Get your own Digital Clock

czwartek, 11 lutego 2010

Ula i Marek Dobrzańscy? cz.11 wg pod wiatr

Kolejne dwa dni minęły bez żadnych niezwykłych wydarzeń. Ot, zwyczajne dni, nie wyróżniające się niczym, co pozwalałoby na zapamiętanie ich. Aleks nie wrócił jeszcze z Włoch, Monika zadzwoniła, że kontaktuje się z ojcem w sprawie uzyskania jego zgody na pożyczkę i wkrótce się odezwie, Ula pracowała, Krzyś zostawał w domu z opiekunką. Napięcie, związane z kryzysem w firmie, trochę opadło, bo pierwszy przelew został wysłany, a na następny był jeszcze czas. Jutro pokaz. Kolejny w życiu Marka i Uli, kolejny w życiu pracowników firmy. Marek nie czuł już żadnych emocji, związanych z pokazem. Fakt, napięcie trochę rosło, nie udało się od tego uwolnić, ale to nie było to samo, co kiedyś. Poza tym, Marek doszedł do wniosku, że tym razem wszystko, co najgorsze, wydarzyło się tuż przed, więc sam pokaz nie może go w żaden sposób zaskoczyć. Faktycznie, nie zaskoczył. Ciężki dzień, ale nic poza tym. Sami z Ulą reprezentowali firmę, ponieważ nie było ani jego rodziców, ani Pauliny i Aleksa. Na szczęście, mieli już wprawę w sprawnym witaniu się z gośćmi, rozmowach o niczym i co najważniejsze, potrafili mieć oczy dookoła głowy i czuwać nad wszystkim. Żadnych wpadek, sprawnie, profesjonalnie, na poziomie. Nikomu nawet nie mogło przyjść do głowy, że w firmie jest jakiś kryzys. Na zewnątrz nie do zauważenia.
Następny poranek nie był już jednak taki “na poziomie”. Ula postanowiła wziąć wolne, żeby zrekompensować dziecku wczorajszy dzień, który w całości spędziła w firmie i na pokazie. Zresztą, mogła sobie na to pozwolić, bo po pokazie zawsze był jeden dzień rozluźnienia. Marek zastanawiał się, czy też nie wziąć wolnego, ale stwierdził, że ktoś z kierownictwa jednak powinien być w firmie. Tak, na wszelki wypadek. Rzeczywiście, nic się nie działo. Zrobił szybki “obchód” po firmie. Wszyscy siedzieli w swoich pokojach, skupieni nad jakimiś papierami. Marek nabrał podejrzeń, że udają pracę, ale nie wnikał. Należy im się. Wrócił do siebie, mijając po drodze Anię, która kiwała się przed monitorem na ręce podpierającej głowę.
- Ania, nie zaśnij, bo sobie guza nabijesz o biurko.
- Przepraszam, coś mi nie wychodzi praca.
- To może idź do domu, co? Wczoraj siedziałaś cały dzień.
- Zostanę. Przecież nie zostawię cię samego.
- Coś ty? Jestem dużym chłopcem i nie boję się zostać sam w domu.
- Chciałam odebrać sobie wolne w innym dniu…
- To dzisiaj możesz mieć ekstra. Mam gest, korzystaj.
- Naprawdę?
- No mówię, nie?
- Dzięki, idę.
- Ania. A jak Kasia? Chętnie chodzi do przedszkola?
- Nawet bez problemu. Na początku trochę protestowała, ale teraz jest dobrze. A co? Krzyś chyba dopiero od września?
- Tak, od września. Tak się pytam. A wcześniej, gdy nie chodziła do przedszkola?
- Mama Maćka pomagała.
- Wiem. Chodzi mi o to, czy nie było jakichś problemów wtedy.
- Nie. Tak się składa, że ja i teściowa nawet się dogadujemy.
- No, tak. Pani Maria jest zgodną osobą, chociaż dość zasadniczą.
- Czasem była różnica zdań, ale nic poważnego.
- No, zbieraj się już. Nie zatrzymuję.
“Racja. Ania i teściowa dogadują się. Ale Maciek ożenił się z dziewczyną akceptowaną przez matkę, nie to, co ja. Im łatwiej. Jego matka już nie mogła doczekać się, kiedy w końcu będzie miała synową i wnuki. Moja matka ciągle tęskni za Pauliną. Nie to, żeby miała coś do Uli, ale Ula nie jest Pauliną. I to dla mojej matki jest jej główna i właściwie jedyna wada. Na każdym kroku musimy potykać się o jakieś przeszkody. To jedyny constans w naszym życiu. No i miłość – nie zapominaj o tym”.
Rozmyślania przypomniały mu o matce. Przez ostatnie kłopoty, zapomniał o niej. Postanowił zadzwonić i dowiedzieć się, czy już wróciła. Wróciła. Nie rozmawiał z nią, ale z ojcem. Dowiedział się, że przed chwilą dzwoniła z lotniska i jest w drodze do domu. Dręczony wyrzutami sumienia, zapowiedział się z Ulą i Krzysiem na kolację. Później przyszło mu do głowy, że może lepiej było poczekać ze dwa dni, aż emocje matki opadną, ale nie chciał już się z tego wycofywać. I tak znany był w rodzinie z częstych zmian decyzji. “Powiedzą, że znowu mieszam. Niech już będzie. Hurtem pozałatwiamy sprawy rodzinne i będziemy na jakiś czas mieć z głowy. Dopilnuję, żeby zarówno Cieplakowie, jak i Dobrzańscy, nie mieli nas dosyć”.
Ula informację o planowanej wizycie u teściów przyjęła ze zrozumieniem. Stwierdziła, że dobrze zrobił, że należy jakoś załagodzić złe wrażenie, spowodowane odmową jego wyjazdu na pogrzeb. Poza tym, miała ochotę porozmawiać, okazać teściowej współczucie i przy okazji dowiedzieć się, co słychać u Pauliny. W związku z tym, że w firmie panował urlopowy nastrój, postanowił zwolnić wszystkich godzinę wcześniej, bo i tak nic nie robili, a przy okazji samemu również skorzystać. Do roboty wezmą się ostro od jutra. Wszyscy.

Kiedy przyjechali na wczesną kolację u Dobrzańskich, pierwszą osobą, która powitała ich w salonie, była … Paulina. Wszyscy troje, z wyjątkiem Krzysia, który natychmiast pobiegł poszukać dziadka, stali jak zaczarowani i patrzyli na siebie.
- Dzień dobry – pierwsza odezwała się Paulina.
Wyglądała zupełnie nie jak ona. Nie taka, jaką ją zapamiętali sprzed kilku lat. W czarnej, skromnej sukience sporo poniżej kolana, bez makijażu, biżuterii, z włosami zaczesanymi do tyłu i zebranymi w kucyk, długich do połowy ramion. Gdyby spotkali się w innych okolicznościach, Marek był pewien, że nie poznałby jej. Pierwsze skojarzenie, jakie mu przyszło do głowy, było takie, że stoi przed nim jakaś wdowa z południa Europy, wypisz, wymaluj, całkowicie zgodna ze stereotypem, znanym z opisów i sztuki.
- Dzień dobry – Ula z trudem wydobyła głos – Współczuję pani z powodu śmierci babci.
- Dziękuję.
- Cześć, Paulina – Marek odważył się podejść i wyciągnąć do niej rękę.
- Witaj – podała mu rękę, a potem podeszła do Uli i również się przywitała – proszę, wejdźcie. Helenka zaraz przyjdzie.
Weszli do salonu. Paulina wskazała im miejsca, gdzie mieli usiąść. Byli tak zaskoczeni, że bez słowa usiedli. Zanim zdążyli coś powiedzieć, nadeszła Helena.
- Dzień dobry, Uleńko, Mareczku – po kolei przywitała się z nimi, przez delikatne dotknięcia policzków.
- Dzień dobry. Pójdę zobaczyć, gdzie jest Krzyś.
- Nie trzeba, Uleńko. Zostań z nami. Krzyś znalazł dziadka i trochę może potrwać, zanim do nas dołączą.
- Przyjechałaś w odwiedziny? – Marek zwrócił się z pytaniem do Pauli.
- Nie. Postanowiłam wrócić. Na jakiś czas.
- Ja ją namówiłam. Przecież nie mogłam pozwolić, żeby została tam sama. Po śmierci babci Paulinka nie ma we Włoszech żadnej bliskiej rodziny. Nie przyszło mi łatwo…
- Tutaj też nie mam żadnej bliskiej rodziny.
- Paulinko, proszę cię, nie rób mi przykrości. Masz nas, nie zapominaj o tym. No i Aleks tu jest.
- No właśnie, Aleksa nie będzie na kolacji?
- Nie, Marku. Nie dzisiaj. Pojechał do domu zawieźć rzeczy – matka wyglądała na zmartwioną z tego powodu.
- Będzie pani mieszkać u Aleksa? – spytała Ula.
- Na razie. Dopiero przyjechałam. Nie wiem, co będzie dalej.
- Namawiam Paulinkę, żeby zamieszkała u nas. Miejsca jest dosyć, nie będziemy sobie wchodzić w drogę. W końcu, ten dom jest dla nas za duży. Jesteśmy tu tacy samotni.
- Mamo, przecież często was odwiedzamy.
- Tak, często, wiem synku, że tak często, jak możecie.
- A ty co o tym sądzisz? – zwrócił się do Pauliny.
- Ja? Ja nie chcę przeszkadzać.
- Paulinko, kochanie, jakie przeszkadzać. Przecież mówię, że jest tu dużo miejsca.
- Ależ, Helenko, u Aleksa też jest dużo miejsca.
- Ale tam będziesz zupełnie sama, bo przecież Aleks musi iść do pracy. Będziesz siedzieć samotnie i rozpamiętywać.
- Szkoda, że sprzedałaś dom… – Marek starał się przenieść rozmowę na inny temat, widząc coraz większe zdenerwowanie Uli.
- Nie mogłam już tam mieszkać. Próbowałam, ale nie mogłam. Dlatego wyjechałam.
Zapadła cisza. Helena wyszła zobaczyć, na jakim etapie znajdują się przygotowania do kolacji.
- Do pracy też pani wraca?
- Jeszcze nie mam żadnych planów. Dopiero przyjechałam. Najpierw chcę się urządzić. A ma pani coś przeciw? – w końcu wróciła dawna Paulina.
- Nie. Chcę tylko wiedzieć.
- Jak sprecyzuję swoje plany, to poinformuję panią.
- To nie jest konieczne. Ja nie rządzę w firmie. Tak tylko spytałam.
Znowu zapadła cisza. “No, to będzie ciekawie. Zaczyna się. A dopiero co wspominałem Paulinę. W złą godzinę chyba. Teraz to już zupełny komplet. Nikogo nie brakuje” – skomentował w myślach sytuację, ale na szczęście w tym momencie matka poprosiła do stołu, a przy okazji znaleźli się dziadek i wnuczek, więc rozmowa potoczyła się już luźniej. Helena opowiadała o podróży do Włoch, o pogrzebie, o znajomych, których spotkała po latach. Praktycznie, zdominowała rozmowę. Nawet dobrze, bo mógłby być z tym problem. Paulina wypowiedziała jedynie parę zdań na temat śmierci babci, ale nic nie udało się dowiedzieć, co robiła przez te lata we Włoszech. Nie wypowiadała się na tem temat, a przecież trudno było pytać wprost. Jeszcze tylko dodała, że Aleks zajął się sprawami spadkowymi i to było wszystko. Ojciec zajęty był tylko i wyłącznie Krzysiem i prawie nie włączał się do rozmowy. Zawsze tak było. Wnuk był jego oczkiem w głowie, łatwo znajdowali wspólny język. Przy pożegnaniu Marek nie wytrzymał i w cztery oczy powiedział do ojca:
- Zazdroszczę Krzysiowi. Ze mną nigdy tak się nie bawiłeś.
- A ty? Bawisz się ze swoim synem?
- Staram się.
- To za mało. Ja też się starałem. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.
- Nie mam pretensji. Wiem, jak to jest, gdy się prowadzi firmę.
- Wiedziałem, że zrozumiesz, kiedy sam będziesz miał dziecko.
- Rozumiem… ale..
- Trochę żal, prawda?
- Tak. Jak to pogodzić, tato?
- Mnie nie pytaj. Przecież wiesz, że nie potrafiłem.
- To co, przywieziecie jutro rano Krzysia? – nadeszła matka z Ulą i Pauliną.
- Może nie tak od razu jutro. Przecież musi mama odpocząć – Ula była coraz bardziej zdenerwowana, chociaż starała się to ukryć.
- Och, to przecież nic takiego. Zosia jest, też pomoże. I oczywiście dziadek, nie zapominajmy. Ma się kto zająć dzieckiem.
- No, nie wiem, czy powinniśmy.
- Uleńko, przecież wiesz, jak my oboje tęsknimy za wnukiem.
- Waszym jedynym wnukiem, zapomniałaś dodać – Marek też poczuł, że zaczyna się denerwować.
- Na razie, mam nadzieję, jedynym, dlatego postanowiłam wam nie wypominać. To co?
- Możecie przywieźć tego urwisa. Muszę nadrabiać stracony czas – ojciec też przyłączył się do prośby.
- Dobrze, przywieziemy – Ula poddała się.
- Ale to dla nas uciążliwe, takie codzienne jazdy tam i z powrotem po mieście. I tak mamy mało wolnego czasu.
- Ależ, Marku. Chodzi ci o własną wygodę, czy o dobro dziecka? – matka zawsze potrafiła celnie uderzyć.
- Chodźmy już. Jutro przyjedziemy, a potem zobaczymy – Ula postanowiła zakończyć tę z góry skazaną na porażkę dyskusję.
Pożegnali się i w końcu wsiedli do samochodu. Znowu, podobnie, jak podczas powrotu z Rysiowa, nie mieli ochoty na rozmowę. Zmęczony zabawą i wrażeniami Krzyś zasnął w swoim foteliku. Ula obejrzała się, z czułym uśmiechem spojrzała na synka, a potem na Marka.
- Zasnął.
- Niech śpi. Ale znów w domu będzie problem.
Milczeli przez dłuższą chwilę.
- Nie było tak źle, co? – rozpoczął rozmowę.
- Nie byłoby.
- Gdyby nie Paulina? No, mnie też to się nie podoba.
- Nie zauważyłam.
- Ula, co ty mówisz? Miałem się do niej nie odzywać?
- Nie o to chodzi.
- A o co?
- Widziałeś, jak się rządziła? Jakby była u siebie.
- Widziałem. I co z tego? Paula już taka jest.
- Tupeciara.
- Niech będzie, tupeciara.
- Twoja matka w końcu będzie miała swoją ukochaną córkę.
- Ulka, mnie to się też nie podoba, mówiłem już. Ale co mam zrobić?
- Nie wiem.
- To po co się zgodziłaś, żeby zawieźć jutro do nich Krzysia?
- Nie zgodziłam się. Wymusiła to na mnie. Mogłeś się sprzeciwić.
- Próbowałem. Też na mnie wymusiła.
- No tak.
Znowu dłuższe milczenie.
- Ulka, chyba nie masz do mnie pretensji?
- Niby o co? Przecież to nie ty zaprosiłeś Paulinę.
- Właśnie.
- Nie możemy ograniczać Krzysiowi kontaktów z dziadkami. Przecież oni go kochają.
- Ale może codzienne odwożenie to przesada?
- To tylko parę miesięcy. Może niech się nacieszą?
- Sama sobie przeczysz.
- Oj, bo już sama nie wiem, co jest dobre, a co złe. Jeszcze ta Paulina…
- A ty widziałaś, jak ona wygląda? – Marek parsknął śmiechem.
- Widziałam. Nosi żałobę.
- Nie sądzisz, że trochę przesadza? Kto teraz tak się ubiera?
- Może to dla niej ważne. Była blisko z babcią.
- Bez przesady. W dzieciństwie bała się jej tak samo, jak my z Aleksem. To znaczy, Aleks mniej, bo był starszy.
- Może później się zbliżyły?
- Tak, po śmierci jej rodziców. Ale po powrocie do Polski, Paulina nie utrzymywała z nią bliższych kontaktów.
- Macie wspólne wspomnienia. Wiele wspólnych wspomnień.
- Nie najlepszych. Wierz mi, wolałbym ich nie mieć.
- Marek, a jak ona u nich zamieszka?
- Mam nadzieję, że nie.
- A jeśli?
- Ula, nie martw się na zapas. Zobaczymy, jak będzie.
- Nie podoba mi się to. Pewnie znowu wyjdę na jędzę, ale nie podoba mi się.
- Mnie też nie. Jaki jest rodzaj męski od “jędza”? Nie wiesz przypadkiem?
Zaczęła się śmiać. “Może jakoś to będzie, mimo wszystko. Ale czarno to widzę. Problemy, zamiast się rozwiązywać, narastają. A ja miałem nadzieję, że kiedyś, to znaczy w niedalekiej przyszłości, uda mi się wyjść na prostą”.

Rano zawieźli Krzysia do rodziców. Tym razem Paulina przywitała ich już na schodach. Zamieniła tę czarną suknię, w której wczoraj występowała, na brązową spódnicę, która też nie była lepsza. Podbiegła do nich i wyciągając rękę do Krzysia, powiedziała.
- Dzień dobry, kochanie. Wczoraj nie powiedziałam, jaki ty śliczny jesteś. Jak aniołek.
- Podobny do Marka w jego wieku. Jak dwie krople wody. Pokażę ci zdjęcia, sama zobaczysz – Helena również wyszła z domu.
- To co, pójdziesz z ciocią?
- Z ciocią? – Krzyś nie był całkiem przekonany do nowej cioci.
- Tak, z ciocią. Możesz tak do mnie mówić. To co, pójdziesz? Zobacz, co ci przywiozłam z Włoch.
Korzystając z zaciekawienia dziecka, wzięła go za rączkę i skierowała się w stronę drzwi.
- No, to zrób papa mamie i tacie i chodź z ciocią.
Krzyś obejrzał się jeszcze, zrobił papa i wszedł z Pauliną do domu.
- To o której wieczorem przyjedziecie? Nie musicie się spieszyć. Krzyś będzie miał tu doskonałą opiekę.
- Mamo. Nie wiem, czy to dobry pomysł – Marek usiłował ratować sytuację, widząc wzburzenie Uli.
- O co ci chodzi?
- O Paulinę.
- Nie rozumiem. Ona jest taka samotna. Nie ma własnych dzieci.
- No właśnie. Może powinna mieć.
- Marku, nie wypowiadaj się na tematy, o których nic nie wiesz.
- Mogła sobie kogoś znaleźć w tych Włoszech. Nie miała czasu?
- Mareczku, co się z tobą dzieje? Strasznie złośliwy ostatnio się zrobiłeś. Kiedyś nie byłeś taki.
- Może to był błąd? Może powinienem zawsze mówić, co myślę?
- Marku!
- Może wtedy nie zmarnowałbym kilku lat życia?
- Marek, chodźmy już – Ula pociągnęła go za rękaw – Przestań. Przyjedziemy zaraz po pracy. Dziękuję za opiekę nad Krzysiem. Do widzenia, mamo.
- Może mi powiesz, że tobie to się podobało? – spytał, gdy już siedzieli w samochodzie.
- Oczywiście, że nie.
- Nic nie mówiłaś.
- A co, miałam się z nimi szarpać? Albo wziąć Krzysia za rękę i wyjść?
- Choćby nawet.
- Ty próbowałeś i co?
- Ale próbowałem. Ty nic.
- I tak twoja matka mnie nie lubi.
- Więc nie masz nic do stracenia.
- Więc jednak, przyznałeś.
- Co?
- Że mnie nie lubi. Zawsze zaprzeczałeś.
- Ulka, tak mi się tylko powiedziało. Pewnie złośliwie. Słyszałaś, że ostatnio zezłośliwiałem.
- Ale tak jest.
- A to moja wina, nawet jeśli tak jest? Robię co mogę. Zawsze staję po twojej stronie. Nigdy się na ciebie nie skarżę.
- A masz o co?
- Zdarzało się, że było o co. Nigdy nic nie powiedziałem. A czasem miałem ochotę.
- Trzeba było się wyżalić.
- Po co? Gdyby podchodzili do naszego związku normalnie, to mógłbym, ale tak, to nie.
- Ojciec też? Też mnie nie lubi?
- Przeciwnie. On cię idealizuje. Przesadza w drugą stronę.
- Marek, znowu się kłócimy.
- Co najgorsze, bez powodu. Nie z naszego powodu.
- Wiesz, coś mi kiedyś obiecałeś.
- O którą obietnicę ci chodzi?
- Miałeś mnie zabrać na bezludną wyspę.
- Chcesz?
- Najwyższy czas.
- Pomyślę o tym, pomyślę.
- Ale jutro Krzyś zostanie z Dorotą.
- Jak chcesz to wytłumaczyć?
- Nic nie będę tłumaczyć, nie pojedziemy i już. Albo powiem, że zaspałeś.
- Ja?
- Każdy w to uwierzy.
- Chcesz kłamać?
- To dziwne, ale coraz częściej przyznaję ci rację, chociaż tego nie mówię.
- W czym mam rację?
- Że prawda nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem.
- A nie mówiłem?
- Tylko nie zacznij tego stosować do mnie.
- Człowiek z kimś musi być szczery, nie?
- Ze mną jesteś?
- Jestem.
- Zawsze?
- W tym, co najważniejsze.
Popatrzyła na niego uważnie. Zerknął w bok i uchwycił na moment jej spojrzenie. Przyszło mu do głowy, że znowu podpadł.
- Dobrze, że tak powiedziałeś.
- To znaczy? – nie zrozumiał.
- Że nie powiedziałeś, że zawsze jesteś.
- Bo… to było ważne pytanie, nie? – dopiero po chwili zdołał wydusić przez nagle ściśnięte gardło.
- Tak, Było ważne.
- Dlatego powiedziałem prawdę.
- To dobrze. Że powiedziałeś prawdę.
- A już myślałem, że coś palnąłem – odzyskał pewność siebie.
- Bo palnąłeś. Trzeba było powiedzieć, że zawsze.
- Ale to nie byłaby prawda.
- Przecież sam mówiłeś…
- Ulka! Uspokoisz się? Jaja sobie ze mnie robisz?
- Ja? Skądże? Skąd ten pomysł?
- Czekaj, czekaj, jeszcze ci się oberwie za to podpuszczanie mnie.
- Już się boję. To znaczy, chciałam powiedzieć, że już nie mogę się doczekać.

Aleks też wrócił. Dowiedzieli się o tym już w recepcji. Podobno trochę przygaszony. Nie umawiając się, poszli do niego. Rzeczywiście, wyglądał mniej buńczucznie, niż zazwyczaj. Złożyli kondolencje, uścisnęli sobie ręce. Po krótkiej, zdawkowej rozmowie, Marek pocałował Ulę w policzek, umówili się dopiero na lunch i kiedy wyszła, postanowił porozmawiać z Aleksem.
- Wszystko załatwiłeś?
- Tyle, ile się dało. Toczą się sprawy urzędowe.
- Całkiem już likwidujecie wszystko we Włoszech?
- Nie można prowadzić dwóch domów. Na coś się trzeba było zdecydować.
- Więc to już ostateczne?
- Tak. Przeszkadza ci to?
- Daj spokój. Prawdę mówiąc, to ja już mam dość tej naszej wzajemnej niechęci.
- To ty zacząłeś.
- Wiesz co, wydaje mi się, że wszystko mi już oddałeś. Z nawiązką.
- Jeszcze nie. Ale nie jestem pamiętliwy.
- Jasne. Nie jesteś.
- No widzisz. Przychodzisz z gałązką oliwną, a w rękawie chowasz nóż.
- Ja? To ty powiedziałeś, że jeszcze mi nie oddałeś.
- Ale nie powiedziałem, że zamierzam.
- Nie lubisz mieć długów.
- Obawiasz się czegoś z mojej strony? Niepotrzebnie.
- Powiedzmy. Możesz mi udowodnić, że chcesz ocieplić nasze stosunki?
- Jak?
- Chodzi o Paulinę. Ona też wróciła na stałe?
- Tak.
- Spotkaliśmy ją wczoraj i dzisiaj u moich rodziców. Mówiła, że jeszcze nie wie.
- Tak mówi. Ale nie ma już do czego wracać.
- Ona chce zamieszkać u moich rodziców.
- Nie wiem, czy chce. Jeszcze nie zdecydowała.
- Prawdę mówiąc, to wygląda na to, że moja matka ją do tego namawia.
- I to cię niepokoi?
- A nie powinno? Aleks, chyba rozumiesz.
- Powiedzmy, że rozumiem. Głupia sytuacja. Ale może twoja matka ma rację? Może chce was pogodzić?
- Wierzysz, że to możliwe? Paulina nas chciała pogodzić i sam najlepiej wiesz, z jakim skutkiem. Mojej matce tak samo się uda.
- Sprawia ci przykrość jej widok?
- Aleks, nie chodzi o mnie. Chodzi o Ulę. Wiesz, że Paulina wzięła się do opieki nad naszym dzieckiem, a moja matka nie widzi w tym nic złego?
Aleks popatrzył na Marka z uwagą. Na chwilę zamyślił się.
- Ula widziała?
- Tak, to było przy niej.
- I co?
- Na razie nic. Nie chciała się kłócić. Ale powiedziała, że nie zawiezie więcej dziecka do moich rodziców. Aleks, zrób coś z Pauliną, bo znowu dojdzie do wojny. Chcesz tego?
- Nie. Dla Pauliny to też nie będzie dobre. Jeśli się przywiąże do waszego dziecka.
- Właśnie. Powinna mieć swoje. Aleks, a tak naprawdę, to dlaczego ona sobie nikogo nie znalazła?
- Ja też sobie nie znalazłem. Widocznie Febo nie wchodzą łatwo w związki. Zwłaszcza w kolejne.
- Ciągle myślisz o Julii? – zapytał bez namysłu, nie spodziewając się odpowiedzi.
- Nie. Już nie. Naprawdę. Ale nie potrafię zaufać, rozumiesz?
- Rozumiem, ale nie popieram. Ja potrafię.
- Ciekawe. Wybaczyłbyś Uli, gdyby cię zdradziła?
- Tak. Myślę, że tak. Właściwie, to jestem pewny, że tak.
- A potrafiłbyś jej zaufać?
- Nie wiem – odpowiedział szczerze, po dłuższej chwili namysłu.
- Sam widzisz.
- Aleks, zdajesz sobie sprawę, że my rozmawialiśmy? Po raz pierwszy od lat? Pod warunkiem, że nic nie knujesz.
- Chwilowo nie. Taki moment słabości. W najbliższym czasie się nie powtórzy, możesz być pewny.
- Pójdę już do siebie.
- Zaczekaj. Dotarło do mnie, że jakiś kryzys w firmie znowu się szykuje.
- Nie szykuje się. Już jest.
- Mogę się dowiedzieć szczegółów?
- Jeśli nic nie knujesz?
- Mnie też się trochę znudziło. Może później to się zmieni, ale teraz mam inne sprawy na głowie.
- To przyjdź do mnie. Porozmawiamy.
- Dobrze. Aha. Nie martw się Pauliną. Przekonam ją, żeby się nie wprowadzała do twoich rodziców.
“Może jednak jakoś to wszystko się ułoży? Może nie powinienem wpadać w panikę z powodu powrotu Aleksa i Pauliny? Nie ufam im, ale kto wie? Może się mylę? Może życie już tak im dokopało, że oboje mają dość i pragną tylko spokoju? Przecież lata lecą, a oni nie mają nic. Żadnej rodziny, zdaje się, że żadnych przyjaciół. Jak długo tak można? Może do Aleksa też w końcu dotarło, że mogę być jego jedynym… może nie przyjacielem, ale przynajmniej wiarygodnym wspólnikiem na początek. A Paulina? Zawsze chciała mieć dzieci, rodzinę. Nie ma. Pewnie myśli, że przeze mnie. Może trochę tak. Ale przecież tyle lat minęło od naszego rozstania, a ona sobie nikogo nie znalazła. Najprościej byłoby powiedzieć, że nikt nie jest taki głupi, żeby załapać się na taką zołzę, ale to nie jest wytłumaczenie. Na gorsze zołzy faceci się załapują. Więc dlaczego? Może też nie potrafi zaufać, podobnie, jak Aleks? Bo przecież nie uwierzę, że mnie tak kochała, że nie chce nikogo innego. Nie, to niemożliwe. Nie kochała mnie aż tak. Raczej traktowała jak dobrą inwestycję. A przecież są lepsze. Nie wiem. Muszę się jakoś dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi”.
Po kilkunastu minutach Aleks przyszedł, chcąc się rozeznać w stanie interesów firmy. Marek postanowił włączyć do rozmowy Ulę. W trójkę przedyskutowali sprawę materiałów, kolekcji, finansów, propozycji Moniki. Aleks również był zaskoczony propozycją, ale nie znalazł nic niepokojącego.
- Marek, nie zastanawiaj się. Ja bym wszedł w tę umowę.
- Nie niepokoi cię to? Znasz Darka i wiesz, jaki jest.
- Ale to nie jest nasza sprawa. Jeśli z formalnego punktu widzenia wszystko będzie w porządku, to nie zastanawiaj się.
- A podpiszesz się obok Marka? – Ula chciała rozwiać wątpliwości.
- Dlaczego nie? Wydaje mi się, że wszyscy powinniśmy się podpisać. Jako zarząd.
- Zbiorowa odpowiedzialność? – Marek nie był pewny tego pomysłu.
- Raczej okazanie zaufania prezesowi. Jeśli podpiszemy, nie będziemy mogli ci nic zarzucić, w razie czegoś.
- Więc jednak bierzesz pod uwagę jakieś “w razie czegoś”?
- Zawsze może być coś, czego nie da się przewidzieć. Ale tu ryzyko, moim zdaniem, jest minimalne.
- Musimy poczekać na zgodę Darka. Postawiłem Monice taki warunek.
- To nie było mądre. A jak się nie zgodzi?
- Aleks? Jak się nie zgodzi, to znaczy, że nie możemy w to wejść. To są przecież jego pieniądze – Ula była zdziwiona stanowiskiem Aleksa.
- Czy wy zawsze musicie tak komplikować? Dla nas nasza firma powinna być najważniejsza.
- I jest – powiedziała Ula decydowanym tonem.
- A co zrobicie, jeśli Darek się nie zgodzi? Skąd weźmiecie pieniądze?
- Ty nie masz? – spytał Marek.
- Nie aż tyle. Dużo mniej.
- Może się jednak zgodzi – Marek zakończył rozmowę bez przekonania.
Po wyjściu Aleksa, Ula lekko zdziwionym tonem spytała:
- Pogodziliście się? Pierwszy raz widzę, żebyście razem w sposób merytoryczny rozmawiali o sprawach firmy. Aż wierzyć się nie chce.
- Ty pierwsza uwierzyłaś, że to możliwe.
- Ja?
- No, przecież powiedziałaś mi, że chcesz, żebyśmy się dogadali.
- Ale miałam na myśli dłuższy wymiar czasu.
- To chyba dobrze, że próbujemy rozmawiać, nie?
- Ufasz mu?
- Nie wiem. Ula, co mam zrobić? Może powinienem dać mu szansę, jak myślisz? Najwyżej się przejadę.
- No. Do tej pory byłeś czujny i Aleks niejeden problem nam dołożył do zestawu. Co będzie, jeśli stracisz czujność?
- Więc co? Mam być nieufny? Szczerze mówiąc, to już nie mam na to siły. Zaczyna być mi wszystko jedno. Albo tak, albo tak.
- Dobrze. Ja mu będę się przyglądać, a ty sobie odpuść.
- Jesteś pewna?
- Tak. Marek, rozumiem, że już możesz mieć dość.
- Ula, jak długo można wlec za sobą przeszłość? Gdybym stąd wyjechał, rzucił to wszystko w diabły, to mógłbym zacząć z czystą kartą.
- Tego chcesz?
- Tak tylko mówię.
Ula popatrzyła mu w oczy, przysunęła się bliżej na kanapie, wzięła jego rękę w swoje dłonie i przez chwilę milczała.
- To jest ten problem, który cię męczy?
- To jest jeden z problemów, które mnie męczą. Ula. Albo dogadamy się z Pauliną i Aleksem, albo trzeba będzie podzielić firmę. Dłużej tak nie dam rady. Mam dość.
- Nie wiem, czy to możliwe. Dogadanie się z obojgiem.
- To pozostaje drugie wyjście. Ulka, pamiętaj. Ja nic od ciebie nie oczekuję. Żadnych poświęceń dla dobra firmy, nic z tych rzeczy. Wprost przeciwnie. Jeśli czujesz, że nie chcesz mieć z nimi nic wspólnego, szczególnie z Pauliną, to nie zmuszaj się. Nie chcę tego. Rozumiesz?
- Ale…
- Żadne “ale”. Żaden dorobek życia rodziców, żadne nasze wspólne lata włożone w firmę, żaden wysiłek, żadne plany, nic. Damy radę współpracować bez udawania i zmuszania się, to dobrze. Nie damy, to rozstaniemy się. Tak dalej nie może być. Nie zamierzam marnować naszego życia na bezsensowne walki podjazdowe. Mam dość. Już odpokutowałem za przeszłość. Wystarczy. Zwłaszcza, że nie jestem sam. Ty i Krzyś nie macie powodu cierpieć za moje dawne winy. Te prawdziwe i urojone przez Aleksa i Paulinę. Mamy prawo do szczęścia.
- Jesteś pewny?
- Że mamy prawo do szczęścia? Jestem.
- Że to dobre rozwiązanie?
- Jedyne możliwe, jeśli nie dojdziemy do porozumienia.
- Rodzicom by było przykro…
- Wiem. Dlatego postaram się z nimi dogadać. Ale jak się nie da, to ty i Krzyś i wasze szczęście jest najważniejsze. Rozumiesz?
Popatrzyła niepewnie. Nadal trzymała rękę Marka w swoich dłoniach. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć.
- Nie kłóć się ze mną i nie próbuj mnie przekonywać. To jest drugi raz w życiu, kiedy wiem, że mam rację. O pierwszym już ci mówiłem. Dość tego. Bierzmy się do roboty, bo nie będzie czego dzielić pomiędzy Dobrzańskich i Febo. Jeszcze dopłacać nam przyjdzie.
- Dobra… – powiedziała tym swoim tonem, z lekkim wzruszeniem ramion – idę już, idę. Ale po kolejnym twoim ataku zazdrości o Aleksa przestanę się mieszać do waszych spraw.
Rzuciła spojrzenie spod pochylonej głowy i poszła w kierunku drzwi. Pokręcił głową ze śmiechem, patrząc, jak znika w sekretariacie. Jednak jeszcze strzeliła oczami i widząc uśmiech Marka, odwzajemniła się tym samym. “Ciągle ta sama. Moja Ula. Niezmienna od lat, ale ciągle odkrywana przeze mnie od nowa. Trzeba tak potrafić. Dawać się poznawać wciąż na nowo. Ale też trzeba umieć ciągle ją odkrywać. Dobra, już nie schlebiaj sobie. Bierz się do roboty”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz