Get your own Digital Clock

wtorek, 16 marca 2010

W miejsce Jaska...wprowadza się SWB :) cz.15

Ula, po spotkaniu z Paulem, nie mogła znaleźć sobie miejsca. Ta siadała za biurkiem, patrząc na bukiet, jak zwykle herbacianych róż, to stawała przy oknie, spoglądając na pięknie zielone drzewa, kolorowo, wiosennie poubieranych ludzi, śpieszących nie wiadomo dokąd.
Czekała na Marka, który, po wiadomości od Heleny, że ojciec jakoś gorzej się poczuł, pojechał na chwilę do rodziców. Nie była pewna, jak zareaguje na to, co powiedział jej Paul.
Był niezmiennie szarmancki, jeszcze bardziej zadbany i nadal., trochę tajemniczy. Wyraźnie ucieszył się na jej widok. Przywitał kilkoma komplementami i nieodłącznym bukietem róż. Na chwilę zapanowało milczenie. Ula widziała, że jej rozmówca chyba nie bardzo wie, jak zacząć. Postanowiła mu pomóc.
- Panie Pawle, przepraszam, ale może przejdziemy do sprawy, bo naprawdę nie mam zbyt dużo czasu. Chciał mi pan o czymś powiedzieć. Słucham.
- Tak. Rozumiem, tylko nie wiem od czego zacząć.
- Zawsze najlepiej od początku…
Opowiedział jej, pokrótce, swoją historię. To było tak osobiste, że czuła zażenowanie, słuchając. A potem… potem powiedział o kobiecie, która szczerze nienawidziła jej i Marka, która epatowała chęcią zemsty za doznane krzywdy, która chciała wystawić ich małżeństwo na ciężką próbę.
Ula słuchała tego, jak zahipnotyzowana. Czy to możliwe? Skąd bierze się w ludziach aż taka nienawiść? Czuła, że wie, kim była ta tajemnicza nieznajoma, ale chciała się upewnić. Obawiała się tego, co usłyszy i tego, że Marek mógł mieć rację w swoich podejrzeniach..
Widział, jakie wrażenie wywarły na niej jego sowa.. Zamilkł.
- Proszę mi powiedzieć, kim jest ta kobieta?
- Nie domyśla się pani?
- Owszem, ale chyba chcę mieć pewność.
- Paulina Febo.
Łyżeczka, którą nerwowo obracała w palcach wypadła jej z ręki. Więc jednak to prawda?
Nie mogła pozbierać myśli. Nikt nigdy nie nienawidził jej tak bardzo.
- Dlaczego zdecydował się pan powiedzieć mi o tym?
- Nie wiem. Może dlatego, że jest pani inna od tych wszystkich kobiet, które spotkałem? Zasadnicza? Piękna i obojętna na zainteresowanie mężczyzn? Jasno stawiająca sprawę – mam męża, kocham go, nie zdradzam…
Milczał przez chwilę.
- Powiedziałem, że mógłbym się w pani zakochać…
- Proszę przestać.
- To była prawda. Nadal. bardzo mi się pani podoba, ale… Pozwoliła mi pani uwierzyć, że nie wszystkie kobiety są, jak moja była żona. To było, to jest dla mnie bardzo ważne. Przestałem się bawić cudzym kosztem. Chciałem jednak, żeby pani wiedziała, z czyjej strony grozi pani niebezpieczeństwo. Może to za duże słowo, ale kto wam zagraża. Uznałem, że zasługuje pani , żeby o tym wiedzieć, że jestem to pani winien Może też chciałem, w ten sposób odkupić swoje winy? Proszę mi wybaczyć.
Rozmawiali jeszcze chwilę, choć to raczej on mówił, a ona słuchała. Nie mogła pozbierać myśli. Co teraz powinni zrobić? Coś, czy może lepiej nic?
Wracała do firmy, nie widząc mijających ją ludzi. W żaden sposób nie mogła zrozumieć siły nienawiści, jaka musiała wypełniać Paulinę, skoro zdecydowała się na tak perfidny ruch. Już chyba łatwiej jej było zrozumieć Paula.
Nie usłyszała, kiedy wszedł Marek.
- Już wróciłaś? Co jest? Jesteś taka blada.
- Przytul mnie, proszę.
Położyła głowę na jego ramieniu. Gładził jej włosy. Stali tak przez chwilę.
- Usiądź
- Opowiesz mi o tym spotkaniu? O co chodziło?
Pomału, by nie dać się ponieść emocjom opowiadała o tym, co usłyszała od Paula.
- Nie mówiłem, że to Paulina? – Marek zerwał się, jak oparzony.- Mówiłem. Po prostu wiedziałem. Co za…
- Marek.
- Nie, nic nie mów. Ta kobieta jest chora. Dorwę ją i…
- Opanuj się. Dorwiesz ją i co? Przecież od tamtego czasu, wiele mogło się zmienić. Ona też. Sam widziałeś na ślubie Aleksa.
- O nie. Tylko nie próbuj jej tłumaczyć, proszę cię.
- Nie tłumaczę, ale staram się zachować zdrowy rozsądek. Myślisz, że jest mi miło z myślą o tym, że jest gdzieś ktoś, kto tak źle mi życzy? Musiała się poczuć bardzo zraniona, skoro posunęła się aż do tego.
- Jasne. Powiedz mi.- zrobiłabyś coś takiego, nawet gdybyś poczuła się tak bardzo skrzywdzona? No zrobiłabyś?
- … No nie, ale..
- Właśnie.
- Marek, ale…
- Kochanie, nie ma żadnego ale. Jaką masz gwarancję, że następnym razem nie zrobi czegoś głupszego?
- Gwarancji, oczywiście , nie mam, ale na pewno nie zrobi. Ja myślę, że ona się zmieniła i może nawet sama się wstydzi tego, co zrobiła.
- A ja nie mam zamiaru tego sprawdzać.
- Tak? I co zrobisz?
- Zadzwonię do niej, a jeśli będzie trzeba, to pojadę i tak jej wygarnę, że… – wyjął komórkę i już szukał właściwego numeru.
- Marek, odłóż ten telefon.
- O nie, nie. Nie przekonasz mnie. Nie tym razem.
- Proszę cię, przestań. Jesteś zdenerwowany. Poczekaj. Ochłoń. Pomyślimy.
- Ale nad czym tu myśleć, Ulka? Nie daruję jej tego. Mało stresu przeżyliśmy dzięki jej drańskiemu zagraniu?
- Tak, czy owak, pochopne działanie nie jest dobrym pomysłem. I przestań chodzić w tę i z powrotem.
Usiadł. Głowę oparł na rękach. Gdyby tylko teraz mógł dorwać Paulinę. Jak ona mogła? Jak mogła napuszczać jakiegoś faceta na Ulkę, na nich. Jest chyba gorsza od Aleksa. Znowu wstał. Stanął przy oknie, co chwilę nerwowo przeczesując włosy..
- Wiesz co, jedźmy do domu. Nic tu po nas dzisiaj – Ula nagle wstała zza biurka.
Zajęty swoimi myślami popatrzył na nią, jakby zastanawiając się, co do niego mówi.
- Masz rację. Pójdę tylko po swoje rzeczy. Poczekasz?
- Oczywiście. Marek…
- Tak?
- Obiecaj mi, że nie zrobisz nic głupiego. Nie zadzwonisz do niej.
- ….
- Obiecaj.
- Dobrze, nie zadzwonię. Nie teraz. Zaraz wracam.
W drzwiach zderzył się z Agatą. Przeprosił ją i poszedł dalej. Ula zauważyła, że Agata patrzy za odchodzącym Markiem. Wglądała na zawiedzioną, że potraktował ją, jak powietrze. Spojrzała na Ulę z takim wyrzutem, jakby ją o to obwiniała. Położyła na biurku dokumenty i bez słowa wyszła.
No tak, to kolejna sprawa, którą trzeba w końcu rozwiązać. Ula miała już serdecznie dość humorów tej dziewczyny.
Długo nie wiedzieli, co zrobić z informacjami przekazanymi przez Paula. Ula przez cały czas powstrzymywała Marka przed jakimiś drastycznymi ruchami. On, denerwował się, że torpeduje wszystkie jego pomysły. Naprawdę nie miał zamiaru puścić Pauli płazem tego całego zdarzenia. Rozmawiał o tym z Sebastianem, ale kumpel też nie potrafił udzielić mu żadnej sensownej rady..
- Stary, zostaw ten temat. Przecież i tak nie udało się jej niczego osiągnąć. Może jeszcze nadarzy się okazja, żeby uświadomić jej, że wiesz o wszystkim.
- I co? Mam jej tak po prostu odpuścić? Ty byś tak zrobił?
- Nie wiem, ale na pewno nie jechałbym specjalnie do Włoch z awanturą, a nie jest to sprawa na telefon.
- Czyli jednak odpuścić, bo przecież trudno liczyć na to, że sama się tu pojawi.
- No nie wściekaj się. Naprawdę nie wiem, co ci poradzić.
- A jak twoje dziewczyny?
- Super. Powiem ci, że Violka manie zaskakuje. Tak się zajmuje domem i małą, jakby całe życie nic innego nie robiła. Chociaż przebąkuje, że za pól roku wraca do pracy. Mała będzie miała roczek i trzeba będzie poszukać jakiejś opiekunki. Przydałaby się taka wasza pani Maria, ale takiej, to ze świecą szukać. A w ogóle, to zamiast pytać, może byście po prostu wpadli do nas. Sam już chyba nie pamiętasz, kiedy ostatni raz byliście..
- Pogadam z Ulką. Wpadniemy..
Pierwsze dni lipca były wyjątkowo upalne. Żar lał się z nieba i zatłoczone miasto było ostatnim miejscem, gdzie chciało się przebywać. Dobrzańscy wybierali się do Jastarni, ale dopiero na przełomie lipca i sierpnia. Tymczasem więc pozostawały zakorkowane ulice, z topiącym się asfaltem i firma, w której przed wyjazdem parę spraw należało dopiąć.
W takie dni szczególnie doceniali przestronność swojego domu i magiczny klimat kolorowego ogrodu, z przenikającymi się różnymi zapachami. Ogrodu, który nadal. dopieszczał Marek, co jakiś czas uatrakcyjniając go kolejnymi ciekawymi roślinami.
Ula czuła się źle – potworny ból i zawroty głowy zostały przypisane dusznemu powietrzu, ale ona nie była przekonana, że to jedyna przyczyna jej złego samopoczucia.. Kolejny ranek wcale nie okazał się lepszy. W pracy z wielkim wysiłkiem się skupiała, zwłaszcza, że w sekretariacie pozostała tylko naburmuszona Agata. Ania z Maćkiem wyjechali na urlop.
Spacerowała po “ich” parku. Chciała trochę ochłonąć i parę spraw przemyśleć. Tu przynajmniej drzewa zapewniały zbawienny cień , a jakiś szczególny klimat dawał spokój, sprzyjał refleksjom…. Patrzyła na ludzi spokojnie spacerujących i tych, którzy dokądś spieszyli. Na dzieci radośnie karmiące kaczki, na parę nowożeńców, która uczestniczyła w jakiejś sesji zdjęciowej na “ich” mostku.
Usiadła na ławce opodal. Spokojna. Szczęśliwa. Wyjęła telefon. No tak, zapomniała włączyć. Zobaczyła pięć nie odebranych połączeń – cztery od Marka i jedno od Agaty.. Zadzwoniła do niego.
- No, nareszcie. Ulka, gdzie ty jesteś? Szukam cię wszędzie, nikt nic nie wie. W dodatku, nie odbierasz telefonu. Wiesz, jak się denerwowałem?
- Przepraszam. Musiałam wyłączyć i zapomniałam o tym.
- Jak to musiałaś? Co się stało? Gdzie ty jesteś?
- Spokojnie, Marek. Nic mi nie jest. Możesz przyjść do naszego parku? Czekam tu na ciebie.
- Jasne, że mogę. Ale… No, nieważne. Zaraz będę.
Siedziała, patrząc na bawiące się dzieci, matki z wózkami, na staruszków, siedzących na sąsiedniej ławce, trzymających się za ręce, jak para nastolatków…
“Ciekawe, czy my też kiedyś tacy będziemy?” – pomyślała i wtedy zobaczyła pędzącego alejką Marka.
- Błagam cię, nigdy więcej tego nie rób. Wyszłaś, nikomu nic nie powiedziałaś, telefonu nie odbierałaś. Nie wiedziałem już, co o tym myśleć.
- Przepraszam. Musiałam – cmoknęła go w policzek.
- A dlaczego mnie tu ściągnęłaś? Źle się czujesz?
- Wręcz przeciwnie. Chcę ci coś powiedzieć.
- Ooo. Już się boję. Wyglądasz tak tajemniczo.
- … Jestem w ciąży. Właśnie wracam od lekarza.
Patrzył na nią z takim zdziwieniem, że nie mogła się nie roześmiać.
- Będziemy mieli dziecko? – zapytał, jakby jej słowa dopiero do niego dotarły
Nagle zaczął się śmiać i, gdyby go nie powstrzymała, w jednej chwili, wszyscy obecni w parku dowiedzieliby się, jaki jest szczęśliwy.
- To “hiszpańskie “ dziecko. Pamiętasz ostatnią noc w Barcelonie?
Jasne, że pamiętał, bo nie sposób było tego zapomnieć
- Wiedziałaś, że tak się stanie?
Roześmiała się.
- Trochę na to liczyłam.
- Ale przecież jeszcze nie chciałaś…
- To było wcześniej. A teraz uważam, że Jasiek nie powinien dłużej być sam.
- Jestem tak szczęśliwy, że chyba zaniosę cię do firmy – jakby na potwierdzenie tych słów, nagle wziął ją na ręce.
- Postaw mnie, wariacie. Przecież ludzie na ans patrzą.
- Niech sobie patrzą. Nie robię nic złego.
Wrócili do firmy radośni, objęci.
- Tylko przypadkiem już przy windzie nie ogłoś tego wszystkim.
- Wiesz, że chętnie bym to zrobił?
- Wiem. Dlatego właśnie cię uprzedzam.
Odprowadził ją do drzwi gabinetu i nagle, jakby o czymś sobie przypomniał.
- Zaraz do ciebie przyjdę, kochanie, ale muszę jeszcze coś załatwić.
Nie zwrócił uwagi na pełne żalu spojrzenie Agaty, kiedy wychodząc z sekretariatu wybierał numer do pani Marii.
Dziewczyna coraz bardziej zdawała sobie sprawę, że jej uczucie do Dobrzańskiego jest beznadziejne. Ledwie ją dostrzegał, chyba nawet unikał. Nawet takie rozmowy o niczym, które były dla niej, jak okruchy szczęścia, bo miała go wtedy tylko dla siebie, już się właściwie nie zdarzały. Wiele razy próbowała, zagadywała, posyłała znaczące spojrzenia i nic. Wiedziała, w jaki sposób pani prezes została jego żoną. Wszyscy w firmie o tym wiedzieli, choć to historia z przed lat i dawno przestała być sensacją. Kiedyś Ania się wygadała i od tej pory Agata wierzyła, że wszystko się może zdarzyć. Dlatego tak bolała ją jego obojętność? Próbowała zmienić coś w swoim wyglądzie. Obcięła włosy, żeby choć trochę upodobnić się do pięknej pani prezes. Zmodyfikowała też nieco sposób ubierania się Marek zdawał się niczego nie zauważać.
Kiedy wracali do domu, Markowi, o dziwo, nic nie przeszkadzało – ani upał, ani nawet nie kończące się korki. Był po prostu szczęśliwy. Bardzo pragnął tego dziecka. Nigdy nie chciał, żeby Jasiek podzielił jego los – jedynaka.
Po obiedzie nalegał:
- Teraz połóż się, odpocznij, bo na wieczór mam dla ciebie niespodziankę.
- Nie chcę leżeć. Nic mi nie jest. Nawet głowa już mnie nie boli… Zaraz, o jakiej niespodziance ty mówisz?
- Kochanie, wiesz przecież, że jak ci powiem, to nie będzie niespodzianki. Zdradzę ci tylko, że gdzieś cię zabieram.
- Pięknie, a co z Jaśkiem?
- Już wszystko załatwione. Pani Maria zostaje..
Był tajemniczy i bardzo podekscytowany.
- Dokąd jedziemy?
- Zobaczysz.
Zatrzymał samochód przed znanym jej hotelem. Kiedyś zaproszenie w to miejsce miało być jego urodzinowym prezentem dla niej. Kiedy to było? Pięć, czy sześć lat temu? Jeszcze pamiętał, jak bardzo się wtedy spłoszyła na słowo hotel. Tak bardzo pragnęła tego sam na sam, a jednocześnie, okropnie się bała.
Stanęli przed okazałym budynkiem.
- Chcesz mnie znowu zabrać windą do nieba?
- Chodź.
Winda powoli ruszyła. Stali w niej objęci, przytulenie, już nie nieśmiali, niepewni siebie.. Z każdą chwilą pojawiał się pełniejszy obraz rozświetlonego miasta. Wyglądało, jakby rzeczywiście rozsypał się worek z gwiazdami, mrugającymi do nich zalotnie..
- Uwielbiam ten widok – szepnęła.
- Ja też.
- Wtedy też byłam nim zachwycona.
- Ale jednak trochę się bałaś, co?
- No, może troszeczkę.
- Tak naprawdę jednak przywiozłem cię tu na kolację. Tamtej nie skończyliśmy, baa, nawet nie zaczęliśmy. Od tamtej pory wiele razy chciałem tu z tobą przyjść, bo teraz przecież już żaden Bartek nam nie przeszkodzi., ale ciągle się jakoś nie składało. A dzisiaj jest bardzo dobra okazja. Uczcimy w ten sposób wiadomość, że za kilka miesięcy będzie z nami Małgosia.
- O, nie, nie. Skąd wiesz, że to będzie Małgosia? A jak będzie chłopiec?
- To BĘDZIE Małgosia, wiem to, ale, ok. – jak będzie chłopiec, będę się cieszył tak samo. No i miałabyś wtedy trzech kochających cię facetów. Piękne, co?
- Jesteś niemożliwy.
- Popatrz, nawet księżyc się do nas uśmiecha
Popatrzyła na niego z lekką pobłażliwością.
- No co? Nie widzisz? Na pewno się uśmiecha.
- O matko. Chyba się boję, co się z tobą stanie, zanim maleństwo się urodzi. Dzisiaj uśmiecha się księżyc – co będzie następne?
- Nabijasz się ze mnie, bo jestem szczęśliwy? – udawał obrażonego.
- Przecież żartuję. Każda kobieta pragnie, żeby jej mężczyzna tak właśnie cieszył się z jej ciąży, z mającego się narodzić dziecka. Coraz więcej nas łączy. Stajemy się coraz bardziej nierozerwalni, kochanie.
- To chyba dobrze?
- Najlepiej.
Każdy, kto w hotelowej restauracji, w zacisznym kąciku, dostrzegłby w blasku świec, siedzącą na kanapie piękną parę, mógłby jedynie pozazdrościć emanującego od nich szczęścia, radości życia, spokoju…
Jedli, rozmawiali, śmiali się, patrzyli na siebie z czułością i zrozumieniem.
Nikt nie poznałby w tych dwojgu, trochę niepewnej, lekko zażenowanej, zwyczajnej dziewczyny w dużych okularach i z aparatem na zębach oraz przystojnego i eleganckiego, co prawda, ale też trochę zagubionego i tylko nadrabiającego miną, mężczyzny
To był piękny wieczór- jeden z tych, kiedy ładuje się akumulatory, czując bliskość, zrozumienie, ufność i miłość ukochanej osoby.
Dziadkowie Dobrzańscy i Cieplakowie z nie mniejszą radością przyjęli wiadomość o mającej przyjść na świat wnuczce lub wnuku. Helena nie potrafiła ukryć wzruszenia. Przytuliła Ulkę.
- Dziecko, tak się cieszę. Nawet nie wiesz, jak bardzo. Nam się nie udało i Marek był sam, ale z wami na pewno będzie inaczej.
Józef, na wieść o powiększeniu się rodziny, tylko dyskretnie otarł łzę.
Nie wszystko jednak było takie radosne i miłe. Agata, coraz bardziej nieprzewidywalna – to naburmuszona, to znów wpadająca w euforię z powodu kilku niewinnych zdań zamienionych z Markiem w recepcji – naprawdę zaczynała już Ulę męczyć i denerwować. Ania, niby nie narzekała na tak kapryśne sąsiedztwo, a nawet na to, że niejednokrotnie wykonywała za nią pracę, ale widać było, że także czasem ma dość.
Ula miała nadzieję, że samo się to wszystko jakoś ułoży, że dziewczyna ochłonie, zrozumie. Nie spieszno jej było do rozmowy z nią, bo nie wiedziała, jak to zrobić, żeby przekaz był czytelny, jasny, a jednocześnie nie ranił zbytnio uczuć Agaty.
Marek od kilku dni snuł się po domu podenerwowany. Nawet z Jaśkiem bawił się z mniejszą, niż dotychczas, radością. W gabinecie Uli pojawiał się jakby rzadziej. Pytany przez żonę, tłumaczył się jakoś mętnie – a to jakaś nieoczekiwana praca, telefon, rozmowa z Sebą…
Ulka wreszcie nie wytrzymała.
- Powiesz mi, w końcu co się dzieje?
- O czym mówisz?
- O twoim zachowaniu w ciągu ostatnich kilku dni.
- Przecież zachowuję się normalnie.
- Marek, proszę cię. Znamy się nie od wczoraj, więc nie mów mi takich rzeczy. Coś cię gryzie. Widzę to.
- Oj, takie tam. Nic ważnego, kochanie.
- Skoro nic ważnego, to tym bardziej nie rozumiem.
Naprawdę nie wiedział, czy mówić jej o rozmowie z Agatą. Po co denerwować ją w tym stanie? Wiedział też, jednak, że skoro Ula zapytała, to już nie odpuści.
- Jest kłopot z Agatą.
- No wiem. Czy nie wiem?
- Przyszła do mnie kilka dni temu z pretensjami, że jej nie dostrzegam, unikam rozmów, spotkań i takie tam…
Ulę aż zamurowało.
- Jak to? Przyszła do ciebie i tak ci to powiedziała?
- Dokładnie. Ale to nie wszystko. Dała mi do zrozumienia, że… no wiesz, krótko mówiąc – powinienem zmienić swój stosunek do niej. Ona wie, że bardzo lubię jej towarzystwo, ale to twoja wina, że jej unikam..
- Słucham? Zwariowała. Odbiło jej zupełnie? A ty, co na to/
- Najpierw w ogóle nie wiedziałem, jak zareagować, kiedy tak wprost mi to powiedziała. A potem, no co? Powiedziałem, że owszem jest miłą dziewczyną, jak większość w firmie i chyba nie ma powodu, żebym traktował ją w jakiś szczególny sposób. Poza tym, jak wie, mam żonę, rodzinę i nie szukam przygód. Wtedy zaczęła płakać i , po prostu wybiegła z gabinetu. A tak, swoją drogą – nadal. chcesz ją porównywać ze sobą, z przed tych kilku lat, bo teraz, to ja już tym bardziej podobieństw nie widzą.
- Masz jakieś wyjątkowe szczęście do sekretarek – Joaśka, ja, teraz Agata…
- Ulka. To nie było śmieszne. Kiedy ty zrozumiesz, że liczysz się tylko ty, że nie obchodzą mnie inne kobiety, bez względu, na to, kim są, jak mają na imię, jak wyglądają.
- Przepraszam. Nie miałam nic złego na myśli i naprawdę ci ufam. Zastanawiam się, co teraz zrobić? Najlepiej by było, żeby, po twoim afroncie sama się zwolniła, ale może ona jeszcze nie przestała walczyć? Trochę ją rozumiem, a trochę nie i dlatego, nie ma pojęcia, jak to rozwiązać?
- Kochanie, jest ktoś, kogo ty nie rozumiesz? Ja tak nie potrafię i dlatego nie wiem, na co ona liczy?
- Teraz może już na nic, co nie znaczy, że dlatego jest jej łatwiej. Dobrze, w przyszłym tygodniu wyjeżdżamy, więc przedtem muszę z nią jakoś pogadać. Potem będzie miała dwa tygodnie do przemyśleń, podczas naszej nieobecności.
- Może jednak to zostawić? Po co masz się niepotrzebnie denerwować?
- Nie będę się denerwować, ale nie mogę pozwolić na to, żeby ona nadal bujała w obłokach, zaszczycała mnie swoimi humorami, a Ania za nią pracowała.
Następnego dnia znowu zauważyła nadętą minę Agaty. Poprosiła ją do siebie. Dziewczyna chyba zdziwiła się, ale przyszła. Bez słowa.
- Agata, chyba musimy porozmawiać. Przyjmując cię do pracy byłam pewna, że dokonuję słusznego wyboru. Uważałam, że jesteś kompetentna, solidna, zdeterminowana. Do pewnego czasu tak było, ale teraz już tak nie uważam. Z miłej, pogodnej dziewczyny, którą przyjmowałam, stałaś się naburmuszona i humorzasta. Z twojej sumienności też niewiele zostało. Widzę, jak Ania często wykonuje twoją pracę. Uważasz, że to jest w porządku?
Dziewczyna milczała, tępo wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt szklanej ławy. Minę miała pochmurną. Kiedy podniosła głowę, Ula w jej oczach dostrzegła łzy.
- Chcesz mnie zwolnić?
- Chcę się dowiedzieć, co masz na swoje usprawiedliwienie? Dlaczego tak beztrosko podchodzisz do swoich obowiązków?
- Staram się – powiedziała cicho.
- Agata, starałaś się na początku, ale nie w tej chwili. Wydaje mi się, że to dobra praca. Można się wykazać i wiele nauczyć. Pod warunkiem, że się tego chce. Wiem coś o tym. Też tam pracowałam.
- Słyszałam – jakby nieznacznie się ożywiła – ty chyba jednak miałaś więcej szczęścia. W końcu zostałaś prezesem?
Ula miała wrażenie, że dziewczyna nie tak chciała sformułować ostatnie zdanie. Obie, zresztą, przezornie omijały jak dotąd sprawcę mimo woli, tego całego zamieszania, czyli Marka.
- Jak mam rozumieć to, co powiedziałaś, bo, jak widzisz, nowego prezesa, póki co nie potrzebujemy. Jeśli więc z taką nadzieją podejmowałaś tę pracę, to…
- Nie. Oczywiście, że nie. Chyba trochę źle się wyraziłam.
- Agata, chyba się domyślam, skąd te zmiany w tobie, a nawet tego, co tak naprawdę chciałaś powiedzieć. Rozumiem, że sytuacja może być dla ciebie trudna i niekomfortowa, nie zmienia to jednak faktu, że mam prawo oczekiwać sumiennej pracy, grzeczności, uprzejmości itd.. Staram się, w miarę możliwości pomagać pracownikom, także w ich prywatnych problemach, ale tobie chyba nie mogę pomóc. Sama musisz sobie odpowiedzieć na kilka pytań i podjąć słuszne dla siebie decyzje. W każdym razie, w przyszłym tygodniu wyjeżdżam… wyjeżdżamy – poprawiła się – na urlop. Będziesz więc maiła dwa tygodnie na zastanowienie, przemyślenie… Nie wiem, co postanowisz. Nie chciałabym, żebyś odchodziła, ale jeśli taką decyzję podejmiesz – zrozumiem. Jeśli jednak będziesz chciała zostać, to oczekuję zmiany stosunku do pracy, zostawiania w domu humorów i dąsów i skupienie na obowiązkach, a nie – powiedzmy – na nieosiągalnych zainteresowaniach. Królewicz ma już swoją królewnę i nic na to nie poradzisz. Przykro mi.
Popatrzyła na dziewczynę. Na jej twarzy pojawił się rumieniec. Widziała, jak nerwowo bawi się palcami rąk…
- Mam nadzieję, Agata, że się zrozumiałyśmy. Przepraszam, ale musiałam ci to powiedzieć.
Stała ze spuszczoną głową. Może chciała ukryć łzy, które cisnęły się jej do oczu? W końcu, cichym głosem odpowiedziała:
- Rozumiem. Przepraszam.
Wyszła. Ula czuła pewien niesmak po tej rozmowie. Odeszła gdzieś złość. Jednak było jej żal tej dziewczyny. Fakt – zachowywała się głupio. Wobec Marka, bezpardonowo posuwała się coraz dalej. Może zdawała sobie sprawę, że źle ulokowała uczucia, ale się przed tym broniła? Kiedy do głosu dochodzi serce, rozum najczęściej śpi i robi się wtedy najgłupsze rzeczy pod słońcem, a opamiętanie przychodzi zbyt późno. Nie widziała w Agacie konkurentki, ale zagubioną, zakochaną dziewczynę, która “szła po swoje” zupełnie na oślep. Czy miała ją za to potępiać? Czy byłaby tak liberalna w swojej ocenie, gdyby Marek, choćby tylko dla jakiegoś kiepskiego żartu zainteresował się tą dziewczyną?
Chyba o tym nie pomyślała. Ufa mu, choćby to nawet miało się komuś wydawać dziwne. Wie, że droga, którą przeszli była na tyle kręta i wyboista, że odcisnęła w nich swoje piętno już na zawsze. Że ich wspólne “bycie” rzeczywiście było na dobre i złe, na śmiech i łzy, na libor i wibor. Że wszystko, co się na ich drodze wydarzyło, było po coś.
Miała nadzieję, że Agata właściwie zrozumiała jej słowa, choć nie wprost wypowiedziane. Że dotarło do niej, że ona, Ula, wie o jej słabości do Marka. Że wyciągnie z tego wnioski i podejmie słuszną decyzję. Świadomie nie nazywała po imieniu tego, co sądzi o zainteresowaniu jej mężem. Nie chciała zanadto zranić uczucia dziewczyny. Wierzyła w jej inteligencję i resztki zdrowego rozsądku.
Marek był pod wrażeniem opanowania Uli i tego, że jednak delikatnie obeszła się z Agatą.
- Wiesz co? To jest zagubiona dziewczyna, która źle ulokowała uczucie. Wcale nie jest taka drapieżna i bezceremonialna. To chyba tylko był jej sposób na zwrócenie na siebie uwagi i przekonanie, że jedynie takim działaniem coś osiągnie, bo przecież inaczej nie dostrzegłbyś takiej szarej myszki.
- Jak myślisz – odejdzie, czy jednak zostanie?
- Nie mam pojęcia. Zobaczymy po powrocie z Jastarni.
Morze, tym razem powitało ich niezbyt przyjaźnie. Przez pierwsze trzy dni lał deszcz. Było pochmurno, chłodno, nieciekawie.. Potem jednak, stopniowo wypogadzało się. Jasiek szalał na plaży, trudno było wyciągnąć go z wody. Popołudniami, za to, godzinami mógł się bawić z dziećmi na placu zabaw. Śmiały, szybko zawierał znajomości , ale potrafił też, nieoczekiwanie, przyłożyć któremuś, jeśli próbowano go pozbawić ulubionej zabawki..
Wieczory Dobrzańscy mieli dla siebie. Siedzieli na tarasie, popijając winko, rozmawiając, a czasem, po prostu zwyczajnie milcząc, co także było przyjemne. Niekiedy wybierali się na wieczorny spacer nad morze, prosząc wtedy o kontrolę nad śpiącym dzieckiem, opiekunkę.
Ula czuła się doskonale i z zadowoleniem stwierdzała, że pierwsza ciąża czegoś jednak Marka nauczyła – nie trząsł się już tak nad każdym jej krokiem, nie zadręczał uwagami, żeby na siebie uważała.
Dwa tygodnie swobody i wypoczynku minęły jednak błyskawicznie. O wiele za szybko. Jaśkowi tak bardzo podobały się zabawy na plaży, chlapanie w morzu i towarzystwo innych dzieci, że wiadomość o powrocie do domu skwitował długim i donośnym płaczem.
W firmie z radością powitano powrót wypoczętych i opalonych państwa prezesostwa..
Ulka, wchodząc do siebie, nieznacznie spojrzała na Agatę. Była pogrążona w pracy nad kolejnym sprawozdaniem. Wydawało się, że wygląda jakoś spokojniej. Może rzeczywiście coś do niej dotarło – Ula miała taką cichą nadzieję.
Z powrotem do Warszawy, do pracy, do firmy, nastąpił też powrót do wyrzuconych gdzieś na obrzeża pamięci, spraw.
Wbrew pozorom, Marek wcale nie zapomniał o tym co przekazał Paul o Paulinie. Nie chciał denerwować Uli, która uparcie optowała za tym, żeby nie ruszać już tej sprawy, pozostawić ją biegowi czasu, żeby złe emocje wyciszyły się zupełnie i problem umarł śmiercią naturalną. Jej wystarczył fakt, że cała intryga , choć wredna, nie powiodła się, a sama Paula była kilka tysięcy kilometrów stąd i, według niej, raczej mało prawdopodobne było, by podjęła ponownie jakieś próby.
W Marku jednak ta sprawa tkwiła, jak zadra. Nie potrafił zrozumieć, ani zapomnieć. Nie potrafił znaleźć sposobu, by odpłacić Paulinie pięknym za nadobne, a przynajmniej uświadomić jej, że wie o wszystkim. Zaprzątało to jego myśli, choć skrzętnie ukrywał ten fakt przed Ulą..
***
Nie mógł wiedzieć, że Paulinie także obecnie nie było łatwo ze świadomością, że posunęła się do tak prymitywnych kroków, z bardzo niskich, jakby nie było, pobudek.
Nicola długo nie wiedział o niczym – było jej zwyczajnie wstyd przyznać się do tego. On jednak widział, że chyba coś ją dręczy. Widział jej niepokój, czasem zamyślenie…
Nie chciał naciskać, namawiać do zwierzeń, może zbyt bolesnych, kiedy jednak zapytał, czy chce porozmawiać o tym, co ją dręczy, nieoczekiwanie – zgodziła się. Widział, jak wiele ją to kosztowało. Opowiedziała mu historię swojego związku z Markiem, o chłodzie i pustce, jakie w nim panowały i o tym, że zrozumiała to dopiero niedawno, właśnie wtedy, kiedy poznała jego.. Mówiła o jego zdradach i swoich śledztwach oraz o tym, jak odszedł z powodu miłości do Uli. Nie kochała go, ale nie potrafiła pogodzić się z jego odejściem. Nie bez wstydu opowiadała o swojej nienawiści do nich obojga i o toczącej ją ,jak robak, przez lata chęci zemsty, na którą nie miała pomysłu, aż do chwili pojawienia się Paula.
Nicola słuchał w skupieniu i chyba z pewnym niedowierzaniem. Nie oceniał, nie krytykował, nie potępiał – po prostu słuchał. Kiedy skończyła, zapytał, co zamierza z tym zrobić? Czy nie uważa, że dla spokoju własnego sumienia, powinna tę sprawę zamknąć, wyjaśnić, przeprosić za krzywdę, którą chciała im wyrządzić? Uważał, że powinna znaleźć sposób i odwagę na szczerą rozmowę z Ulą i Markiem, że powinna zrobić to nie tylko dla nich, ale także, a może przede wszystkim, dla siebie.
Ufała mu, chyba po raz pierwszy komuś tak naprawdę ufała i wiedziała, że on ma rację, ale nie miała pojęcia, jak to zrobić? “Może jednak po tym ślubie należało pojechać do Warszawy i zaryzykować spotkanie z Markiem?” No tak, ale tego nie zrobiła, więc jak rozwiązać to teraz?
Kiedyś nawet zadzwoniła do firmy, chciała mu o tym powiedzieć, ale nim ją połączono – rozłączyła się. Zrezygnowała. To jednak nie była rozmowa na telefon.
Z pomocą przyszedł jej przypadek. Na pokazie ich ekskluzywnej kolekcji pojawiła się pewna dziennikarka modowa z Polski. Kreacje były niezwykle eleganckie i autentycznie ją zachwyciły. Okazało się, że ktoś z jej zamożnych znajomych chciałby otworzyć butik ze sprowadzanymi prosto z Włoch tekstyliami, dla klientów o bardzo wysublimowanym smaku i zasobnym portfelu.
Ani Paula, ani Aleks nie planowali ekspansji swoich wyrobów do Warszawy, która jednak nie kojarzyła się im najlepiej, jednak propozycja była kusząca. Postanowili spróbować.
Któreś z nich powinno pojechać do Polski, by porozmawiać o warunkach umowy, ale przede wszystkim przyjrzeć się lokalizacji i możliwościom lokalu, w którym ich niepowtarzalne kreacje miały być eksponowane i sprzedawane. Postanowiła pojechać Paulina. Uznała, że może to być także szansa na załatwienie sprawy z Markiem. Wiele kosztowała ją ta decyzja i odwagi dodawało jej tylko wsparcie Nicola, który także uważał, że to dobra okazja, żeby załatwić tę sprawę. Mimo to nie było łatwo. Przyznać się, jakby nie było, poniżyć, narazić na pretensje, pewnie nawet gniew…. Pomijając to, że trzeba poprosić o spotkanie, rozmowę. Prawdę mówiąc, zupełnie sobie tego nie wyobrażała, ale jednocześnie miała jakieś niewytłumaczalne wrażenie, że jeśli tego nie zrobi, sama też nie zazna szczęścia z Nicola. Wyrzuty sumienia nigdy wcześniej się w niej nie odzywały, a upiorne myśli, które teraz zatruwały jej życie były czymś nowym, nieznanym, trudnym do pojęcia.
***
Na lotnisku w Warszawie poczuła się jeszcze bardziej nieswojo. Może należało się zgodzić, żeby Nicola z nią przyjechał?
Zanim zajęła się sprawami umowy i butiku, zadzwoniła do firmy. Kiedy połączono ją z Markiem, poczuła taką suchość w gardle, że nie mogła wydobyć z siebie głosu.
- Marek? To ja, to znaczy Paulina. Muszę z tobą pilnie porozmawiać. I z Ulą też. – wyrecytowała niemal na jednym oddechu.
Dobrzański myślał, że się przesłyszał. Czuł, jak z każdą chwilą narasta w nim złość.
- No masz tupet, nie ma co. Ale to dobrze się składa, bo ja też muszę z tobą porozmawiać.
- Kiedy możemy się spotkać? Jestem w Warszawie przez trzy dni. Acha i chciałabym, żeby Ula też była.
- Nie wiem, czy będzie miała ochotę cię oglądać, ale porozmawiam z nią. Możemy spotkać się jutro o 17 – tej w kawiarni za rogiem, obok firmy.
- Dobrze, będę..
Coś ją zastanowiło w sposobie, w jaki Marek zwracał się do niej. Miała wrażenie, że on już o wszystkim wie. Czy to możliwe, żeby Paul wyjawił im szczegóły planu? Nie dawało jej to spokoju. Zadzwoniła do niego, ale nie odbierał. Nie wiedziała, co o tym sądzić. Jeśli jej przypuszczenia są słuszne, jutrzejsza rozmowa może okazać się trudniejsza, niż sądziła.
Marek wpadł do gabinetu prezesowskiego, jak huragan. Nawet drzwi wymknęły mu się z ręki i z hukiem trzasnęły. Ula podskoczyła na fotelu.
- Marek. Co ty wyprawiasz. Wyglądasz, jakbyś ducha zobaczył.
- Usłyszałem.
- Co usłyszałeś?
- Ducha. Pauliny.
- Masz gorączkę?
- Nie ma żadnej gorączki. Usłyszałem, bo Paulina zadzwoniła. Jest w Warszawie. Chce się spotkać. Z nami.
- Co ty mówisz? Paulina tutaj? Po co? Co tu robi?
- Nie wiem. Nie zapytałem. Zresztą, czy to ważne? Nareszcie jej powiem, co sądzę o niej i tych jej pomysłach – w oczach, w głosie Marka pojawiła się jakaś mieszanka satysfakcji i chęci zemsty.
- Nie zastanowiło cię, że chce, żebym ja też była na tym spotkaniu?
- Nnniee. Właściwie nie.
- No właśnie. A mnie tak.
- Ale, że co?
- Uważasz, że to normalne? Kiedy ona umawiała się z nami obojgiem jednocześnie? Coś tu nie gra.
- Nie umawiała się, bo nie miała okazji i potrzeby.
- No właśnie – nie miała potrzeby. A teraz ma? Umówiłeś się z nią jakoś?
- Jutro o 17-tej w tej kawiarni za rogiem.
- No dobrze. Pójdziemy tam. Zobaczymy, czego chce. Tylko, jak na ciebie patrzę, to uważam, że od dzisiaj powinieneś pić melisę. Naprawdę, nie chcę być świadkiem jakiejś dzikiej awantury, a ty się szykujesz na wojnę.
Przez cały wieczór już o tym nie rozmawiali. Ula nie chciała podkręcać i tak już nerwowej atmosfery. Marek był spięty i widać było, jakby przez cały czas dobierał słowa, którymi jutro chciał uraczyć Paulinę. Na pewno nie były one miłe ,ani przyjacielskie.
***
Siedziała w hotelowym pokoju sama, ze swoimi myślami. Kolację, którą jej dostarczono, ledwie tknęła. Gdyby Nicola był z nią teraz, wszystko wyglądałoby inaczej. Był taki mądry, opanowany. Znalazłby sposób, żeby ją uspokoić, zapewnić jeszcze raz, że dobrze robi, decydując się na to spotkanie. Trzeba wreszcie rozstać się ze “starą” Pauliną, która, kiedy jeszcze czasem się pojawiała, okropnie uwierała.
***
Wrześniowy poranek wstał słoneczny i, teoretycznie, zapowiadał się miły dzień. Teoretycznie, ponieważ zarówno Ula, Marek, jak Paulina mieli chyba zbyt wielkie obawy, co do tego dnia, by uznać go za dobry, miły, udany…
Marek bał się, jak to spotkanie zniesie Ula, zwłaszcza, że nie miał pojęcia, czy propozycja Febo nie jest przypadkiem jakimś kolejnym jej paskudnym zagraniem.
Ula bała się, że Markowi puszczą nerwy i urządzi Pauli jakąś dziką awanturę. Mimo, że ukrywał to przed nią, miała świadomość, że ani na moment nie zapomniał, jak się wobec nich zachowała. A jeśli dodać do tego jeszcze inne, nie załatwione rachunki z przeszłości, np.. “intrygę szpitalną”, dzięki której ich drogi omal się nie rozeszły… tak, było się czego obawiać.
A Paulina? To spotkanie kosztowało ją tak wiele, jak chyba nic, w jej dotychczasowym życiu. Spojrzenie im w oczy, przyznanie do winy, przekonanie ich o tym, że zrozumiała swój błąd, że zmieniła się. Tak bardzo, że czasem sama siebie nie poznaje…
Zadzwonił Nicola, żeby podtrzymać ją na duchu, przekonać, że sercem jest przy niej, że wspiera…
Wielobarwne, jesienne liście uroczo wyglądały w promieniach wrześniowego słońca, które dodawały im szczególnego kolorytu. Pachniało już jesienią…
Ula stała na ganku ogrodu, czekając na Marka, który od kilkunastu minut szukał jakichś dokumentów.. Na razie bezskutecznie. Patrzyła, na tak inny, niż jeszcze miesiąc temu ogród. Lubiła i nie lubiła tę porę roku. Coś się kończyło, zamierało, zmieniało barwy… jakby znaczyło kolejne etapy w życiu.
- Nareszcie. Myślałem, że nigdy tego nie znajdę, a leżało na wierzchu – Marek pośpiesznie wyszedł z domu, wymach.ując poszukiwaną teczką z dokumentami – Co jest?
- Nic. Po prostu czuję, że lato odchodzi i szkoda mi – westchnęła.
- Mnie też, ale za to, jaka zima będzie gorąca tym razem.
- …
- No przecież przybędzie nam Małgosia
- Marek. Prosiłam cię – podobnie, jak przy Jaśku, nie chcieli znać płci dziecka. Cokolwiek będzie , będą je przecież kochali, bo zrodziło się z wielkiej miłości.
- Już dobrze. Postaram się pamiętać. Ale… ja naprawdę czuję, że to będzie Małgosia.
- Wiesz co? To dziwne. Noszę to dziecko i jakoś nie czuję, czy to chłopiec, czy dziewczynka. Jesteś geniuszem, jeśli ty to wiesz.
Przytulił ją i cmoknął w pliczek.
- Jestem szczęściarzem, a nie geniuszem i powtarzam to sobie każdego dnia.
- To mi się podoba, kochanie. Tak trzymaj. – roześmiała się.
- Boisz się?
- Czego?
- Dzisiejszego spotkania?
- Czuję się nieswojo, ale nie wiem, czy to strach. W każdym razie, chciałabym mieć to już za sobą.
- Ja też.
Godziny w pracy wlokły się leniwie. Ula zdołała zauważyć, że w Agacie coś się zmieniło. Bardziej skupiała się na pracy, czasem nawet wygłaszała jakieś swoje propozycje. Może nie tryskała humorem, ale też nie straszyła ponurą miną. Gdy wchodził Marek, raczej spuszczała wzrok, niż tęsknie wodziła za nim, jak to wcześniej bywało. Leczyła się z niego? Ula miała nadzieję, że tak i, póki co, nie widziała powodu powrotu do przedurlopowej rozmowy.
Kiedy weszli do znanej im już kawiarni, Paulina już była. Spojrzeli na siebie porozumiewawczo – siedziała dokładnie przy tym samym stoliku, przy którym, z górą rok temu, Ula prowadziła rozmowę z Paulem. Tę, w której przestrzegał ją przed tajemniczym wrogiem, którym, paradoksalnie, okazała się…. Paulina.
Przywitanie było chłodne, trochę sztuczne. Widać było, że każde z nich mocno trzyma na wodzy nerwy.
Ula zauważyła jednak, że coś się w tej kobiecie zmieniło. Nie tylko w wyglądzie zewnętrznym – krótsze, nieznacznie falujące włosy sprawiały, że jej twarz wydawała się jakby bardziej plastyczna, nie tak, nienaturalnie wręcz, posągowa, jak ją zapamiętała. Podkreślał to także bardziej subtelny makijaż. Tylko strój był nadal. nienaganny, elegancki, zgodny z najnowszymi trendami. Cóż? Taki był jej styl, a poza tym, jakby nie było, reprezentowała firmę szyjącą stroje dla tych, dla których nie liczyły się pieniądze, gdy chodziło o szyk i elegancję.
Widać było, że jest spięta, ale w jej spojrzeniu nie było złości, ironii, które dotąd zawsze jej towarzyszyły. Było jakieś zażenowanie, może lęk, ale także, chyba spokój.
“Ta sama, ale nie taka sama – pomyślała Ula”.
- Dziękuję, że przyszliście.
- Może nie traćmy czasu na zbędne uprzejmości – głos Marka brzmiał zdecydowanie i gniewnie.
Spojrzała na nich z niepewnością, której chyba nigdy dotąd u niej nie widzieli.
- Poprosiłam was o to spotkanie, bo muszę się do czegoś przyznać i przeprosić.
Ula już miała niemal pewność, o co jej chodzi, ale nadal. nie mogła w to uwierzyć. Marek milczał, nerwowo popijając kawę.
- Właściwie nawet nie wiem, jak wam o tym powiedzieć, choć układałam to sobie w głowie od dawna. Dlatego, proszę , nie przerywajcie mi i pozwólcie wyrzucić to z siebie.
Marek, wiesz, jak bardzo byłam wściekła, zawiedziona i zraniona, kiedy odwołałeś nasz ślub, a jeszcze wcześniej przyznałeś, że masz romans z Ulą, że mnie z nią zdradziłeś i, że to coś poważnego. Nie chciałam tego słuchać, nie chciałam wierzyć, nie rozumiałam, co się stało i dlaczego? Po pierwszej fali wściekłości dostrzegłam światełko w tunelu – Ula cię nie chciała, ignorowała, pokazywała się z Piotrem. Nie wiedziałam, o co wam poszło, ale widziałam w tym szansę dla siebie, dla nas. Z upływem czasu, coraz większą. Wiem, że to okropne, ale cieszyłam się, że i ty zostałeś odtrącony. Kiedy byłam już prawie pewna, że jestem o krok od przekonania ciebie, że jestem gotowa na wybaczenie i nowe otwarcie z tobą, powiedziałeś mi, że możemy być tylko przyjaciółmi. Nie wiem, czy dokładnie tak, ale taki był sens. Wtedy wściekłam się po raz drugi. Czułam się bezradna, bezsilna. Zupełnie cię nie rozumiałam – Ula cię nie chce, a ty jesteś na każde jej skinienie, pomagasz, jak umiesz i potrafisz. Przecież, to doskonały powód, żeby powiedzieć “nie, to nie”. O co tu walczyć, starać się? Nie chciałam na to patrzeć. Postanowiłam wyjechać i naiwnie wierzyłam, że może do mnie przyjedziesz, widząc beznadziejność swojej sytuacji. Wtedy jednak zdarzyło się coś, czego nie przewidział nikt – twój wypadek. Kiedy zadzwoniono do domu z tą wiadomością, błyskawicznie uznałam, że to może być moje ostatnie pięć minut. To ja i tylko ja miałam być w szpitalu, przy twoim łóżku, rozmawiać z lekarzami, a ostatecznie, namówić cię na rekonwalescencję we Włoszech. W moim towarzystwie. Nie mogłam stracić takiej szansy, więc powiedziałam Uli, że nie chcesz jej widzieć, że to mój numer podałeś w szpitalu, że ma się nie wtrącać w nasze życie. Kiedy wszystko wydawało się zapięte na ostatni guzik i wystarczyło tylko wsiąść do samolotu, okazało się…. że musiałam lecieć sama. Tej porażki już nie potrafiłam znieść. Rosła we mnie wściekłość, nienawiść. Już nad tym nie panowałam. Sama myśl o tym, że jesteście razem, potem jeszcze, że spodziewacie się dziecka rodziła we mnie najgorsze instynkty. Wierzcie mi, nie potrafię tego wytłumaczyć, ale nie panowałam nad tym.
Nawet nie zauważyłam, kiedy niemal każdy dzień zaczynałam i kończyłam myślą o tym, jak zakłócić wasz spokój, szczęście, miłość, bo skoro ja jestem sama…
Marek nie wytrzymał:
- Przestań, dobrze? Przestań! Jesteś chora! Myślałaś o tym? – jego głos ciął powietrze. Ula miała wrażenie, że chętnie wymierzyłby jej siarczysty policzek. Odruchowo złapała go za rękę.
- Myślałam, Marek, ale dużo później, myślałam o tym, że byłam chora, albo raczej, tak się zachowywałam. Proszę, pozwól mi skończyć.
Purpurowa z wściekłości twarz Marka wyrażała wszystko, ale ponieważ nie zareagował – kontynuowała.
Mówiła, jak spotkała Paula, jak zrodził się w jej głowie szatański plan uwiedzenia Ulki, jak on się na to zgodził. Dał jej nadzieję i zabił ją, kiedy stwierdził, że plan nie wypalił. Mówiła o swoim gniewie i rozczarowaniu, które nastąpiło potem.
- Powiedz mi, przynajmniej, czy rzeczywiście miałaś wypadek, o którym powiadomiłaś moją mamę?
Potwierdziła i opowiedziała jeszcze o tym, jak chciała ten fakt wykorzystać.
- Nie mówiłem? – Marek zwrócił się do Uli, a Paulinie rzucił pytanie – Jak mogłaś? Odpowiedz mi, jak mogłaś? Nie bałaś się tej swojej nienawiści?
Spuściła głowę. Widać było, że wszystko, o czym mówiła, bardzo wiele ją kosztowało. Wyglądała na zmęczoną..
- Nie wiem.
- Jasne – prychnął – To takie proste :”nie wiem”. I co teraz? Mamy wierzyć, że tak nagle się zmieniłaś? Czy może to jakaś kolejna, bardzo wyrafinowana twoja gra?
- Nie, Marek. To nie żadna gra. Zmieniłam się, ale nie nagle. To trwało bardzo długo i nie byłoby pewnie możliwe, gdyby mi ktoś nie pomógł. Może nie wierzysz, ale bardzo wiele dzięki temu zrozumiałam, choć to była trudna nauka. Dowiedziałam się też, że my nigdy nie bylibyśmy szczęśliwi, bo… bo się nie kochaliśmy. Ty przekonałeś się o tym wcześniej, mnie zajęło to bardzo wiele czasu..
Słuchajcie, wiem, że po tym wszystkim, teraz wy możecie mnie znienawidzić, przecież parę razy starałam się zniszczyć wasz związek, mimo to jednak, chciałabym was prosić o zrozumienie i… jeśli to możliwe – wybaczenie. Naprawdę żałuję tego wszystkiego.
W jej oczach był lęk, oczekiwanie, niepewność…
Marek chciał coś powiedzieć, ale Ula go uprzedziła.
- Paulina, cokolwiek czujemy, to nie jest to nienawiść – spojrzała na Marka, ale milczał. Dodała więc szybko – Nienawiść, to destrukcja, która najbardziej niszczy nienawidzącego. Sama tego doświadczyłaś, więc wiesz. Naszego związku nie mogłaś zniszczyć, bo chroniło go uczucie, silne przez to, w jakich bólach, trudzie i przy różnych przeciwnościach losu do niego dojrzewaliśmy. Wszystko to jednak nie znaczy, że łatwo nam to zrozumieć, a tym bardziej, tak od razu wybaczyć. Wierzę, że się zmieniłaś i nawet w to, że szczerze żałujesz. Kiedyś przenigdy nie zdobyłabyś się na takie wyznanie. Doceniamy to, ale rozumiesz chyba, że my też potrzebujemy czasu, żeby ochłonąć i i poukładać sobie to w głowach.
- Oczywiście. Rozumiem.
- Powiedz mi jeszcze – nagle odezwał się Marek – dlaczego tak nagle postanowiłaś to zrobić?
- Co?
- Spotkać się z nami, posypać głowę popiołem…
- To wcale nie stało się nagle. Dojrzewałam do tego długo, a ostatecznie Nicola przekonał mnie, że tak powinnam postąpić. Nie wiesz, jak bardzo bałam się tego spotkania, ale czułam, że powinnam to zrobić również dla siebie i człowieka, którego … kocham.
- To bardzo szlachetne – nie mógł się powstrzymać od złośliwości. Ula ścisnęła jego dłoń.
- Wiem, co czujesz.
- Paulina, nie masz pojęcia, co czuję – chciał jeszcze coś dodać, ale powtórzył tylko – Nie masz pojęcia. I może lepiej, że nie masz. Jeśli to wszystko, to może lepiej będzie, jeśli już się pożegnamy.
- Dziękuję, że mnie wysłuchaliście. Naprawdę przepraszam i… może kiedyś mi wybaczycie.
Patrzyła za nimi, kiedy wychodzili i czuła ogromną ulgę.
Ożywczy wiatr, który powitał ich na ulicy, był jak ratunek dla ich rozgrzanych głów. Wsiedli do samochodu, ale Marek jeszcze przez chwilę nie ruszał. Musiał choć trochę ochłonąć.
- Może ja poprowadzę?
- Nie, kochanie. Dam radę. Jeszcze tylko chwilę. Czuję się, jakbym wyszedł z kina, po obejrzeniu jakiegoś cholernie denerwującego, kiepskiego filmu.
- No i tak nieźle się trzymałeś na tym “filmie”.
- Daj spokój. Momentami miałem ochotę roznieść ją na strzępy.
Wrócili do domu wykończeni. Na szczęście, Jasiek już spał. Chyba nawet jemu nie udałoby się ich dzisiaj rozbroić.
Marek nalał sobie kieliszek koniaku, a Uli odrobinę czerwonego wina.
- Dobrze, że ten dzień już się skończył, że mamy to już za sobą. Kochanie, wiem, że jesteś wściekły, ale nie sądzisz, że ona naprawdę się zmieniła? Ten Nicola, to chyba jakiś cudotwórca?
- Boję się myśleć, co by było, gdyby go nie spotkała? Nie miał facet łatwego zadania. Roztopić taką bryłę lodu…
- Marek.
- No co? Po tym, co usłyszałem, to i tak łagodne określenie,
- Ale to przecież dobrze, że i ona wreszcie spotkała kogoś odpowiedniego i chyba pokochała.
- No dobrze, dobrze. Ty przecież cały świat przytuliłabyś do serca.
- Ale za to mnie kochasz, prawda?
- Za to i za wiele innych rzeczy. Bardzo cię kocham.
***
Wysiadła z taksówki i pomału szła w stronę hotelu. Podchodząc do recepcji, mimochodem spojrzała na stojącą opodal kanapę. Siedział na niej mężczyzna i uśmiechał się do niej. Nicola. Nie mogła uwierzyć, że tu jest. Podszedł do niej i bez słowa przytulił.
- Skąd się tu wziąłeś? Przecież…
- Przyleciałem, bo nie chciałem, żebyś była sama. Jak było?
- Ciężko, ale mam to już za sobą. Cieszę się, że jesteś. Tak bardzo cię potrzebowałam – nagle głos jej się załamał. Z oczu pomału, jedna po drugiej potoczyły się łzy. Ocierała je, żeby nie zauważył.
- Przecież ja nigdy nie płaczę – próbowała się tłumaczyć.
- Dlaczego? Nie wstydź się łez. Ich nigdy nie należy się wstydzić.
Tulił ją i głaskał po głowie, jak kiedyś ojciec, gdy była małą dziewczynką. A potem? Potem już chyba nikt i dopiero teraz on…
Łzy bezkarnie spływały po twarzy, moczyły bluzkę… Czuła, jakby z nimi spływało napięcie i wszystko, co jeszcze było z dawnej Pauliny. Oczyszczały ją?
Jego silne ramiona oplatały ją mocno. Chyba nigdy nie czuła się tak bezpieczna i szczęśliwa….

3 komentarze:

  1. Bardzo ładnie piszesz i z takimi uczuciami. Powinnaś DUBAI swoją twórczość udostępnić na forum http://forumbrzyduli.tvshow.com.pl/index.php , tam powinni cię wszyscy docenić, ponieważ naprawdę pięknie piszesz!

    OdpowiedzUsuń
  2. SWB, już Ci mówiłam, że Cię uwielbiam, ale co tam, powtórzę to jeszcze raz: UWIELBIAM CIĘ!!! Mogłabym to czytać bez końca... Dziękuję Ci za te chwile relaksu :*:*

    Jestem strasznie ciekawa, czy postanowisz, że Agata zupełnie odpuści, czy może jednak to tylko przysłowiowa "cisza przed burzą"? Niecierpliwie czekam na nexta :)

    kejpi

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle rewelacja - tak mnie się podoba, że muszę sobie "dozować przyjemność" i rozkładam czytanie na 2 dni. :)
    Mam jednak małą uwagę i pytanie zarazem. Czy Ula będąc w ciąży może pozwolić sobie na popijanie wina? ;/

    OdpowiedzUsuń