Get your own Digital Clock

środa, 24 marca 2010

W miejsce Jaska...wprowadza się SWB :) EPILOG

Przez minione miesiące żyli trochę, jak na karuzeli. Marek znowu wykonywał obowiązki swoje i Uli, a w firmie panowała gorączka przygotowań do pokazu wiosennej kolekcji.
Ledwie wróciła Viola, to już okazało się, że teraz Szymczykowie spodziewają się dziecka. Cóż, tak to już jest u młodych małżeństw. Tylko to, co przez lata było stabilne i poukładane, teraz ciągle się zmieniało.
W domu też bywało trudno. Małgosia nie była tak spokojnym dzieckiem, jak jej brat. Zdarzały się okresy, kiedy noc myliła z dniem i, nie widząc zainteresowania swoją osóbką, donośnym płaczem przypominała o swoim istnieniu.
Jasiek również przeżywał trudne chwile – trochę był zazdrosny, że rodzice poświęcają swój czas także siostrze, a trochę zły, że ona ciągle jest taka mała i nie może się z nią bawić.
Pani Maria nadal przychodziła, mimo że Ula była w domu. Nie wyobrażali sobie, że mogliby się z nią rozstać. Była przecież, jak członek rodziny. A poza tym, nie zamierzali szukać nikogo innego do opieki nad Małgosią, kiedy Ula już wróci do pracy.
Po burzy jednak najczęściej wychodzi słońce, albo tęcza (jak kto woli). Jedno i drugie, cieszy wzrok, raduje serce, poprawia nastrój…
Tak też było u Uli i Marka.
Pshemko i Wojtek, przygotowując kolekcję, wznieśli się chyba na wyżyny pomysłowości i talentu. Właściwie, każdy mógł w niej znaleźć coś dla siebie. Dla Marka, po tylu latach, przygotowanie pokazu nie stanowiło już większego problemu. Zebrali bardzo dobrą prasę. Kondycja finansowa firmy była stabilna i nadspodziewanie dobra. Chyba, tych kilka lat temu, kiedy Ula wprowadzała swój plan naprawczy, nikt nie wierzył, że osiągną aż tyle.
Viola, tak bardzo cieszyła się powrotem do firmy, że postanowiła stać się chyba przodownikiem pracy. A może to opieka nad Zuzią nauczyła ją systematyczności i odpowiedzialności? Marek, widząc ją teraz, zupełnie nie poznawał w tej pogodnej i nie pozbawionej poczucia humoru, dojrzałej i spełnionej kobiecie, niegdysiejszej – postrzelonej, niezbyt przykładającej się do pracy i nie zawsze czysto grającej ,Violetty Kubasińskiej. Nawet jej skłonności do konfabulacji, jakby zupełnie zniknęły.
Małgosia rosła zdrowo i bezsenne noce zdołały już pójść w zapomnienie. Jest bardzo pogodnym dzieckiem i wielką radością dla wszystkich.
Przez tych kilka miesięcy udało się, w końcu, przekonać Jaśka do tego, że z siostrą można bawić się równie dobrze, jak z bratem, tylko musi poczekać, aż Małgosia trochę podrośnie. Poza tym, junior trochę zmienił się także dlatego, że właśnie stał się dzielnym przedszkolakiem. Uwielbia towarzystwo innych dzieci, jest towarzyski, koleżeński, więc z wielką ochotą poszedł do przedszkola. Nie było narzekań, płaczów. Za to dorośli przeżyli ten fakt zdecydowanie gorzej, niż dziecko.
Ula, odprowadzając go pierwszego dnia, skrycie ocierała łzy, pani Maria nie mogła sobie znaleźć miejsca, a Marek dzwonił kilka razy, żeby upewnić się, czy wszystko w porządku.
Wrzesień tego roku był piękniejszy, cieplejszy, niż wcześniejsze miesiące. Siedzieli w ogrodzie i chłonęli ciszę i zapach wrześniowego wieczoru i cieszyli się swoją obecnością.
-Chcę ci coś zaproponować, kochanie, ale powiedz, że się zgadzasz?
- Znowu to samo. Dlaczego zawsze każesz mi składać obietnice w ciemno?
-Bo lubię, jak mi ufasz?
-Kiedyś w ten sposób wydam na siebie wyrok. No dobrze, mów, co tam masz w zanadrzu?
-Chcę, żebyśmy pojechali na weekend do naszego SPA. Nie wyjechaliśmy nigdzie na wakacje, a jakaś chwila oddechu chyba się nam należy, co? Zwłaszcza, że od października chcesz wrócić do pracy.
- Cudowny pomysł, tylko raczej niemożliwy do zrealizowania. Marku Dobrzański, przypominam ci, że jesteśmy szczęśliwymi rodzicami dwójki uroczych dzieci, których raczej ze sobą zabrać nie możemy. Co więc mielibyśmy z nimi zrobić?
- Hmm. Urszulo Dobrzańska, ani przez moment nie zapomniałem o tym, że mamy dzieci, ale to nie znaczy, że nie możemy znaleźć chwili tylko dla siebie. Rozwiązań tego problemu widzę kilka, tylko zdecyduj, które ci bardziej odpowiada.
-No, słucham. Wymieniaj.
-Bardzo proszę. Pierwsza opcja jest taka – Jasiek ląduje u moich rodziców co, jak wiadomo, będzie przyjęte entuzjastycznie przez obie strony, Małgosia zostaje z panią Marią i, albo Rysiów przyjeżdża tu, albo obie damy zawieziemy do Rysiowa. Opcja druga, a właściwie trzecia – Jasiek i Małgosia zostają z panią Marią i przyjeżdża Rysiów. Żeby uprzedzić kolejne twoje wątpliwości, z wszystkimi zainteresowanymi już rozmawiałem wstępnie i, cokolwiek postanowimy, oni się zgadzają. Pomijam już, że wszyscy są zdania, że ten wyjazd, to dobry pomysł i się nam należy. Aha, jedziemy w piątek rano. Wracamy w niedzielę pod wieczór.
Ula uśmiechała się tylko, słuchając całego, precyzyjnego planu.
-Czemu nic nie mówisz?
-Odjęło mi mowę z wrażenia. Jeśli mi jeszcze powiesz, że miejsce też zarezerwowałeś…
-Oczywiście. Wstępnie.
-Nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać?
-Nawet nie wiesz, jaka to dla mnie przyjemność. Poza tym… jest jeszcze niespodzianka. To co, którą wersję z dziećmi wybierasz?
-Sama nie wiem. Skoro twoi rodzice się zgadzają, to może niech Jasiek zostanie u nich, a Rysiów przyjedzie tu do Małgosi i pani Marii. Tak będzie sprawiedliwie dla jednych i drugich dziadków. Zaraz, o jakiej niespodziance mówiłeś?
Objął ja i pocałował.
-Bardzo dobry wybór i bardzo się cieszę, kochanie. O niespodziankę nawet nie próbuj mnie wypytywać, bo i tak nic ci nie powiem. Po prostu zobaczysz.
Znane jezioro, pomost, okoliczny las i sam budynek, przywołały ciągle żywe, miłe i romantyczne wspomnienia.
Potrzebowali tych kilku dni tylko dla siebie, z dala od pracy, monotonii codziennego życia. Upajali się ciszą, spokojną taflą jeziora, w którym urokliwie „rozpryskiwały” się słoneczne promienie. Siedzieli bez słowa na pomoście, przytuleni, muskając stopami wodę, chodzili po jesiennym lesie.
Otoczenie, przyroda, były jednak tylko uroczym dodatkiem do pięknych, wspólnych chwil, rozmów, czułości. Takie momenty pozwalały nabierać pewności, że ciągle umieją ze sobą o wszystkim rozmawiać, słuchać siebie, wspólnie milczeć. Że nadal są razem, nie obok siebie, że wciąż nowe obowiązki, problemy i dzieci, które się pojawiły, codziennie zmieniając ich życie, ćwiczyły cierpliwość, wyrozumiałość, lojalność. Wystawiały na próbę siłę ich uczucia i nauki, które, lata temu od życia pobrali. Ciągle byli na wygranej pozycji.
-Cały czas pamiętam, kiedy byliśmy tu pierwszy raz. To już tak dawno było. O matko, jakie to było piękne – westchnęła rozmarzona.
-Tak, dla mnie też. Ale… czy to znaczy, że teraz nie jest? – zapytał zaczepnie.
-Kochanie… Jest, oczywiście, że jest. Nawet nie marzyłam, że tak może być. Ale wtedy było po prostu inaczej.
Niedzielny poranek powitał ich tak pięknym słońcem, że aż żal było myśleć o wyjeździe. Tylko Marek zachowywał się jakoś dziwnie tajemniczo. Co chwilę, jakby uśmiechał się do swoich myśli. Ula czuła, że coś chodzi mu po głowie.” Czyżby jednak pamiętał? – próbowała zgadnąć odpowiedź”.
Kiedy zadzwoniła jego komórka, wyraźnie się ucieszył i pośpiesznie wychodząc z pokoju, dodał tylko, że zaraz wraca. Nie wiedziała, co o tym myśleć. Na szczęście, nie musiała długo się zastanawiać, bo już po chwili był już z powrotem. W ręku trzymał ogromny bukiet czerwonych róż…
Czuła, jak robi się jej gorąco, jak wilgotnieją oczy. Pamiętał…
Podszedł do niej, trochę wzruszony, a trochę zadowolony, że wyraźnie udało mu się ją zaskoczyć.
-Przyznaj się – myślałaś, że zapomniałem?
-Noo, nie byłam pewna.
-Kochanie, nie mógłbym zapomnieć o tym dniu. Zwłaszcza w tym roku. To przecież już piąta rocznica naszego ślubu. Dziękuję ci za ten czas, za to, że dałaś mi szansę, za to, że mnie kochasz, że mi ufasz, rozumiesz, za Jaśka, Małgosię. Za to, że uczyniłaś mnie naprawdę szczęśliwym człowiekiem. To dla ciebie – podał jej kwiaty – Poczekaj. I jeszcze to. – pospiesznie wyjął z kieszeni małe pudełeczko. W środku był niewielki i, na pozór bardzo skromny pierścionek. Mały brylancik, misternie wkomponowany w platynową obrączkę, przykuwał wzrok swoją prostotą i pięknem zarazem. Delikatnie wsunął go jej na palec, na którym nosiła obrączkę. Pocałował ją w rękę, a potem mocno przytulił.
-Chciałbym, żebyś tak właśnie go nosiła. Wiem, że nie przepadasz za biżuterią, ale bardzo chciałem ci go dać na pamiątkę tego dnia.
Jest piękny. Dziękuję ci kochanie. Dziękuję za wszystko. I wiesz, to nie prawda, co mówią, że prawdziwa miłość zdarza się tylko w bajkach, chyba, że my uciekliśmy z którejś, tylko o tym nie wiemy. Tak bardzo bym chciała, żeby nic się nie zmieniło, żebyśmy, tak właśnie mogli się zestarzeć…
-Nic się nie zmieni. Obiecuję.
Wracali wyciszeni, szczęśliwi, stęsknieni za dziećmi Okazało się jednak, że nie był to jeszcze koniec niespodzianek tego dnia. Rodzina bowiem także pamiętała o ich rocznicy. Był tort, wytworna kolacja, życzenia, kwiaty i wszyscy najbliżsi – dzieci, Cieplakowie, Helena i Krzysztof, pani Maria… Czy nie takie chwile właśnie, zwykło się nazywać szczęściem?
Powrót Uli do pracy został chyba szczególnie entuzjastycznie przyjęty przez Violę. Panią prezes, za to bardzo zaskoczył jej nowy look. Staranie upięte włosy i stonowana elegancja, zdecydowanie dodawały jej kobiecości i, chyba nawet podkreślały jej urodę.
-Ulka, czy ty widzisz to samo, co ja?
-To znaczy? Nie wiem, o czym mówisz?
-No, jak bardzo się zmieniłyśmy przez te lata. Obie wyszłyśmy za mąż, zostałyśmy matkami. Dasz wiarę?
-Taaak, tez czasem o tym myślę. Niby to nie było tak dawno, a jednak.
Teraz, wracając z pracy, odbierali Jaśka z przedszkola. Każdego dnia miał im tyle do powiedzenia o nowych zabawach, kolegach, o tym, czego się nauczył. Był bardzo dumny, kiedy go słuchali, chwalili… Tych samych opowieści musiały potem wysłuchać pani Maria i… Małgosia, która niewiele z tego rozumiała, ale za to z zachwytem patrzyła na brata.
Krzysztof, ostatnio, znowu nie najlepiej się czuł. Lekarz nie dopatrzył się niczego niepokojącego, ale i tak kazał na siebie bardziej uważać. Marek pojechał do rodziców, żeby zawieźć ojcu wyniki badań, które dla niego odebrał. Przy okazji chciał załatwić coś jeszcze. Postanowili z Ulą niedawno, że będą swoje dzieci wprowadzać w świat bajek, zapamiętanych z własnego dzieciństwa. Na czytanie Małgosi było jeszcze za wcześnie, zauważyli jednak, że Jasiek wręcz uwielbiał takie wieczorne ( a w miarę możliwości, nie tylko) czytanie. Książeczki pełne tajemniczych stworków, uroczych zwierzątek, królewiczów i królewien, które kiedyś także u nich powodowały wypieki na twarzy.
Teraz przeszukiwał półki z książkami w swoim pokoju, w domu rodziców. Niewiele zmieniło się w jego wystroju od czasu, kiedy w nim mieszkał. Tu właśnie sypiał teraz jego syn, gdy zdarzało mu się nocować u dziadków. Na tę okoliczność wróciły do pokoju, spakowane kiedyś i przechowywane zabawki Marka – niezliczone ilości większych i mniejszych samochodów, klocki, tory wyścigowe… Lubił patrzeć, jak Jasiek się nimi bawi i… lubił bawić się z nim. Wracały smaki beztroskiego dzieciństwa.
Teraz jednak nie zabawki go zajmowały. Szukał na półce swoich ulubionych bajek, które mama czytała mu przed snem. Pamiętał, że uwielbiał te chwile. Wtedy miał ją tylko dla siebie, a ona, tego akurat, codziennego rytuału nie zaniedbywała nigdy. Książki, nawet te najbardziej dziecinne, nigdy nie podzieliły losu zabawek – przez cały czas stały karnie na półkach, jakby czekały na kolejne pokolenie czytelników.. Odłożył już kilka i zdjął kolejną – „Mały książę” Antoine de Sain-Exupery. Zapomniał o niej. Przewracał kartki z rysunkami Małego Księcia pielęgnującego różę, czyszczącego wulkany… „ To najpiękniejsza i najmądrzejsza książka, jaką kiedykolwiek napisano” – pomyślał i ją też postanowił zabrać.
Wracał do domu, ale nie mógł przestać myśleć o tej książce. Co było w niej takiego? Co go tak refleksyjnie nastroiło?
Nagle, gnany jakimś dziwnym impulsem – zawrócił. Pojechał w miejsce, które ciągle tak wiele dla niego znaczyło. Czasem, w najmniej oczekiwanym momencie, wynurzało się z zakamarków jego pamięci. Jak przestroga?
Zaparkował samochód pod mostem i, z książką w ręku, ruszył w znanym sobie kierunku. Tam, gdzie wszystko się zaczęło, gdzie zaczął rozumieć siebie, swoja potrzebę miłości, swoje uczucie do Ulki.
Usiadł na pniu, który ciągle jeszcze tu był. Czytał fragmenty, kiedyś tak dobrze znane i, jakby widział swoje życie. „Dlaczego wcześniej jej nie znalazłem – pomyślał.”
Ula była dla niego, jak róża dla Małego Księcia. Pojawiła się w jego życiu, nie wiadomo skąd, jak ona, rozkwitała wolno, aby w końcu objawić się w blasku swego piękna. A on, jak Mały Książę, nie umiał jej pokochać. Był na to zbyt głupi, niedojrzały.
Róża – Ula kochała go, potrzebowała jego miłości, troski, a on…Mały Książę ruszył na inne planety, chcąc zdobyć nowe doświadczenia i wiedzę. On – wyruszył w głąb siebie, bo dowiedzieć się, kim jest i, jaki chce być, by podobnie, jak książę, na końcu swej wędrówki zrozumieć, że kocha, chce się troszczyć, opiekować, że „dobrze widzi się tylko sercem” a „najważniejsze jest niewidzialne dla oczu”. Więc jednak to wszystko było potrzebne! Cierpienie, strach, niepewność, rozpacz, beznadzieja… To wszystko było potrzebne, by poznać siebie, zrozumieć tę swoją różę, jej obawy, lęki nieufność. By poznać i zrozumieć potęgę prawdziwie wielkiej miłości. Dowiedzieć się, co to odpowiedzialność, zaufanie, lojalność, troska. Ona była tą Jedyną, Najpiękniejszą, którą wybrał. Właściwie, wszystko to wiedział, doświadczył tego, już wiele razy przemyślał, rozmawiał o tym z Ulą, ale ta lektura, stała się jakąś dziwną, niespodziewaną pointą, tego, co wydarzyło się w jego życiu. Był, jak Mały Książę?
Przekonał Ulę, dał jej swoją miłość i otrzymał ją od niej. Oswoił Ulę, oswoił swoją różę i wiedział, że nigdy nie może jej zranić, zawieźć.
Wspomniał słowa lisa :”Tobie nie wolno zapomnieć. Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś. Jesteś odpowiedzialny za twoją różę”.Te słowa brzmiały tak śmiertelnie poważnie, ale nie odczuwał ich, jak trudne do udźwignięcia brzemię. Były drogowskazem, mottem na dalsze życie…
Marku Dobrzański, nigdy nie wolno ci zapomnieć o tych, których „oswoiłeś”, których kochasz i którzy kochają ciebie – o Uli, Jaśku, Małgosi…
Wrócił do domu. Ula kąpała córeczkę, Jasiek oglądał dobranockę. Wieczór, podobny do tego, jaki był wczoraj i będzie jutro…
Cichy, spokojny dom, azyl przed całym złem, kłopotami, niedogodnościami zewnętrznego świata.
Gniazdko, które uwili dla siebie, by wzmacniać swoją miłość, by, krok po kroku budować szczęście, by wychowywać tu swoje dzieci i zarazić je tym, co w nich najlepsze.
Czy im się uda?

3 komentarze:

  1. po prostu -PIĘKNE !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Po czterech latach,po raz pierwszy nie mogłam oderwać oczu od czytania,tego opowiadania. Uroniłam nie jedną łzę,choć wiedziałam,że to tylko fikcja.Sama myśl,że w naszym codziennym życiu ,są tak pokręcone,a potem szczęśliwe małżeństwa z gromadką dzieci,chce się powiedzieć,wręcz wykrzyczeć,wszystkiego najlepszego.
    Nie wiem czy piszesz dalej gdzieś na innych blogach,ale wiedz jedno,ja ,życzę Ci wielkich osiągnięć, w tak pięknej pisowni, opowiadań zdarzeń z życia codziennego.
    Wszystkiego najlepszego.Mam nadzieję,że kiedyś to zostanie odczytane przez Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Po prostu dziękuję. Najlepsze lekarstwo na moje złamane serce po zakończeniu pierwszego sezonu.

    OdpowiedzUsuń