Get your own Digital Clock

wtorek, 19 stycznia 2010

W miejsce Jaska...wprowadza się SWB :) cz.7

Marek był wściekły. Nie zamierzał szukać jakiegoś szczególnego lokalu na rozmowę z nią. Chciał załatwić to szybko, sprawnie. Miał jeszcze trochę do zrobienia dzisiaj, no a przede wszystkim, chciał jak najszybciej pojechać do szpitala. Wybrał więc miejsce najbliższe z możliwych – kawiarniany ogródek obok firmy.
- Myślałam, że znajdziemy bardziej intymne miejsce, ale skoro wolisz tutaj, niech będzie.
- Joaśka, w co ty grasz? Nie mam czasu na zastanawianie się, gdzie byłoby milej, ani nie widzę takiej potrzeby. Powiedz, dlaczego tak pilnie chciałaś się ze mną zobaczyć, bo naprawdę mam dzisiaj jeszcze wiele spraw na głowie..
- No tak, słyszałam. Przy okazji, gratuluję, tatuśku. Powiesz mi , czy to syn, czy córka? – w jej pytaniu brzmiała ironia, a może cynizm. Trudno to było określić.
Widziała, że się denerwuje i ewidentnie to wykorzystywała. Spoglądając na nią stwierdził, że nie tylko spojrzenie ma lodowate. Ona cała jest zimna, wyniosła, cyniczna. Dotąd uważał, że nikt pod tym względem nie przebije Pauliny.
- Zmieniłaś się chyba nie tylko zewnętrznie.
- O tak. Nawet nie wiesz, jak bardzo. Już nie jestem głupią , naiwną gąską , którą prezes Dobrzański , a nie, wtedy jeszcze dyrektor Dobrzański, mógł porzucić, gdy mu kazała Paulina, albo, gdy mu się znudziła… Zresztą, co za różnica? A propos Pauliny. Sądziłam, że nikt inny nigdy nie będzie twoją żoną, tylko ona. Przecież każdą w końcu rzucałeś i wracałeś do niej, ale widzę, że się myliłam. Twoja żona ma przecież na imię Urszula. Tak się przedstawiła przez telefon. No, no – aż mnie zainteresowało, czym cię tak ujęła, że właśnie dla niej rzuciłeś tą wyniosłą Włoszkę. Już sobie wyobrażam, jak musiała być wściekła.
- Nie chciałaś się chyba spotkać po to, żeby rozmawiać o mojej żonie.
- Właściwie…. Nnnieee. Chociaż, może i do tego dojdziemy.
Widział, że się nim bawi. Stopniuje napięcie, nie mówiąc nic konkretnego. Udawało się jej, trzeba przyznać, bo w końcu stracił orientację, czy blefuje, czy rzeczywiście chce go czymś zaskoczyć.
- To, jak to było – ty zerwałeś, czy Paulina w końcu nie wytrzymała kolejnej kochanki.?
Czuł się, jak sztubak, który wybił szybę w dyrektorskim gabinecie i teraz został wezwany na dywanik.
- Jeśli koniecznie chcesz wiedzieć, to ja zerwałem z Pauliną. Zadowolona?
- Właściwie…. tak. Należało jej się.
- Możesz przejść do sedna, bo naprawdę nie mam zbyt wiele czasu?
Jakby na potwierdzenie tych słów zadzwoniła komórka. Mama.
- Mareczku, no gdzie ty jesteś?. Myślałam, że się spotkamy. Jesteśmy z tatą w szpitalu. Jasio jest cudny. Ula na ciebie czeka.
- Jak się czuje?
- Trochę osłabiona, ale dobrze.
- Mamo, zatrzymało mnie coś pilnego. Nie mogę tego odłożyć, ale mam nadzieję, że nie potrwa długo. Jak tylko skończę, zaraz jadę. Powiedz to Uli i uspokój ją. Też chciałbym być już tam z nimi.
- Marek, ważne sprawy? Akurat dzisiaj? Przecież to…
- Będę jak najszybciej. Muszę kończyć. Pa.
Wyłączył telefon i wrócił do stolika. Joaśka siedziała wyprostowana, posągowa. Na pewno mogła zwracać uwagę mężczyzn, ale Marek widział w nie jedynie ten chłód i nieprzystępność. W ten ciepły dzień działała na niego, jak zamrażarka.
- Interesy?
- Właśnie. Wzywają mnie pilne sprawy, więc przejdźmy do sedna,
- Jak sobie życzysz. Pamiętasz zakończenie naszej znajomości? Ostatnie spotkanie? Swoją drogą, popatrz, jak to jest – kiedyś musiałam wybłagać wypłakać każde spotkanie z tobą, a dzisiaj zgodziłeś się bez problemu. Fakt, trudno to nazwać romantyczną randką, ale zawsze. No tak, ale do rzeczy. Było fajnie i miło, dopóki nie wkroczyła Paulina, prawda? Sekretarka, szara myszka przecież nie mogła stanowić dla niej konkurencji. Nie była w stanie tego znieść, więc bez ceremonii, nakazała ci zwolnienie mnie, a ty nawet nie zaprotestowałeś. Dla mnie to był dramat z dwóch powodów. Miałam stracić ciebie i zostać bez środków do życia.. Kochałam cię, wiedziałeś o tym. Dla mnie to nie był jakiś biurowy romansik, dodający pikanterii szarej codzienności. Kiedy jednak, po zwolnieniu, nadal. zgadzałeś się na spotkania, zaczęłam wierzyć, że dla ciebie też zaczęło to coś znaczyć. Nagle się skończyło. Błagałam, prosiłam – powiedziałeś, że to koniec. Przez chwilę wierzyłam, że zmienisz zdanie, że wszystko będzie, jak dotąd. Myliłam się. Nie chciałeś mnie znać. Joaśka się znudziła. Trzeba było poszukać innych wrażeń, prawda? Nieważne. Wtedy spadło na mnie jeszcze jedno – okazało się, że jestem w ciąży. Dlatego tak do ciebie wydzwaniałam. Chciałam ci o tym powiedzieć, ale zmieniłeś komórkę. Kilka razy czekałam na ciebie pod firmą, ale za każdym razem wychodziłeś z Pauliną. Dzisiaj bym się tak nie przejmowała – podeszłabym i powiedziała. Wtedy byłam inna. Chciałam tylko, żebyś o tym wiedział, chciałam wierzyć, że mi pomożesz, kiedy będzie potrzeba, ale nie zostawiłeś mi żadnych złudzeń.

Marek znieruchomiał. O czym ona mówi? O jakiej ciąży? Boże, tylko nie to. Tylko nie teraz. Czuł, że serce wali mu tak, że nawet ona może je usłyszeć.

- Potem – kontynuowała – dowiedziałam się, że wyjechałeś z Pauliną na długie wakacje do Włoch.. Kochałam cię i nienawidziłam. Bałam się, byłam sama, beż pracy, pieniędzy. Na nikogo nie mogłam liczyć. Nie dam ci tej satysfakcji, nie będę opowiadała o szczegółach tego, co się ze mną działo. Powiem tyle – straciłam to dziecko, a razem z nim – szansę na posiadanie dzieci w ogóle. To twoja wina – tak uważałam i uważam i nie potrafię ci tego wybaczyć.
Wyjechałam za granicę. Tam mi się w końcu powiodło. Zrobiłam wszystko, żeby zmienić w sobie to, co przypominało tamtą głupią, zakochaną i wzgardzoną Joaśkę, której szczerze nienawidziłam. Jak widzisz- udało mi się, bo nawet mnie nie poznałeś. Postanowiłam, że nikt nigdy mnie nie skrzywdzi i to też mi się udało. Teraz ja rozdaję karty. Miałam wystarczająco dużo czasu, żeby nie zachować po tobie nawet jednego dobrego wspomnienia i nauczyć się życzyć ci jak najgorzej.. Nie przyjeżdżałam tutaj, dopiero teraz tak się złożyło, że pojawiłam się na pewien czas. Postanowiłam sprawdzić, jak zareagujesz na mój widok i uświadomić ci, kim jesteś, a na pewno byłeś, że, czy chcesz tego, czy nie jesteś odpowiedzialny za śmierć swojego dziecka. Chcę, żeby ta świadomość, choć trochę zakłóciła twoje, szczęśliwe, jak widzę życie tak, jak zniszczyła moje.
Wiesz co, przez chwilę pomyślałam, że twoja żona, która właśnie stała się szczęśliwą matką, może powinna się dowiedzieć o tym, ale…. Gdyby to była Paulina, zrobiłabym to bez wahania.
Zamilkła na chwilę. Marek siedział, jak sparaliżowany. Czuł szum w uszach i walenie własnego serca. Z trudem wydobył z siebie głos.
- O niczym nie wiedziałem.
- Bo nie chciałeś. Znaczyłam dla ciebie tyle, że nawet telefonu ode mnie nie odbierałeś. Nie wysilaj się. Nie znajdziesz tłumaczenia, które by mnie przekonało.
- Możesz mi powiedzieć, co się stało, że to dziecko… no wiesz?
- Nie. Nie zasłużyłeś na to. Myśl, co chcesz, zastanawiaj się. Nigdy się tego nie dowiesz.
- Wiesz, na dobrą sprawę, mógłbym zapytać, skąd mam mieć pewność, że mówisz prawdę.
- Spodziewałam się, że to powiesz.
Zaczęła szukać czegoś w torebce. Wyjęła wyniki badań USG z informacją, że jest to koniec drugiego miesiąca ciąży. Z dat wynikało, że pochodzą z okresu, kiedy się spotykali.
Siedział ze spuszczoną głową i kompletnie nie wiedział, co zrobić, powiedzieć, myśleć…
Joaśka nagle wstała.
- To wszystko, co chciałam ci powiedzieć.
Wstał pospiesznie. Podszedł do niej.
- Przepraszam. Naprawdę. Wiem, że to niczego nie zmieni, ale… masz rację. Byłem świnią. Teraz już taki nie jestem.
Spojrzał na nią. Jej twarz była bez wyrazu, tylko oczy… Nie były już takie lodowate, nie było już w nich tej ogromnej nienawiści, z którą tu przyszła.
Może odeszła z chwilą, wyrzucenia z siebie tego całego bólu, gniewu, wściekłości, które przez tyle lat w sobie dusiła…?
- Mam nadzieję, że nie do zobaczenia
Odeszła.. Chciała jak najszybciej opuścić to miejsce. Jego widok… Wróciły dawne wspomnienia. Nie miała siły przyspieszyć kroku. Nareszcie wyrzuciła mu w twarz to, co ją doprowadziło przez te lata na skraj rozpaczy, co kazało jej znienawidzić jego, a innych facetów traktować przedmiotowo. Widziała, jak poszarzał, jak był bezradny, jak do żywego zraniły go jej słowa. Czy musiała to zrobić? Nie miała siły dłużej dźwigać tego ciężaru sama. Uznała, że tylko w taki sposób uda się jej zamknąć w końcu ten rozdział swojego życia.

Marek nie mógł się ruszyć. W głowie miał mętlik. To, co przed chwilą usłyszał, było rodem chyba z jakiegoś “ciężkiego” dramatu psychologicznego Jak to wszystko jest możliwe? Próbował jeszcze raz odtworzyć przebieg tamtej znajomości i jej dość gwałtowne zakończenie. To prawda, wiedział, że go kochała i prawdą jest, że on ani nie odwzajemniał tego uczucia, ani nie dawał jej do zrozumienia, że jest inaczej. Fakt – podobała mu się, choć przy Paulinie i modelkach, które ciągle go otaczały, była raczej przeciętna. Miała jednak w sobie ciepło, wyrozumiałość, naturalność. Nie oczekiwała niczego, oprócz tego, żeby był. Nie potrafiła ukrywać swojego uczucia. Czasem złościło go, jak wodziła za nim wzrokiem, co naturalnie szybko zostało zauważone i w firmie coraz głośniej było od plotek. Paulina wpadła w szał. Jeszcze nigdy nie była tak wściekła. Wymusiła na nim, wywrzeszczała natychmiastowe zwolnienie Joaśki. Nie była dla niego tak ważna, żeby miał się przeciwstawić Pauli, choć jednak trochę głupio mu było i trochę żałował. W pracy zawsze mógł na niej polegać, ufać, a prywatnie… było miło. Kiedy już nie pracowała, dzwoniła, nalegała na spotkania. Choć nie zawsze, ale zgadzał się.
Z czasem jednak zaczęło go to męczyć. Paula coś podejrzewała. Nie miał ochoty na kolejne awantury. Powiedział jej, że to koniec. Ostateczny. Nie chciała tego słuchać. Spotkali się jeszcze raz, czy dwa. Była coraz bardziej zaborcza, zazdrosna, nieobliczalna. Wydzwaniała o każdej porze dnia i nocy. . W końcu kupił nową komórkę i dopiero wtedy odzyskał spokój. “Ja tak, a ona? Dla niej właśnie wtedy zaczęło się piekło”.
Wszystko, co się przed chwilą wydarzyło, o czym myślał, tak dalece wytrąciło go z równowagi, że zapomniał o realnym świecie. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że przecież Ulka, Jasio… Przecież on musi do szpitala. Oni czekają. Trzeba wziąć się w garść. Ula niczego nie może poznać.
Kiedy dotarł, rodziców już nie było, Ulka natomiast, usiłowała nakarmić małego piersią. Uśmiechnęła się na jego widok. Było widać, jak bardzo jest szczęśliwa. Wyszeptała do Jaśka :
- Popatrz, syneczku, twój tatuś sobie o nas przypomniał
I do niego :
- Marek, dlaczego tak długo kazałeś na siebie czekać. Coś się stało? Przecież miałeś być już dawno?
Było mu strasznie głupio. Przysiadł na łóżku, pocałował w czoło i czule gładził jej włosy.
- Kochanie, przepraszam. Nic się nie stało W firmie wiadomość o narodzinach Jaśka wywołała trochę zamieszania. Zagadałem się też z Sebą. Potem jeszcze rozmawiałem z Pshemko o tych nieszczęsnych próbkach, no i tak zeszło. Wiesz, jak to jest. Ale i tak, cały czas myślałem o tym, żeby dotrzeć do was jak najprędzej i teraz już się mnie tak szybko nie pozbędziecie.
Widok malutkiego, bezbronnego dziecka, jego dziecka, które Ula delikatnie układała w łóżeczku, rozczulił go tak bardzo, że pozwolił zapomnieć o tym wszystkim, co jeszcze kilkadziesiąt minut temu zupełnie zwaliło go z nóg.
Jasiek zasnął, a Ula opowiadała o wizycie rodziców, o tym, jak bardzo się wzruszyli widokiem swojego pierwszego wnuka. Mówiła o odwiedzinach Ali, Józefa i Beatki, jak ojciec nie mógł opanować łez, widząc wnuczka, ale i ją w dobrej kondycji.
- Wiesz, myślę, że tata bardzo się bał, żeby mnie nie przytrafiło się nic złego, jak mamie., chociaż nigdy mi o tym nie mówił.
- Pewnie tak było. Zresztą, trudno się dziwić. Wszyscy baliśmy się, ale wierzyłem, że to wszystko musi skończyć się dobrze, bo … No, po prostu musiało i koniec.
Marek przypadkiem włożył rękę do kieszeni marynarki i natrafi na małe pudełeczko. No tak, zapomniał o nim. Sięgnął po dłoń Uli i położył je na niej. Popatrzyła zdziwiona.
- Co to?
- Zobacz.
Otworzyła. Mnóstwo maleńkich serduszek, spiętych w skromną, ale bardzo piękną bransoletkę, niepostrzeżenie wysypało się z pudełka.
- Podoba ci się?
- Jest śliczna, ale dlaczego…?
- Kochanie, chciałem, żeby ten drobiazg, kiedykolwiek na niego spojrzysz, przypominał ci ten szczęśliwy dzień, kiedy urodził się Jasiek. To była dla mnie najpiękniejsza chwila. Nawet nie miałem pojęcia, że można przeżyć coś aż tak pięknego.
Widział, że się wzruszyła, ale dodała tylko:
- Dziękuję. Kiedyś pokażę ją Jaśkowi i opowiem, jak bardzo cieszyłeś się z jego narodzin, a ja… z tego, że zemdlałeś dopiero po wszystkim.
Roześmieli się oboje na wspomnienie tego pamiętnego upadku.
Ula widziała, że jest bardzo zmęczony. Nawet nie pytając domyślała się, że pewnie po powrocie ze szpitala nie zmrużył oka, potem był jeszcze w firmie, teraz przyjechał do nich…
- Marek, jedź do domu i odpocznij. My tu spokojnie poczekamy na ciebie do jutra.
Przypomniała mu, że rzeczywiście jest zmęczony. W ciągu minionej doby wydarzyło się tyle, że ledwie już nad tym wszystkim panował.
- Wiesz co, nie lubię pustego domu. Nie lubię, kiedy ciebie tam nie ma, ale chyba faktycznie powinienem chociaż się wyspać.
- Nie martw się. Rozmawiałam z lekarzem i jeśli nic się nie zmieni, to pojutrze będziesz miał w domu nie tylko mnie, ale nas.
Po wyjściu ze szpitala dotarło do niego, że kiedy był tam z nimi udało mu się, choć na trochę zapomnieć, nie tylko o zmęczeniu, ale także o spotkaniu z Joaśką i o wszystkim tym, co od niej usłyszał. Teraz, niestety wróciło, jak najkoszmarniejszy sen.
Podjeżdżał pod dom, kiedy zadzwonił telefon. Seba.
- Gdzie ty jesteś, świeżo upieczony tatuśku, że nie mogłem się do ciebie dodzwonić.
- Właśnie dojechałem do domu. Miałem wyłączoną komórkę, bo byłem w szpitalu. Coś pilnego?
- Nawet bardzo. Mam nadzieję, że zaprosisz starego kumpla na jakąś wódkę. W końcu syn ci się urodził, nie?
Może i dobrze byłoby zapić kłopoty, ale jakoś nie maił na to ochoty, pomijając fakt, że miał nadzieję chociaż na krótki sen.
- Seba, wybacz, ale nie dzisiaj. Jestem wykończony. Najpierw nerwy, potem noc na porodówce. Jak wróciłem, nie mogłem zasnąć. Dzień w firmie, potem w szpitalu. Zwyczajnie padam na pysk. Może jutro się skrzykniemy, co?
- No dobra. Rozumiem, ale jutro ci nie odpuszczę..
- Ok.. Tylko jakoś wieczorem, bo najpierw będę musiał przygotować łóżeczko, no i trochę tu ogarnąć, bo Ulka pojutrze wraca do domu. Zresztą, umówimy się w pracy.

Wszedł do pustego domu. Panująca cisza, akurat dzisiaj powinna go ucieszyć, ale okazała się nie do zniesienia. Po prostu, sprzyjała temu, żeby wszystkie upiorne myśli zaczęły wypełzać z zakamarków pamięci. Wiedział, że od tego nie ucieknie, ale w tym momencie, było to chyba ponad jego siły. Potwornie bolała go głowa. Uświadomił sobie, że od rana, praktycznie nic nie jadł. Miał iść na lunch, ale po rozmowie z Joaśką, stracił ochotę na wszystko, a na jedzenie przede wszystkim. Potem był u Uli…
Przygotował sobie kolację, włączył telewizor, ale szybko zorientował się, że i tak niewiele do niego dociera, z tego, co mówią. Właściwie, najchętniej , wyjąłby z barku jakąś butelkę, opróżnił ją w samotności i w ten sposób, jeszcze na trochę zapomniał o tym, co od kilku godzin nie dawało mu spokoju. Jakieś resztki rozsądku jednak nie pozwoliły mu tego zrobić. Rano musiał być w szpitalu, potem w firmie…. Nie, musi być wypoczęty, a nie skacowany..
Wziął prysznic i postanowił się położyć. Puste łóżko też okazało się nieprzyjazne. Sen, mimo całego zmęczenia, nie przychodził. Tysiące pytań przelatywały mu przez głowę. Co właściwie stało się z dzieckiem, o którym mówiła Joaśka? Usunęła je, czy poroniła? Dlaczego nie chciała mu tego powiedzieć? Co on ma teraz zrobić? Powiedzieć Uli, czy zachować tę tajemnicę dla siebie i nauczyć się z nią żyć? Czy będzie potrafił, tak, żeby Ula niczego nie zauważyła? A jeśli ona jednak się dowie, teraz, czy kiedyś tam? Joaśka, co prawda chyba nie zamierzała jej tego uświadomić, ale czy mógł być tego pewien. Przecież obiecał, że nigdy już jej nie okłamie. Obiecał to jej, a sobie poprzysiągł, kiedy przeczytał jej pamiętnik. Tylko, jak ona to przyjmie, jeśli jej powie? .Poza tym, kiedy miałby to zrobić, bo przecież nie teraz, kiedy ona jeszcze słaba, kiedy dopiero urodziło się ich dziecko? Pytania, pytania, pytania… Na żadne z nich nie znał odpowiedzi. Wstał, bo miał wrażenie, że zaraz zwariuje.. Dobrzański, ty idioto – myślałeś naiwnie, że rozliczyłeś się już z przeszłością, że Aleks był jedynym, którego skrzywdziłeś przez własną głupotę, bezmyślność, ale okazuje się, że nie.
Zrobił sobie jednak drinka i wyszedł z nim do ogrodu. Była piękna, ciepła noc, ale chyba nawet tego nie zauważył. Kiedy wrócił do domu, w końcu udało mu się zasnąć.
Zmęczenie, widać, wzięło górę nad wszystkim innym, bo kiedy się obudził, stwierdził, że… zaspał.” Witaj piękny dniu – pomyślał ze złością”. Szpital musiał “wziąć w przelocie”. Na szczęście, Ula okazała zrozumienie. Obiecał zresztą, że przyjedzie po załatwieniu spraw w firmie i będzie to wcześniej, niż wczoraj.
To, co zastał w sekretariacie, szybko przywróciło go do rzeczywistości. Panował tu istny Sajgon, czy jak wolała Viola – Taiwan. Wszędzie, nie wyłączając podłogi, walały się porozrzucane segregatory, z niektórych nawet powypadały jakieś dokumenty, a kiedy wszedł, pod nogi upadły mu ostatnie teczki z dokumentami, które jeszcze pozostawały na biurku Ani. Pośród tego całego bałaganu tkwiły dwie rozwrzeszczane i wymachujące na siebie rękoma kobiety. Viola i Ania – obie rozgrzane do czerwoności, nawet nie zauważyły jego wejścia. Wiedział, był pewien, że inicjatorką całego zajścia z całą pewnością była Viola, bo jakoś tak miała, że od czasu do czasu przypominała sobie, że nie powinna zbyt długo żyć w zgodzie z Anią, która swego czasu ośmieliła się wejść jej w drogę.
Marek już nie raz zastanawiał się, jak Ula sobie z nimi radzi w takich sytuacjach, bo jego cierpliwość wyczerpała się już dawno.
Nawet nie wiedział, jak ma przejść do gabinetu, bo cała podłoga pokryta była dokumentami.. Już miał je obie przywołać do porządku, ale akurat Viola spojrzała w stronę drzwi i zauważyła go. Natychmiast obciągnęła sukienkę, poprawiła włosy i przywołała na usta słodki uśmiech. Wszystko to miało zapewnić go, że nic takiego się nie stało.
- O, cześć Marek. Dobrze, że jesteś. A co tam u naszej pani prezes, kochanej?
- Możesz mi powiedzieć, co się tutaj dzieje?
- Aaaa… To widzisz. No wzięłam te segregatory tak wszystkie na raz i mi wypadły. Dasz wiarę?
- Wypadły, powiadasz? I doszłaś do wniosku, że skoro one leżą na podłodze, to można im jeszcze dorzucić teczki z biurka Ani, tak?
- Tak. Nie, no Marek. Co ty opowiadasz?
- To ja się pytam, co ty za bzdury opowiadasz? – Marek czuł, że za chwilę naprawdę wybuchnie. Akurat dzisiaj, z całą pewnością nie miał ochoty na jakieś głupie dyskusje z Violą.
- Bzdury, tak? Bzdury? To wszystko przez tą czarną wdowę sycylijską. Najpierw sama zgubiła dokumenty, które dał jej Adam, a kiedy po nie przyszedł, to zwaliła to na mnie.
- Tylko nie wdowę, dobrze? Tylko nie wdowę. – Ani już nawet nie przeszkadzała, ani “czarna”, ani “sycylijska”, ale za wdowę najwyraźniej była skłonna rzucić się Violi do gardła.
Marek miał wyraźnie dość. Nie miał najmniejszej ochoty ustalać, kto jest winien, bo i tak, jakoś nie wierzył, że mogłaby to być Ania, która skrupulatnie pilnowała wszelkiej dokumentacji jej powierzonej.
- Słuchajcie. Idę do Pshemko. Wracam za kwadrans i chcę zobaczyć wszystkie segregatory na swoich miejscach, dokumenty, o które prosił Adam, mają się u niego znaleźć, a wy, obie, miłe i uśmiechnięte będziecie wykonywały swoją pracę. Jasne? Myślę, że tak.
Wyszedł, na wypadek, gdyby Viola miała zamiar coś jeszcze mu tłumaczyć.
Pozałatwiał najpilniejsze sprawy, umówił się z Sebą na wieczór i postanowił pojechać do szpitala.
Kiedy wszedł, Jasio smacznie spał, leżąc obok wpatrzonej w niego Uli. Ten, jakiś taki ciepły widok, pozwolił mu zapomnieć o wszystkich problemach, które jeszcze chwilę temu tłukły mu sie po głowie .Przysiadł na łóżku, obok nich, delikatnie pocałował zaciśniętą piąstkę swojego synka i pomyślał nagle, że zrobi wszystko, absolutnie wszystko, żeby nigdy nic złego się im nie przytrafiło, żeby to było naprawdę szczęśliwe dziecko, żeby Ula nigdy się na nim nie zawiodła. Nie wiedział, nie rozumiał, jak to się dzieje, że ten maleńki człowieczek daje mu jakąś dziwną siłę, ale to właśnie poczuł.
Wracając do domu, zrobił jeszcze zakupy, na jutrzejszy powrót Uli z Jaśkiem ze szpitala. Nie myślał o niczym, tylko o nich. Posprzątał, złożył łóżeczko, przygotował je tak, jak mu powiedziała Ula i kiedy, niespodziewanie wpadła Ala, żeby mu pomóc, wszystko było już gotowe.
Właściwie, nie miał już ochoty na żadne alkoholowe spotkanie z Sebą, ale nie wypadało teraz odwoływać tego, skoro już się z nim umówił. Przez chwilę zastanawiał się, czy powiedzieć kumplowi o tym, co od wczoraj spędzało mu sen z powiek, ale stwierdził, że nie dzisiaj, nie teraz. Nie miał siły, ochoty, po raz kolejny w ciągu tak krótkiego czasu rozdrapywać tego, odpowiadać na pytania, przytaczać szczegóły. Powie mu, pogada z nim o tym, ale nie dzisiaj. Dzisiaj mają uczcić narodziny jego syna, a nie grzebać w mrocznej przeszłości.
Siedzieli do późna, chociaż Marek jakoś nie dorównywał kroku przyjacielowi. Za to Seba, przechylając kolejne szklaneczki, coraz bardziej się rozrzewniał, a to wspominając małego Jaśka,, to znowu powracając do swoich niedawnych obaw, związanych z nieudanymi próbami starania się o własnego potomka. W końcu Marek stwierdził, że wysyłanie go do domu w takim stanie nie jest dobrym pomysłem, ułożył go więc na kanapie i sam też poszedł spać. Swoją drogą – pomyślał, uśmiechając się do siebie – Seba tyle razy pił za zdrowie małego, że Jasiek powinien być chyba najzdrowszym dzieckiem na świecie.
Ranek okazał się trochę nerwowy. Po pierwsze, nie mógł dobudzić Sebastiana, a kiedy już mu się to udało, zadzwoniła Ula, że może ich odebrać w południe., a nie, jak wcześniej mówiła, około 14-tej. Musiał więc się spieszyć, żeby załatwić, co potrzeba w firmie, kupić kwiaty i przywieźć je do domu, żeby tu na nią czekały, no i jeszcze zdążyć do szpitala. Jednak dobrze, że wczoraj nie pił na równi z Sebą, bo teraz byłby nieprzytomny, jak on, a na to nie mógł sobie pozwolić.
Zwijał się, jak w ukropie. Kupił dwa ogromne bukiety pąsowych róż. Zawsze je lubiła. Jeden ustawił w sypialni, drugi w holu, żeby ładnie wyglądały ,kiedy tylko wejdzie. Był tak podekscytowany, że jeszcze tylko brakowało by, żeby jakieś płatki rozsypał na podłodze. Nawet sam siebie nie podejrzewał, że tak bardzo będzie przeżywał ich powrót do domu. Powrót, który oznaczał , że odtąd będą tu we trójkę, że rozpoczyna się nowy rozdział w ich życiu.
Wyjeżdżał pospiesznie z bramy, kiedy zadzwonił telefon. Moment nieuwagi, kiedy usiłował wyjąć komórkę z kieszeni i ofiarą jego zdenerwowania padłby kot sąsiadów, majestatycznie przemierzający jezdnię. Czarny, “Tylko tego by mi brakowało – pomyślał”.
Na wyświetlaczu aparatu mama. Coś się stało, że akurat teraz dzwoni?
- Mamo, jadę właśnie po Ulę i Jasia. Coś pilnego?
- Synku, jak wrócicie, to przyjedziemy z tatą. Pani Zosia ugotowała dla was obiad.
Obiad? No tak, zupełnie o tym nie pomyślał. Przecież Ula powinna jeszcze leżeć, no a jeść przecież musi. Na samą myśl o tym, co on, ewentualnie mógłby jej zaserwować, po prostu musiał się uśmiechnąć. Gotowanie, zdecydowanie nie jest jego mocną stroną. W ogóle, nie jest żadną stroną. Nie potrafi i już. Śniadanie, kolację, proszę bardzo. Ale obiad?
Kochana mama, że o tym pomyślała. Trzeba będzie się zastanowić, jak rozwiązać ten problem w ciągu najbliższych dni, dopóki Ula całkiem nie stanie na nogi. Zdał sobie sprawę, że to kolejna rzecz, która zmieni się w ich życiu. Dotąd bywało różnie, w zależności od ilości pracy. Czasem jadali na mieście, czasem Ula coś przygotowała. Teraz będzie inaczej.
Ula, już prawie gotowa czekała na niego. Jasiek, otulony w cieplutki kocyk też czekał już na swoją pierwszą podróż. Do domu.
Kiedy maluszek, już nakarmiony i przebrany został ułożony w łóżeczku, Ula dopiero spokojnie rozejrzała się po domu.
- Jestem pod wrażeniem, kochanie. Kiedy zdążyłeś z tym wszystkim – wysprzątane, dla Jaśka wszystko przygotowana. I te kwiaty… Są piękne. Dziękuję ci,. Jestem bardzo szczęśliwa i czasem aż się tego boję.
Marek przytulił ją mocno, bardzo mocno. Pierwszy raz od kilku miesięcy mógł ją mieć aż tak blisko siebie. Czuł jej zapach, oddech, gładził włosy… Wtuliła się w niego. Też tego potrzebowała. Nie musieli nic mówić, żeby wiedzieć, czym jest dla nich ta chwila i dopiero , najpierw cichy, a potem coraz głośniejszy płacz dziecka, przypomniał im, że nie są już sami.

Piękne, tegoroczne lato było dla nich, jakby dodatkowym prezentem. Jasiek mógł dużo czasu spędzać na spacerach, Ula też doceniła dobrodziejstwo dużego ogrodu, gdzie mogła bez obaw zostawić synka, gdy spał, a sama zająć się innymi obowiązkami. Opieka nad dzieckiem pochłaniała ją bez reszty, choć musiała uczciwie stwierdzić, że Marek, kiedy tylko mógł , bardzo chętnie ją w tym wyręczał. Czasem zastanawiała się, skąd bierze siły i cierpliwość, bo niejednokrotnie widać było, że wracał z pracy bardzo zmęczony. Przejął przecież także jej obowiązki, a firma się rozrastała, przybywało problemów, trzeba było szukać nowych rozwiązań… Zawsze jednak, kiedy wracał, pierwsze kroki kierował do łóżeczka małego. Często, późny posiłek i krótka chwila relaksu wystarczyły, żeby resztę dnia chciał poświęcić synkowi, który już potrafił okazywać swoją radość na jego widok.
Ula jednak tęskniła za pracą i wiedziała, że będzie musiała o tym z Markiem porozmawiać, tylko nie była pewna jego reakcji. Prawda, że czasem miała wyrzuty, że nie chce tak do końca poświęcić się tylko dziecku, ale czuła, że można to wszystko jakoś pogodzić, a praca zawsze była dla niej czymś bardzo ważnym. W takich chwilach, jakby na swoje usprawiedliwienie, przypominała sobie mamę, która też przecież cały czas pracowała, a przecież wcale nie kochała ich mniej. Ula nie miała poczucia, że jakoś ucierpieli na takiej decyzji mamy.
Był niedzielny wieczór. Wrócili z Rysiowa. Marek wykąpał Jaśka i przygotował do snu. Za każdym razem, kiedy on go kąpał, łazienka wymagała totalnego sprzątania, a Marek przebierał się od stóp do głów. Mały uwielbia kąpiele, ale szczególnie te z tatą. Chlapanie jest najmilszym zajęciem dla obydwu i świetnie się przy tym bawią.
Na dworze pachniało już jesienią. Liście pomału zaczęły zmieniać barwę. Był to może jeden z ostatnich tak ciepłych jeszcze wieczorów. Usiedli w ogrodzie.
- Marek, musimy porozmawiać . Musimy porozmawiać o mojej pracy.
- Nie rozumiem. Jak to? Ty chcesz wracać do pracy? A co z Jaśkiem?
- Kochanie, spokojnie. Nie chcę wracać za każdą cenę i oczywiście pamiętam o dziecku, ale mam pewien pomysł i, gdyby udało się go zrealizować, myślę, że mogłoby się to udać, bez straty dla niego.
- Widzę, że już wszystko sobie zaplanowałaś. No dobra. Słucham.
- Chciałabym wrócić, ale dopiero po nowym roku. Do tego czasu musielibyśmy postarać się znaleźć opiekunkę, ale…
- Nie, Ulka. Jak ty sobie to wyobrażasz? Skąd będziesz wiedziała, że to odpowiedzialna osoba i dobrze się nim zajmie?
- Marek, pozwól mi skończyć. Pomyślałam sobie, że dobrze byłoby znaleźć jakąś starszą osobę, która byłaby dla Jaśka kimś, jak babcia, no…
- Ale Jasiek ma dwie babcie. Chcesz mu zafundować trzecią?
- Marek, przestań. Ma dwie babcie, fakt. Nie chcesz chyba jednak zrzucić na swoją mamę codziennej, kilkugodzinnej opieki nad wnukiem, bo ona ma jeszcze swoje życie, swoje zobowiązania, zajęcia w fundacji. A Ala pracuje, więc też odpada.. Wiem, że są takie osoby, które bardzo chętnie podejmują taką pracę, bo wychowały już swoje dzieci, czy nawet wnuki, albo są samotne i odczuwają pustkę. Gdybyśmy kogoś takiego znaleźli, myślę, że byłoby to z korzyścią dla wszystkich, nie sądzisz.?
Pewnie miała rację. To nie byłoby złe rozwiązanie, tylko gdzie kogoś takiego znaleźć? Widział, że tęskni za pracą, mimo całej miłości do Jaśka. Jest jej potrzebna ta adrenalina, kolejne wyzwania, a to jest możliwe tylko tam.. Ta rozmowa jednak, uświadomiła mu coś jeszcze – chyba będzie musiał porozmawiać z nią o Joaśce. Kiedy wróci do pracy, wszystko może się zdarzyć, bo przecież nie miał stu procentowej pewności, że tamta znowu nie wpadnie na jakiś pomysł, albo nie zdarzy się jakiś przypadek, z którego Ula wyciągnie stosowne wnioski. Nie powinien tego dłużej odkładać. Zresztą, wspomnienie tamtej rozmowy powracało bardzo często. Widział wtedy jej lodowate oczy i za każdym razem czuł przebiegający po plecach dreszcz.. Nie zawsze udawało mu się ukryć przed Ulą, że trapią go jakieś złe myśli. Znała go bardzo dobrze i z wyrazu jego twarzy, oczu, czytała, jak z otwartej księgi.. Martwiła się, a on uciekając się do jakichś tandetnych tłumaczeń zaczynał się obawiać, że ona i tak mu nie wierzy.
- Kochanie, czy ty mnie w ogóle słuchasz?
- Naturalnie. Może masz rację, że nie było by to złe rozwiązanie, tylko teraz jeszcze trzeba kogoś takiego znaleźć. Masz jakiś pomysł?
- Nie, no najpierw chciałam usłyszeć twoje zdanie na ten temat. Poszukam jakichś ogłoszeń, porozmawiam z Alą. A. I może twoja mama, gdzieś słyszałaby o takiej osobie?. Mamy jeszcze trochę czasu. Mam nadzieję, że się uda. Dziękuję, Marek.
- Za co?
- Że mnie zrozumiałeś. Wiesz, nawet gdyby takie rozwiązanie jednak się nie sprawdzało, to przecież zawsze mogę zrezygnować z pracy, ale jednak chcę spróbować. Chłodno się zrobiło. Wracasz?
- Tak. Zaraz przyjdę.
Chciał jeszcze chwilę pomyśleć, czy, kiedy i jak powinien z nią porozmawiać .Już na samą myśl o tym, że sprawi jej tym przykrość, że będzie jej musiał powiedzieć, że był większą świnią, niż jej się kiedyś wydawało, ba – niż nawet jemu się wydawało, czuł strach, jakiś palący wstyd i suchość w gardle.

3 komentarze:

  1. Śliczne :) Szkoda mi Mareczka, ale ciesze się, że nie wrobiłaś go w żadną, niechcianą ciążę... Czekam na next :D:D:D

    kejpi

    OdpowiedzUsuń
  2. Super . Trochę więcej czułości [ Marek i Ula ] No i może trzeba pomyśleć o następnym dziecku za jakiś czas . ; D

    OdpowiedzUsuń
  3. Śliczne, dobrze że epizod z Joaśką tak się skończył, czekam na c.d.

    OdpowiedzUsuń