W ostatnim czasie nie wracali do tematu. Na szczęście, nic nowego się nie wydarzyło, ale oboje, przez skórę czuli, że Paul chyba jednak jeszcze nie zrezygnował.
Zaabsorbowała ich firma, bo choć zdołali wypracować takie metody pracy i stworzyć taki zespół, że wszystko działało w niej nawet bez ich specjalnego nadzoru, to jednak ciągle trzeba było myśleć o coraz lepszych materiałach, o nowych miejscach sprzedaży, o finansach….
Zaabsorbował ich też dom, a dokładnie, przyjęcie z okazji pierwszych urodzin Jaśka..
- Popatrz, kochanie. To już rok minął, a mnie się wydaje, że wczoraj cię wiozłem do tego szpitala i, najpierw umierałem z niepokoju, a potem szalałem z radości..
Nie zareagowała? Poszedł do pokoju, zobaczyć, co się dzieje.. Ula stała z Jaśkiem na ręku, jakby na niego czekała.
- Mamy dla ciebie niespodziankę. Prawda, syneczku?
Postawiła go na podłodze i oddaliła się na kilka kroków. Marek zamarł. Przecież on się zaraz przewróci…
- Ulka, no co ty robisz, przecież on…. – już chciał podbiec do małego, ale wtedy, Jasiek, wymach ując rączkami, po prostu, bardzo ostrożnie ruszył w ich kierunku.
- O matko! On chodzi… – Marek nie mógł się opanować, ale Jasiek zląkł się jego okrzyku i klapnął na podłogę. Nie płakał jednak, tylko błyskawicznie, na czworakach dotarł do kanapy, złapał się jej i dość nieporadnie, ale jednak z sukcesem wstał i na powrót ruszył w ich stronę. Zarówno jemu, jak i rodzicom bardzo podobała się ta zabawa i jego upór w dążeniu do celu.
Pierwsze urodziny Dobrzańskiego juniora były przeżyciem nie tylko dla Uli i Marka, ale również dla bez pamięci zakochanych w nim dziadków Dobrzańskich i Cieplaków.. Wśród zaproszonych urodzinowych gości znaleźli się też Maciek z Anią , Olszańscy oraz pani Maria, która niepostrzeżenie stała się niemal członkiem rodziny i widać było, że jest to dla niej bardzo miłe. Jasiek, niczym królewicz, przechodził z rąk do rąk i takie ogólne zainteresowanie jego małą osóbką, najwyraźniej bardzo mu się podobało. Co prawda zrobiło się małe zamieszanie, kiedy to , zamiast zdmuchnąć swoją urodzinową świeczkę na torcie, usilnie starał się złapać płomień i w końcu się rozpłakał, gdy mu nie pozwolono, ale szybko się uspokoił, przytulany przez dziadka Krzysztofa..
Wracali z pracy zmęczeni. .Na dworze panowała niesamowita duchota. Czerwiec był w tym roku wyjątkowo upalny . Do tego jeszcze Viola miała jeden ze swoich “szalejących” dni. Wszystko jej przeszkadzało, a najbardziej praca.. Z oburzeniem i nazbyt głośno tłumaczyła Ani, że nie można wymagać od ciężarnej kobiety , żeby przenosiła segregatory z regału na biurko i z powrotem.
- W głowie mi się już kręci, ja w młynku, ale pewnie, kogo to obchodzi. O moją ciążę, to już nawet pies z powyłamywanymi nogami nie zadba – wykrzykiwała w kierunku Ani, która bezskutecznie starała się załagodzić sytuację. Kiedy Viola “leciała” przysłowiami, nie oznaczało to nic dobrego.
Ula musiała wkroczyć do akcji i uspokoić nieco, coraz bardziej “rozwijającą się” przyszłą matkę, bo nie słyszała już własnych myśli.
- Wiesz, kiedy tak czasem widzę, co ta Violetta wyprawia, to zastanawiam się, jak sobie z tym radzi Sebastian? Rozmawiałeś z nim?
- Próbowałem, ale jemu już się nawet mówić o tym nie chce., a to oznacza, że dobrze nie jest. Boję się myśleć, co będzie, kiedy to dziecko w końcu się urodzi.
- Trudno przewidzieć, ale może właśnie wtedy ona się jakoś uspokoi? No kiedyś chyba w końcu musi. Tak myślę.
- Ulka.
- No? Wyduś już to z siebie, bo od chwili, kiedy wyszliśmy z firmy widzę, że chcesz mi coś powiedzieć.
Roześmiał się.
- Zaczynam się bać, kochanie. Nic się przed tobą nie ukryje.
- Powinieneś o tym wiedzieć już od kilku lat. No już nie bądź taki tajemniczy. Mam nadzieję, że to nic złego?
- Nieee. Tylko nie wiem, co ty na to?
- Marek. Nie dowiesz się, dopóki mi nie powiesz.
- Co byś powiedziała na to, żebyśmy w lipcu wzięli sobie krótki urlop i gdzieś wyjechali?
- Jak to wyjechali? A co z Jaśkiem?
- Wszyscy ,w trójkę. Mielibyśmy czas tylko dla siebie. Moglibyśmy w końcu z nim też pobyć, bo ciągle ma nas za mało.
- Marek, ale to jest za małe dziecko na jakieś wyjazdy. Jak ty to sobie wyobrażasz?
- Znalazłem w Internecie reklamę takiego pensjonatu w Jastarni. Przyjmują tam właśnie rodziny z małymi dziećmi. Zatrudniają też opiekunki dla nich, kiedy rodzice chcą gdzieś wyjść, na przykład.. Doskonałe warunki. Proponują nawet jedzenie dla dzieci. Trochę zmienilibyśmy klimat, Jasiek miałby piasku pod dostatkiem… A nam też przydałoby się wyrwać stąd I co o tym sądzisz?
- Sama nie wiem. Zaskoczyłeś mnie.
- Pokażę ci w domu, jak to wszystko wygląda. Mnie się podoba.
Pensjonat wypatrzony przez Marka wydawał się interesujący. Położony w pobliżu lasu, w niezbyt dużej odległości od morza, z niewielkim placem zabaw dla dzieci. Przestronne, wygodnie urządzone pokoje, wyposażenie przystosowane również dla dzieci. Stołówka z widokiem na Zatokę. Wszystko to było bardzo kuszące, ale Uli jakoś trudno było podjąć decyzję. Chyba ostatecznie przemówiły do niej argumenty Izy.
- Ulka, nie bądź głupia. Jedźcie. Jasiek jest mały, ale skoro to miejsce dla rodzin z takimi maluchami…. Też będzie miał frajdę. Zobaczysz. Poza tym będą tam też pewnie inne dzieci, będzie miał towarzystwo do zabawy. I, co ważne – będziecie razem, tylko dla siebie, bez pracy, telefonów i innych ważnych spraw. Ciesz się, że Marek tego chce i sam o wszystkim pomyślał, bo u facetów, to wcale nie jest takie oczywiste. Nie popełniaj moich błędów, proszę.
Może ona ma rację? Przecież nawet, gdyby wzięli urlop a zostali w domu, to i tak zawsze dopadnie ich jakiś niespodziewany telefon, nie cierpiąca zwłoki sprawa…
Przecież, od krótkiej podróży poślubnej nigdzie razem nie wyjeżdżali, bo firma, bo kolejna kolekcja, bo butiki, materiały, pokazy, ciąża, dziecko… W końcu, gdyby coś było nie tak, zawsze mogą przerwać pobyt i wrócić.
Kiedy się zgodziła, Marek autentycznie się ucieszył. Okazał się bardzo zapobiegliwy, bo” na wszelki wypadek” zarezerwował już to miejsce, a teraz mógł tylko ostatecznie potwierdzić przyjazd..
Trzeba było tylko w firmie tak wszystko zorganizować, żeby podczas ich nieobecności nie pojawiły się żadne niespodzianki.
Ula wróciła właśnie ze swoich “świętych pięciu minut”, czyli porannej kawy z dziewczynami. Jak wiele zmieniło się nawet w ich rozmowach. Kiedyś mówiły o facetach, miłości, przekazywały niewinne ploteczki. Teraz wszystkie mówiły o dzieciach, nawet Ala. Rzeczywiście traktowała Beatkę, jak swoją córkę i zupełnie dobrze się dogadywały.
- Był do ciebie telefon. Jakiś facet. Chyba już tu kiedyś był, czy dzwonił. Nie pamiętam.
- Ania, jaki facet? Przedstawił się jakoś? Mówił, w jakiej sprawie?
- Poczekaj, zapisałam. O, jest. Kubicki. Paul Kubicki. Nie mówił, w jakiej sprawie, tylko, kiedy powiedziałam, że cię nie ma poprosił o numer twojej komórki.
Boże, prawie o nim zapomniała. Myślała, że jednak odpuścił. Miała wrażenie, że zalewa ją zimny pot.
- Mam nadzieję, że mu nie dałaś?
- Ulka. Przecież wyraźnie zabroniłaś. Powiedział, że jeszcze zadzwoni. Tyle. Przepraszam, że pytam, ale możesz mi powiedzieć, o co chodzi z tym całym Kubickim? Te kwiaty wtedy, też były od niego, prawda?
- Tak. Nie pytaj, o co chodzi, bo sama do końca nie wiem. Jeszcze dzisiaj zadzwoni?
- Nie powiedział, ale chyba tak.
Starała się zapanować nad nerwami, ale okazało się to trudniejsze, niż sądziła. Wszystko leciało jej z rąk. Zaskoczył ją. Kolejny raz ją zaskoczył. Zadzwoniła do Marka. Niestety, odezwała się poczta głosowa.. Jasne. Zapomniała, że jest w banku, więc wyłączył telefon.
“Tylko spokojnie. Nie mogę dać się zwariować”.
Nie wiedziała, co lepsze – poprosić Anię, żeby powiedziała, że nadal. jej nie ma? Tylko co to da? Jeśli nie zrozumie aluzji, będzie dzwonił nadal.. Czy porozmawiać z nim i zdecydowanie wyjaśnić, że nie jest zainteresowana tą znajomością? Przecież powiedziała mu to na pokazie i, jak widać, wcale się tym nie przejął. Gdzie jest Marek? Poszedł obrabować ten bank, czy tylko wyjaśnić sprawę przelewu, który nie dotarł do adresata?
Czuła, że nakręca się coraz bardziej. Każdy dzwonek telefonu, który docierał przez drzwi, podrywał ją niemal na równe nogi. Kiedyś chyba bardziej potrafiła zachować rozsądek i zimną krew. Teraz dużo częściej wpadała w panikę. To się zaczęło po urodzeniu Jaśka? Tak, chyba właśnie wtedy. Walczyła z tym, żeby nie zatruć życia Markowi, sobie i dziecku, ale były momenty, sytuacje, kiedy nie dawała rady. To była jedna z nich. Nie wiedziała, czemu tak gwałtownie reaguje na tego faceta, ale było w nim coś, co ją naprawdę niepokoiło.
Marek wchodził do gabinetu, kończąc jakąś rozmowę telefoniczną.
- W końcu jesteś. – przywitała go z wyraźną ulgą.
- Kochanie, powiedz mi, że to przywitanie, to z tęsknoty za mną, a nie dlatego, że coś się stało w firmie – miał świetny humor. Wszystko, no – prawie wszystko, udało się pomyślnie załatwić. Ciekawe, co Ula powie na tę niespodziankę, ale jeszcze nie teraz.. Na razie wygląda na zdenerwowaną.
- No, kotku, nie gniewaj się. Trochę mi zeszło. Była kolejka i… w ogóle. Ale co się stało? Viola kazała nosić się na rękach? A może Pshemko zaatakował nożyczkami Wojtka? Czy odwrotnie? Już tak długo nic się nie działo, że wcale bym się nie zdziwił – próbował rozładować napięcie, ciągle sądząc, że to do niego ma pretensje.
Spoglądała na niego, rysując jednocześnie na kartce jakieś esy floresy.
- Ulka, dowiem się o co chodzi?
- Paul dzwonił.
- Słucham? Co takiego? Co za dupek! – palnął ze złością w biurko. Po dobrym nastroju pozostało wspomnienie. Szybko zorientował się, że przesadził, że ona i bez tego jest dostatecznie zdenerwowana.
- Przepraszam. Nie chciałem. – przytulił ją – Rozmawiałaś z nim?
- Nie było mnie, ale powiedział, że jeszcze zadzwoni i nie wiem, co robić? Marek, mam jakieś dziwne wrażenie, że tu chodzi o coś jeszcze. To znaczy, nie tylko o mnie.
- Nie rozumiem.
- Ja też nie, ale mam przeczucie, że to nie tylko jakaś nagła fascynacja moją osobą. To coś jeszcze.
- To nie możliwe. Specjalistą od intryg przeciwko nam był Aleks, a jego przecież nie ma. Więc co? Ingrid miałaby jakieś niecne zamiary? Jakie? Po co? Nie. To bez sensu, Ulka.
- Obyś miał rację. Rozmawiać z nim, jak zadzwoni, czy udawać, że mnie nie ma? Bo sama już nie wiem, co lepsze?
- Nie wiem. Najchętniej, to ja bym z nim porozmawiał. Tak po męsku.
- Porozmawiam z nim, bo to się nigdy nie skończy – wolała jednak załatwić to sama.
*
Już tyle czasu minęło, a ona nadal. nie mogła pogodzić się ze swoją klęską. Jak to się mogło stać? Jak mogła do tego dopuścić? Nic nie zapowiadało takiego zwrotu akcji, a jednak się stało. Jeszcze nie potrafiła myśleć o tym spokojnie. I nie potrafiła ułożyć sobie życia. Pojawiali się w nim jacyś mężczyźni, ale, nie wiedzieć czemu, równie szybko znikali. Nie umiała ich zatrzymać przy sobie na dłużej. Dlaczego? Przecież niczego jej nie brakowało. Była piękna i wiedziała o tym. Na samą myśl, że On jest z Tamtą, sztywniała. Nie wiedziała już, czy bardziej nienawidzi jego, czy ją? W dodatku pewnie są szczęśliwi. Mają dziecko…
Nie raz myślała o tym, że chętnie popsułaby im tę sielankę. Chciała, żeby cierpieli. Oboje. Może to by ją uspokoiło?
Zupełnie niespodziewanie, na pewnym przyjęciu spotkała Ingrid Kruger. W pierwszej chwili nawet jej nie poznała. Była w towarzystwie jakiegoś przystojnego blondyna. Jej partner? A może mąż? Nic o niej nie wiedziała. Szybko okazało się, że to jej asystent. Na szczęście, Polak, bo to dawało szansę na rozmowę. Niemieckiego przecież prawie nie znała.
Zaprosiła ich do siebie na następny wieczór. Właściwie, nawet nie wiedziała, dlaczego. W którymś momencie rozmowa zeszła na F&D. Wyczuła, że na Ingrid także zrobiła wrażenie kariera Tej dziewczyny. O ile, jednak, awans zawodowy budził uznanie, to awans społeczny, a dokładnie małżeństwo z Markiem Dobrzańskim, zaskakiwało i intrygowało.
Paula, który siłą rzeczy, czynnie uczestniczył w tej rozmowie, także zainteresowała tajemnicza nieznajoma zwłaszcza, że wyczuł wyraźną niechęć, żeby nie powiedzie, nienawiść do niej, gospodyni tego spotkania.
W jej głowie zrodził się szatański plan. Wiedziała, że Ingrid jest zainteresowana nowym pokazem, że będzie w firmie i to nie sama, tylko z Paulem. Wyglądał na takiego, który nie miałby problemu z zabawienia się czyimś kosztem. Wszystko było tylko kwestią umiejętnego przedstawienia motywów, które nią kierowały, no i ceny. Nie miał przecież nikogo zamordować, tylko zasiać możliwie dużo niepokoju w poukładanym życiu państwa Dobrzańskich. Prosty plan – uwieść ją, co nie powinno być trudne, bo przecież jeśli ktoś przez lata był raczej wyśmiewany, niż podziwiany, to teraz pewnie każdy komplement, wyraz sympatii, bez większego zastanowienia przyjmie jak uśmiech losu. A jeśli nie? To niemożliwe. Takim, jak ona, pojawiającym się z nikąd, zazwyczaj przewraca się w głowie, kiedy przypadkiem trafią na salony. Już się przecież popisywała, kiedy tylko zmieniła swój image. A więc, zająć się nią, a potem postarać, żeby Marek się o tym dowiedział.
Proste, nieskomplikowane, za to wystarczająco wredne. Nie wytrzyma, nie wybaczy jej tego. Przecież dla niej całe swoje życie postawił na głowie. Tylko tyle i aż tyle. Poczuje w końcu, co to odtrącenie i zdrada.
Paul, o dziwo, się zgodził. Miał jakieś swoje powody, by na to przystać i nie chciał o nich mówić. Nie chciał też pieniędzy, tylko pomocy w zawodowym uniezależnieniu się od Ingrid.
*
Już mieli wychodzić. Ula , w związku z zamierzonym wyjazdem chciała zrobić zakupy. Zostało jeszcze w prawdzie trochę czasu, ale nie lubiła zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę. Dzwonek telefonu sprawił, że odruchowo spojrzeli na siebie.
- Ulka, do ciebie.
- …..
- Pan Kubicki – wyszeptała Ania, nie wiedząc właściwie, o co chodzi.
- Odbiorę u siebie.
Ręce jej drżały, kiedy podnosiła słuchawkę. Dobrze, że chociaż Marek był w pobliżu.
- Słucham.
- Dzień dobry, pani Urszulo. Trudno panią zastać.
- Dzień dobry. To znowu pan? W najbliższym czasie nie planujemy żadnych pokazów, więc…
- Nie chodzi mi o sprawy służbowe, tylko prywatne.
- Ale my nie mamy prywatnych spraw. Panie Pawle…
Znowu jej przerwał:
- Jeszcze nie, ale mam nadzieję, że to się zmieni. Jest pani niezwykle intrygująca, również ze swoją zasadniczością. Nie mogę przestać o pani myśleć..
- Współczuję. Jestem naprawdę mało ciekawym obiektem do rozmyślań.
- Pozwoli pani, że ja to ocenię?
Była coraz bardziej wściekła. Ta rozmowa nie miała sensu.
- Dobrze, wyjaśnijmy to sobie raz i, mam nadzieję, na zawsze. Jest pan niewątpliwie interesującym mężczyzną, ale jeśli o mnie chodzi – spóźnił się pan. Mam męża, kocham go. Siły swojego uczucia nie zamierzam sprawdzać na przygodnych znajomościach i oszukiwać własnego męża też nie zamierzam. Naprawdę nie wiem, co jeszcze mogę panu powiedzieć, żeby się pan przekonał, że to nie ma sensu.
- Może pani coś dla mnie zrobić. W przyszłym miesiącu będę w Polsce. Chciałbym się z panią spotkać, nie wiem – na lunchu, kawie, albo, najlepiej, oczywiście, na kolacji. Może warto, żebyśmy porozmawiali w cztery oczy, a nie przez telefon?
- Pan nie rozumie tego, co powiedziałam? Zresztą, w przyszłym miesiącu nie będzie mnie w Warszawie. Wyjeżdżamy na urlop. Jeśli to wszystko, to dowidzenia.
- Cóż. To chyba jednak nie wszystko. Zadzwonię jeszcze.
Była tak zdenerwowana, że musiała napić się wody. Marek, widząc to, miał ochotę tylko na jedno – zwyczajnie skuć mu pysk.
Przytulił ją.
- Ciii, kochanie. Popełniliśmy błąd. To ja powinienem z nim porozmawiać, ale nie martw się. Coś wymyślimy na tego natręta, albo pojadę tam i sam mu przetrzepię tę blond fryzurkę. Chodźmy stąd.
Na zakupy już nie miała ochoty. Bolała ją głowa .Miał do siebie pretensje, że jej posłuchał. Powinien sam z facetem pogadać i tyle.
Po powrocie do domu jednak humory im się nieco poprawiły. A to za sprawą dziecka. Jasiek bowiem, od kiedy opanował sztukę chodzenia, rozwijał tę umiejętność każdego dnia i robił niewątpliwe postępy. Również w docieraniu do rzeczy dotąd dla niego niedostępnych. Tym razem powitał ich, ciągnąc za sobą serwetę ściągniętą z ławy w salonie i bardzo był z siebie zadowolony. Rozbroił ich ten widok. Po obiedzie, Marek zauważył, że Ula już trochę odpuściła, ale oboje nie chcieli wracać do tematu.
- Mam pomysł. Jedziemy do Rysiowa. Chodź synku. Ubierzemy się i pojedziemy do dziadka.
- Marek. Do Rysiowa? Teraz? Chyba nie mam ochoty.
Starał się jakoś oderwać ją od rozmyślań o tamtej sprawie.
- Masz, kochanie, tylko jeszcze o tym nie wiesz. Pogadacie sobie z Alą, Beatka pobawi się z Jaśkiem, a ja mam sprawę do twojego taty.
- Jaką ty możesz mieć sprawę do mojego taty?
- A, tego nie mogę ci powiedzieć. To niespodzianka.
- Marek, błagam.
- Naprawdę mam sprawę. Nie ściemniam.
Miał tak zabawną minę, że też się w końcu roześmiała.
- Ok.. Chodź smyku. Popatrzymy, w co cię ubrać?
- No dobrze. Niech będzie. Skoro masz sprawę… Ubiorę go.
Jasiek uwielbia podróże samochodem, więc sadowiony w aucie przez Marka, aż piszczał z radości. Podobnie, jak w Rysiowie, na widok Beatki.
Wyglądało na to, że Marek istotnie miał jakąś tajemniczą sprawę do Józefa, bo niemal natychmiast wyszli razem do ogrodu.
- Wiesz, Ulka, kiedyś nigdy nie myślałam, że to powiem, ale miło na was patrzeć. Nie sądziłam, że człowiek może się tak zmienić, jak Marek. Przecież on poza wami świata nie widzi.
- To prawda. My poza nim też nie. Czasem, jak pomyślę, że mogliśmy się minąć, to skóra mi cierpnie..
- A ja, jak pomyślę, że gdybyś kiedyś nie trafiła do pracy w F&D i nie poznałabym twojego taty… Myślałam, że już nic dobrego mnie w życiu nie spotka i bardzo się cieszę, że się myliłam.
Józef i Marek wrócili z dość dziwnymi minami. “O co chodzi? Jakie oni mają tajemnice?” Po powrocie do domu próbowała wyciągnąć z Marka jakieś informacje, ale milczał, jak grób, uśmiechając się przy tym szelmowsko.
Wszystko wyjaśniło się następnego dnia. Jasiek usnął, a oni postanowili choć trochę pocieszyć się ciepłym, czerwcowym wieczorem w ogrodzie. Było przyjemnie, cicho szemrała woda, spadająca z niewielkiej kaskady, ukrytej w pięknej zieleni jałowców, obsypanych białymi kwiatkami irg, wybujałych berberysów.
- Dobrze tu posiedzieć ,po całym zwariowanym dniu. Wiesz, pojechałabym do tej Jastarni nawet jutro. Jestem zmęczona.
- Wiem, kochanie. Ja też. Trochę tych zawirowań było ostatnio. Poczekaj chwilę. Zaraz wrócę.
Położył jej na kolanach kopertę.
- Proszę.
- Co to jest, Marek?
- Zobacz – był wyraźnie podekscytowany.
- Nie możesz powiedzieć? Mam jakoś dosyć tajemnic.
- To nie tajemnica, tylko niespodzianka. I jest miła. Mam nadzieję
Wyjęła z koperty folder. SPA? Zaraz, to to samo, w którym byli… O co chodzi?
- Poznajesz?- zapytał.
- Oczywiście, ale dlaczego mi to dajesz?
- Bo to jest zaproszenie na najbliższy weekend. Wyjeżdżamy w piątek rano.
- Marek, zlituj się. Zaproszenie do SPA? Z Jaśkiem? Chyba trochę przesadziłeś
- A kto powiedział, że z Jaśkiem? My. Sami. Oboje. Ty i ja.
- A dziecko? Uśpimy na ten czas? Jak ty sobie to wyobrażasz?
- Wszystko załatwiłem. Z Jaśkiem zostanie pani Maria do naszego powrotu, a w piątek, po południu dołączą do niej Ala, tata i Beti. Uważam, że taka silna grupa do opieki nad jednym małym dzieckiem zupełnie wystarczy. Tylko błagam, zgódź się. Pokój też zarezerwowałem – dodał, jakby to miało ją powstrzymać przed wątpliwościami.
- Nie wiem, co powiedzieć?
- Że się zgadzasz.
- Marek, ale zostawić dziecko na trzy dni?
- Kochanie, dobrze wiesz, jak pani Maria świetnie sobie z nim radzi i, jak on ją uwielbia. Żeby jednak czuła się pewniej i spokojniej, no i ty też, wciągnąłem do spisku również Rysiów. Co może się stać? Poza tym, są telefony, przecież.
- Ale skąd ci przyszło do głowy akurat to SPA? Ty naprawdę jesteś sentymentalny. Niedawno park, teraz to. Co będzie następne?
- Zobaczymy. Pomyślimy. To źle, że chcę wracać do miejsc, które coś dla nas znaczą? Tam przecież byliśmy bardzo szczęśliwi. W każdym razie, ja byłem. Myślę, że należy się nam taki krótki oddech tylko we dwoje, a to miejsce wydało mi się idealne. Po co szukać innego, skoro to już znamy?
- Nie, Marek, oczywiście, że to nie jest źle, że te miejsca są dla ciebie ważne, że o nich pamiętasz, że masz do nich sentyment. Może tylko trochę dziwne, jak na faceta. Zazwyczaj macie raczej pragmatyczny stosunek do życia.
- No wiesz, gdyby każdy facet przebył taką drogę, jak ja, do zdobycia ukochanej kobiety, to też pewnie nigdy nie zapomniałby miejsc, które coś w jego życiu znaczyły. W dodatku, kiedy długi czas myślał i bał się, że mogą pozostać po tej kobiecie już tylko te wspomnienia.
- Marku Dobrzański, ty mnie naprawdę zaskakujesz.
- Mam nadzieję. I mam też nadzieję, że zaskoczę cię jeszcze nie raz.
- I co ja mam z tobą zrobić?… No dobrze, jedźmy.
Poderwał ją z ławki, chwycił w pół, uniósł i okręcił kilka razy. Śmiała się. On też.
- Postaw mnie, ty wariacie.
Zaczął się z nią przekomarzać.
- Ale kochany wariat, tak?
- No nie wiem, nie wiem…
- Nie wiesz? Kochany, czy nie, bo zastosuję łaskotki.
- To jest szantaż emocjonalny.
- A niech sobie jest, no…
- Przecież wiesz, że tak. Najbardziej na świecie.
Postawił ją, ale nie wypuszczał z objęć. Była taka piękna, radosna. I te cudowne, niebieskie oczy, które śmiały się teraz do niego…
Wodził palcem po jej czole, brwiach, oczach, policzkach, ustach, jakby sprawdzając,, czy na pewno tu jest. Była. Tylko jego Kolejny raz uzmysłowił sobie, że gdyby ktoś chciał go zniszczyć, wystarczyło by, żeby mu ją odebrał.
*
Zastanawiał się, jak to rozegrać. To miało być proste. Jemu też wydawało się, że takie będzie. Nie przypominał sobie, żeby jakaś kobieta opędzała się od niego, jak od natręta i nie było w tym kokieterii. Było zdecydowanie.. Zazwyczaj wystarczyło kilka głębokich spojrzeń, jakieś kwiaty, trochę tajemniczości, kilka komplementów i już były jego. Ona była inna. Złościła go i intrygowała jednocześnie. Niewątpliwie jest piękna i ma w sobie to coś, co nie pozwala mu o niej zapomnieć. Oczy? Tak, oczy ma niezwykłe. Duże, niebieskie, mądre.
Kiedy zobaczył ją pierwszy raz na kolacji w restauracji, nie myślał o niej, jak o kolejnej zdobyczy, choć trudno mu było oderwać wzrok. Dopiero potem, po rozmowie z tamtą kobietą, pomyślał – czemu nie?
Po kolejnym spotkaniu, na pokazie uznał, że zdobycie jej może być trudniejsze, niż mu się wydawało. Wyglądała zjawiskowo. Jej ciemne, fantazyjnie upięte włosy odsłaniały piękne rysy twarzy. Długa, prosta, czarna sukienka eksponowała zgrabną sylwetkę i ramiona. Zero biżuterii, tylko delikatna, urocza bransoletka, składająca się z dziesiątków maleńkich serduszek. Żadnej przesady. Nie potrzebowała jej w niczym – ani w makijażu, ani w innych upiększa czach.. Zrobiła na nim jeszcze większe wrażenie, niż w restauracji. Chciał, jak najszybciej wykonać swoje “zadanie”, żeby nie spotykać jej zbyt długo, zbyt często, bo czuł, że paskudna intryga może obrócić się przeciw niemu.. Była chyba pierwszą, od czasu Anny, w której mógłby się zakochać.
Potraktowała go oschle, żeby nie powiedzieć obcesowo. “Nie spotkamy się ani jutro, ani pojutrze. Mój mąż na mnie czeka” Szkoda, że Anna tak właśnie nie odpowiedziała niejakiemu Szymonowi, który ślinił się na jej widok, przez cały turnus wczasowy w Szczyrku. Nigdy nie przypuszczał, że mogłaby go zdradzić, że mogłaby dać się wziąć na lep pięknych słówek pierwszego lepszego faceta i dać się zaciągnąć do łóżka. Tak ich zastał. Dla tamtego była wakacyjną przygodą, dla niego – całym światem, który runął. Miłość jest siostrą przyrodnią nienawiści – znienawidził ją tak bardzo, że stało się to jego obsesją. Cierpiał tak bardzo, że chciał, żeby i inni cierpieli. Z premedytacją zaczął podrywać kobiety, ale tylko te, które były mężatkami. Chciał się w ten sposób przekonać, że nie tylko Anna była zdolna do zdrady? Podrywał, uwodził i sprawiał, żeby mężowie się o tym dowiadywali. I cierpieli, jak on.
Z nią powinno być tak samo, ale nie było. Posłał jej kwiaty. Nie zareagowała. Nawet sprawdzał w kwiaciarni, czy na pewno je dostarczono. Rozmowa przez telefon, z której wiało takim chłodem, jakby to nie czerwiec był, a grudzień. ”Kocham mojego męża – powiedziała“. Anna też mnie kochała, a jednak nie przeszkadzało jej iść z tamtym.
Ona chyba naprawdę jest inna. Pewnie dlatego facet ją wybrał, a nie tamtą. Swoją drogą, to ona musi ich oboje bardzo nienawidzić Ciekawe, jak to z nimi było? No, Paul i co teraz zrobisz? Spróbujesz jeszcze raz? Mówiła, że w lipcu jej nie będzie, ale to przecież nic nie znaczy. Może poczekać. Ma czas. Może wymyśli jakieś szczególne chwyty, które na nią zadziałają?
*
Ula cieszyła się na ten wyjazd, jednak zupełnie wolna od obaw nie była. Zastanawiała się, czy na pewno dobrze robią, pozostawiając dziecko, nie chciała już jednak odbierać radości Markowi.
Pani Maria, niczym dobry duch tego domu uspokajała ją i zachęcała do odpoczynku.
- Moje dziecko (czasem tak do niej mówiła), Jaśkowi na pewno nic się nie stanie. Chyba mi ufasz? A wy musicie chociaż trochę odpocząć. Nie można tak tylko pracować i pracować.
Oczywiście, że Ula jej ufała. Czasem zdawało się jej, że pani Maria była tu od zawsze. Była spokojna, pogodna, o wszystko dbała, Jaśka kochała, jak wnuka, a ich traktowała, jak rodzinę. Oni ją też.
Dojeżdżali . Przez otwarte okno czuła już zapach wody i orzeźwiające powietrze. “To miejsce naprawdę jest takie piękne, czy tylko się wydaje, bo tu przeżyłam kiedyś najpiękniejsze chwile z Markiem?” Chwile ukradzione pracy, przygotowywaniu raportu, Paulinie… Były wtedy, jak najcudowniejszy sen, z którego człowiek nie chce się obudzić, ale przebudzenie przyszło nadspodziewanie szybko i było koszmarem…
Marek zatrzymał samochód na podjeździe… Ta sama dziewczyna w recepcji, tylko oni już nie zastanawiali się, czy wspólny pokój, to dobry pomysł. Marek dopełnił formalności, zabrał klucz, wziął ją za rękę.
To nie był ten sam pokój, ale , jak tamten, miał taras z widokiem na jezioro
- Wiesz, chciałam wtedy, żeby chwile, które tu spędziliśmy, trwały wiecznie…
- Ja też, ale nie mówmy o tym, co było, bo… przecież one trwają. Wtedy, choć wiedziałem to już, nie potrafiłem nawet powiedzieć, że cię kocham, teraz mogę ci to powtarzać, co chwilę.
- No, mamy trochę za sobą, ale,,, było warto.
- Wiesz, co przyszło mi do głowy, kiedy tu jechaliśmy?
- …
- Że to może być piękne miejsce na to,… żebyśmy pomyśleli o rodzeństwie dla Jaśka. O jakiejś Małgosi, na przykład?
Spojrzała na niego i zauważyła szelmowski uśmieszek.
- No, nie mów mi, że po to mnie tu przywiozłeś? Na Małgosię, to my mój kochany mamy jeszcze trochę czasu. Pozwól Jaśkowi trochę podrosnąć, a mnie popracować, a potem porozmawiamy o tym, ok.?
Marek żartował dalej.
- Naprawdę nie chcesz mieć takiej ślicznej, malutkiej Małgosi?
- Przecież nie powiedziałam, że nie chcę, tylko, jeszcze nie teraz.
- No już dobrze. Ponegocjujemy jeszcze.
Trzy dni weekendowego relaksu minęły zbyt szybko. Było cudownie – spacery po lesie, wieczory przy księżycu na pomoście. Tulił ją, całował i kochał, jak wtedy…
A może trochę inaczej? Wtedy, to chyba jednak było bardziej uniesienie, fascynacja, chęć spełnienia dopiero co uświadomionego uczucia. Teraz – potrzeba potwierdzania tego, co największe, najpiękniejsze, sprawdzone i trwałe między nimi. Wtedy, paradoksalnie dowiedział się, że być z kimś najbliżej, jak to możliwe, wywołuje zupełnie inne doznania, gdy jest to ktoś, kogo się kocha. Teraz – kochał tak bardzo i wiedział, że jest kochany, a każde zbliżenie było trudnym do opisania szczęściem. O niczym nie marzył bardziej, jak o tym, by to się nigdy nie zmieniło… Ona też.
Po powrocie okazało się, że Jasiek ma się doskonale, podobnie jak cała ekipa, sprawująca nad nim opiekę.
Ala, korzystając z tego, że zostały z Ulą przez chwilę same zauważyła:
- Chyba dobrze wam ten wyjazd zrobił, co?
- Rzeczywiście, było fantastycznie. To aż tak widać?
- Tylko ślepy by tego nie dostrzegł. Ale to dobrze.
- Tak, ale dzięki wam. Gdybyście nie zajęli się Jaśkiem…
- Daj spokój. Proszę.
Ula weszła do pracowni i od razu zauważyła, że coś wisi w powietrzu. Pshemko siedział nieruchomo w fotelu, patrząc w bliżej nieokreślony punkt. Wojtek, natomiast, z zaciśniętymi gniewnie ustami nerwowo przerzucał projekty na biurku. Iza dawała oczyma jakieś dziwne znaki, które Ula odczytywała, że znajduje się na polu minowym, gdzie każdy nierozważny ruch grozi “kalectwem lub śmiercią”. Postanowiła jednak zaryzykować.
- Pshemko, co się dzieje?
Mistrzowi nawet nie drgnęła powieka. Wojtkowi, w odpowiedzi wypadła z rąk teczka z projektami, które rozsypały się po podłodze..
- Powie mi ktoś, co się stało? – ponowiła pytanie.
Wszystko wyglądało dość groteskowo. Nadal. nikt nie kwapił się z odpowiedzią, a Ula poczuła się, jak persona non grata. Wojtek, żeby uniknąć jej pytającego wzroku, skrupulatnie zbierał z podłogi projekty, Pshemko “zaszczycił” ja spojrzeniem pt. “ nie pytaj kobieto”.
- Dobrze, ustalcie między sobą, kto w końcu udzieli mi odpowiedzi. Czekam u siebie przez godzinę.
Wyszła i zaraz za drzwiami wpadła na Adama. Nawet jej nie zauważył, a przynajmniej tak to wyglądało. Szedł pomału, wyprostowany, jakby nieobecny. “Co się tutaj dzieje? Ze mną jest coś nie tak, czy z nimi?”
- Adam – podeszła do niego. – Adam, dlaczego nic nie mówisz?
Spojrzał na nią, a właściwie, ponad nią.
- Adam, źle się czujesz?
- Słucham?
- Pytam, czy dobrze się czujesz?
- Nie wiem. Śnił mi się.
- Nie wytrzymam. Kto ci się śnił? Ty dalej śpisz, czy co się dzieje? – trochę jej już to nie bawiło.
- Kto mi się śnił? No kto mi się śnił – Aleks. Powiedział, że mi nie daruje, że za wszystko mu zapłacę.
- Adam, zlituj się. Aleksa nie ma z nami już od kilku lat. Z tego, co wiem, nawet do Polski nie przyjeżdża. Obudź się, bo wyglądasz, jakby twój sen jeszcze trwał.
- Kiedy, Ulka, ja się boję, że on naprawdę się zemści za te teczki – mówił już trochę przytomniejszym głosem.
Miała ochotę potrząsnąć nim z całych sił.
- Idź do bufetu, wypij mocną kawę i rozejrzyj się dookoła – tu nigdzie nie ma Aleksa. Albo jedź do domu.
Na szczęście, na horyzoncie pojawiła się Aldona.
- Może ty jakoś do niego dotrzesz, bo nie bardzo mogę się z nim dogadać. Dowiedziałam się tylko, że śnił mu się Aleks.
- Znowu? Ma tak od jakiegoś czasu i zawsze potem tak dziwnie się zachowuje. Powiedz, Ula, czy można tak zastraszyć człowieka?
Nie wiedziała, ale widać – można.
Wróciła do siebie, ale zanim weszła, zauważyła zapłakaną Violę.
- Viola, czemu płaczesz?
- Bo faceci, to świnie. Gorzej, bezmyślne świnie.
- A konkretniej?
- No bo zobacz, ciebie Marek zabiera do SPA, a mnie, Seba, nawet na lunch nie chciał.
- O ile wiem, to szedł na służbowy lunch, więc pewnie dlatego.
- Jasne, jasne. Jeszcze go broń. Ale ja tam swoje wiem. Mojej ciąży się wstydzi.
- Co ty za głupoty opowiadasz. On się przecież bardzo cieszy. A poza tym, tej twojej ciąży jeszcze nawet za bardzo nie widać.
- Tak, jeszcze mi powiedz, że nie jestem w ciąży.
Ula czuła, że kończy się jej cierpliwość.
- Viola, jesteś w ciąży, Seba jest na służbowym lunchu. Jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Weź się do pracy, bo ciągle czekam na to sprawozdanie.
Weszła do gabinetu, bo miała wrażenie, że za chwilę eksploduje. Co za dzień? Jakieś skoki ciśnienia, czy co?
Po chwili drzwi otworzyły się i wkroczył Pshemko.
- Urszulo. Niech Urszula nie bierze do siebie tego, co dzisiaj widziała w pracowni. Po prostu, nie mogę dłużej pracować z Wojtkiem. Okazał się podstępny i straciłem do niego zaufanie.
- Pshemko, możesz mi powiedzieć, o jaki podstęp chodzi, bo na razie nic z tego nie rozumiem.
- Szkoda słów, Urszulo. Szkoda słów. Kropla goryczy przelała czarę.
Po nim pojawił się Wojtek i jemu już, na szczęście, nie było szkoda słow. Powiedział, jak było
W ten sposób, Ula dowiedziała się, że do Wojtka przyjechała matka. Chłopak postanowił, że rodzice powinni w końcu się spotkać, skoro mają wspólnego syna. Zaprosił więc ich oboje do restauracji na kolację, nie informując żadnego nich, że nie będą sami. To miała być niespodzianka. I była. Nawet większa, niż przypuszczał. Matka była zaskoczona, ale przyjęła to spokojnie, natomiast pan Przemysław dał prawdziwy koncert swoich możliwości, z ostentacyjnym wyjściem z restauracji włącznie.
- Powiedz Ulka, czy ja naprawdę popełniłem jakieś wielkie przestępstwo? Są moimi rodzicami. Choć oni sami nie chcą o tym mówić, ale chcę wierzyć, że kiedyś się kochali. Nie oczekiwałem, że rzucą się sobie na szyję, ale będą umieli jednak kulturalnie porozmawiać. Chciałbym, żeby tak było. Ale nie. On musiał wszystko zepsuć. W dodatku, sama widziałaś – jest na mnie śmiertelnie obrażony.
Ula rozumiała intencje Wojtka, jednak uważała, że zwłaszcza wiedząc, jaki jest mistrz, powinien ich jednak uprzedzić, przekonać, że zależy mu na takim wspólnym spotkaniu. Jeśli jednak nie zgodziliby się – uszanować ich decyzję. Poza wszystkim jednak , zachowania Pshemko też nie pochwalała.
Kiedy w końcu wszyscy wyszli, miała tylko jedną nadzieję – że dzisiaj już nic niezwykłego się nie wydarzy.
Wracali do domu. To był bardzo ciężki dzień. W dodatku, miała świadomość, że jakoś będzie musiała pogodzić Pshemko z Wojtkiem, bo inaczej, cała robota będzie stała. Wiedziała, jak to działa. Nie raz to już przecież przerabiali.
- Wiesz co? Po takim dniu, jak dzisiejszy, z jednej strony mam ochotę na natychmiastowy urlop, a z drugiej, zastanawiam się, czy rzeczywiście powinniśmy wyjeżdżać, bo boję się, co zastaniemy po powrocie.
- Spokojnie. Przecież się nie pozabijają. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Tata obiecał, że wszystkiego będzie doglądał. Poradzi sobie z Pshemko i z Violą, jak będzie trzeba, też.
Tym razem Jasiek przywitał ich już w ogrodzie. W każdej rączce trzymał po jednym kwiatku dla każdego i bardzo się cieszył. Oni też. Pani Maria o to zadbała.
Ula siedziała na kanapie i przeglądała jakieś kobiece pisma. Marek leżał z głową na jej kolanach i co chwilę zachwycał się kolejnym samochodowym cackiem wypatrzonym w katalogu. Oboje lubili te wieczorne chwile, kiedy dzień zbliżał się ku końcowi i można było powiedzieć, że był udany. W domu było cicho, dziecko spokojnie spało.
- Marek?
- Uhm..
- Wiesz, myślę o Adamie. Nie masz pojęcia, jak on wyglądał. Czy to możliwe, żeby Aleksowi aż tak udało się go zastraszyć? To jakieś dziwne, nie uważasz?
- Dziwne? No, może trochę. W końcu Aleksa nie ma już tu ładnych kilka lat, więc albo rzeczywiście używał jakiś specjalnych metod, żeby biedny Adam trząsł portkami i długo o nim nie zapomniał, albo to Adam jest aż takich tchórzem. W końcu to tylko sen… Kochanie, czy musimy o tym rozmawiać?
- Nie, no nie musimy. Tak sobie tylko pomyślałam.
- Powiem ci coś w wielkiej tajemnicy. Kocham cię.
Wypatrywałam, wypatrywałam i w końcu wypatrzyłam :)
OdpowiedzUsuńBosko... i słodko...
Oł je... Febo powraca w wielkim stylu :D:D:D Czekam na cz. 11!!!
kejpi
Genialnie, bo inaczej nie da sie określić TWojego opowiadania!
OdpowiedzUsuńKAżdy znajdzie w nim coś dla siebie, mamy w nim zarówno sielnakę rodzinnego życia, rpoblemy firmowe, romantycznyw wyjezad do SPA.
I wszystko w przepieknym ani nie przesłodzonym, ani nie przedtarmtyzowanym stylu.
Czekam niecieprlie na ciąg dlaszy!
Pozdrawiam Serdecznie!
To moja ulubiona wersja 'po'. Czekam niecierpliwie na kolejne odcinki!
OdpowiedzUsuńJa też uważam, że (jak to napisała moja poprzedniczka) ta "wersja po" jest najlepsza. Wątki dobrze przemyślane i czyta się je tak jakby naprawdę ogladało się Brzydulę. Brawo dla autora!
OdpowiedzUsuńI jak chyba większość czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy!
Macie rację opowiadania tej atorki są najlepsze ze wszystkich jakie czytałam a czytałam wszystkie dotyczące brzyduli.Pisz kochana dalej masz sporo czytelników. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń