Get your own Digital Clock

środa, 13 stycznia 2010

Przemyślenia SWB w związku z zachowaniem Uli we wcześniejszych odcinkach

Pozwolę sobie na kilka przemyśleń, w związku z zachowaniami Uli, o czym była rozmowa nocą, a co ma bezpośredni wpływ na zakończenie serialu, które większości z nas nie satysfakcjonuje i to niekoniecznie dlatego, że nie zakończy się ślubem.

Zdania n/t słuszności takich, a nie innych zachowań ludzi w różnych sytuacjach, zawsze będą podzielone, bo w gruncie rzeczy, od nich samych to zależy i nie da się tu przyłożyć żadnego szablonu.
Ja nie rozumiem krzyków Uli, zwłaszcza tych, bez większego powodu, którymi sama siebie chce ratować, a robi to wyżywając się na Marku.. Pomijam już , że ma się to nijak do wcześniejszych “dobrych rad”, których tak chętnie i z przekonaniem udzielała.. Wydaje mi się, że prościej, a przede wszystkim uczciwiej byłoby udać się po poradę do jakiegoś dobrego psychologa , czy terapeuty ( a tych chyba w Warszawie nie brakuje), jeżeli człowiek sam ze sobą nie potrafi dojść do ładu (a tak jest w jej przypadku).
. Do reakcji krzykiem, po pierwsze można się przyzwyczaić, a po drugie, krzycząc sprawiamy, że ta druga strona, szybko czuje się rozgrzeszona z tego, co zrobiła, bo zauważa tylko to, że w tym momencie sama została skrzywdzona, czy obrażona i zadane wcześniej cierpienie schodzi na dalszy plan.
Krzycząc, może i daje się upust emocjom, ale prawie zawsze też posuwa się człowiek “o jeden most za daleko”. Potem, na ogół, pozostaje kac moralny, trzeba przepraszać i w ogólnym rozrachunku – niczego się nie wyjaśnia, grożą natomiast dodatkowe wyrzuty sumienia.
Reasumując- zachowania Ulki nie usprawiedliwiam , bez względu na to, jak czuje się dotknięta krzywdą wyrządzoną jej przez Marka i to, że ona nie wie tego, co my wiemy.
Wie natomiast, że kocha, choć dość nieśmiało się do tego przyznaje. Uważam to za wystarczający powód do stawienia czoła lękom i obawom i zdecydowanie się na szczerą, wyjaśniającą rozmowę, choć tu, wydaje mi się że musiałby ktoś ją do tego przekonać i nie widzę w tej roli żadnego z przyjaciół, a raczej osobę “z poza układu”.
Wynika jednak ze streszczeń, że taki cud się nie zdarzy. List nią potrząśnie,, ale ostatecznie zaproponuje mu przyjaźń i nadal będzie się wściekać o modelki, Paulinę, co jest już zupełną niekonsekwencją.
Uratować to jeszcze mogłaby całkowita zmiana zachowań Marka. On, dalej stoi przed nią, wytrząsającą się nad nim, jak skarcone dziecko Odradzałabym więc jakieś tam pitu, pitu, ale konkretnie i do rzeczy tak, żeby ona wreszcie zaczęła dostrzegać swoje błędy. Pomyślałam sobie nawet, że przy kolejnej akcji z jej strony, powinien jej powiedzieć, że gdyby kiedyś nie zakochał się w tamtej Uli, to w tej obecnej raczej nie byłby w stanie. Może i jestem zbyt radykalna, ale życie pokazuje, że w niektórych sytuacjach, skutkują tylko drastyczne metody. Wywołują szok, wstrząs, potem bunt, a w konsekwencji – wątpliwości, czy ten ktoś ,przypadkiem, nie miał racji.
Zmierzam do tego, że Marek, takim swoim zachowaniem, nie tylko sobie wyrządza krzywdę, pozwala zadawać ból, skazuje na cierpienia, ale paradoksalnie także Uli. Nie chcąc doprowadzić do zadrażnień, znosi jej ekstremalne nastroje a jej pozwala trwać w takim stanie odrętwienia, w którym nie musi niczego przemyśleć, nad niczym się zastanawiać, niczego przeanalizować.. I śmiem twierdzić, że wbrew pozorom, jest jej z tym dobrze i bezpiecznie. Liczy się tylko jej prawda i to zupełnie wystarczy. Powinien zrozumieć, że takimi metodami niczego nie osiągnie, bo widzi przecież, że one się nie sprawdzają. Pani prezes czuje się, jak “Boh i car” i kiedy zechce, to się uśmiechnie ładnie, na kawkę zaprosi, poflirtuje nawet, a kiedy nie, to po prostu sprowadzi go do parteru. Tylko kiedy jest tą dobrą? A, no właśnie wtedy, kiedy ma poczucie winy. Tak było po awanturze w konferencyjnej, kiedy poszła go przepraszać do parku, tak było, gdy posądziła go o romans z Iwoną, tak było i teraz, kiedy zdała sobie sprawę, że odwalił za nią całą robotę, a ona, choć mogła, wcale mu nie pomogła.
Jeśli Marek w końcu dochodzi do wniosku, że między nim i Ulą koniec i decyduje się na wyjazd, to wg mnie, Ula jednak funduje mu jazdę na karuzeli do samego końca. Jedynym zaś wstrząsem dla niej okaże się wypadek, ale Paulina nie dopuści do ich spotkania i dla Marka będzie to tylko potwierdzeniem słuszności wniosków, do których doszedł. Ważniejsze jest jednak, co zrozumie Ula. Tak naprawdę, chyba niewiele, oprócz tego, że go rzeczywiście kocha i nie będzie już temu zaprzeczać, ani przed sobą, ani w ogóle. To dużo i mało, zarazem, bo w sytuacji, kiedy istnieje zagrożenie życia kogoś, kogo się kocha, istotnie następuje przewartościowanie wielu spraw, łatwiej wybaczyć doznane krzywdy, ale przecież nie dopadnie jej amnezja – zapomnieć wszystkiego, zwłaszcza, kiedy się to tak w sobie podsycało, po prostu się nie da, ot tak, na pstryk.
Do tego trzeba dojść krok po kroku, wyjaśnić wszystkie nieporozumienia “do spodu”, dostrzec też własne błędy, a przecież nie widzimy i pewnie nie zobaczymy, żeby tak się działo. To wcale nie wróży dobrze dla ich wspólnego życia i szczęścia, bo ona nie nauczyła się być głucha na podszepty życzliwych koleżanek, bo nie zrozumiała, że nie ma już tamtego Marka, który nieustannie gonił króliczka, więc każdą piękną kobietę, która choćby niemal minie Marka na ulicy, czy w firmie, będzie podświadomie uważała za zagrożenie, a stąd już tyko krok do podejrzeń o zdradę. Przy takim scenariuszu, ich życie może szybko stać się koszmarem.
No, może jest jeszcze jedna szansa – kiedy Ula będzie miała pewność(?), że uczucie Marka jest szczere i prawdziwe, przypomni sobie jego słowa z rozmowy na 100%. On wtedy wyjaśnił jej dokładnie, dlaczego zdradza Paulinę, skąd w jego życiu te wszystkie panienki – że gdyby ją kochał, nie szukałby szczęścia gdzie indziej, tylko byłby z nią szczęśliwy. I mówił prawdę – on nie ma we krwi gonienia króliczka. Kiedy pokochał naprawdę – nigdy nie zdradził (choć okazje same pchały się w ręce).

“ Kochając, nie pamiętać
-dola przeklęta.
Pamiętając nie kochać
-lżej trochę.
A najlepiej policzek oparłszy na chmurze
nie kochać więcej, nie pamiętać dłużej.”
M.P. Jasnorzewska.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz