Get your own Digital Clock

piątek, 22 stycznia 2010

Ula i Marek Dobrzańscy? cz.6 wg pod wiatr

Rano Marek obudził się już o 6.15, całe półtorej godziny za wcześnie. Położył się na plecach z rękami pod głową. Nawet nie starał się ponownie zasnąć, bo czuł, że nie da rady. Jakiś niespreyzowany niepokój nie pozwalał mu spać. Przez chwilę jeszcze poleżał, ale ostatecznie doszedł do wniosku, że to nie ma sensu. Ula spała, spokojnie oddychając. Delikatnie wstał, żeby jej nie obudzić. Zajrzał do dziecinnego – Krzyś leżał na łóżku w jakiejś dziwnej, poskręcanej pozycji, tylko częściowo przykryty. Marek przyjrzał mu się i uznał, że dziecko nie śpi, ale dość wiarygodnie pozoruje. W końcu Krzyś nie wytrzymał i zaczął się głośno śmiać. Miał bardzo “zaraźliwy” śmiech, więc Marek długo nie utrzymał powagi i również się dołączył.
- Ty łobuziaku, dlaczego nie śpisz, tylko udajesz?
- Wyspałem się i chcę się bawić.
- A umyłeś się już?
- Nie. A ty?
- Ja też nie.
- To pobawimy się?
- A czym?
Krzyś z tajemniczą miną podniósł kołderkę i pokazał zamek z klocków, w dość wczesnej fazie budowy. Rola Marka w zabawie ograniczała się tylko do podawania klocków, zgodnie z poleceniami syna. Jednak całkiem chętnie podporządkowywał się, bo zabawa pozwalała mu o niczym innym nie myśleć, a Marek tego właśnie w tej chwili potrzebował. Nie myśleć. W końcu jednak należało się zająć zwykłymi porannymi czynnościami. Zostawił Krzysia z dość już zaawansowaną budowlą i poszedł do łazienki. Po szybkim prysznicu spojrzał w lustro, przez chwilę patrzył na swoją twarz z dezaprobatą, po czym westchnął i wyszedł. Ze zdziwieniem stwierdził, że Ula nadal spała. Było to dość dziwne, bo zazwyczaj budziła się wcześniej i zajmowała dzieckiem. Marek przyzwyczaił się już do jej porannej krzątaniny, biegania za Krzysiem i zapachu śniadania, a przede wszystkim kawy, dochodzących z kuchni. Ale nie dzisiaj. “Czyżby wczoraj wypiła więcej, niż mi się zdawało? Jednak przecież nie aż tyle, żeby nie wstać o ósmej? A może aż tyle? Może nie wszystko widziałem?” przemknęło mu przez myśl, ale nie miał czasu zastanawiać się. Kazał Krzysiowi iść do łazienki, a sam zajął się śniadaniem. Kiedy już kończył, pojawiła się Ula.
- Zaspałam? – spytała, ziewając i przeciągając się.
- Trochę, ale nie szkodzi. Wyspałaś się?
- Tak… chyba tak… chociaż mogłabym jeszcze pospać… – zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła się do ramienia – Kochany jesteś… o, kawa.
Wypiła kawę, którą Marek przygotował dla siebie, uśmiechnęła się swoim najładniejszym uśmiechem i poszła do łazienki. Krzyś zaczął jeść śniadanie, a Marek stojąc na środku kuchni zdał sobie sprawę, że musi mieć zdumioną minę i lekko otwarte usta. Otrząsnął się i nalał sobie kawy. “Co z nią jest? Czyżby po wczorajszej kolacji coś jej się stało? Nie, zwyczajnie zaspała, już dawno nie piła alkoholu, pewnie dlatego”. Rzucił okiem na zegarek – 8.30. Czas wyjść do pracy. Znowu w biegu. “Ta moja wieczna walka z czasem. Obojętnie, o której bym nie wstał i na którą nie musiał zdążyć, to zawsze wychodzę za późno. Dobrze, że mam własną firmę i nie muszę karty zegarowej podbijać, jak niektórzy. Ale jednak to nie jest wytłumaczenie. Idę”.
- Ula! Wychodzę.
- Dobrze, ja już kończę.
Wyjrzała z łazienki w lekkim, rozchylającym się szlafroczku, zarzuconym na nagie, częściowo mokre ciało.
- Skoro musisz, to trudno… Buzi – poprosiła.
Patrzył na nią szeroko otwartymi oczami i chyba znowu zapomniał domknąć usta, bo Ula zaczepnie się uśmiechnęła.
- Jakiś problem? – spytała.
- Nie, nie, nie.
Zbliżył twarz do jej twarzy, ale otrzymał tylko lekkie “cmok” czubkiem ust.
- No, idź już, bo się spóźnisz. Zimno mi, muszę się ubrać – znowu uśmiech i zniknęła za drzwiami łazienki.
Nawet nie próbował udawać przed sobą, że ma ochotę iść do pracy. Jasne, że nie miał, ale pozostawanie w domu i tak było bez sensu – przecież jest Krzyś. Nabrał głęboko powietrza w płuca, potem powoli wypuścił, policzył wolno od dziesięciu do jednego, podniósł wysoko ponad głową Krzysia, który właśnie do niego podszedł i w końcu wyszedł.

Im bliżej był od budynku firmy, tym bardziej odczuwał potrzebę zawrócenia do domu. Tyle chciał Uli powiedzieć… Już od dawna chciał jej wiele powiedzieć, ale albo nie byli sami, albo nie było czasu, albo brakowało mu odwagi lub atmosfery. Czuł, że dzisiaj dałby radę, pod warunkiem, że udałoby im się wygospodarować trochę czasu tylko dla siebie. No i żeby Ula skupiła uwagę tylko na nim, a nie na wszystkim, z wyjątkiem niego. “Tak, już od dawna wszystko jest dla niej ważne, z wyjątkiem mnie. Dla mnie w ogóle nie ma czasu. To znaczy nie tak, jakbym chciał”. Przed budynkiem spotkał Sebastiana, również w nienajlepszym nastroju.
- Co masz taką minę? – spytał.
- Podobną do twojej chyba.
- No tak.
- Marek, myślałeś, że to tak będzie wyglądać?
- Nie – nawet nie spytał, o czym Sebastian mówi.
- Ja też nie.
Weszli. Po wyjściu z windy natknęli się na Pshemko i Aleksa, rozmawiających przed recepcją. Popatrzyli na siebie ze zdumieniem.
- O, Marek. Witaj – Pshemko wziął go pod rękę i pociągnął na bok – My tu właśnie z Aleksem rozmawiamy o budżecie mojej kolekcji. Wyobraź sobie, że Aleks znalazł gdzieś jakieś oszczędności i powiedział, że mogę trochę rozbudować moje pomysły. A ty mówiłeś, że powinienem się ograniczać. Jak zwykle zresztą. Ty zawsze każesz mi się ograniczać z moją twórczością. A Aleks dopiero co przyjechał i już…
- Pshemko, daj spokój. Przecież ja też obiecałem ci, że zobaczę, co się da zrobić…
- Tak, tak. Obiecałeś zobaczyć, co się da zrobić. I nie zobaczyłeś. A Aleks realnie podniósł mi budżet. Nawet go zbytnio nie prosiłem. Sam zaproponował. Spytał, czy mi wystarczy środków na moje pomysły… On docenia moją twórczość, nawet nie przypuszczałem, że tak bardzo potrafi docenić…
- Dobrze, Pshemko, dobrze. Ja też doceniam, wiesz przecież.
- Wiem, Mareczku, wiem – Pshemko odszedł z wysoko podniesioną głową.
Marek popatrzył za nim i wszedł do Sebastiana.
- Widziałeś? Jaka komitywa Aleksa z Pshemko. Stary, nie podoba mi się to.
- Mnie też nie. Mówiłem ci, że się rządzi.
- Zawsze się rządził, ale teraz jest gorzej niż kiedyś.
- Zobaczymy jeszcze. A jak tam wczorajszy wieczór? Udany?
- Trudno powiedzieć…
- Jak to?
- I tak, i nie.
- Nie rozumiem…
- Ja też nie. Dziwne to jakieś było…
- Marek, o co chodzi?
- Nie bardzo wiem, jak ci to wytłumaczyć…
- Spróbuj.
- Kiedy sam nie wiem.
Wyszedł, zostawiając kumpla ze zdziwioną miną. Skierował się do swojego gabinetu, ale tuż przed sekretariatem zatrzymał się. Przywitał się z Anią, położył na biurku płaszcz i teczkę, a sam poszedł do Aleksa.
- Cześć. Słyszałem, że obiecałeś kasę Pshemko?
- Tak, postanowiłem podnieść mu budżet kolekcji o 1/3.
- Co? Aż tyle? Przesadziłeś. Chcesz, żebyśmy zbankrutowali.
- Nie zbankrutujemy. Wspólnie z Aldoną pogrzebaliśmy trochę w finansach i okazało się to możliwe.
- Jesteś pewny?
- Tak. Zrobiliśmy przesunięcia. Pshemko zrezygnował z wymiany wyposażenia pracowni. Oprócz tego jeszcze zmieniliśmy projekt…
- Jak to zrezygnował? Ale przecież sam mówił, że to niezbędne, że maszyny są już wysłużone.
- Widocznie zmienił zdanie. Trzeba było z nim porozmawiać, to byś wiedział.
Marek patrzył na Aleksa ze zdumieniem. Nie miał argumentu. Skoro zarówno on, jak i Aldona uznali, że można, to chyba wszystko w porządku. “Ale dlaczego Aldona mi nie powiedziała? Przecież dobrze nam się współpracuje?” – przemknęło mu przez myśl.
- Dobrze się bawiłeś wczoraj? – usłyszał głos Aleksa.
- Tak, dobrze. Dziękuję za zaproszenie.
- Cieszę się. A nie mówiłem, że to będzie udany wieczór.
- Mówiłeś.
Wyszedł od Aleksa i dotarł do swojego gabinetu, ale to wszystko nie dawało mu spokoju. Coś było nie tak. Zadzwonił do Aldony z pytaniem, czy zgadza się z decyzją Aleksa. Zgadzała się.
- Ale dlaczego mnie nie powiedziałaś, że można podnieść budżet kolekcji?
- Marek… Nie pytałeś. W ogóle nie rozmawialiśmy na ten temat, więc nie zrobiłam wyliczeń. Aleks poprosił, to sprawdziłam, czy się da… Marek, ale chyba wszystko w porządku?
- Tak, tak. Jeśli finanse się zgadzają, to w porządku.
“Nie. Nie jest w porządku. Ale co nie jest w porządku? Przecież wszystko dobrze. Faktycznie, zapomniałem zająć się prośbą Pshemko, chociaż obiecałem. No tak, nie miałem czasu, bo skoncentrowałem się na tej umowie… A o tym, to lepiej nie będę myślał. A o czym mam myśleć? O tym, że zbliża się pokaz. No i co z tego, że się zbliża? Wszystko pod kontrolą. Kolekcja się robi, PR się robi, modelki załatwione, miejsca do sprzedaży też”. Wyszedł do sekretariatu i jakby na potwierdzenie jego myśli, zjawiła się Viola, rozmawiająca przez telefon.
- O, dobrze, że jesteś. Właśnie rozmawiałam z Marcinem…
- Kto to jest Marcin?
- Jak to kto? Fotograf. Umówiliśmy się na próbny pokaz, żeby mógł ustawić się ze sprzętem, wypróbować światło i to wszystko, co tam potrzebuje…
- Na kiedy się umówiłaś?
- Na jutro po lunchu.
- A co z tą reklamą w telewizji?
- O, jednak słuchałeś? A ja myślałam, właściwie, to byłam pewna, że…
- Miałaś rację. Ula mi powiedziała.
- Tak myślałam. Więc…
- Viola. Załatwiłaś?
- Tak, ale jeszcze muszę porozmawiać, bo nie do końca…
- Dasz radę, czy ci pomóc?
- Już się umówiłam z Ulą, że obgadamy ten temat.
- Kiedy?
- Co kiedy?
- Kiedy z nią rozmawiałaś i na kiedy się umówiłaś. Viola, nie przeginaj.
- Oj, dobra. Dzisiaj i na dzisiaj.
- Viola!
- Ulka przyjdzie do firmy o pierwszej. Tak się umówiłyśmy. Nie wiedziałeś?
- Skąd niby? Jeszcze z nią nie rozmawiałem.
- Aha.
“No tak. Aleks załatwia finanse, Ulka z Violą reklamę. A ja co mam robić? Podpisywać papierki? Po co? Ulka może podpisywać. Albo Aleks. Przyjdzie do firmy. Co ją nagle naszło zjawiać się w firmie? Parę dni temu mówiła, że nie ma czasu pójść do fryzjera, bo nie chce Krzysia zbyt często zostawiać z opiekunką, a teraz angażuje się w firmę. W sumie dobrze, bo już mam dosyć tego jej siedzenia w domu. Nigdzie nie można jej wyciągnąć. Jak przyjdzie, to może uda nam się porozmawiać. Tak, wezmę ją na lunch i porozmawiamy”.
Jednak nie poszli na lunch. Ula po przyjściu do firmy natychmiast zamknęła się z Violą w konferencyjnej. Marek patrzył na nie przez szybę. Rozmawiały z dużym zaangażowaniem. “Powinienem wejść i włączyć się do rozmowy, czy też nie? Może powinienem, ale po co? Same świetnie dadzą sobie radę beze mnie”. Postanowił iść na lunch. Po chwili zastanowienia, wszedł do konferencyjnej.
- Ula, idę na lunch. Idziesz ze mną?
- Nie. Za chwilę wychodzimy z Violą. Zjemy później.
- Umówiłyśmy się z jednym facetem z telewizji. Takim od reklamy, wiesz – wtrąciła Viola.
- Aha, to dobrze. To ja idę.
- No, to idź.
- Ula, do której umówiłaś opiekunkę?
- Nie umówiłam. Twoja mama przyszła i wzięła Krzysia. Powiedziała, że mogę go odebrać wieczorem.
- To może ja go odbiorę…
- Możesz, ale dopiero wieczorem, bo mieli jakieś plany. Tajemnicze, bo szeptali sobie do ucha.

Wyszedł na ulicę. Po raz kolejny w tym tygodniu wyszedł z firmy w ciągu dnia i to tuż przed pokazem. Kiedyś to było nie do pomyślenia. “Może zadzwonię do Sebastiana, żeby ze mną poszedł? Nie, nie mam ochoty nikogo widzieć. Nawet jeść mi się nie chce”. Szedł ulicami przed siebie, bez żadnego planu. Znowu było ciepło, więc dobrze, że zapomniał płaszcza. Dzisiaj już nie było aż tyle błota, jednak słoneczna pogoda zrobiła swoje i resztki śniegu stopniały w szybkim tempie. Przyglądał się ludziom, wystawom i przejeżdżającym samochodom. Szedł Marszałkowską na północ, przy skrzyżowaniu z Alejami Jerozolimskimi skręcił w lewo, a stamtąd nieoczekiwanie znalazł się na Siennej. Stanął przed budynkiem, który był pierwszym wspólnym domem jego i Uli. Jeszcze przed ślubem. Uśmiechnął się do wspomnień. Szczęśliwe miejsce. Podniósł głowę i spojrzał w okna ich dawnego mieszkania. Inne zasłony. Nie miał tu czego szukać, ale dobrze było sobie przypomnieć… Poszedł dalej na północ. Hotel z windą do nieba. Nieudana randka. A może udana? Mimo wszystko? “Może by tak przyjść tu z Ulą na kolację? Trudno powiedzieć, czy to dobry pomysł. Co zapamiętała? Nie wiem, nigdy do tego nie wracaliśmy. Może powinienem spytać? Jakie wspomnienia obudzę? Dobre czy złe? Ryzykowne, ale może powinienem spróbować odczarować przeszłość?”
Tak, w ich wspólnym życiu szli ciągle do przodu, nie oglądając się do tyłu. Budowali swoją rodzinę, opiekowali się dzieckiem, walczyli o przetrwanie firmy, zmienili mieszkanie na dom, spróbowali połączyć swoje poprzednie rodziny choćby cienkimi więzami przyjaźni, ale zawsze to było coś więcej, niż można się było początkowo spodziewać. Skoncentrowani na tym, co łączy, nie wracali do tego, co mogło poróżnić. Oboje unikali pewnych drażliwych tematów, nie chcieli poruszać bolesnych wspomnień. Nie umawiali się, ale żadne z nich nie podejmowało rozmowy o dawnych czasach. Właściwie, to pomimo tylu wspólnie przeżytych lat, trudne sprawy z przeszłości do tej pory nie zostały omówione. “Może powinniśmy jednak do tego wrócić. Odwiedzić miejsca nieudanych spotkań. Przecież my nawet do naszego parku nie chodzimy. Nigdy tam już razem nie poszliśmy. Ja też nie chodziłem. Dopiero parę dni temu odważyłem się pójść. Wtedy, gdy zadzwoniła Monika… Nie, to było wcześniej”. Nagle poczuł zmęczenie. W końcu, przeszedł dość długi kawał drogi. Zastanowił się, gdzie teraz pójść. Przecież nie będzie wracał z powrotem pieszo do firmy, a tam zostawił samochód. Postanowił wziąć taksówkę. Kiedy na skrzyżowaniu taksówkarz skręcił w lewo, nie miał już wątpliwości, co zrobi. Poprosił, aby pojechał kawałek dalej Świętokrzyską i zatrzymał się przed Filharmonią. Wysiadł na chwilę i spojrzał na repertuar. Sam nie wiedział, po co. Tak tylko, z ciekawości. W Sali Kameralnej miał się odbyć koncert muzyki Chopina. Nazwisko wykonawcy nic mu nie mówiło, więc nie zapamiętał. Przypomniały mu się nokturny grane przez Monikę. Ładnie grała. Z dużym uczuciem. Zupełnie nie wiedząc po co, poszedł do kasy i kupił dwa bilety na następny dzień. “Ciekawe, z kim pójdę? Z Ulą czy z Moniką? Zobaczymy, która da się zaprosić. Stawiam na Monikę, ale Ula też czasem potrafi mnie zaskoczyć” – uśmiechnął się do własnych myśli, wsiadł do taksówki i wrócił do firmy.

Ale nawet nie chciało mu się wchodzić do środka. Przypomniał sobie, że jeszcze nie był na lunchu. Zastanowił się, gdzie pójść i ostatecznie wylądował w najbliższej restauracji. Wziął menu, ale gdy pomyślał, że trzeba będzie czekać na zamówione danie, odłożył je i wyszedł na ulicę. Wyprawa na lunch zakończyła się dla Marka bólem nóg, zakupem dwóch biletów do Filharmonii i zjedzeniem zapiekanki.

Jednak postanowił zajrzeć do firmy i zobaczyć, co tam się dzieje. Może Ula już wróciła? Tak, wróciła. Zobaczył ją w socjalu. Stała tyłem do wejścia, twarzą zwrócona do Aleksa, który opierał się o szafki, trzymając w ręce filiżankę z kawą. “Kolejna nowość. Aleks pije kawę z firmowego ekspresu. Jak jego podniebienie to wytrzymuje?” – zdecydowanym krokiem podszedł do nich.
- Ula, wróciłaś?
- Tak, poszło nam szybciej, niż myślałyśmy.
- Rozumiem, że wszystko załatwione?
- Prawie.
- Jak to, prawie?
- Jeszcze na jutro zostało dogranie szczegółów. Właśnie muszę z Aleksem sprawdzić finanse, ile ostatecznie możemy zapłacić. Próbujemy z Violą negocjować korzystniejsze warunki.
- Jest szansa, że się uda?
- Jest. W zamian będziemy dostarczać za darmo ciuchy do programu telewizyjnego.
- O, to dość nowatorski pomysł.
- Viola to wymyśliła. Przecież mówiłam ci.
- Tak, mówiłaś. Więc co, długo wam zejdzie?
- Trochę zejdzie – odpowiedział Aleks.
- A nie możesz tego zrobić sam albo z Aldoną?
- Marek, o co ci chodzi? – spytała Ula.
- Jak to, o co? Myślałem, że wrócimy do domu.
- Nie musimy się spieszyć, Krzyś może zostać u twoich rodziców nawet do dziewiątej.
“Super – pomyślał – szlag by to trafił”.
- To ja pójdę do Aldony, sprawdzić te dane, a ty dopij kawę i dołącz do nas.
- Dobrze, przyjdę.
Ula wyszła, zostali sami. Marek po raz kolejny dzisiaj nie wiedział, co się dzieje. Ula współpracująca, a nawet wydająca polecenia Aleksowi, który bez problemu je akceptuje. To już dla niego było zbyt dużo.
- Aleks, jak ci się podobała Monika?
- Owszem, w porządku.
- W porządku? Kto tak mówi o kobiecie?
- Jeśli to partner w interesach…
- Jaki partner? Przecież nie załatwiasz z nią biznesu. Na kolacji wczoraj byłeś.
- Byliśmy, nie byłem. W czwórkę byliśmy, a nie ja z nią.
- Wszystko jedno. No, więc co sądzisz?
- Interesująca. Ma dużo do powiedzenia.
- Właśnie, widziałem, że szybko złapaliście kontakt.
- Nie tylko my.
- To znaczy?
- Wy również. Ty i Monika.
- Sam mówiłeś, że się z nią dobrze rozmawia.
- Ja mówiłem?
- No, że interesująca.
- Niech ci będzie. Dlaczego pytasz? Potrzebujesz mojego błogosławieństwa?
- Myślę, że powinieneś ją gdzieś zaprosić – Marek ze stoickim spokojem kontynuował myśl.
- Ja?
- No przecież nie ja. Mam się umawiać z kobietami? A obiecałem Darkowi, że się nią zaopiekujemy.
- My?
- My – w sensie firma. A ty przecież jesteś częścią firmy. I to jedną z najważniejszych.
- Są jeszcze inni w firmie.
- Kto? Ula nie ma czasu, a jakich innych widzisz odpowiednich dla Moniki?
- Ja też nie mam czasu. Muszę zrobić te wyliczenia…
- Ula z Aldoną sobie poradzą. Ty nie jesteś do niczego potrzebny. Lepiej zajmij się Moniką, bo Darek będzie miał pretensję, a ja mu powiem, że ty nie miałeś ochoty…
Aleks patrzył się na Marka podejrzliwie. Próbował przebić wzrokiem jego myśli, ale najwyraźniej nie zauważył nic niepokojącego. Marek wyjął z portfela wizytówkę Moniki i dwa bilety do Filharmonii.
- Masz. Nawet o repertuar zadbałem, żebyś nie musiał się trudzić. Niestety, na jutro, ale na dzisiaj sam coś wymyślisz.
Udało się. Aleks nie wyczuł podstępu. Obaj razem wyszli z socjalu i poszli do Aldony. Dziewczyny siedziały z głowami w dokumentach, a dwie księgowe robiły jakieś wyliczenia na komputerach.
- Widzisz, że jesteś tu zbędny?
- Wygląda na to, że tak.
- No, to dzwoń do Moniki – Marek poklepał Aleksa po ramieniu i wrócił do swojego gabinetu.
Zbliżała się piąta, ale nie zamierzał wychodzić, chociaż nie miał nic do roboty. Włączył laptopa, odebrał pocztę, odpisał na kilka maili i był wolny. Trochę pogrzebał w internecie – wiadomości, sport, samochody. Przy tych ostatnich zatrzymał się na dłużej. Właściwie, to chyba na całkiem długo, bo dopiero Ula przywróciła go do rzeczywistości.
- Ja już skończyłam, a ty?
- Ja też – szybko zamknął karty, żeby nie zobaczyła, czym się zajmuje.
- Możemy iść?
- Tak.
Wyszli z pustego biura. Było już po siódmej. Marek nie pamiętał, kiedy ostatnio tak późno wychodził z pracy.
- I co? Damy radę z tą telewizją?
- Myślę, że damy.
- Więc nie widzisz żadnych problemów?
- Nic, z czym nie mogłabym sobie poradzić.
“Jasne. Nic, z czym nie mogłaby sobie poradzić. Przecież to oczywiste – w końcu też była prezesem. Potrafi tyle samo, co ja. Albo więcej – westchnął – dobrze, że prawa jazdy ciągle jeszcze nie zrobiła. Do czegoś jestem potrzebny”.
- Marek, po pokazie będzie więcej czasu. Postanowiłam w końcu zrobić to prawo jazdy. Nie mogę ciągle być od ciebie uzależniona. No i traktować cię jak kierowcę. A taksówkami nie lubię jeździć.
- Jasne. Powinnaś zrobić – spojrzał z ukosa i widząc jej minę dodał – żeby być niezależna.
Wsiedli do samochodu i Marek odruchowo skręcił w kierunku domu. Ula dopiero po chwili zwróciła mu uwagę, że przecież mają jechać po Krzysia. Widocznie też nie od razu zorientowała się. Popatrzył na jej profil, wyglądała na trochę zmęczoną, nawet nie odzywała się za bardzo.
- Marek, musisz przecież zawrócić.
- Wiem, ale za chwilę. Tu nie ma jak.
Niepostrzeżenie wjechał w Aleję Jana Pawła II.
- Marek, gdzie ty jedziesz?
- Ula, mamy czas. Sama mówiłaś, że do dziewiątej. A może dłużej. Zadzwonię do mamy, pewnie jeszcze się ucieszy.
- Ale Krzyś powinien wrócić do domu.
- Bo co? Przecież nie idzie rano do pracy, ani do szkoły.
Zatrzymał się na parkingu.
- Chodź. Wysiadamy.
- Po co?
- Proszę.
Wysiadł z samochodu, podszedł z drugiej strony i otworzył drzwi.
- Proszę cię – wyciągnął do niej rękę.
W końcu wysiadła. Stała rozglądając się wokół.
- Po co…
- Żeby odczarować. Czy to zły pomysł?
Kurczowo trzymała się jego ręki. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. W świetle latarni całkiem wyraźnie widział jej wbity w siebie wzrok.
- Nie wiem.
- Spróbujemy?
- Zaryzykuję. Jeśli będziesz ze mną.
- Przecież jestem.
- Wiesz, o co mi chodzi.
- Ula, ja na prawdę z tobą jestem. A ty ze mną?
- Masz wątpliwości?
Nie odpowiedział. Spuścił wzrok
- Chodźmy – powiedziała.
Po raz drugi w życiu szli tą samą trasą. Tym razem nie zamknęła oczu, zresztą, Marek jej o to nie prosił.
- Ula, chciałbym po kolei odczarować wszystkie nasze miejsca. Co o tym myślisz?
- Zależy ci na tym?
- Tak. Ale jeśli nie chcesz…
- Chcę spróbować. Też o tym myślałam. Ale z wyjątkiem restauracji, w której nakryła nas Paulina. Tam nigdy nie pójdę.
- Rozumiem. Tę sobie darujemy. Przynajmniej na razie.
Weszli do windy. Udało się, byli sami. Przez chwilę rozglądali się wokół, lekko oszołomieni. Teraz to już jednak nie było to samo. Inne odczucia. Marek pomyślał, że tamtego nastroju nie da się odzyskać. Stał za Ulą, patrzył na rozświetlone miasto i nic nie czuł. “Nie tędy droga. To bez sensu. Nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki. Po co ja to robię? Czy chcę się pozbawić wspomnień? Obojętnie, dobre, czy złe, ale wspomnienia. Nasze wspomnienia. A jak tak dalej pójdzie, to nic nie odzyskam, ale stracę. Jeszcze do Palmiarni ją zabiorę i już nic nie będzie…”
Zamknął oczy i oparł się o ścianę. Nagle poczuł pocałunek. Delikatny. Odchylił lekko usta, a potem świat mu zawirował, pomimo zamkniętych oczu. Nie było tak samo, jak kiedyś. Było inaczej. Ale wspaniale. Czy lepiej? Trudno powiedzieć. Inaczej. Ale nie chciałby tego zamienić na cokolwiek innego. Już nie. W tej chwili był tego całkowicie pewien.

2 komentarze:

  1. http://proca.pl/pokaz/4011/kontynuacja_polskiej_brzyduli
    wchodzić i podpisywać się

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię tu wchodzić i czytać wasze opowiadania dziewczyny. Każda z was wyczarowuje wspaniały świat i za to wam dziękuję. Pozdrawiam i zapraszam na www.naczterechlapach.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń