Get your own Digital Clock

wtorek, 1 grudnia 2009

List Uli do Piotra spod pióra SWB

Drogi Piotrze !
Tak bardzo długo się nie odzywałeś. Sądziłam że zapomniałeś o mnie zupełnie, a może się obraziłeś… Cieszę się, naprawdę, że tak wiele dał Ci ten staż, że podoba Ci się Boston. Trochę szkoda, że postanowiłeś tam zostać na stałe, ale bardzo dobrze rozumiem Twoją decyzję, skoro tam właśnie spotkałeś kogoś, kto pokochał Cię całym sercem i kto wart jest Twojej miłości. Pytasz, co u mnie, u znajomych? No cóż, wydarzyło się dużo i właściwie cały czas się dzieje.
Zacznę może od Taty. Już chyba przestawałam momentami wierzyć w to, że jednak zdecydują się z Alą być razem, tak na zawsze, na dobre i złe. Niby chcieli, ale ciągle jakoś bali się podjąć tę ostateczną decyzję. No, ale w końcu, za namową , głównie Bety, ale także moją i Jaśka, powzięli ostateczną decyzję i w ostatnie Boże Narodzenie odbył się ich ślub.. Uroczystość raczej kameralna, ale oni oboje tacy odświętni, wzruszeni. Żadne z nich nie liczyło już chyba, że jeszcze tak bardzo zmieni się ich życie, że znajdą miłość. Chyba niepotrzebnie się tego obawiali, bo dogadują się świetnie, dzielą obowiązkami, więc i o tatę jestem spokojniejsza. A na punkcie Bety, Ala już całkiem zwariowała, choć rola matki jest dla niej nie lada wyzwaniem.
Jasiek w Rysiowie teraz tylko bywa. Nie wierzył, że uda się mu dostać na studia, ale niemal siłą go na nie wypchnęłam, bo przecież zdolny, tylko w maturalnej klasie trochę sobie pofolgował. Jaki był zdziwiony, kiedy okazało się, że dostał się na ekonomię na UW. Drugi ekonomista w rodzinie – sama nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale bardzo się cieszę, że mu się powiodło. Od kiedy Ala mieszka w Rysiowie, pozwoliła Jaśkowi , na czas studiów zająć swoje mieszkanie. Kindze też się udało dostać na prawo. Oboje byli bardzo z siebie dumni i szczęśliwi. Po chwilowym, jak się okazało rozstaniu, wrócili do siebie. Nie wiem, czy ten związek przetrwa, są przecież jeszcze tacy młodzi, ale bardzo bym chciała, bo uważam, że świetnie do siebie pasują. Poza tym, chyba się już czegoś nauczyli przez swoje wcześniejsze rozstanie .Cieszę się bardzo, że Maciek z Anią, po różnych perypetiach także w końcu są razem. Trochę to trwało i to , niestety, głównie przez Maćka. Ciągle miał jakieś kompleksy, źle interpretował sygnały wysyłane przez Anię, więc albo ona obrażała się na niego, albo on na nią.. Nie zliczę nawet, ile razy musiałam go stawiać do pionu, ale teraz w końcu się odnaleźli. Maciek bardzo się przy niej zmienił, nabrał pewności siebie, a nawet hiszpańskiego zaczął się z nią uczyć. Razem pracują, Ania okazała się bardzo kreatywną osobą i PROs naprawdę dobrze prosperuje. W najbliższym czasie planują wynająć wspólne mieszkanie w Warszawie, a ja wierzę, że wszystko im się uda.
Nawet nie pytam, czy pamiętasz Violę. Tyle razy bywałeś u mnie, a jej zawsze wszędzie było pełno. Od czasu naszego słynnego pokazu FD Gusto, którego Viola była twarzą, postanowiła poświęcić się modelngowi. Zawsze o tym marzyła, a ten pokaz otworzył jej drzwi do kariery. Miała świetną prasę. Trochę jej w tym wszystkim pomógł Artur i chociaż także, przez chwilę, nieźle zawrócił jej w głowie, to jednak w porę doszła do wniosku, że tak naprawdę przecież kocha tylko Sebastiana. Na szczęście, dla nas wszystkich chyba, bo Seba , z rozpaczy, że przez własną głupotę, nigdy jej nie odzyska, zaczął już nieźle zaglądać do kieliszka, zawalił parę spraw w pracy i miałam poważny dylemat, co z nim zrobić. Za to teraz, kiedy są już razem, chyba byś ich nie poznał, tak bardzo oboje się zmienili. Viola, przestała już gonić za tymi swoimi pięcioma minutami, bo je osiągnęła. Spoważniała, uspokoiła wewnętrznie, tyko swoich wierszy pisać nie przestała. A Seba, z chłoptasia, żigolaka, w końcu stał się dojrzałym mężczyzną.. Odpowiedzialnym, czułym, opiekuńczym, chociaż, niestety, bardzo zazdrosnym. Boi się żeby znowu jej nie stracić, bo wiadomo, atrakcyjna dziewczyna, modelka. On dobrze zna tę branżę. Myślę jednak, że nic mu ze strony Violi nie grozi. Przecież kochała go od zawsze. Mieszkają razem, zaręczyli się i zamierzają się pobrać zaraz po pokazie naszej nowej kolekcji.
Pamiętasz Władka z portierni i Elę z bufetu? Na pewno tak. Od kiedy dowiedziałam się, że się spotykają, kibicowałam temu związkowi. Oboje po przejściach, bo jego tuż przed ślubem zostawia narzeczona, a ona, przez lata borykała się z samotnym wychowem synka. I bardzo chciała znaleźć sobie partnera, a dziecku dobrego ojca. Okazało się, że Władek, niemal od razu zyskał sobie miłość Julka, co Elę ujęło bardzo, choć chyba trochę bała się tego związku. Władek jednak, zakochany niemal od pierwszego wejrzenia i bardzo cierpliwy, na nic nie naciskał, niczego nie przyspieszał, ale był przy niej i przy Julku w każdej chwili, potrzebie, aż okazało się, że Ela sama zorientowała się, że bez niego nie wyobraża już sobie życia. Spodziewają się dziecka (podobno dziewczynka) i zaraz po jego narodzinach planują ślub.
Pshemko, jeszcze długo po pokazie FD Gusto nie mógł otrząsnąć się po tej sprawie z plagiatem. Nie mógł wybaczyć Wojtkowi, że dzięki jego niefrasobliwości, tak niechlubne podejrzenie padło właśnie na niego Tym razem jednak, chyba i Wojtek zrozumiał, na co naraził wypracowywaną latami pozycję ojca.. Kiedy minęły pierwsze burze, zaczęli ze sobą normalnie pracować na chwałę FD i nowej kolekcji. Czasami jeszcze się kłócą, bo przecież to dwie silne osobowości, ale to już zupełnie nie to samo, co zdarzało się wcześniej. Pshemko dumny jest z talentu syna, a Wojtek w końcu zrozumiał, że maturę należało by mieć i zdał ją wreszcie w tym roku. Jeszcze nie wiadomo, czy zdecyduje się na dalszą naukę w Prywatnej Szkole Stylizacji, czy też sam mistrz będzie czuwał nad jego rozwojem. Razem jednak nie mieszkają. Wojtek wynajął sobie niewielką kawalerkę i chce być samodzielny. No i, o dziwo, dziewczyny też sobie jeszcze nie znalazł.
Z Pshemko miałam jeszcze jedną przeprawę, ponieważ Iza urodziła wspaniałego chłopaka i poszła na urlop, musiałam zatrudnić krawcową na jej miejsce. Wszystkie kandydatki mistrz odrzucał, bo miały jedną poważną wadę – nie były Izą. Byłam już prawie załamana, bo prace nie mogły czekać, terminy goniły, a on histeryzował. W końcu jednak zgodził się na jedną, która chyba wizualnie przypomina mu Izę. Na szczęście, w pracy też nie jest najgorsza.
Wkrótce po pokazie FD Gusto firmę postanowił opuścić Aleks. Nie mógł pogodzić się z tym, że pokaz nie okazał się, zgodnie z jego oczekiwaniami, totalnym fiaskiem, że odnieśliśmy sukces. Uznał pewnie, że nie ma już siły na kolejne intrygi i knowania i zdecydował się wyjechać do Mediolanu. Właściwie, chyba nikt nie wie, co się z nim dzieje, co tam robi, bo przecież nie miał tutaj żadnych przyjaciół.. Chciał, żeby Paulina pojechała z nim, ale się nie zgodziła. Od momentu, kiedy dowiedziała się, że ją oszukał, że chciał dogadać się z Włochami i podstępem, wraz z nimi przejąć firmę, ich stosunki zdecydowanie się pogorszyły. Między nami jednak nadal. nie było najlepiej. Co prawda, nie występowała już tak zdecydowanie przeciwko mnie, ale to pewnie dlatego, że nie miała już obok Aleksa, który ją w tym wspierał. Czasem było mi jej żal. Została zupełnie sama, w firmie niezauważana, bez przyjaciół. W końcu, kilka miesięcy temu zaprosiła ją do siebie Julia Sławińska. Nie znasz jej. Pracowała u nas krótko, przy promocji poprzedniej kolekcji. To znajoma Pauli i Marka jeszcze z dawnych lat. Mieszka i pracuje w Londynie. Paulina pojechała do niej najpierw na miesiąc, ale już dwukrotnie przedłużała pobyt. Kiedy wróci – nie wiem. Może wcale, jeśli pozna tam kogoś, kogo wreszcie pokocha i poczuje, że też jest kochana?
Księgowy, Adaś Turek, po odejściu Aleksa doczekał się wreszcie fotela dyrektora finansowego. Dopiero teraz okazało, się, że to naprawdę niegłupi, a przede wszystkim uczciwy człowiek. Widać, jak bardzo był zastraszony przez swojego poprzedniego szefa i jak źle czuł się w nie swojej skórze.. Naprawdę mu ufam i mogę na nim polegać. W jednym tylko się nie zmienił, jest bardzo nieśmiały w stosunku do kobiet i pewnie dlatego jeszcze nie udało mu się spotkać tej jedynej. A szkoda, bo porządny z niego gość.
A ja i Marek? Cóż – nas zostawiłam na koniec, bo chyba jednak u nas najwięcej się wydarzyło w tym czasie. Pogmatwaliśmy wiele, więc i wyprostowanie wszystkiego nie było łatwe. Wracam więc do momentu, kiedy widziałam się z Tobą ostatni raz, pamiętasz? Nie chciałeś zostać na pokazie, powiedziałeś, że się spieszysz i pożegnałeś się. Wiem, nawet Cię wtedy specjalnie nie zatrzymywałam. Nie miałam do tego głowy. Nie miałam głowy do niczego. Z jednej strony, martwiłam się, czy wszystko się uda , czy nie wydarzy się nic nieprzewidzianego, jak ta kolekcja zostanie przyjęta, a z drugiej – czułam żal, smutek, rozgoryczenie. To Marek wszystko to przygotował, sama na pewno nie dałabym rady, to miał być nasz wspólny sukces, tymczasem on jest pewnie w drodze na lotnisko, ja zostałam tu sama. Wszystko straciło sens. Bajka się skończyła. Miałam ochotę uciec stamtąd i nie wiem, czy bym tego nie zrobiła, gdyby nie Krzysztof. Wiedziałam, że mnie rozumie, ale jednak przypomniał mi, że jestem prezesem i, bez względu na wszystko, moje miejsce jest tutaj. Pokaz rozpoczęty, wszystko idzie zgodnie z planem, aż tu nagle Pshemko, w wielkiej panice, tłumaczy mi, że nie wie, co robić, bo jedna z modelek zasłabła i nie może wyjść na wybieg, a do prezentacji została jeszcze śliczna, biała sukienka.. W tym momencie, chyba było mi wszystko jedno, kto ją założy, ale kiedy mistrz wpadł na pomysł, że tylko ja mogę w niej wyjść, myślałam, że żartuje. Aż tak obojętne mi to nie było. Poza tym – ja, na wybiegu? Żart jakiś? Omal się nie pokłóciliśmy, ale w końcu uległam. Niech się dzieje, co chce. Ten pokaz musi się dobrze skończyć – jestem to winna Markowi. Szłam pomału na drżących nogach, kiedy usłyszałam z tyłu swoje imię. Marek? Nie, nie będę się oglądała, bo przecież jego tu nie ma. Ale to był on. Wiem, że to ty zawróciłeś go z lotniska, poczym Sebastian pojechał po niego i przywiózł na pokaz. Dlatego szedł obok, trzymając mnie mocno za rękę. Ten widok zdziwił wszystkich, a kiedy doszliśmy do końca wybiegu i Marek delikatnie pocałował mnie w policzek, rozległy się głośne brawa. Byłam oszołomiona , myślałam, że śnię. Po pokazie, bankiet dla współpracowników, już bez gości, dziennikarzy, fleszy.. Oczekiwali na nasze wejście. I, kiedy zobaczyłam ich wszystkich, cieszących się, życzliwych., kiedy czułam bliską obecność Marka, chyba nadal. nie byłam pewna, czy sen to, czy jawa. Że nie śnię, uświadomił mi długi i namiętny pocałunek Marka i toast :“ Za panią prezes, za najwspanialszą kobietę mojego życia” Przed końcem imprezy, wymknęliśmy się rozbawionemu towarzystwu i pojechaliśmy nad Wisłę. Mamy tam swoje miejsce, bardzo bliskie, magiczne. Tam wszystko się zaczęło kiedyś i tam po raz drugi postanowiliśmy zacząć naszą wspólną drogę. Tylko, że czym innym jest zachwyt, że znowu, że nareszcie ON i JA, a czym innym wybranie takiej wspólnej drogi, żeby się na niej znowu nie pogubić.
Uznałam, że tym pokazem i wprowadzeniem nowej kolekcji na rynek zakończyłam swoją “misję”, a wraz z nią prezesurę. Jednak ani Krzysztof, ani Marek nie chcieli zgodzić się na moją rezygnację. Uznali, że bardzo dobrze sobie poradziłam i nie ma powodu do takich decyzji, ale ja wiem swoje – gdyby nie Marek, jego znajomość firmy i branży w ogóle, nie udałoby mi się osiągnąć tego sukcesu. Doszliśmy jednak do konsensusu- pozostałam na stanowisku prezesa a Marek wrócił do swojej wcześniejszej funkcji dyrektora ds. promocji .Zbliżyła nas praca, w niej zawsze dobrze się rozumieliśmy i uzupełnialiśmy, więc teraz, gdy znowu działamy wspólnie i nie czujemy na plecach oddechu Aleksa, wszystko układa się naprawdę dobrze, firma prosperuje doskonale, a my przygotowujemy kolejną kolekcję, taką, z której Paulina na pewno byłaby dumna., bo nawet Pshemko rozpływa się w zachwytach.
Żeby jednak w życiu dogadywać się tak samo, jak w pracy musieliśmy przejść naprawdę niełatwą drogę. Wyjaśnienie sobie prezentów z szuflady, podsłuchanej (nie do końca ) rozmowy z Sebastianem, odwołanego ślubu z Pauliną, rzekomego obściskiwania się z Klaudią , mojej ucieczki na Mazury, mojego wyparcia się tej miłości, wybuchów agresji, tego, co czułam, kiedy powiedział mi, że nic do mnie nie czuje, Twojej obecności w moim życiu, itd.. No było tego trochę i wyjaśnianie okazało się bolesne i trudne, ale konieczne. Pogubiliśmy się tak bardzo, że równie dobrze moglibyśmy nigdy się nie zejść i cierpieć w samotności i przekonaniu, że straciliśmy tę miłość, zanim ją tak naprawdę odnaleźliśmy .Dopiero teraz dowiedziałam się też, że Marek zostawił dom Paulinie, a sam wynajmuje mieszkanie. Może jednak było nam to potrzebne? W życiu ponoć nic nie dzieje się bez powodu. Marek twierdzi, że zrozumiał, jak wiele można zrobić, znieść, poświęcić, kiedy się naprawdę kocha, jak trzeba uważać, żeby nie zranić, nie skrzywdzić. Do mnie dotarło, jak bardzo można się mylić, oceniając ludzi, sytuacje, po pozorach, że nie należy uciekać przed problemem, ale zmierzyć się z nim, że łatwo jest udzielać dobrych rad innym, tylko trudniej samemu według nich postępować. To była długa, trudna i bardzo bolesna lekcja i chociaż jeszcze nie do końca ją odrobiliśmy i zdarza się, że jakieś cienie z przeszłości się za nami wloką, to już wiemy, jak sobie z nimi radzić. Teraz już wiem na pewno, że nie jesteśmy z bajki o Bałwanku i Piecyku, chyba w ogóle zresztą z żadnej bajki – my piszemy swoją.
Jakiś czas temu postanowiliśmy zamieszkać razem w mieszkaniu Marka, na Siennej, żeby uczyć się siebie także w zwykłym, codziennym życiu i idzie nam coraz lepiej. Nie potrzeba nam klubów, ekskluzywnych restauracji, bo lepiej smakują wspólnie przygotowywane kolacje, tylko we dwoje(chociaż czasem chodzimy na zapiekanki). Nie wszystko jednak już jest takie piękne, proste i poukładane, choć wierzę, że i to się zmieni. Marek w Rysiowie zawsze czuł się dobrze i to się nie zmieniło, trochę gorzej to jednak wygląda ze mną w jego rodzinnym domu. W Krzysztofie mam sojusznika od dawna, świetnie się rozumiemy i łączy nas niewątpliwie nić sympatii, jednak z Heleną, matką Marka, już nie jest tak różowo. Może nie traktuje mnie wrogo, ale chyba jednak ma żal o to, że to przeze mnie Marek rozstał się z Pauliną, z którą doskonale się rozumiała i darzyła wielką sympatią. Jednak jest matką i wierzę, że kiedyś, widząc szczęście syna, zrozumie, dlaczego tak się musiało stać. Ja, staram się bardzo, żeby nastąpiło to jak najszybciej.
Z racji zajmowanego stanowiska muszę też nauczyć się świata, w którym powinnam bywać, ludzi, z którymi muszę się spotykać, to dla mnie bardzo trudne. Może i czuję się w nim trochę mniej zagubiona, niż kiedyś, ale ciągle jednak jestem trochę Kopciuszkiem. Marek jest dla mnie tutaj szczególnym oparciem i bardzo się stara, żebym oswoiła ten świat.
On się z niego wywodzi, a ja jednak nigdy nie będę “stąd.”. Jeszcze do tej pory czuję nieprzyjazne i ciekawskie spojrzenia pod tytułem “ach do dla niej Dobrzański zostawił Paulinę Febo?” Gdyby wtedy mocno nie trzymał mnie za rękę, chyba bym uciekła.
Wczoraj minął rok od pokazu FD Gusto i naszego ponownego spotkania. Marek zrobił mi niespodziankę – zaprosił do palmiarni, jak kiedyś, zdjął z palmy butelkę szampana, “znalazł” kieliszki i w tej niezwykłej scenerii oświadczył mi się. Bez fleszy, publiczności, tylko on i ja. To była wyjątkowa i tylko nasza chwila. Zaręczyliśmy się. Dasz wiarę?
Piotrze, dziękuję, że byłeś mądrzejszy ode mnie i zrozumiałeś, że nasze drogi nigdy, tak naprawdę nie będą mogły się zejść, że dostrzegłeś to, czego nie dostrzegali nawet moi starzy przyjaciele, no i ja sama – że uciekam przed miłością do Marka choć on bardzo stara się mnie dogonić. A przede wszystkim za to, czego przecież robić nie musiałeś – że pojechałeś mu o tym powiedzieć i sprawiłeś, że wrócił. Zasłużyłeś na wielką, prawdziwą miłość i cieszę się, że ją spotkałeś.
Napisałam Ci wiele o sobie, może nawet zbyt szczegółowo, ale uważam, że jestem Ci to winna – pomogłeś nam bardzo i chcę, żebyś wiedział, że było warto.
Bądź szczęśliwy- Ula
PS. To najdłuższy list, jaki w życiu napisałam ale wierzę, że wystarczy Ci cierpliwości, by doczytać go do końca.

2 komentarze:

  1. Właśnie , co to znaczy ?

    A list fajny , tylko trochę długi . ; *


    Frytaa .

    OdpowiedzUsuń