Get your own Digital Clock

wtorek, 2 lutego 2010

W miejsce Jaska...wprowadza się SWB :) cz.9

Marek czuł, jakby w nim wszystko zazgrzytało na widok tego dupka. Co on sobie myśli? Pojawia się tu z połową kwiaciarni i co?
Był wściekły. Chciał wyjść, ale Ula go zatrzymała.
- Panie Pawle, mogę chyba tak do pana mówić? Przepraszam, ale nie spodziewałam się pana. Czy powinniśmy o czymś jeszcze porozmawiać, oprócz tego, co ustalałam z Ingrid?

Paul nieco się speszył. Jego pewność siebie na chwilę zniknęła. Przyszedł tu dla niej, miał nadzieję, że namówi ją na jakąś kawę poza firmą, ale przecież nie powie tego przy jej mężu. Od chwili, kiedy ją zobaczył, podobała mu się i intrygowała. Jej droga do kariery, wiedział to od Ingrid, była dość niezwykła, więc i ona musiała być niezwykła. Wtedy, w restauracji, nie zwracała na niego uwagi, teraz postanowił spróbować bardziej otwarcie, ale chyba źle trafił.
- Nnnnie. Właściwie nie. Chciałem tylko… w imieniu Ingrid i własnym przywitać się z panią, zanim jutro spotkamy się oficjalnie.
Ula zdawała sobie sprawę, że blefuje. Przysięgłaby, że Ingrid o niczym nie wiedziała,. postanowiła jednak grać jego kartami.
- To miłe. Bardzo dziękuję. Proszę podziękować też Ingrid. Przepraszam, ale właśnie wychodziłam, więc jeśli to wszystko, to naprawdę proszę mi wybaczyć, ale spieszę się.
- Naturalnie. To ja przepraszam i do zobaczenia jutro na pokazie.
Marek nawet nie ukrywał tego, co czuje.
- I co, nie mówiłem, że to dupek? Jak myślisz, po co tu przyszedł?
- Marek, uspokój się. Powiedział po co. Nie słyszałeś?
- Też mi zwyczaje. Naprawdę nie udawaj, że nie wiesz, o co mu chodziło.
- Słuchaj, wiem, czy nie wiem – jakie to ma znaczenie? O czym my w ogóle rozmawiamy? Daj mi te kluczyki, bo szkoda czasu.
Cmoknęła go w policzek.
- I przestań, błagam, dorabiać do tego własną ideologię. Nic mnie ten facet nie obchodzi, nawet, jakby przyniósł całą kwiaciarnię. Jadę, kochanie. Będę najdalej za dwie godziny. Zajrzyj do pracowni, proszę. Już nic nie może nawalić. Nie ma czasu.

Dobrzański usiadł za biurkiem, próbując zastanowić się nad tym, co tak faktycznie zaszło i, czy rzeczywiście słusznie się wścieka. Widać, że Ulka nic sobie z tego faceta nie robi. Przecież jego, Marka, nawet powstrzymała przed wyjściem. Widział, że tamtemu się to nie podobało i ona pewnie też, ale wcale się tym nie przejęła.. “Może ona ma rację, że wymyślam coś, czego nie ma? No tak, ale on jednak tu przyszedł….” Jeszcze nigdy nie był o nią tak niespokojny.
Jego rozmyślanie przerwało wejście Sebastiana.
- Cześć. Ulki nie ma? Przyniosłem jej te umowy dla modelek.
- To połóż. Pojechała do domu. Wróci za dwie godziny.
- A ty, co? Już tęsknisz?
- Bardzo śmieszne.
- Stary, no minę masz… Dobra, już nic nie mówię.
- Bo jestem wściekły, rozumiesz?
- No. Nie wiem dlaczego, ale rozumiem.
Marek opowiedział mu o Pawle, wizycie, kwiatach…
- Hej, ty chyba nie myślisz, że Ulka…
- Nie. O nią jestem spokojny, ale jemu nie wierzę.
- Marek, odpuść. Jeszcze tylko jutro i ten polski Niemiec, czy niemiecki Polak, jak kto woli, po prostu stąd wyjedzie.
- Wiesz co? Mam złe przeczucia. To nie będzie takie proste.
- Przeczucia, to nie twoja specjalność. Mówię ci, odpuść sobie, bo jeszcze, niepotrzebnie pokłócisz się z Ulką o jakiegoś palanta. Ona przecież zachowała się w porządku, tak?
- No tak, ale…
- Nie, no proszę cię. Nie miałem pojęcia, że potrafisz być aż tak zazdrosny.
- Ja też nie. Pewnie masz rację, że nie powinienem, ale co poradzę, jak ta jedna myśl siedzi mi w głowie, jak jakiś kołek?
- Stary. Ulka jest atrakcyjną kobietą, więc przyzwyczaj się do tego, że faceci będą zwracali na nią uwagę. Naprawdę nie pamiętasz, jak to jest? Nie wiem. Może chodź gdzieś, napijemy się i ci przejdzie?
- Dzięki, ale nie. Mam robotę.
Kiedy wróciła Ula, właściwie do tematu nie wracali. Pytał tylko o Jaśka. Potem szybko zabrali się za pracę i ona pochłonęła ich bez reszty. Za to, kiedy wracali do domu, można było wyczuć, że atmosfera gęstnieje. Milczeli. Marek czekał, że ona powróci do tematu. Ona zdawała sobie z tego sprawę, ale nie chciała całej dyskusji rozpoczynać od początku. Zwłaszcza, że jej zdaniem, nie było o czym rozmawiać.
W domu jednak, kiedy zostali sami, nie wytrzymała.
- Marek, to nie może tak być. Czeka nas ciężki dzień, a ty, dodatkowo podgrzewasz atmosferę swoimi humorami. Powiedz, co masz mi do zarzucenia?
- Tobie? Nic. Ale jemu, tak.
- Ok.. Chociaż jemu też nie wiem, co zarzucasz. Tych kilka spojrzeń w moją stronę i kwiaty, z którymi przyszedł? Ale niech będzie. Tylko powiedz mi, dlaczego w takim razie, na mnie się boczysz?
- Przecież nie na ciebie.
- Ale tak to właśnie odczuwam. Poza tym, wygląda na to, że nie masz do mnie zaufania. Szkoda, bo ja , mimo wszystko, do ciebie mam.
Zrobiło mu się głupio po tych słowach. Fakt, po wszystkim, czego była świadkiem, dała mu ogromny kredyt zaufania. Joaśkę też zrozumiała. A on? Czepia się kogoś, na kogo nawet nie zwróciła uwagi. Prawda – przyszedł z tymi cholernymi kwiatami, ale ona też była zaskoczona…
- Przepraszam, kochanie. Nie chciałem, żeby tak wyszło. Nie chciałem sprawić ci przykrości.
Przytulił ją. Kiedy poczuł ją tak blisko, taką tylko jego, chyba, w końcu się uspokoił.
- Kocham cię, Marku Dobrzański i nic tego nie zmieni.

Dzień pokazu, to zawsze wielkie przeżycie, wielka niewiadoma, wielkie nerwy.. Mimo, że wszystko wydawało się być zapięte na ostatni guzik, Ula denerwowała się, żeby w ostatniej chwili coś się nie wydarzyło. Wiedziała dobrze, że wszystko jest możliwe.
Na razie, wszystko szło zgodnie z planem. Ostatnie kreacje i inne potrzebne akcesoria już pojechały. Wpadli z Markiem do domu, żeby odświeżyć się i przebrać. Czasu było mało, więc Jasiek, niestety, nie otrzymał należnej porcji pieszczot. Kiedy wychodzili – płakał.
Zrobiło się im przykro i oboje, chyba, pomyśleli o jednym – dziecko nie może cierpieć z powodu ich zabiegania. Trzeba coś z tym zrobić. Tylko co? Ok. – na razie pokaz, a potem pomyślimy o reszcie.

Stali przy wejściu, wspierani, na szczęcie przez Helenę i Krzysztofa i witali gości. To był jeden z tych momentów, których Ula serdecznie nie znosiła. Te sztuczne gesty, grzecznościowe uśmiechy od których potem bolą mięśnie twarzy, wymuszone serdeczności, prasa, flesze. Brrr…
Mimo upływu czasu, to jednak nadal nie był jej świat. Oswoiła go trochę, to prawda, ale nie czuła się w nim dobrze i swobodnie.
Kiedy zobaczyła zbliżających się Ingrid i Paula, kątem oka spojrzała na Marka. Uśmiech z jego twarzy znikł. Przywitali się i, na szczęście obyło się bez jakichś niekontrolowanych uszczypliwości z jego strony. Zajęty krótką wymianą zdań z Ingrid, skupił się raczej na tym, żeby ją zrozumieć i coś sensownego odpowiedzieć. Nie zauważył, że Paul dziwnie długo całował rękę Uli, jednocześnie nie spuszczając z niej oka.. Poczuła się nieswojo, choć zupełnie na nią nie działał. Czego ten facet chce? Wie, że mam męża, widzi go obok mnie. I co? Nie przeszkadza mu to? Delikatnie, choć stanowczo wysunęła dłoń z jego uścisku. Wytrzymać jeszcze tylko kilka godzin, a potem on wyjedzie, zniknie…
Modelki z gracją prezentowały najnowsze pomysły Pshemko i Wojtka. Ula jednak bardziej była ciekawa, jak zostanie przyjęty ich drugi, nieco nowatorski pomysł, do którego nie było łatwo przekonać mistrza – moda dla przyszłych mam. Ale udało się.
Brawa, gratulacje, słowa uznania. Pshemko z ogromnym bukietem kwiatów, otoczony modelkami, kłaniający się publiczności. Ta sama poza, ten sam “skromny” wyraz twarzy…
Goście udają się na bankiet.
Ula i Marek czują, jak opadają emocje. Zmęczenie daje znać o sobie. Najchętniej pojechaliby do domu, ale obowiązki gospodarzy…
Helena i Krzysztof nie kryją swojego zadowolenia.
- Nie mogłem marzyć o lepszym prezesie i lepszej synowej. Jestem z was bardzo dumny. Z obojga – musiał to powiedzieć. Ma szczególną słabość do tej dziewczyny. Ceni za rozsądek, profesjonalizm i za to, że jego syn, przy niej, naprawdę dojrzał.
W tłumie gości znaleźli się też Ingrid i Paul. Widać, że choć Ingrid starała się być powściągliwa, pokaz podobał się jej bardzo. Wygląda na to, że osiągnęli sukces.
Kolejni dziennikarze poprosili Ulę o krótki wywiad, zaraz potem zatrzymał ktoś z gości. Rozglądała się za Markiem, bo jednak przy takich okazjach, szczególnie, wolała go mieć pod ręką. Zawsze pewniej się wtedy czuła. On w tym świecie, na takich bankietach czuł się, jak ryba w wodzie, ona wręcz przeciwnie – jak ryba wyjęta z wody. Marek jednak stał gdzieś w głębi, zajęty rozmową z rodzicami i jakimiś znajomymi. Zamierzała wziąć tylko lampkę wina ze stołu i dołączyć do nich, gdy nagle, za plecami usłyszała znajomy głos. Paul.
- Myślałem, że już nie uda mi się z panią porozmawiać.
- A, to pan. Przepraszam, nie zauważyłam.
Nie chciała z nim rozmawiać. Nie chciała, żeby Marek ich zauważył. Nie chciała jemu i sobie psuć atmosfery tego wieczoru. Czemu ten facet jest taki namolny? Przecież nie może uciec, a on nie wygląda na takiego, którego szybko można spławić.
- Długo czekałem na tę chwilę. Pięknie pani wygląda.
- Dziękuję.
- Nie moglibyśmy pójść w jakieś spokojniejsze miejsce? Straszny tu tłok.
Ula poczuła, że coraz bardziej zaczyna ją denerwować jego natarczywość.
- To nie jest dobry pomysł. Po pierwsze, jestem gospodarzem tego spotkania, a po drugie – chyba nie ma takiej potrzeby. Przecież nie mamy do omówienia żadnych ważnych spraw, prawda?
- Dobrze, więc zapytam wprost. Czy przyjmie pani moje zaproszenie na jutrzejszy lunch?
- Sądziłam, że rano wracacie z Ingrid do Niemiec.
- To są plany, które zawsze można zmienić. Ja jestem gotowy, a pani?
- A ja… a mnie jutro nie będzie w firmie. Taki jednodniowy urlop. Rozumie pan. Sprawy rodzinne.
Nie miała pojęcia, czy zorientuje się w jej, na poczekaniu wymyślonym, trochę nieudolnym kłamstwie, ale chciała już skończyć tę rozmowę.
- Mogę poczekać kolejny dzień. A może pani uda się szybciej załatwić te rodzinne sprawy.?
Działał jej na nerwy coraz bardziej. Nie rozumiał, że nie ma ochoty na żadne spotkania, czy tylko udawał.? A może jest z tych, “którym się nie odmawia”? To nie ma sensu.
- Panie Pawle. Dziękuję za zaproszenie, ale nie spotkamy się ani jutro, ani pojutrze. Proszę nie zmieniać swoich planów. Przepraszam, ale mój mąż czeka.
Kiedy odchodziła, złapał ją za rękę i powiedział do ucha:
-Ja się tak szybko nie poddaję. Myślę, że się jeszcze spotkamy.
To zabrzmiało, jak groźba? Odeszła, nawet się nie odwracając, ale poczuła jakiś lęk. Co to za facet? Powiedzieć Markowi? Nie, nie teraz. Nie była pewna, czy byłby w stanie powściągnąć swój gniew Trzeba, po prostu, mimo wszystko, uśmiechać się do gości i udawać, że nic się nie wydarzyło. Marek nadal rozmawiał z rodzicami. Kiedy podeszła, Helena przyjrzała się jej uważnie.
- Źle się czujesz, dziecko?
- Nie. Dlaczego?
- Jesteś taka blada.
- To z emocji i zmęczenia. Rozbolała mnie głowa, ale to minie.
Marek popatrzył na nią z troską. Nie widział jej z Paulem. Na szczęście.
Reszta wieczoru minęła już spokojnie, choć Ula nadal. nie mogła opanować zdenerwowania. Nikt nigdy w taki sposób się wobec niej nie zachowywał.
Wrócili do domu bardzo późno. Jasiek spał spokojnie i panią Marię także sen zmorzył w oczekiwaniu na nich. Stanęli nad łóżeczkiem synka.
- Mam nadzieję, że nam wybaczy, że zupełnie nie mieliśmy dla niego czasu ostatnio.
Ula delikatnie przykryła malucha.
- Ja też mam taką nadzieję, ale i tak musimy się zastanowić, jak w przyszłości można to rozwiązać inaczej, żeby po prostu nie musiał za nami tęsknić.
- Tak, kochanie, tylko kompletnie nie mam pomysłu, co można zrobić na przykład w taki dzień, jak dzisiaj. Na szczęście, nie zdarzają się często. Dobrze, że chociaż wszystko się udało i mam nadzieję, że przełoży się na dalsze sukcesy.
- Miałem cię zapytać. Rozmawiałaś na bankiecie z Ingrid, albo z tym jej “uroczym” asystentem, bo jakoś ich potem nie widziałem?
Ula chyba nie była przygotowana na to pytanie. Czuła uderzenie jakiegoś gorąca. Powiedzieć mu? Przecież się wścieknie, a Paul, w końcu za kilka godzin wyjeżdża. Nie chciała go okłamywać. Mało tego, czuła potrzebę powiedzenia mu o tym. Czuła niepokój i chciała, żeby ją uspokoił, ale…
- Mignęli mi gdzieś, ale nie rozmawialiśmy – źle się czuła z tym kłamstwem, ale pomyślała, że jednak w tym momencie, tak będzie lepiej.
Mimo zmęczenia, długo nie mogła zasnąć. “Co ja wyprawiam? Dlaczego nie powiedziałam prawdy?” Przecież zawsze uważała, że lepsza najgorsza prawda, od najpiękniejszego ściemniania. “Nic złego nie zrobiłam. Tylko, jak przekonać Marka, żeby się tak nie nakręcał?” Nagle pomyślała o Bartku. On też był natrętny, nachodził ją. Ba, nawet szantażował, ale to było co innego. Miał w tym interes. A Paul? Nie mogła go zrozumieć. Nawet, jeśli rzeczywiście mu się podobała, to przecież nie dała mu powodu, żeby myślał, że on podoba się jej, że zacznie oszukiwać Marka, że będzie się z nim gdzieś potajemnie umawiała. Taki typ, któremu się wydaje, że może mieć wszystko, co chce? Bała się o tym myśleć, bo to oznaczałoby, że to jeszcze nie koniec….
Rano, przy śniadaniu, ustalili z Markiem, że ona jednak rzeczywiście zostanie dzisiaj w domu. Pozwoli odpocząć pani Marii i pobędzie trochę z Jaśkiem.
- Wiesz, postaram się wrócić wcześniej. Może wybierzemy się we trójkę na jakiś spacer? Ostatnio tyle pracowaliśmy, że zapomnieliśmy, jak to jest.
- Oj, tak. To jest bardzo dobry pomysł, kochanie.

Starała się nie myśleć o wczorajszej rozmowie z Paulem, ale to ciągle wracało. Czuła jakiś strach przed nim. Wyszła z Jaśkiem do ogrodu. Dopiero teraz zauważyła, jak pięknie wygląda. Dostrzegła soczystą zieleń trawy i liści na drzewach, kwitnące krzewy, tulipany, które tak lubiła, żonkile, narcyzy…
Zobaczyła też, że zupełnie umknął jej uwadze cały ten moment przeobrażenia, z niewielkich pączków, do wybujałych liści, kwiatów. Niby codziennie je mijała, patrzyła na nie, ale nie widziała, bo myśli krążyły wokół pracy, pokazu, tego, żeby z wszystkim zdążyć. Jaśka też chyba zachwyciły te “cuda przyrody”, bo co chwila próbował zerwać jakiś listek, głośno się przy tym śmiejąc.
To jeden z takich momentów, kiedy nie myśli się o niczym, tylko ładuje akumulatory. Tę ciszę, którą zakłócał tylko śpiew ptaków i śmiech dziecka, nagle przerwał dzwonek telefonu. Kinga?
- No cześć, Kinga? Co słychać?
- Cześć. Chciałam cię o coś zapytać.
- Pytaj.
- Powiedz mi, ale szczerze, wiedziałaś o tym, że Jasiek zamierza przedłużyć swój pobyt o kolejne pół roku?
- Co takiego? Skąd o tym wiesz?
- Dzwonił do mnie wczoraj.
- Kinga, o niczym nie wiedziałam. Słowo.
Słyszała w jej głosie gniew i wcale się temu nie dziwiła. Co on wyprawia? Miało być tylko pół roku. Nie podobało się jej to, ale jakoś strawiła. Kiedy wszyscy czekali na jego powrót, on przyjechał na Boże Narodzenie i oznajmił, że zaproponowano mu przedłużenie kontraktu o kolejnych 6 miesięcy. Wtedy już nikt nie popierał tego pomysłu. Taty dawno nie widziała tak zdenerwowanego. Ostatecznie postawił na swoim, ale chyba nikt nie myślał wtedy, że miałby być jeszcze jakiś ciąg dalszy. Przestało mu zależeć na Kindze, na skończeniu studiów? Pewnie tam kogoś ma, a tej dziewczynie nawet nie ma odwagi o tym powiedzieć. Oooo, gdyby mogła nim teraz potrząsnąć. Ciekawe, kiedy zamierza ich o tym poinformować? Broniła go, tłumaczyła wiele razy przed ojcem, przed Kingą, ale teraz sama miała już dość.

Marek rzeczywiście wrócił z pracy wcześniej. Chciał jak najwięcej czasu spędzić dzisiaj z nimi. Jasiek, najwyraźniej odpuścił już tacie grzech zaniedbania, bo kiedy tylko go zobaczył, wypuścił zabawkę i wyciągnął do niego rączki. Marek wziął go na ręce, uniósł wysoko ponad głowę. Mały uwielbiał to, śmiał się tak radośnie, zaraźliwie.
- Jestem najszczęśliwszym facetem na świecie, bo mam ciebie i twoją wspaniałą mamę, wiesz, syneczku?
Po chwili, Marek leżał na dywanie, a Jasiek “wędrował” po nim na czworakach. Bawili się świetnie..
Ula patrzyła na nich i śmiała się. Tak słodko razem wyglądali. Czasem miała wrażenie, że Marek za wszelką cenę chce dać synkowi to, czego sam nie otrzymał od ojca w dzieciństwie. Bezwarunkową miłość i akceptację. Nie lubił o tym mówić, ale ona i tak to czuła, wiedziała. Fakt, obaj panowie Dobrzańscy mieli teraz bardzo dobre relacje, ale błędy, braki z odległej przeszłości chyba nadal. między nimi tkwiły.
Nagle przypomniał się jej Paul i przeraziła się. Nigdy, nikomu nie pozwoli zniszczyć swojej rodziny. Powinna powiedzieć Markowi o tamtej rozmowie, ale jak to zrobić?

Kiedy kończyła sprzątać po obiedzie, Marek z Jaśkiem siedzącym “na barana” i piszczącym z radości, “przykłusowali” do kuchni.
- Kochanie, ustaliliśmy, my mężczyźni, że zabieramy cię na spacer, więc kończ to sprzątanie, bo zaraz ruszamy. Powiedz, w co ubrać tego dżentelmena?
- Może jednak ja to zrobię?
- Ubiorę go, tylko przygotuj mi rzeczy i zajmij się sobą.
Jasiek był tak rozbrykany po poprzednich zabawach, że teraz trudno go było opanować Kiedy zobaczyła, że sadowi małego w samochodzie, nieco się zdziwiła.
- My gdzieś jedziemy? Myślałam, że raczej pójdziemy na ten skwer niedaleko?
- A nie. Jedziemy. Muszę Jaśkowi pokazać jedno miejsce. Nam też powinno być tam miło Mnie będzie.
- No dobrze, ale co to za miejsce? Marek, co ty kombinujesz?
- Nie pytaj, tylko wsiadaj.
Kiedy, po jakimś czasie skręcili w kolejną przecznicę, domyśliła się, dokąd jadą. Marek zaparkował samochód. Spojrzał na nią. Chyba była zadowolona. Za rogiem był park. Ich park. Piękny, zielony. Już z daleka słychać było głosy kaczek. Bardzo długo tu nie byli. Obowiązki, praca, dom, teraz dziecko…
Niby nic się nie zmieniło, ławki stały na swoich miejscach, kaczki pływały, jak kiedyś, drzewa wyglądały tak samo. Nie zmieniło się miejsce – oni się zmienili. Ich życie się zmieniło.
Jedną ręką popychał wózek z dzieckiem, drugą, objął ją. Przez chwilę szli w milczeniu. Tyle wspomnień, rozmów, radości, niepewności, nadziei, żalu, łez…
- Dawno tu nie byliśmy.
- Wiem. Już kilka razy chciałem cię tu przywieźć, ale zawsze coś ważnego wypadało. Kiedyś uzmysłowiłem sobie, że w tym miejscu wszystkie problemy wydawały się prostsze. Pamiętasz? Tu była nasza rozmowa na 100%. Opowiedziałem ci o Paulinie, a ty, o swojej znajomości z Bartkiem. Wtedy, choć jeszcze nie do końca, ale chyba po raz pierwszy uzmysłowiłem sobie, że w traktowaniu ciebie wcale nie jestem od niego lepszy. Nie chciałem tego, ale wtedy jeszcze byłem zbyt głupi, żeby to zmienić.
- O, a tu karmiliśmy kaczki. Żebym cię nie złapała, wpadłbyś wtedy do wody.
A tę ławkę pamiętasz?… Nie, to była tamta… A mostek…
Wspomnienia odżywały jedno po drugim i nawet te smutne, wydawały się piękne. Były ich, choć wtedy, chyba żadne z nich nie myślało, że przebędą taką drogę, że będą naprawdę razem, że kiedyś przyjdą tu ze swoim dzieckiem… Życie, to jednak worek z niespodziankami. Nie wszystkie są miłe, ale ta była na pewno.
Marek wyjął Jaśka z wózka. Przykucnął z nim nad brzegiem, rwał na kawałki bułkę (nawet o tym pomyślał? – Ula była naprawdę wzruszona), podawał małemu i pokazywał, jak rzucać, żeby upadły w odpowiednie miejsce. Zbyt małym rączkom dziecka nie zawsze się to udawało, ale i tak bawili się doskonale.
Zrobiło się późno. Trzeba było wracać. Marek niósł małego na rękach.
- Będziemy tu jeszcze przychodzić, synku. Może pokochasz to miejsce, tak samo, jak my?
Spojrzał na Ulę. Miała w oczach łzy, czy tylko mu się wydawało? Odwróciła się jeszcze.
Jacyś ludzie pozowali do zdjęć na “ich” ławce, jakaś para całowała się na “ich” mostku, opodal, dziewczyna z chłopakiem śmiali się i karmili kaczki “Czy dla nich to miejsce będzie też takie ważne, czy też będą tu wracać? – pomyślała”
- Marek, dziękuję. Miałeś doskonały pomysł, żeby tu przyjechać. Może człowiek potrzebuje powrotu do takich miejsc? Nie wiedziałam tylko, że jesteś aż tak romantyczny.
- Bo chyba nie jestem, ale miejsca, w których byliśmy razem, rzeczywiście są mi szczególnie bliskie. Mają jakieś dziwne znaczenie, magiczną moc. Nie potrafię tego wyjaśnić. Może tam, po kawałku, odkrywałem ciebie i siebie, jakiego zupełnie nie znałem? I było mi z tym czasem trudno, ale jednak dobrze? Jedno wiem na pewno – że dobrze jest mieć takie miejsca, a my mamy ich parę, co?
- Nooo. I dla mnie one wszystkie też są bardzo ważne.
Zanim wrócili do domu, Jasiek zasnął w samochodzie. Spał tak smacznie, że nie obudził się nawet, gdy Ula go rozbierała.
Ta noc była, jak poemat o wielkiej miłości, szczęściu, o porozumieniu dusz i jedności ciał…
Magia spaceru to sprawiła? Przypomniała, że są takie chwile i miejsca, do których warto wracać, bo są, jak przestroga przed zbytnią pewnością siebie, przed popadaniem w rutynę?

Obudziło ich piękne słońce i dzwonek do drzwi. Pani Maria.
- Chyba trochę zaspaliśmy, pani prezes?
- Na to wygląda. No to najwyżej zaliczymy od rana takie małe wagary. Masz coś pilnego?
- I kto to mówi? Podoba mi się to. Czy mam coś pilnego? Chyba nie… chociaż, poczekaj. Miałem się spotkać z najemcą tego nowego lokalu, ale to dopiero za dwie godziny. Odwiozę cię i od razu pojadę.

Wysiadła z windy. Zauważyła, że Daniel jakby trochę odżył. Teraz śmiał się nawet, rozmawiając z Aldoną. “Albo ta dziewczyna do niego wróciła, albo się z tym pogodził, albo… znalazł sobie inną. Najważniejsze, że już normalnie funkcjonuje – pomyślała.”
- No, nareszcie jesteś – Viola przywitała ją dość bezceremonialnie. Ani nie było.
- Cześć Viola. Też się cieszę, że cię widzę. Aż tak się za mną stęskniłaś?
- To też – odpowiedziała po chwili namysłu.- Ale ta niespodzianka…
- Jaka niespodzianka?
- U ciebie w gabinecie. Wejdź i zobacz.
Kiedy otworzyła drzwi, jej oczom ukazał się ogromny bukiet… herbacianych róż. Czuła, że robi się jej gorąco. Właśnie wróciła Ania.
- Co to jest?
- Kwiaty? Piękne, prawda?
- Skąd się tu wzięły?
- O rany., Ulka. Z kwiaciarni chyba, nie? – Violę rozpierała ciekawość raczej o adresata tej przesyłki.
- Rano przyniósł kurier – spokojnie odpowiedziała Ania – Co, miałam nie przyjąć?
Ula sama nie wiedziała, co odpowiedzieć. Machnęła tylko ręką. Podeszła i wyjęła ukryty bilecik, choć właściwie mogła go nie czytać. Dwa wyrazy “Pamiętam. Paul”, a zupełnie wyprowadziły ją z równowagi. “Ten facet zaczyna mnie osaczać. Co mam robić?”
Wyjęła kwiaty z wazonu, wrzuciła do kosza na śmieci i poprosiła Anię, żeby go wyniosła.. Nie chciała na nie patrzeć. Na moment o nim zapomniała, ale on – widać nie.
- Ulka, co ty robisz – Viola zdołała odzyskać mowę. – Takie piękne kwiaty. Powiesz od kogo?
- Nie widzisz? Wyrzucam te piękne kwiaty. Mam uczulenie na herbaciane róże – ucięła dyskusję.
Dziewczyny popatrzyły na nią z niedowierzaniem. Zamknęła drzwi. Chciała zostać sama.
To niemożliwe, na co on sobie pozwala? Muszę… muszę powiedzieć Markowi, zanim wydarzy się coś jeszcze i zanim Viola bezmyślnie coś chlapnie.
Piękna noc, piękny poranek, cudowne słońce i ten cholerny Paul, jak czarna plama na tym wszystkim…

Usłyszała głos Marka w sekretariacie. Wrócił. Nie chciała, żeby zauważył jej strach, gniew, niepokój. Nie chciała z nim o tym wszystkim rozmawiać tutaj i nie teraz. Najlepiej w domu, wieczorem, jak będzie już wiedziała, jak mu o tym powiedzieć. Wszystko byłoby dużo prostsze, gdyby nie jego gwałtowne reakcje w takich sytuacjach. Przecież już samo patrzenie Paula na nią wtedy, w restauracji, wywołało jego autentyczną wściekłość, a teraz…
- Hej, kochanie. Co się stało? Jakaś smutna jesteś?
- Nieee. Wydaje ci się. Trochę się zamyśliłam.
- Mam nadzieję, że na mój temat? – próbował żartować.
- Oczywiście, że na twój – nawet specjalnie nie kłamała.
- To dobrze – usiadł na skraju biurka. – Co byś powiedziała na kolację z Olszańskimi.? Dzisiaj?. Spotkałem przed chwilą Sebę i rzucił taką propozycję, że niby nie było okazji uczcić ich sukcesu z przedłużaniem rodu Olszańskich. Moglibyśmy poprosić panią Marię…
Ula, błyskawicznie robiła bilans zysków i strat, wynikających ze skorzystania z zaproszenia. Nie będzie musiała jeszcze dzisiaj prowadzić rozmowy, której efektów nie była pewna, ale na pewno będzie się bała, żeby Viola czegoś nie palnęła, więc urok spotkania i tak pryśnie. Poza tym, nie miała pojęcia, czy, co i kiedy wpadnie do głowy Paulowi, czego nie uda się ukryć przed Markiem. Nie, zdecydowanie musi to zrobić dzisiaj.
- …. Ulka. Co jest? Ty mnie słuchasz?
- Tak. Moglibyśmy poprosić panią Marię, żeby została z Jaśkiem, ona pewnie by się zgodziła, tylko, Marek, dzisiaj zupełnie nie mam ochoty. Nie udałoby się tego przełożyć na jutro?
- No, nie wiem, musiałbym zapytać Sebastiana. Skoro nie masz ochoty… A jutro będziesz miała?
- Jutro jest sobota. Pobędziemy z Jaśkiem, a panią Marię poprosimy dopiero na wieczór. A dzisiaj, ledwie wpadniemy, to już będziemy musieli wyjść. Będzie płacz.
- Może masz rację. Idę pogadać z Sebą.
Ulę rozbolała głowa. “Zaczynam być mistrzynią kłamstw i kłamstewek, ale przecież nie mogłam mu powiedzieć, że nie, bo chcę z nim porozmawiać. Naciskałby, żebym zrobiła to teraz, albo do końca dnia się zamartwiał. Bez sensu.”
Ledwie zjedli obiad, pojawili się Helena i Krzysztof. Byli w pobliżu i wpadli odwiedzić wnuka, bo dawno go nie widzieli. Uli to nawet odpowiadało, bo nie musiała unikać pytających spojrzeń Marka. Jak on ją jednak dobrze zna. Nie wykręci się byle wymówką, by nie zwróciło to jego uwagi.
Siedziały z Heleną, popijając kawę i przyglądały się dziwnej zabawie trzech panów Dobrzańskich. Okazało się, że junior nawet dziadka “sprowadził do parteru”. Krzysztof, i Marek leżeli na podłodze, a Jasiek pełzał to po jednym, to po drugim, spadając na podłogę i wspinając z powrotem.. Potem, na czworakach zaczął im dostarczać kolejne zabawki, czasem któryś oberwał klockiem czy samochodzikiem. Tak, czy owak, bawili się świetnie. Ula nie mogła uwierzyć, do czego jest zdolny Krzysztof, żeby sprawić przyjemność wnukowi.. Wiedziała, że z Markiem nigdy nie pozwalał sobie na takie zabawy.
Mały rozszalał się na dobre i koniec zabawy, związany z odejściem dziadka zaakcentował długim i żałosnym płaczem.
Po wyjściu rodziców, jeszcze długo nie mogli go uspokoić. Dopiero zabawa z Markiem przy kąpieli była odpowiednią rekompensatą. Zasnął błyskawicznie.
Kiedy Marek wszedł do salonu, Ula siedziała zwinięta w kłębek na kanapie.
- Nie masz ochoty na lampkę jakiegoś winka, kochanie? Ja bym się chyba napił na miły koniec dnia.
“Czy miły, to się dopiero okaże – pomyślała Ula”
- Skoro ty masz ochotę, to i mnie nalej.
Podał jej kieliszek i usadowił się tuż obok.
- Marek, powiedz mi, czy mógłbyś mnie zdradzić?
Omal nie zakrztusił się winem.
- Skąd to pytanie?
- Tak, czy nie?
- Żartujesz? Oczywiście, że nie. Nawet by mi to do głowy nie przyszło.
- A sądzisz, że ja mogłabym to zrobić?
Poczuł się trochę niepewnie. Do czego ona zmierza?
- Mam nadzieję, że nie.
- No to dobrą masz nadzieję. Rozumiem, że mi ufasz?
- Ulka, czy ja czegoś nie wiem? Tak dziwnie mówisz, że zaczynam mieć obawy.
- Zupełnie niepotrzebnie. Skoro jednak uważasz, że nie mogłabym cię zdradzić, to dlaczego z taką złością reagowałeś na Paula?
- Ach, ty o nim jeszcze. Myślę, że nie musimy o nim rozmawiać. Wyjechał przecież i mamy spokój.
- Niezupełnie.
- Jak to niezupełnie?. Zaczyna się robić ciekawie. Jednak czegoś nie wiem.
- No, rzeczywiście. Muszę ci coś powiedzieć.
Trochę nie wiedziała, jak zacząć, ale w końcu powiedziała mu o przywitaniu na pokazie, o dwuznacznej propozycji spotkania na lunchu, obietnicy, że i tak jeszcze się spotkają, bo on tak szybko nie odpuszcza, no i w końcu o przysłanych dzisiaj kwiatach. O tym, że wydaje się jej nieobliczalny i, że zaczęła się go bać. Żeby trochę go uspokoić, próbowała wytłumaczyć, dlaczego go okłamała.
Marek nalał sobie drugi kieliszek wina. Choć bardzo się starał, trudno mu było ukryć zdenerwowanie. Nie wiedział, jak zareagować, co powiedzieć. Rzeczywiście jej ufał, ale do pasji doprowadzał go ten facet, który ewidentnie chciał namieszać w ich związku. Nie zamierzał odpuścić. Jakim prawem, w ogóle w ten sposób traktował jego żonę.? Powinien zwyczajnie dać mu w zęby. A jeśli on, czy może kiedyś ktoś inny będzie na tyle przekonywujący, że ją złamie? Nie, to jakiś absurd.
- Ula, nadal. nie rozumiem, dlaczego mi nie powiedziałaś o tym od razu? Dlaczego mnie okłamałaś? Przecież nigdy tego nie robiłaś?
- Tym razem też bym nie zrobiła. Wcale nie czułam się dobrze z tymi kłamstwami. Poza tym, zaczęłam się go bać i bardzo chciałam ci powiedzieć, potrzebowałam cię, ale…
- Ale?
- Odnosiłam wrażenie, że jednak mi nie ufasz. Sądziłam, że z końcem pokazu, skończy się też mój problem, że to epizod, nie wart omawiania, analizowania i twoich nerwów. Nie chciałam cię niepotrzebnie martwić. Poza tym zachowywałeś się, jak chorobliwy zazdrośnik. Nie miałam pojęcia, jak zachowałbyś się wobec niego na pokazie, gdybym ci od razu o tym powiedziała, a nie była to chyba ani pora, ani miejsce na jakieś awantury.
- Kochanie, no fakt jestem zazdrosny i chyba nawet sam nie wiedziałem, że aż tak bardzo. Ale to chyba nie jest aż takie dziwne. Boję się, że mógłbym cię stracić. Już tylko ta myśl wystarczy, że dostaję jakiegoś małpiego rozumu.
- Marek, nie stracisz mnie. Nie ma dla mnie znaczenia, czy ktoś się na mnie gapi, czy nie, bo jesteś TY. Musisz w to uwierzyć. Zawsze takie twoje reakcje będę odbierała, jako brak zaufanie do mnie. Wierz mi, to nie jest miłe.
- Kotku, ale musisz mi mówić o takich sprawach, mimo wszystko. Obiecuję, że postaram się bardziej panować nad swoimi emocjami , ale przecież ty nie możesz się bać jakiegoś niezrównoważonego faceta, a ja nic o tym nie wiem.
- Marek, obawiam się, że on jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. Bilecik, który był w kwiatach, wyraźnie to sugeruje.
- Nie martw się. Zobaczymy, co będzie dalej i wtedy pomyślimy. Chodź tu do mnie. Nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić. Przepraszam. Naprawdę. Może jestem głupcem, ale głupcem, który bardzo, bardzo cię kocha.
Wtuliła się w niego. Głaskał jej włosy, całował. ..

Spała spokojnie, on jednak zasnąć nie mógł. Delikatnie zdjął jej rękę ze swojej piersi i ostrożnie wstał z łóżka. Zajrzał do Jaśka. Przykrył go. Podszedł do barku i nalał sobie kieliszek koniaku.. Jednak nie mógł zapomnieć o tym, co mu powiedziała. Miał pretensje do siebie o to, że swoim brakiem rozsądku zmusił ją do kłamstwa, że zostawił ją samą. Z drugiej strony, na samo wspomnienie faceta, czuł ukłucie w okolicy serca. Czego się bał? Że znajdzie się ktoś lepszy od niego, kto będzie mógł jej więcej zaoferować? Przypomniał sobie słowa Sebastiana :“Musisz się przyzwyczaić, że mężczyźni będą na nią zwracali uwagę. Naprawdę nie pamiętasz, jak to jest?“ Nie pamiętasz?… Nie pamiętasz?… Nie pamiętasz?… – dzwoniły mu w uszach te słowa Właśnie dlatego, że wiedział, że pamiętał tak się bał i wściekł. Ale przecież, z drugiej strony, nie powinien przecież porównywać jej z jakimiś, często tylko szukającymi nowych wrażeń modelkami, dziewczynami z klubów, które można było oczarować dłuższym spojrzeniem, a już były twoje. Ba, one same robiły wiele, żeby zwrócić na siebie uwagę. Ula przecież taka nie jest. No tak, ale piękne i niedostępne są jeszcze bardziej intrygujące.
Różne myśli urządziły sobie w jego głowie prawdziwe wyścigi. Już nie wiedział, które mądrzejsze, które głupsze, bardziej czy mniej realne…. Przecież ona go kocha i na pewno nie da się wziąć na lep jakichś prowokacyjnych spojrzeń, tanich komplementów, czy zasypywania, choćby największymi i najpiękniejszymi bukietami kwiatów. Spokojnie, to nie ona. Teraz, przede wszystkim, nie może jej dać powodu do tego, żeby sądziła, że jej nie ufa, żeby bała się powiedzieć mu prawdę. Poza tym, musi coś wymyślić, żeby skutecznie pozbyć się tego Paula..
Wrócił do sypialni. Ula spała w niezmienionej pozycji. Delikatnie, żeby jej nie obudzić, wsunął się pod kołdrę. Uśmiechnęła się przez sen i wtuliła pod jego ramię. “Jest najlepszym, co mogło mnie w życiu spotkać. Zrobię wszystko żeby była szczęśliwa. Ze MNĄ, bo bez niej nic nie miałoby sensu…”

2 komentarze:

  1. Ale się nakręciłam :P Podoba mi się!!! Czekam na ciąg dalszy!!!

    kejpi

    OdpowiedzUsuń
  2. fantastyczne nie dziecinne i nie przesłodzone po prostu rewelacja

    OdpowiedzUsuń