,,Jednak wyjechał’’- pomyślała Ula, patrząc na oświetlony podjazd ich domu.
Trzy dni przed świętami Marek oznajmił Uli, że musi wyjechać do Mediolanu i załatwić sprawy z bardzo ważnym kontrahentem.
- Ula to tylko dwa dni- powiedział zadowolony.
- Dwa dni Marek! Dwa dni przed świętami. A co jeśli nie zdążysz? Spędzisz święta z Pauliną?- wykrzyczała pełna sarkazmu.
,,A więc tu ją boli’’- pomyślał Marek. Podszedł do Uli od tyłu i chciał się przytulić, ale wyswobodziła się i poszła do sypialni. I tak skończyła się ich rozmowa. Słyszał, że płacze, ale chciał żeby sobie wszystko przemyślała. Gdy uśpił Krzysia przyszedł do sypialni, ale ona już spała, a przynajmniej tak mu się wydawało, bo Ula nie mogła zasnąć całą noc przepełniona scenariuszami Marka i Pauliny przy wielkiej choince w Mediolanie. W końcu zasnęła, a Marek nie budził jej i wyjechał wcześnie, bo chciał jeszcze pozałatwiać parę spraw w firmie.
Zamyślona stała z kubkiem kawy i patrzyła przed siebie. Z zamyślenia wyrwał ją dziecięcy głosik.
-Mamo!! Mamo!- poczuła szarpnięcie za nogę
-Słucham cie skarbie.
- Ktoś dzwoni i dzwoni.
Wsłuchała się w ciszy i rzeczywiście dzwonił telefon. Zabrała słuchawkę z parapetu i odebrała.
- Tak, słucham?- powiedziała zimnym tonem, bo widziała na wyświetlaczu, że to Marek.
- Cześć kochanie- usłyszała męski głos- dalej jesteś na mnie zła?- zapytał z czułością.
- Nie, wcale.- odpowiedziała chłodno. Nie była zła, była wkurzona i smutna, bo bała się, że on nie zdąży wrócić na święta.
- Ula jesteś tam?
- Tak, jestem, jestem.
- Dasz mi Krzysia?
Podała dziecku słuchawkę i usiadła, bo nagle zakręciło jej się w głowie.
- Mamusiu, co się stało?- zapytał rezolutny chłopczyk. Marek przestraszył się trochę.
- Nic, nic Krzysiu. Rozmawiaj z tatą.- powiedziała Ula i wstała. Krzyś rozmawiał z tatą opowiadając mu o nowych budowlach z klocków i samochodzikach, a Ula zajęła się przygotowywaniem potraw na wieczerze Wigilijną.
Rano Ula wstała zadowolono i wesoła, poczuła że złość na Marka już jej przeszła.
-Muszę ci coś powiedzieć. - wyznała w końcu z lekkim wahaniem. Czekała na ten moment już od początku rozmowy, a teraz, kiedy wreszcie nadarzyła się okazja by poruszyć temat, zaczęła mieć wątpliwości.
-Ula, czy to coś ważnego? Bo zaraz - zawiesił głos na chwile, a Ula oczami wyobraźni już widziała, jak zerka na zegarek - dosłownie za chwilę zaczyna się spotkanie. Nie chciałbym się spóźnić... no, sama wiesz, że nie wypada.
No jasne. Zadzwonił pięć minut przed spotkaniem i myślał, że to załatwi całą sprawę? Przecież... to chyba trochę zbyt mało jak na kogoś, kto spędza całe dnie tysiące kilometrów od domu!
-Już nic.- powiedziała smutno-Czyli porozmawiamy po powrocie?
- Tak, a teraz kończ, bo się spóźnisz. Pa
- Pa, kocham Cie… kocham Was- rozłączył się.
Zamyśliła się, ale na krótko bo Krzyś zapytał głośno…- Mamusiu, a kiedy ubierzemy choinkę?
- O kurde blaszka… zraz synku, zupełnie zapomniałam.
Właśnie skończyli i przypatrywali się efektowi swojej pracy.
- Jest pięknie…- stwierdził Krzyś
- Tak uważasz? Ale została nam jeszcze gwiazda, a ja nie dam rady powiesić jej tak…- nagle poczuł, że czyjeś ręce oplatają ją od tyłu. Obróciła się gwałtownie i zobaczyła Marka.
- Chciałaś mi coś powiedzieć?
- Tak…- teraz jest idealna chwila, gdy zaczynają grać kolędy.
- Jestem w ciąży.
poniedziałek, 29 marca 2010
"A czas mija..." cz.2 wg Agnieszki
I żyli długo i szczęśliwie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Coś mi przypominało to opowiadanie. Już kiedyś czytałam coś bardzo podobnego na jednym z blogów. Dodam, że tam rozdziały pojawiły się w styczniu i lutym. Tylko tam to opowiadanie było dłuższe i synek Uli i Marka nosił inne imię.
OdpowiedzUsuńhello... hapi blogging... have a nice day! just visiting here....
OdpowiedzUsuń