Ula usadowiwszy się na konarze powalonego drzewa, spojrzała na wodę. Dookoła panowała ciemność. Na, czystym od jakichkolwiek chmur, niebie migotały tysiące gwiazd. Ciszę, która otaczała dziewczynę, zakłócał jedynie delikatny szmer wody. Cieplakówna, zdążyła już uspokoić się po zdarzeniu, które miało miejsce przed chwilą. Jej głowę zaprzątała tylko jedna osoba: Marek. Próbowała zawierzyć rozumowi, który podpowiadał jej aby nie brnąć dalej w ten związek. Już nie raz na jej oczach zdradzał paulę, ale te romanse nic dla niego nie znaczyły. Była to czysta przyjemnośc, ot taka forma rozrywki. Jednak z drugiej strony pragnęła jego bliskości. Przy nim, jak przy nikim innym czuła się bezpieczna. W jego obecności nic nie było niemożliwe. Minęło zaledwie kilkadziesiąt minut od ich ostatniego spotkania a ona już tęskniła za smakiem jego ust. Gdy w grę wchodziła cała gama uczuć od miłości po nienawiść. Tak nienawidziła jakiejść cząstki siebie, za to, że krzywdzi nie tylko siebie, ale i Paulę, która niczego nieświadoma ufa swojemu narzeczonemu. Cóż za ironia losu... Choć to co dzieje się między nią a Markiem, boli ją własnie najbardziej, martwi się o innych. Jeszcze raz odtworzyłą w swojej głowie obraz, jaki zapamiętała przed wyjściem z biura. Analizowała każdy szczegół. Zastanowiło ją jedno...
Dlaczego to on powiedział nie, kiedy byłam już gotowa mu się oddać? Dlaczego powiedział, że nie chce mnie zranić? Czyżby spotykał się ze mną z litości? Tak wiele pytań zrodziło się w jej głowie. Niestety sama nie mogła na nie odpowiedzieć.
Nagle jej przemyślenia przerwało szczekanie. No nie, jeszcze mi tu bezpańskiego psa brakowało. Po chwili coś zaszeleściło w krzakach. Ula postanowiła sprawdzić co dzieje się wokół. Była bowiem świadoma, że chwilę temu odpłynęła myślami daleko poza miejsce w którym się znajduje. Delikatnie podeszła do żywopłotu, który oddzielał ją od, jakże znajomego jej pupila.
Kurde blaszka, co to za małe, głośne stworzenie... Zauważyła jednak, że w świetle pobliskiej lampy majaczy jakaś postać. Osoba ta, niewątpliwie mężczyzna, siedział na drewnianej ławeczce. Głowę skierował w stronę świecących gwiazd. Wyglądało na to, że o czymś intensywnie myśli. Jednak, gdy tylko usłyszał głos swojego pupila, otrząsł się z głębokiego zamyślenia.
- Killer! Choć tu do pana – przywołał.
Oż ty! Przecież ja znam ten głos. Toż to Aleks! Aleksander Febo we własnej osobie. Niemożliwe, a jednak.Tylko co on tu robi, o tej porze? No tak, równie dobrze mnie by można było o to zapytać. Ale ja to co innego. Musiałam przemyśleć wiele spraw. A może... Może on jest zły tylko na pozór. Może boi się otworzyć na ludzi, bo nie potrafi zapomnieć o tym, że ktoś już go zranił... Może pod maską bezwzględności i obojętności kryje się wrażliwy człowiek...
Ula obserwowała jeszcze przez chwilę Aleksa, po czym zauważyła, że ten postanowił już opuścić to miejsce. Zorientowawszy się, że w okolicy nie ma już największego wroga Marka, wyjęła telefon ze swojej torebki. Szybko wystukała na klawiaturze kilka słów. Po czym powróciła do rozmyślań, które dość brutalnie przerwał jej pupil współwłaściciela jakże dobrze jej znanej firmy odzieżowej.
- Ula! Ula! – usłyszawszy swoje imię, zerwała się na równe nogi. Zrobiła kilka kroków w stronę głównej ścieżki i krzyknęła „Tutaj!”. Marek już po chwili znajdował się przy niej. Był tak blisko... Spojrzała mu w oczy i już chciała coś powiedzieć, kiedy ten wpił się w jej usta. Chwila minęła, zanim Ula doszła do siebie. Jego pocałunki za każdym razem odurzały ją coraz bardziej.
Młody Dobrzański próbował sobie wytłumaczyć w jaki sposób, Ula sprawia, że na jego twarzy pojawia się uśmiech. Co ona ma w sobie takiego, że znikają wszystkie problemy, wszystko staje się takie realne, możliwe do spełnienia, gdy jest blisko. W jej obecności nie panował nad sobą. Jednak tylko przy niej mógł być sobą, nie Makiem – synem, nie Markiem – narzeczonym, czy Markiem – kumplem. Przy niej stawał się po prostu Markiem.
- Marek... – tę długą chwilę ciszy przerwała Ula.
- Ula... ja chciałbym...
- Cii... pozwól, że to ja będę mówić – poprosiła.
- Po tym co stało się w biurze, przyszłam tutaj. Potrzebowałam przemyśleć kilka spraw. I teraz już wiem, że to co jest między nami, nigdy nie powinno mieć miejsca. Wiem, że to jest tylko i wyłącznie moja wina, ale chcę żebyś wiedział, co postanowiłam.
- Ale... – próbował wejść jej w słowo.
- Nie przerywaj. Popełniłam dużo błędów, zaczynając od tej nieszczęsnej Wigilii – na chwilę zamilkła. – Potem było już tylko gorzej. Kurde blaszka, przecież gdybym się nie przyznała co do Ciebie czuję, nigdy nie zaszłoby tak daleko. Ale sęk w tym, że to, co chciałam dziś zrobić zraniłoby nie tylko ciebie czy mnie, ale również Paulinę. I o niej nie wolno nam zapomnieć. Marek, to twoja narzeczona. Bierzecie przecież ślub – wypowiadała te słowa nadzwyczaj spokojnie. Tylko kilka pojedynczych łez skapywało co chwila z jej oczy. – Postanowiłam, że od dziś jedyne relacje jakie mogą nas łączyć to przyjaźń. Tak, bądźmy przyjaciółmi, tak jak dawniej – próbowała przekonać samą siebie, jednak nie traciła cierpliwości, cały czas była spokojna.
- Zostańmy przyjaciółmi – parsknął ironicznym śmiechem. – Jak ty to sobie wyobrażasz? Zależy mi na Tobie, słyszysz?
- Ale marek, my nie możemy...
- Ula, co do mnie czujesz, odpowiedz mi szczerze
- Noo... Ko Kocham Cię
- No właśnie i myślisz, że teraz jak niby nigdy nic będziemy przyjaciółmi? – jednym zwinnym ruchem przyciągnął ją do siebie i przytknął swoje usta do jej, poczekał na jej reakcje, nie protestowała, więc głębiej wpił się w jej usta.
Po chwili siedzieli już na konarze. Ula lekko zadrżała.
- Zimno ci? – zapytał z czułością w głosie.
- Może troszeczkę, wytrzymam. Właściwie chciałam z tobą porozmawiać.
- Ula, proszę nie zaczynajmy znowu...
- Ale ja nie o tym...
- Wiesz co zaczekaj – oznajmił i na chwilę znikł w pobliskim lasku.
Po chwili, zniecierpliwiona Ula, miała zamiar podążyć za ukochanym, jednak zanim zrobiła krok do przodu, Dobrzański wyłonił się z ciemności z naręczem gałęzi.
- Marek, po co ci te badyle? – zapytała w charakterystyczny dla siebie sposób.
- Rozpalimy ognisko – odpowiedział dumny z siebie Marek.
- Hmm... jak chcesz to zrobić?
- Przydałaby się jakaś gazeta... – mężczyzna wyraźnie się zamyślił.
- Mówisz, masz – po chwili Ula z triumfującą miną podała Markowi zestawienia z oprzedniego miesiąca.
- Jesteś pewna, że można tym rozpalic ogien?
- Nie, mam jeszcze to – tym razem zaprezentowała Dobrzńskiemu zapalniczkę.
- Ula, ty palisz? – zapytał zaskoczony.
- Nie, po prostu kobieta musi być przygotowana na każdą okoliczność.
Po kwadransie siedzieli już przytuleni, wpatrując się w wirujące płomyki.
- Marek – zaczęła Ula niepewnie – jaki był Aleks wcześniej? Przecież kiedyś się lubiliśce...
- Dlaczego pytasz?
- Odpowiedz
- Aleks był normalnym nastolatkiem. Kiedys nawet mieliśmy podobne poglądy na wiele spraw. Naprawdę go lubiłem.
- Ale od czasu..
- Tak od czasu mojego romansu z Julią wszystko się popsuło. Ale dlaczego pytasz mnie o Aleksa.
- Bo widzisz, siedziałam tu trochę, zanim przyjechałeś. I okazało się, że obok – wskazała na miejsce, gdzie wcześniej dało się słyszeć szczekanie psa – siedział Aleks. Poznałam go po głosie, jak wołał psa. On mnie nie widział, ale ja go obserwowałam. Wydawał się bardzo smutny, zamyślony, taki nieobecny. Wiesz, szkoda mi go.
- Ula szkoda Ci tego drania. Już zapomniałaś ile razy podstawiał mi świnie, kłody pod nogi... Taaa a teraz pewnie przychodzi tu co wieczór i wyje razem z innymi wilkami do księżyca. – Wizja Aleksa, poważnego biznesmana wyjącego do księżyca wyraźnie rozśmieszyła Dobrzańskiego.
- Ale przecież gdyby...
- Co gdyby – twarz mężczyzny w momencie zmieniła wyraz na poważny a wręcz zdenerwowany. – No powiedz co zaczęłaś – nalegał.
- Nie, nie ważne, przepraszam.
- Chciałaś powiedzieć, że to przeze mnie się takim stał, tak? Ula... – Dobrzańskiego wyraźnie zmartwił fakt, że Ula kiedykolwiek mogłaby w niego zwątpić.
- Niezupełnie – próbowała się tłumaczyć. – Przepraszam, to było głupie...
- Nie, Ula... Masz całkowitą, stuprocentową rację. To ja jestem temu winien, gdyby wtedy się powstrzymał, teraz pewnie wspólnie prowadzilibyśmy firmę...
- ...i oboje bylibyście szczęśliwi on z Julią, a Ty z Paulą – nagle posmutniała.
- Jedyne co by uległo zmianie to tylko i wyłącznie relacje w firmie. – marek odszedł od ogniska.
Jednak Ulę męczyły wyrzuty sumienia. Po co ja zaczynałam ten temat. No po co? Głupia Ula Cieplak. Zawsze musi coś palnąć.
- Przepraszam, nie powinnam była. - Podeszła do Dobrzańskiego i położyła dłoń na jego barku Mężczyzna gwałtownie się obrócił i bez najmniejszych oporów ujął twarz Uli w dłonie.
- Ula dziękuję ci, że wspieram mnie nawet wtedy, kiedy nie pochwalasz tego, co robię. Dziękuję – wyszeptał , po czym złożył na jej ustach namiętny pocałunek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz