Get your own Digital Clock

wtorek, 26 stycznia 2010

(Nie) dorosła miłość - opowiadanie Michaliny cz.1

Kilka słów od autorki:

Witam, mam na imię Michalina, i od dłuższego czasu czytam Twojego bloga, także jestem fanką Brzyduli,i zaczęłam pisać takie opowiadanie na podstawie serialu. Chciałam dodać, że do napisania tego opowiadania zainspirowało mnie opowiadanie jukaki, również pochodzące z Twojego bloga.



Ula szła przez park znajdujący się w pobliżu firmy.
Codziennie starała się wychodzić z pracy na długi spacer.
Lubiła te chwile. Była wtedy tylko ona i ich syn. Czasem był jeszcze Marek.
Dość dobrze znosiła ciążę. Lekarz ostrzegał ją, że nadchodzi dość wyczerpujący okres, ale ona tego nie odczuwała.
Zamyślona wpadła na kogoś…
Widok Aleksa zupełnie ją zaskoczył…
- Dzień dobry Pani prezes – powiedział z nutą złośliwości –widzę, że nadal próbuje mnie Pani zmieść z drogi…
Jego postawa powinna skłonić Ulę do odejścia. A jednak coś ją powstrzymywało.
- Dzień dobry – odpowiedziała – Wrócił Pan z Włoch?
- Chyba mam do tego prawo, prawda? – jego głos był wyraźnie zaczepny.
Ula stropiła się lekko.
- Chyba, że i tego chcecie mi zabronić – dorzucił Aleks.
- Co Pan mówi? To Pan próbował zniszczyć firmę, to Pan …- usiłowała coś powiedzieć Ula.
Aleks przerwał jej gwałtownie:
-Firmę, firmę – rzucił wściekle. – Dobrze jest mieć pod ręką czarny charakter, prawda? Chce Pani poznać moją wersję?
Wykorzystał zaskoczenie Uli i kontynuował, wpatrując się w nią wzrokiem kota, przyczajonego do ataku.
Powinna Pani wiedzieć, że to Marek zniszczył moje życie.
Pani wie, że miał romans z moją narzeczoną???
Ten gówniarz dostawał zawsze wszystko co chciał! Miał dom, rodzinę, powodzenie…
Nic nie potrafił uszanować. Niszczył wszystko na swojej drodze.
Zabrał mi wszystko co miałem… Paulę …. a potem Julię…
Na koniec firmę…
Zbierał kolejne zabawki i zawsze spadał na cztery łapy.
Panią też dostał jak widzę…. – z satysfakcją obserwował symptomy zdenerwowania na twarzy Uli. Próbowała przerwać rozmowę, monolog właściwie, ale on nie zamierzał dać jej odejść. Nie odchodzi się kiedy Aleks Febo mówi!
Widział po twarzy Uli, że jego słowa nie są jej obojętne.
Wiedział, że ją to boli.
Pragnął tego.
Zauważył rękę którą położyła na brzuchu.
Na swój sposób zinterpretował ten gest…
- Może mam teraz życzyć Wam szczęścia? Gratulować dziecka??? Przykro mi nie potrafię!
Tak naprawdę, tak naprawdę to chciałbym –zawahał się chwilę, ale postanowił wbić kolec do końca- chciałbym aby ten gówniarz – ciągnął bezlitośnie dalej- nigdy nie mógł przytulić tego dziecka!
Satysfakcja na widok przerażenia w oczach Uli, na widok jej bólu nie trwała długo.
Kiedy krzyknęła i opadła na ławkę, kiedy chwyciła się za brzuch i zasłabła, Aleks stał jak skamieniały.
Początkowo nie wiedział co się stało, wkrótce wściekłość zastąpił strach.
Gorączkowo wystukiwał w telefonie numer 112.
———————————
Marek miotał się pod salą zabiegową.
Strach o Ulę, o ich dziecko był porażający.
Nie wiedział co zaszło.
Telefon od Aleksa, jego informacja, że musi koniecznie jak najszybciej przyjechać do szpitala zaskoczył Marka.
Jeszcze bardziej tembr jego głosu.
Nie przypuszczał, że może chodzić o Ulę.
Aleks nie był w stanie nic więcej powiedzieć.
Myślał, że może coś stało się z Pauliną, bo wiedział, że miała przylecieć do Polski.
Teraz miotał się pod salą, a jego emocje sięgały zenitu.
Widział poszarzałą postać Aleksa, siedzącego samotnie w kącie, na szpitalnym krześle.
Postanowił się czegoś od niego dowiedzieć…
To, co usłyszał totalnie go rozbiło.
Nie był w stanie nic zrobić, nawet walnąć Aleksa, choć tak bardzo miał na to ochotę.
- Zmarnowałem Ci życie, tak???
Mam wszystko , tak????
Mam wszystko bo o to walczyłem.
Bo oboje z Ulą walczyliśmy!
Mam wszystko, bo potrafiliśmy sobie przebaczyć!!!
Czy Ty – głos Marka zaczynał się rwać- czy Ty kiedykolwiek próbowałeś… przebaczyć????
Aleks coraz bardziej zapadał się w sobie…
- Coś ty zrobił… – zamiast wściekłości Marek miał łzy w oczach – Kiedy stracę żonę lub dziecko będziesz wreszcie szczęśliwy???!
————————–
Aleks klęczał w szpitalnej kaplicy. Tylko tu mógł być sam…
- Ave Maria, piena di grazia il Signore è con te… – łkał chroniąc twarz w złożonych dłoniach.
Coś w nim pękło,,,,
Dziecko…
Dziecko, które niczemu nie było winne….
————————————
Szczęśliwie słońce wyjrzało. Zagrożenie minęło…
Już niedługo mieli trzymać maleństwo, którego tak bardzo pragnęli. Dziecko, o które tak bardzo się bali…
Uli słowa dźwięczały mu w uszach…
- pamiętaj Marku … -jeśli… jeśli musiałbyś kiedykolwiek wybierać… – ono… ono jest najważniejsze… Obiecaj, że nie będziesz się wahał….
Nie musiał. I nie dopuszczał do siebie też strachu przed zbliżającym się porodem.
Jakże był wdzięczny losowi…
Teraz tulił Ulę w szpitalnym łóżku i starał się zapomnieć o strachu.
-Marku? Zmieniłam zdanie.
Wiesz, chciałabym aby nasz syn … aby nasz syn nazywał się Wiktor Arkady.
Wiktor Arkady Dobrzański.
-Co Ty tam kombinujesz, królewno? To pewnie coś znaczy, co?
Wiktor –zwycięzca, tak?
- Ychy – potwierdziła mruknięciem Ula.
- A skąd Arkady? Dziwne imię…
- Ten który jest szczęśliwy. Mieszkaniec Arkadii, krainy szczęścia, kojarzysz? – cichutko spytała Ula.
-Ale Wiktor przez „W” i jedno „t”? – upewnił się, żartując Marek…
Wiktor Arkady Dobrzański- powtórzył głośno – hmmmmm no dobrze- niech będzie generale!- w końcu lekarz nie kazał Cię denerwować- dorzucił rozbawiony.
———————————-
Aleksa już więcej nie spotkali.
Przysłał tylko, tuż przed Uli wyjściem ze szpitala kwiaty dla niej, z dołączoną małą torebeczką.
Marek wahał się czy ją otworzyć, ale Ula chciała by to zrobił.
Bilecik włożony do torebeczki zawierał tylko parę słów:
„ Błagam o wybaczenie
- Aleks.
PS. Jeżeli Pani się zgodzi, to proszę podarować to dziecku, którego omal nie zabiłem…”
W pudełeczku leżał złoty medalik z wizerunkiem Matki Boskiej.

By Jukaka



i od tego momentu zaczyna się moje opowiadanie:



Wydawało się że Aleks zrozumiał, że to nie Marek jest winien wszystkich jego niepowodzeń w życiu i że to on sam prowokował niektóre. Ale niestety prawda była zupełnie inna.



Rozstając się z firmą Febo&Dobrzański Aleks miał 27 lat, dziś jest 46-letnim świetnie wyglądającym mężczyzną, odnoszącym sukcesy zawodowe, w przeciwieństwie do życia prywatnego. Był co prawda żonaty, ale jego małżeństwo było fikcją, w sowim wielkim domu z żoną widywał się tylko na posiłkach, lub gdy musieli gdzieś razem wyjść, już dawno uznali ze nie są sobie przeznaczeni, ale stwierdzili że nie opłaca im się rozwodzić, więc mieszkali razem nie wchodząc sobie w drogę.

Aleksandra Dobrzańska, córką Uli i Marka, średniego wzrostu filigranową blondynka. Dziś kończyła 18 lat. W sumie nie zmieniało to wiele w jej życiu, przynajmniej jeżeli chodzi o stosunki z rodzicami, już od jakiegoś czasu mogła wychodzić na cało-nocne imprezy, czy napić się w małej ilości jakiegoś alkoholu. Ufali jej, a ona zbyt bardzo ceniła to zaufanie, żeby wystawiać je na próbę.
Ten rok, był dla niej naprawdę ważny, była bowiem w klasie maturalnej, musiała się ostro wziąć do nauki. Ale jej tego nie trzeba było dwa razy powtarzać, może nie była prymuską, ale z ocenami nigdy nie miała problemu. Jeżeli chodzi o jej przyjaciół to był to raczej nie wielki krąg oczywiście znała wiele osób z II Liceum w którym się uczyła, ale tylko jak to się mówi „z widzenia”. A miłość, co prawda spotykała się od czasu do czasu z jakimiś jak ona to nazywała „kolegami” ale jeszcze nigdy się nie zakochała.


-Dostałam się, dostałam się, tak dostałam się!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!- krzyczała Ola już od samego progu.
-Córeczko tak się cieszę…- powiedziała jej mama
-Nawet nie wiesz jacy jesteśmy z Ciebie dumni.- dodał ojciec całując ją w czoło
-W sumie to byliśmy przekonani, że się dostaniesz.
-No to ja lecę, wrócę wieczorem- rzuciła dziewczyna i już jej nie było.

-Ale ten czas leci, jeszcze nie dawno nosiłem ją na rękach, a teraz już zaczyna studiować- rzekł Marek z nutką żalu w głosie.
-Taka jest kolej rzeczy, a pamiętasz jak ją urodziłam….- i w ten sposób Ula z Markiem zaczęli wspominać.
Aleksandra, można już powiedzieć, studentka pierwszego roku szkoły teatralnej w Krakowie, w tym samym czasie świętowała swój sukces z grupą przyjaciół:
-Olka ale ty to jesteś, żeby nam nic nie powiedzieć, a ja się zastanawiałem po co ty tak jeździsz do tego Krakowa, a tu taki numer….- mówił podniecony Kuba.
- Ale ja wiedziałam- rzekła dumnie Karolina.
-No wiesz, i nie pisnęłaś, ani słówka?!- spojrzała na nią z wyrzutem Zośka.
-Ejj przestańcie się kłócić, chyba najważniejsze jest to, ze się dostałam nie??- rzekła Ola i spojrzała na nich z uśmiechem.
-No w sumie tak, no ale opowiedz coś więcej o ty egzaminach i w ogóle, kogo tam spotkałaś.- doczekiwał Andrzej.
Rozmawiali tak do 1 w nocy, a potem każdy uda się w swoją stronę.


-Aleks podpisz mi jeszcze to!- poprosiła Veronica, wchodząc do jego gabinetu.
-Już się robi złotko- uśmiechnął się do niej znacząco.
-O nie, zapomnij, dzisiaj idę do fryzjera i obawiam się że Nie znajdę dla Ciebie czasu- powiedział pokazując mu język.
-Nie, to nie- udał obrażonego, ale tak naprawdę śmieszyło go to.
W sumie sam się sobie dziwił, kiedyś pogardzał Markiem, ze sypia z każdą ładną dziewczyną, a teraz robi tak samo. Ale przywykł już do takiego życia, w którym spotkanie z kobietą ma służyć tylko do rozładowania popędu seksualnego, nigdy nie spotkał takiej z którą miałby wspólną pasje, którą bym choć w części miała takie poglądy jak on. Może z wyjątkiem Juli ale o niej już dawno zapomniał, albo tak mu się tylko wydawało.
W tym momencie, ktoś zapukał do jego gabinetu, przerywając mu rozmyślania
-Aleks mogę?
-Pewnie, sorella. Coś się stało?
-Nie, nic, tzn, tak…musisz polecieć do Polski!- powiedziała jednym tchem czekając na reakcje brata.
Odkąd wyjechali z Polski, ona bywała tam bardzo często, natomiast Aleks od 18 lat nie pojawił się w tak źle kojarzącym mu się w kraju, w zasadzie nie maił potrzeby tam jechać, nic go tam nie trzymało.
To we Włoszech wspólnie z Pauliną prowadzili firmę modową, której ubrania znane były na całym świecie, to tu miał swój cudowny, świetnie wyposażony dom, i to tu miał swoje uliczki, restauracje, miejsca, w których odpoczywał, rozmyślał, do których nikogo nie zabierał. Wydawać by się mogło, że ma wszystko…

-Paula ale po co? Chodzi o tego projektanta, tak? A nie możesz ty tego załatwić?
-Ale on chcą rozmawiać tylko z prezesem.
-No ale ty też jesteś właścicielem tej firmy!- krzyknął nagle
-Aleks, to nie jest moja wina, że on się uparł, żeby z Tobą rozmawiać. Wiem, że nie lubisz Polski.- tłumaczyła kobieta.
-Przepraszam, masz racje może trochę przesadzam, jeżeli nie ma innego wyjścia to pojadę tam.- powiedział i próbując się uśmiechnąć.

Wiedział, że współpraca z Mateuszem, „Mafinem” Krasnodębskim jest niezwykle istotna, ponieważ był on najlepszym projektantem w Polsce, znanym na całym świecie. A że obchodzili 15 lecie istnienia firmy wymyślili razem z Pauliną, że zaproszą do stworzenia kolekcji na tą okazje najlepszego projektanta z każdego z 10 europejskich krajów, aby wspólnie stworzyli niepowtarzalną kolekcję.




P.S.1 Mam nadzieję, że choć trochę interesujące. Pozdrawiam!
P.S.2 Opowiadanie jukaki było tylko inspiracją, a moje opowiadanie nie jest jego kontynuacją.



1 komentarz:

  1. Mam nadzieję, że Wam spodoba się nowa pisarka i jej opowiadanie. Życzę jej samych sukcesów. I czekam razem z nią na Wasze komentarze.
    Michalina! pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń