Get your own Digital Clock

poniedziałek, 1 marca 2010

W miejsce Jaska...wprowadza się SWB :) cz.13

Od pamiętnego spotkania z Pawłem Kubickim minęło trochę czasu. Ula zdołała ochłonąć – przestała się bać, denerwować. Zdawało się, że nawet zapomniała o tym trochę dziwnym, w gruncie rzeczy, epizodzie, który, jakby nie było, zarówno nią, jak i Markiem trochę potrząsnął. Oboje wynieśli z tego pewne spostrzeżenia. Ula, upewniła się, że może liczyć na bardzo wiele ze strony męża, że stoi za nią murem, nawet w sytuacji, gdy nie do końca akceptuje jej poczynania. Ufa jej, choć wiele go to pewnie kosztuje, gdy wypełnia go lęk, odzywa się zazdrość..
Marek uzmysłowił sobie, że piękna kobieta, choć może być obiektem zainteresowania, czy pożądania, wcale nie musi na nie odpowiadać. Taka właśnie jest jego żona, a on powinien to szanować i starać się jej nigdy nie zawieść. “Może powinienem nauczyć się puchnąć z dumy, gdy faceci nie mogą się powstrzymać, żeby się za nią nie obejrzeć, a nie gotować z zazdrości, bo przecież jest ze mną, przy mnie. To oni mogą mi zazdrościć.”
Było jednak coś, co nie dawało mu spokoju – kto chciał ich zniszczyć, kto aż tak źle im życzy, kto ma w sobie aż tyle nienawiści? Myślał o tym często i zawsze i tak wypadało na Paulinę. Stawały mu wtedy przed oczyma różne sceny z jej udziałem, jej słowa, kiedy powiedział, że zdradził, że jest Ula, że to nie żaden przelotny romans. “Zapłacisz za to wszystko, zapłacisz…” – on miał na myśli poniesienie kosztów związanych ze ślubem, do którego nie doszło i wydawało mu się, że ona też tylko o tym myślała. Od jakiegoś czasu, jednak, nie był już tego taki pewien. Po tym wszystkim poniosła przecież kolejną porażkę, kiedy posunęła się nawet do podstępu i kłamstw, chcąc pozbyć się Uli ze szpitala i z ich życia, a on, zamiast z nią do Włoch, pojechał na pokaz. Może teraz właśnie nadszedł czas zapłaty? Próbował podpytać mamę, czy znowu dzwoniła, ale okazało się, że nie. Helena też niewiele wiedziała, jak żyje, czy jest szczęśliwa.
Ula trochę bagatelizowała te jego obawy. Nie lubiła Pauliny, to fakt. Był czas, kiedy się jej bała, ale to przecież nie powód, żeby podejrzewać ją o takie intrygi. Z nimi jednak zawsze kojarzył się jej Aleks, ale w tym przypadku… Nie. To jednak do niego nie pasowało. Miałby prosić Paula o coś takiego? Więc kto? Pytanie przez cały czas pozostawało bez odpowiedzi. Tonęło w nawale codziennych spraw, ale czasem się pojawiało.
Z pięknej jesieni, mieniącej się odcieniami żółci, czerwieni, brązu, rudości, niewiele już pozostało. Po smutnych, deszczowych dniach, które odbierały energię, ten, który przywitał ich wesołymi promieniami słońca wpadającymi do sypialni był, jak piękny prezent. Przywracał chęć do życia, do pracy. Kiedy Marek się obudził, Uli już obok nie było. Musiała wstać przed chwilą – miejsce było jeszcze ciepłe, pachniało nią… Wtulił twarz w jej poduszkę i miał ochotę tak trwać.
- Wstawaj, śpiochu. Śniadanie na stole – pochyliła się nad nim czule.
Nie reagował.
- Marek. Nie udawaj, że śpisz..
Niespodziewanie pociągnął ją na łóżko. Roześmiała się :
- Co robisz, wariacie. Wstawaj, bo spóźnimy się do firmy, a dzisiaj, przecież wybieramy modelki do tego nowego katalogu..
- Pshemko wybierze.
- Nie, Pshemko wybierze, tylko ja też tam muszę być. Popatrz, jakie piękne słońce.
- Wstanę, jak mnie pocałujesz i mocno przytulisz.
- Nie, no jesteś gorszy niż Jasiek. On mnie przynajmniej nie szantażuje.
Spojrzała na jego szelmowski uśmieszek. Nadal. się nie ruszał. Cmoknęła go w policzek.
- Co to miało być? Tylko na tyle zasłużyłem? Pokażę ci, jak to się robi..
Energicznie przyciągnął ją do siebie i bardzo namiętnie pocałował, tuląc i wichrząc jej włosy. Broniła się, ale tak naprawdę, kochała w nim tę spontaniczność i odrobinę szaleństwa…
Dzwonek do drzwi, zapowiadający przyjście pani Marii, przywołał ich do rzeczywistości.

Weszła do sekretariatu i natychmiast rzuciła się jej w oczy naburmuszona mina Violi.
- Co jest? Pokłóciłyście się?
- My? Nie. Ale zobacz, jak ja wyglądam.
Ula nie wiedziała, o co chodzi.
- No jak, normalnie. Jak kobieta w ciąży.
- Normalnie. Normalnie. Jak ja , Ulka mogę wyglądać normalnie, kiedy całą noc nie spałam. Popatrz, jakie mam sińce pod oczami. I jak ja pójdę na te zdjęcia, co?
No tak – w katalogu, do którego dzisiaj będą robione zdjęcia, jedna część poświęcona będzie kolekcji dla przyszłych mam i Viola zdecydowała się pozować.
- Czemu nie spałaś? Źle się czułaś?
- Wiesz co? Ja nie wierzę lekarzowi, że to jest dziewczynka. To musi być chłopak. Dziewczynka nie miałaby siły, żeby tak kopać. No po prostu, cały brzuch mi skakał.
- No wiesz, jeśli dziecko odziedziczyło ekspresję po mamusi, to wcale się nie dziwię, że nie pozwala ci spać.
- Dziękuję ci bardzo. Naprawdę. Myślałam, że chociaż ty mnie zrozumiesz. I co ja teraz z tymi sińcami zrobię?
Ula, wchodząc do gabinetu pomyślała tylko, że Viola mogłaby już urodzić – wszyscy mieliby trochę oddechu.
Zamierzała iść sprawdzić, jak przygotowania do zdjęć, kiedy usłyszała pukanie do drzwi. Dość niedbale odpowiedziała “Proszę”, zajęta szukaniem komórki w przepastnej torbie. Spojrzała w kierunku drzwi i znieruchomiała. Stała w nich… Klaudia. “A ta tu czego? Znowu coś się będzie działo?”
Wymieniły uprzejme “dzień dobry”. Klaudia rozglądała się, nawet niezbyt dyskretnie, po bardzo dobrze znanym jej pomieszczeniu. Niewiele się zmieniło przez te lata – kanapa, biurko, regały – wszystko było na swoim miejscu. Przybyło tylko kwiatów i zniknęły z biurka samochodziki Marka… I najważniejsze – nie było w nim Marka, tylko jego żona. “Co za paradoks – pomyślała”.
Ula przyglądała się bez słowa temu, jak wodzi wzrokiem niemal po każdym centymetrze jej gabinetu.
Klaudia wyglądała inaczej, niż Ula ją zapamiętała. Wtedy, krzykliwa, prowokująca, pewna siebie, wyzywająca. Teraz, bez trudu dało się zauważyć widoczną już ciążę, co wprawiło Ulkę w niemałe zdumienie (Klaudia i ciąża, dziecko? A co z figurą? Wszystko się zmienia, nie ma co.), ale też nic nie pozostało z jej zadziorności i pewności siebie. Była zadbaną, elegancką przyszłą mamą. Z jej twarzy bił spokój, może nawet lekkie onieśmielenie.
- Słucham, o co chodzi – Ula przerwała w końcu to dziwne milczenie – Jeśli przyszłaś do Marka, to…
- Nie przyszłam do Marka. Dotarła do mnie wiadomość, że wybieracie modelki do katalogu, także do strojów dla przyszłych mam. Co prawdą, modelką nie jestem już od jakiegoś czasu, ale mamą będę niedługo i chciałam zapytać, czy mogę liczyć na jakieś fory przy wyborze.- roześmiała się – Wiem, wiem, nigdy się nie kochałyśmy, ale to już przecież przeszłość. Obu nam się udało w życiu, więc po co pamiętać o tamtym. Zmieniłaś się.
- Noo tak – Ulka zupełnie nie wiedziała, co o tym sądzić – Tylko wiesz, ja sama nie decyduję…
- Tak, tak – Pshemko. W dodatku pewnie wcale się nie zmienił, ale może miałabym jednak jakąś szansę? Zerwałam z tym zajęciem jakiś czas temu, ale bywa, że choć przez chwilę, mam ochotę przypomnieć sobie, jak to było, poczuć ten klimat.
Ula zupełnie nie wiedziała, jak zareagować. Czy chciała ją mieć tutaj chociaż przez chwilę? Niby się zmieniła, jej życie chyba też, skoro jest w ciąży, ale…
Klaudia, jakby czytała w jej myślach. Trochę ją to nawet rozbawiło – wiedziała przecież, że tak będzie.
- Ulka, coś sobie wyjaśnijmy, bo wcześniej się jakoś nie złożyło. Może wyda ci się to dziwne po tym, co kiedyś tutaj widziałaś, ale Marek od dawna mnie nie interesuje tak, jak i ja jego. Zresztą – mam swoje życie, swojego Michała i jeszcze kogoś, kto w ogóle się ze mną nie rozstaje – tu wymownie pogłaskała się po brzuchu. – Co do Marka, ostatni raz widziałam się z nim kilka lat temu. Wtedy jeszcze nie byliście razem. On bardzo cierpiał, żył jakby w innym wymiarze. Seba myślał, że pomoże mu spotkanie ze mną. Szczerze w to wątpiłam, ale spotkaliśmy się w trójkę w klubie. Potem pojechałam do niego, ale to już nie był ten facet, którego wcześniej znałam. Nie dotknął mnie nawet, nie pocałował, za to powiedział, że pierwszy raz w życiu naprawdę kocha – ciebie. Nigdy go takim nie widziałam i właśnie dlatego, nigdy nie uwierzę, że teraz też mógłby go interesować ktoś inny, niż ty.

Ulka uświadomiła sobie, że właśnie usłyszała od Klaudii dokładnie to samo, co kiedyś powiedział jej Marek. Jakoś trudno było jej wyobrazić sobie minę tamtej, kiedy usłyszała takie jednoznaczne wyznanie od kogoś, kogo przecież kochała, za kim szalała, ośmieszała się nawet. Spojrzała na nią. Widać było, że to, co przed chwilą powiedziała, nie wzbudzało w niej żadnych emocji – to był po prostu jasny i prosty przekaz, dotyczący pewnego zdarzenia z przeszłości.. Chyba nie spodziewała się tego po niej, ale zaskoczenie było miłe i sprawiło, że napięcie także opadło.
Zauważyła uśmiech na ustach Klaudii. Popatrzyła pytająco.
- Coś sobie przypomniałam – powiedziała.
- Tak?
- Jak kiedyś broniłaś Marka przede mną. Wiem, byłam potwornie głupia i zachowywałam się, jak skończona idiotka. Za to ty byłaś, jak lwica.
Uli też stanęły przed oczyma sceny, kiedy usiłowała za nogę wyciągnąć pól nagą i niezbyt trzeźwą Klaudię z gabinetu Marka, obniżanie temperatury, żeby zmusić ją do ubrania się, Włączenie alarmu przeciwpożarowego i całe zamieszanie z tym związane… Popatrzyły na siebie i obie wybuchły śmiechem. Drzwi nagle otworzyły się i do gabinetu wszedł Marek.
- Kochanie… Klaudia?? Co ty tu robisz?
Obie kobiety nadal. się śmiały. Nic z tego nie rozumiał. Ulka z Klaudią? Na jednej kanapie? Śmieją się? Był tak zaskoczony, że dopiero teraz zauważył odmienny stan Klaudii. Jego zdumienie było tak widoczne, że to rozbawiło je jeszcze bardziej.
- Co wam się stało? – zapytał wreszcie.
- Nic takiego. Wspominałyśmy dawne czasy, o których ściany tego gabinetu wiele mogłyby powiedzieć.
Chyba już wiedział, co mogła mieć na myśli Ulka i, mimo że ją to bawiło, sam poczuł się trochę niezręcznie.
- Klaudia chciałaby pozować do zdjęć w naszej kolekcji “dla mam”.
- Nooo… Widzę, że podstawowy warunek spełniasz – niespodziewanie zwrócił się do niej. – Chyba wiele się u ciebie zmieniło?
- Tak. Poukładałam swoje życie. Znalazłam miłość i wewnętrzny spokój.
- Wrócisz do modelingu?
- Nie. Chciałam tylko teraz. Ten raz…
- Jasne. Rozumiem. Widzę, że dogadałyście się już z Ulką w tym temacie.
- Niezupełnie. Jest jeszcze Pshemko, ale myślę, że go przekonam.
Okazało się, że udziałem Klaudii w sesji, bardziej od mistrza zdegustowana była … Violetta.
- No wiesz, Ulka? Jak mogłaś mi to zrobić?
- Co takiego Viola?
- Zgodziłaś się na Klaudię.
- A ty masz z tym jakiś problem? Przecież bierzesz udział w tej sesji.
- Ale to w ogóle nie o to chodzi.
- Tak? A o co?
- Nie udawaj Niemca.
- Greka.
- Co?
- Nie udawaj Greka, jeśli już. Nie udaję, Viola. Ani Niemca, ani Greka. W ogóle nie udaję. Po prostu, nie wiem, co masz na myśli.
- Już zapomniałaś, jak ona z Markiem… No wiesz.
- Właśnie dzisiaj sobie to przypomniałyśmy i nawet nas to rozbawiło.
Viola spojrzała niemal ze zgorszeniem.
- No nie patrz tak na mnie. To chyba lepsze, niż skakanie sobie do oczu, prawda?
- Ulka, ja cię nie rozumiem. Ciekawe, co Marek na to?
- Spytaj go. Ja myślę, że jest zadowolony.
Marek rzeczywiście był zadowolony. Zachowanie Uli wskazywało , że potrafiła przejść do porządku dziennego nad przeszłością, że mu ufała, choć musiał przyznać, że kiedy zobaczył Klaudię na tej kanapie, poczuł gorąco, z obawy, że jej pojawienie się zwiastuje kolejne kłopoty.

- Dziękuję, kochanie – pocałował ją w kark, gdy stawiała właśnie przed nim filiżankę z herbatą.
- Tak? A za co?
- Za twój zdrowy rozsądek, za mądrość, za to, jak potraktowałaś Klaudię… Powiem ci, że byłem w szoku, gdy was tak siedzące we dwie zobaczyłem.
- Ja też nie sądziłam, że tak się potoczy to spotkanie, ale… powiedziała mi że, gdy kiedyś przyszła cię “pocieszać” wyznałeś, że mnie kochasz. Nie wyobrażam sobie tej sceny, ani tego, jak akurat ona się poczuła.
- Nie wiem, jak się poczuła, ale wiem, jak zareagowała, bo tego się po niej nie spodziewałem. Wiesz, to było dziwne, ale ona pierwsza mi uwierzyła, nie dziwiła się, nie podejrzewała, że to chwilowe zauroczenie. Po prostu mi uwierzyła i naprawdę nie próbowała żadnych swoich sztuczek. Byłem jej za to bardzo wdzięczny.
- Tak, zmieniła się. Bardzo.
- Dobrze, że jej się też życie ułożyło.
Rozmowę przerwał im dzwonek telefonu. Helena. Było już dosyć późno, więc trochę to Marka zdziwiło. Po standardowych pytaniach o niego, Ulę, Jaśka, firmę powinna przejść do meritum i Marek zastanawiał się, o co może chodzić tym razem.
- Synku, dzwoniła Paulinka. Ze szpitala.
- A co się stało? – nawet nie próbował udawać, że go to zmartwiło.
- Miała wypadek. Jest połamana. Przez dwa dni była nieprzytomna.
- I zadzwoniła specjalnie, żeby ci o tym powiedzieć? Przecież sama mówiłaś, że od jakiegoś czasu prawie w ogóle się nie odzywała.
- No tak, ale to jednak nieszczęście.
- Skoro dzwoniła, to chyba już jej lepiej, prawda?
- Marek! Naprawdę musisz być taki obcesowy?
- A jaki mam być, mamo? Czego ode mnie oczekujesz?
- No właśnie. Ja wiem, jak to zabrzmi, ale może trzeba by tam do niej pojechać? Ona jest taka sama…
- Przecież jest Aleks, babcia, znajomi…
- Aleks ma firmę na głowie, czego można oczekiwać od babci, staruszki, a ze znajomymi, to wiesz, różnie bywa. Kiedy ty leżałeś w szpitalu przecież przy tobie była.
Marek aż się zatrząsł. Była, oczywiście, bo miała w tym konkretny cel. Bał się pomyśleć, co matka ma na myśli.
- Mamo, jeśli uważasz, że to konieczne, to leć tam, ale ja nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. Poza tym, jesteś pewna, że ona naprawdę ten wypadek miała?
- Marek, no wiesz. Wszystko rozumiem, ale nie musisz być aż tak cyniczny.
- Nie jestem. Po prostu jej nie ufam. Jeszcze raz mówię,- uważasz, że powinnaś jechać, to jedź tam. Nie mogę ci przecież zabronić.
- Właściwie myślałam, że może polecielibyśmy oboje. Wiem, że może wiele wymagam, ale…
- NIE. Nie, mamo. Nawet nie kończ. Wymagasz za dużo. Przykro mi, ale nigdzie się nie wybieram. Nie czuję takiej potrzeby. W ogóle, zresztą, dziwię się, że coś takiego przyszło ci do głowy.
- Boisz się, że Ulka nie zrozumie?
- Nawet nie będę o to pytał, ani prosił. Po prostu, sam nie chcę i tyle.
- Ale nie denerwuj się. Zapytałam tylko, bo wiesz, jak nie lubię sama latać.
- Więc nie leć. Naprawdę myślę, że nie ma takiej potrzeby.
Mama chyba nie była zadowolona z jego stanowczej odmowy. Chciał już skończyć tę rozmowę, bo czuł, że jego zdenerwowanie sięga zenitu. Kiedy wreszcie się rozłączył nie mógł zapanować nad sobą. Przemierzał kuchnię wzdłuż i wszerz.
- Cholera. Nie wierzę. Naprawdę nie wierzę.
- Marek, co się stało? W co nie wierzysz? Uspokój się, proszę.
- Paulina zadzwoniła do mamy. Podobno miała wypadek, leży w szpitalu połamana, a mama wpadła na pomysł, żeby lecieć ją odwiedzić. Rozumiesz?
- Jaki wypadek?
- Nie wiem, bo nawet nie zapytałem. Zresztą, wiesz co? Podejrzewam, że nie było żadnego wypadku. Ona w tej swojej chorej głowie coś kombinuje.
- Chyba jednak przesadzasz. Dlaczego miałaby coś takiego wymyślać?
- Nie wiem, Ulka. Nie wiem, ale tak czuję. Może liczy na to, że po takiej wiadomości mama do niej poleci? Jak widzisz, nawet słusznie?
- No i co z tego? Marek, nie możesz mamie tego zabronić, bez względu na własne relacje z Pauliną.
- Nie zamierzam. Tylko ona boi się latać sama, więc nieśmiało zapytała, czy nie poleciałbym z nią i to już uznałem za przegięcie..
Ula poczuła niepokój. Czyżby to rzeczywiście była aż tak perfekcyjna gra Pauliny?
- Co ty na to?
- No jak, co ja na to? Jeśli mama ma ochotę naocznie sprawdzić, w jakim stanie jest Paula, to bardzo proszę, ale ja się nigdzie nie wybieram. Ona coś knuje, mówię ci. Tylko, jak się tego dowiedzieć? Jestem prawie pewien, że ta cała akcja z Paulem, to też była jej robota, a skoro się nie udała, to musiała wymyślić coś innego.
- Kochanie, przerażasz mnie. Czemu miałaby wymyślać takie intrygi? Co miałby dla niej załatwić ewentualny przyjazd twojej mamy? Przecież to się kupy nie trzyma.
- Nie do końca. Może właśnie liczyła na to, że mama będzie chciała namówić mnie na wspólną podróż, bo wie, że nie lubi latać sama?
- No dobrze. Przyjmijmy, że tak i co dalej? Będzie chciała cię uwieść na szpitalnym łóżku, w obecności twojej mamy? Marek, zastanów się.
- Co ty sugerujesz? Że powinienem lecieć?
- Nie. Chcę ci tylko powiedzieć, że trudno mi się dopatrzyć w tym jakiejś intrygi.
- Może wystarczyłby jej fakt, że przyleciałem, bo to oznaczałoby, że nadal. jest dla mnie ważna? No i ciebie by tym dotknęła… Pamiętasz, co powiedział Paul? Że ktoś nam źle życzy, że chce, żebyśmy cierpieli, chce między nami namieszać. Znasz jeszcze kogoś oprócz niej, kto chciałby to zrobić i miał powód? Bo ja nie.
- To jest jakaś paranoja. Wiem, że czuła się zraniona, skrzywdzona, porzucona ,ale kiedy to było, co? Przez tyle lat obmyślała zemstę?
- Nie wiem, Ulka. Nie wiem. Mama mówiła, że nadal. jest sama. Może wcześniej liczyła , że znajdzie kogoś i poukłada swoje życie, ale się nie udało, więc uznała, że to moja, nasza wina, bo gdyby nie to rozstanie, już nie musiałaby nikogo szukać? Układałaby tylko to nasze życie według swojego planu. Paula, to typ, który nie uwzględnia w swoim życiu porażek, nie zastanawia się nad ich przyczynami.
- Chyba tego nie rozumiem. Powinnam pewnie czuć się winna. Gdybym nie weszła między was…
- Proszę cię – nic nie mów. Nawet nie chcę myśleć, co by było, gdyby stało się inaczej. Jak wyglądałoby moje życie, jaki miałoby sens? Może jej problem właśnie na tym polega, że nikt nie pokazał jej, czym jest prawdziwa miłość? Tak, jak ty mnie?
Posadził ją sobie na kolanach. Przytulił. Przez chwilę nic nie mówili.
- Miałem cholernie dużo szczęścia, że pewnego dnia pojawiłaś się w FD. Że ze mną rozmawiałaś, byłaś szczera, czasem do bólu. Że wierzyłaś we mnie nawet wtedy, kiedy sam nie widziałem nadziei ani szans. Nie wiem, czym sobie na to zasłużyłem, ale znalazłem to, czego ona ciągle szuka. Tak bardzo cię kocham…
Objęła go za szyję i wtuliła się w ramię.
- Ale ty zdecydowałeś się walczyć, nawet ze sobą, żeby to “coś” znaleźć, zrozumieć, zdobyć. Paulina, chyba zawsze chciała tylko posiadać, przekonana o swojej doskonałości. Nie martw się. Jeśli to nawet jakaś intryga z jej strony, to i tak się nie uda. Dopóki mamy siebie i sobie ufamy, nic nam nie grozi.
- Popatrz, a mówią, że piękno nie idzie w parze z mądrością. Jesteś wyjątkiem, kochanie.
- Przeceniasz mnie. Też musiałam dojrzeć, coś w sobie zmienić, żeby zrozumieć i uwierzyć, że nie zawsze ktoś, kto ekscytował się gonieniem kolejnego króliczka, będzie to robił do końca życia.
- No fakt – mówią, że kiedy się już króliczka złapie, to zabawa skończona, ale dla mnie, o dziwo, dopiero się zaczęła.
Zamyślił się na chwilę.
- Wiesz co? A może takie staranie się, żeby było dobrze, żeby niczego nie stracić jest jakąś odmianą tej” zabawy” ? W każdym razie – złapałem króliczka i nie zamierzam wypuścić go ze swoich rąk. Co ty na to?
- Podoba mi się. A co z mamą? Pauliną?
- Nieważne. Nie teraz.
Wziął ją na ręce.
- Marek, co robisz?
- Zaraz zobaczysz – ruszył w kierunku sypialni.
Noc była cudowna, przebudzenie również, jednak uśpiona chwilowo myśl o matce, Paulinie i o tym, co się za tym wszystkim kryje, powróciła bardzo szybko.
Postanowił pogadać o tym z Sebą, kiedy jednak wszedł do niego, szybko zorientował się, że kumpel też ma problemy. Siedział jakiś zgaszony i beznamiętnie obracał kółko miniaturowego motocykla, który od zawsze stał na jego biurku.
- Widzę, że nie najlepiej trafiłem.
- Cześć Marek. Spokojnie, u mnie to ostatnio norma.
- Co tym razem?
- Klaudia.
- Klaudia? A co ty masz z nią wspólnego?
- Ja nic, ale od wczoraj słucham, jak Ulka mogła dopuścić Klaudię do zdjęć. Rozumiesz – Violka sobie wymarzyła, że będzie gwiazdą, a pozostałe, to tylko przypadkowe podróbki, amatorszczyzna.. Tymczasem jej blask został nadwyrężony przez nieprzespaną noc, a na dodatek jeszcze pojawiła się Klaudia właśnie. To tak z grubsza. Wiesz co? Nie chce mi się o tym gadać. Do rozwiązania pozostało jeszcze półtora miesiąca i czekam na to, jak na zbawienie. Mam nadzieję, że kiedy pojawi się dziecko ona trochę odpuści. Chyba ciągle się boi, że coś może się nie udać.
- No to faktycznie, chyba masz przerąbane, ale może to i racja, że jak już szczęśliwie urodzi, wszystko się zmieni.?
- Ciesz się, farciarzu, że nie wiesz, co to takie problemy.
- Cieszę się, ale za to mam inne.
- No to z czym przyszedłeś?
Opowiedział mu pokrótce o telefonie od matki i swoich podejrzeniach, co do Pauliny.
- Pojedziesz?
- Nie mam takiego zamiaru.
- Dlaczego sądzisz, że Paula to wszystko wymyśliła?
- Nie wiem. Bo to mi do niej pasuje? Bo tak czuję?
- Spróbuj to jakoś sprawdzić.
- Łatwo powiedzieć, tylko jak?
- Może jak mama pojedzie, to coś zauważy.
- Jeśli pojedzie. Też mam czasem tego dość – co jedno się wyprostuje, to już ze chwilę kolejna niespodzianka.
- Grzechy przeszłości się kłaniają – roześmiał się Seba.
- Najwyraźniej grzeszyłem z nieodpowiednimi osobami. Dobra, stary. Idę, bo muszę jeszcze zajrzeć do Ulki. Co ci mogę powiedzieć – wytrzymaj jeszcze te półtora miesiąca.
Spotkał Ulę na korytarzu, gdy wracała z księgowości.
- Słuchaj, może wpadlibyśmy dzisiaj do rodziców. Muszę się dowiedzieć, co w końcu mama postanowiła i uzmysłowić jej, że na pewno nie pojadę.
- Nie wiem. Może pojedź sam, bo Jasiek ma katar i chyba lepiej z nim nie wychodzić. Poza tym, mama pewnie będzie swobodniejsza, akurat w tym temacie, kiedy mnie przy tym nie będzie.
- Samemu specjalnie nie chce mi się jechać, ale pewnie masz rację. Muszę to jakoś załatwić, a wolałbym nie przez telefon.
- Marek, rozumiem. Przecież nie mam nic przeciwko temu.
- Wiem, kochanie. Wiem. Pojadę w takim razie zaraz po pracy.
Nie lubiła tej pory roku. Połowa listopada – już nie jesień a jeszcze nie zima, biorąc pod uwagę to, co działo się na dworze. Zacinał deszcz ze śniegiem. Jechało się potwornie i do tego te korki… Jasiek był trochę marudny. Nie miał temperatury, ale katar i tak mu przeszkadzał.
Układała z nim klocki, budowała jakieś gigantyczne wieże, które za chwilę z łoskotem rozsypywały się na podłodze. Myślała o Paulinie. Co zrobić, jeśli Helena jednak postanowi lecieć? Może Marek nie powinien zostawiać jej samej? Niby niczego się nie obawiała, ale jednak wolałaby, żeby tam nie leciał. Nie do niej. Nie wiedzieć dlaczego stanęły je przed oczyma sceny ze szpitala po wypadku Marka. A jeśli on ma rację, że to ona stoi za tą całą intrygą?
Z rozmyślań wyrwał ją powrót Marka. Popatrzyła na niego pytająco.
- Co ustaliliście?
- Przekonałem mamę, że nie ma potrzeby, żeby leciała do Włoch. Zresztą, tata mnie poparł.
- Tak łatwo się poddała?
- Wiesz, ona naprawdę boi się latać sama, a ja zdecydowanie odmówiłem.
- Nie miała o to pretensji?
- Nieee. Myślę, że mnie zrozumiała. Powiedziała, że będzie do niej dzwoniła i dowiadywała się o zdrowie.

***

Paulina była wściekła. Właśnie skończyła rozmawiać z Heleną. To nie tak miało być. Kiedy zadzwoniła, żeby powiedzieć jej o wypadku, specjalnie trochę wszystko podkoloryzowała. Prawda, że leżała w szpitalu po tym, jak zagapiła się przechodząc przez jezdnię i jakiś zwariowany taksówkarz ją potrącił. Miała jednak tylko kilka zadrapań i złamaną nogę. Wydawało się jej, że zna Helenę i na taką wiadomość, ta po prostu nie zostawi jej samej. Liczyła, że będzie chciała przekonać Marka, żeby przyjechał z nią, a on ulegnie matce i zgodzi się. Niewiele by tym zyskała, ale przynajmniej tamta byłaby wściekła. Może nie byłaby taka pewna siebie? Może można by było potem jeszcze to jakoś wykorzystać? Nie mogła przestać myśleć o tym od chwili, kiedy Paul powiedział jej, że nic nie wskórał, że to związek nie do ruszenia, że powinna ich zostawić w spokoju. Co za brednie. Nieudacznik, po prostu. A teraz jeszcze Helena – nie przyjedzie. Pyta o zdrowie, czy lepiej, czy nic jej nie grozi, obiecuje częściej dzwonić i to wszystko. Czuje wściekłość. A może bezsilność? Ma się z tym wszystkim po prostu pogodzić? Może powinna? Może tak będzie lepiej?

***

Kolejne tygodnie przyniosły zimę, przybliżyły Boże Narodzenie i dały trochę wytchnienia od różnych niespodzianek i nieprzewidzianych zbiegów okoliczności. Nawet Marek chyba już rzadziej zastanawiał się nad tym, komu tak bardzo zależało na tym, żeby ich małżeństwo zatrzęsło się w posadach.
- Wiesz co? Myślę sobie, że może wybralibyśmy się po świętach na jakiś tydzień w góry? Odetchnęlibyśmy trochę.
- Byłoby miło, ale sama nie wiem. Pakowanie rzeczy Jaśka na taki wyjazd mnie przerasta.
- Ja to zrobię i wtedy nie trzeba będzie nawet pożyczać samochodu od rodziców.
- O tak, tego jestem pewna. Tylko dziecko nie wyjdzie na dwór, bo nie będzie miało w czym.
- Będzie, będzie.. Ale dobrze – pogadamy o tym jeszcze.

Przy windzie spotkali Sebastiana. Był zdenerwowany. Okazało się, że poprzedniego wieczora Viola źle się poczuła, pojechali do lekarza, dostała skierowanie do szpitala, gdzie będzie musiała pozostać aż do rozwiązania.
- Stary, nie martw się na zapas. To chyba dobrze, że jest pod stałą opieką lekarską, nie?
- No dobrze, dobrze, ale i tak się boję. Jadę do niej na chwilę. Cześć.
Chcieli jeszcze powiedzieć, żeby ją pozdrowił, ale drzwi windy już się zamknęły.
- No to zostałam bez sekretarki. Ociągałam się z tym szukaniem zastępstwa, a teraz wszystko spadnie na Anię.
- Damy ogłoszenie do agencji i na pewno szybko się kogoś znajdzie.

Do gabinetu wpadł, jak bomba, rozentuzjazmowany Wojtek. Pani prezes aż podskoczyła na fotelu.
- Ulka – wołał od drzwi – nie uwierzysz, jak ci powiem.
- Daj mi szansę, może uwierzę. Tylko błagam, trochę ciszej.
- Na święta przyjedzie do mnie mama. Kumasz?
- Jak na razie, kumam.
- No. Dobra, co ci będę opowiadał. Zaprosiłem na wigilię ojca i…
- I?
- Zgodził się. Nie wierzyłem, ale się zgodził – Wojtek cieszył się, jak dziecko.
- To wspaniale. Będziesz miał rodzinną wigilię. Tak powinno być. Ale… zaraz. Mam nadzieję, że tym razem nie zrobiłeś im niespodzianki? Pshemko wie, że mama będzie?
- Nie, no jasne. Dwa dni się zastanawiał, że niby wiesz, taki nieugięty, ale czułem, że nie odmówi.
- Cieszę się. Naprawdę.
- A ja? Nawet nie masz pojęcia..
Wypadł równie szybko, jak wpadł.
Ula uśmiechnęła się do siebie :”No, no. Nawet Pshemko robi postępy”.
Oni w tym roku mieli spędzić wigilię u teściów. Oczywiście – ojciec z Alą, Beatką i Jaśkiem, który w końcu wrócił do kraju i na uczelnię – również. Tylko Kinga już na niego nie czekała i, tym razem nic nie zapowiadało powtórnego zejścia się tych dwojga.
Kiedyś obawiała się takich rodzinnych spotkań bo, choć wszyscy byli dla siebie mili, było to jednak zderzenie dwóch światów i trochę sztuczności wisiało w powietrzu. Jednak i to się zmieniło, zwłaszcza jeśli chodzi o relacje Krzysztofa i Józefa. Czy lody przełamywała słynna nalewka Józefa? Nie wiadomo, ale racząc się nią przy spotkaniach znajdowali wspólne tematy, najchętniej wracając do czasów młodości. Mieli dla siebie szacunek i coraz więcej sympatii.
W wigilię, zanim wyszli z pracy zadzwonił pół przytomny Seba, by podzielić się radosną nowiną, że właśnie został ojcem ślicznej Zuzanki.
- Niezły prezent pod choinkę, co? – roześmiał się Marek.
- O tak, ale najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło.

Po Nowym Roku Ula przeglądała aplikacje, które nadeszły od chętnych na stanowisko sekretarki. Ala przeprowadziła wstępną selekcję i wybrane dokumenty przyniosła do przejrzenia Uli.
Siedziała nad tymi papierami i przypomniała sobie, jak sama przed kilku laty rozsyłała swoje CV do dziesiątków firm i, jak była szczęśliwa, kiedy, w końcu zadzwonił do niej Seba z wiadomością, że została przyjęta. Boże, to przecież nie było wieki temu, a jej życie zmieniło się diametralnie. Stanęła przy oknie, przebiegając w myślach miniony czas – gdyby ktoś wtedy powiedział jej : “Zrobisz tu karierę, dziewczyno, a Marek, do którego wzdychasz skrycie będzie największą miłością twojego życia i mężem”, uznałaby to za wyjątkowo kiepski żart. A jednak…
- O czym myślisz, kochanie? – Marek wszedł niezauważony, objął ją w pasie i wtulił twarz w jej włosy.
- Myślę… o pewnej Uli Cieplak, która kilka lat temu dostała tu pracę, jako sekretarka…
- No, pamiętam ją. Była trochę nieśmiała, ale profesjonalistka, zasadnicza. Świetna dziewczyna. Podobno zupełnie zawróciła w głowie swojemu szefowi. Zaraz, jak ona się teraz nazywa? Dobrzańska?
- Tak. Właśnie, Dobrzańska. Marek, kiedy to było?
- Wcale nie tak dawno, kochanie. Tylko ty masz zdolność do robienia błyskawicznej kariery. Co, masz kandydatki na stanowisko Violi?
- Właśnie przeglądałam aplikacje. Ala ma je umówić na spotkanie, bo Seba przecież na urlopie, pielęgnuje swoje damy.
Kandydatek było pięć. W zasadzie wszystkie dobrze przygotowane. Wybór nie był łatwy. Ula też nie mogą się zdecydować.. Jedna z nich trochę przypominała ją samą z przed lat. Też nosiła okulary, włosy wiązała w kucyk i ubierała się dość niestandardowo – nosiła długie, kwieciste spódnice, jak widać, bez względu na porę roku. Na imię miała Agata. Jej właśnie postanowiła dać szansę.
Ania przyjęła nową koleżankę za znaczącym uśmiechem. Pewnie jej też przypominała panią prezes z początków kariery w F&D.
Dziewczyna okazała się bardzo miła, pogodna i pracowita. Szybko okiełznała totalny chaos, zarówno w komputerze, na biurku oraz dokumentacji prowadzonej przez Violettę.
Jeszcze jedno zwróciło uwagę Uli – kiedy tylko na horyzoncie pojawiał się Marek, zerkała na niego zza okularów. Nie zawsze dyskretnie. Bardzo często, kiedy był u niej, wpadała nagle z jakąś niezwykle ważną sprawą. Najpierw ją to śmieszyło, potem zaczęło niepokoić, choć Marek zdawał się zupełnie nie zwracać na to uwagi.

Tymczasem, przyszli państwo Szymczykowie byli w ferworze przedślubnych przygotowań. Kiedy Maćkowi już wydawało się, że wszystko jest ustalone, dopięte, ostateczne, Ani wpadał do głowy kolejny pomysł na “udoskonalenie”.
- Mówię ci, Ulka – niech ten ślub się już odbędzie, bo za chwilę zwariuję. Nie ogarniam tego. Ona zachowuje się, jak nie ona.
- No wiesz, dla kobiety to zawsze jest szczególny dzień i chciałaby, żeby wszystko było perfekcyjne.
- A dla mnie nie? No proszę cię.
- Jasne, że tak, Maciek. Nie denerwuj się, jeszcze tylko dwa tygodnie. Wytrzymasz. Ania już pewnie zmieniła wszystko, co chciała. Będzie dobrze.

Mimo że marcowa pogoda lubi płatać niemiłe figle, sobotni ranek – słoneczny, piękny, zapowiadał, że tym razem chyba będzie inaczej i nowożeńcom będzie świeciło słońce.. Jasiek, po śniadaniu został odtransportowany do dziadków Dobrzańskich. Radość z tego powodu była obopólna – on uwielbiał być w centrum zainteresowania, co tutaj miał w pełni zagwarantowane. Oni – bo kochali swojego wnuka nieprzytomnie.
Ula biegała, jak w ukropie – fryzjer, kosmetyczka, kwiaty… nie. Kwiaty zleci Markowi.
Oboje zostali poproszeni na świadków tego uroczystego wydarzenia.
Państwo młodzi nie przewidywali hucznego wesela, lecz raczej kameralne przyjęcie, co nie przeszkodziło zgromadzić się licznej grupie znajomych z F&D w kościele u Sióstr Wizytek na Krakowskim Przedmieściu.

Państwo młodzi udali się w podróż poślubną i teraz w sekretariacie niepodzielnie panowała Agata. Z pracą radziła sobie beż zarzutu, ale Ula jakoś nie do końca umiała ją polubić. Chyba zresztą, z wzajemnością.
Wychodziła właśnie do bufetu, kiedy zauważyła stojących na korytarzu Agatę i Marka. On coś jej tłumaczył, ona patrzyła na niego, jak zahipnotyzowana. Poczuła lekkie ukłucie w okolicy serca. Co jest? Rozmawiają przecież tylko. Podeszła. Zupełnie odruchowo wsunęła rękę pod ramię Marka, jakby chcąc zaznaczyć swoją przynależność do niego.. Mogła przysiąc, że dziewczyna rzuciła jej nieprzyjazne spojrzenie.
- Coś się stało? Jakiś problem?
- Nic ważnego, kochanie. Agata miała pewien problem ze sformułowaniem sprawozdania, ale mam nadzieję, że już wszystko jasne.
- Ze sprawozdaniem do ciebie? Agatko, przecież byłam obok. Mogłaś mnie zapytać – złapała się na tym, że zabrzmiało to trochę złośliwie.
- Będę pamiętała – dziewczyna lekko się zmieszała i szybko odeszła.

Marek odebrał pocztę z recepcji dopiero wracając z lunchu z Sebą. Przez cały czas wysłuchiwał “ochów” i “achów” na temat małej Zuzanki. Chyba nigdy nie widział go tak szczęśliwym. Violę, podobno, też te narodziny odmieniły. Po pamiętnych, dramatycznych chwilach, kiedy oboje obawiali się, że rodzicielskie szczęście nie będzie im dane, młoda mama, traktowała, niczym cud pojawienie się córeczki.
Przerzucał koperty. Jedna zainteresowała go szczególnie. Była zielona, zaadresowana na nich oboje i wysłana z Londynu. Rozpoznał pismo Julii. Czegóż ona mogła chcieć po tylu latach? Po jej pamiętnym, nagłym wyjeździe, czuł się współwinny jej utraconych nadziei na nowe otwarcie z Aleksem. Nie szukał z nią kontaktu. Ona z nim też nie, a tu nagle, proszę – list?
Otworzył kopertę. Wyjął ozdobną kartkę.
“Julia Sławińska i Aleksander Febo mają zaszczyt zawiadomić, że dnia 25 maja… o godz…. w katedrze Oliwskiej w Gdańsku zamierzają zawrzeć związek małżeński… “
Przeczytał jeszcze raz i jeszcze raz. Julia i Aleks? Jak do tego doszło? Gdzie się spotkali – ona w Londynie, on w Mediolanie…
Musiał o tym powiedzieć Ulce. Kiedy wszedł do sekretariatu, poprosił Agatę o dwie kawy do gabinetu. Był tak zaaferowany, że nawet nie zauważył rozmarzenia w oczach dziewczyny.
- Witaj, kochanie. Coś ci pokażę. Ale numer.
Położył przed nią ozdobny kartonik.
- I co ty na to?
- Nie wierzę. Wyglądało na to, że rozstali się na dobre, że nie ma żadnych szans na to, żeby kiedykolwiek mieli dążyć do spotkania.
- Może los za nich zdecydował i gdzieś się spotkali przypadkiem? W końcu, czasu było tyle, że wszystko mogło się zdarzyć. Przecież cztery, czy pięć lat minęło…
Agata weszła z kawą. Stawiając filiżankę przed Markiem, nie spuszczała z niego wzroku.
- A dlaczego ten ślub jest w Gdańsku?
- Bo Julia stamtąd pochodzi. Tam mieszkają jej rodzice. Pewnie tak chciała. Wiesz co, chyba do niej zadzwonię. Muszę się dowiedzieć, jak to się stało. W końcu ja też namieszałem w ich życiu.
Już wybierał jej numer, kiedy Ula coś zauważyła.
- Marek, poczekaj. Nie zauważyłeś? Przecież tu jest jeszcze list.
Czytali go oboje. Wszystko, a przynajmniej bardzo wiele wyjaśniał. Rzeczywiście, spotkali się z Aleksem przypadkiem, w Londynie na pokazie mody jakiejś znanej, francuskiej projektantki. Była tam zupełnie przypadkowo, zaproszona przez jakichś znajomych. Zobaczyła go, ale nie chciała się spotkać. Za bardzo bolały wspomnienia i ciągle jeszcze żywe uczucie. Ku jej zdumieniu, tym razem on wykonał pierwszy krok. Zmienił się. Żałował, że tak się z nią wtedy obszedł, ale za późno to zrozumiał. Myślał, że w końcu zdoła zabić w sobie uczucie do niej, dlatego nie szukał kontaktu, choć, kiedy jechał na ten pokaz miał nadzieję, że może jakimś cudem gdzieś ją spotka. Cud się zdarzył. Przegadali wiele godzin i postanowili dać sobie jeszcze jedną szansę. Siłę swojego uczucia sprawdzali przez dwa lata i oto teraz postanawiają się pobrać I jeszcze, na koniec zapewnienie, że Aleks wybaczył nie tylko jej tamtą chwilę słabości. Markowi również.
Oboje byli w szoku po przeczytaniu tego listu.
- Aleks musiał się bardzo zmienić, skoro potrafił wybaczyć. Chyba się tego po nim nie spodziewałem.
- Chyba nikt się już tego nie spodziewał, ale nie wiemy, co go do tego skłoniło. Nie wiemy, jak żył, jak żyje tam, we Włoszech. Może przeżył coś, o czym nie wiemy i to kazało mu parę spraw przewartościować. Mimo wszystko, cieszę się, że tak się stało . Okazuje się, że prawdziwa miłość zwyciężyła. I nawróciła nawet Aleksa.
- Wiesz co? Ja też się cieszę. Powiem więcej – chyba mi ulżyło. Żeby tak jeszcze Paulina… Ale pewnie za dużo wymagam.
- Zobaczysz, Paulinę też ktoś kiedyś jeszcze zmiękczy, rozmrozi.
- Chciałbym mieć twoją wiarę w ludzi…

1 komentarz:

  1. Uwielbiam to opowiadanie!!! Jedno z niewielu, które czytam z zapartym tchem :) SWB jesteś świetna!!! Z niecierpliwością czekam na nexta... Pozdrawiam serdecznie,

    kejpi

    OdpowiedzUsuń