Get your own Digital Clock

poniedziałek, 22 marca 2010

W miejsce Jaska...wprowadza się SWB :) cz.16

Część tę dedykuję szczególnie tym Wszystkim, którzy swoim zainteresowaniem skłonili mnie do jej napisania…


Jesień, jeszcze do niedawna czarująca feerią barw, stawała się coraz bardziej szara i smutna.
Bywały dni, że i Ula poddawała się nostalgicznym nastrojom, które ta pora roku ze sobą niosła – częściej zamyślała się, potrzebowała wypoczynku… Przypisywała to jednak również odmiennemu stanowi, nie tylko kapryśnej pogodzie.
Takie chwile zawsze, choć mimo woli, wywoływały u Marka pewien popłoch. Kombinował, jak sprawić jej przyjemność, niespodziankę, odciążyć w pracy. Zajmował się Jaśkiem, żeby ten, jak najmniej absorbował mamę. Mały uwielbiał te męskie zabawy, a Ula… Ula uważała, że Marek jednak przesadza, ale czasem już nie miała siły mu tego tłumaczyć. Taki po prostu jest i koniec.
Starali się też przygotować Jaśka na pojawienie się braciszka lub siostrzyczki. Reagował na to, w zależności od humoru – raz chciał, żeby to zapowiadane dziecko pojawiło się zaraz, natychmiast, już. Innym razem – nie chciał go w ogóle. Kiedy jednak szli z nim do Violi i Sebastiana, z dużym zaciekawieniem przyglądał się małej Zuzi.
W firmie, jeśli nie liczyć krótkich, na szczęście, spięć między Pshemko a Wojtkiem, większych problemów nie było. Do nadąsanej lub uduchowionej miny Mistrza, zwłaszcza, gdy dokonywał się w nim proces tworzenia, chyba wszyscy już zdołali przywyknąć..
Ula, od czasu do czasu baczniej przyglądała się Agacie. Nie umiała jej rozgryźć. Dziewczyna, od tamtej rozmowy zachowywała się raczej bez zarzutu. Pracę wykonywała starannie, może nie tryskała humorem, ale także nie straszyła ponurą miną. Marka, gdy wchodził do sekretariatu, jakby nie dostrzegała i nie składała mu dwuznacznych wizyt w gabinecie. Wyleczyła się, czy skrycie przygotowywała do jakiejś dywersyjnej akcji ? Tego Ula nie wiedziała, ale ciągle miała jakieś wrażenie, że coś wisi w powietrzu. Marek tak tego nie odbierał i starał się uspokajać żonę.
Kochanie, nie wiem, czy ona zrozumiała, ale wiem na pewno, że mnie w drogę nie wchodzi. Mam nadzieję, że Olszańscy znajdą opiekunkę dla Zuzi, a wtedy Viola wróci do pracy po Nowym Roku i problem zniknie. To raptem 3-4 miesiące.
Nigdy nie sądziłam, że będę czekała na powrót postrzelonej Violki, chociaż – zauważyłeś, jak ją to macierzyństwo zmieniło? Spokojna, cierpliwa. Przysłów, ani innych związków frazeologicznych też już nie przekręca. Przyzwyczaiłam się, że trzeba ją poprawiać, a tu nic
Może Marek ma rację i nie należy sobie zawracać głowy tą dziewczyną?
Na niedzielny obiad zostali zaproszeni do Rysiowa. Ostatnio rzadziej tam bywali i Ula miała już nawet wyrzuty sumienia z tego powodu. Nadal przecież, w głębi duszy czuła się Rysiowianką, choć wrosła już w klimat stolicy. Tam była ich firma, zaciszny, przytulny dom- ich miejsce na ziemi. Ale ciągle była stąd, gdzie życie było spokojniejsze i czas płynął wolniej
Wizyta zaczęła się dość niefortunnie- wysadzony z samochodu Jasiek, natychmiast dostrzegł Beatkę i biegiem ruszył w jej kierunku. Ula zdążyła tylko zawołać „Wolniej, synku” i w tym momencie dziecko upadło. Donośny płacz,bolące kolano ,zadrapania na rączce i zdenerwowany dziadek – taki był początek. Ula usiłowała uspokoić malca
Cii, Jaśku. Nic się nie stało. Obmyjemy łapkę, przykleimy plaster i już nie będzie bolało.
Będzie – Jasiek płakał dalej, choć skaleczenie było niewielkie.
Marek przyniósł plaster i przejął inicjatywę.
Popatrz, krew już nie leci. Podmuchmamy, zakleimy i będzie dobrze. Tylko nie płacz, bo Beatce będzie przykro.
Malec spojrzał na stojącą obok Beti i stwierdził nagle:
Chcę na podwórko.
No, gotowe. Popatrz, nic nie widać – Marek pokazał mu zaklejoną rankę– A na podwórko, to może po obiedzie, a teraz pooglądasz z Beatką książeczki.
Jasiek nie był do końca przekonany do tej propozycji, ale w końcu się zgodził. Na obiedzie pojawił się też Jasiek, Cieplak naturalnie, ze swoją aktualną dziewczyną, Olą. Nie zrobiła na Uli najlepszego wrażenia. Była jakaś egzaltowana, pretensjonalna, choć trzeba przyznać, że bardzo ładna. „Szkoda, że to nie Kinga – pomyślała- Byli taką ładną parą”.
Po posiłku wszyscy się rozeszli – Beatka z siostrzeńcem rzucali piłką na podwórku, Jasiek z Olą zniknęli w jego pokoju, a Józef z Markiem raczyli się naleweczką i rozmawiali o tym, jak urozmaicić rysiowski ogród.
Kiedy zostały same, Ala zapytała nagle:
Ulka, co wiesz o Agacie?
O „naszej” Agacie?
Właśnie.
A co powinnam wiedzieć?
Na przykład skąd do nas przyszła?
Nie pamiętam. Z banku. No właśnie, z banku. Chcesz mi powiedzieć, że najpierw go obrabowała?- próbowała zażartować, jednak Ala była dziwnie poważna.
Nic mi o tym nie wiadomo, ale zrobiła coś innego.
Tak?
Omal nie rozwaliła małżeństwa swojego szefa.
Co takiego? – Ulka aż zamarła.
No właśnie, właśnie.
Skąd o tym wiesz?
A, no widzisz, świat jest mały. Kilka dni temu spotkałam taką dawną koleżankę, jeszcze ze studiów. Zapytała, czy znam Agatę, czy jeszcze u nas pracuje i, czy nie ma do niej zastrzeżeń. Wyobraź sobie moje zdziwienie. Okazało się, że zna ją właśnie z banku
No dobrze i co?
Podobno całkiem nieźle sobie radziła, nawet nie tylko z pracą. Z nawiązywaniem znajomości, zwłaszcza z męską częścią działu, również. Szczególnie upatrzyła sobie jakiegoś Szymona. Facet żonaty, dwoje małych dzieci, ale jej zupełnie to nie przeszkadzało. Patrzyli sobie w oczka i pili z dzióbków. W każdym razie, kwitł regularny romans, także poza pracą. Do chwili, kiedy dowiedziała się o tym jego żona i któregoś pięknego dnia, wkroczyła tam z awanturą. Z opowiadania wynikało, że nie jest raczej z tych „rozważnych i romantycznych”, więc pióra latały po całym oddziale. Zmieszała ją z błotem, a ta, zdawała się nawet specjalnie tym nie przejmować. Stwierdziła, podobno, że każdy ma prawo do szczęścia, więc skoro jej mąż wybrał ją, Agatę, to może właśnie ona powinna się nad tym zastanowić.
Aż o taki tupet bym jej nie podejrzewała.
A widzisz. Ja też nie. Koniec końców, ten Szymon przeniósł się do jakiegoś innego banku, a jej podziękowano za współpracę, bo była zatrudniona na czas określony. Potem już wiesz – trafiła do nas.
Uff. No, no. To mi teraz ćwieka zabiłaś. Wiesz, że ona całkiem podobnie startowała do Marka?
Co? Nie mówisz poważnie?
To raczej nie jest temat do żartów.
No nie. I co?
Marek, na szczęście nie Szymon i wkręcić się nie dał. Powiedział jej kilka słów, ja też z nią rozmawiałam. Dałam do zrozumienia, że wiem o co jej chodzi i jakoś ucichło. Wiesz, jeśli Viola wróci po Nowym Roku, to i tak się z nią rozstaniemy. Taka była umowa.
Uważaj tylko, żeby jeszcze do tego czasu nie wycięła ci jakiegoś numeru. Jakoś nie wierzę w cudowne przemiany tego typu ludzi.
Myślisz, że Marek mógłby…
Nie powiedziałam tego przecież, ale jej nie spuszczałabym z oka. Nie wygląda na taką, ale to chyba typ, który idzie po trupach do celu.
Ta rozmowa dała Uli wiele do myślenia. Póki co, jednak, nie miała żadnego punktu zaczepienia – Agata pracowała, jak należy, Marka zdawała się nie zauważać. Zapomnieć o sprawie, czy jednak nadal uważać, że to cisza przed burzą?
Ula czasem miała dość – ciągle ktoś się między nich wpychał. Co jedną sprawę udało się załatwić, pojawiała się następna. W dodatku, jakieś same zwichrowane osobowości – Paul, Paulina, teraz jeszcze ta Agata…
Wierzyła Markowi i wierzyła w niego, ale gdzieś tam, z tyłu głowy czaił się jakiś niepokój, który potęgowały jeszcze „ciążowe hormony”.
Listopadowe chłody, deszcze, chlapa, nie tylko nie poprawiały nastroju, ale przyczyniły się też do choroby pani Marii. Złapała jakieś silne przeziębienie i nie mogła pojawiać się u nich także dlatego, żeby nie zarazić Jaśka. Postanowili, wspólnie z Markiem, że Ula zostanie z nim w domu – przy okazji, trochę odpoczynku od pracy jej również się przyda.
***
Czekała na taki moment i trochę już nawet straciła nadzieję, że kiedyś on jeszcze nastąpi. Kiedy rano, jak zwykle, przyszła do biura, okazało się, że pani prezes nie będzie dzisiaj, a może i przez kilka kolejnych dni. Nie przepadała za nią i zupełnie nie rozumiała, dlaczego inni pracownicy, chyba, nie podzielali jej opinii. Dlaczego tak jest, że jednym w życiu udaje się wszystko, a drugim nic? Czy naprawdę nic się jej od życia nie należało? Dotychczas z wszystkim musiała się zmagać sama. Kiedy przyjechała na studia do stolicy ,z niewielkiej podlaskiej miejscowości, zdecydowanie odstawała od innych. Chciała to jak najszybciej zmienić, ale na pomoc z domu nie bardzo mogła liczyć. Kiedy inni się bawili, ona wtłaczała wiedzę opornym uczniom, udzielając korepetycji..
Była najlepszą kumpelą, kiedy potrzebowali jej pomocy, dobrych notatek z wykładów, ale już jej towarzystwo na imprezach nie było nazbyt pożądane. Zresztą, nie miała chłopaka i nie miała z kim na nie chodzić.
Widziała, jak koleżanki układają sobie życie, zdobywają, co chcą i osiągają, czego pragną. Też tak chciała i postanowiła, że kiedyś tak właśnie będzie.
Pierwszy facet, na którego zwróciła uwagę, był chłopakiem jej koleżanki. Nikt nie przypuszczał,że mógłby się nią zainteresować, a jednak. Sylwia musiała na tydzień wyjechać, poszli więc na spacer, do kina, na kolację, potem tańczyli w jakimś klubie, aż w końcu wylądowali w łóżku. Zaczęło się niewinnie, ale wkrótce, nie miała już ochoty z niego zrezygnować. A on… nie mógł się zdecydować, czy chce zrezygnować… z Sylwii. Wierzyła jednak, że kiedyś taką decyzję podejmie. Zakochała się? Czy może potrzebowała silnego, męskiego ramienia, na którym mogłaby się wesprzeć i nie musiała już z wszystkim zmagać się sama? Skończyło się, gdy ktoś uczynny doniósł Sylwii o ich romansie. Była dzika awantura, mocne słowa i łzy. On został z tamtą, a ona… straciła ich oboje. Było jeszcze kilka znajomości, w które bardziej, lub mniej była zaangażowana, ale zawsze wtedy, kiedy miała nadzieję, że to już ten, że ułoży sobie życie, że coś osiągnie, będzie z kimś – wszystko się sypało.
Tak bardzo chciała być, jak jej dawne koleżanki – dobrze ustawiona, atrakcyjna i tak intensywnie wbijała sobie do głowy,że może jej w tym pomóc tylko facet i tylko taki, który już sam coś osiągnął, że przestało mieć dla niej znaczenie, czy był zajęty, czy wolny. Była gotowa na wszystko, żeby go oczarować i zdobyć. Nie bawiła się nimi – miała nadzieję na trwały związek. Po nieźle zapowiadającym się romansie z Szymonem, który jednak zakończył się totalna klapą, po awanturze, jaką zrobiła jego żona, na oczach wszystkich, musiała szukać nowej pracy.
Uwierzyła w swoje szczęście, kiedy trafiła na ogłoszenie firmy „Dobrzańscy” i, w dodatku, została przyjęta.
Na Marka zwróciła uwagę niemal pierwszego dnia. Widywała go często, bo przychodził do pani prezes. Jeszcze wtedy nie wiedziała, że są małżeństwem. Kiedy jednak ta wiadomość do niej dotarła, była zawiedziona – przystojny dyrektor, z uwagi na bliską obecność żony mógł się okazać nieosiągalny. Kilka razy jednak zagadał do niej, co prawda, tak po prostu, o niczym, ale to ją trochę ośmieliło. Starała się do niego zbliżyć. Wyszukiwała różne preteksty, czasem nawet dość prowokacyjne, ale on reagował na nią zupełnie nie tak, jak tego oczekiwała. Niekiedy nawet miała wrażenie, że się od niej opędza. Coraz bardziej ją intrygował i pociągał, ale zachowywał się, jakby świata nie widział poza swoją żona. Nie mogła patrzeć na ich czułości, których kilka razy była świadkiem. Potem, jakoś przypadkiem, Ania wygadała się, jak to z nimi naprawdę było. Strasznie nakręciła ją ta opowieść. Była, jak bajka i jednocześnie, potwierdzenie tego, że one w życiu też się zdarzają. I było coś jeszcze – ten facet zdobył się na to, żeby rzucić swoja wieloletnia narzeczoną dla innej. Czyli, co? Wygląda na to, że wszystko jest kwestią umiejętnego zademonstrowania swoich uczuć? Bo, że zakochała się w nim, tego była pewna.
Czasem, jakiś wewnętrzny głos mówił :”Dziewczyno, ale widzisz przecież, że oni są szczęśliwi, kochają się.” Szybko zagłuszała go w sobie. Ileż to par kocha się i nagle rozstaje, bo okazuje się, że jedno z nich pokochało kogoś innego?
Postanowiła wykorzystać nieobecność pani prezes, żeby ponownie zbliżyć się do Marka. Nie wiedzieć czemu była przekonana, że jego chłodny stosunek do niej był tylko grą, spowodowaną zbytnią bliskością żony.
***
Marek siedział w bufecie pijąc kawę i przeglądając gazetę, kiedy wpadł Sebastian.
Cześć. Liczyłem na to, że cię tu znajdę.
Znalazłeś. Masz jakąś sprawę?
No właśnie mam. Nie skoczylibyśmy dzisiaj na jakieś piwko? Długo nigdzie nie wychodziliśmy .
A co, dostałeś przepustkę od Violki?
Tak jakby. Teściowa przyjechała. Rozumiesz.
Masz coś przeciwko teściowej?
Nie o to chodzi. We dwie będą się prześcigać w opiece nad Zuzką, więc chwilowo nie będę potrzebny.
Rozumiem,ale tym razem u mnie gorzej. Pani Maria chora, Ulka cały dzień z Jaśkiem. Nie powinna się przemęczać, a Jasiek bywa absorbujący.
Nie zgodzi się?
Pewnie się zgodzi, ale ja nie wiem, czy to dobry pomysł? – zauważył proszące spojrzenie kumpla i roześmiał się – No dobra, zobaczę, co da się zrobić.
W tym momencie zadzwoniła jego komórka.
No cześć, kochanie. Coś się stało?
Po chwili, mógł już powiedzieć Sebastianowi, że wieczorne wyjście jest aktualne. Ula z Jaśkiem są w Rysiowie i jeszcze nie wie, czy wrócą dzisiaj, czy dopiero nazajutrz. Olszański wyraźnie się ucieszył, ale także coś zauważył.
Ty, stary, czemu ta Agata tak ci się przygląda?
Agata? Gdzie?
No tam, przy drzwiach siedzi.
Wzruszył ramionami.
Nie mam pojęcia. Ona czasem zachowuje się tak dziwnie.
Uważaj. Sekretarki mają do ciebie słabość.
Wiesz co? To nie było śmieszne.
No dobra. Sorry. Wiem przecież, że nie wyciąłbyś Ulce żadnego numeru. Dały nam te dziewczyny popalić, co? Odechciało się nam przygód raz na zawsze.- roześmiał się.
Chwilę po tym, jak Marek wrócił do siebie usłyszał pukanie. W drzwiach stała, w trochę dziwnej pozie, Agata. Nie ucieszył go, bynajmniej, ten widok.
Masz do mnie jakąś sprawę?
Podpiszesz to? Pani prezes nie ma, a…
Dobrze. Połóż, zaraz przejrzę.
Oczekiwał, że wyjdzie, ale ona, ostentacyjnie przysiadła na jego biurku.
Jeszcze coś?
Tak – sięgnęła po długopis i bawiła się nim. – Chciałam zapytać, czy nie wybierasz się na lunch? Twojej żony nie ma, a samemu chyba niezbyt miło?
Marek z trudem hamował nerwy.
Wybieram się. Z Sebastianem. – wymyślił na poczekaniu.
Wyraźnie nie to chciała usłyszeć, ale nie zamierzała się poddać.
Mogę iść z wami? – zapytała, jakby nigdy nic.
Przepraszam cię, Agata, ale mam z Sebą do pogadania. Musisz znaleźć sobie inne towarzystwo.
Trudno – wycedziła przez zęby, zeskoczyła z biurka i wyszła.
Tupet tej dziewczyny nie mieścił mu się w głowie. Doskonale zdawał sobie sprawę , o co jej chodziło, choć zupełnie tego nie rozumiał. Zbył ją już wcześniej, uświadomił, że nie jest zainteresowany jej podchodami, Ula też z nią rozmawiała. I co? I nic – a wyglądało na to, że coś do niej dotarło.
Postanowił, że jeśli nadal będzie się do niego wdzięczyła, nie będzie się bawił w takie grzeczności. Może z nią właśnie tak trzeba – wprost i bez ogródek? Właściwie, to już nawet nie miał ochoty na ten lunch. Dobra, pójdzie z Sebą na piwo i może trochę odreaguje.
Idąc do windy zadzwonił jeszcze do Ulki, żeby zapytać, co postanowiła w sprawie powrotu i powiedzieć, że jakby co, wybiera się z Sebą do klubu. Kończył rozmowę, kiedy drzwi się otworzyły. Wszedł do środka i wtedy spostrzegł wchodzącą za nim Agatę. Najwyraźniej była świadkiem jego rozmowy z żoną. W tym momencie pożałował, że nie zaczekał na Sebastiana.
Przez chwilę przyglądała mu się badawczo, po czym, nieoczekiwanie, musnęła dłonią jego krawat. Czuł, że wzbiera w nim wściekłość. Nie lubił takich namolnych kobiet, a ta denerwowała go szczególnie. Energicznym ruchem odepchnął jej rękę.
Agata, jak ty się zachowujesz?
Udawała, że nie słyszy tego pytania.
Może mnie też zabrałbyś kiedyś na drinka, bo za piwem nie przepadam?
Powiedziałem – przestań!
Co w tym złego?
Do jasnej cholery, nie rozumiesz, co do ciebie mówię?
Nie, to ty nic nie rozumiesz. Albo tak dobrze udajesz?
Winda zatrzymała się na parterze. Wyszła pierwsza, a jego, na szczęście, zatrzymał Władek.
Kiedy znalazł się na zewnątrz, jej już nie było. Poszedł prosto na parking. Wsiadł do samochodu. Seba się spóźniał. Już miał do niego dzwonić, kiedy ktoś zastukał w szybę. Agata bezczelnie mu się przyglądała. „To niemożliwe – pomyślał – Jest aż tak głupia?”
Wysiadł z samochodu.
Zapomniałaś czegoś?
Tak. Zapytać, czy nie podrzuciłbyś mnie na przystanek. Chciałabym z tobą porozmawiać.
Jadę w innym kierunku. A rozmawiać nie mamy o czym.
Ja mam. Daj mi szansę. Słyszałam, jak mówiłeś, że twojej żony nie ma, więc chyba nigdzie się nie spieszysz.
Czuł, że za moment nie wytrzyma.
Nie nadużywaj mojej cierpliwości, dobrze? – powiedział to na tyle głośno, że kilka osób zwróciło na nich uwagę.
Co się tu dzieje? – usłyszał za plecami głos Sebastiana.
Dłużej nie mogłeś się grzebać? – oberwało się i jemu.
Spokojnie, Marek – Seba od dawna nie widział go w takim stanie.
Wsiadaj. Jedziemy.
A Agata?
Agata idzie na przystanek.
Ruszył tak gwałtownie, że omal nie uderzył w przejeżdżające auto. Chciał wyjechać stąd jak najszybciej.
Stała tam jeszcze chwilę, jakby zastanawiając się, co zrobić.
Powiesz mi, co się stało? Czego ona chciała, że miałem wrażenie, jakbyś zamierzał ją zaraz uderzyć.
Bo chciałem. Potem ci powiem, bo jeszcze kogoś rozjadę przez tę kretynkę.
Siedzieli w klubie, jak kiedyś. To faktycznie chyba było miejsce, gdzie najlepiej obgadywało się męskie problemy. A może tylko tak im się wydawało? Kiedy skończył opowiadać o Agacie, Seba też już nie był skory do żartów.
Może ona jest chora? Ma jakieś obsesje?
Nie wiem, stary. Wydawało mi się, że już się wszystko poukładało, a tu patrz – jeden dzień nie ma Ulki, a ona dostaje małpiego rozumu. Jakby na taki dzień czekała.
Dziwna jakaś. Ty się od niej opędzasz, a ona i tak swoje? Zobaczysz, nie da ci spokoju.
Nie kracz. Ulka chciała, żeby popracowała do końca umowy, a potem liczy na powrót Violi, ale jeśli to się nie zmieni, rozstaniemy się z nią wcześniej i tyle.
Trochę rzeczywiście udało mu się uspokoić, kiedy jednak wrócił do pustego domu, poczuł się jakoś nieswojo. Nikt na niego nie czekał, nikt go nie witał, cisza aż dzwoniła w uszach. Nic mu się nie chciało robić. Nawet na telewizję nie miał ochoty. Był zmęczony, ale czuł, że i tak nie zaśnie. Spojrzał na zegarek. Było chwilę po ósmej. Pomyślał i… zadzwonił po taksówkę.
Kiedy zapukał do Cieplaków, dochodziła dziewiąta. Ula trochę się wystraszyła na jego widok.
Marek? Co się stało?
Przytulił ja mocno, jakby chciał się upewnić, że na pewno tu jest.
Nic się nie stało. Po prostu – wróciłem do domu, a tam taka cholerna cisza i pustka. Nie chciałem być sam, więc przyjechałem.
Cieszę się. Zjesz coś?
Nie, nie jestem głodny. Jasiek pewnie już śpi?
No tak. Popatrz, która godzina. Chociaż marudził strasznie, bo chciał czekać na ciebie. Może czuł, że przyjedziesz?
Wszedł do pokoju i przez chwilę patrzył na śpiące spokojnie dziecko. Ula stanęła przed nim i wtuliła się w niego. Objął ją, a druga rękę położył na jej brzuchu, gdzie równie spokojnie spało ich drugie dziecko.
Oni byli całym jego światem i dla nich był w stanie zmierzyć się z wszystkim i z każdym. Kiedyś chyba nawet nie podejrzewał siebie o tak silne więzi, teraz wiedział, że życie bez nich nie miałoby sensu. Postanowił, że nie będzie niepokoił Uli o tak późnej porze, opowieściami o Agacie. Sam się z nią rozprawi, jeśli będzie trzeba.
Ranek okazał się cudowny. – Jasiek, kiedy zobaczył Marka zupełnie oszalał. Natychmiast wymyślił, w co będą się bawić, ale wiadomość, że tata, niestety, musi jechać do pracy, przyjął z wyraźnym rozżaleniem. Uspokoił się dopiero na obietnicę, że wieczorem spotkają się w domu i na pewno będą się razem bawić.
Marek niechętnie wracał do Warszawy. Sam już nie wiedział, czy dlatego, że nie chciało mu się z nimi rozstawać, czy nie miał ochoty na spotkanie z Agatą. Jechali z Alą, niewiele rozmawiając. Chciał z nią właściwie pomówić o tej niezrównoważonej dziewczynie, ale w końcu uznał, że to nie jest dobry pomysł.
Przy windzie czekał na niego, wyraźnie podekscytowany, Pshemko.
Marku, gdzie jest Urszula? Czekam tu na nią i czekam.
Niestety, Pshemko, niepotrzebnie. Nie będzie jej ani dzisiaj, ani jutro. Dopiero w poniedziałek.
Och, mój Boże. Coś się stało, tak? Coś z dzieckiem? A mówiłem, mówiłem, żeby tyle nie pracowała. – Mistrz wyglądał na autentycznie zatroskanego.
Spokojnie, Pshemko. Nie denerwuj się…
Jakże ja mogę być spokojny, Marku – wpadł mu w słowo – kiedy Urszula…
Posłuchaj mnie. Posłuchaj! Nic jej nie jest i dziecku też nie. Opiekunka zachorowała i ktoś musiał zostać z Jaśkiem. Po prostu. Powiedz mi lepiej, do czego jest ci tak pilnie potrzebna? Może ja mógłbym pomóc?
Chciałem jej pokazać nasze nowe projekty. Wiosenne. Tak na nie czekała Ale tobie też mogę. Chodźmy.
Dobrze, rozbiorę się tylko, tak?
Przed sekretariatem natknęli się na Agatę. Miała chyba ochotę zagadać, ale obecność Mistrza, na szczęście, ją zniechęciła.
Kończył właśnie rozmowę telefoniczną z prowadzącym jeden z ich butików, kiedy drzwi gwałtownie otworzyły się i do gabinetu, z impetem weszła Agata.
Należy pukać, kiedy się wchodzi – zauważył zimno.
Zapomniałam. Przepraszam. Musimy porozmawiać.
Szła wolno, kusząco poruszając biodrami. Wcale mu się to nie podobało, a w jej wykonaniu wydawało się jakieś żałosne, a może wulgarne? Sam już nie wiedział.
Jeśli służbowo – bardzo proszę. Jeśli prywatnie – nie mamy o czym.
Już wczoraj ci powiedziałam, że się mylisz. – oparła się o biurko, zbliżyła swoją twarz do jego i wymownie spojrzała w oczy.
Wstał. Resztkami sił starł się panować nad nerwami.
Agata, czy ty się dobrze czujesz? Czego ty chcesz ode mnie? Zachowujesz się, jak… jak panienka w jakimś tandetnym klubie.
Zabolało, ale zniosła ten policzek bez mrugnięcia okiem.
Chcesz mi powiedzieć, że takiemu facetowi, jak ty wystarcza tylko żona? Że inne kobiety na ciebie nie działają?
Czytasz w moich myślach.
I tak w to nie wierzę.
To już twój problem.
Na pewno? A co, jeśli się w tobie zakochałam? Nie udawaj, że to cię nie obchodzi.
Podeszła i położyła mu rękę na ramieniu. Zdjął ją.
Nie traktuj mnie tak, proszę.
Jak? No jak?
Obojętnie. Zimno.
Wiesz co, myślałem, że jesteś fajną dziewczyną, z którą czasem można o różnych rzeczach pogadać, ale się pomyliłem.
Jestem. Przekonaj się.
Już się przekonałem. Wyjdź stąd.
Jeśli mnie nie wysłuchasz, to… to wyjdę na korytarz i zacznę krzyczeć, że mnie molestowałeś.
Tak? Bardzo proszę. Drzwi masz przed sobą, a za nimi korytarz. Trafisz na pewno. Zrób to.
Oniemiała. Zupełnie nie przewidziała takiej jego reakcji
Zrób to. Na co czekasz?
Popatrzyła na niego oczyma pełnymi łez.
Jesteś idiotą – powiedział nagle i wyszła trzasnąwszy drzwiami.
„Jestem idiotą, bo do tej pory cię nie zwolniłem. Ale to się zmieni. Zaraz to naprawię – powiedział do siebie.”
Był zdenerwowany do granic przyzwoitości. Dopiero teraz uzmysłowił sobie, co radził jej zrobić i, co byłoby, gdyby z tej rady skorzystała. Chwycił za słuchawkę.
Seba? Przygotuj mi wypowiedzenie dla Agaty.
Hej, co się stało? Ulka o tym wie?
Jeszcze nie, ale się dowie.
Ale…
Czy to jest takie skomplikowane polecenie, do cholery? Po prostu zrób to, o co cię proszę, a potem wręcz to tej idiotce, bo ja nie ręczę za siebie.
Kiedy wszedł do niego, żeby podpisał to wypowiedzenie, Marek był blady i nadal zdenerwowany.
Boję się pytać, ale może jednak powiesz mi, o co poszło, że tak szybko z niej zrezygnowałeś? Jeszcze wczoraj mówiłeś, że do powrotu Violki…
Wiem, co mówiłem wczoraj. Trudno, Ania będzie musiała pomęczyć się sama. Agaty nie będę oglądał ani dnia dłużej.
Opowiedział mu o całym zajściu z przed kilkudziesięciu minut.
No, to nieźle pojechała. Ale ty też byłeś dobry – co byłoby, gdyby faktycznie wyszła na ten korytarz i zaczęła wrzeszczeć. Pomyślałeś o tym?
Nie. Miałem przeczucie, że tego nie zrobi.
Ach, przeczucie miałeś? Nie, no stary, rewelacja. Przeczucia nigdy nie były twoją mocną stroną. Przynajmniej, jeśli chodzi o kobiety. Ale szczęście, to miałeś na pewno. Wyobrażasz sobie, co by się działo…
Dobra, Seba, skończ już. Zanieś jej to, proszę cię. I nie mówmy o tym. Głowa mi pęka.
Agata przyjęła wręczone jej pismo z wyraźną złością. Odezwała się dopiero po chwili.
Jestem sekretarką pani prezes, a jej nie ma. Jak więc mogę zostać zwolniona, bez jej wiedzy?
Przypominam ci, że Marek jest współwłaścicielem tej firmy i może zwolnić pracownika, jeśli uzna to za konieczne.
Tchórz. Cholerny tchórz. Nawet nie miał odwagi sam mi tego wręczyć.
Agata, opanuj się. Może nie miał ochoty, a nie odwagi? A dlaczego tak zrobił, sama powinnaś wiedzieć najlepiej.
Daruj sobie, dobrze?
Kiedy Sebastian wyszedł, nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Nie spodziewała się takiej reakcji z jego strony. „Co jest ze mną nie tak? Co robię nie tak?” Wydawało się jej, że te reakcje obronne, to tylko taka jego poza, taka gra. Że da jej i sobie szansę na rozkręcenie się tego związku.
Ania, dotąd zapracowana i milcząca, odezwała się w końcu :
A co ty myślałaś, dziewczyno? Że Marek zostawi wszystko dla ciebie? On dla nikogo tego nie zrobi. To szczególny związek, czasem może nawet dla innych niezrozumiały. Szczególny, ale bardzo piękny i na pewno nie ma w nim miejsca na inną kobietę, czy innego mężczyznę. Źle wybrałaś i tyle. Na przyszłość szukaj facetów wolnych, a nie wciskaj się w związki.
Agata chciała chyba jeszcze coś powiedzieć. Może na swoje usprawiedliwienie? Wszystko straciła – szansę na miłość, na ułożenie sobie życia (nadal w to wierzyła?) i w dodatku, pracę. Tego ostatniego, chyba się jednak nie spodziewała. Poskładała papiery na biurku, ubrała się i wyszła.
Marek wracał do domu zmęczony i ciągle jeszcze podenerwowany. Stanie w korku, dodatkowo doprowadzało go do pasji. Ciekaw był, co Ulka powie na zdarzenia ostatnich dwóch dni. Na najbliższym skrzyżowaniu postanowił skręcić i pojechać drogą dłuższą, ale mniej zatłoczoną. Zatrzymał się jeszcze przy cukierni, opodal ich domu. Czasem kupowali tu jakieś słodkości. Wypatrzył ulubiony, bezowy, torcik Jaśka. Kupił go – chciał nim chyba wszystkim osłodzić popołudnie. Zauważył samochód Ulki. A więc już są. To dobrze. W oknie dostrzegł śmiejące się i wymach.ujące radośnie rączkami, dziecko.
Kiedy wszedł, mały już biegł do niego, wołając:
Tata, tata…
Popatrzył z ciekawością na pudełko z tortem.
Co mi kupiłeś?
A to niespodzianka. Obiadek zjadłeś?
Pewnie.
W takim razie niespodzianka ci się należy. Tylko poczekaj, zaniosę ją do kuchni.
Ulka właśnie wyszła z łazienki.
Witaj, kochanie Wyglądasz na bardzo zmęczonego. Coś się wydarzyło?
Przytulił ją i pocałował w policzek.
Jak dobrze wracać do domu, w którym tętni życie. Wczoraj tu było okropnie. Czy coś się wydarzyło? Tak. Chyba tak. Będziemy musieli porozmawiać, ale może najpierw przyjemności? Popatrz, co przywiozłem.
Dobrze. Zaraz zrobię kawę, ale powiedz mi tylko, o co chodzi? Szczegóły zostawimy na potem, bo Jasiek i tak cię zaraz czymś zajmie.
Dzisiaj zwolniłem Agatę. Musiałem.
Spojrzała na niego uważnie.
Domyślam się, że nie zrobiłeś tego pochopnie i na pewno miałeś powód. Myślałam, że wytrzymamy do powrotu Violi. Ani samej będzie ciężko.
Też myślałem i wiem, że Ani nie będzie łatwo, ale mam nadzieję, że przez ten czas jakoś sobie poradzi.
O dalszej rozmowie w tej chwili nie było mowy. Jasiek najpierw domagał się tortu, potem zabawy. Ważne tematy rodziców musiały poczekać.
Dopiero wieczorem, gdy dziecko wreszcie zasnęło mogli wrócić do rozmowy. Opowiedział jej, co działo się wczoraj i, co dzisiaj skłoniło go do tego ostatecznego kroku. Ula słuchała w skupieniu.
Więc to jednak była gra z jej strony, a my myśleliśmy, że coś zrozumiała. Tymczasem nadarzyła się okazja i postanowiła ja szybko wykorzystać. Starałam się ją zrozumieć, ale wygląda na to, że mi się nie udało.
Mam nadzieję, że nie masz do mnie pretensji, że zrobiłem to bez porozumienia z tobą, ale naprawdę uważałem i nadal uważam, że to było jedyne słuszne rozwiązanie.
Nie, naturalnie, że nie mam pretensji. Też bym, w tej sytuacji taką decyzję podjęła. Zastanawiam się tylko, co byś zrobił, gdyby rzeczywiście publicznie cię oskarżyła. Musisz przyznać, że to było ryzykowne posunięcie.
Wiem. Oczywiście pewności mieć nie mogłem, ale po prostu nie wierzyłem, że ona to zrobi. Gdybym się przeliczył, to pewnie nie byłoby wesoło, ale na szczęście, przynajmniej o to nie muszę się teraz martwić.
Ciekawa jestem czasem, ile takich i podobnych historii zdarzy się jeszcze w naszym życiu, bo zaczynam się do nich przyzwyczajać.
Mam nadzieję, że jeśli, to niewiele. Jest chyba jakiś limit, nie? Powiedz mi lepiej, jak się czujesz, bo trochę bałem się opowiadać ci o tym wszystkim.
W porządku. Naprawdę. I cieszę się, że jej nie uległeś
Komu? Agacie? No proszę cię…
No wiesz, pokusa była duża.
Błagam – nie zaczynajmy tego tematu. Ty jesteś moja jedyną pokusą. Koniec.
Roześmiała się i zaczepnie potargała mu włosy
Wiem, wiem. Kocham cię, Marku Dobrzański, ale podroczyć się czasem mogę, przecież
No i to właśnie chciałem usłyszeć, grubasku.
Ja ci zaraz dam grubaska…
Przekomarzali się chwilę. Było to potrzebne szczególnie Markowi, żeby mógł się rozluźnić, nie myśleć o Agacie i tym całym napięciu ostatnich dni.
Nowy tydzień rozpoczął się powrotem do Jaśka wykurowanej i bardzo przez niego oczekiwanej pani Marii oraz – Uli do pracy.
Pomyślała sobie kiedyś, jak bardzo wessała ją ta firma. Stała się częścią jej życia. Uwielbiała swój dom, ogród, przebywanie z dzieckiem, ale jednak nie potrafiłaby skupić się tylko na tym.
Lubiła tych ludzi, korytarze, ten szczególny klimat i tę dawkę adrenaliny, którą dawały przygotowania do kolejnych kolekcji, pokazów i niewiadoma – czy się spodoba, przyjmie, sprzeda…
Wielkimi krokami zbliżało się Boże Narodzenie. Pokazał się nawet pierwszy śnieg, ale, niestety, szybko pozostała z niego tylko nieprzyjemna chlapa.
Temat Pauliny i jej nieoczekiwanego katarzis często pojawiał się w ich rozmowach, głównie prowokowany przez Ulę. Choć sama czuła pewien żal, to jednak tłumaczyła Markowi, że nie należy zapiekać się w gniewie, osądzać, że błądzenie i pomyłki są rzeczą ludzka, a najważniejsze jest jednak, aby chcieć się do tego przyznać, zrozumieć, przeprosić. Paulina się na to zdobyła, choć na pewno wiele ją to kosztowało i pewnie nikt, nigdy by jej o to nie podejrzewał. Niby to rozumiał, zgadzał się, ale… No właśnie, mimo wszystko ciągle pojawiało się jakieś „ale”. Ula, jak zawsze dotąd, tak i teraz była cierpliwym nauczycielem. Uważała, że wybaczenie, im samym również przyniesie ulgę i spokój.
Kochanie, jesteś uparty, jak osioł. Wiemy, jak się zachowała i ,że to było złe, ale ona też już to wie i na pewno też nie jest jej z tym łatwo. Przyznanie się wymagało od niej odwagi. Oboje wiemy, że się zmieniła, więc dajmy jej szansę. Mam pomysł – idą święta. To dobry moment na podanie ręki na zgodę. Zróbmy to.
No co, mam jechać do Mediolanu i wspaniałomyślnie jej wybaczyć? Proszę cię, nie wymagaj ode mnie za dużo.
Nigdzie nie masz jechać. Zadzwonimy do niej z życzeniami świątecznymi. To będzie taki gest pojednania.
Nie przesadzasz?
Ani trochę. To dobra okazja i trzeba ją wykorzystać
Zaskoczenie i wzruszenie Pauliny (Ula mogłaby przysiąc, że była wzruszona) było potwierdzeniem słuszności decyzji.
Tym razem, po raz pierwszy nie witali Nowego Roku z Olszańskimi i Szymczykami. Nie uczestniczyli też w dorocznym, firmowym balu karnawałowym. Pojawili się tylko na otwarciu, żeby tradycji stało się zadość, a potem wrócili do domu. Głośna muzyka, gwar, tańce – to nie były okoliczności, w których Ula teraz czuła się dobrze.
Pewnego styczniowego poranka, po przebudzeniu, Marek zauważył, że Uli nie ma obok. Wystraszył się. Co prawda do rozwiązania pozostało jeszcze trochę czasu, ale przecież wiadomo, że wszystko może się zdarzyć. Znalazł ją w pokoju Jaśka. Siedziała przy łóżeczku śpiącego jeszcze dziecka i przyglądała mu się. Co chwilę, jednak, na jej twarzy pojawił się grymas bólu.
Co jest, kochanie? Może pojedziemy do szpitala?
Chyba jeszcze nie. Poczekajmy. To pewnie jakieś chwilowe skurcze.
One jednak wcale nie zamierzały ustąpić. Wiózł ją, z trudem radząc sobie z rosnącym zdenerwowaniem. Wlokąc się w gigantycznym korku, widział na jej twarzy cierpienie i lęk. Nie mógł jej pomóc, nie mógł przyspieszyć, nic nie mógł i ta bezradność wyprowadzała go z równowagi. Kiedy w końcu dotarli do szpitala, był zlany potem. Tym razem, dziecko nie kazało na siebie długo czekać. Był przy niej, widział jej ból i strach, nad którym sam z trudem panował. Słowa lekarza i położnej, kierowane do Uli, do niego,nie do końca do niego docierały. W uszach czuł szum, w gardle suchość. Nagle usłyszał dobitne „Jest”. Pół przytomnym wzrokiem popatrzył na lekarza, trzymającego na ręku maleńką istotkę.
Panie Marku, ma pan córeczkę. Trochę mała, ale przecież urośnie, prawda? – próbował zażartować- Za to zdrowa i śliczna, jak jej mama.
Z wyraźnym trudem docierały do niego te słowa. Poparzył na Ulę, która już przytulała ich maleństwo. Miała łzy w oczach. On też.
Nie mówiłem, że będzie Małgosia? – ledwie wydobył z siebie głos. – Boże, jaka ona śliczna – delikatnie dotykał maleńkiej główki – Dziękuję ci, kochanie.
Bałam się, że zemdlejesz – uśmiechnęła się blado
Prawdę mówiąc, ja też, ale postanowiłem, że nie zrobię wam tego i wytrzymałem.
Kiedy znalazł się na ulicy, miał ochotę całemu światu ogłosić, jak bardzo jest szczęśliwy.

1 komentarz:

  1. Elo! Świetny blog! Cieszę się, że gromadzisz tu te wszystkie opowiadania! Nie trzeba "latać" po stronach :* Zapraszam również na mój blog! Nie ma co prawda na nim opowiadania, ale moje ciekawe poglądy BrzydUlowe! www.brzydula-aniula.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń