- Ula, proszę Cię, pomóż mi – w głosie mężczyzny dało się słyszeć nutę rozpaczy.
- Marek, wiesz przecież, że to nieuczciwe. Wbrew moim zasadom.
- Ula – wyszeptał, przybliżając swoje czoło do jej.
- Marek, nie umiałabym Cię zostawić samego z tym wszystkim, pomogę ci – na twarzy mężczyzny pojawił się uśmiech – ale nie sfałszuję tego raportu. Musi istnieć jakiś inny sposób.
- Uwierz mi, nie ma innego sposobu. Liczę tylko na Ciebie – Dobrzański spojrzał znacząco na przyjaciółkę.
- No nie wiem – dziewczyna miała coraz mniej oporów. Bardzo chciała pomóc ukochanemu, a w głębi duszy wiedziała, że to jedyne rozwiązanie.
- Zastanowię się jeszcze – w jej głosie było coś takiego, co dało prezesowi promyk nadziei.
- Ale nad czym się tu zastanawiać? – powiedział najbardziej zmysłowo i zbliżył się do Uli, muskając jej usta.
Ulka miała szczęście, że siedziała, gdyby stała, jej nogi z pewnością odmówiłyby posłuszeństwa. Czuła się jak w niebie. Ona i on. Marek pozwalał sobie na coraz więcej. Po długim i namiętnym pocałunku, Marek musnął delikatnie swoim nosem o policzek dziewczyny, po czym zaczął zdecydowanie aczkolwiek subtelnie całować szyję Uli, by już po chwili rozpiąć kilka guzików od bluzki dziewczyny.
- Ma..Marek – Ula próbowała się skupić, jednak to co działo się w jej umyśle, ciężko nazwać nawet trzęsieniem ziemi.
- Cii... – próbował ją uspokoić, po czym podniósł głowę i wpił się w jej usta. W te słodkie usta swojej asystentki, przyjaciółki, czy... no właśnie kogo? Kim ona była dla niego? Dlaczego to robi?
W jego głowie pojawiały się miliony pytań, na które sam nie potrafił odpowiedzieć. Sam nie wiedział czy właśnie próbuje przekonać ją do podrobienia raportu, czy to co teraz wyprawia jest spowodowane uczuciem, jakie żywił do kobiety, którą teraz obejmował.
Czuł jak drży, będąc w jego ramionach. Jej uczucie było szczerze. W to nigdy nie wątpił... Tylko dlaczego posłuchał Sebastiana? Dlaczego mu uwierzył?
- Maarek, zaczekaj... – Ula zdobyła się na te dwa słowa.
- Co się dzieje, Ula? – zapytał zdyszany mężczyzna. Oddechy ich obojga były szybkie i ciężkie, a zarazem tak bardzo zachłanne.
- Boję się...Marek...Bo...bo ja jeszcze nigdy, no wiesz... – wyznała, wyraźnie się rumieniąc.
- Ula – spojrzał jej głęboko w oczy – przepraszam – Dobrzański przytulił dziewczynę.
- Za co, Marek? Ja, ja chcę to zrobić właśnie z Tobą – wypowiedziała drżącym głosem, po czym zaczęła go całować. Jej dłonie rozpoczęły wędrówkę po plecach ukochanego. Po chwili zsunęła rękoma marynarkę. Marek zamaszystym ruchem ręki zrzucił z biurka rzeczy, po czym posadził swoją partnerkę na blacie. W jego wnętrzu trwała walka serca z rozumem. Jego ręka powędrowała na udo Uli, podwijając jej spódniczkę, natomiast drugą ręką, mężczyzna siłował się ze sweterkiem Uli. Po chwili i on znalazł się niedaleko marynarki. Dziewczyna gładziła nagi już tors Marka.
- Nie, Ula – krzyknął i odsunął się od dziewczyny.
- Marek? – Ula była bardzo zdziwiona.
- Przepraszam. – W oczach dziewczyny pojawiły się łzy.
- Marek, to ja przepraszam, nie wiem co ja, głupia, sobie myślałam. Wiem jak wyglądam. To przez to, prawda? Przez to, że jestem brzydka?
- Ula, Ulcia to nie tak... – podszedł i przytulił, płaczącą już Ulę. - Ja po prostu nie chcę Cię zranić. Nie mogę. Nie umiem. Ubierz się, odwiozę Cię do domu.
Po chwili zbierali się już do wyjścia. Marek, otworzywszy drzwi, zauważył Violę, która wyraźnie siłowała się ze swoim telefonem.
- A co ty tutaj robisz? – zapytał prezes.
- Ja? Przyszłam studiować stosunki.
- Co? – zza drzwi wyłoniła się także i Ula.
- No, te relacje publiczne. Do tych studiów, co...
- Tutaj chciałaś studiować? – Marek wszedł jej w słowo.
- Słucham?
- W moim gabinecie? – zapytał, mocno już zirytowany młody Dobrzański.
- No Mareczku, gdzie ja znajdę więcej potrzebnych materiałów do nauki, jak nie w firmie...
- Ale o tej porze?
- No właśnie, a co wy tu o tej porze robicie?
- My?
- Właśnie omawialiśmy statystyki sprzedaży FD Sportivo z poprzednich miesięcy i ustaliśmy prognozy na podstawie owych statystyk – Ula wytłumaczyła to bardzo wiarygodnie. Miała już dość tego ukrywania się, ciągłych kłamstw.
- Aaa... Aha – zmieszała się Violetta.
- To do jutra – Ula minęła Marka i Violę i skierowała się w kierunku windy.
- Zaraz, zaraz...Violetta! – krzyknął Dobrzański do wychodzącej już Violi – czy ty nie umawiałaś się na dziś z Sebastianem?
- O! Patrz... Człowiek musi nogi schodzić. Tak to już jest z tą pamięcią.
- To co tu jeszcze robisz?
- Już mnie nie ma – odpowiedziała po czym oddaliła się z biurowca.
Marek, zły na siebie i całą tą sytuację, uderzył pięścią o futrynę. Poczuł ból w nadgarstku, lecz nie przejmował się tym. Zajął się rozmyślaniem nad całym chorym układem jaki istniał między nim a Ulą. Co on sobie myślał, angażując się w tę głupią grę. Szanował tę dziewczynę i nie chciał traktować jej w ten sposób. Nie chciał jej wykorzystywać. Niestety zdał sobie sprawę, że gdyby nie przerwał tej sytuacji, gdyby przestał panować nad sobą, mogłoby stać się coś, czego później bardzo by żałował. A jednocześnie sprawiłby Uli jeszcze większe cierpienie. Po chwili rozmyślań opuścił gabinet i odjechał w stronę domu.
Ula, wybiegając z siedziby F&D, miała łzy w oczach. Nie była pewna uczucia Marka. Teraz już niczego nie była pewna. I nikomu nie ufała, nawet sobie. W tym momencie ostatnią rzeczą jaką chciała był powrót do domu. I nieskończenie wiele pytań taty. Wiedziała, że się martwił, ale nie mogła z nim porozmawiać o tym wszystkim, jeszcze nie teraz. Zmierzała w kierunku Wisły. Potrzebowała uporządkowania sobie wszystkiego, przemyślenia... Było już ciemno. Na swojej drodze spotkał trójkę młodych, lekko wstawionych mężczyzn. Jednak dziewczyna nawet nie zwróciła na nich uwagi. Wtem, jeden z nich zastąpił jej drogę, a drugi złapał z ramię.
- Witaj, maleńka.
- Proszę mnie puścić - domagała się dziewczyna.
- Nie bądź taka stanowcza. Nie wiedziałaś, że spacerowanie w nocy po mieście może być niebezpieczne - powiedział jeden z grupki, delikatnie dotykając ręką policzka Uli. Dziewczyna przestraszyła się nie na żarty.
- Puść mnie! - krzyknęła.
- Skarbeńku, przecież może być całkiem przyjemnie...
- Chcecie mi jeszcze bardziej spieprzyć życie?! Proszę bardzo! Choć i tak już chyba bardziej się nie da. - krzyknęła, po czym wyrwała się z uścisku jednego z napotkanych mężczyzn, stanęła i rozłożyła bezradnie ręce. - Patrzcie! Przyjrzyjcie się! Czy teraz, kiedy przyjrzeliście się mi dokładnie, zwrócilibyście na mnie uwagę? Nie! Na pewno nie! Więc pozwolicie, że już sobie pójdę. - Ula zdecydowanie wyminęła zszokowanych mężczyzn i udała się w spokojne miejsce nad rzeką. Bała się, bała się tego, co wiązało się z Markiem. Wiedziała, że nie ma do niego żadnego prawa. Była zła na siebie, że posuwa się tak daleko. To, co miało miejsce w biurze tego dnia, nigdy nie powinno się zdarzyć. W końcu dotarła nad rzekę. Usiadła na przewróconym konarze drzewa. Chciała zapomnieć, nie myśleć o Marku.
- Marek, dlaczego ja cię tak kocham – mówiła do siebie – dlaczego dajesz mi nadzieję?
Tymczasem Dobrzański właśnie zaparkował pod swoim domem, o ile można ten budynek nazywać domem. Wystarczyłoby wejść do środka, a na pierwszy rzut oka dałoby się zauważyć, że ten dom, nie jest domem w pełnym znaczeniu tego słowa. Te mury wypełniała cisza. Nie trzeba by się długo przyglądać, aby dostrzec, że chłód przesiąkał każde pomieszczenie. I to nie ten odczuwalny chłód, tylko emocjonalny. Mężczyzna właśnie przekręcał klucz w drzwiach, kiedy usłyszał dźwięk swojego telefonu, oznaczający nadejście wiadomości tekstowej. W jednej tylko chwili, Dobrzański wyjął klucze z zamka i skierował się z powrotem do samochodu, natychmiast go odpalając .
SUPER. KIEDY BĘDZIE C.D.?
OdpowiedzUsuń