szkoda, że wczoraj nie zostaliście z Aleksem na bankiecie. Było bardzo miło.
- Tak, było miło. Niewątpliwie. Jakoś straciłam apetyt i ochotę do zabawy, kiedy zobaczyłam cię w towarzystwie dwóch misek w ich garderobie. Mam nadzieję, że było warto.
- Byłaś tam? Ula, ale ty chyba nie myślisz, że ja cię zdradziłem z którąś z nich. To były tylko takie żarty. No wiesz, chciały zrobić wrażenie na jurorze. – Marek był przerażony.
- I co, zrobiły? – zapytała ze złością w głosie.
- Co ja ci mam powiedzieć? Zrobiły, ale nie tak, jak myślisz.
- W tym problem, że cokolwiek mi powiesz, to ja ci i tak nie uwierzę. Tak się nie da żyć.
- Kochanie, już nigdy nie dam się wciągnąć w taką hecę.
Ula nie chciała rozmawiać. Wróciły koszmary z przeszłości. Marek był bliski szaleństwa.
- Wiem, jak cię przekonać. Poddam się testowi na wykrywaczu kłamstw. Zadzwonię do Aleksa. On to załatwi, a ty masz do niego zaufanie.
Aleks śmiał się z Marka, ale zgodził się zorganizować badanie. Po południu pojechali we troje do znanej agencji detektywistycznej, gdzie przeprowadzono test. Wynikało z niego, że Marek nie zdradził ani nie okłamał swojej żony. Nauczony tym doświadczeniem unikał jak ognia podobnych imprez. Do końca próbnego roku nic podobnego się nie wydarzyło.
***
- Powiedz, że zdałem test na twojego męża. – Marek przytulał Ulę w ich małżeńskim łożu i szeptem prosił o wyrok.
- Masz na myśli ostatni rok, czy godzinę? – Ula przeciągnęła się zmysłowo.
- To i to, ale pytam, bo za tydzień termin naszego drugiego ślubu. Wszystko już gotowe, czekam tylko na twoje słowo. A więc, pani Cieplak-Dobrzańska? Czy będzie biała sukienka i wspólny dom, dzieci?
- Tak panie Dobrzański, zdał pan. Ale proszę nie spoczywać na laurach.
- Kocham cię, a w prezencie ślubnym kupię ci wariograf.
- Też cię kocham. A ja ci kupię zbiór złotych myśli – „Dla męża”.
Kochana pisz, pisz doczekać się nie mogę ;]
OdpowiedzUsuńJak zawsze pięknie.
Miśka3