Get your own Digital Clock

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Marek Dobrzański cz. I - analiza wg Kaput

Marek Dobrzański po raz pierwszy pojawia się w serialu pewnego wczesnego rana, wychodząc z windy. Uprzejmie wita się ze sprzątaczką i ze spokojem można by było założyć, że spędził tę noc na uczciwej pracy. Mimo to, każda z nas obserwująca ten pierwszy odcinek dobrze wie, że to co odbywało się w jego gabinecie tej nocy dalekie było od pracy. Skąd ta pewność. Cóż, może to ten diablik w oczach, ale widok atrakcyjnej blondynki nie jest dla nas zaskoczeniem. Nie dziwi nas też fakt, że ten przystojny i zadziorny mężczyzna ma również narzeczoną. Dobrzański junior już od samego początku czarował żeńską część widowni swoim wdziękiem, jednak czy ten chłopięcy czar wystarczył abyśmy przymknęły oko na jego bezczelne i chamskie wybryki? Nie. Dlaczego więc tak bardzo polubiłyśmy tą postać od samego początku? Ponieważ oprócz cech, które wyżej wymieniłam posiadał on jeszcze jedną, najważniejszą: dobre serducho. Pokazał nam je stosunkowo wcześnie, bo już w odcinku w którym przyjechał do Uli, przeprosić ją za swoje zachowanie i każda kolejna jego konfrontacja z nieurodziwą asystentką tylko potwierdzała nasze przypuszczenia. Marek Dobrzański, zawodowy Casanova i bezbłędny kłamca, był w rzeczywistości całkiem sympatycznym człowiekiem. Oczywiście minęło troszkę czasu zanim nastąpiły w nim pierwsze zmiany, jednak niewątpliwie miał na to wpływ dobry wzorzec, który ukazała mu właśnie Cieplakówna. Trudno jest wskazać moment przełomowy, uważam, że Marek zmieniał się bardzo powoli. Małymi kroczkami przemierzał ogromne dystanse i niespodziewanie osiągnął coś, czego się nie spodziewał, dojrzałość. Sama nie wiem, kiedy dokładnie pojawiła się miłość. Co było tym momentem przełomowym. Marek sam powiedział, że zdał sobie sprawę z tego co łączyło go z Ulą dopiero nad Wisłą, ale nie zaprzeczał, że to istniało pomiędzy nimi wcześniej. Dlaczego nie zdał sobie sprawy, że to miłość? Najwyraźniej dlatego, że nigdy nie znał tego uczucia w żadnej formie. Jego wcześniejsze spotkania z płcią piękną, były zawsze burzliwe i niespodziewane. Szybko pojawiały się, ale równie niespodziewanie przemijały. To były zwykłe namiętności, nigdy nie było w nich zaangażowania emocjonalnego. Prawdopodobnie dlatego też, pomylił to co łączyło go z Pauliną z miłością. Ona była dla niego zawsze czymś więcej niż tylko kolejną dziewczyną. Znali się od małego, żyli jak rodzina. Na pewno między nimi pojawiła się pewnego rodzaju zażyłość, czułość. Kochał ją, ale nie jak kobietę, ale jak członka rodziny. Troszczył się o nią, lubił, była mu bliska a do tego jeszcze pociągała go fizycznie. Czuł do niej więcej, niż do jakiejkolwiek innej kobiety, dlaczego więc w jego mniemaniu nie miało to być miłością? Potem dopiero zjawiła się Ula i przewróciła cały jego świat do góry nogami. Sprawiła, że całkowicie przewartościował swoje życie i zaczął dostrzegać co jest naprawdę ważne. Dlatego przestał zdradzać Paulinę, dlatego w trakcie zaręczyn wspomniał o wspólnym podejmowaniu ważnych decyzji. Być może podświadomie chciał upodobnić ich relacje do tej, której dzielił z Ulą. Ale to może już być nadinterpretacja z mojej strony ;p. Nagle jego życie zaczęło układać się wspaniale. Był prezesem wielkiej firmy, jego związek z narzeczoną zaczął wyglądać tak jak powinien i miał wspaniałą przyjaciółkę dzięki której, czuł że znalazł swoje miejsce. Łatwiej było mu wytrzymać otaczający go fałsz, gdy towarzyszyło mu to małe światełko, które pozwalało odetchnąć. Wielokrotnie zastanawiałam się, co by było gdyby Ula wtedy go nie pocałowała? Jak długo jego uczucia leżałyby skrywane pod dywanem? Może dopiero definitywne postanowienie Uli o porzuceniu pracy przekonałoby go o tym co czuje, a może jakiś mężczyzna, którego często widywałby u jej boku. Jednak twórcy poszli w tą stronę i poukładane życie Marka bardzo szybko zmieniło się w totalny chaos. Zagubił się po raz kolejny w swoim życiu i sam tak naprawdę nie wiedział w którą stronę miał pójść. Tylko jednego był pewien, nie chciał aby Ula zniknęła z jego życia. Ani przez chwilę nie zastanowił się nad tym, dlaczego jej obecność była dla niego taka ważna, a szkoda, bo może udałoby się im uniknąć tego całego cyrku. Jego oszustwa były wynikiem niezdecydowania, ale również niemożności zrozumienia pewnych rzeczy. Kontynuował więc swój „romans” z brzydulą, licząc że sprawy same się jakoś rozwiążą. Ale te coraz bardziej się gmatwały, a on sam sobie pod nogami wykopał dół. Ich relacje już od samego początku były czymś więcej niż przyjaźnią, niewystarczająco niewinne aby być uznane za rodzaj braterskiej miłości. Marek zaczął postrzegać Ulę jako kobietę, dbał o nią i chronił przed całym światem. Nigdy o nikogo nie walczył tak jak o nią, co miało miejsce w trakcie trwania całego serialu. Wtedy przyszedł ten moment na Wisłą, to spojrzenie w oczy i już coś zaczęło mu świtać. Potem było już tylko lepiej, oboje fruwali nad ziemią, do tego stopnia, że Marek zapomniał o tej całej intrydze. Oczywiście dalej chciał aby zafałszowała raport, ale nie było mowy o ślubie z Pauliną. Ta decyzja nie była dla niego łatwa, jednak dyskomfort jaki odczuwał przy Paulinie wyraźnie mówił, że on tego ślubu nie chce. Wtedy jednak Ula utraciła do niego zaufanie, a on nie potrafił o nią zawalczyć. Przy innych kłamał doskonale, popisywał się elokwencją i tanimi sztuczkami, jednak przy niej tracił głowę. Tak było zawsze, nawet zanim coś na dobre zaczęło się między nimi dziać. Jej opinia była ważna, chciał być z nią szczery, ale nerwy zawsze plątały mu język. Wyjechała, zostawiając go samego. Prawdopodobnie wtedy zdał sobie sprawę z tego jak wiele znaczy dla niego ta nieurodziwa, naiwna dziewczyna. Jego życie było jak kolorowanka, którą wypełniła Ula. Dopóki jej nie było radził sobie, był szczęśliwy, bo nie wiedział co go omija. Ale ona dała mu poczucie spełnienia. Radość, której nie uświadczył niegdzie indziej i z nikim innym. To co ich łączyło nie miało szans już się powtórzyć. To była miłość, taka, która zdarza się raz na milion przypadków. A kiedy już się trafi, nie sposób już wyobrazić sobie bycia z kimkolwiek innym. Nie miał niczego, a potem dostał wszystko i zaprzepaścił to przez własną głupotę. Czy może być coś gorszego od tej świadomości? Chyba nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz