Get your own Digital Clock

sobota, 13 lutego 2010

Ula i Marek Dobrzańscy? cz.12 wg pod wiatr

Znowu minęło parę kolejnych dni. Aleks dotrzymał obietnicy i przekonał Paulinę, aby zamieszkała z nim, a nie z Dobrzańskimi. Jednak Ula, na wszelki wypadek, postanowiła nie zostawiać Krzysia u dziadków. Wolała korzystać z pomocy opiekunki. Marek chętnie wziął na siebie winę śpiocha, a poza tym, wytłumaczyli się stratą czasu na dojazdy. Obiecali przyjeżdżać, jak najczęściej się da. Sama Helena również specjalnie nie naciskała. Miała już nowy pomysł. Postanowiła przekazać Paulinie swoje obowiązki w fundacji i dopiero wtedy zająć się wnukiem. Tak w każdym razie powiedziała Markowi. Stwierdziła, że to lepsze rozwiązanie, czyli jednak mógł przypuszczać, że dotarła do jej świadomości myśl, że opieka Pauliny nad Krzysiem nie wróży nic dobrego dla wszystkich. Paulina, jak do tej pory, nie pokazała się w firmie. Faktycznie, zajęła się wchodzeniem w zagadnienia fundacji, w której też kiedyś udzielała się razem z Heleną. Jednak wtedy były to sporadyczne przypadki, a teraz miała być prawie regularna praca. Kiedy się o tym dowiedzieli, oboje z Ulą stwierdzili, że matka w końcu wymyśliła coś sensownego. Wyglądało na to, że Febo faktycznie nie szukają konfliktów.
“Albo się zmienili, pod wpływem przeżyć, albo przyczaili. Jeśli to drugie, to muszę uprzedzić ich ruch. Przecież nie dam się wykopać na końcówce. Sam mogę zrezygnować, ale nie mogę dać się im wyrzucić. Co to, to nie”.
Monika się nie odzywała. Marek nie dzwonił do niej, żeby nie naciskać. Jednak zaczął się niepokoić. Zbyt długo to trwało. W końcu zadzwoniła. Powiedziała, że ma wszystkie dokumenty i za godzinę będzie u nich. Na uwagę Marka, że mogą spotkać się u niej, żeby nie robić jej kłopotu stwierdziła, że już najwyższy czas poznać firmę, z którą zamierza robić dłuższe interesy. Przyjechała. Marek zaproponował spotkanie w konferencyjnej, ale Monika zdecydowanie odmówiła.
- Wolę w twoim gabinecie. Wygląda przytulniej, a ja nie lubię oficjalnych pomieszczeń.
Ulokowali się w ten sposób, że obie panie usiadły na kanapie, Ula z prawej, a Monika z lewej strony, Aleks na fotelu, a Marek na fotelu, który wyciągnął zza biurka i dostawił do stolika. Nawet było całkiem nieźle.
- Miałam rację? Lepiej tu, niż w zimnej sali? Boję się takich sal. Unikam, jak mogę.
- Nietypowy z ciebie biznesmen – zaśmiał się Aleks.
- Pewnie, że nietypowy. A właściwie, to nawet żaden. Jestem raczej artystką i podróżniczką zagubioną w świecie biznesu.
- Nie powiedziałbym. Na zagubioną raczej nie wyglądasz – Aleks nie dawał za wygraną.
- Muszę sobie radzić. Trzeba z czegoś żyć, nie?
- Gdybym ja miała ojca z taką kasą… Przepraszam, nie powinnam, nie wiem, co mi się stało.
- To tylko pozory, Ula. Nie chciałabyś się ze mną zamienić, wierz mi – powiedziała dziwnie poważnym tonem, którego Marek jeszcze u niej nie poznał.
Spojrzał na nią z lekkim zdziwieniem. Pochylała się nad teczką z dokumentami i wcale nie przypominała tej Moniki, z którą w końcu spędził trochę czasu. Poważna, skupiona, lekko zdenerwowana, chociaż udawała, że tak nie jest.
- Monika, wszystko w porządku? – zapytał cicho.
- Tak. Podpisujmy tę umowę. Proszę – wyciągnęła w kierunku Marka dokument – tu masz zgodę ojca na udzielenie wam pożyczki. Tak, jak chciałeś.
- Skąd to wzięłaś? Wrócił? To dlaczego nie przyszedł? – Marek zarzucił ją pytaniami.
- Nie wrócił. Przysłał pocztą kurierską. Dlatego to trochę trwało.
Wszyscy troje przejrzeli dokumenty. Nic nie budziło zastrzeżeń. Nawet opinia radcy prawnego nie wnosiła żadnych uwag. Przeczytali umowę wyjątkowo uważnie. Zabezpieczenia, których żądała Monika, również mieściły się w granicach rozsądku i możliwościach FD. Monika patrzyła na nich lekko przymrużonymi oczami. Wiedziała, że wszystko musi się zgadzać, że nie mają się do czego przyczepić. Dała im jednak czas na podjęcie ostatecznej decyzji.
- To co, podpisujemy? – pierwszy podjął decyzję Aleks.
- Tak, ja myślę, że tak. Ula, a ty?
- Ja też podpiszę – Ula odpowiedziała po krótkiej chwili.
Marek widział, że się waha i że nie ma to nic wspólnego z merytoryczną zawartością umowy. Czuł, że Ula instynktownie czuje jakąś niechęć do Moniki. Ostatecznie, podpisali, a potem odetchnęli z ulgą, jakby mieli za sobą coś bardzo trudnego, ale niezbędnego. Tym razem, Aleks z własnej woli zajął się Moniką. Zaproponował jej wyjście na lunch, a ta się zgodziła. Kiedy zostali sami, Marek przesiadł się na kanapę obok Uli.
- I co? Bo nie wyglądasz najlepiej.
- Nie wiem. Trochę mnie to niepokoi.
- Nie lubisz jej?
- Nawet nie to. Nic do niej nie mam. Nic konkretnego, w każdym razie.
- A jednak?
- Tak jakoś. Nie wiem, jak to wytłumaczyć.
“Ale ja wiem. Podświadoma niechęć, intuicja kobieca albo coś takiego. Paulina to miała wobec Uli – nagle go olśniło. Tak, taką samą irracjonalną niechęć od pierwszego momentu czuła Paulina do Uli. Ale to przecież nie może być to samo. Bo Ula nie ma powodów. Paulina też nie miała na początku. O, cholera. Przecież to nie działa w ten sposób, że Ula wie więcej, niż ja sam. Nie. Po prostu czuje niechęć, bo może widzi, że ja ją lubię, a ona mnie. I to wszystko. W ogóle, to wszystko. Muszę jeszcze tylko Ulkę o tym przekonać”.
- Chodź do mnie, ty zamartwiaczu.
- Co?
- Ciesz się, że mamy kasę i jeszcze trochę pociągniemy, a nie przejmuj nie wiadomo czym.
Objął ją ramionami, przyciągnął do siebie, przytulił i pocałował. Popatrzył czule w oczy i uśmiechnął się.
- Wychodzimy na prostą, wiesz?
- Boję się wychodzenia na prostą.
- “Dobrze, jak nie za dobrze”? Ciągle się tego trzymasz?
- Nie. Przestałam, kiedy zdecydowałam się na ciebie.
- Tak? Przerzuciłaś się na “dobrze, jak całkiem źle”?
- Nie. Przerzuciłam się na “dobrze, jak bardzo dobrze”.
- Potraktuję to jako komplement. Tak. To chyba jest komplement, nie?
- W pewnym sensie. Znaczy, że z tobą może być bardzo dobrze, a nie, że jest.
- Super. Przed chwilą marchewka, a teraz kij.
- Za to mnie przecież lubisz, prawda?
- Lubię cię za wszystko. A najbardziej za to…
- Za co?
- Że jesteś. Po prostu.
- Faceci tak nie mówią. Zawsze lubią “za coś”.
- Dobra. Mam wymieniać? Ile mamy czasu?

Kilka kolejnych dni to była sielanka po zawirowaniach związanych ze stratą materiałów. Co prawda, pieniądze Moniki to nie była darowizna, ale pożyczka, jednak rozłożona tak korzystnie w czasie, że dopiero po uzyskaniu zysków ze sprzedaży, mieli rozpocząć spłatę. Szwalnia w miarę wyrobiła się z produkcją, głównie dzięki groźbom Marka, że zerwie z nimi umowę. Dyrektor zdecydowanie uważał, że nie ma w tym wszystkim jego winy, ale na wszelki wypadek wolał nie prowokować dalszych kłopotów. Znowu wszystko wróciło do normy. Marek stwierdził, że nadal może wyglądać przez okno i gapić się na ulice, skąpane w dość ostrym już, wiosennym słońcu. W końcu kwiecień, najwyższy czas na wiosnę. Stał zamyślony przy oknie, kiedy drzwi otworzyły się z impetem i wpadł Darek Terlecki we własnej osobie, a za nim przestraszona Ania.
- Co ty wyprawiasz? – krzyknął, wymachu jąc jakimiś papierami?
- Darek? Wróciłeś już? Co się stało?
- Co się stało? Co się stało? To ja się pytam, co tu się dzieje.
- Darek, spokojnie. Ja naprawdę nie wiem, o co ci chodzi.
Darek miotał się po gabinecie. Papiery wypadły mu z ręki i rozleciały się po podłodze. Podczas, gdy obaj zaczęli je zbierać, Ania szybko wyszła i wróciła po chwili razem z Ulą. Ula stanęła przy drzwiach, opierając się o fotel, tak, że Terlecki jej nie widział.
- Mam ci powiedzieć, o co mi chodzi? Udajesz, że nie wiesz? To się spytam wprost: co cię łączy z moją córką?
- Robiliśmy razem interesy, przecież wiesz.
- Niby co wiem?
- Zgodziłeś się przecież. Sam do mnie dzwoniłeś…
- Tak. Oczywiście! Przecież umówiliśmy się co do rozszerzenia sieci sklepów. Ale, do cholery, czy ja mówiłem coś, że za darmo?
- Jak to za darmo? Darek?
- Po kosztach, po kosztach. A to, twoim zdaniem, nie jest za darmo? Czy ja nic z tego mam nie mieć?
- Jak po kosztach? Dałem uczciwą cenę.
- Ty to nazywasz uczciwą ceną? Wykorzystałeś brak doświadczenia mojej córki w interesach. Tak się nie robi.
- Ale przecież wszystko jest w porządku.
- Z formalnego punktu widzenia, jest. Ale są jeszcze elementarne zasady uczciwości. Marek, po tylu latach, zawiodłem się na tobie. Ciekawe, co zrobiłeś, żeby ją przekonać, że wynajęła ci sklepy za darmo?
Terlecki przesunął się w bok i Marek mógł zobaczyć Ulę. Stała z szeroko otwartymi oczami, jak wrośnięta w ziemię. “Cholera, o co chodzi? Czego on się czepia? I co Ulka sobie teraz o mnie myśli? Co robić? Drążyć temat, czy raczej zmienić i spowodować, żeby Ula wyszła? To nie ma sensu. I tak już wystarczająco dużo słyszała. Nie da się zbyć. Ale przecież ja nie zamierzam jej oszukiwać. Nie, no co ja wyrabiam. Przecież Ula wszystko wie. Panikuję z dawnego nawyku, nic więcej. Przecież nie mam nic do ukrycia, wszystko robiłem za wiedzą i zgodą Uli. Temu coś się pokręciło i muszę dowiedzieć się, co. Wszystko? Ula wie wszystko? Jednak nie wszystko. Ale tego Darek też nie może wiedzieć, chyba, że Monika coś mu nagadała. Nie zrobiłaby tego. A może jednak? Przecież nie wiem. Nic. Odwagi. Tylko spokój może mnie uratować”.
- Darek, możesz mi pokazać tę umowę? – powiedział możliwie spokojnym tonem, na jaki było go stać.
- Proszę bardzo. Ciekawe, czego chcesz się z tego papieru dowiedzieć.
Podał mu umowę na sprzedaż w sklepach. Marek przejrzał i już wiedział, o co mu chodzi. Emocje opadły, wszystko w porządku, zwykłe nieporozumienie.
- Darek, to jest nieporozumienie. Do tej umowy był jeszcze aneks, który gdzieś ci się zapodział.
- Jaki aneks? Ty lepiej zobacz to – wydruk z księgowości. Jeśli nie wiesz, ile mi zapłaciłeś, to tu jest napisane. Widzisz, tyle zapłaciłeś, ile jest w umowie.
- Darek, to niemożliwe. Ja sam podpisywałem zlecenie. Pewnie księgowa się pomyliła, moja albo twoja. Zaraz to wyjaśnimy. Poczekaj, już ci daję ten aneks.
Podszedł do biurka, odszukał umowę. Podał ją Terleckiemu.
- Widzisz, tu masz aneks i kwotę.
Terlecki przez chwilę uważnie przyglądał się dokumentom.
- Ja nie mam takiego aneksu. Dziwne… Pewnie się gdzieś zapodział. Rzeczywiście, to jakaś pomyłka. Już wiem, o co chodzi. To nie jest moje konto. To konto na aneksie nie jest moje. Sam zobacz: to, w umowie, jest inne, a to w aneksie inne. Widzisz?
- Widzę. Nie zwróciłem wcześniej uwagi.
- Nie zwróciłeś? A to ciekawe. W każdym razie, w aneksie nie jest moje konto.
- Jak to, nie twoje? Przecież ja go nie wpisałem. A musi być czyjeś, bo bank nie zwrócił.
- Marek, ja nie mam konta w tym banku. W ogóle nie mam u nich konta. Wiem przecież.
- Mówiłem ci, że ja tego nie pisałem.
- A kto? Ktoś od nas?
- Tak.
- Będę musiał to wyjaśnić. Dopiero wróciłem z podróży poślubnej i wziąłem się za przeglądanie dokumentów. Idę po kolei, systematycznie, datami. Tak lubię. Porządek najważniejszy.
- Tak. I od razu przyleciałeś do mnie z awanturą? Chciało ci się?
- Nie specjalnie. Po drodze. Do banku jadę. Miałem chwilę i postanowiłem odwiedzić dawnych znajomych. Miło było was spotkać. O, pani Ula – w końcu zauważył stojącą za nim Ulę – Dzień dobry pani. Przepraszam za najście.
- Gratulacje z powodu ślubu – Ula udawała rozluźnioną.
- Dziękuję. Będę uciekał. W banku na mnie czekają.
- Wpadnij kiedyś. I nie zapomnij zadzwonić, co z tym kontem.
- Nie zapomnę. Do widzenia.
Wyszedł. Przez chwilę patrzyli za nim, aż zniknął. Marek zamknął drzwi i spojrzał na Ulę, która zrobiła parę kroków na środek pomieszczenia.
- Widziałaś? Awanturę przyszedł robić. Jakiś bajzel ma u siebie w firmie, nie sprawdzi, ale się czepia.
- Terlecki ma bajzel? Nie wydaje mi się.
- No, to jak to wytłumaczysz? Chyba, że z tego szczęścia małżeńskiego na mózg mu się rzuciło, albo ma tyle kont, że sam już nie wie, gdzie.
- Marek… a jak wytłumaczysz to, że ty mówiłeś, że to z nim podpisywałeś tę umowę, a on coś o córce wspominał? Też zapomniał, że podpisywał z tobą umowę? W dodatku imprezowaliście przez całą noc? O tym też zapomniał? Pewnie z tego szczęścia małżeńskiego?
Marek otworzył usta, żeby coś powiedzieć, jednak po chwili zrezygnował. Poczuł, że cały drętwieje, a w uszach pojawił się jakiś szum. Nie był w stanie w ogóle się odezwać. W głowie miał totalną pustkę, żadnych myśli.
- Ula… – zabrzmiało to dość rozpaczliwie – Ula… Proszę cię…
Popatrzyła bez wyrazu, zupełnie bez żadnych emocji. Marek z przerażeniem zobaczył, jak odwraca się i wychodzi. Czuł, że powinien za nią pobiec, coś spróbować wyjaśnić, zatrzymać ją chociaż, ale nie mógł się ruszyć. Stał tak na środku, gdy Ula wróciła po paru minutach. Spojrzał z nadzieją, że może wszystko w porządku. Podeszła bliżej.
- Pokaż mi ten aneks.
Bez słowa wyciągnął w jej kierunku dokument. Popatrzyła na niego oraz na ten, który trzymała w ręce.
- Wszystko jasne. Na tym twoim aneksie i na umowie pożyczki jest to samo konto. A jeśli Terlecki twierdzi, że nie jego, to ciekawe czyje? Jak myślisz?
- Dowiedziałaś się? – zdołał wydusić przez ściśnięte gardło.
- Tak. Dowiedziałam się. Zresztą, nietrudno było się domyślić.
- Ula…
- Czyli jednak Terlecki miał rację.
- Ula…
- Zostaw mnie. Muszę wyjść. Nie idź za mną.
Jednak pobiegł za nią. Próbował zatrzymać, nie przejmując się, że znowu robi widowisko w firmie. Było mu wszystko jedno, byle ją zatrzymać, żeby tylko nie wyszła z firmy i nie błądziła samotnie po ulicach, albo nie zrobiła żadnego głupstwa. Udało mu się wcisnąć do jej gabinetu, zanim zamknęła drzwi.
- Ula, ja nie wiedziałem.
- Jasne, nie wiedziałeś. Biedny Marek, wszyscy go oszukują.
- Żebyś wiedziała.
- Do podpisania z tobą umowy też przyszła przebrana za własnego ojca i nie wiedziałeś?
- Wiedziałem.
- To dlaczego mi nie powiedziałeś? I co, do cholery, podpisywałeś przez trzy dni? Takie skomplikowane to było? Ile takich umów podpisałeś już w życiu? Parę setek? I tę przez trzy dni musiałeś negocjować? I to tak, że różnych kont nie zauważyłeś? Marek? Z kogo ty chcesz głupka zrobić? Ze mnie, czy z siebie?
- Nie z ciebie.
- To dobrze. Bo, moim zdaniem, ty dobrze wiedziałeś, co podpisujesz. Razem to wymyśliliście.
- Co?
- Wiesz co, jesteś żałosny. Nie mogę na ciebie już patrzeć, ani słuchać tego, co mówisz. Chcę wyjść, przepuść mnie.
- Ula, proszę cię…
- Przepuść mnie, bo zacznę krzyczeć. Jest mi wszystko jedno, bo już tu nie pracuję. I nigdy tu nie przyjdę.
- Zostań…
Nie widział w tym momencie żadnego sensownego wyjścia z tej sytuacji. Pozostało mu tylko patrzeć, jak Ula bierze torebkę i wychodzi z gabinetu. Wiedział, że teraz nie może jej zatrzymać.
- I jeszcze jedno – nie wyglądało, żeby Terlecki coś wiedział o tej pożyczce – skończyła już w drzwiach.

Oczywiście, jak już się spodziewał, Terlecki w tym samym dniu jeszcze wrócił. Był cały siny i z tępym wyrazem twarzy zdołał wykrztusić tylko:
- Wykończyliście mnie. Ty i moja córka. Wykończyliście mnie.
- Usiądź, uspokój się, porozmawiajmy.
- Jak mam się uspokoić? Dorobek mojego życia… Wszystkie oszczędności…
Jednak usiadł na kanapie, bo wyglądało, jakby za chwilę miał się przewrócić.
- Chcesz coś do picia? Wody?
- Od wroga?
- Aniu, przynieś panu Terleckiemu wody i Aleks niech tu szybko przyjdzie.
- Jak wy mogliście? Różne rzeczy w biznesie się robi, ale są jakieś zasady przecież.
- Cześć, Darku. Co się stało? – Aleks zjawił się tak szybko, jakby stał za drzwiami. Zresztą, pewnie tak było.
- Ty też brałeś w tym udział?
- Ja? W czym?
- Twój podpis też tu jest. I pani Urszuli nawet, co mnie najbardziej dziwi. Wy też wiedzieliście o tym? Ty i pani Urszula, czy on was wrobił?
- Darku, ja nadal nie wiem, w czym problem.
- Może ty mu powiesz, bo chyba już nie będziesz udawał, że nie wiesz?
- Domyślam się, że w umowie pożyczki jest wpisane konto Moniki. To, na które mamy przekazywać spłatę.
- Tak? – Aleks był wyraźnie zaskoczony – jak to możliwe? Przecież my tego nie wymyśliliśmy.
- Ty, może nie. Ale jesteś pewien swojego wspólnika? Że on też nic nie wiedział? – oskarżycielskim gestem wskazywał na Marka.
- Nie wiedziałem. Nie sprawdzałem tego. Darek, przecież nikt nie sprawdza kont swoich wierzycieli. Było wpisane do umowy i już. Nawet nie czytałem numeru. Ty byś czytał?
- Od lat wpłacacie na moje konto. Na pamięć mogłeś się nauczyć.
- Mówię ci, że nie popatrzyłem nawet. Nikt z nas nie popatrzył.
- A może ty w zmowie z moją córką jesteś, co? Może ty to wymyśliłeś?
- Ja? Po co?
- Nie wiem, po co. Ale ona sama by na to nie wpadła.
- Darek, ale jaki ja miałbym mieć w tym interes?
- Jak to, jaki? Przecież to oczywiste: zabieracie mi wszystkie oszczędności, pieniądze, które od lat zbierałem na niezbędne inwestycje w moich firmach, ładujecie w twoją firmę, a zwrot pożyczki ma iść na konto Moniki. Nie widzisz w tym żadnej logiki?
- Jakąś widzę. Ale nie dla mnie.
- Mogłeś się z nią dogadać. To moja córka, ale też atrakcyjna kobieta. I dość naiwna.
- Nie powiedziałbym.
- Czego byś nie powiedział?
- Że naiwna.
- Wystarczy, że teraz trzymasz ją w garści. Jak przestaniesz spłacać, to co ona zrobi?
- Macie zabezpieczenia. W umowie napisane jest.
- I co z tego? I tak nie da się z nich skorzystać. Zabezpieczenia są dla mnie, a pieniądze dla Moniki. Przecież tu jest błąd na błędzie. Bez sądu nie dojdziemy, a ja nie pójdę do sądu na własną córkę.
- Nie zakładaj z góry, że nie będę spłacał.
- Nie wiem, ale pieniądze i tak nie są dla mnie. Nie wiem, czy ją oszukałeś, czy zrobiliście to razem.
- Ale przecież można zmienić aneksem zapisy umowy – Aleks próbował znaleźć wyjście z tej sytuacji.
- Nie można – powiedzieli jednocześnie Marek i Terlecki, który kiwnął ręką, pozwalają Markowi dokończyć.
- Bez zgody Moniki nie można. Nie zwróciłeś uwagi na ten zapis? – skierował pytanie do Aleksa.
- Faktycznie. Był punkt, że do zmiany jakichkolwiek zapisów umowy potrzebna jest zgoda wszystkich sygnatariuszy umowy, z wyjątkiem przypadków losowych.
- Właśnie. A umowę podpisywała Monika.
- W twoim imieniu.
- Aleks, o czym ty myślałeś? Nie w imieniu Darka. Nie podpisała “z upoważnienia”, ani jako przedstawiciel firmy, tylko jako Monika Terlecka. Po prostu tylko tak – do Marka powoli zaczęło docierać, co się stało – a jeśli przestaniemy płacić, dług będzie podlegał natychmiastowej windykacji.
- Czyli jednak zabezpieczyła się na wszystkie ewentualności – Aleks był pełen podziwu, którego nawet nie starał się ukryć.
- Tak. A my, jak ci idioci, nawet nie zwróciliśmy na to uwagi.
- Ale u radców prawnych to było – Aleks nie dawał za wygraną.
- I co z tego? Przecież oni nie sprawdzają takich rzeczy. Patrzą tylko, czy wad prawnych nie ma. Od merytorycznych spraw my jesteśmy.
- Jakby nie było, wyprowadziliście z mojej firmy kasę, a ja mogę tylko … bo do sądu na własną córkę nie pójdę.
- Darek, ja nie brałem w tym udziału, przysięgam ci.
- Więc moja córka? Sama?
- Rozmawiałeś z nią?
- Jeszcze nie. Nie ma jej w Warszawie. Wyjechała na parę dni. W banku dowiedziałem się, że nie mam pieniędzy, że wszystko poszło na wasze konto, księgowy mi potwierdził.
- Darku, ale ty przecież zgodziłeś się na tę pożyczkę – Aleks jeszcze próbował ratować sytuację.
- Ja?
- Widzieliśmy twoją zgodę. Na piśmie.
- Macie tu gdzieś ten dokument?
- Nie, ale Monika nam pokazywała.
- Ale nam nie zostawiła, tylko zabrała z sobą. Aleks, daj już spokój, wszystko jest jasne – Marek pokręcił głową z niedowierzaniem – Czegoś takiego, to bym się nie spodziewał.
- Czyli teraz, nawet, gdybyśmy chcieli, to nie możemy tobie oddać kasy – podsumował Aleks.
- Chyba, że będziemy płacić podwójnie, raz z umowy, a drugi raz z uczciwości. Ale na to, to nas z kolei nie stać. Wybacz, Darek, mnie też jest przykro i nie miałem z tym nic wspólnego, ale nie stać mnie.
- Pójdę już. Nic tu nie wskóram. Chciałem tylko powiedzieć, że zniszczę was w środowisku, jeśli się okaże, że wykorzystałeś w jakiś sposób moją córkę.
- Darek, przecież ona może ci powiedzieć, co zechce – niespodziewanie Aleks wstawił się za Markiem – Jeśli wymyśliła taki przekręt, to…
- Zobaczę. Na razie żegnam panów.
Wyszedł. Żaden z nich nie poszedł, aby go odprowadzić. Marek krążył po gabinecie, a Aleks przysiadł na biurku.
- Aleks, ja naprawdę nie wszedłem w porozumienie z Moniką. Tak samo dałem się wrobić, jak ty i Ula.
- Chyba jednak nie tak samo? My z Ulą byliśmy tylko w finalnym etapie, a ty od początku coś z nią załatwiałeś?
- Dobrze. Jestem dużo bardziej winny, niż wy. Właściwie, to ja z naszej firmy jestem jedynym winnym tej sytuacji. Chciałem tylko powiedzieć, że nie wymyśliłem tego, nie brałem w tym udziału i nie jestem jej wspólnikiem.
- Wierzę ci.
- Naprawdę?
- Tak. Bo za głupi na to jesteś.
- Dziękuję. Dobre i to. Ale może po prostu za uczciwy?
- Na jedno wychodzi.
- Grunt, że kasę dostaliśmy. Ale co będzie, jak i do nas ona się dobierze? Jest paragraf o natychmiastowej spłacie.
- Uwarunkowany.
- Nie wierzysz w jej możliwości? Jak będzie chciała, to coś wymyśli.
- Pozwól, że tym razem ja się tym zajmę, dobrze?
- Jak chcesz. Proszę bardzo. A swoją drogą, to ty też czytałeś tę umowę i to w miarę dokładnie. Nic nie zauważyłeś?
- Nie mówmy już o tym, dobrze?
- Jasne. Człowiek z reguły widzi to, co chce widzieć, a nie to, co jest.
- Coś sugerujesz?
- Tak. Domyśl się, co.
- O mnie mówisz?
- O nas obu.
- A Ula? Ona powinna zauważyć nieścisłości.
- Nie wiem. Może miała zbyt długą przerwę w pracy i dlatego. Spytam ją.
- Jeśli będziesz miał okazję.
- Słucham?
- Nic. Ale ta Monika… Sam bym lepiej nie wymyślił. Tak przekręcić starego.
Spróbowali jeszcze wiele razy skontaktować się z Moniką, ale nie odbierała telefonu, nie odpisała również na maile z prośbą o kontakt. Dowiedzieli się tylko w firmie, że wzięła delegację do jutra. Pojutrze powinna być w biurze. Oczywiście, pod warunkiem, że wróci – jak zgodnie obaj doszli do wniosku.

Marek nie mógł się doczekać, kiedy będzie mógł wrócić w końcu do domu. Dzisiaj wyjątkowo mu się spieszyło, ale jednocześnie bał się tego powrotu. Pragnął być z Ulą, ale już dawno tak się nie obawiał tego, co zastanie po powrocie, jak dzisiaj. Jednak przeważała chęć natychmiastowej rozmowy z żoną, ujrzenia jej, wytłumaczenia się. Zdawał sobie sprawę, że już dawno nie miał do wykonania aż tak trudnego zadania, ale nie zamierzał tego odwlekać. Żadne chodzenie po mieście, żadne ucieczki, żadne przeciąganie sprawy. Już nie. Trzeba stawić czoło nieuniknionemu i dogadać się z Ulą. Bo wierzył, że zdoła wytłumaczyć jej wszystko. Jak najszybciej być w domu, żeby ona już dłużej nie cierpiała. Dawno nie jechał tak szybko, ale dzisiaj miał szczęście przynajmniej na drodze. Kiedy dotarł do domu, od razu spostrzegł, że w oknach jest ciemno. To nie wróżyło nic dobrego. Fakt, że jeszcze było dość jasno, ale Ula lubiła rozświetlony dom. Wszedł do wewnątrz i już wiedział, że Ula zabrała Krzysia i wyjechała. Pierwsze, co mu przyszło do głowy, to Rysiów. Zastanowił się, czy dzwonić. Przez chwilę stał z komórką w ręce, ale ostatecznie postanowił od razu pojechać. Z zaskoczenia. Nie dawać możliwości wyłączenia się, przerwania rozmowy, ucieczki. Bez dalszej zwłoki pojechał. Do domu w Rysiowie dotarł jeszcze za dnia. Kiedy wszedł na podwórko, od razu zobaczył Ulę siedzącą na ogrodowym fotelu obok stolika. Zdziwił się, bo nie miała takich zwyczajów, zwłaszcza, że to nie było jeszcze lato. W głębi podwórka Krzyś bawił się piaskiem.
- Cześć.
- Cześć.
Zaskoczyła go, ponieważ nie spodziewał się odpowiedzi. Odczekał jeszcze trochę, a nie słysząc, że ma się wynosić, niepewnie usiadł na drugim fotelu.
Milczał, nie wiedząc, jak zacząć. Cisza trwała jednak już zbyt długo, więc zebrał się na odwagę.
- Zła jesteś na mnie?
- Nie.
- Naprawdę? Nie jesteś zła?
- Nie. Dlaczego miałabym być? Jesteś, jaki jesteś.
- Ula, to nie tak.
- A jak? Wiesz, śmiać mi się chce.
- Z czego?
- Z siebie samej. Z mojej własnej głupoty. Jak ja mogłam w ogóle pomyśleć… jak mogło mi przyjść do głowy, że ty możesz się zmienić.
- Ula, zmieniłem się.
- Naprawdę? Pod jakim względem? Lepiej kłamiesz niż kiedyś?
- Nie mów tak.
- A jak?
- Wytłumaczę ci.
- Po co? Co możesz mi powiedzieć, czego bym już od ciebie nie słyszała?
- Ale chyba możemy porozmawiać. Już od dawna cię o to proszę.
- To mi chciałeś powiedzieć? To może czułam, że nie chcę o tym mówić.
- Co takiego?
- Że masz kogoś?
- Co??? Proszę cię…
- Daj mi spokój. Nie chcę tego słuchać, nie wyjaśniaj mi niczego. Jest, jak jest. Skończyło się.
- Co się skończyło?
- Marzenia się skończyły. I tak za długo trwały. Dość tego, czas wracać do rzeczywistości. A ty rób, co chcesz. Tylko mnie nie oszukuj. Tyle chyba możesz dla mnie zrobić. Czy to też dla ciebie zbyt duże wymagania?
Popatrzyła na niego beznamiętnym wzrokiem. Żadnych emocji. Marek nie mógł zebrać myśli. Słowa Uli były jak bicze. Wolałby dostać w twarz, niż usłyszeć to, co usłyszał. Ula wstała, wzięła Krzysia i weszła do domu, zostawiając go samego na podwórku. Bezradnie patrzył na drzwi, za którymi zniknęła, próbując zebrać myśli. “Nie zasłużyłem sobie na to. Owszem, zasłużyłem na karę, ale nie na to, żeby ją stracić. Nie, nigdy do tego nie dopuszczę. Mogę zrobić z siebie durnia, drania, kretyna, wszystko jedno, ale nie mogę jej stracić. Za nic na świecie. Muszę coś zrobić”. Nie wiedząc, co go spotka wewnątrz, postanowił jednak wejść do domu. Nieśmiało otworzył drzwi i zajrzał do przedpokoju. Ze zdziwieniem stwierdził, że nic się nie dzieje. W domu był spokój.
- No, wreszcie jesteś. Myślałem, że zasnąłeś tam – Józef pierwszy zauważył jego wejście.
- Tak, chciałem trochę pobyć sam…
- Ale już ci wystarczy, co? Zapraszamy.
“Dziwne. Wygląda na to, że Ula nic im nie powiedziała. Ciekawe, dlaczego. I czy to dobrze, czy źle?”
- Ula – zobaczył ją przechodzącą z kuchni do “ich” pokoju.
Nie zareagowała. Nie spojrzała nawet w jego kierunku, chociaż musiała go zauważyć. Józef również ze zdziwieniem odprowadził ją wzrokiem.
- Nie zauważyła cię…
- Tak myślisz?
- A co? Pokłóciliście się?
- Nie. Bo ja wiem… Może trochę.
- Nie chce z tobą rozmawiać?
- Obawiam się, że gorzej.
- Ja się nie wtrącam. Wziąłeś sobie uparciucha… Sam chciałeś. Mam swoje problemy. Pójdę do Ali.
Marek znowu został sam. Nie wiedział, jak się zachować. Iść do Uli i próbować z nią rozmawiać, czy też wejść do kuchni i zachowywać się jakby nigdy nic? Bez sensu. Jedno i drugie bez sensu. W tym momencie został zauważony przez Krzysia.
- Tata przyszedł wreszcie! – chłopiec ucieszył się na jego widok – Tata, chodź, coś ci pokażę.
- Krzysiu, może innym razem, co?
- Dlaczego innym razem?
- A co to jest?
- Namalowałem coś dla ciebie.
- To weź rysunek ze sobą, bo wracamy do domu.
- Do domu? Już? Dlaczego?
- Bo już jest ciemno.
- A nie możemy zostać do jutra?
- Nie dzisiaj. W sobotę przyjedziemy i zostaniesz, dobrze? A dzisiaj musimy już wracać. Pojedziesz z tatą?
- Ale w sobotę przyjedziemy, obiecujesz?
- Tak. Chodźmy już.
- A co ty tu kombinujesz? – Ala wyszła do przedpokoju – zaraz kolacja.
- Alu, spieszę się. Chcę dojechać w miarę wcześnie do domu, bo mam jeszcze coś do załatwienia.
- To może zostaw Krzysia. Ula też może zostać.
- Nie. Nie dzisiaj. Kiedy indziej, ale nie dzisiaj.
- Coś się stało?
- Alu, czy coś się musi stać, żeby chcieć wracać z własną rodziną do domu?
- No nie, ale…
- Właśnie. Dziękuję ci, wiem, że chcesz dobrze, ale innym razem, OK?
- Dobrze, rozumiem.
- Dziękuję. Chodź, kochanie – zwrócił się do dziecka.
- To ja wam trochę jedzenia spakuję, dobrze? Weźmiecie?
- Tak, weźmiemy.
Nie czekając już dłużej i obawiając się, że Ula w każdej chwili może wyjść i udaremnić pomysł, szybko wziął stojącą w przedpokoju torbę z rzeczami, której Ula jeszcze nie przeniosła gdzieś indziej, założył Krzysiowi kurtkę i jak najszybciej mógł, wyszedł z domu. Równie szybko wrzucił torbę do bagażnika, ale podczas, gdy zapinał dziecko w foteliku, Ula zdążyła dobiec do samochodu.
- Co ty wyprawiasz?!
- Wracamy do domu.
- Ty możesz. Nikt cię tu nie trzyma. Ale Krzysia zostaw.
- Nie mam zamiaru – skończył zapinać pasy i wyprostował się obok drzwi.
- Ale ja się nie zgadzam.
- Na co się nie zgadzasz?
- Na to, żebyś zabierał Krzysia do Warszawy. Przyjechałam z nim tutaj.
- Ale nasz dom jest tam. Jedziesz?
- Ja?
- Ty. Wsiadaj i wracamy do domu.
- Tak po prostu?
- Tak po prostu. Dziwisz się?
- Tak, dziwię się. Jak możesz tak mnie traktować? Powiedziałam przecież, że nie zamierzam z tobą wracać.
- Kiedy tak powiedziałaś?
- Nie łap mnie za słowa. Nie chcę z tobą wracać. Po co? Nic już z tobą nie chcę mieć wspólnego. Może z wyjątkiem jednego.
- Czego?
- Wspólny rozwód jeszcze możemy wziąć i to wszystko.
- Mamy jeszcze wspólne dziecko.
- Nie mów mi o dziecku. Dla niego też tak będzie lepiej.
- Ula, wsiądź, pojedziemy do domu i porozmawiamy. Będziemy tu tak stać?
- O czym jeszcze chcesz rozmawiać?
- O czymkolwiek.
- O rozwodzie?
- Choćby nawet. Ale wsiądź już do tego samochodu.
- Nie. Nie chcę. Nie dzisiaj. Przyprowadź Krzysia do domu, proszę.
Spojrzała na niego spokojnie, ale zdołał zauważyć, że oczy jej się wyraźnie zaszkliły. Odwróciła się i poszła w kierunku domu. “Zawsze wie, jak mnie podejść. Gdyby krzyczała, to bym nie ustąpił. Wie o tym, dlatego poprosiła. Jak mam teraz odjechać z dzieckiem i zostawić ją samą. Nie mogę. W ogóle nie mogę jej tu zostawić, ani samej, ani z dzieckiem”.
- Dobry wieczór, panie Marku. Przyjechał pan, czy wyjeżdża?
- Ooo, dobry wieczór, pani Dąbrowska. Wyjeżdżam.
- Ale Ula do domu poszła?
- Tak, zapomniała czegoś. Mam do pani prośbę.
- Tak? Jaką?
- Może pani popilnować Krzysia przez chwilę? Właśnie przypomniałem sobie, że muszę coś zabrać z domu.
- Mogę, pewnie, że mogę. Niech pan spokojnie idzie, a ja już popilnuję.
- Dziękuję.
Szybkim krokiem wrócił do domu, rozejrzał się i nie widząc Uli w zasięgu wzroku, poszedł do pokoju. Tam też jej nie było.
- W łazience jest. To co, weźmiesz to? – Ala trzymała siatkę z jedzeniem.
- Tak, tylko Ulę wyciągnę z tej łazienki. Ula! Długo będziesz tam siedzieć? – zapukał do drzwi.
- Zostaw mnie.
- Ula, nie rób cyrku. Wychodź.
- Przyprowadziłeś Krzysia?
- Tak. Przecież prosiłaś, nie?
Wyszła. Rozejrzała się, nie widząc dziecka. Marek, nie zastanawiając się już dłużej, jednym ruchem wziął ją na ręce.
- Idziemy, Ulka. Przestań się szarpać, bo oboje się przewrócimy, spadniemy ze schodów i kto się będzie opiekował dzieckiem i nami?
- Puść mnie, co ty wyprawiasz – krzyczała, jedną ręką próbując ściągnąć płaszcz z wieszaka w przedpokoju, a drugą bezwiednie objęła go za szyję.
- Jeszcze siatkę weźcie. Teraz to wam nie w głowie, ale później się przyda – Ala nie zamierzała zrezygnować z przekazania kolacji.
- Panie Marku, mówił pan, że coś zapomniał, a tu takie wygłupy – Dąbrowska pokręciła głową.
- Źle się wyraziłem. To żona zapomniała, że ma ze mną wracać do domu. Musiałem jej przypomnieć.
Ula już bez protestu wsiadła do samochodu, nawet zdobyła się na uśmiech do Ali i pani Dąbrowskiej. Udawała, że wszystko dobrze. Ale Marek doskonale wiedział, że sprowadza do domu burzę z piorunami i musi to jakoś przetrwać. Zaczęło się po chwili w samochodzie.
- Jak mogłeś tak się zachować? Szantażujesz mnie dzieckiem? To nie fair!
- Wiem.
- I mówisz to tak spokojnie?!
- A jak mam mówić. Mam krzyczeć?
- Nie rozumiesz, że postąpiłeś niewłaściwie?
- Rozumiem.
- I… tylko tyle masz mi do powiedzenia?!
- W tej chwili tak. Nie będę prowadził poważnych rozmów w samochodzie. Muszę uważać na drogę.
- Marek! Ja… ja po prostu… nie mam słów do ciebie! Jak tak można?!
- A co? Miałem cię tam zostawić?
- Tak! Bo ja chciałam tam zostać!
- A ja chciałem, żebyś ze mną wróciła. Bardzo chciałem.
- To cię nie usprawiedliwia!
- Wiem.
- W ten sposób będziesz ze mną rozmawiał?!
- Nie chcę tak rozmawiać. To ty zaczęłaś.
- Bo nie mogę się z tym pogodzić. Wykorzystujesz to, że jesteś silniejszy?
- Nie powiedziałbym.
- Co? Nie wykorzystujesz?
- Że jestem silniejszy. Też masz swoje sposoby. Każdy ma swoje.
- Możesz się zatrzymać? I wypuścić nas?
- Nie mam zamiaru.
- Proszę.
- Proszę bardzo. Zatrzymam się koło domu. Pasuje?
- Mam ochotę… cię…
- Rozumiem. Ale pamiętaj, że nie jesteśmy sami.
- Pożałujesz tego!
- Wiesz co, Ula? Wielu rzeczy w życiu żałuję, ale tego, to nie będę.
Milczała już do samego domu. Marek spojrzał na nią z ukosa i lekko się uśmiechnął. Wiedział, że nie będzie łatwo, że czeka go ciężka przeprawa, która nie wiadomo, czym się skończy. Czy zdoła się wytłumaczyć, czy ona go zrozumie, czy uwierzy, czy zechce coś zmienić w ich wspólnym życiu? I co najważniejsze, czy zechce dalej z nim być? Nie wiadomo. Ulka jest nieprzewidywalna. Ale była z nim, wracała do domu. Do domu, który nie będzie pusty i zimny. Będą razem. Jeszcze trochę będą razem. To znaczy, na pewno do rana. A czy dłużej? To już zależy od niego. Nie od tego, czy teraz ją przekona, ale od tego, czy przez te wszystkie lata zdołał ją przekonać o swojej miłości i o tym, że jest dla niego najważniejsza. Czy mu zaufała? Tak całkowicie? Moment prawdy. Sprawdzam. Dla kogo “sprawdzam”? Dla mnie, czy dla niej? Dla nas obojga. Bo przecież gramy razem, a nie przeciw sobie. Ale czy Ula o tym wie? Czy jeszcze w to wierzy? Najważniejsze, że jest tutaj. Jest, więc mam szansę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz