Długo nosił ten problem w sobie. Czasem nawet udawało mu się zapomnieć o tej całej sprawie, ale jednak uporczywe myśli pojawiały się w najmniej oczekiwanym momencie. Życie, z pojawieniem się Jaśka stało się bardziej absorbujące i, wbrew pozorom, wcale mu to nie przeszkadzało. Uwielbiał chwile spędzane z synkiem. Łapał się na tym, że ciągle uważa jego narodziny za coś niezwykłego, za jakiś cud ,tym większy, po tym, co usłyszał od Joaśki To dziwne, ale odpoczywa przy nim, udaje mu się zapomnieć o różnych problemach w pracy, tylko czasem, kiedy patrzy na niego, pojawiają się najbardziej niechciane refleksje- jakie było by tamto dziecko, gdyby się jednak urodziło, czy wiedziałby o jego istnieniu, a jeśli tak, czy potrafiłby je tak kochać, jak Jaśka?. Odsuwał te myśli, ale temat nigdy nie miał przestać istnieć. Postanowił w końcu pogadać o tym z Sebą na wspólnym lunchu. Opowiedział mu przebieg całej rozmowy. Widział, że na nim też zrobiło to piorunujące wrażenie..
- Stary, to jakiś horror jest. Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałeś?
- Bo były inne sprawy. Ulka, Jasiek. Poza tym, skóra mi cierpła na samą myśl o takim, jak teraz ,powrocie do tego wszystkiego. Tylko, co ja mam teraz zrobić, Seba?
- Jak to, co masz zrobić? Chyba już nic nie możesz. Przecież tego dziecka nie ma. Zaraz – ty chyba nie zamierzasz powiedzieć o tym Ulce?
- Sam nie wiem, ale chyba jednak powinienem.
- Oszalałeś? Co to da? Przecież to przeszłość, której ona nawet nie zna, bo jeszcze u nas nie pracowała. Skąd wiesz, jak to przyjmie? Nie, to jest zdecydowanie zły pomysł.
- Seba, nie mam absolutnie żadnej gwarancji, że Joaśce jeszcze kiedyś nie wpadnie do głowy oryginalny pomysł. Ulka chce wrócić do pracy. Rozumiesz. Teraz, kiedy jest w domu, prawdopodobieństwo jest mniejsze, ale w firmie łatwiej do niej dotrzeć. Tam zresztą, zawsze łatwiej coś usłyszeć. Nawet, jeśli nie będzie to teraz, a za jakiś czas. Co, znowu mam wyjść na kłamcę? Nie, nie. Aż za dobrze pamiętam, czym się to skończyło.
- Stary, ale musisz przyznać, że to było co innego. Ta sprawa jej nie dotyczy..
- Ale dotyczy mnie i jeśli się wyda, jeśli dowie się o tym od kogoś innego, to zaboli ją to jeszcze bardziej i nigdy mi tego nie wybaczy. Słuchaj, ja przecież zupełnie nic nie wiem o Joaśce – gdzie teraz mieszka, co robi, jakie ma plany. Nic. Powiedziała,, że przyjechała po raz pierwszy, na krótko. A jeśli to się będzie powtarzało? Jeśli spotkają się gdzieś przypadkiem, albo nie przypadkiem?
- Może masz rację, ale myślę, że prawdopodobieństwo jest małe. Przecież, gdyby chciała, znalazłaby sposób, żeby Ulce powiedzieć. Od rozmowy z tobą minęło już trochę czasu i nic.
- A mnie, po jakim czasie powiedziała? Też mogła wcześniej, nie?
Po rozmowie z Sebą, Markowi ulżyło o tyle, że podzielił się z kimś tym, co nieustannie zaprzątało jego myśli, ale nadal. nie był do końca pewien, czy mówić o tym Uli i, ewentualnie, jak to zrobić. Obawiał się, jak to przyjmie, nie chciał jej ranić, ale z drugiej strony wiedział, że jeśli tego nie zrobi, zawsze będzie się bał i zawsze będzie to stało między nimi.
Tymczasem, ona zauważyła, że coś się z nim dzieje. Niby nic się nie zmieniło – był czuły, nawet bardziej niż wcześniej opiekuńczy, zajmował się Jaśkiem w każdej wolnej chwili i widać było, że robi to z czystą przyjemnością. Nie umknęły jednak jej uwadze momenty, kiedy był jakiś dziwnie zamyślony, nieobecny. Tłumaczył to zmęczeniem, kłopotami w firmie, ale ona czuła, że nie o to chodzi. Kilka razy zauważyła, że nie może zasnąć. Kiedyś obudziła się, a jego nie było. Siedział w kuchni, nad szklanką wody i nawet nie zauważył, kiedy weszła. Mówił coś o bólu głowy, ale chyba jej nie przekonał. Ma jakieś kłopoty? Już dawno ustalili, że nie będą ściemniali, że wspólnie łatwiej znaleźć rozwiązanie. Więc o co chodzi? Postanowiła znaleźć stosowny moment i porozmawiać z nim o tym.
Marka jeszcze nie było. Jasiek od rana był jakiś marudny i niewiele mogła zrobić. Korzystając więc z tego, że akurat zasnął, włączyła pranie i zabrała się za wykończenie obiadu kiedy, niespodziewanie pojawiła się Ala. Długo jej u nich nie było, więc Ula ucieszyła się tym bardziej. Opowiadała, co w pracy, jak w domu.
- Ala, powiedz mi, czy słyszałaś coś, żeby Marek miał jakieś problemy z firmą?
- Kłopoty z firmą? Nic o tym nie wiem. Wszystko idzie dobrze. Działa, jak w szwajcarskim zegarku. Wiesz, jakieś zgrzyty zawsze są, ale to normalne. Dlaczego pytasz? Coś się dzieje?
- Nie. Nic takiego. Może jestem przewrażliwiona.
- Ulka.
- Naprawdę. Nie mam nic konkretnego na myśli. Po prostu, od jakiegoś czasu bywa zamyślony, czasem budzi się w nocy. Jakby go coś dręczyło.
- A może to wcale nie o pracę chodzi?
- Może. Nie wiem. Muszę z nim chyba porozmawiać.
- A między wami wszystko w porządku? Może odsunęłaś go na jakiś dalszy plan, przez Jaśka? Faceci podobno tego nie lubią, boją się tego.
- Tak, już o tym słyszałam. Nie, Ala. Między nami wszystko jest w jak najlepszym porządku, a co do Jaśka, Marek bardzo chętnie się nim zajmuje i nawet nie muszę go o to prosić. Dobrze, nie rozmawiajmy już o tym. Powiedz mi lepiej, jak Beatka radzi sobie w szkole?
“Więc to nie o pracę chodzi. Przecież, gdyby tak było, Ala coś by na ten temat słyszała.” – myśli stawały się coraz bardziej natrętne. Kiedy Marek wrócił, uważnie się mu przyglądała. Był trochę zmęczony. Znowu były jakieś problemy z Pshemko. Tym razem pokłócił się z Wojtkiem. Zdarzało się to coraz rzadziej, ale za to, kiedy już do tego dochodziło, przybierało naprawdę gigantyczne rozmiary.. Nawet satyna i wiatraczek traciły swoją magiczną moc.
Rozmawiając, zjedli późny obiad i wtedy, Jasio, jakby wyczuł powrót taty, bo nagle, nader głośno zaczął sygnalizować swoją obecność i oczekiwanie na niego. Marek nie pozwolił mu czekać. Lubiła na nich patrzeć. Mały targał go za włosy, za nos, on się śmiał, pozwalał mu na wszystko. “Jaki on podobny do Marka – pomyślała.- te same oczy, no i te śmieszne dołeczki.”.
Wieczorem, kiedy już uporali się z maluchem, Marek wyjął butelkę czerwonego wina, nalał dwa kieliszki, usiedli w salonie, przy kominku. Przytulił ją. Przez chwilę milczeli, ale Marek już wiedział, że musi zrobić to dzisiaj. Musi z nią w końcu porozmawiać i raz na zawsze zakończyć ten temat.
- Kochanie, muszę ci o czymś powiedzieć. To nie jest dla mnie łatwe więc , proszę, wysłuchaj mnie spokojnie.
- Mam się bać?
- Nie. To może raczej ja powinienem.
Nawet nie przypuszczał, że aż tak trudno mu będzie zacząć. Nadal. bolało wspomnienie tamtej rozmowy. Nadal nie wiedział, jak na to zareaguje Ula.. Upił łyk wina i zaczął….
Mówił wolno, co chwila popijając . Ze zdenerwowania zasychało mu w gardle. Mówił… O tym, jak przyszła, chciała z nim rozmawiać, jak poszli na kawę. Opowiedział jej cały przebieg ich znajomości i jej gwałtowne zakończenie. W końcu przeszedł do najważniejszego – do tego, co mu powiedziała o sobie i , że był ojcem jej dziecka. Dziecka, którego nie ma , które straciła i o tym, że on także jest za to odpowiedzialny.
- Nie wiem, czy słusznie, ale uznałem, że powinnaś o tym wiedzieć, choć na pewno nie jest to coś, czym mógłbym się pochwalić. Nie chciałem ci sprawić przykrości. Ula, wiem, to mnie nie tłumaczy, ale to było dawno. Byłem wtedy innym człowiekiem. Sama o tym wiesz najlepiej.
Milczała. Nie wiedziała, co powiedzieć. Zdawała sobie sprawę, jak musiało to być dla niego trudne – usłyszeć to od niej, a teraz jej o tym opowiedzieć. Myślała też o tej nieszczęsnej dziewczynie. Pamiętając swoją niedawną ciążę, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak musiało jej być ciężko, tracąc osobę, którą kochała i jednocześnie dowiadując się, że ma urodzić jego dziecko. Co się stało z tym dzieckiem- czy sama się go pozbyła, czy może natura zdecydowała za nią? Ciekawe, co byłoby, gdyby ono jednak przyszło na świat? Myśli kłębiły się jej w głowie. Wszystkie były ważne i trudne. Wśród nich, jednak poczuła jakiś dziwny spokój, bo choć nie było to łatwe i nie dotyczyło jej – powiedział o tym. Zdawała sobie sprawę, że czeka na jej reakcję, ale nie wiedziała, jak się zachować. Nie było w niej gniewu , tylko smutek, chyba współczucie… Tak naprawdę, to przecież tamtą powinien prosić o zrozumienie i wybaczenie, nie ją.
- Ula, powiedz coś. Powiedz, że jestem… świnią.
Spojrzała na niego i zrobiło się jej go żal. Może to dziwne, ale nie potrafiła robić mu wymówek. On poniósł już karę – już zawsze będzie o tym pamiętał, czuł się winny, już zawsze będzie to obciążało jego sumienie. Nie uciekł przed odpowiedzialnością – on o tym nie wiedział. Przecież jej, Uli, nie zdradził… Próbowała go tłumaczyć, zrozumieć?
- Marek, nie powiem, że jesteś świnią. Że byłeś, już ci kiedyś powiedziałam. Nie chcę, nie mam prawa oceniać tego, co wydarzyło się tak dawno, nawet, jeśli nie najlepiej o tobie świadczy. Nie wiem, jak to wszystko naprawdę wyglądało, nie znam jej. Chyba rozumiem gorycz, a nawet nienawiść tej kobiety, bo to musiał być dla niej cios. Chciała cię za to ukarać i zrobiła to. A ja… no cóż? Dobrze, że mi o tym powiedziałeś, choć wiem, że nie było łatwo, ale pewnie gdybym usłyszała to z innych ust, dużo trudniej byłoby mi to zrozumieć, Widziałam, że coś cię dręczy. Martwiłam się. .
- Dziękuję ci – tylko tyle zdołał wydusić.
Oczy zaszły mu mglą. Siedział ze spuszczoną głową i pewnym uczuciem ulgi, że przynajmniej to ma już za sobą. Przytuliła go. Mocno. Bardzo potrzebował jej bliskości. Pocałował, najpierw delikatnie, nieśmiało, jakby bał się, że go jednak odtrąci, a potem coraz bardziej namiętnie. Spletli się ze sobą, jakby bojąc się, że ktoś, lub coś stanie między nimi. Pragnął jej tak bardzo, że aż bolało. Poddawała się jego pieszczotom, pocałunkom. Chciał całym sobą pokazać , jak bardzo ją kocha.. Nie wiadomo, jak długo jeszcze trwaliby w tym szalonym, miłosnym uniesieniu, gdyby nie… Jasiek, który zdecydował się, akurat teraz przypomnieć o swoim istnieniu.
Rozśmieszyło ich to.
- Ma chłopak wyczucie czasu, nie ma co. Poczekaj tu, pójdę do niego i wytłumaczę, że nie powinien przeszkadzać rodzicom.
- Marek, może jednak ja. Może chce pić?
Pocałował ją w nos.
- Zostań. Proszę. Dam mu pić, jak będzie chciał i przewinę, jeśli będzie trzeba.
Wyszedł. Leżała, patrząc na płonące w kominku polana. Tylko one i światła ulicznych latarni oświetlały salon. Mimo wszystko, mimo tego, co usłyszała, czuła się bezpiecznie.
Trochę trwało, nim przekonał synka, że powinien spać dalej. Wrócił. Nalał im wina..
- Wiesz co? Kocham cię, jak wariat, ale nie wiem, czy na pewno na ciebie zasługuję.
- Powiem ci, jak się zastanowię – odpowiedziała z zawadiackim uśmieszkiem. – Marek.
- Tak.
- Obiecaj mi coś.
- Wszystko, co zechcesz.
- Uważaj, co mówisz. Obiecaj mi, że … nie będzie żadnej Joaśki, ani nikogo innego w naszym życiu..
- Kochanie, Joaśka, to przeszłość, jak to że byłem świnią. Ale nie jestem idiotą. Żaden normalny facet, jeśli ma taką żonę i tak ją kocha, jak ja ciebie, nie będzie szukał przygód. Zapewniam cię.
- Z wami, facetami, to akurat nigdy nic nie wiadomo. Jest dobrze, ale chcecie sprawdzić, czy nie może być lepiej. Z inną.
- O,o. Tak, tak – a z wami, kobietami, to niby dużo lepiej?
- Na pewno inaczej. Nie rzucamy się na każdego napotkanego przystojniaka, bez zastanowienia i dla przygody. Zwłaszcza, jak mamy rodzinę, dziecko i kochającego męża.. No, ale skoro to już ustaliliśmy, to mam do ciebie jeszcze jedną sprawę. Kojarzysz ten mały domek w ogrodzie, zaraz na początku naszej ulicy? – chciała zmienić temat, nie chciała dłużej rozmawiać o Joaśce, o przeszłości. Sama będzie musiała to sobie w głowie poukładać.
- Nnnnooo… tak. I co z nim? Straszy w nim?
- Tego nie wiem, ale za to dowiedziałam się, że mieszka tam pewna miła starsza pani, która chyba mogłaby zająć się Jaśkiem.
- Ulka, chodziłaś od domu do domu i szukałaś odpowiedniej opiekunki?
- Nie wygłupiaj się. Byłam z Jaśkiem na spacerze i przypadkiem spotkałam się z naszą sąsiadką zza płotu. Taka tam rozmowa, bla, bla, bla.. O coś zapytała i powiedziałam, że chętnie wróciłabym do pracy, ale poszukujemy opiekunki do małego. Najlepiej starszej i zaufanej. Takiej trochę przyszywanej babci. I wtedy opowiedziała mi o kobiecie z tego domku. Jest samotna. Jej mąż zmarł dawno, a dzieci i wnuki wyjechały za granicę. Bardzo to przeżyła, bo wcześniej opiekowała się tymi wnukami. Myślę, że to mogłaby być odpowiednia osoba.
- Rozmawiałaś z nią? Wiesz, kto to?
- Jeszcze nie. Najpierw chciałam tobie o tym powiedzieć..
- Może to nie jest zły pomysł, ale uważasz, że sobie poradzi? To starsza osoba, a wiesz, jakie dziecko potrafi być absorbujące..
- Marek, przecież to nie jest staruszka. Z tego, co wiem, kobieta jest niewiele starsza od twojej mamy, więc nie przesadzajmy. Tylko nie wiem, co ona na to?
- No to trzeba się z nią jakoś spotkać, porozmawiać i zobaczymy.
Marek nadal nie był przekonany, czy to jest dobry pomysł. Obca osoba zajmująca się ich dzieckiem, krzątająca po ich domu…
Z drugiej, jednak, strony, często potrzebował Ulki w firmie. Ona błyskawicznie zażegnywała konflikty, chyba, jako jedyna, miała jakiś magiczny wpływ na Pshemko, o wielu sprawach myślała z wyprzedzeniem. A może, po prostu przyzwyczaił się do tego, że zawsze świetnie uzupełniali się w pracy i wszystko, jakoś lepiej i sprawniej udawało się ogarnąć?
Wiedział też, widział to niemal każdego dnia, że mimo całej miłości do dziecka, troski o nie, dbałości o dom, ona nie czuje się do końca spełniona. Nie narzekała, nie skarżyła się, ale on to czuł. Powtarzalność i przewidywalność każdego następnego dnia, chyba jednak ją męczyła. Czasem też sam odczuwał potrzebę pobycia tylko z nią, jakiegoś wspólnego wyjścia, spaceru choćby. Bez myślenia o tym, ,że dziecko, że trzeba je nakarmić, przewinąć, wykąpać… Że płacze, albo chce poznawać świat z pozycji noszenia na rękach mamy, czy taty. Nie mówił jej o tym, żeby go źle nie zrozumiała, żeby nie sądziła, że dziecko nagle zaczęło mu przeszkadzać, bo to nie tak. Kocha przecież małego ogromnie, ale czasem, po prostu, chciałby ją mieć na wyłączność. Czy to źle? Przecież chyba nie jest egoistą? Więc może, mimo wszystko jest to dobry pomysł z tą opiekunką?
Tej nocy jeszcze długo nie mógł zasnąć. Patrzył na nią, jak z głową na jego piersi, spokojnie spała. Zawsze rozczulał go ten widok. Miał wtedy wrażenie, że wtula się w niego, jak mała dziewczynka, ufna, że ochroni ją przed wszystkimi przeciwnościami losu, przed całym złem tego świata.
Delikatnie odgarnął z jej twarzy kosmyk włosów. “ Jest piękna i mądra – pomyślał, nie wiedzieć który raz. Dobrze zrobiłem, że powiedziałem jej o Joaśce. Jeśli nawet pomyślała, że jej facet był niezłą świnią, to jednak zrozumiała”. Chyba nie spodziewał się aż takiej wyrozumiałości z jej strony. Zdawał sobie sprawę, ze niełatwo było jej przełknąć tę gorzką pigułkę, bo, podobnie, jak on do niedawna, sądziła, że rozliczyli się już z przeszłością. Ta rozmowa była pewnie dla nich jakimś sprawdzianem – dla niego – czy jednak zdobędzie się na szczerość, dla niej – czy potrafi zrozumieć, czy potrafi oddzielić przeszłość od teraźniejszości.. Chyba odrobili kolejną lekcją. Nie zawsze prawda wyzwala, wiedział o tym bardzo dobrze, ale tym razem, chyba jednak tak się stało.
Starsza pani, imieniem Maria, z domku na rogu ulicy, rzeczywiście okazała się niezwykle miłą osobą. Właściwie, od początku wzbudziła ich sympatię. Miała w sobie jakieś ujmujące ciepło, pogodę ducha, optymizm. Kiedy po raz pierwszy wzięła na ręce Jaśka, ten popatrzył na nią ale, o dziwo, nie zapłakał, tylko na powitanie, “wymierzył jej policzek”. Ula z Markiem lekko zamarli, a pani Maria, po prostu się roześmiała. W ten sposób, polubili się i porozumieli od pierwszego spotkania. Pani Maria została zaakceptowana i, od stycznia zgodziła się sprawować opiekę nad Dobrzańskim Juniorem. Zbliżające się święta Bożego Narodzenia też były dla Uli i Marka wielkim przeżyciem – po raz pierwszy uczestniczył w nich także Jasio. Z ogromnym zaciekawieniem reagował na bombki, lampki choinkowe, wszelkie ozdoby. Trzymany na rękach, wszystkiego chciał dotknąć i, po swojemu okazywał radość, gdy mu się udało.
Przedsmak pozostawienia synka pod opieką kogokolwiek innego, niż oni sami mieli Dobrzańscy już w sylwestrową noc. Oboje, najpierw bardzo chcieli , jak w ubiegłym roku, iść na bal do klubu z Olszańskimi oraz Anią i Maćkiem. Wszystko było załatwione, ustalone, kreacja Uli przygotowana… i wtedy pojawiły się wątpliwości. Czy powinni zostawiać synka na całą noc, mimo, że pani Maria obiecała się nim zająć.?. Na przemian zmieniali zdanie, aż w końcu, sprawę wzięła w swoje ręce Ala, która zdecydowała, że przyjadą z Józefem i Beatką do nich i wszyscy razem, nie wyłączając pani Marii, spędzą ten wieczór z Jaśkiem. To ostatecznie przekonało Ulę i Marka. Dawno razem nie wychodzili, toteż, po wykonaniu kilku telefonów do domu, w celu upewnienia się, że maluch ma się świetnie, bawili się doskonale. Marek, z nieskrywanym podziwem patrzył na swoją żonę, która wyglądała olśniewająco. Widział, że przyciąga wzrok mężczyzn, ale ona była tylko jego. To z nim tańczyła, jemu patrzyła w oczy, do niego się tuliła Nie musieli nic mówić, żeby oboje wiedzieli, jakie mają życzenie na Nowy Rok – oby to, co jest między nimi nigdy się nie zmieniło.
Pierwsze tygodnie w pracy okazały się dla Uli trudniejsze, niż sądziła. Półroczne, niemal całkowite skupianie się na dziecku zrobiło swoje. W rytm pracy włączyła się szybko, ale nieustannie myślała o Jaśku – czy nie tęskni, nie płacze, jak radzi sobie z nim pani Maria.?. Marek też o tym myślał, ale widząc jej podenerwowanie, nawet nie dzielił się swoimi wątpliwościami, żeby nie dolewać oliwy do ognia.
W końcu jednak oboje się uspokoili. Kiedy wracając do domu zastawali śpiące, lub bawiące się dziecko, pogodne, najedzone, czyste, a na nich czekał przygotowany obiad, uznali, że pani Maria jest aniołem, przy którym ich dziecku nic nie grozi.
Wraz z pojawieniem się pierwszych oznak wiosny na dworze, w firmie także powiało nadzieją , a to za sprawą Violi i Sebulka. Ich starania o dziecko zostały w końcu uwieńczone sukcesem. Kiedy tylko lekarz potwierdził ich przypuszczenia, Violetta zadbała o to, żeby wiadomość lotem błyskawicy obiegła firmę i stała się niemal tematem dnia.. Co niektórzy jeszcze pamiętali niegdysiejszą, urojoną ciążę , wtedy panny Kubasińskiej i na obecną widomość reagowali z lekkim niedowierzaniem, nie wiedząc, niestety, jak bardzo narażają się przyszłej matce.. Do gabinetu Uli wpadła, jak tornado, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że ta prowadzi jakąś ważną rozmowę telefoniczną Stanęła w drzwiach w tryumfalnej pozie i mimo znaków dawanych przez Ulę, zapiszczała :
- Ulka, udało się. Słyszysz mnie? Udało się. Jestem w ciąży. Dasz wiarę. Ulka!
Nagle, ruszyła w kierunku pani prezes, chwyciła ją za ramiona, ucałowała w oba policzki.
- Nareszcie. Pamiętaj, teraz nie będę mogła już tak ciężko pracować.- przeraźliwe gesty Uli zupełnie na nią nie działały.
Kiedy omal nie wypadł jej telefon z ręki, Ula zakończyła rozmowę, obiecując jeszcze skontaktować się ze swoim rozmówcą. Za to Violę, mimo radosnej wiadomości, z którą się pojawiła, maiła ochotę z hukiem wyrzucić za drzwi.
- Viola, nie jesteśmy na bazarze. Nie widziałaś, że rozmawiam przez telefon? To była bardzo ważna rozmowa, a ty wpadasz, krzyczysz, całujesz mnie. Rozumiem, że się cieszysz i szczerze wam gratuluję, ale mogłaś mi o tym powiedzieć w jakiś bardziej cywilizowany sposób, nie uważasz?
Viola, zniesmaczona takim potraktowaniem, w tej szczególnej chwili, ostentacyjnie wydęła wargi, odwróciła się z impetem i wpadła prosto w objęcia, wchodzącego właśnie Marka.
- Co ona taka jakaś niezadowolona. Od rana przecież biegała po firmie z radosną wieścią i co, już jej przeszło?
- A, daj spokój. Nie zamordowałam jej chyba tylko dlatego, że miałabym na sumieniu i ją i dziecko. Wpadła tutaj z krzykiem, choć widziała, że rozmawiam przez telefon. Naprawdę rozumiem jej radość, ale obawiam się, że jeśli będzie nam w taki sposób przypominała o tej ciąży przez całe dziewięć miesięcy, to zwariujemy. Wyobraź sobie, że ona już teraz zakomunikowała mi, że nie będzie mogła tak ciężko pracować. Rozumiesz – ona i ciężka praca! A tak w ogóle, odezwała się Ingrid. Wyobrażasz sobie? Chce zobaczyć nasz najnowszy pokaz. Tyle czasu cisza, a tu nagle taka niespodzianka. Jest w Polsce do jutra wieczora i chciałaby jeszcze na ten temat porozmawiać. Wiesz, pomyślałam sobie, że może zaprosilibyśmy ją dzisiaj na jakąś kolację. Przez te dzikie piski Violi nawet nie skończyłam z nią rozmowy i obiecałam, że jeszcze się skontaktuję. Mogłabym ją od razu zaprosić . Co o tym sądzisz?
- No można by. Moglibyśmy mieć niezłą prasę. Tylko co z Jaśkiem?
- Zadzwonię do pani Marii i poproszę, żeby została dłużej. Na pewno się zgodzi..
Ingrid zaproszenie przyjęła z przyjemnością, zapytała tylko, czy może przyjść ze swoim asystentem. Wpadli więc tylko do domu odświeżyć się i przebrać, ale Jaś nie zamierzał ich wypuścić, bez należnej mu porcji czułości, w ramach których, Marek został wyszarpany za ucho, a Ula za włosy. Dziecko przy tym bawiło się świetnie.
Ledwie zasiedli przy stoliku, pojawiła się Ingrid, z jakimś przystojnym blondynem, lat około czterdziestu.
- Paul Kubicki – przedstawiła swojego towarzysza.- Paul jest Polakiem, tylko od jakiegoś czasu mieszka w Niemczech.
Marek nie znał na tyle niemieckiego, żeby swobodnie porozumiewać się z Ingrid, za to obie panie prowadziły całkiem ożywioną konwersację. Wspominały swoje pierwsze spotkanie, przy prezentacji FD Sportivo, śmiały z ówczesnej “wpadki” Uli. Ingrid, nie kryła też zaskoczenia, że Ula w niczym nie przypomina tamtej, speszonej dziewczyny, a przede wszystkim, że zajmuje zupełnie inną pozycję, zarówno na zawodowym, jak i prywatnym gruncie. Marek zamienił kilka niezobowiązujących zdań z Paulem, ale rozmowa jakoś słabo się kleiła. Towarzysz Ingrid wydawał się Markowi jakimś nadętym bufonem, uważającym się za lepszego, czy ważniejszego tylko dlatego, że miał u boku kogoś takiego, jak Ingrid Kruger. Poza tym, zaczynało go denerwować, że ten facet cały czas przygląda się jego żonie, jakby zupełnie go nie obchodziło, że on, Marek, też tu siedzi. Ula, co prawda, zdawała się nie dostrzegać tych zaczepnych spojrzeń, ale to wcale nie poprawiało nastroju Marka. Niby wiedział, że Ula podoba się mężczyznom, że zwracają na nią uwagę, ale po raz pierwszy ktoś robił to w jego obecności, w tak bezpardonowy sposób.
W końcu, jednak, choć nie beż trudu, uświadomił sobie, po co się tu wszyscy spotkali i postanowił przyjąć rolę gospodarza spotkania. Podjął rozmowę z Paulem, dzięki tłumaczeniom Uli udało mu się wymienić kilka cennych, zawodowych uwag z Ingrid.
Ogólnie było miło, ale…
Kiedy wracali taksówką do domu zdał sobie sprawę z tego, że wreszcie jest spokojny, bo ona jest tylko jego. W dodatku położyła głowę na JEGO ramieniu, wsunęła rękę pod JEGO ramię…
Jasiek smacznie spał, a pani Maria czekała na ich powrót, czytając jakąś książkę.
Odprowadził ją, żeby sama nie wracała po nocy.
Ula była zadowolona z tego spotkania, z rozmowy z Ingrid. Miała nadzieję, że to dobrze wróży ich kolekcji oraz przyszłym relacjom. Tylko ten Paul. Widziała, że się jej przyglądał, że Ingrid też to zauważyła.. Podobać się – to miłe uczucie. Nie doświadczała tego dotąd zbyt często. Najpierw, jeśli zwracano na nią uwagę, to raczej, jak na odmieńca. Potem był Piotr, walka z uczuciem do Marka i jednoczesna tęsknota za nim. Niewiele wtedy widziała z tego, co działo się wokół niej. Poza tym wszelkie przejawy zainteresowania denerwowały ją raczej, bo świadczyły, że wystarczy makijaż, fryzura i nienaganny strój, by stać się obiektem pożądania. To, kim się jest, schodziło na bardzo odległy plan. A potem był wielki powrót do Marka i wtedy już w ogóle, niewiele ją obchodziło, co dzieje się wokół.
A właśnie, Marek. On też dostrzegł te spojrzenia i natychmiast wyczuła gniew w jego głosie, gdy rozmawiał z Paulem. Potem się trochę uspokoił, ale… Zazdrość przez niego przemawiała, jak nic. “Jak wtedy, kiedy przyłożył Bartkowi, kiedy widywał mnie z Piotrem.- uśmiechnęła się na te wspomnienia.- Przecież powinien wiedzieć, że jest dla mnie najważniejszy. A ten cały Paul nawet nie jest w moim typie”.
Wracając do domu chciał, żeby już spała. Musiał trochę pomyśleć nad wydarzeniami dzisiejszego wieczora.
Wyszła właśnie z łazienki, w ponętnie rozchylającym się szlafroku. Na samą myśl o tym, że ktoś mógłby ją taką oglądać, dotykać, dreszcz przebiegł mu po plecach. Podszedł do niej. Całował włosy, oczy, usta, szyję, jakby chciał się upewnić, że ma to wszystko na wyłączność
- Marek, co z tobą? Jesteś jakiś dziwny. Myślałam, że powinieneś być zadowolony z tej kolacji i zapewnień Ingrid.
- Jestem. Naprawdę. Tylko… Nic takiego. Nieważne.
- Marek.
- No dobrze. Nie mam pojęcia, po co ona zabrała ze sobą tego Paula?
- Bo to jej asystent?
- No właśnie, skoro jej asystent, to czemu gapił się na ciebie? Nie lubię takich namolnych typów.
- Kochanie, przesadzasz. Wcale nie zauważyłam, żeby się na mnie gapił. A, że spojrzał kilka razy, no cóż – przecież tam byłam i nie mógł mnie ignorować.
- Wiem, co wiedziałem.
- Kotku. Ty jesteś zazdrosny? – trochę dla rozładowania rosnącego napięcia, potargała mu włosy i pocałowała.
- Ja? Zazdrosny? – spojrzał w jej oczy. Były w nich jakieś figlarne chochliki. – No dobrze. Jestem zazdrosny. To coś złego?
- To zależy, jak bardzo i czy masz powód. Nie mogę jakiemuś Paulowi, czy jeszcze komuś innemu zabronić patrzenia na siebie, ale to nic nie znaczy. Przynajmniej dla mnie, bo to ciebie kocham, ty jesteś najważniejszy, z tobą mam dziecko.
Pewnie, że chciał to usłyszeć, że trochę go to uspokoiło, ale jednak, gdzieś, z tyłu głowy pewien niewielki niepokój pozostał. Nie zniósłby chyba, gdyby miał ją jeszcze raz stracić.. To był jeden z tych momentów, w których nader wyraźnie uzmysławiał sobie, że rzeczywiście, nie wyobraża sobie innego życia, życia z kimś innym.
Wiosna zawitała na dobre. W końcu zaczęła znikać szarość. Ludzie też, jakby radośniejsi, bardziej kolorowi. Więcej nadziei, optymizmu wokół i słońca, którego brak w ostatnim czasie chyba źle wpływał na wszystkich. Pan Przemysław częściej popadał w melancholię, Viola nieustannie miała o coś pretensje do Ani, a recepcjonistę rzuciła dziewczyna, z czym zupełnie sobie nie radził.
Uli opadały ręce, kiedy, po raz kolejny otrzymywała pocztę nie do niej adresowaną i po cichu liczyła, że z nadejściem wiosny Daniel w końcu bardziej optymistycznie spojrzy na świat.
Jeśli chodzi o Violę, chyba nie liczyła już na nic, co najwyżej na to, że kiedyś przecież ta ciąża się skończy i Violetta wróci do jakiejś równowagi. A może i dziecko trochę ją odmieni? Czasem zastanawiali się z Markiem, jak Sebastian to wytrzymuje – jej przewrażliwienie na punkcie własnej osoby z tytułu odmiennego stanu, osiągało szczyty. Okazało się, że nie wytrzymywał i czasem musiał odreagować, umawiając się z Markiem na jakiegoś drinka, czy piwo.
- Stary, nie masz pojęcia, jak się cieszę z tego dziecka. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, staram się też zrozumieć Violę, ale czasem chyba nie potrafię.. Czyta wszystko, co wpadnie jej w ręce na temat tego, co kobieta w ciąży powinna jeść, jaki tryb życia prowadzić. Co robić, a czego nie. Oczywiście tego drugiego jest zdecydowanie więcej. Już nawet nie mówię, że te informacje często się wykluczają .Kiedy proponuję, że trzeba by kupić jakąś mądrą książkę i ewentualnie tego się trzymać, patrzy na mnie, jak na idiotę. No, bo co ja tam wiem. Sam nie chcę, żeby się przemęczała, ale nic nie robienie, to chyba też nie jest dobre rozwiązanie..
- Seba, no co mam ci powiedzieć? Masz rację. Nie miałem takich problemów z Ulką. To raczej ja musiałem ją hamować. No, ale Viola, to Viola. Wiesz, ona generalnie lubi być w centrum zainteresowania, a teraz uważa, że jej się ono na pewno słusznie należy. Musisz to przetrzymać. Zobaczysz, jak urodzi się dziecko, ona też się zmieni.
- Obyś miał rację, bo ja się raczej obawiam, że wtedy dopiero zacznie się jazda.
Wiosenny pokaz nowej kolekcji zbliżał się nieuchronnie i, jak zwykle w takich przypadkach wszyscy pracowali na najwyższych obrotach. Do godziny zero pozostał jeszcze tydzień, ale ciągle znajdowało się coś do dopięcia Ula była zmęczona i pozwoliła sobie na mały relaks, czyli kawę z dziewczynami, w bufecie.
Kiedy wróciła do siebie, zastała tam Marka, z jakąś minorową miną.
- Taki piękny dzień, ale widzę, że nie we wszystkich sercach wiosna. Co się stało?
- Dzwoniła Ingrid.
- To chyba dobra wiadomość. Czy nie? Nie przyjedzie?
- Nie, no przyjedzie. Nawet nie sama , tylko z tym swoim Paulem.
- I to cię wprawiło w taki dobry nastrój? Marek, myślałam, że już to sobie wyjaśniliśmy. Na litość boską, przecież on jest jej asystentem, to z kim ma przyjechać?
- Przepraszam cię, ale na samą myśl o tym palancie… ech, nieważne.
Podeszła do niego i mocno pocałowała.
- Już dobrze?
- Zastanowię się, jak to powtórzysz.
- Wykorzystujesz sytuację, ale, niech będzie.
Powtórzyła.
W natłoku zajęć, nie rozmawiali o tym więcej, ale Ula i tak czuła, że Markowi nie daje to spokoju. Wcale jej się to nie podobało – nie dała mu przecież żadnych powodów ,a za zachowania innych przecież ręczyć nie może.. Zresztą, co się właściwie stało? Że popatrzył na nią może o kilka razy za dużo? Zwyczajnie przesadza. Przypomniało się jej, jak sama cierpiała z zazdrości, kiedy modelki kleiły się do niego, jak muchy, jak obściskiwał się z Pauliną, ale to przecież było coś zupełnie innego. Ona przecież nic nie zrobiła. Będzie musiała z nim o tym porozmawiać po pokazie, bo jeszcze zaczną się kłócić o coś, co istnieje tylko w jego wyobraźni.
Jutro dzień próby. Dzisiaj na pewno szybko stąd nie wyjdą. Postanowiła więc, podjechać do domu, na godzinkę, dwie, zobaczyć, jak Jasiek i wrócić. Czekała właśnie na Marka, żeby przyniósł jej kluczyki do samochodu, kiedy zadzwonił telefon.
- Tak, Aniu?
- Ulka, jakiś pan do ciebie. Przyjmiesz?
- Włamie chciałam pojechać do domu, czekam tylko na Marka. Kto to?
- Pan Paul Kubicki. Mówi, że się znacie.
No nieźle. Czego on może chcieć?
- Tak. Poproś.
Wszedł, trzymając w rękach wielki bukiet herbacianych róż. Czuła, jak się rumieni. Ze zdziwienia, zażenowania, zdenerwowania…?
- Witam. Proszę, to dla pani.
- Dziękuję. Są piękne.
- Piękne kwiaty, dla pięknej kobiety.
W tym momencie, drzwi do gabinetu otworzyły się i pośpiesznie wszedł Marek.
- Kochanie, przepraszam, że…. musiałaś czekać, ale zatrzymał mnie Adam.
Widok niespodziewanego, a przede wszystkim, niechcianego gościa, zupełnie wyprowadził go z równowagi…
Gratuluje pomysłów!!!Pisz dalej!!!
OdpowiedzUsuńMasz talent!
Powinnaś pisać scenariusze do dalszej części ''BrzydUli''
Gratuluje pomysłów!!!
O jeżuniu, to było super!!! SWB - wymiatasz!!! Z utęsknieniem czekałam na ciąg dalszy... I po przeczytaniu 8 części, w sumie nadal czekam ;P
OdpowiedzUsuńkejpi
super czas na c.d.
OdpowiedzUsuń