Get your own Digital Clock

sobota, 26 grudnia 2009

Finał BrzydUli, końcowe refleksje Małgosi-mz.

BRZYDULA – MOJE KOŃCOWE REFLEKSJE


Kilka miesięcy temu „BrzydUla” wdarła się w moje życie i opanowała je na dobre. W życie osoby, która z powodu obowiązków rodzinnych i zawodowych telewizor otwiera sporadycznie, a na seriale nie ma czasu. Co sprawiło, że regularnie, pięć dni w tygodniu MUSIAŁAM oglądnąć odcinki, że czasowi emisji podporządkowałam wyjazd na urlop i inne zajęcia, że odnalazłam ludzi na naszym blogu, których komentarze na temat akcji serialu czytałam i sama też od czasu do czasu pisałam, że chciałam się spotykać z aktorami i twórcami „BrzydUli”?


W pierwszym momencie zauważyłam niebanalne myśli zawarte w tekstach dialogów i tekstowi zaczęłam się bliżej przyglądać. Klatka po klatce notowałam istotne, moim zdaniem, dialogi bohaterów. Zajecie żmudne, ale pozwoliło mi to spotkać się w ciszy z sensem słowa, czyli ze scenariuszem. I to odkrywanie gry słów, częstotliwości zastosowania niektórych z nich, przyglądanie się bardzo prostym, krótkim zdaniom dialogowym, ale nasyconym treścią sprawiało mi wielką przyjemność. Tu nie ma przypadkowych fraz ani przypadkowych słów, gadania dla gadania. Jest myśl, którą oglądaliśmy z różnych stron, z różnych punktów widzenia poszczególnych bohaterów.


W każdym odcinku można odnaleźć słowa – klucze. Mnie osobiście bardzo wciągało wyszukiwanie tych kluczy, ale nie tylko mnie, bo choćby dudusia w konstrukcji swoich analiz świetnie je pokazuje.


Myśl główna serialu krąży wokół fundamentalnej dla każdego człowieka wartości jaką jest miłość. Ale na szczęście serial nie jest opowiadaniem o perypetiach miłosnych bohaterów pokazywanych w ckliwych, powierzchownych scenach buzi-buzi, miziu-miziu. Tu wątek głównych bohaterów i wątki poboczne mocno ze sobą korespondują i się uzupełniają.


Oglądamy miłość ojcowską. Z jednej strony wymagającego, ciągle rozczarowanego, ale sprawiedliwego Krzysztofa i dorastającego, ale początkowo nieodpowiedzialnego Marka, z drugiej Pshemko, który kiedyś zawiódł w miłości ojcowskiej swojego Wojtka. W obu przypadkach pokazana jest droga, którą pokonują i ojcowie i synowie, odbudowa ich więzi i spełnienie, czyli obustronna akceptacja oraz duma, że jestem synem tego ojca, jestem ojcem tego syna. Mamy też fałszywie pojęta, zaborczą miłość ojca do córki Kingi.


Pokazano bezwarunkową miłość rodziców do własnych dzieci – wyrozumiałość i nieporadność w niektórych sytuacjach Józefa, ale też jego gotowość do rezygnacji z własnych spraw i własnego szczęścia, by dzieci nie skrzywdzić (rozczulająca rozmowa z Beatką i obietnica, że jej dla nikogo nie zostawi), Helenę próbującą zrozumieć wymykającego się spod jej opieki dorastającego syna, zaślepioną w miłości do syna Dąbrowską, Szymczykową matczynie czuwającą nad synem i osieroconymi dziećmi sąsiada w zwyczajnych, codziennych zmaganiach. Ta sama miłość – różne drogi.


I widzimy miłość dzieci do rodziców – ich troskę o zagrożone zdrowie (Marek, Ula z rodzeństwem), starania o spełnienie pokładanych nadziei (Marek, Ula), walkę o akceptację (Wojtek), posłuszeństwo Kingi wobec autorytarnego ojca, poczciwe opiekowanie się mamą przez Maćka, w imię fałszywie pojętej troski oszukiwanie matki przez Bartka. Jedna miłość – różne drogi.


Oglądamy pierwsze niewinne, wyidealizowane zauroczenie, ale też i pierwsze rozstanie nastolatków – Jaśka i Kingi. Pierwsze doświadczanie. Dla kontrastu pojawia się uczucie Ali i Józefa, ludzi, którzy niespodziewanie stracili miłość swojego życia, ale stale pielęgnują wspomnienia. Im się nie spieszy, nie chcą zamazać obrazu tych, których kiedyś pokochali. Teraz, tak samo doświadczeni, odkrywają, że oboje stają się dla siebie wsparciem, że jest im ze sobą dobrze, że się dopełniają. Miłość nie zna granicy wieku, w miłości się młodnieje (widzimy niemal nastoletnie szaleństwa Ali i Józefa).


I wreszcie towarzyszymy dojrzewaniu do miłości młodym, wchodzącym w dorosłe życie – Uli, Markowi, Violetcie, Sebastianowi, Ani, Maćkowi. Jakże odmiennymi serialowymi drogami podążali w tym samym kierunku.


Tłem dla dojrzewających uczuć części bohaterów jest zafałszowany obraz miłości narcystycznej Pauliny oraz egocentrycznego, osaczającego Piotra. W to wszystko wplatają się obrazy instrumentalnego traktowania partnerów (np. Marek – modelki, Violetta – Maciek, Artur – Violetta, Iwona – Marek), samotności wynikającej z braku wiary w siebie (Adam) lub samotności spowodowanej rozgoryczeniem, chęcią zemsty i cynizmem po zdradzie partnerki (Aleks).


PROWADZENIE DROGAMI DOJRZEWANIA DO MIŁOŚCI, WSKAZYWANIE PRZYMIOTÓW MIŁOŚCI ORAZ UJAWNIANIE, CO MIŁOŚCIĄ NIE JEST STANOWIĄ O MĄDROŚCI TEGO SERIALU.


Miłość to jeden z elementów życia człowieka. Scenariusz sytuuje ją w całej gamie skomplikowanych relacji międzyludzkich wynikających z odmiennych cech charakteru bohaterów, kompleksów, sytuacji życiowych, zbiegów okoliczności. I podczas bacznej obserwacji każdy z tych puzzli można odszukać w otaczającym nas realnym życiu podobnie jak i każdego z serialowych bohaterów.
W serialu wszystko jest uzasadnione. Koncepcja scenariusza, poszczególne postaci są starannie przemyślane (wątpiącym polecam uważną lekturę komentarzy blogowych), a wszystko tworzy spójną całość.


Dla mnie siłą „BrzydUli” są niedomówienia i skróty myślowe, które zapraszają widza do własnych przemyśleń i interpretacji. Widz został potraktowany poważnie, jest partnerem, ma swój udział w tworzeniu akcji, z niecierpliwością czeka na prowadzenie wątku w następnych odcinkach. Na szczęście twórcy serialu nie postrzegają widowni jako grupy ćwierćinteligentów, którym trzeba wszystko łopatologicznie wyłożyć kawa na ławę. I ciągle obecna jest myśl – „nic nie jest takim, jakim się wydaje”.


A teraz to, co zobaczyłam na ekranie.
Wspaniała kreacja charakterystycznych, niepowtarzalnych postaci dzięki znakomicie grającym aktorom, tym z pierwszego planu (Julii Kamińskiej, Filipowi Bobkowi, Mai Hirsch, Małgosi Sosze, Jackowi Braciakowi, Mariuszowi Zaniewskiemu, Łukaszowi Simlatowi) oraz tym, którzy dodawali smaku scenom, gdy tylko się pojawiali (Michałowi Gadomskiemu, Markowi Jaskowi, Elżbiecie Jodłowskiej). O atutach gry każdego z wymienionych aktorów można by napisać osobny komentarz. Całemu zespołowi aktorskiemu (także tym nie wymienionym powyżej z nazwiska) należą się ogromne podziękowania za trud włożony w pracę i wielkie brawa za osiągnięty efekt.


Zachwyciły mnie także fantastycznie dobierane rekwizyty, choćby różowy ołówek Aleksa, ciasne buty Adama, przytulona przez Marka krówka, ale oczywiście było ich całe mnóstwo. Świetnie wykorzystano obrazy symboliczne, m.in. dwie kaczki – symbol miłości towarzyszące Uli i Markowi, żar ogniska w scenie nad Wisłą, krążący nad Wisłą biały ptak, płatki róż oraz łatwe skojarzenia słowne, by przytoczyć tylko grę w kosza, czyli pytanie kto dostanie kosza.


Urzekała mnie subtelność przedstawiania uczuć: niezapomniana scena „ty jesteś od nich piękniejsza”, treść kartki walentynowej, list Marka napisany w pośpiechu przy biurku i można by tak wymieniać i wymieniać. Nie ma nic piękniejszego i wywołującego dreszcz najwspanialszych romantycznych emocji.


Wielkimi aktorami serialu są muzyka, która znakomicie oddaje ducha poszczególnych scen oraz humor, który jak i w życiu, równoważy powagę głębokich myśli.


Wielkie brawa za stworzony, przy pomocy tych różnorodnych środków, klimat serialu.


W cieniu zespołu scenarzystów, aktorów i reżyserów pozostaje zwykle praca wielu osób, m.in. operatorów kamer, oświetleniowców, realizatorów dźwięku, montażystów oraz praca całego teamu związanego z produkcją z producentem na czele. Wszyscy zasłużyli na wielkie podziękowania, bo codzienna praca trwająca po kilkanaście godzin przez wiele miesięcy przyniosła wspaniały efekt, czego dowodem są wielkie rzesze aktywnych w brzydulomaniactwie wielbicieli serialu.


Jako licentia poetica należy potraktować miejsce i czas akcji – sposób pracy i zarządzania w wielkim domu mody, późnowiosenną jasność w pamiętny lutowy wieczór czy kiszenie ogórków na początku maja, gdy ogrodnicy nie wysiali ich jeszcze do gruntu.


Żeby nie było za słodko, to widziałam też niedociągnięcia i omsknięcia (np. kostiumologów), o których tu jednak nie napiszę, pozostawiając tę działkę mniej zadowolonym widzom. Według mnie, na tle całości to są rzeczy, które nie wpłynęły istotnie na mój stały i niezmienny zachwyt dla serialu.


Dlatego z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy, dlatego głosuję z pełnym przekonaniem na Telekamery, dlatego będę z uwagą śledzić drogi rozwoju zawodowego aktorów, dlatego całemu zespołowi życzę jak najlepiej.
Dlatego wszystkim, którzy przyczynili sie do powstania “BrzydUli” BARDZO DZIĘKUJĘ.

1 komentarz:

  1. Zgadzam się z tobą. Bardzo lubie raczej lubiłam, bo już serial jest nie jest wyświetlany w telewizji.Bardzo czekam z niecierpliwościa czy dalej będzie emitowany. Oglądałam każdy odcinek i powiem,że jestem pod wrażeniem oraz też przyłączam się do podziękowania XD

    OdpowiedzUsuń