Na początek przypomnijcie sobie Marka, powiedzmy, w 2 odcinku. Okłamujący i zdradzający swoją dziewczynę playboy. Co gorsza, prosi rzeczoną dziewczynę o rękę, żeby się nie rzucała za bardzo, że ją zdradza! I cóż można pomyśleć o takim człowieku? Nic innego, jak to, że jest pusty, podły, no i przy okazji, nieziemsko przystojny.
Takim pierwszy raz widzi go Ula. Tylko czy ona zakochała się w nim, bo był pusty, podły i przystojny? Odpowiedź, oczywiście, brzmi NIE.
No więc, dlaczego?
Jeśli przyjrzeć mu się bliżej i nie oceniać jedynie po liczbie kochanek, Marek jest bardzo dobrym człowiekiem. Ma mnóstwo wad, to prawda, ale zalet ma równie wiele i bynajmniej, nie mam na myśli dołeczków.
Junior Dobrzański potrafi współczuć, potrafi być szczery, potrafi troszczyć się o ludzi, na których mu zależy. To właśnie dostrzega w nim Ula. Mimo kilku nieprzyjemnych doświadczeń, Marek zawsze w jej oczach wychodzi obronną ręką. Za pomyłkę w sprawie wypadku przeprasza i przyjmuje z powrotem do pracy. Za zwolnienie przez Paulinę, za brak zaufania, za niedocenienie – zawsze, w każdym przypadku przeprasza. Potrafi przyznać się do błędu.
Jeśli komuś mu bliskiemu dzieje się krzywda – broni. Jeśli firmie grozi coś ze strony Aleksa – broni, jak lew.
A jednocześnie żyje w kłamstwie, tchórzostwie i głupocie.
Spójrzmy prawdzie w oczy – jak inaczej można to nazwać? Okłamuje siebie, Paulinę i wszystkich dookoła, tkwiąc w związku, który nie przynosi mu ani szczęścia, ani satysfakcji. Źle mu z tym. Kolejne wydarzenia potwierdzają tylko, że całe jego życie opiera się na pozorach. U Pauli nie znajduje pocieszenia, ani pomocy. Znajduje je za to u Uli i coraz bardziej wciąga go jej świat – ciepły, szczery, “rysiowski”. Towarzystwo Uli jest dla niego coraz cenniejsze. Ona pokazuje mu, co znaczy prawdziwe życie i prawdziwe uczucia. To jej opinia liczy się dla Marka najbardziej. Po radę, pociechę i słowa otuchy biegnie właśnie do niej, wiedząc, że ona nigdy go nie zawiedzie.
Ula go fascynuje, bo jest zupełnym przeciwieństwem Pauliny – szczera zamiast obłudna, ciepła, a nie oziębła, kochająca, ale nie wymagająca bezwzględnej miłości, dająca, ale nie wymagająca, by jej dawano, pomagająca, nie prosząc o odwdzięczenie się, bezinteresowna, a nie egoistka.
Jego rosnące uczucie do Uli i coraz bardziej uzmysławiana sobie niechęć do Pauli pokazują, jak Marek ewoluuje. Coraz ważniejsze staje się dla niego to, co niewidoczne, pozory budzą coraz większy wstręt.
Problemem jednak w dalszym ciągu jest Markowe tchórzostwo.
Przy “pomocy” Sebastiana, Marek przekonuje sam siebie, że jego uczucia, jego priorytety i wyznawane wartości ani trochę się nie zmieniły. Tak jest prościej, bezpieczniej. Nie ryzykuje krytyki ze strony ojca, matki, znajomych. Nie ryzykuje bycia obiektem kpin i plotek wśród znajomych. Nie ryzykuje bezpiecznego, chociaż męczącego związku z Paulą, która przecież od zawsze była mu przeznaczona…
Ale to właśnie związek z Pauliną najłatwiej jest mu porzucić. Ula uświadamia mu, czym jest miłość, jednocześnie pokazując, że między nim i Paulą jej nie ma.
To właśnie, powoli, stopniowo doprowadza do przemiany Marka-tchórza w dojrzałego mężczyznę, który wie, czego chce.
Właśnie ta zmiana jest najistotniejszą w jego postaci. To ona doprowadza do przewartościowania się całego życia Marka. Jego własne dobro spada na miejsce drugie, a pierwsze zajmują prawda i miłość.
Momentem przełomowym, jak wiadomo, jest randka nad Wisłą. Zaraz po 159 odcinku, reakcje na zachowanie Marka były bardzo różne. Teraz nie możemy interpretować go inaczej, niż jako wynikające z zagubienia.
Wyobraźcie sobie, że mieszkacie w lesie w górach. Wszystko wokół was jest skomplikowane, niejasne, ale czujecie się bezpieczni, bo nikt was tak naprawdę w tym gąszczu nie widzi. Aż tu nagle, budzicie się pewnego ranka na równinie – cały krajobraz się zmienia, wszystko jest jasne, przejrzyste, ale także i was widać wyraźnie – wszelki atak jest ułatwiony, nie wiadomo, skąd może uderzyć.
Marek żył całe lata w świecie pozorów i obłudy. Z kobietą, której sensem życia jest właśnie stwarzanie pozorów. Wśród ludzi, którzy nade wszystko cenią piękno zewnętrzne, leceważąc to, co jest w środku. I po całym tym czasie zostało mu pokazane coś zupełnie odmiennego – prawda, dobro, piękno wewnętrzne. Tylko czy wierząc w takie właśnie wartości łatwo by mu było przetrwać w jego świecie? Nie.
Nic więc dziwnego, że bał się podjąć tak radykalną decyzję – zostawić las i góry i wyszlibyście na równinę, narażając się na nieznane niebezpieczeństwo?
A jednak Marek zaryzykował. Po wielu trudach i wielu zmaganiach z własnymi uczuciami, podjął decyzję – nie bacząc na konsekwencje, a wiedział, że będą poważne. Ale trwał w niej, nie zawrócił.
Jego hierarchia wartości uległa całkowitej zmianie, praktycznie poza jego świadomością. Bo czy Marek zdawał sobie sprawę z tego, jak wielki wpływ ma na niego Ula? Nie. Gdyby ktoś go zapytał, dlaczego w pewnym momencie przestał zdradzać Paulinę, pewnie powiedziałby, że są zaręczeni, trzeba się ustatkować. Ale czy to rzeczywiście był powód? Według mnie – na to pytanie odpowiedź także brzmi nie. Ważne jest dla niego, żeby Ula nie myślała o nim źle. Jej opinia o nim pogarsza się, gdy widzi go z kolejnymi modelkami. Co więc robi Marek? Rzuca modelki. Ula go kocha, on coraz bardziej się do niej zbliża, romans staje się naturalnym następstwem. Marek przed nim nie ucieka. Czy to też robi po to, by być lepszym mężem dla Pauliny? Raczej nie. Nieświadomie przechodzi metamorfozę.
Nie uważam, żeby jego postępowanie względem Uli i Pauliny w czasie romansu z tą pierwszą było właściwe. Co to to nie. Aczkolwiek sądzę, że jest ono wynikiem walki starego Marka z nowym. Tchórz i playboy stara się stłamsić romantycznego, zakochanego w Uli, dojrzałego faceta.
Kto wygrywa w ostatecznym rozrachunku, jest oczywiste.
Marek zmienił się ogromnie – dojrzał, wiele zrozumiał. Tylko trzeba pamiętać, że to nie wzięło się znikąd. Od samego początku miał w sobie potencjał, by być dobrym człowiekiem – potencjał, który zobaczyła w nim Ula.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz