Get your own Digital Clock

poniedziałek, 8 marca 2010

W miejsce Jaska...wprowadza się SWB :) cz.14

Wiosna wybuchła gwałtownie. Ludzie stali się jacyś pogodniejsi w promieniach słońca. Zieleń, zawsze wyczekiwana, cieszyła wzrok, poprawiała nastroje. W firmie wszystko toczyło się bez większych wstrząsów, no, jeśli nie liczyć ciągle podekscytowanej Ani, która urządzała z Maćkiem ich prawdziwe wspólne gniazdko oraz często nie wyspanego Sebastiana. Małej Zuzi, niestety, czasem myliła się noc z dniem i wtedy, dość głośno domagała się zainteresowania.. Chcąc choć trochę odciążyć Violę, czasem przejmował nocną opiekę nad małą.
Jeszcze jedno Ula czasem dostrzegała – Agatę, nieprzerwanie wodzącą wzrokiem za Markiem. Może powinna, ale nie potrafiła tego tak do końca bagatelizować. Ponieważ jednak, ze strony Marka nie zauważała zainteresowanie dziewczyną, nie podejmowała tematu. Dla niej Agata była miła, ale relacje ich były stricte służbowe.. Nawet, kiedy rozmawiały z Anią o sprawach nie związanych z pracą, nigdy nie włączała się, zdawała się zupełnie nie wykazywać zainteresowania.. Czasem brakowało Uli nieco postrzelonej i nieprzewidywalnej Violetty. Chyba nigdy nie myślała, że taki moment nastanie.
Czuła zmęczenie. Z planowanego przez Marka na po Nowym Roku wyjazdu w góry, nic nie wyszło. Rozwiązanie Violi, półprzytomna Ania, poszukiwanie, a potem wdrożenie do pracy nowej sekretarki – wszystko to, stało się, niestety ważniejsze.
Marek też miał dosyć. Nawet i tak, niezbyt częste wyjścia z Sebą na piwo, czy drinka uległy chwilowemu zawieszeniu, ze względu na narodziny Zuzanki. Długi, majowy weekend podsunął mu pewien pomysł.
- Kochanie, co byś powiedziała na pięciodniowe wakacje. Wiem, że to krótko, ale chyba potrzebne nam takie oderwanie.
- Masz na myśli coś konkretnego?
- A mam.
- A co?
- Powiem ci, jak się zgodzisz.
- Zawsze muszę się zgadzać w ciemno? No… dobrze.
- To lubię.
- Dlaczego?
- Bo to znaczy, że mi ufasz..
- Noo, powiedzmy. Niech ci będzie. Co wymyśliłeś?
- Jedziemy do Barcelony. Od podróży poślubnej tam nie byliśmy, a przecież było tak cudownie. I, pamiętasz, mieliśmy tam wracać.
- Nie za daleko?
- Przecież wynaleziono samoloty. W trzy godziny będziemy na miejscu. Tylko proszę, nie wymyślaj kolejnych przeszkód, bo zarezerwowałem już pokój w tamtym hotelu.
- No tak, powinnam się przyzwyczaić, że najpierw wszystko załatwiasz, a potem pytasz mnie o zdanie.
- Miałem dobrą nauczycielkę. Kiedyś było odwrotnie – kiedyś ty załatwiałaś wszystko, a potem czekałaś, żebym się zgodził. To musiało się przecież zmienić.
- Wszystko pięknie, tylko co z Jaśkiem?
- Dziadkowie. Dobrzańscy, albo Cieplakowie. Wybieraj.
- Niech będą Dobrzańscy. Coś słyszałam, że Cieplakowie wybierają się na wycieczkę do Krakowa. A jeśli rodzice nie będą mogli.?
- Tym się nie martw – wstępnie już rozmawiałem.

Do wyjazdu zostało jeszcze kilka dni. Ula, wracając z bufetu postanowiła zajrzeć do Marka. Chciała zapytać, czy wybierze się z nią na zakupy. Już przy drzwiach słyszała odgłosy rozmowy, śmiech… Kiedy weszła ujrzała dość niecodzienny widok – Marek siedział na fotelu, a opodal, na biurku, siedziała… Agata, wymachując nogami. Opowiadała o czymś, oboje się śmiali… Nawet nie wiedziała, co było silniejsze – gniew, czy zdziwienie.
- Nie przeszkadzam?
- Ależ skąd. Agata Właśnie opowiadała mi… – dziewczyna błyskawicznie zeskoczyła z biurka.
- Właśnie widzę, że ci opowiadała. Nie sądziłam, że masz aż tak dużo czasu – zwróciła się do dziewczyny.
Agata chyba nawet niespecjalnie się zmieszała. Może bardziej spochmurniała, bo przerwano jej sympatyczne tete a tete..
- Przepraszam. Już wychodzę – powiedziała w końcu.
Marek dostrzegł złość w oczach Uli Pamiętał te iskierki od lat.
- Co jest, kochanie?
- No właśnie. To ja się pytam, co jest, kochanie?
- Nie rozumiem?
- Doskonale rozumiesz, ale dla pewności, zapytam. Nie widzisz, że Agata snuje się za tobą, jak cień, wypatruje okazji, żeby być blisko ciebie i najlepiej sam na sam? Że nie spuszcza z ciebie oka, gdy tylko pojawiasz się na horyzoncie?
Dostrzegł, jak coraz bardziej się zacietrzewia i trochę go to bawiło.
- To jest takie śmieszne? – dodała jeszcze.
Przyciągnął ją do siebie i posadził na kolanach.
- Trochę tak, bo… ty jesteś zazdrosna, kochanie.
- A nie mam powodu?
- No właśnie nie masz. Agata opowiadała o swoim bracie, który jest mechanikiem samochodowym i jeździ na rajdy z naszymi zawodnikami. Zainteresowało mnie to i to wszystko.
- Acha. Tak sobie przyszła, bo obudziła się rano i stwierdziła, że dzisiaj musi opowiedzieć komuś o swoim bracie i padło na ciebie, tak?
- Wiesz, nie wiem, o czym pomyślała po przebudzeniu, ale do opowiadania skłoniło ją zdjęcie w gazecie, którą przeglądał Daniel. Szliśmy razem z recepcji, weszła, żeby dokończyć i to wszystko. Ulka, ty chyba nie myślisz, że mógłbym… – popatrzył na nią uważnie – A jednak myślisz. Sądziłem, że ten etap mamy już za sobą.
- Jaki etap?
- Podejrzeń, zazdrości…
- I kto to mówi? Zapomniałeś o Paulu?
- To było co innego. Poza tym, to jemu nie ufałem, a nie tobie.
- Może ja też jej nie ufam? – zaperzyła się.
Przypomniała sobie, jak sama w ten sposób siadała u niego na biurku, o czym wtedy myślała, czego pragnęła, co czuła…
- Kochanie, Agata, to sympatyczne dziewczyna, ale nic poza tym. Czasem rozmawiamy o jakichś nieważnych sprawach. Nie ma i nie będzie w moim życiu innej kobiety, bo ty jesteś tylko jedna. Dawno to zrozumiałem i nic się od tego czasu nie zmieniło. Mogę ci przysiąc… No, rozchmurz się.
Popatrzyła na niego uważnie. Jego oczy się śmiały. Było w nich ciepło. Była miłość … Wiedziała, że mówi prawdę – od dawna czytała w nich, jak w otwartej księdze.. Niewinny całus, po chwili przerodził się w namiętny, długi pocałunek.
Kiedy tak trwali w nim, usłyszeli ciche pukanie i nagle drzwi otworzyły się. Stała w nich Agata. Chyba nie spodziewała się zastać takiego widoku, bo przez moment stała, jak sparaliżowana.
- Przepraszam, zapomniałam notesu – na jej twarzy malował się jakiś dziwny grymas. Podeszła do biurka, zabrała notes i pospiesznie wyszła, zbyt głośno zamykając drzwi.
Siedzieli nieporuszeni. Pierwsza odezwała się Ula.
- Marek, jeśli nie chcesz kłopotów, zrób coś z tym. Nie wiem, unikaj takich sytuacji, jak ta dzisiejsza, porozmawiaj z nią, ale nie zostawiaj tak tego. Ewidentnie nie jesteś jej obojętny. Uwierz mi, wiem, jak ona się czuje. Dla ciebie, mam nadzieję, to nic nie znaczące rozmowy, a dla niej dużo, dużo więcej.
- Ulka, błagam. Co niby mam jej powiedzieć?
- Nie wiem. Wymyśl coś, ale nie pozwól , żeby wierzyła, że ma jakąś szansę. Chyba, że ma – dodała zaczepnie.
- Proszę cię, przestań.
Wiedział, o czym myślała i zdał sobie sprawę, że dlatego się wystraszyła. W Agacie zobaczyła siebie z przed lat. On był z Pauliną, a ona go kochała, patrzyła na nich i cierpiała. Jasne – pomyślała, że jeśli zostawił Paulę dla niej, to teraz mógłby zostawić ją dla Agaty. Zrozumiał jej lęk, choć wiedział, że nigdy by tak z nią nie postąpił. Z Paulą przecież tylko był, a ją kochał nad życie. No tak, ale ona tego w ten sposób nie widziała… Rzeczywiście, musi coś z tym zrobić. Cholera, dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane? Dlaczego ciągle gdzieś w tle musi pojawiać się przeszłość?

Kiedy wróciła do siebie, Ania była sama.
- Gdzie Agata?
- Wiesz co? Nie wiem. Nagle ubrała się i wyszła. Coś tam mruknęła pod nosem, ale nie zrozumiałam. Może zadzwonię do niej?
- Nie, nie. Nie trzeba.

Stanęła przy oknie w gabinecie i patrzyła w dół, na ulicę. Ona uciekała tam – wypłakać się, uspokoić, ale Agaty nie było. Chyba było jej jednak trochę żal tej dziewczyny. Aż za dobrze pamiętała jeszcze, jak smakuje taka beznadziejna miłość, bo tego, że Agata podkochiwała się w Marku, była prawie pewna. Dobrze, że niedługo wyjeżdżają. Może Agata też się przez ten czas trochę pozbiera.

Helena i Krzysztof z tak wielką radością przyjęli propozycję zajęcia się Jaśkiem w czasie ich nieobecności, że gotowi byli natychmiast się do tego przygotowywać.
- Coś mi się wydaje, że po tych kilku dniach pobytu u dziadków, przez kolejne dwa tygodnie, ani pani Maria, ani my nie będziemy mogli nad nim zapanować.
- Spokojnie. Damy radę.
Do tematu Agaty chwilowo nie wracali.

Barcelona przywitała ich pięknym słońcem i miłym ciepłem. Cudownie było odwiedzić miejsca zapamiętane z przed kilku lat. Wpadać wieczorami na wino do przytulnych knajpek, pić kawę w przy kawiarnianych ogródkach, zostawić daleko wszystkie kłopoty, troski, złe myśli .
Być tylko dla siebie..
Ostatniego wieczora zastał ją zamyśloną nad lampką czerwonego wina..
- O czym myślisz, kochanie?
- Jak to będzie za 10, 20, 30 lat…
- Na pewno nie będzie tak samo. Będzie lepiej.
- Jesteś pewien?
- Jestem. Tak samo, jak tego, że nadal. będziemy się kochać, potrzebować, wspierać.
- Chciałabym, żeby tak było.
- Będzie. Obiecuję.
To była prawdziwie hiszpańska noc- pełna gorących pocałunków, uniesień, szczęścia i wielkiej, spełnionej miłości.
Wrócili wypoczęci, pełni wrażeń i stęsknieni za dzieckiem.

***

Od kiedy dowiedziała się, że Aleks i Julia zamierzają się pobrać, jakoś nie mogła sobie znaleźć miejsca. Niby przez cały czas im kibicowała, cieszyła się, że mimo, iż nic tego nie zapowiadało, ich drogi się zeszły. Że potrafili wybaczyć sobie jakieś zadawnione żale. W zasadzie, do tej pory nie dowiedziała się, co tak naprawdę kiedyś się między nimi wydarzyło, że Aleks nawet nie chciał słyszeć o Julii. Kiedy próbowała się tego dowiedzieć, oboje nabierali wody w usta. Ten ślub ją jednak przerażał z wielu powodów – miała pojechać do Polski, co prawda do Gdańska, a nie do Warszawy, ale zawsze.. Po tym, co w ostatnim czasie swojego pobytu w Polsce przeżyła, nie lubiła tam wracać. Miała być druhną na ich ślubie, tak, jak kiedyś chciała, żeby Julia była na jej z Markiem… Wszystko się zmieniło, pozostały tylko wspomnienia i, choć opędzała się od nich, jak od natrętnej muchy, one wracały. I bolały.. Przecież, gdyby nie to wszystko, gdyby nie ta dziewczyna, gdyby nie zerwanie Marka, od dawna byliby małżeństwem. Byłaby szczęśliwą mężatką… Szczęśliwą? Na pewno? “Czy byłabym szczęśliwa, gdyby mnie zdradzał?”
Po porażce z Paulem i nieudanym pomyśle z Heleną, zaczynały nią targać różne wątpliwości. Jednak, za każdym razem, kiedy jakiś wewnętrzny głos podpowiadał jej “odpuść, wyluzuj, przemyśl swoje życie”, jakby na przekór wszystkiemu, dumnie podnosiła głowę i całą sobą mówiła “NIGDY”.

***

Ula i Marek rozmawiali o ślubie Julii i Aleksa. Czy powinni pojechać na uroczystość i złożyć im życzenia? Mimo zapewnień Julii, że Aleks się zmienił, że wybaczył, żadne z nich nie miało specjalnej ochoty na spotkanie. W dodatku, będzie tam przecież także Paulina, a to już na pewno nie mogło być miłe.. Tak przynajmniej twierdził Marek, który nadal. uważał, że to ona knuła za ich plecami.
Od powrotu z Hiszpanii, atmosfera w sekretariacie zagęściła się jeszcze bardziej. Agata wykonywała obowiązki, które do niej należały, ale prawie w ogóle się nie odzywała. Nawet do Ani.
Któregoś dnia weszła do gabinetu Uli z jakimiś dokumentami do podpisu i po raz kolejny zastała Dobrzańskich namiętnie całujących się. Odwróciła się tak gwałtownie, że plik papierów wypadł jej z rąk i rozsypał po podłodze. Przez moment patrzyła na nie bezradnie, po czym, po prostu wybiegła, nie próbując ich nawet pozbierać.
Ula i Marek spojrzeli na siebie, trochę zdezorientowani.
- Mówiłam ci, że to się źle skończy.
- Przecież nie daję jej żadnego powodu, żeby robiła sobie jakieś nadzieje.
- Wiem, ale jakoś to trzeba rozwiązać. Ona sobie z tym nie radzi. A my nie radzimy sobie z nią.
- Rozumiem. Widzę, ale co mam jej powiedzieć?
- Nie mam pojęcie. Może jednak ja spróbuję z nią porozmawiać?
- A co ty jej powiesz?
- Też nie wiem, ale jest moją sekretarką i nie mogę dopuścić do tego, żeby dalej tak się zachowywała..

Następnego dnia okazało się, że Agata jest na zwolnieniu lekarskim, rozmowa więc musiała poczekać. Ula przygotowywała się na spotkanie z dziennikarzami kilku pism modowych. Choć po takim czasie te wywiady nie były już niczym nowym, nie przepadała za nimi i zawsze była lekko podenerwowana.
Weszła Ania :
- Ulka, telefon do ciebie.
- Już wychodzę na spotkanie.
- Nie odbierzesz?
- Kto to?
- Paul Kubicki.
“Co się znowu wydarzyło? – pomyślała” Już prawie o nim zapomniała. Nie odzywał się już przecież prawie rok.
- Przełącz. Odbiorę.
- Witam, pani Urszulo.
- Dzień dobry. Mam bardzo mało czasu. Mogę wiedzieć, o co chodzi?
- W przyszłym tygodniu będę w Polsce i chciałem prosić o spotkanie.
- Czy to naprawdę konieczne?
- Proszę się nie obawiać. Chciałem tylko pani coś powiedzieć.
Zastanawiała się przez chwilę, co odpowiedzieć. Właściwie mogła odmówić, mimo że podczas ostatniej rozmowy zostawiła mu pewną nadzieję…. Nie chciała teraz podejmować decyzji.
- Dobrze, Proszę zadzwonić, kiedy będzie pan już w Polsce. Jeśli będę miała czas, to się spotkamy.
- Zadzwonię. Do widzenia.
Już się go nie bała. Zauważyła, że pierwszy raz nie zdenerwował jej telefon od niego. Zaskoczył, zdziwił, może trochę zaniepokoił, ale nie zdenerwował.
Idąc do konferencyjnej spotkała Marka.
- Teraz się spieszę, bo dziennikarze czekają, ale wpadnę do ciebie później. Paul dzwonił.
- O nie. Chyba o nim zapomnieliśmy, co?
- Spokojnie, Marek. Pogadamy później, dobrze?
Dobrzański, na dźwięk imienia Paul, nie potrafił jednak być do końca spokojny. Facet milczał tyle miesięcy, czego więc chce teraz? A może zdecydował się zdradzić swojego “zleceniodawcę” od wiadomej intrygi? Zastanawiał się, ale nic mądrego nie przychodziło mu do głowy. Zajrzał do Sebastiana. Kumpel, o dziwo, tryskał energią.
- Cześć. Co to, stary, za pochmurna mina? Stało się coś?
- Nie, nic. Nie jestem zachmurzony, ale raczej zamyślony. Dzisiaj dzwonił Paul.
- Nie. Ten Paul?
- Ten sam.
- Przecież mówiłeś, że to zamknięta sprawa. Od zeszłego roku był spokój, tak?
- No tak, ale po coś zadzwonił, nie?
- Ulka nie mówiła?
- Spieszyła się na spotkanie z dziennikarzami. Mamy pogadać, jak skończy.
- To co się martwisz na zapas? Pewnie to nic ważnego.
- Mam taką nadzieję
- A co postanowiliście ze ślubem Julii i Aleksa? Przecież to już za kilka dni. Wiesz, że ja dalej nie mogę uwierzyć, że oni się zeszli? Nie wyobrażam sobie, jak musiał zmienić się Aleks, skoro do tego doszło.
- Też się nad tym zastanawiałem, ale wiesz, ludzie się zmieniają pod wpływem różnych rzeczy, a my przecież nic nie wiemy o jego życiu, odkąd wyjechał. A na ślub chyba jednak nie pojedziemy. Kwiaty i życzenia wyślemy kurierem. Mam wrażenie, że wszyscy czulibyśmy się niezręcznie… A do tego jeszcze Paulina…
- Stary, nie przesadzasz z tą Pauliną? Przecież was nie zje. A może ona też się zmieniła?
- Oooo, ją bym raczej o to nie podejrzewał.
- Aleksa też nie podejrzewałeś, a jednak…
- Niby tak, ale jednak jest pewna różnica. Aleks poznał smak wielkiej miłości. Kochał Julię tak bardzo, że przecież zrobiłby dla niej wszystko. Pamiętasz, jaki wtedy był? To nasz głupi wybryk, zranione uczucie, zdrada, tak go zmieniły. Szukał zemsty, bo sądził, że to będzie stosowną rekompensatą za jego krzywdę, ale nigdy nie przestał jej kochać. Ona jego też nie. Nie umiał wybaczyć, zapomnieć, zrozumieć, ale nie przestał kochać. Nie wiem, co sprawiło, że się zmienił, ale, jak widać, tak się stało A Paulina? Seba, myśmy się nie kochali na początku myślałem, że jest inaczej, ale zauroczenie pomyliłem z miłością.. Ona też, ale ja przekonałem się o tym dzięki Ulce, ale Paula nie miała takiej okazji. Poza tym wiesz, czasem mam wrażenie, że kompletnie jej nie rozumiem.
- Dlaczego?
- Nie wiem. Teraz, kiedy patrzę na nasz związek, choćby z perspektywy mojego małżeństwa, nie mam pojęcia, jak mogliśmy ze sobą być. Ona mnie nie kochała, a nasze małżeństwo miało być czymś w rodzaju transakcji – wiesz, zaprzyjaźnione rodziny, wspólna firma. Te sprawy. Nie wiem, czy kiedykolwiek zadała sobie pytanie, jak nazywa się to, co ją ze mną łączy. Zresztą, w ogóle – między nami nie było szczerości, tylko ciągle jakaś gra pozorów. Moje zdrady, jej śledztwa i awantury, pretensje. Ulka stoi za mną murem, dla niej zawsze ważniejszy był Aleks Co ci zresztą będę mówił – sam wiesz, jak było.
- Co? Uważasz, że nie jest zdolna do takiej miłości, jak Aleks?
- Może się mylę, ale mam wrażenie, że nie. Wiesz co – idę, bo Ulka będzie na mnie czekała.
Szedł do siebie, kiedy zadzwoniła komórka. Myślał, że to Ulka już go szuka, ale na wyświetlaczu ukazała się Agata.
- Cześć, jak tam zdrowie?
- Dobrze, a dlaczego pytasz?
- No przecież jesteś na zwolnieniu lekarskim.
- Ach taaak. Mam prośbę – możemy się spotkać na chwilę?
Nie, no jeszcze ona. Co to – jakiś worek z problemami się rozpruł?
- Agata, nie mogę. Mam dużo pracy.
- Nawet na chwilę?
- Nawet. Przepraszam, żona na mnie czeka.
Po tych słowach usłyszał w słuchawce już tylko sygnał. Wyłączyła się nawet bez pożegnania.
Nie wiele się pomylił – Ulka właśnie skończyła z dziennikarzami i szła w jego kierunku.
- Co masz taką minę?
- Jaką?
- No, nie wiem. Dziwną jakąś.
- Przed chwilą dzwoniła Agata, z prośbą o krótkie spotkanie.
- Nie mówisz poważnie?
- Mówię, niestety.
- Ta dziewczyna przesadza. Zaraz, ona jest na zwolnieniu, przecież. Co jej powiedziałeś?
- Że nie mam czasu i ty na mnie czekasz.
- Nie wiem, co z nią robić?
- A co można? Będę ją ignorował i tyle.
- Obawiam się, że niewiele to da. Ona ci na to nie pozwoli. Będzie szukała każdej okazji, jak widać. Chyba rzeczywiście muszę z nią porozmawiać. Boże, czego oni wszyscy od nas chcą. Czasem mam dosyć.
- Ja też, kochanie. Powiedz lepiej, co z tym Paulem?
- Aaa. No właśnie. Ten też chce się spotkać. W przyszłym tygodniu będzie w Polsce.
- Świetnie. A jemu, co się przypomniało?
- Nie mam pojęcia. Śpieszyłam się, więc o nic więcej nie pytałam.
- Co zrobisz?
- Powiedziałam, żeby zadzwonił, jak już przyjedzie. Może się z nim spotkam? No nie patrz tak na mnie. Przecież wiesz, że z jego strony nic nam już nie grozi.
- Jesteś pewna?
- Marek. Dobrze – tak, jestem pewna.

Kiedy wrócili do domu, majowe słońce jeszcze przygrzewało. Bzy, intensywnie kwitnące właśnie u sąsiadów, nawet tutaj rozsiewały swój zapach. Jasiek powitał ich “pędząc” na małym rowerku i wykrzykując “mama, tata”. Kto powitałby ich piękniej i radośniej? Problemy, troski, wątpliwości znikały. Dziecięca radość dawała wytchnienie choć na krótką chwilę. Po obiedzie padło sakramentalne pytanie Jaśka, skierowane do Marka :
- Pobawisz się ze mną?
- Jasne. A w co będziemy się bawić?
- Zbudujemy duuuuży garaż dla samochodów, dobrze?
- Bardzo dobrze.
Kiedy Ula, po chwili zajrzała do pokoju, dla obu Dobrzańskich świat zewnętrzny już nie istniał. Obaj leżeli na podłodze, pieczołowicie dobierając klocki, z których miał powstać garaż. Od czasu do czasu Jasiek dostarczał kolejne samochody, jakby chcąc podkreślić, że budowla musi być naprawdę duża, bo i pojazdów jest dużo.
Lubiła na nich patrzeć. Mały stawał się coraz bardziej podobny do Marka. Dwa śmieszne dołeczki, ciemna czupryna i iskierki w oczach.
Pochłonięci zabawą nawet nie zauważyli, że im się przygląda. Wyszła do ogrodu. Musiała pomyśleć, co zrobić z Agatą. Z jednej strony, złościła ją nachalność tej dziewczyny, z drugiej – bardzo dobrze ją rozumiała. Serce wzięło władzę nad rozumem i najwyraźniej nie umiała sobie z tym poradzić.
Dla Marka była to po prostu miła dziewczyna, on był dla niej kimś dużo ważniejszym. Miotała się, ale chyba nie chciała zrezygnować.
Ula wróciła do domu. Zajrzała do pokoju Jaśka – garaż był już prawie gotowy.
Zdjęła z półki pudło z panieńskimi skarbami. Wyjęła pamiętniki. Przerzucała kartki zapisane szczęściem i goryczą, łzami i radością. Widziała siebie, Marka, Agatę… Widziała podobieństwa, ale także różnice. Kto wie, jakby to teraz wyglądało, gdyby bezpośrednim przełożonym Agaty był Marek, a nie ona? Gdyby mogła być na każdą jego prośbę, czy polecenie, jak była ona, Ula. Widzieć każde jego wyjście i wejście, dobry i zły nastrój, sukcesy i problemy? Miałaby większe szanse, byłoby jej łatwiej zbliżyć się do niego?
Nie wiedziała, czy rozmowa z nią, jakoś tej dziewczynie pomoże. Nie zapomina się przecież, ot tak, na pstryk, o kimś, kogo się kocha , po jakiejś rozmowie…. Wiedziała o tym aż za dobrze.
Zamyśliła się. Nawet nie zauważyła, że Marek już od kilku minut stoi w drzwiach kuchni i przygląda się jej.
- Co się tutaj dzieje, kochanie? Czemu zdjęłaś to pudło i co robią te pamiętniki?
- Myślę.
- Tak, to widać, tylko o czym tak myślisz? Co się stało?
- Myślę o Agacie. Nie wiem, co z nią zrobić. Przecież ona nie może tak funkcjonować. Albo płacze, albo ucieka z pracy, albo skupia się na tym, gdzie dopaść ciebie. Nie oszukujmy się, to zwolnienie, to też wybieg po ostatnim incydencie w gabinecie. Widzę, że Ania często wykonuje za nią robotę, żebym nie miała pretensji, ale przecież to nie o to chodzi.
- I co wymyśliłaś? Chcesz ją zwolnić?
- Marek. Nie jestem Pauliną.
- Więc co? Mam z nią porozmawiać?
- Sama już nie wiem – czy ty, czy ja?
- Po co ci był powrót do tych pamiętników?
- Chciałam sobie coś przypomnieć, uzmysłowić, jak działa Agata…
- Zaraz, zaraz. A co ona ma z tym wspólnego?
Przez chwilę się zastanawiał.
- Nie. Ulka, o czym ty myślisz? Porównujesz ją do siebie z przed lat?
- A ty nie widzisz podobieństw?
- Kochanie, Ula Cieplak była tylko jedna. Jedyne podobieństwo, jakie widzę, to takie, że ona jest sekretarką i ty też tak zaczynałaś.
- Ja chyba widzę ich trochę więcej. Na przykład to, że ona też się w tobie zakochała – w jej głosie zabrzmiał jakiś smutek, czy tylko tak mu się wydawało?
Podszedł do stołu. Wyjął z jej ręki pamiętnik, zapakował wszystko do pudła i wyniósł je. Kiedy wrócił, nadal. siedziała zamyślona. Przytulił ją.
- Powiesz mi, o co tak naprawdę chodzi?
Wahała się przez chwilę.
- Pomyślałam, że… Nieważne.
- Że?
- Że przecież sytuacja mogłaby się powtórzyć.
- Jaka sytuacja? Możesz konkretniej, bo chyba nie rozumiem…
- No wiesz, też oglądałam ciebie i Paulinę obściskujących się, a potem…. Potem zostawiłeś ją dla mnie.
Wypuścił ją z objęć, uniósł jej twarz i spojrzał w oczy.
- Co ty mówisz? Pomyślałaś, że mógłbym zostawić ciebie dla jakiejś Agaty? Nie widzisz różnicy? Pauliny nie kochałem, a ty jesteś dla mnie wszystkim. Wtedy instynktownie szukałem miłości, ale ją znalazłem. Poza tym, może są jakieś podobieństwa sytuacji, ale ona w niczym nie przypomina ciebie. Naprawdę, nie wolno ci myśleć w ten sposób. Ja nie jestem już od dawna tamtym facetem i dobrze mi z tym.
- Wiem. Przepraszam.
Tupot małych nóżek uświadomił im, że zapomnieli o dziecku, pochłoniętym zabawą w swoim pokoju. Jasiek stanął w progu, z samochodem w rączce.
- Co robicie? – zapytał rezolutnie.
- Przytulam twoją mamę, bo jest smutna.
- A dlaczego?
- Czasem tak jest, że robi się smutno. Tobie też, prawda? I też cię wtedy przytulamy.
- Tak. – pomyślał chwilę -. Mnie też jest smutno, bo samochód nie może wjechać.
Roześmieli się. Marek podszedł, wziął malca na ręce. Jasiek jedną rączkę zarzucił na szyję Markowi, drugą, stojącej obok Uli.
- Mnie już nie jest smutno, a tobie, mamusiu?
- Mnie też nie, syneczku.
Stali tak przez chwilę, całą trójką, przytuleni, szczęśliwi, spokojni i wszystko inne nie miało już znaczenia.

Na ślub Julii i Aleksa jednak pojechali. Decyzję podjęli trochę za namową rodziców (“Synku, jeśli Aleks w ten sposób wyciągnął do ciebie rękę, to mu ją po prostu podaj. Już na zawsze macie być skłóceni?”) i właściwie w ostatniej chwili. Marek do końca nie był pewien, czy to dobry pomysł, ale Ula też uważała, że kiedyś wojenny topór trzeba zakopać i, że jest to dobra okazja. Jaśka odstawili do Rysiowa, ku wielkiej radości Józefa i reszty, a sami, z Heleną i Krzysztofem pojechali do Gdańska.
Ślub był bardzo uroczysty, ale bez takiego zadęcia, jakie kiedyś planowała Paulina, przygotowując się do zaślubin z Markiem.
Marek zauważył kilkoro znajomych z Mediolanu, a Helena – nieobecność babci, która pewnie ze względu na wiek i zdrowie nie zdecydowała się na taką podróż, nawet dla ukochanego wnuka.
Para młoda wyglądała przepięknie i wystarczyło spojrzeć na Aleksa, by zauważyć, że otwarcie się na miłość bardzo go zmieniło. Zniknął grymas, który często, wręcz napinał mięśnie jego twarzy. W oczach nie było zawziętości i czającej się intrygi. Był spokój, szczęście. Miłość?. Paulina, jak zwykle prezentowała się dostojnie i z klasą, choć jednak wyglądała nieco inaczej – skróciła włosy i makijaż też miała jaki delikatniejszy. Dodawało to jej twarzy jakiejś łagodności.
Kiedy przed katedrą składali życzenia młodej parze, Aleks powiedział do Uli:
- To także dzięki pani jestem tu dzisiaj.
- Dzięki mnie? Nie rozumiem – Uli, ze zdziwienia aż dech zaparło.
- Kiedyś to pani wyjaśnię.
Marek z Aleksem uścisnęli sobie dłonie i, chyba po raz pierwszy od lat nie patrzyli na siebie wilkiem. Dobrzański coraz bardziej był ciekaw historii tej całej cudownej przemiany, w którą od dawna przecież nie wierzył.
Spoglądał na Paulinę. Przez cały czas asystował jej przystojny mężczyzna o urodzie południowca. Zwracała się do niego Nicola. Więc był Włochem? Także wydawała mu się jakaś inna. Ostre rysy twarzy, jakby złagodniały. Kiedy, na moment ich spojrzenia spotkały się, nie zauważył w jej oczach chłodu i gniewu. “Co jest?- pomyślał- Czyżby jakieś dobre anioły wzięły pod opiekę także oboje Febo?”
Ula i rodzice też to zauważyli. Kiedy wracali, Helena nie mogła się powstrzymać od komentarza:
- Nie wydaje się wam, że Paulinka chyba w końcu też jest szczęśliwa? Nigdy nie widziałam jej takiej rozluźnionej. Może to ten Nicola?…
- Bardzo możliwe. To chyba byłoby dobrze, nie?
Marek nie miał ochoty rozwijać tego tematu. Z jednej strony, wydawało mu się, że jej zachowanie nie było pozą, a z drugiej – nie mógł uwolnić się od przekonania, że Paula jednak ma coś na sumieniu, gdy chodzi o jego małżeństwo.
Ulegli namowom rodziców i wstąpili do nich na kolację. Jaśka i tak mieli odebrać dopiero jutro. Naturalnie, tematem wiodącym przy stole był ślub – Julia, “nowy” Aleks, zmieniona Paula… Zachwyty, zdziwienie, wspomnienia…
Ula nie czuła się w tym zbyt dobrze. Oczywiście zmiany, jeśli były prawdziwe cieszyły, bo tyle lat na wojennej ścieżce z Febo zmęczyło ją, ale już wspomnienia – to był dla niej obcy, nieznany świat.. Choć częściowo wiązał się z Markiem, chyba nie chciała go poznawać.

Paul zadzwonił, zgodnie z zapowiedzią. Przez całe to zamieszanie z Agatą i ślubem nawet nie zdążyła się zastanowić, czy chce się z nim spotkać. Tymczasem on nalegał.
- Naprawdę, nie zabiorę pani dużo czasu. Proszę mi nie odmawiać. To dla mnie bardzo ważne.
Po namyśle, zgodziła się.
- Dobrze. Może, w takim razie zjemy jutro wspólnie lunch.
- Bardzo się cieszę.
Ustalili godzinę i miejsce spotkania. Nie wiedziała, czy dobrze zrobiła i, co powie na to Marek, ale czuła, że tak trzeba było. Dobrzański, co prawda, nie reagował już tak gwałtownie na wieść o spotkaniu Uli z Paulem, jak niespełna rok temu, ale zachwycony też nie był.
- Myślę, że jednak mogłaś się jakoś od tego wykręcić.
- Pewnie tak, tylko nie jestem pewna, czy to by coś dało. Za jakiś czas pewnie ponowiłby prośbę, skoro ma mi coś do powiedzenia.
- Ciągle się zastanawiam, o co mu tak naprawdę chodzi.
- No właśnie. Może dlatego powinnam się z nim spotkać, żebyś nie musiał się dłużej zastanawiać.
- I co, myślisz, że będzie z tobą taki szczery.
- Hmm… Myślę, że tak.

***

Po weselu brata, Paula i Nicola spędzili jeszcze kilka dni nad polskim morzem. Pogoda, co prawda nie sprzyjała plażowaniu, ale spacerom – owszem. Zastanawiała się, czy nie pojechać też do Warszawy, ale szybko zaniechała tego pomysłu. Miasto nie ciągnęło jej aż tak bardzo, a znajomi, przyjaciele… Właściwie, nie miała ich przecież. Pozostawiła po sobie zgliszcza. Nikt tam na nią nie czekał, nie chciał się spotkać, porozmawiać. Fakt – była Helena i Krzysztof, Pshemko, no może Viola, ale jakoś nie była przekonana, czy szczerze cieszyliby się ze spotkania z nią.
Marek… Tak, widziała go z Ulą na ślubie, ale nie zamienił z nią ani słowa, tylko spoglądał. Raczej nieprzyjaźnie.. Właśnie tam, przed kościołem, pierwszy raz zdała sobie sprawę, że jego widok nie budził już w niej złych emocji. Powinna z nim porozmawiać, coś wyjaśnić, bo tylko to pozwoliłoby zamknąć ten rozdział raz na zawsze, ale nie umiała tego zrobić. Nie wiedziała jak, gdzie, kiedy?
Dziwnie się czuła. Nawet nie potrafiła tego nazwać, dokładniej opisać…
Kiedy leżała w szpitalu, myślała, w zasadzie o dwóch sprawach – o zbudowanym na nowo związku Julii i Aleksa i o tym, dlaczego, w stosowny sposób nie może odpłacić Markowi za to, co jej zrobił – za stracone lata, zdrady, porzucenie, za Ulę. Po rozmowie z Paulem, wydawało się to już takie bliskie. Była przekonana, że kiedy się już ta zemsta dokona, kiedy on poczuje, jak boli zdrada, ich rachunki będą, w końcu wyrównane. Nie spodziewała się, że ten plan się nie powiedzie. Źle oceniła Ulkę? A może Paul nie okazał się tak skuteczny, jak sam twierdził? Co go skłoniło do tego, żeby namawiać ją do zaniechania zemsty na Dobrzańskich? Co było takiego niezwykłego w cholernym związku tych dwojga, że nawet Paula złamali? Miłość? To ona miałaby mieć taką siłę? Co, w takim razie łączyło ją i Marka, że się rozstali?
Kiedy kolejny plan, z przyjazdem Heleny, też się nie powiódł, poczuła jakąś bezsilność. Potęgowało się to poprzez leżenie w samotności – najpierw w szpitalu, a potem w domu. Dlaczego wszystko sprzysięgło się przeciwko niej? Miała dużo czasu i chyba pierwszy raz analizowała swoje życie kawałek po kawałku. To było zupełnie nowe doznanie.
Któregoś dnia pojawił się, niespodziewanie, okropny ból i obrzęk złamanej nogi. Aleks przyprowadził lekarza, żeby zdiagnozował przyczynę i pomógł siostrze. Przystojny, nieznacznie szpakowaty mężczyzna około czterdziestki w milczeniu oglądał jej nogę. Zadał kilka pytań, spoglądając na nią i jednocześnie zapisując na recepcie jakieś leki.
Było w nim coś tajemniczego, niezrozumiałego, co ją zaintrygowało. Pierwszy raz od dawna, z zainteresowaniem przyglądała się jakiemuś mężczyźnie. Przychodził do niej kilkakrotnie. Zawsze po to, żeby sprawdzić, jak postępuje leczenie. Zastanawiała się czasem, czy to nie tylko pretekst. Czuła się przy nim jakoś dziwnie– inaczej, spokojniej. Samą ją to dziwiło. Rozmawiali na różne, raczej niezobowiązujące tematy. Szybko zauważyła, że traci przy nim całą swoją władczość, wyniosłość i nie wiedziała, dlaczego?
Kiedy noga nie sprawiała już kłopotu, poczuła, nieznany jej dotąd lęk, że on się już więcej nie pojawi. Jednak… zadzwonił i zaprosił ją na kolację. Była zdziwiona, ale bardzo zadowolona.. Nie mogła sobie przypomnieć, żeby z kimkolwiek, dotąd, tak swobodnie rozmawiała. Beż napinki, kreowania się na niedostępną damę z klasą.. Zauważyła, że, o dziwo, nawet jej się to podoba. To była ewidentnie jego zasługa. Miał w sobie przedziwny, zaraźliwy wręcz, spokój. O wszystkim mówił z taką prostotą, naturalnością.. Ją też tak traktował.. Trochę się w tym gubiła, ale podobało się jej to. Czasem tylko, zdawało się , że dostrzegała w jego oczach, gdzieś na dnie, jakiś smutek…
W czasie tej kolacji, trochę przez nią przyciśnięty, opowiedział jej o sobie.. O swojej żonie, która przez kilka lat umierała na białaczkę, o swojej, jako lekarza, bezsilności. O tym, jak wiele dla niego znaczyła, jak była dzielna w tej swojej beznadziejnej walce z nieustępliwą chorobą.. Widziała, jak , mimo upływu czasu, te wspomnienia bardzo go bolały. Pierwszy raz chyba, ktoś tak wprost opowiadał jej o swoich uczuciach – o miłości, oddaniu, poświęceniu. I pierwszy raz uświadomił jej, że tylko śmierć jest ostateczna, a jeśli dotyczy ukochanej osoby, wszystko inne traci znaczenie i sens.
Tamtej nocy długo nie mogła zasnąć. Dźwięczały jej w uszach słowa Nicola. Już sam sposób rozmowy był dla niej powodem do rozmyślań. Przyzwyczajona do powierzchowności, ją chyba przyjęła za pewien imperatyw. Uświadomiła sobie, że nie zagłębiała się dotąd, ani w swoje, ani czyjeś uczucia. Dostrzegła, jak beznadziejnie pusto brzmiało słowo “kocham”, kiedykolwiek do tej pory je wypowiadała.
Od tamtej, jakby przełomowej rozmowy i długich rozmyślań w bezsenną noc, minęło kilka miesięcy..
Spotykali się tak często, jak pozwalała mu na to praca. Lubiła go słuchać i z nim rozmawiać. Wygrzebywał z zakamarków jej duszy potrzeby i uczucia, których sama do tej pory nie była świadoma.. Pokazywał nowe wartości. Prowadził za rękę w zwyczajnym świecie, zwyczajnych ludzi, których dotąd traktowała z wyższością. Ze zdziwieniem zauważyła, że bycie kobietą z klasą, wcale nie wyklucza dostrzegania problemów i trosk innych ludzi. Był cierpliwym nauczycielem i ze zrozumieniem traktował “pozostałości” dawnej Pauliny, które się w niej czasem odzywały. Oswajał ją metodycznie – krok po kroku, a ona już się temu nie sprzeciwiała.
Dotarło do niej, że coraz bardziej i bardziej go potrzebuje ,że tęskni, gdy go nie ma i zwyczajnie cieszy się, gdy jest. Że na jego widok przyspiesza serce, że, bez względu na pogodę, świeci słońce, że świat jest piękny i kolorowy. Uświadomiła sobie jeszcze, że są to doznania, których zupełnie nie znała. Więc, co to jest? Miłość? Jeśli tak, to na pewno nie ona łączyła ją z Markiem.
Marek… Jeśli on czuł się tak samo na widok Ulki, to… może nie powinna mieć do niego żalu? Może właśnie dał jej szansę na to, co obecnie przeżywała, a czego mogłaby nigdy nie doświadczyć? Jeszcze, na krótko, odzywała się w niej dawna Paulina – jak to, wybaczyć, zrozumieć? “Tak, właśnie tak powinnaś zrobić – odpowiadała ta “nowa” – bo tylko wtedy będziesz mogła być w pełni szczęśliwa”. Wszystko działo się tak szybko, że jeszcze trochę gubiła się w tym, co dobre, co złe, co ważne, co nie, ale coraz częściej uświadamiała sobie, że “dobrze widzi się tylko sercem” a w nim, nie było już Marka. Czy tak naprawdę był w nim kiedykolwiek? Może i tego chciała, ale nie potrafiła go do niego zaprosić. Nie rozumiała tak wielu rzeczy… Oboje nie rozumieli. Kiedy Nicola, pierwszy raz powiedział, że ją kocha, naprawdę poczuła, czym jest szczęście. Te dwa magiczne słowa, tak wiele razy wypowiadane przez nią i Marka, dopiero teraz ujawniły swą prawdziwą wartość, swoje prawdziwe znaczenie. I czuła to całą sobą, jak nigdy dotąd.
Czym więc były wcześniej? Pustym frazesem? Pobożnym życzeniem? Wyświechtaną formułką., którą powinni wypowiadać ludzie, którzy są razem? Ale… przecież oni nie byli razem – każde żyło własnym życiem, w swoim, niedostępnym (a może niezrozumiałym) dla drugiej strony, świecie.
Aż tyle musiało się wydarzyć, żeby to dostrzegła i zrozumiała?
Musiała spotkać miłość – naprawdę pokochać i poczuć, że jest kochaną, żeby poznać jej moc i siebie, żeby uwierzyć, że tak naprawdę, los okazał się łaskawy – dał jej szansę na to, czego mogła nigdy nie doświadczyć.
Jak porozmawiać z Markiem? Jak powiedzieć mu, że nie jest jego wrogiem? Już nie….

Tu, na tej pustej plaży, kiedy siedziała wtulona w swojego mężczyznę, dotarło do niej jeszcze i to, że przed nią długa i niełatwa droga, do całkowitego zapoznania się z tym wszystkim, czego do tej pory nie chciała widzieć, nie starała się zrozumieć, na co patrzyła z wyżyn swojej pychy i przekonania bycia “tą lepszą”.
“Jeśli wybierasz się w podróż, niech będzie to podróż długa,
Wędrowanie pozornie bez celu, błądzenie po omacku,
Żebyś nie tylko oczami, ale także dotykiem poznał szorstkość ziemi
I abyś całą skórą zmierzył się ze światem”.
Przypomniało się jej to, co kiedyś gdzieś przeczytała. Dlaczego akurat teraz? Dlaczego akurat to? Tak to chyba było. Nie pamiętała dokładnie, ale wtedy tego nie zrozumiała, a teraz…? Teraz, chyba chciała wyruszyć w tę podróż z człowiekiem, który nauczył ją tylu ważnych rzeczy, który pokazał jej prawdziwą miłość….

* autorem cytowanego fragmentu jest Z. Herbert..

***

2 komentarze:

  1. Wypatrywałam, wypatrywałam i opłaciło się :) Jak zawsze ślicznie i w ogóle super... <3 Strasznie ciekawi mnie jak rozwiążesz problem Agaty i zaintrygowałaś mnie postawą Pauliny! Jestem bardzo ciekawa jej wyznania względem Marka, a także rozmowy Ulki z Paulem :D No i znowu będę wypatrywać z utęsknieniem :P

    kejpi

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudne... Zawsze czekam na kolejne odcinki tego cyklu!

    OdpowiedzUsuń