Get your own Digital Clock

środa, 30 grudnia 2009

I co dalej? cz.3 wg jukaki

Moja kolejna, III część jest trochę przewrotna.
Zainspirowała mnie SWB swoim ostatnim dziełem i Nenia jednym z postów- postanowiłam troszkę inaczej przedstawić pewne sprawy, coś niecoś spróbować wyjaśnić, z tego co nie do końca pasowało nam w serialu. Pewnie domyślicie się szybko o co chodzi- nie chce zbyt dużo wygadać…

W każdym razie urlop nie służy dobrze mojemu odwykowi…. ;)
Miłej lekturki
:)


jukaka

Część III Uli i Marka po ślubie.

Ślub był niezupełnie taki jakiego pragnęli…

Początkowo myśleli o małej, skromnej uroczystości w przyklasztornej kaplicy Franciszkanów.
Chcieli być tylko dla siebie.
Jednak stwierdzili, że nie powinni pozbawiać swych przyjaciół możliwości towarzyszenia im w tym ważnym dniu…
A przyjaciół, kiedy zaczęli ich liczyć okazało się zaskakująco wielu. Alicja, Sebastian , Ania, Violetta, Maciej, Ela, Iza, Władek, Pshemko czy Wojtek to tylko ich część … Tylu ludzi było świadkami ich miłości, ich walki o nią…
Tylu ludzi stało im się niespodziewanie tak bardzo bliskich…
A przecież jeszcze pozostawała rodzina, bez której również nie wyobrażali sobie ślubu…
Tak więc ślub zapowiadał się zupełnie inaczej niż sobie to początkowo zakładali.

Ale jedno pozostało niezmienne – zadbali o to by informacje o mającej się odbyć uroczystości nie wyciekły do prasy…
Od czasu pamiętnego pokazu FD Gusto stali się bardzo rozpoznawalni, bardzo medialni.
Zbyt bardzo.

Kiedy wkroczyli do kościoła opadły wszystkie wątpliwości. Wpatrywało się w nich wiele oczu… Bardzo wiele…
Ale wszystkie patrzyły z radością i z ogromnym ciepłem.
O nikogo nie było zbyt dużo…

Ceremonia wciągnęła ich w bajkę.
W bajkę wywołująca wzruszenie i kończącą się pełnią wiary w Happy End.
Byli pewni swojej miłości.
Byli pewni siebie… siebie samych i siebie.. nawzajem.
Kiedy ksiądz powiedział :
- „Biorę sobie Ciebie Urszulo za żonę…,
a Marek, dla którego „Urszula” była formą zbyt odległą, zbyt … zimną, powtórzył drżącym ze wzruszenia głosem:
- Biorę sobie Ciebie Ulko za żonę
i ślubuję Ci miłość,
wierność
i uczciwość małżeńską…. Ula wiedziała, że te słowa to 100% prawdy.
Ich prawdy.

———————————

Życie znów zaczęło płynąć jak szalone.
Praca była bardzo absorbująca, ale ciągle potrafili znaleźć czas dla siebie i swoich bliskich…
Odnajdywali chwile dla siebie w trakcie pracy, chłonęli siebie nawzajem nocą…
Dość często wpadali do Pomiechówka – odwiedzali Violettę i Sebastiana.

Violka, będąca w ostatnim trymestrze ciąży łaknęła tych wizyt i ploteczek z pracy.
Pobyt w domu i ciąża wyciszyły ją wewnętrznie, złagodniała…
Oczywiście potrafiła nadal urządzać Sebastianowi dantejskie awantury, ale o dziwo! – wydawało się, że robi to bardziej dla niego, niż z powodu własnej potrzeby…
Sebastian uwielbiał swoją żonę i jej „temperamencik”, świetnie sprawdzał się w roli męża i przyszłego ojca.
To on wraz z teściową, w tajemnicy przed Violettą, która bała się zapeszyć, skompletował prawie całą wyprawkę dla przyszłego dziecka.
Buszował po sklepach z ubrankami, bawił się świetnie na działach z zabawkami…
Czasem nawet porywał Marka na takie wypady.

Widać było, że i Marek myśli o dziecku.
Temat „Cebulków” i ich przyszłego „Cebulątka” dość często powracał w rozmowach Uli i Marka…

——————————-

Coś było nie tak…
Marek wiedział, że Ula ma jakieś problemy.
Nie chodziło o pracę, tego był pewien.
A jednak….
Zamknęła się przed nim, czuł że podświadomie buduje mur.
Poczuł tak dobrze znajomy strach…
Przyglądał jej się, próbował rozmawiać…
I po raz pierwszy od tak długiego czasu nie mógł się przebić…

————————————

Wybiegł z domu poruszony…..

Co się dzieje??? Dlaczego Ulka nie dopuszcza go do czegoś, co wkradło się między nich???
Dlaczego unika rozmowy, a na prośbę o 100% prawdy – ich prawdy – płacze???
Strach oplatał mu serce.
Nie wątpił w jej miłość do siebie, nie podejrzewał o zdradę…
A jednak czuł strach…
Wycofać się ? Odpuścić? Udać, ze niczego nie widzi????
A jednak wiedział, że musi walczyć… walczyć wszelkimi dostępnymi metodami.
Oparł się plecami o drzewo, wyciągnął telefon…
Powoli zapalały się latarnie, a on nadal czuł mrok…

-Mamo? – rzucił do telefonu
-…
-Tak, stało się – potwierdził- Mamo nie wiem co się dzieje…

Opowiedział matce o pierwszej kłótni między nim a Ulką i o tym jak do niej doszło.
O tym, że Ulka buduje mur, przez który on nie umie się przebić…

- Mamo? Co powinienem zrobić? Jesteś kobietą- o co tu chodzi????

Widać było, że rozmowa z matką przyniosła mu trochę spokoju.
Postanowił odwiedzić Sebastiana i pomimo nadciągającego wieczoru wyciągnąć go na pokawalerskie piwo.

—————————-

Dzwonek do drzwi zaskoczył Ulę.
Przecież Marek…
Marek wybiegł załamany twierdząc, że musi pobyć sam….
Zresztą Marek ma klucze.

Nie miała ochoty wstawać. Nie miała sił, a kanapa była tak przytulna…
Ale ten dzwonek!
A dzwonek był coraz bardziej natarczywy…

Zwlokła się z kanapy, otworzyła.
Widok niespodziewanej wizyty teściowej zupełnie ją zaskoczył.
- Ula dziecko- dlaczego płaczesz? – zapytała troskliwie.
Ula nie potrafiła nic odpowiedzieć.
Helena objęła ją ramieniem i zaprowadziła do pokoju.
- Zrobię nam herbatę – powiedziała. – Czuję, że będzie potrzebna.
-Poczekaj tu dziecko- dorzuciła powstrzymując Ulę od wstania….

—————————–

Ula z trudem wyrzuciła to z siebie.
Marka marzenia o dziecku, jej strach przed tym…
Jego radosne oczekiwanie tak sprzeczne do tego co czuła ona.
Marek tak bardzo pragnął być ojcem, a ona tak bardzo bała się zostać matką…
Strach , wyrzuty sumienia, że jest tak bardzo egoistyczna, że nie potrafi dać Markowi dziecka, którego on tak bardzo pragnie…
Pamiętała jak matka cieszyła się z ciąży z Beatką.
Jak czekała na małą kruszynę.
I pamięta swoja samotność, swój strach i ból gdy do domu wróciła już tylko Beatka…
Długo nie potrafiła ją pokochać…
Za to potem ulokowała w niej cały nadmiar swych uczuć…

Teraz ten strach wrócił.
Paraliżował ją teraz, gdy plany rodzicielskie zaczynały się tak bardzo krystalizować…
Bała się nie tylko o siebie, ale i o to czy będzie potrafiła kochać tę małą istotkę…

Helena była dobrym rozmówcom…
Otoczyła wyraźnie cierpiącą Ulę zrozumieniem i troską…
Nie naciskała, nie oceniała…
Pomogła jej wyrzucić z siebie to, co tak bardzo w sobie tłumiła…
Kiedy Ula wypłakała się i uspokoiła Helena delikatnie zasugerowała jej pomoc.
Zapytała czy może poszukać jakiegoś terapeuty, który potrafiłby fachowo jej pomóc…
Zaproponowała, że może, jeżeli ten temat jest dla Uli tak bardzo bolesny, że może to ona właśnie porozmawia z Markiem… On powinien wiedzieć, bo bardzo cierpi…
Wspomniała, że to Marek zadzwonił do niej z prośbą o pomoc.
Że bardzo się martwi…
- Dziecko, to wszystko jest bardzo trudne, wiem. Ale wiem też, że bardzo Wam na sobie zależy. Że potraficie sobie i z tym poradzić…

————————————–

Kiedy Marek wrócił do domu Ula spała w ubraniu, zwinięta w kłębuszek na kanapie.
Była taka bezbronna i taka zszarzała…
Marek wpatrywał się w nią pełen troski.
Ukucnął przy kanapie, otulił ją kocem, a potem zaczął delikatnie gładzić jej włosy…

- Wróciłeś ?- wyszeptała cichutko…
- Zawsze wrócę. Ulka!…
- Mama tu była…
-Wiem – przerwał – już wszystko wiem…
Nie powinienem tak naciskać.
Ja.. Ja nie wiedziałem ….
Oparł czoło o jej ramię, chłonął jej zapach….
- Ula tak bardzo Cię kocham!

To nie była łatwa rozmowa…
Ale czuli, po raz pierwszy od długiego czasu czuli, jak pęka szklana tafla pomiędzy nimi.
Czuli, że to co ich łączy jest najważniejsze.

————————————
Violetta urodziła.
Sebastian zupełnie zwariował na punkcie córki. Akcje Violetty na cebulkowym rynku, także wyraźnie wzrosły.
Ula początkowo była dość sztywna.
Nie potrafiła przytulić małej Adusi i Marek wielekroć, patrząc na nie przypominał sobie nienaturalnie sztywne zachowanie Uli wtedy, kiedy trzymała na ręku dziecko Boubara…
A jednak pamiętał też jak czule tuliła Beatkę…
Nie naciskał.
Wiedział, że potrzebuje czasu…
Miał czas…

—————————————-

Ciąża Uli była sporym zaskoczeniem.
Marek dowiedział się o tym od Uli – to miał być jej prezent urodzinowy dla niego….

- Dasz radę kochanie? Jesteś gotowa? – zapytał troskliwie.
- Strach nie może kierować naszym życiem. Boję się, ale tak bardzo chce byś Ty się cieszył…

I był szczęśliwy. Czuł się tak bardzo odpowiedzialny za dziecko, które miało przyjść na świat.
Ich dziecko…
Był szczęśliwy taką cichutką radością…

Kiedy Ula poczuła pierwsze ruchy dziecka, jej strach gdzieś zniknął.
Może sprawiła to fizyczność, namacalność tego odczucia, może po prostu terapia zaczęła skutkować…
W każdym razie, to wydarzenie przyniosło im spokój i pewność i pozwoliło wreszcie razem cieszyć się z rozwijającej się w Uli istotki.
Zniknęło napięcie, niepokój – wreszcie wszystko było tak, jak trzeba.

———————————–

Marek chronił Ulę i wspierał, ale nie przesadzał z roztaczaniem nad nią ochronnego parasola.
Nie chciał by nadmiernie widoczna troska spowodowała, że Ula znów zacznie się bać…
Zdecydowanie lepiej było, gdy dni płynęły normalnie, gdy Ula mogła skupić się na pracy…

A pracy było sporo.
Właśnie przystąpili do wprowadzania swoich kolekcji na nowe rynki.
Myśleli też o kolekcji nakierowanej na przyszłe matki.
Pierwsze zlecone sondaże wykazały, że luka na rynku w tym zakresie była ogromna.
Rysowało się przed nimi kolejne duże wyzwanie.

Marek, wraz z upływem czasu starał się coraz bardziej rozdysponowywać obowiązki pani prezes. Starał się dbać o to, by nie przepracowywała się za bardzo. Ostatni trymestr, jak uprzedzał go lekarz, nie należał do łatwych i Ula powinna ograniczyć pracę.
Nie było to łatwe zadanie…

————————————

Ula szła przez park znajdujący się w pobliżu firmy.
Codziennie starała się wychodzić z pracy na długi spacer.
Lubiła te chwile. Była wtedy tylko ona i ich syn. Czasem był jeszcze Marek.
Dość dobrze znosiła ciążę. Lekarz ostrzegał ją, że nadchodzi dość wyczerpujący okres, ale ona tego nie odczuwała.
Zamyślona wpadła na kogoś…

Widok Aleksa zupełnie ją zaskoczył…

- Dzień dobry Pani prezes – powiedział z nutą złośliwości –widzę, że nadal próbuje mnie Pani zmieść z drogi…
Jego postawa powinna skłonić Ulę do odejścia. A jednak coś ją powstrzymywało.
- Dzień dobry – odpowiedziała – Wrócił Pan z Włoch?
- Chyba mam do tego prawo, prawda? – jego głos był wyraźnie zaczepny.
Ula stropiła się lekko.
- Chyba, że i tego chcecie mi zabronić – dorzucił Aleks.
- Co Pan mówi? To Pan próbował zniszczyć firmę, to Pan …- usiłowała coś powiedzieć Ula.
Aleks przerwał jej gwałtownie:
-Firmę, firmę – rzucił wściekle. – Dobrze jest mieć pod ręką czarny charakter, prawda? Chce Pani poznać moją wersję?
Wykorzystał zaskoczenie Uli i kontynuował, wpatrując się w nią wzrokiem kota, przyczajonego do ataku.
Powinna Pani wiedzieć, że to Marek zniszczył moje życie.
Pani wie, że miał romans z moją narzeczoną???
Ten gówniarz dostawał zawsze wszystko co chciał! Miał dom, rodzinę, powodzenie…
Nic nie potrafił uszanować. Niszczył wszystko na swojej drodze.
Zabrał mi wszystko co miałem… Paulę …. a potem Julię…
Na koniec firmę…
Zbierał kolejne zabawki i zawsze spadał na cztery łapy.
Panią też dostał jak widzę…. – z satysfakcją obserwował symptomy zdenerwowania na twarzy Uli. Próbowała przerwać rozmowę, monolog właściwie, ale on nie zamierzał dać jej odejść. Nie odchodzi się kiedy Aleks Febo mówi!
Widział po twarzy Uli, że jego słowa nie są jej obojętne.
Wiedział, że ją to boli.
Pragnął tego.
Zauważył rękę którą położyła na brzuchu.
Na swój sposób zinterpretował ten gest…

- Może mam teraz życzyć Wam szczęścia? Gratulować dziecka??? Przykro mi nie potrafię!
Tak naprawdę, tak naprawdę to chciałbym –zawahał się chwilę, ale postanowił wbić kolec do końca- chciałbym aby ten gówniarz – ciągnął bezlitośnie dalej- nigdy nie mógł przytulić tego dziecka!

Satysfakcja na widok przerażenia w oczach Uli, na widok jej bólu nie trwała długo.
Kiedy krzyknęła i opadła na ławkę, kiedy chwyciła się za brzuch i zasłabła, Aleks stał jak skamieniały.
Początkowo nie wiedział co się stało, wkrótce wściekłość zastąpił strach.
Gorączkowo wystukiwał w telefonie numer 112.

———————————

Marek miotał się pod salą zabiegową.
Strach o Ulę, o ich dziecko był porażający.
Nie wiedział co zaszło.
Telefon od Aleksa, jego informacja, że musi koniecznie jak najszybciej przyjechać do szpitala zaskoczył Marka.
Jeszcze bardziej tembr jego głosu.
Nie przypuszczał, że może chodzić o Ulę.
Aleks nie był w stanie nic więcej powiedzieć.
Myślał, że może coś stało się z Pauliną, bo wiedział, że miała przylecieć do Polski.
Teraz miotał się pod salą, a jego emocje sięgały zenitu.

Widział poszarzałą postać Aleksa, siedzącego samotnie w kącie, na szpitalnym krześle.
Postanowił się czegoś od niego dowiedzieć…

To, co usłyszał totalnie go rozbiło.
Nie był w stanie nic zrobić, nawet walnąć Aleksa, choć tak bardzo miał na to ochotę.

- Zmarnowałem Ci życie, tak???
Mam wszystko , tak????
Mam wszystko bo o to walczyłem.
Bo oboje z Ulą walczyliśmy!
Mam wszystko, bo potrafiliśmy sobie przebaczyć!!!
Czy Ty – głos Marka zaczynał się rwać- czy Ty kiedykolwiek próbowałeś… przebaczyć????

Aleks coraz bardziej zapadał się w sobie…

- Coś ty zrobił… – zamiast wściekłości Marek miał łzy w oczach – Kiedy stracę żonę lub dziecko będziesz wreszcie szczęśliwy???!

————————–

Aleks klęczał w szpitalnej kaplicy. Tylko tu mógł być sam…

- Ave Maria, piena di grazia il Signore è con te… – łkał chroniąc twarz w złożonych dłoniach.
Coś w nim pękło,,,,
Dziecko…
Dziecko, które niczemu nie było winne….

————————————

Szczęśliwie słońce wyjrzało. Zagrożenie minęło…
Już niedługo mieli trzymać maleństwo, którego tak bardzo pragnęli. Dziecko, o które tak bardzo się bali…
Uli słowa dźwięczały mu w uszach…
- pamiętaj Marku … -jeśli… jeśli musiałbyś kiedykolwiek wybierać… – ono… ono jest najważniejsze… Obiecaj, że nie będziesz się wahał….

Nie musiał. I nie dopuszczał do siebie też strachu przed zbliżającym się porodem.
Jakże był wdzięczny losowi…

Teraz tulił Ulę w szpitalnym łóżku i starał się zapomnieć o strachu.
-Marku? Zmieniłam zdanie.
Wiesz, chciałabym aby nasz syn … aby nasz syn nazywał się Wiktor Arkady.
Wiktor Arkady Dobrzański.
-Co Ty tam kombinujesz, królewno? To pewnie coś znaczy, co?
Wiktor –zwycięzca, tak?
- Ychy – potwierdziła mruknięciem Ula.
- A skąd Arkady? Dziwne imię…
- Ten który jest szczęśliwy. Mieszkaniec Arkadii, krainy szczęścia, kojarzysz? – cichutko spytała Ula.
-Ale Wiktor przez „W” i jedno „t”? – upewnił się, żartując Marek…
Wiktor Arkady Dobrzański- powtórzył głośno – hmmmmm no dobrze- niech będzie generale!- w końcu lekarz nie kazał Cię denerwować- dorzucił rozbawiony.

———————————-

Aleksa już więcej nie spotkali.
Przysłał tylko, tuż przed Uli wyjściem ze szpitala kwiaty dla niej, z dołączoną małą torebeczką.
Marek wahał się czy ją otworzyć, ale Ula chciała by to zrobił.

Bilecik włożony do torebeczki zawierał tylko parę słów:
„ Błagam o wybaczenie
- Aleks.
PS. Jeżeli Pani się zgodzi, to proszę podarować to dziecku, którego omal nie zabiłem…”

W pudełeczku leżał złoty medalik z wizerunkiem Matki Boskiej.

END.

3 komentarze:

  1. świetne opko... ja zapraszam, do siebie
    http://ulaimarek-love.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. Świtne,naprawdę świetne...

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tym Aleksem klęczączym w kaplicy to nieco przesadziłaś. Ok może i się przejął zasłabnięciem Uli, ale na pewno tak by tego nie okazywał. Nie widzę go po prostu w takiej scenie - nie jego, nie tego włocha.:)

    OdpowiedzUsuń