Get your own Digital Clock

poniedziałek, 7 grudnia 2009

Co by było gdyby Pshemko zakochał się w Marku? wg Iwony

Zakochany Mistrz


Był artystą. Wszyscy w Febo & Dobrzański znali go i cenili za nieprzeciętne pomysły, które wyniosły firmę na szczyty świata mody. Artysta, jak to artysta, miał swoje humory, przyzwyczajenia i tajemnice. Napady złości i wybuchy histerii w jego wykonaniu były legendarne. Przyzwyczajenia - czekolada, nowy asystent, zestaw antystresowy - były świętością i szansą na poprawienie mu nastroju. Mistrz strzegł swoich tajemnic. Na palcach jednej ręki można było policzyć zaufanych, którzy znali prawdziwe nazwisko Pshemko. Jeszcze mniej osób wiedziało, że jego prawdziwą pasją jest malarstwo, a projektowanie ekskluzywnych kolekcji ubrań, to zajęcie, które pozwalało mu na życie na poziomie, który lubił i do którego przywykł. Nikt natomiast nie znał jego najgłębiej skrywanego sekretu. Tego, że od lat kolejni partnerzy byli tylko substytutami, mającymi mu wynagrodzić niemożność zbliżenia się do mężczyzny, który był jego obsesją – Marka Dobrzańskiego. Zakochał się w nim w czasach, kiedy ten, jako student, zaliczał praktyki w firmie ojca. Projektant nigdy nie odważył się na uświadomienie Markowi, jakie emocje w nim budził. Trudno bowiem byłoby znaleźć mężczyznę bardziej ceniącego damskie wdzięki, niż młody Dobrzański. Jednocześnie wykazywał on ogromne zrozumienie i tolerancję dla, ogólnie znanych, preferencji mistrza. Marek go szanował i lubił. Podawał mu rękę bez skrywanej rezerwy, rozmawiali często o projektach, ich promocji, czy modelkach, do których miał słabość. Z czasem doszło do tego, że jako dyrektor, a później prezes, potrafił skutecznie tonować jego wybuchy i wprawiać w dobry nastrój samą swoją obecnością. Ostatnio jednak coś się zmieniło. Wieloletni związek Marka Dobrzańskiego i Pauliny Febo rozpadł się z powodu jego zaskakującego romansu z asystentką – Urszulą Cieplak. Splot okoliczności, których Pshemko do końca nie pojmował, spowodował, że Ula zajęła stanowisko Marka i od kilku miesięcy była prezesem firmy. Pshemko bardzo ją lubił. Miał nawet dług wdzięczności w stosunku do niej. Ula bowiem, z wrodzoną sobie delikatnością, doprowadziła do zgody pomiędzy nim, a synem. Pshemko nie rozumiał, co tak naprawdę łączy Marka i Ulę. Pasowali do siebie, a jednak nie byli już parą. Może jednak nie była to prawdziwa miłość, tylko krótkotrwałe zauroczenie? Gdy pytał, odpowiadali zgodnie, że nic, oprócz pracy, ich nie łączy. Jednak Marek dwoił się i troił, aby udowodnić Uli, że jest jej potrzebny. Ona z kolei chętnie przyjmowała jego pomoc. Zastanawiające było to, że zarówno Marek, jak i Ula pozostawali samotni. Znał Dobrzańskiego i wiedział, że taki stan jest dla niego nienormalny i trudny. Doszedł do wniosku, że skoro nie spotyka się on od kilku miesięcy z kobietami, to może jest szansa, iż zrozumie, że nie ma nic piękniejszego niż związek męsko-męski. Postanowił się przekonać. Rozumiał, że jest to dla niego ostatnia szansa i lepszego momentu już nie będzie. Zaplanował sobie drobną intrygę i był pewien, że Marek połknie haczyk.


- Urszulo, moja droga, wyjeżdżam. Czuję się wypalony i samotny – oznajmił pewnego popołudnia zdziwionej Uli.

- Ależ Pshemko rozumiem cię, ale błagam - nie teraz, wstrzymaj się choć dwa tygodnie. Wiesz przecież, że Wojtek cię nie zastąpi. Jesteś mi potrzebny. – Prezes Cieplak była przerażona faktem, że jej projektant chce wyjechać w czasie, kiedy prace nad kolekcją sylwestrowo – karnawałową wchodziły w kulminacyjną fazę.

- Duszę się tutaj. Potrzebuję oddechu i przestrzeni. Muszę odzyskać świeżość spojrzenia. Najlepsze do tego miejsce, to moja samotnia na łonie natury.

- Ale produkcja dobiega końca. Musimy skupić się na promocji, zorganizować cykl pokazów…

- Wybacz cara mia*, ale już zdecydowałem. Nie szukajcie mnie – przerwał jej w połowie zdania i zastanowił się, czy aby na pewno Iza zna adres jego chaty w górach. – Do zobaczenia za jakiś czas.


Następnego dnia Ula siedziała w swoim gabinecie, pogrążona w nieciekawych myślach. Lubili się z Pshemko, ale nie miała na niego wpływu takiego, jak Paulina czy Marek. Marek… bez jego pomocy nie dałaby sobie rady przez ostatnie miesiące. Była mu wdzięczna za wszystko i przerażona faktem, że jednak czas nie leczy jej złamanego serca. Ograniczała kontakty z nim do niezbędnego minimum, powiedziała mu, że nigdy nie powiększy kolekcji jego zdobyczy. Próbowała nawet spotykać się z Piotrem, ale szybko przestała, bo nie chciała go oszukiwać. Marek z kolei zapewniał ją, że nic poza pracą ich nie łączy. Nie zastanawiał jej fakt, że w to akurat uwierzyła mu bez problemu. Usłyszała hałas w sekretariacie. Wiedziała, że to Marek, poznawała go po krokach i sposobie pukania.

- Proszę – powiedziała próbując otrząsnąć się ze smutnych myśli.

- Cześć Ula. Mam dla ciebie adresy, o których wczoraj rozmawialiśmy – oznajmił wesoło, ale przerwał, bo zobaczył po jej minie, że coś jest nie tak. – Co się stało?

- Pshemko wyjechał wczoraj wieczorem i nie wiadomo kiedy wróci – powiedziała smutnym głosem. – Jak nie wróci za dwa dni, to możemy zapomnieć o zakończeniu pracy w terminie.

- Nie martw się. Dajmy mu te dwa dni, a jak nie wróci, to po niego pojadę i przywlokę choćby siłą. – Marek wyglądał na zmartwionego, ale w duchu ucieszył się, że znowu będzie mógł wejść w rolę rycerza ratującego panią swego serca z opresji. Pshemko, to nie był dla niego problem, zawsze potrafił go przekonać. Sam nie wiedział dlaczego.

- Ale Marek, jest koniec listopada, a on pojechał gdzieś w góry. Pogoda jest okropna, zapowiadają śnieżyce, jest niebezpiecznie na drogach. A jak mu się coś stanie, albo tobie? – Ula martwiła się coraz bardziej. – Zresztą z tego co mi mówił, wynikało, że rzeczywiście potrzebuje czasu. Twierdzi, że się wypalił i zgubił świeżość spojrzenia.

- A tam, takie gadanie artysty. Pobędzie troszkę sam, pomaluje sobie i mu przejdzie. A pogodą się nie przejmuj, mój samochód nie takie rzeczy znosił. – Dobrzański był w coraz lepszym nastroju. Czuł ciepło w sercu, kiedy słyszał, że Ula się o niego martwi. – Nie będę czekał tych dwóch dni, jutro po niego pojadę.


Samotnia Pshemko była starą góralską chatą, którą przerobiono dla niego tak, że miał tu wszystko, czego potrzebował do szczęścia. Przede wszystkim powiększono okna od południa, aby miał światło potrzebne do malowania. Przy oknie stały duże sztalugi i szafka wypełniona rozmaitymi farbami, pędzlami i innymi akcesoriami malarskimi. Narożnik zajęty był przez imponujący kominek, przy którym leżał zapas drewna. Przed nim umieszczono rozłożystą, wygodną sofę i podręczny stolik. Pod ścianą stał barek, półki z jego ulubionymi książkami, płytami i albumami oraz, stosunkowo skromny, sprzęt grający. W chacie znajdowała się również, nowocześnie wyposażona kuchnia i łazienka oraz niewielka sypialnia, z której rzadko korzystał, przysypiając najczęściej na sofie. Mistrz wszystko przygotował, zadbał o zaopatrzenie lodówki i barku, zwiększył zapas drewna, gdyż robiło się coraz zimniej. Teraz kapryśna aura mogła go uwięzić w samotni na jakiś czas. Domyślał się, że Marek da mu trochę czasu, ale spodziewał się go najpóźniej w ciągu dwóch dni. Tymczasem malował i układał sobie w głowie coraz ciekawsze scenariusze spotkania z Dobrzańskim.


Przewidywania mistrza potwierdziły się i następnego dnia, wczesnym popołudniem, w samotni pojawił się oczekiwany gość.

- Witaj Pshemko. Już myślałem, że do ciebie nie dojadę. Nadciąga burza śnieżna – powiedział Marek wchodząc do chaty i szybko zamykając drzwi przed wiatrem niosącym płatki śniegu.

- Marek! Witaj w moich skromnych progach. Czekałem na ciebie. - Pshemko przerwał malowanie i podszedł do Marka, aby się przywitać. Miał ochotę go uściskać, ale ograniczył się do uściśnięcia mu ręki.

- Czekałeś na mnie? – zdziwił się. - Wiem od Uli, że masz kryzys twórczy.

- Tak jej powiedziałem. Byłem pewien, że przyjedziesz, aby skłonić mnie do powrotu. – Uśmiechnął się promiennie do zaskoczonego Marka. – Później ci to wytłumaczę dokładnie, a na razie rozgość się, pewnie zmarzłeś. Chcesz grzańca?

- Poproszę. Zaskakujesz mnie. Skoro dobrze się czujesz, to dlaczego wyjechałeś? Nic nie rozumiem.

- Mam swoje powody… Właściwie, to nie czuję się dobrze i to już od bardzo dawna. – Przyglądał się mężczyźnie uważnie. Zastanawiał się, czy on naprawdę niczego się nie domyśla? - Usiądź przy kominku, wyglądasz na zmęczonego i przemarzniętego.


Usiedli na sofie. Ogień wesoło trzaskał w kominku. Popijali grzane wino z korzennymi przyprawami. Za oknem powoli zmierzchało. Rozszalała się burza śnieżna. Marek poczuł się senny, nie wiadomo kiedy zamknęły mu się oczy i zapadł w drzemkę. Pshemko siedział przy nim, czuł się szczęśliwy i podekscytowany. Podziwiał jego piękne rysy twarzy. Okrył Marka puszystym kocem. Pozwolił mu spać i wykorzystał ten czas na przygotowanie kolacji. Było już zupełnie ciemno, gdy Marek się obudził. Przygasający ogień tajemniczo rozświetlał chatę. Usłyszał Pshemko w kuchni i poszedł do niego.

- Ale przysnąłem. Przepraszam – powiedział.

- Nic nie szkodzi, cała noc przed nami. – Pshemko uśmiechnął się intrygująco. – Zrobiłem nam kolację. Zabierz te talerze do pokoju, a ja dorzucę drzewa do kominka.

- Pięknie pachnie. Nie wiedziałem, że potrafisz gotować.

- Wielu rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz, ale dzisiaj się to zmieni. – Usiedli wygodnie i zaczęli jeść. Początkowo rozmawiali o pracy. Potem Marek zapytał mistrza o stojący na sztalugach, rozpoczęty obraz. Gdy skończyli posiłek, Pshemko podszedł do barku i nalał im zielonego trunku do staromodnych szklaneczek. Użył kostek cukru i wody do sporządzenia drinków.

- Proszę, to Zielona Wróżka, rozjaśnia i wyzwala umysł oraz pobudza ciało.

- O, coś nowego?

- Przeciwnie, coś całkiem starego. To napój artystów i bohemy.

- W takim razie za artystów – Marek wzniósł toast.

- Marku, wysłuchaj mnie spokojnie i nie oceniaj pochopnie – zaczął swoją przemowę Pshemko. – Znamy się od blisko dziesięciu lat, wiesz, że zawsze cię lubiłem, ale nie wiesz, jak bardzo. Nigdy nie miałem odwagi, aby powiedzieć ci prawdę. Zawsze otaczałeś się pięknymi kobietami, a potem dodatkowo zaręczyłeś się z Pauliną. Wiedziałem, że moje wyznanie byłoby zupełnie nie na miejscu. – Przerwał na chwilę. Nie miał odwagi spojrzeć na Marka, który wpatrywał się w niego zdumiony, wręcz zszokowany.

- Pshemko, ja nigdy…

- Pozwól mi dokończyć. – Spojrzał mu prosto w oczy i kontynuował. - Dziesięć lat dusiłem to w sobie i czekałem na odpowiedni moment. Wciąż obserwowałem cię uważnie, stąd wiem, że zawsze miałeś kogoś u boku. Teraz już od dawna jesteś sam i to mnie ośmieliło. Marku, to proste, więc powiem zwyczajnie – kocham cię od pierwszego dnia kiedy zawitałeś do Febo & Dobrzański. Moja miłość jest niezmienna i czyni mnie podobnym do Michała Anioła, Leonarda da Vinci, czy Andy Warhola. Teraz już wiesz.

- Pshemko, ja nie podejrzewałem, że tak się sprawy mają. – Marek czuł narastającą panikę. Jeszcze nigdy mężczyzna nie wyznawał mu miłości. Kompletnie nie wiedział, jak się zachować. Na szczęście nie miał problemów z akceptacją ludzi o odmiennych preferencjach i dzięki temu zdołał się opanować. - Szanuję cię, podziwiam i uważam się za twojego przyjaciela. Ale zrozum - nie kocham cię w ten sposób! Wybacz mi. Doceniam twoją szczerość i odwagę, ale męska, prawdziwa przyjaźń, to jest to, co potrafię i chciałbym ci zaoferować.

- Męska przyjaźń mówisz? Ale czy nie przemawia przez ciebie strach przed nieznanym? Gdybyś się zastanowił i oswoił z tą myślą, to może…

- Pshemko, prawda jest taka, że to się nigdy nie zmieni. I nie chodzi tu nawet o to, że wolę, uwielbiam i działają na mnie tylko i wyłącznie, kobiety. Ja po prostu jestem zakochany w kimś innym, w Uli. Kocham ją, chociaż nie jesteśmy razem i nawet nie wiem, czy kiedykolwiek będziemy. Ona jest dla mnie nieosiągalna, prawie tak, jak ja dla ciebie. Tak więc obaj jesteśmy beznadziejnie zakochani.

- Szkoda, naprawdę szkoda, no cóż. Ale mimo to, cieszę się, że otworzyłem przed tobą serce. To oczyszcza. Będę musiał zadowolić się twoją przyjaźnią.

- Pshemko, skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy, to jutro wracamy, prawda?

- Niekoniecznie – powiedział ze śmiechem. – Po pierwsze, jutro będziemy prawdopodobnie kompletnie zasypani, a drogi będą nieprzejezdne. A po drugie, nie chcę jeszcze wracać.

- Jak to?

- Tak to. Myślę, że należy mi się jakieś pocieszenie, skoro jesteś dla mnie nieosiągalny.

- Co ci chodzi po głowie? – spytał Marek, ale nie był pewien czy chce poznać odpowiedź.

- Od dawna marzę o tym byś mi pozował do aktu.

- Co?!

- Pozował do aktu. No wiesz, jesteś niezwykle przystojny, twoje ciało jest piękne, chcę je uwiecznić, a przy okazji nacieszyć oko. Mlę, że dzisiejsza noc i jutrzejszy dzień wystarczą. Taki jest mój warunek, zaraz potem wrócimy do Warszawy.

- Pshemko, ja nie mogę. Nie potrafiłbym się przed tobą rozebrać.

- No chyba żartujesz. Taki wyzwolony młodzieniec. Chyba się mnie nie boisz? Nawet cię nie tknę. Ani palcem, ani pędzlem. A jak ci to pomoże, to możesz sobie wyobrażać, że jesteś tu z Ulą, zamiast ze mną.

- Z Ulą powiadasz? Kuszące. Ale żebym miał ze sobą coś więcej, niż moje dzikie fantazje.

- Chciałbyś kawałek Uli? Dobrze, zaraz będziesz miał. A ty w tym czasie dorzuć do kominka, żebyś mi nie zmarzł i przygotuj się. Możesz nam zrobić po drugiej wróżce, to cię rozluźni i wzbogaci odczucia.


Opór Marka powoli znikał. Pshemko stanął przy sztalugach i coś zawzięcie rysował węglem. Marek przygotował drinki. Pomyślał, jak cudownie byłoby tu z Ulą. Sami, w przytulnej chatce, zagubionej w górach. Za oknem noc i śnieżyca, a w środku oni, przytuleni przy kominku. Czar Zielonej Wróżki zaczął na niego działać. Pshemko skończył szkic. Była to twarz Uli. Lekko się uśmiechała. Jej rozmarzone, hipnotyzujące oczy utkwione były w patrzącym. Pshemko użył węgla do tego szkicu, ale oczy namalował, piękną chabrową pastelą.

- Piękna… – westchnął Marek.

- Chcesz ten szkic? Chcesz żebym wrócił z tobą do niej?

- Tak – odpowiedział, nie mogąc oderwać oczu od jej wizerunku.

- To pozuj mi. Obiecuję ci, że nie pożałujesz, dawno nie miałem takiej weny. Jesteś moim natchnieniem.

Marek rozebrał się i usadowił wygodnie na sofie, blisko kominka. Szkic miał w zasięgu wzroku. Pozwolił oderwać się myślom od ciała i błądzić razem z ukochaną w krainie fantazji.

Pshemko tymczasem tworzył. Była to pewnego rodzaju terapia. Przelewał na płótno całą swoją miłość. Malując rozmyślał. Godził się powoli z faktem, że Dobrzański nigdy nie będzie jego partnerem, że nie odwzajemni jego uczuć. Powoli spod jego pędzla wyłaniało się dzieło sztuki. Po kilku godzinach pozowania Marek zasnął. Prawdopodobnie śniła mu się Ula. Pshemko pracował niestrudzenie prawie do rana.


Kolejny dzień upłynął im początkowo na próbach odgarnięcia śniegu z podjazdu i drogi dojazdowej do samotni. Potem Marek ponownie pozował, a Pshemko kończył obraz.

- I co Mareczku, chyba pozowanie nie jest takie straszne, prawda?

- Fakt. Nie jest. Co zrobisz z tym obrazem? – odpowiedział Marek uśmiechając się zawadiacko. - Jestem na nim zupełnie rozpoznawalny i obdarty z wszelkich tajemnic. Mam nadzieję, że nie zawiśnie byle gdzie?

- Mam pewien pomysł, ale to na razie tajemnica. Możesz być pewien, że będzie bezpieczny. Opowiedz mi lepiej o twojej miłości. Wczoraj tak się rozmarzyłeś, że aż miło było patrzeć.

Marek nie dał się długo prosić. Czuł, że jego relacja z Pshemko wkroczyła na poziom pozwalający zwierzyć się ze wszystkiego. Opowiedział mu o swoim związku z Ulą. Nie pominął żadnego szczegółu tej historii o przyjaźni i miłości oraz kłamstwie i manipulacji.

- Tak wiec rozumiesz już, czemu między mną, a Ulą jest tak, jak jest. Ona nie chce uwierzyć w moją miłość, a nawet wysłuchać mnie. Muszę ograniczać nasze kontakty do czysto zawodowych, bo inaczej wcale bym jej nie widywał. To byłoby ponad moje siły.

- Myślę, że ona cię kocha. Zawsze wiedziałem, że nosi w sobie jakąś tajemnicę. Teraz rozumiem, że chodziło, i nadal chodzi, o ciebie. Powinieneś o n walczyć. Zachować się bardziej zdecydowanie. Może wtedy zrozumiałaby, że naprawdę znaczy dla ciebie wszystko. Skończyłem. – Spojrzał z oddali na swoje dzieło. – Robi wrażenie. Praca z tobą Marku była jak czekolada z chili.


Nazajutrz wyruszyli w drogę do domu. Po przyjeździe okazało się, że Marek źle się czuje. Prawdopodobnie przeziębił się, poświęcając dla Pshemko i sztuki. Pojechał do domu. Natomiast projektant udał się do firmy i skierował pierwsze kroki wprost do Uli.

- Witaj cara mia! Wróciłem. – Powitał ją z radością.

- Pshemko! Tak się cieszę, że jesteś cały i zdrowy. Gdzie się podziewałeś? Czy Marek jest z tobą? Nie mogłam się dodzwonić do żadnego z was.

- Wybacz, ale w mojej samotni nie używa się komórek. Marek był ze mną, lecz pojechał do domu. Chyba się przeziębił. Przyjechałem prosto do ciebie, ponieważ musimy porozmawiać.

- Ciężko nam było bez ciebie, jesteś nie do zastąpienia.

- O pracy będę z tobą rozmawiał od jutra. A dzisiaj chcę pomówić z tobą o Marku. – Pshemko zdecydował się na szczerość, którą Ula ceniła ponad wszystko. - Musisz wiedzieć, że ja kocham Marka od lat i w końcu przedwczoraj mu to wyznałem. – Zaskoczył Ulę tym stwierdzeniem, ale słuchała go bez słowa. - Niestety on mnie nie kocha. Kocha ciebie i to w sposób niezwykły. Nie podejrzewałem go o taką głębię uczuć. Myślę, że ty też go kochasz. Ula daj mu, a właściwie wam, szansę. Zastanów się, co tracisz! Mam dla ciebie prezent. - Podał Uli portret Marka, ukazujący go w romantycznej pozie. Uli zakręciło się w głowie. – Myślę, że ten obraz pomoże ci podjąć właściwą decyzję. Właściwie, to zmusiłem Marka do pozowania. Taki był mój warunek szybkiego powrotu, a także pocieszenie, ponieważ on pragnie należeć do ciebie, a nie do mnie.

- Piękny… Obraz. Ciekawe o czym on myślał? Ma taki wzrok… - dziewczyna nie odrywała oczu od dzieła Pshemko.

- O tobie. Zostawiam cię z nim, jest twój – powiedział i wyszedł.


Ula rozmyślała, wpatrując się w obraz. Pshemko miał rację. Kochała Marka. Zrozumiała, że krzywdziła ich oboje, nie pozwalając mu wytłumacz się ani wyznać uczuć, jakimi ją darzył. Postanowiła to naprawić. Po drodze kupiła lekarstwa, cytryny i ich ulubione zapiekanki. Zadzwoniła delikatnie do drzwi jego mieszkania. Otworzył po chwili.

- Cześć Marku. Podobno jesteś chory. Przyszłam cię odwiedzić… Mam lekarstwa i zapiekanki…

- Ula – powiedział miękko. Nie wierzył własnym oczom. Przytulił ją mocno i czule pocałował. Odpowiedziała mu w ten sam sposób, czyniąc szczęśliwym.


* cara mia – kochana moja

2 komentarze: