Get your own Digital Clock

sobota, 13 marca 2010

"Księżniczka z bajki" - miniaturka Beaty


- Paula, kochanie, chyba musimy porozmawiać – zakomunikował Marek. Dziś postanowił wcześniej wrócić z pracy. Zebrał się w sobie na uzewnętrznienie swych uczuć. Miał już dość ciągłego udawania przed narzeczoną. Nie chciał więcej kłamać, pragnął zacząć żyć od nowa, z Ulą, osobą, którą bezgranicznie kocha.

- Oh Marco... Cieszę się, że już wróciłeś. Ostatnio ciągle siedzisz w biurze. Może wyjedziemy gdzieś, odpoczniesz.. No chodź, usiądź tutaj – zachęcała panna Febo. – Zrobię Ci masaż. – Marek posłusznie usiadł na łóżku. Paula zaczęła delikatnie masować jego barki.

- Paulina... - zaczął, lecz nie potrafił przejść do sedna. Nie ułatwiała mu też tego partnerka, która zaczęła szeptać do ucha czułe słówka.

- Posłuchaj... - próbował kontynuować, jednak Paulina zamknęła mu usta namiętnym pocałunkiem.

- Nie! – krzyknął i odepchnął kobietę na bok.

- Marco? Co się dzieje? – dopytywała.

- Paula, nawet nie wiesz jak wiele się w moim życiu ostatnio dzieje. – Paula patrzyła na niego z wyraźną niepewnością w oczach.

- Jesteś naprawdę piękną, elegancką kobietą – rozpoczął – i wiem, że zasługujesz na kogoś lepszego niż ja. Wiem, że zraniłem Cię wiele razy. Byłem głupi... Jak mogłem nie doceniać takiej kobiety jak ty?

- Ależ Marco, zapomnijmy o tym, co było wcześniej. Wiem, że teraz się zmienisz. W końcu już niebawem będziemy małżeństwem.

- Paula, ty nic nie rozumiesz. Właśnie próbowałem Ci powiedzieć, delikatnie powiedzieć, że nie chcę ślubu. Rozumiesz? Nie chcę już krzywdzić więcej ludzi... - wyraz twarzy Pauliny zmieniał się z sekundy na sekundę.

- Marek, ty nie mówisz poważnie...Tyle naszych planów, marzeń... – próbowała być twarda, jednak w jej oczach mimowolnie pojawiły się łzy.

- Czy wyglądam na kogoś, kto żartuje? A poza tym... Paula, to nie były nasze plany, to były Twoje, tylko Twoje marzenia – powiedział stanowczo.

- Jak możesz mi to robić!? Teraz? Dlaczego nie powiedziałeś mi tego wcześniej? Po co tyle przygotowań? Tyle moich starań na marne! Co ludzie powiedzą? Marek... – zawiesiła głos.

- Przepraszam, ale do tej pory sam nie wiedziałem, czego chcę...Teraz dopiero przejrzałem na oczy. A właściwie dzięki Uli.

- Co? Chyba nie masz na myśli Brzyduli?! – Uczucia Pauli mieszały się. To górę brała złość, chwilę później smutek, to znowu rozpacz.

- Ulę, jak już coś. Paula, zrozum, przy niej odnalazłem szczęście – kobieta usłyszawszy to, wymierzyła Dobrzańskiemu solidny policzek. On wiedział, że należało mu się.

- Ty... ty łajdaku! Żadnej sekretarce nie przepuścisz? Nawet takiej, takiej...

- Jakiej, co? W niej odnalazłem to, co ty z biegiem czasu zatraciłaś... Wyrozumiałość, bezinteresowność, ciepło. Ty nie umiałaś szczerze ze mną porozmawiać. W Twoim życiu na pierwszym miejscu zawsze był Aleks – oboje zamilkli, tak jakby szukali słów, które można by jeszcze wypowiedzieć. Jednak żadne z nich nie kontynuowało tej kłótni. Ich ostatniej kłótni.

- A teraz pozwolisz, że pójdę się spakować...

Marek poszedł po swoje rzeczy. Wiedział, że teraz zaczyna nowe życie. Z Ulą. Choć przykro mu było, że Paulina cierpi przez niego. Zresztą nie po raz pierwszy. Lecz miał nadzieję, że dziś ostatni raz sprawił jej zawód. Kiedyś myślał nawet, że panna Febo uodporniła się na jego skoki w bok, a wręcz się przyzwyczaiła. Ale jak można przyzwyczaić się do zdrad przez ukochaną osobę? No jak?

Wraz z zamknięciem drzwi przez Marka, w Paulinie coś pękło, bo nawet, jeżeli przy nim próbowała hamować wszystkie uczucia, jakie ją wypełniały, nie dając się bardziej upokorzyć, to jednak dała upust swym emocjom. Położyła się na łóżku i już całkiem nie panując nad sobą, zaczęła płakać. Teraz dopiero zrozumiała, że nie powinna była tak zachowywać się wobec Marka. Chciałaby cofnąć czas, by móc zmienić bieg zdarzeń. W jej głowie trwał właśnie film. Piękny film o pięknej miłości. Oboje byli wtedy tak zakochani. Pamiętała ich pierwsze spotkanie. Było to w eleganckiej restauracji. Tak, to była miłość od pierwszego wejrzenia. Oszaleli. Byli bardzo szczęśliwi. Potem jednak wyjechała do Włoch. On czekał. Cały czas czekał. Bo kochał. Potem śmierć jej rodziców. Postanowiła wrócić do Polski. Do Marka. Mężczyzna zawsze ją wspierał. Zawsze mogła schować się przed całym światem w jego ramionach. Było im razem dobrze. Marek był ogromnym romantykiem. Dokładnie pamiętała moment, kiedy spędzali wakacje we Włoszech.

Był wieczór. Oświetlone kamienice rzucały smugi światła na wodę. Na niebie tysiące gwiazd migotało, mogłoby się wydawać, że świeciły tylko dla nich. W jednej z łódek siedzieli oni.. Przytuleni, tak jakby mogli żyć tylko dzięki sobie nawzajem.

- Pauluś, kochanie... zamknij oczy... Wyobraź sobie zamek. Taki ogromny z masywnymi murami. Z jedną wieżą. Bardzo wysoką... Widzisz?

- Marco...Ti amo

- Ciii... nie otwieraj oczu, bo czar pryśnie.

- Tego zamku strzeże smok, który niegdyś uwięził w ostatniej komnacie w najwyższej wieży pewną księżniczkę. Dziewczyna ta była śliczna. Jej kasztanowe włosy, delikatne dłonie... – mężczyzna gładził policzek ukochanej. – Wielu śmiałków próbowało pokonać potwora, ale tylko jednemu się udało. Postanowił uwolnić księżniczkę. Dokonał tego tylko dzięki wielkiej i szczerzej miłości do pięknej dziewczyny.

- Marco, nie wiedziałam, że z Ciebie taki romantyk... Zaskakujesz mnie, principe.

- Proncipessa, jeszcze nie raz Cię zaskoczę. Ty jesteś moją księżniczką z bajki. - Zatonęli w swoich ramionach.

Przypomnienie tej sceny sprawiło, że Paula po raz kolejny wybuchła niekontrolowanym płaczem. Pamiętała ich wszystkie plany. Ślub, dom, dzieci. Najpierw zamieszkali razem. Paulina czuła się bardzo pewnie. Była na „swoim terytorium”. Stała się arogancka i zarozumiała. Zapominała, że inni ludzie też mają uczucia. Że jej partner też jest człowiekiem i potrzebuje wysłuchania i zrozumienia. Niestety, Dobrzański coraz częściej, będąc u boku tej kobiety spotykał się z krytyką. Tymczasem, kobieta stawała się coraz bardziej zazdrosna i podejrzliwa. Sprawdzała mężczyznę na każdym kroku. Posądzała o nieistniejące romanse. A wtedy Marek faktycznie zaczął szukać pocieszenia u innych kobiet. I tak z kwiatka na kwiatek. A potem było coraz gorzej. Żyli razem, ale jednak osobno. Ostatnio nie potrafili nawet spokojnie porozmawiać.

- To moja wina – mówiła do siebie. – Gdybym taka nie była, gdybym się tak nie zachowywała, to pewnie teraz przygotowywalibyśmy nasz wspólny ślub – kontynuowała swój monolog, a słuchaczami były jedynie ściany. Tylko to jej pozostało. Zwieranie się tym murom. Coś się skończyło, by coś nowego mogło mieć początek.

Kobieta, zmęczona długim płaczem usnęła, lecz nawet sen przypomniał jej, że pewien etap w jej życiu, etap Marka Dobrzańskiego, właśnie się zakończył.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz