Get your own Digital Clock

wtorek, 29 grudnia 2009

I co dalej? cz.2 wg jukaki


Kolejne dni upływały stadami.

Czas leciał tak szybko, ze nawet nie zauważali mijających tygodni.

Kiedyś sądzili, że doba jest wypełniona po brzegi.

Jakżeż to było mylne…

Praca pochłaniała większość dnia, a przecież czuli ogromną potrzebę znalezienia czasu dla siebie…

Firma, rozwijająca się miłość, domowe obowiązki…

Byli szczęśliwi.

Nie zawsze było im łatwo, bo problemy potrafiły wyskakiwać jak króliki z kapelusza…

Ale mieli siebie i wsparcie przyjaciół…


Przede wszystkim sprawa spłaty Aleksa była na dobrej drodze.

Ich plan zadziałał, zgromadzili już większość środków potrzebnych do spłaty Aleksa. Pozostała 1/3 jego udziałów, na które wciąż szukali środków.

Część, niestety niewielką, pokrył Sebastian – który po konsultacji z Violettą sprzedał swoje luksusowe mieszkanie w centrum Warszawy. Sam przeprowadził się do Pomiechówka, do domu Violetty.

Wciąż pozostawała kwestia reszty akcji…


Podobno pomoc zawsze przychodzi z nienacka.

Nie stąd skąd się jej spodziewamy…


Tego kierunku nikt nie był w stanie przewidzieć…

Resztę problematycznych akcji Aleksa postanowiła wykupić Paulina.

Jej list w tej sprawie bardzo zaskoczył członków zarządu.

Zaskoczył tym bardziej, że nie mogli przeczytać jego najważniejszej części- bo ta była przeznaczona wyłącznie dla Marka.

Paula wspominała w niej, ze przyjmuje markowe przeprosiny za siedem lat zmarnowanego życia.

Że jego list, wysłany po uspokojeniu się po pokazowego zamętu dał jej trochę do myślenia…

Wspominała, że może oderwanie się od spraw F&D daje jej szansę na posklejanie sobie życia, na poukładanie go od nowa, na jego przewartościowanie…

Pisała, że postępowanie Aleksa, które odkrył przed nią Adam w trakcie swego pobytu we Włoszech, bardzo ją zaskoczyło.

Zapewniała, że nie byłaby w stanie niszczyć firmy, którą tak bardzo kochali jej rodzice.

Że popełniła wiele rzeczy, z których nie jest teraz dumna, ale do tego co zrobił Aleks nigdy nie przyłożyła by ręki…

Wykupienie pozostałej części akcji Aleksa widzi jako swój wkład w ratowanie firmy i po trochu próbę pewnego zadośćuczynienia…

Ta część nie będzie miała wpływu na to aby mogła mieć w firmie decydujący głos, zdaje sobie z tego sprawę, ale prosi, o ile to jest możliwe, aby zarząd nie zmieniał nazwy firmy.

Marka ta jest dobrze znana i o dziwo – ostatnia kolekcja odbiła się pozytywnym echem nawet w Mediolanie.

Szkoda byłoby rezygnować z tak powszechnie rozpoznawalnej i szanowanej marki.

Poza tym, jak wspomniała, chciałaby aby nazwa F&D była nadal hołdem złożonym obydwum rodzinom, by była pamiątką tego co w rozwój firmy wnieśli jej rodzice.

Wspomniała coś o ewentualnym powrocie do Polski –ale jak pisała mogłoby to nastąpić najwcześniej za pół roku, może za rok…

Potrzebowała czasu dla siebie, dla ułożenia sobie życia, które jak delikatnie wspomniała dzięki jakiemuś „magikowi” zaczynało powoli nabierać barw.

Echa tego co się dzieje między Markiem a Ulą docierały do Pauli poprzez wspólnych znajomych - wspomniała, że chyba potrafi już się z tym, pogodzić i szczerze życzyć im szczęścia.

Kończyła swój list słowami:

„…chciałabym abyśmy wszyscy – ja , Ty i Ula potrafili sobie kiedyś wzajemnie wybaczyć

-Paulina”


List bardzo zaskoczył Marka i Ulę.

Jednocześnie przyniósł ulgę i stanowił rozwiązanie problemów.


Czuli, że teraz przed nimi wreszcie upragnione „siedem tłustych lat”.

Chłonęli ten emocjonalny spokój, napełniali nim akumulatory, by kiedyś mieć siłe do dalszej walki…


------------------------------------


Zdrowie Józefa okazalo się nie być zagrożone.

Po powrocie ze szpitala rozkwitał dzięki trosce i opiece pani Ali.

Widać było, że czuje się spełniony – bo mógł jej tę troskę na swój sposób odwzajemnić.


----------------------------------


Z rodzicami Marka także wszystko układało się pozytywnie.


Ojciec z dumą i ciepłem w głosie mówił do Ulki „moje dziecko”.

Doceniał jej wkład w ratowanie firmy, jej zacięcie i wole walki, doceniał wiedzę i chyba… nie tylko to.


Matka Marka postawiła na szczerość wobec Uli.

Wpadła kiedyś niespodziewanie do firmy i zaprosiła Ulę na kawę do pobliskiej kafejki.

- Pani Ulo, proszę wybaczyć, jeśli coś z tego co powiem Panią zaboli.

Czy mogę być z Panią szczera?

- Bardzo mi na tym zależy- odpowiedziała, trochę niepewnym głosem Ula

- Z góry przepraszam jeśli zdominuję tą rozmowę, mam nadzieję, że mi to Pani wybaczy…

Zdaje sobie Pani oczywiście sprawę z tego, że całe lata byłam bardzo silnie związana emocjonalnie z Palinką.

Przy niej widziałam szczęście mojego syna.

Ale matki nawet te, które bardzo kochają swoje dzieci, nie zawsze mają rację…

Marek, to co się z nim stało, to jak się zmienił… -jednym słowem uświadomiłam sobie, że nigdy nie byłby z Pauliną szczęśliwy.

Widziałam jak cierpiał, kiedy między Wami się nie układało.

Wspominał mi wtedy o uczuciu jakie wobec Pani żywi.

Trudno mi wtedy było w to uwierzyć.

W to, że to przetrwa, że to nie jest tylko kolejne zauroczenie…

Pani wie, ze Marek nie był nigdy zbyt stały w uczuciach…

- Wiem…

- To się zmieniło. Widzę to jako matka.

I bardzo, bardzo żałuję, że wtedy gdy tak bardzo potrzebował mojego wsparcia, gdy tak bardzo cierpiał szukając drogi do Pani, że wtedy mu nie pomogłam…

Mogłam wtedy przyjść do Pani, tak jak dziś i spróbować pomóc mu jakoś to wszystko poukładać…

Mogłam, mogłam przynajmniej dać mu odczuć, że go popieram….

- To było bardzo skomplikowane… Zależało nam na sobie, ale nie wiem czy bylibyśmy w wtedy stanie coś razem zbudować…

Zbyt wiele nas poróżniło…

- Wiem. Marek wspominał Krzysztofowi, że Panią stracił poprzez własną głupotę i przez to, że nie był szczery wobec Pani.

I bardzo starał się to zaufanie odbudować…

Pani Ulo – ja znam mojego syna.

Jestem Pani wdzięczna za to, że dzięki Pani nie jest już zagubiony, ze odnalazł w sobie chęć życia, wolę walki. Że stal się równie odpowiedzialny jak Krzysztof.


Ta rozmowa wiele poukładała w relacjach Uli z Heleną.

Z niej zaczęła prząść się nic porozumienia między nimi obiema. Obydwum zależało na Marku.


------------------------------


Powoli zbliżał się czas Świąt, których tym razem Ula i Marek nie zamierzali spędzać oddzielnie.


Marek przekonał rodziców by zgodzili się przyjąć zaproszenie na Wigilię w domu Cieplaków.

Zdawał sobie sprawę z tego jak wielkie zderzenie światów to wywoła, ale bardzo zależało mu by w te święta mieć wszystkich których kochał wokół siebie.


Matka początkowo dość mocno się wahała , jednak Krzysztof poparł Marka, przekonując Helenę w zaciszu sypialni, że dom Uli choć skromny jest pełen ciepła i przypomina mu atmosferę jaka panowała w ich malutkim mieszkanku w czasach gdy rozkręcali firmę.

Helena, choć nie do końca pozbawiona obaw postanowiła ulec prośbie syna- on wiedział jak ją przekonać…


-----------------------------


Drugi dzień Świąt zapowiadał się bardzo intensywnie…

Marek i Ula czynili przygotowania do ślubu.

Mieli być świadkami na ślubie Violetty i Sebastiana.

Ich miłość rozkwitła i choć dość często bywała bardzo burzliwa widac było, że bardzo im na sobie zależy…

Sebastiana pasjonował wybuchowy temperament Violetty, jej pokręcone „ścieżki myślowego toku”, ona ceniła go za bezpieczeństwo które jej zapewniał. Czuła się bezpieczna, bo czuła się akceptowana i kochana, czuła się nie tylko twarzą F&D ale treścią sebastianowego życia…

Od czasu gdy Sebastian sprzedał swoje mieszkanie po to, by za cześć zysku (wartość mieszkania bowiem od chwili zakupu wyraźnie wzrosła) spłacić pozostały, wcale już nie tak wysoki kredyt, zaciągnięty na jego kupno, a pozostałą część przeznaczyć na zakup części kleksowych akcji F&D mieszkali w Pomiechówku.

Ten krok, pomimo początkowych obaw i dezaprobaty części otoczenia, które dziwiło się planom Sebastiana zamieszkania z przyszłymi teściami okazał się strzałem w dziesiątkę.

Matka Violetty , spragniona opieki nad kimkolwiek, ucieszyła się bardzo z możliwości dogadzania młodym.

Miała z Sebastianem wspólny język, a w rozwijaniu tej więzi bardzo pomocne okazały się kiszone ogórki.

Kiszone ogórki, arcydzieło rąk przyszłej teściowej, zawojowały przełyk, żołądek i serce Sebastiana. A ona odpłacała mu za ten podziw i zamiłowanie do ogórków pełnią matczynej miłości.

W skrytości ducha marzyła o tym, by po domu zaczęły tupać malutkie stópki, by mieć kolejne „osóbki” , które mogłaby obdarzyć miłością.

Cieszyła ją wizja bliskiego ślubu i tego, co jak spodziewała się, wkrótce po nim nastąpi….


-------------------------------


Przygotowania do wesela Violetty i Sebastiana angażowały również Ule i Marka…

Przed Świętami czekał ich jednak jeszcze jeden wyjazd.

Trzeba było znów odwiedzić szwalnie w Poznaniu, pozałatwiać do końca sprawy związane z kolekcją F&D Gusto i powoli szykować grunt pod kolejną kolekcję…


Postanowili wykorzystać ten wyjazd, połączyć przyjemne z pożytecznym.

Mieli dla siebie trzy dni, trzy dni wykrojone z napiętego firmowego kalendarza…


Marek wszystko zaplanował.

To miała być znacząca podróż.

Chciał by Ulka mogła wspominać ją do końca życia…


Przyjechali do Spa , w którym kiedyś, po raz pierwszy poznali inny wymiar swej miłości.

Hotel, taras, pokój, łóżko- wszystko to wręcz promieniowało wspomnieniami…


Pierwszy dzień wyglądał zupełnie normalnie.

Marek chciał by Ula mogła wreszcie odpocząć, wyciszyć się zrelaksować…

Wreszcie byli tylko dla siebie i korzystali z tego – na wszystkich płaszczyznach…


Gdy drugiego dnia wrócili z długiego spaceru cały pokój usłany był płatkami kwiatów.

Na toaletce, na parapecie i na nocnych stoliczkach stały dziesiątki malutkich, płonących świeczuszek….

Zdumienie Uli przerwał głos Marka:

- Z płatków czerwonych róż musiałem niestety zrezygnować. Pamiętam jak na Ciebie działają

– uśmiechnął się. –Wole jak płaczesz ze wzruszenia, niż z powodu alergii – dodał ocierając z jej twarzy cicho spływające łzy wzruszenia…

- Marku, wariacie…- czy mówiłam ci już dziś, że Cię kocham? –zapytała cichutko.

- W ciągu ostatniej godziny chyba nie –zażartował…


Wprowadził ją do pokoju, posadził przy toaletce, nalał czerwone wino stojące obok bukietu miniaturowych goździków…

Wypiła łyk, kiedy Marek wyjął nagle z kieszeni malutkie pudełeczko..

-Ulka czy.. czy uczynisz mi ten zaszczyt… czy przyjmiesz ode mnie ten zaręczynowy pierścionek? – wydusił podenerwowany

W środku leżał delikatny, skromny pierścionek z niebieskim oczkiem…

Ula była zupełnie zaskoczona.

- Jest…. jest piękny -odpowiedziała.

Marek wyjął go i delikatnie nałożył Uli na palec.

- Ten pierścionek jest w mojej rodzinie od bardzo dawna. Ostatnio należał do mojej matki.

To ona dała mi go bym wręczył go tej, która na zawsze zawładnie moim sercem…

Zauważył lekkie zmieszanie na twarzy Uli… Odczytał je bezbłędnie…

- Nie bój się – nigdy nie dałem go Paulinie…

Był dla niej zbyt skromny, zbyt… jarmarczny…

I chyba dobrze, bo nie ona miala zoostac miłością mojego życia…


Pocałowali się, a w szybie widać było ich odbicie poruszane migotaniem świec.


-Ulka – kocham Cię – czy czy zostaniesz moją żoną?

- Chyba… chyba nie mam innego wyjścia- co ? –zażartowała.

Skoro kocham Cię nawet za wady…

I skoro i tak zawładnąłeś moim życiem …


Marek pochylił się i z malutkiej szufladki toaletki wyjął kolejne pudełeczko…


- Byłem pewien Twej miłości.

Bałem się, ale zarazem… byłem pewien…

Ula- mam nadzieję, że nie będziesz się gniewać…

To... to dla nas….

Zamówiłem specjalnie w Poznaniu u Włodawca… On potrafi robić piękne rzeczy…

Kielichy papieskie, cuda biżuterii..

Podał Uli otwarte pudełeczko.

Z zaskoczeniem wodziła palcami po dwóch pięknych, ślubnych obrączkach.

Pięknych i delikatnych, a zarazem tak bardzo zaskakujących…

Wodziła palcami po księżycowych kamieniach którymi inkrustowane były obie obrączki.

- Księżycowy kamień…. Pamiętasz jak mówiłam, że otwiera serce na miłość???

- Bo otwiera. Moje otworzył jak wytrych –uśmiechnął się Marek

Wiesz chciałem by zawsze był przy nas.

Byśmy nie tracili z oczu tego… co najważniejsze.


---------------------------------------


Wigilia wbrew obawom obydwu stron wypadła bardzo przyjemnie.

Początkowe napięcie bardzo szybko rozładowała Beatka niespodziewanie sadowiąc się na kolanach Heleny.

- A pani ma córeczkę ? –zapytała

- Nie kochanie mam tylko tego łobuza – zażartowała Helena wskazując na Marka.

- Marek nie jest łobuzem – zaprotestowała w żarliwej obronie Beatka - on .. on nawet kaloryfery umie naprawić –dorzuciła – Naprawdę!


Po Wigilii i rozdaniu prezentów Marek przytulił Ulę do siebie.

Stali tak, przytuleni pod bożonarodzeniowym drzewkiem, tuż obok gipsowej stajenki.


- Chcemy Wam coś powiedzieć…

Chcemy stać się rodziną, taką jak ta tutaj – Marek wskazał na stajenkę.

Marzę o tym, aby kiedyś w naszym żłóbku pojawiła się taka kruszyna.

Panie Józefie – czy zgodzi się Pan oddać rękę mojej królewny? Zaznaczam , że na moją korzyść działa chyba to, że Ula już się zgodziła- zażartował.


Józef wyraźnie zaskoczony szukał potwierdzenia w oczach Alicji. Jej delikatne kiwnięcie głową przywróciło go do rzeczywistości…


- Zgadzam się, oczywiście. A teraz biegnij po nalewkę – wiesz gdzie – skinął porozumiewawczo do Marka – taką okazję trzeba porządnie uczcić….



Atmosfera była bardzo radosna.

Beatka dopytywała się czy Ula będzie miała długi welon, czy będzie mogła go nieść…

Uspokoiła się dopiero gdy obiecano jej, że poniesie albo welon, albo poduszkę ze ślubnymi obrączkami…


- Obrączki już mamy – powiedziała z uśmiechem Ula. – Chcesz zobaczyć ? – zapytała Beatkę.

- Co to za szary kamień – zapytała mała zdziwiona.

Reszta też przyglądała się z zaciekawieniem.

- To księżycowy kamień – powiedziała Ula

- Otwiera serce na miłość –dorzucił mrugając do Uli porozumiewawczo Marek.

- Widzę, że organizacyjnie nie da się Was pobić- zażartował Krzysztof – I to nie tylko na niwie zawodowej – dorzucił uśmiechając się z zadowoleniem pod wąsem. – Czy macie już w takim razie wybranych świadków i datę?

- Myśleliśmy o Maćku i o Sebastianie –powiedziała Ula

- A data?

- Data jeszcze nie jest do końca ustalona.

Ja proponuję, jeżeli Ulka się zgodzi aby ślub odbył się na Wielkanoc. To taka znacząca data…

- Znacząca? Jak to rozumieć synku ? – zapytała Helena.

- To czas zwycięstwa, zmartwychwstania, budzenia życia na nowo…

My.. my prawie pogrzebaliśmy naszą miłość, a jednak zmartwychwstała…. I będzie trwać na zawsze.

To jak Ulka? Kiedy? –zapytał przyciągając ją do siebie.

- Lepszego terminu w życiu bym nie wybrała…


Przytuliła się ufnie do niego, a on otoczył ją ramieniem i pocałował.

Zanim zatonął całkiem w tym pocałunku zdążył jeszcze zobaczyć akceptację i radość na twarzach tych, którzy wkrótce mieli zostać ich najbliższą rodziną….


THE END

1 komentarz: