Get your own Digital Clock

środa, 17 lutego 2010

W miejsce Jaska...wprowadza się SWB :) cz.11

Wyjazd do Jastarni okazał się strzałem w dziesiątkę, choć przy pakowaniu bagaży do samochodu atmosfera była nieco nerwowa. Ula usiłowała dokonać niemożliwego – przewidzieć, co będzie potrzebne Jaśkowi do ubrania, niemal przy każdym wahnięciu temperatury. Marek, najpierw nic nie mówił, ale kiedy załadowane już było każde wolne miejsce, a należało dopakować jeszcze wózek, jednak się zbuntował.
- Ulka, nie możemy tak jechać. Nie ma gdzie włożyć wózka. Wydawało mi się, że sprawę załatwi pożyczenie auta od rodziców, ale tu przecież autobus byłby potrzebny. Niemożliwe, żeby jedno małe dziecko potrzebowało tylu rzeczy. Musisz to jeszcze sprawdzić.
- Ale, co ja mam sprawdzać? Wzięłam tylko to, co najpotrzebniejsze. Może źle to poukładałeś?
- Słuchaj, przekładałem już wszystko kilka razy. To się po prostu, nie mieści.
W końcu, z tego i owego udało się zrezygnować. Wreszcie się spakowali. Obawiali się trochę, jak mały zniesie tak długą podróż, ale zupełnie niepotrzebnie. Szybko zasnął. Ostatni odcinek drogi najbardziej dał im się we znaki – ledwie przesuwali się w gigantycznym korku i w końcu nawet Jasiek zaczął się niecierpliwić Jednak to, co zastali na miejscu, wynagrodziło im trudy podróży. Pensjonat był rzeczywiście pięknie położony i urządzony z myślą o wygodzie rodziców i ich pociech. Z pokoju, wyjście na duży taras, z widokiem na Zatokę. Czysto, przestronnie, wygodnie. Głęboko ukryte wątpliwości Uli szybko się rozwiały. Nawet aura ich nie zawiodła.
Dziecko czuło się doskonale, oni ładowali akumulatory. Praca pozostała kilkaset kilometrów stąd. Byli razem. Odpoczywali. Mogli sobie pozwolić na poranne baraszkowanie z Jaśkiem w łóżku, nigdzie nie musieli się spieszyć….
Ostatniego wieczoru siedzieli na tarasie. Powietrze nasycone zapachem morza, cisza….
- To był świetny pomysł, żeby tu przyjechać. Będziemy tu wracać, prawda?
- Obiecuję.
- Popatrz, jak to jest. Każde z tych naszych miejsc zaznacza inny okres w naszym życiu. W parku uczyliśmy się szczerości, w SPA ujawniły się nasze uczucia, a tutaj, przekonaliśmy się, jak fajnie jest być razem z dzieckiem.
- Ja sobie jeszcze uświadomiłem, że chociaż w życiu popełniłem tyle błędów i nawet myśleć mi się o tym nie chce, to w jednym się nie pomyliłem – że chcę i mogę być tylko z tobą. – spojrzał na nią – Czemu się śmiejesz? To prawda.
- Wiem. To znaczy – mam nadzieję. Pomyślałam tylko, że jak nam będzie tak tych miejsc przybywać, to nie zdążymy ich wszystkich odwiedzić.
- Na to zawsze znajdziemy czas. Nie martw się.

Powrót do pracy, po takim rozkosznym leniuchowaniu nie był zbyt przyjemny, ale i tak najważniejsze, że firma stała na swoim miejscu, ofiar w ludziach nie było, praca szła zgodnie z ustalonym terminarzem. Pshemko z Wojtkiem wymieniali już nawet służbowe uwagi, czyli – wszystko w normie.
W oczekiwaniu na powrót pani Marii od dzieci i wnuków, urlop Uli przedłużył się jeszcze o tydzień.. Na ten czas przywieźli do siebie Beatkę. Uwielbiała zajmować się swoim małym siostrzeńcem, ale i oni starli się wymyślić dla niej jakieś przyjemności. Były więc z Ulą w kinie, grała z Markiem w swoje ulubione gry komputerowe. Pojechali do ZOO, na jakieś wspólne lody… No i na dobranoc, Ula, jak dawniej czytała jej bajkę. Mimo, że Beti sama już świetnie radziła sobie z czytaniem, widać było, że bardzo chciała być słuchaczem. A może ważniejsza od czytania była sama obecność siostry, bo od zawsze były to najmilsze chwile w ciągu całego dnia? Miała ją wtedy tylko dla siebie. Ula odpowiadała na jej pytania, głaskała po głowie, otulała kołdrą i całowała na dobranoc Jak mama….
- Fajnie, że mi poczytałaś. Trochę za tym tęskniłam, wiesz?
- Ale przecież Ala też ci czyta, prawda?
- Taaak, ale to jednak jest inaczej.
- Wiem, kochanie, tylko nic już na to nie poradzimy. Mogę ci tylko obiecać, że zawsze, kiedy będę mogła, czy tu, czy w Rysiowie, posiedzę przy tobie przed zaśnięciem.
- No dobrze. Dobranoc.
Zrobiła sobie herbatę i usiadła w kuchni. Marek “walczył” z Jaśkiem, który też miał dzisiaj problemy z zasypianiem.
Myślała o Beatce. Wydawało się jej, że skoro jest Ala i dobrze się z Beti dogadują, to mała nie odczuła tak bardzo jej wyprowadzenia się z domu. Chyba jednak trochę tęskniła.
- Nareszcie zasnął. Już dawno mnie tak nie wymęczył. O czym myślisz?
- Żal mi Beti. Nigdy tak o tym nie myślałam, ale chyba nie było jej łatwo, kiedy się wyprowadziłam?
- Dlaczego tak sądzisz? Przecież wtedy zamieszkała tam Ala i chyba nie uważasz, że źle się nią zajmuje?
- Nie. Naturalnie, że nie. Tylko tak sobie teraz pomyślałam, że ona przecież bardziej traktowała mnie, jak matkę, niż siostrę, więc kiedy mnie zabrakło….
- Ulka. Ja wiem, że ty byś chciała, żeby wszyscy byli dobrzy, mądrzy i szczęśliwi, ale tak się nie da. Beatka, to bardzo rezolutne dziecko i na pewno rozumie, dlaczego zmieniło się jej życie, dlaczego się wyprowadziłaś. Może i czasem tęskni, ale będzie coraz starsza i to minie. Może powinniśmy zabierać ją czasem do nas na weekend?
- Tak uważasz?
- A czemu nie? Przecież wiesz, że uwielbiam tę moją małą szwagierkę.
- No tak, ona ciebie też.

Pani Maria wróciła szczęśliwa po spotkaniu z dziećmi i wnukami, ale widać było, że i za Jaśkiem też się stęskniła.
Po słonecznym i upalnym czerwcu i lipcu, sierpień przyniósł ochłodzenie i sporo deszczowych dni.
- Oooo, jak mi się dzisiaj nie chce iść do pracy. Zobacz, jak leje. – Marek próbował wtulić się w Ulę, żeby ukraść jeszcze chwilę błogiego lenistwa.
- Mnie też nie, ale jeśli zaraz nie wstaniemy, to się spóźnimy.
- No to co. Przecież nie zdarza się nam to często.
- Zaraz przyjdzie pani Maria i zastanie nas w łóżku.
- A jest w tym coś złego?
- Marek.
- No coooo?
W tym momencie, jednocześnie odezwał się Jasiek i dzwonek do drzwi.
- Nie mówiłam? Idź otwórz, a ja pójdę do Jaśka.
Do firmy jednak przyjechali spóźnieni. Ania i Viola już były. Miny miały jakieś dziwne, ale Uli nie chciało się dociekać, dlaczego? Marzyła w tej chwili o mocnej kawie, bo pogoda chyba jednak nie wpływała najlepiej na jej samopoczucie. Otworzyła drzwi i… Na biurku stał ogromny bukiet herbacianych róż. Ten widok bardzo szybko podniósł jej ciśnienie. Paul. Tyle czasu dawał jej spokój, że przestała o nim myśleć. Czuła na sobie spojrzenia dziewczyn, postanowiła jednak, tym razem, niczego nie komentować. Zamknęła drzwi. W bukiecie znalazła bilecik : “Nie zapomniałem. P.”.
“ Jasne. Jak mogłam przypuszczać, że jest inaczej – powiedziała do siebie na głos.”
Była wściekła i czuła się bezradna. “Dlaczego ten facet postanowił mnie dręczyć?”
- Marek? Możesz przyjść do mnie?
- Zaraz będę. Stało się coś?
- Po prostu przyjdź.
Przyszedł rzeczywiście szybko.
- Co się wyda…. Acha. Chyba wszystko jasne. Kiedy to przyszło?
- Zanim ja przyszłam. – podała mu bilecik – Jeszcze to.
W Marku zawrzało. “Co za idiota ze mnie. Jak mogłem uwierzyć, że facet się wycofał:.” Przemierzał nerwowo gabinet, nic nie mówiąc. W końcu stanął przy oknie. Zbierał myśli. Nie mógł wybuchnąć, nie chciał, żeby odebrała to, jako atak na siebie.
- I co teraz? Powiedz coś.
- Kiedy nie wiem, co? Słuchaj, a może trzeba zadzwonić do Ingrid i powiedzieć, żeby powściągnęła zapędy swojego asystenta?
- Też o tym myślałam, ale nie wydaje ci się, że to trochę dziwny sposób na załatwianie prywatnych ,w końcu ,spraw?
- Może, ale, czy jego zachowanie też nie jest dziwne? Delikatnie mówiąc. Co to w ogóle jest za facet? Skąd ona go wytrzasnęła? Przecież na pokazie Gusto z nim nie była.
- Marek, to było kilka ładnych lat temu. My wtedy też nie byliśmy razem, a teraz jesteśmy.
- Fakt.
Tak kompletnej pustki w głowie nie miał już długo. Najchętniej dałby mu po prostu w gębę, ale to, przynajmniej na razie, nie wchodziło w rachubę. Zresztą, Ulka, mimo wszystko, nie byłaby zachwycona takim rozwiązaniem. Więc co? Ma czekać, patrzeć, jak ona się denerwuje i sam także się wkurzać?
Do końca dnia oboje skrzętnie omijali ten temat, choć i tak wiadomo było, że zaprząta ich myśli. Wszedł do kuchni. Stała, patrząc w okno. Po szybach smutno toczyły się krople deszczu, i spadając, z łoskotem uderzały o parapet.. Nie zauważyła go, ani nie usłyszała. Podszedł. Objął ją w pasie. Głowę położył na jej ramieniu. Zareagowała bladym uśmiechem.
- O czyn myślisz, kochanie?
- O nas. Zawsze mi się wydawało, że jeśli my będziemy dla siebie najważniejsi, nasze dziecko, rodzina, jeśli nie dopadną nas choroby, jeśli w firmie nie będzie kolejnych kryzysów, to już nic złego nas nie dotknie.
- Bo tak jest.
- A Paul?
- A Paul… poradzimy sobie z nim.
- A jak przyjedzie?
- Wtedy też sobie poradzimy. Spokojnie.
Ciekawe, czy wyczuła, że on jednak nie jest spokojny? Przypomniał sobie, jak mówiła, że może wcale nie tylko o nią chodzi? Może rzeczywiście coś w tym jest? Tylko co? I jak się tego dowiedzieć?
W ciągu następnych kilku dni, tajemniczy adorator znowu milczał, pozwalając złapać obojgu głębszy oddech. Marek jednak widział, że Uli nie daje to spokoju.. Jemu, mimo wszystko, też nie dawało.
Ula była zajęta, na lunch poszedł więc z Sebą. On, niestety też nie był w najlepszej formie.
- Coś słabo wyglądasz stary. Violka, czy jakieś inne problemy?
- Z innymi problemami, to ja sobie radzę, ale z Violą, to już nie zawsze. Ostatnio wpadła na pomysł, że nasze mieszkanie będzie za małe, kiedy urodzi się dziecko i najlepszy byłby dom. Kiedy tłumaczę, że przecież to mieszkanie wcale nie jest małe, a na dom nie mamy kasy, wpada w histerię, albo złość. To zależy. Tylko nie wiem, od czego.
- No to masz, o czym myśleć.
- Ty chyba też, co?
- Ja, ciągle o tym samym.
- To znaczy?
- O tym jakimś tam Paulu, który ma paranoję na punkcie Ulki, zasypuje ją kwiatami, zapowiada swój przyjazd, chce się umówić. A ja, rozumiesz, nic nie mogę zrobić.
- A co Ulka?
- No, a co Ulka? Denerwuje się. Nie mówi o tym, ale przecież ją znam. Jestem facetem, to jest moja kobieta, powinienem ją chronić, a ja… Nie mogę, cholera, nawet do niego zadzwonić i mu wygarnąć, bo dzwoni z jakiegoś zastrzeżonego numeru.
- Sprytnie. Słuchaj, a może, kiedy on przyjedzie, to ty powinieneś się z nim spotkać, a nie Ula?
- Też o tym myślałem, ale znasz ją. Uważa, że jeśli sama tego nie załatwi, to to się nigdy nie skończy.
- Eeeech, pamiętasz czasy, kiedy nie mieliśmy takich problemów?
- A pamiętasz, jak wtedy za tymi naszymi dziewczynami biegaliśmy? Nie, nie, to ja już wolę te problemy, niż tamtą beznadzieję.

Ula miała nadzieję, że Pshemko z Wojtkiem sami się dogadają, podczas ich urlopowej nieobecności, zwłaszcza, że ostatnio ich relacje były o niebo lepsze, niż jakiś czas temu. Mistrz, coraz częściej, z dumą prezentował syna światu. Mówił o jego talencie… Myślała, że dotrze do niego także to, że Wojtek nie miał złych intencji doprowadzając do spotkania rodziców. Niestety, chyba jednak oczekiwała zbyt wiele. Co prawda, z konieczności musieli się jakoś porozumiewać, bo Iza odmówiła pośredniczenia, ale mówili do siebie monosylabami, a z oczu leciały iskry.
Uli wystarczyło kilkukrotne uczestnictwo w takiej konwersacji, żeby miała tego dość.
- Wiesz co? Pomyślałam, że trzeba by zaprosić Pshemko do nas na kolację. W sobotę, na przykład.
- Pshemko? Na kolację? Do nas? Ulka, co ty kombinujesz.?
- Nic. Po prostu, Marek, musimy mu wytłumaczyć jakoś, że Wojtek może nie postąpił mądrze, ale nie miał złych intencji.
- Nie pogodzili się?
- No właśnie, nie. Mówią do siebie, kiedy jest absolutna konieczność, ale nie rozmawiają i będą z tego tylko kolejne kłopoty. To już za długo trwa.
- Nie mam nic przeciwko kolacji z Pshemko i naprawdę wierzę, że uda ci się przemówić mu do rozsądku, jednak w moją moc nawrócenia go, już zdecydowanie mniej.. On jest uparty, jak osioł i szybko wyczerpuje moją cierpliwość..
- Naprawdę cieszę się, że tak we mnie wierzysz, ale jednak liczę na twoją pomoc.
Zaproszenie na sobotnią kolację mistrz przyjął z należną mu kurtuazją (“Ależ Urszulo, jestem zaszczycony”) ,ale też pewną podejrzliwością (“Kolacja u państwa prezesostwa? Czymże sobie zasłużyłem?”)
Pani Maria pomogła Uli w przygotowaniach. Miało być wytwornie, choć bez przesady, jednak z przekonaniem, że przez żołądek, w tym przypadku…, do rozumu, łatwiej trafić.
Kiedy padły pierwsze zachwyty, Ula uznała, że czas przystąpić do działania:
- Pshemko, kiedy skończycie te dodatkowe modele z kolekcji “dla mam”?
- Ulo, to nie jest takie proste. Chyba nie mam weny w ostatnim czasie.
- A Wojtek też ma z tym problemy? Umawialiśmy się, że kiedy wrócę z urlopu, pokażecie mi propozycje, a czekały na mnie jakieś dwa niedokończone projekty.
Twarz Wieńczysława Wyciora stężała. Pojawił się na niej grymas niezadowolenia.
- Rozumiem, że dlatego mnie zaprosiliście? Żeby rozmawiać o Wojtku i o projektach, tak?
- Pshemko, no jak możesz?
- Mogę, Marku. Przecież słyszę, o co pytacie.
Ula uznała, że nie ma na co czekać. Trzeba “pić żelazo, póki gorące”, jakby powiedziała Viola, ale mistrz kontynuował.
- Wiecie przecież, że trudno mi z Wojtkiem pracować. Przecież on mnie zdradził. Po prostu zdradził. Jak on mógł zaprosić na kolację mnie i TĘ kobietę?
- Spokojnie, Pshemko.
- Ależ ja jestem spokojny, Marku. Ja jestem spokojny.
- Pshemko, “ta kobieta”, jak ją nazwałeś jest jego matką, podobnie, jak ty – ojcem. Dlaczego tak cię dziwi, że Wojtek chciałby, żeby jego rodzice, nawet, jeśli nie mogą, czy nie chcą być razem, nie mogli czasem się widywać i ze sobą rozmawiać? – Ula starała się być spokojna. – Wychowywał się bez ojca, bo wy tak zadecydowaliście. Teraz, kiedy w końcu odzyskał ciebie, pozwoliłeś mu uwierzyć, że ma talent, że możecie razem pracować, to znowu musi wybierać między matką a ojcem. W końcu kiedyś byliście razem, skoro urodził się Wojtek, prawda?
- To była pomyłka, Urszulo. Ona, ta nieszczęsna kobieta, okazała się niegodna.
Ula nie miała pojęcia, czego dokładnie niegodna okazała się “ta nieszczęsna kobieta”, ale chyba nie chciała tego akurat drążyć.
- Ale ludzie się zmieniają, przecież. Poza tym, to było dwadzieścia kilka lat temu, a wy dalej musicie żywić do siebie urazy?
- Więc uważacie, że Wojtek postąpił słusznie, tak?
- Jego błąd polegał na tym, że załatwił wam spotkanie za waszymi plecami. Chociaż, z drugiej strony, gdyby ci powiedział, przyszedłbyś? Nie odpowiadaj, bo oboje wiemy, że nie. Liczył na to, że kiedy postawi was przed faktem dokonanym, to jednak jakoś się porozumiecie. To jest dorosły facet, ale nigdy nie miał pełnej rodziny. Może teraz chciał mieć choć namiastkę?
- Rozumiem, Urszula trzyma jego stronę i też uważa, że to ja jestem winny, tak?
- Nie trzymam niczyjej strony. Lubię Wojtka i staram się zrozumieć, dlaczego to zrobił. A ty, Pshemko, jesteś artystą wielkiego formatu, więc, czy nie powinieneś być ponad to?. Ponad jakieś nieporozumienia z przed lat? Nie mógłbyś zrobić tego dla własnego syna? Jesteś dla niego wzorem, autorytetem, więc może warto byłoby i w tym przypadku wznieść się ponad przeciętność?
“No, no – pomyślał Marek – czy ona trochę nie przesadziła?”
Pshemko milczał przez chwilę, ale trudno było przewidzieć, o czym myśli..
- Ponad przeciętność, powiadasz? Otóż, Urszulo, ja nie jestem przeciętny.
- No właśnie o tym mówię. I dlatego wierzę, że potrafisz Wojtkowi wybaczyć, a może nawet, przy następnej okazji, spokojnie porozmawiać z jego matką – dodała nieśmiało.- Przecież to nic nie znaczy, a jemu będzie miło.
Po krótkim zastanowieniu, ku wielkiemu zdumieniu Dobrzańskich, mistrz oznajmił:
- Wybaczyć Wojtkowi, powiadasz? Dobrze, wybaczę mu. Mam gest. I porozmawiam z nim. Ale, co do jego matki jeszcze się zastanowię. A kolacja była wyborna.
Ula i Marek spojrzeli na siebie i uśmiechnęli nieznacznie.
Leżąc w łóżku jeszcze analizowali rozmowę z mistrzem.
- Kochanie, jesteś wielka. Nie znam lepszego mediatora. Mnie cierpliwości zabrakło dużo wcześniej. Nawet mój ojciec nie jest tak skuteczny w przekonywaniu mistrza, jak ty.
Przytuliła się do niego.
- Twój ojciec nie jest kobietą, kochanie.

W niedzielny wieczór zadzwoniła Helena. Była jakaś tajemnicza, czy może raczej, niespokojna? Marek wyczuł to w jej głosie.
- Mamo, wszystko w porządku?
- Tak, synku.
- Mamo! Przecież słyszę, że masz jakiś inny głos. Coś z tatą, tak?
- Nie. Naprawdę. Powiedz mi, co u was?
- U nas.? No nic takiego. W pracy, jak zwykle. Jasiek jest coraz bardziej nie do opanowania. Wchodzi w każdy kąt. Ale, zamiast pytać, może byście do nas wpadli? Już nie pamiętam, kiedy byliście.
- No, wy też za często się nie pojawiacie.
Niestety, mama miała rację. Kiedy wracali z pracy najczęściej absorbowało ich dziecko. Potem jeszcze zawsze było coś do zrobienia. Poza tym, jeszcze ten Paul…
- Dobrze, mamo. Jutro do was wpadniemy. Obiecuję.
- No, to się cieszę. Poproszę Zosię, żeby upiekła szarlotkę.

Przez chwilę zastanawiał się, czy tylko dlatego dzwoniła? Jednak było coś dziwnego w jej głosie. Może jutro się coś wyjaśni?

Po fali dreszczów i niepogody, w końcówce sierpnia powróciły upały. Siedzieli w ogrodzie. Krzysztof cierpliwie odbierał od wnuka kolejne patyczki i kamyki, pieczołowicie przez niego przynoszone. Rozmawiali o tym, jak było w Jastarni, o firmie, planowanym wyjeździe rodziców do Szwajcarii..
Marek poszedł do samochodu po ulubiony soczek Jaśka. Kiedy wracał zatrzymała go Helena.
- Synku, u was naprawdę wszystko w porządku?
- Mamo! Naprawdę. Nie widać?
- Nie, no widać
- To skąd te pytania?
- Nie chciałam mówić przy Uli, żeby nie było jej przykro. Dzwoniła do mnie Paulinka.
- Mamo, prosiłem cię tyle razy…
- Tak, wiem, ale posłuchaj mnie. Ostatnio prawie w ogóle się nie odzywała. Od sprawy wykupu udziałów, zadzwoniła może ze dwa razy.
- Dlaczego mnie to nie dziwi?
- Marek, proszę. Daj mi skończyć.
- Przepraszam.
- No więc zadzwoniła. Niewiele mówiła o sobie, tylko tyle, że ich dom mody już zaistniał na rynku, że babcia chorowała i to chyba wszystko. Ale wtedy zapytała, co u was? Jak wam się układa, jak chowa się wasze dziecko? Chciała wiedzieć, czy to syn, czy córka. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że od chwili, kiedy nie wyjechałeś z nią do Włoch, nigdy, nawet jednym zdaniem nie zapytała o ciebie, a tym bardziej o was. Na samym początku, zaraz po waszym rozstaniu, kiedy dzwoniła, skarżyła się, że nie radzi sobie z tym, co się stało, ale to tyle. Tym razem wydawała mi się bardzo wami zainteresowana. Kiedy powiedziałam, że wszystko dobrze się wam układa, że macie synka, miałam wrażenie, że była jakaś zła, czy zawiedziona? Jakoś tak dziwnie to zabrzmiało. Zaniepokoiło mnie . Nie potrafię tego wytłumaczyć.
- Może i to jej nagłe zainteresowanie jest trochę dziwne, ale dlaczego niepokojące? Może w końcu przeszła jej ta cała wściekłość na mnie i po prostu chciała wiedzieć? Naprawdę nie wiem, mamo, ale chyba nie musisz się tym martwić.
- Pewnie masz rację.
Objął ją ramieniem.
- Na pewno mam rację, mamo.

Było już późno, ale musiał jeszcze trochę popracować. Ulka i Jasiek już spali. Cisza i tylko, w tle ciche dźwięki jakiejś muzyki, której nawet nie wybierał. Po prostu włączył odtwarzacz, zdając się na płytę, która była w środku.
Poczuł zmęczenie. Nic mądrego nie przychodziło mu już do głowy. Pora spać. Zamknął laptop i wtedy, niczym nieproszony gość, pojawiła się myśl o tym, co mówiła matka. Może to rzeczywiście trochę dziwne? Czemu Paulina tak wypytywała o niego, o nich? Ostatecznie przecież potraktowała, słusznie zresztą, związek z nim, z Markiem, jako największy błąd w swoim życiu. Po tym, jak nie pojechał z nią do Mediolanu, widział ją tylko raz – kiedy przyjechała z misją od Aleksa i nie było to przyjacielskie spotkanie. Do wszystkiego, co między nimi zaszło, akurat on jeszcze ujawnił szwindle jej ukochanego braciszka. To musiało boleć, ale od tej pory minęło już sporo czasu. Dlaczego akurat teraz sobie o nim przypomniała, dlaczego teraz o nich pytała? A jeśli matka miała rację, że nie była zachwycona, kiedy dowiedziała się, że u nich wszystko w najlepszym porządku? Mama, mimo że zaakceptowała Ulkę i nawet na pewno ją polubiła (choć trochę to trwało), to jednak miała nadal dużą słabość do Pauliny i bez widocznego powodu, nie powiedziałaby nic, co mogłoby zaszkodzić wizerunkowi niedoszłej synowej w jego oczach. Teraz też niby nic takiego nie powiedziała, a jednak…
“Nie, no zaraz zacznę mieć jakąś paranoję i chore sny, jak Adam ze strachu przed Aleksem. Co może mi zrobić Paulina? No co? Idź spać, Dobrzański, bo jeszcze naprawdę coś wymyślisz”.
Ula spała przytulona do jego poduszki. Kiedy się kładł, w pół śpiąc zapytała:
- Co robiłeś tak długo? Nie lubię zasypiać bez ciebie.
- Pracowałem, ale już jestem. Śpij spokojnie.
Wtuliła się w niego, jakby chciała mieć pewność, że nigdzie już nie zniknie.

*

Znowu ten sam scenariusz – wysłał kwiaty i nie doczekał się żadnej reakcji z jej strony. To już za długo trwa. Nawet ta kobieta zaczęła się niecierpliwić. Dobrze, że w końcu Ingrid dała mu tak długo wyczekiwany urlop. Pojedzie do Polski i zrobi wszystko, żeby zgodziła się z nim spotkać. Złapał się na tym, że bardzo chce ją zobaczyć. To nie wróżyło dobrze. Emocje przy tym zadaniu mogą przeszkadzać. Tu jest potrzebne chłodne wyrachowanie, ale jakoś trudno mu było myśleć o niej, wyłącznie, jak o pionku w swojej cynicznej grze. Było w niej coś, co sprawiało, że się łamał. Wiedział, że jeśli plan się powiedzie, to nigdy więcej już jej nie spotka i chyba to właśnie, nie było mu obojętne.

*

Ula wróciła po spotkaniu z Adamem i Aldoną. Próbowali wspólnie zastanowić się nad wygospodarowaniem pieniędzy na kolejny butik. Kolekcja “dla przyszłych mam”, mimo wielu wątpliwości Pshemko, spotkała się na pokazie z dużym zainteresowaniem i warto byłoby stworzyć miejsca, gdzie tylko takie modele będą sprzedawana. No i poszerzyć asortyment…
Jeszcze zastanawiała się nad propozycjami Adama., kiedy wszedł Maciek.
- Pani prezes, jak zwykle , zarobiona. Cześć Ulka.
- Cześć. Fajnie, że wpadłeś
- Jasne. Gdybym czasem się tu nie pojawił, to w ogóle byśmy się nie widywali.
- Mówisz tak, jakby to była tylko moja wina. Ty też przecież ciągle jeździsz, a jeśli już jesteś w domu, to nie chcę przeszkadzać, żeby i Ania mogła się tobą nacieszyć.
- Dobra, dobra. Już ty się Anią nie zasłaniaj. Ale masz rację, że czasem mam dość tych ciągłych podróży, tylko wtedy przypominam sobie uroki pracy za barem u Ryśka i od razu inaczej patrzę na wszystko.
- Już kiedyś miałam cię o to zapytać – jak ci jest z Anią, bo z tego, co widać, to chyba w końcu dogadujecie się już bez problemów, co?
- Wreszcie. Trochę to trwało, nie?
- No trochę, ale wiesz, pośpiech jest wskazany w innych okolicznościach, a tu ważne jest, żebyście naprawdę się rozumieli.
- Masz rację i powiem ci w tajemnicy, że zrozumieliśmy się w końcu na tyle, że … postanowiliśmy się pobrać.
- Nieee. Bardzo się cieszę. Naprawdę. Kiedy?
- Chcieliśmy na Boże Narodzenie, ale się nie da. Rozumiesz. Terminy zajęte. Chyba dopiero w marcu. Ania uparła się, że miesiąc musi mieć “r”. Czekaliśmy tyle, to poczekamy jeszcze trochę.
- Gratuluję. Chodź, niech cię wyściskam.
- A jak wejdzie Ania? Albo Marek? – zażartował.

Myślała o Maćku. Dobrze, że i jemu w końcu się udało, że sprawdza się w pracy, że uwierzył w miłość. Trzeba przyznać, że los uśmiechnął się do nich, choć jeszcze jakiś czas temu oboje myśleli, że są jacyś inni, zbyt “rysiowscy” i zawsze będą skazani na niepowodzenia, upadki, kpiące uśmieszki, na Ryśka, albo kelnerowanie w Anglii. Zaszli daleko. Na przekór wszystkim i wszystkiemu.
Kiedy pojawił się Marek z zaproszeniem na lunch, uśmiechała się do swoich myśli…
- No, widzę, że rozmowa z Adamem była udana?
- Co? Aaa… No wiesz, chyba jeszcze nie do końca wszystko ustaliliśmy. O Maćku myślałam. Właśnie mi powiedział, że zdecydowali się z Anią na ślub.
- To chyba dobra wiadomość, co? Już myślałem, że nigdy się nie zdecydują.

*

W ostatniej chwili cofnął się za róg budynku. Nie chciał, żeby go zauważyła. Szli oboje, roześmiani, szczęśliwi, objęci… Wyglądała naprawdę pięknie w czerwonej sukience, dość mocno opinającej jej zgrabną figurę. Wiatr delikatnie rozwiewał jej włosy. Poczuł się dziwnie. Ta kobieta działała na niego w jakiś niezwykły sposób.
Po co właściwie tu przyszedł? Przecież nie miał jeszcze żadnego planu. Liczył na taki przypadek? Tylko po co? Dlaczego? Chciał, żeby jej widok zabolał? Może ona jedna nie zasługuje na to, żeby ją skrzywdzić?

*

Marek pojechał spotkać się z Sebastianem. Umówili się na piwo. Viola złapała jakieś przeziębienie i pojechała kurować się do Pomiechówka. Była więc okazją, żeby samotne wyjście nie skończyło się awanturą. A oni, obaj, po prostu czasem potrzebowali takiego spotkania, męskiej rozmowy. Jak kiedyś. Jakieś dwie, siedzące przy barze dziewczyny przyglądały się im prowokacyjnie. Zauważyli je. Spojrzeli po sobie i uśmiechnęli się.
- Popatrz, stary, co to się z nami porobiło. Kiedyś już byśmy odpowiedzieli na te sygnały. Całkiem niezłe przecież są.
- No są. Ale nie mam ochoty na żadne numery, bo teraz, to już bym chyba Ulce w oczy nie spojrzał.
- Wiesz, ja też nie, tylko kto by pomyślał, że my tacy porządni będziemy.

Kiedy wrócił, Ula krzątała się po domu – sprzątała zabawki rozniesione po całym domu przez śpiącego już Jaśka.
- I jak męski wieczór? Udany?
- Ej, kochanie. Byliśmy tylko na piwie.
- Przecież wiem.
- To dobrze, bo zabrzmiało, jakbyś podejrzewała nas o coś więcej.
- A powinnam?
- Proszę cię. Myślałem, że mi ufasz.
- Bo tak jest i mam nadzieję, że się nie mylę.
Popatrzył na nią uważnie. O co chodzi? Dlaczego mówi do niego w taki sposób?
- Nie mylisz się i doskonale o tym wiesz. Masz do mnie pretensje o to wyjście?
- Marek, nie. Przecież się zgodziłam. Po prostu zapytałam…
Wyjął jej z ręki kolejny samochodzik i klocki. Objął ją mocno. Nie protestowała.
- Zostaw, ja to posprzątam. Przyznaj się, pomyślałaś, że ja mógłbym… no wiesz, wybrać się z Sebą nie tylko na piwo?
- A mógłbyś?
- Ulka. NIE. Od chwili, kiedy uświadomiłem sobie, co do ciebie czuję, nie zdradziłem cię, nie interesowały mnie inne kobiety i nic się nie zmieniło. Chcę, żebyś to wiedziała. Jesteś tylko ty i jesteś najważniejsza.
- Przepraszam. Nie chciałam, żeby tak wyszło. Mam jakiś kiepski nastrój.
- Jakiś konkretny powód?
- Nie, właściwie sama nie wiem, dlaczego.
- Chodź, zaraz ci go poprawimy. Napijemy się dobrego winka, przytulisz się do mnie…
- Ale muszę jeszcze posprzątać te zabawki i zrobić pranie…
- Kotku, mówiłem, że zabawki posprzątam, a pranie nie ucieknie. Zrobisz jutro. No chodź…
Lubił takie chwile, kiedy z odważnej, czasem wojującej pani prezes, stawała się taką bezbronną, trochę nieporadną, zagubioną, którą mógł tulić, pocieszać, uspokajać. Kiedyś, nie pozwoliłaby sobie na to, teraz – czasem się jej zdarzało.

- O, właśnie jest pani prezes, proszę poczekać. Ulka, telefon do ciebie.- Anie wyciągała do niej rękę ze słuchawką telefoniczną.
- ….
- Pan Kubicki.
- Przełącz mnie.
Zanim doszła do biurka miała już w głowie misterny plan unicestwienia natręta. Znowu popsuł jej cały dzień. Nie daruje mu tego.
- Słucham pana – jej ton był oschły. Miała już serdecznie dość tego faceta i tej całej zabawy w ciuciubabkę.
- Witam pani Urszulo. Nie chciałbym przeszkadzać…
- Już pan to robi.
- Przepraszam, proszę mnie jednak wysłuchać. To ważne. Dla pani.
Zaintrygował ją. Mówił tak jakoś poważnie. “Co ważnego dla mnie może mi mieć do przekazania ten typ?”
- Dobrze, słucham więc. Tylko proszę, do rzeczy.
- Bardzo panią proszę o spotkanie. Oczywiście, mógłbym przyjść do firmy, ale chcę porozmawiać w cztery oczy.
Zaraz, przyjść do firmy? To znaczy, że on tu jest? Musiała usiąść.
- Ale… ale my nie mamy o czym rozmawiać. Mówiłam już panu.
- Myli się pani. Bardzo się pani myli. Proszę się nie obawiać. Nie mam złych intencji.
- Skoro tak, to proszę mi teraz powiedzieć, o co chodzi?
- To nie jest rozmowa na telefon. Proszę…
“Nie jest rozmowa na telefon… Dobre sobie. Zawsze można tak powiedzieć. Co mam zrobić? W dodatku Marka nie ma i będzie dopiero wieczorem”
- Dzisiaj nie mogę się z panem spotkać. Cały dzień jestem zajęta.
- Rozumiem. A jutro?
- Nie wiem. Proszę mi zostawić numer. Oddzwonię.
- To ja zadzwonię. Miłego dnia.
“Miłego dnia – akurat. Ten dzień już na pewno nie będzie miły”. Zdała sobie sprawę, że właściwie zgodziła się na spotkanie z nim. Czy to dobry pomysł? Marek pewnie nie będzie zachwycony, ale miała już dość. Trzeba to w końcu przerwać, dowiedzieć się, o co chodzi. Nie chciała dłużej nerwowo reagować na każdy telefon, czy z obawą wchodzić do gabinetu…

2 komentarze:

  1. Rozkręca nam się chłopina :P Tylko czy nasza powściągliwa pani prezes ulegnie?

    Czekam na nexta :D:D:D

    kejpi

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej! Wkurzaja mnie ludzie tacy jak ten Paul! Mam nadzieje ,że zniknie-nie znoszę go! Niech się odczepi od Uli! A Paulina to jest po prostu podła! Wredna zmija! Mam nadzieje ,że nie zniszczysz szczęścia Uli i Marka bo będzie beznadziejnie! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń