Get your own Digital Clock

środa, 13 stycznia 2010

Ula i Marek Dobrzańscy? cz.3 wg pod wiatr

No, to przyjechali. Monika mieszkała w apartamentowcu położonym w centrum Warszawy, z widokiem na Wisłę. Budynek wyglądał jak twierdza, ogrodzony, z zamontowanym zespołem kamer i dodatkowo jeszcze z chodzącymi wokół ochroniarzami. Marka trochę zmroziło: nie lubił czegoś takiego i nigdy nie mógłby zamieszkać w podobnym miejscu. Czuł instynktowną potrzebę swobody i niezależności, nawet kosztem ryzyka. Ale, w końcu nie zamierzał tutaj mieszkać. Już zaraz po wejściu do wewnątrz, doskonale było czuć atmosferę bogactwa, będącego zapewne cechą wspólną mieszkańców.
Salon w apartamencie Moniki był doskonale urządzony. Stylowe meble, spokojna w tonacji kolorystyka, na ścianach dwa obrazy, najwyraźniej autentyczne, komponujące się harmonijnie z ogólnym wystrojem oraz półki i półeczki z ciekawymi drobiazgami, kilka rzeźb i jedna duża, egzotyczna roślina z gatunku palm, o nieznanej Markowi nazwie. Ze zdumieniem zauważył również zajmujący 1/4 powierzchni salonu fortepian.
“No, no, ma dziewczyna potrzeby. W sam raz na możliwości łysych blondynów, posiadających nie wiadomo skąd kasę. Dobrze, że Ula nie ma takich zainteresowań. Właściwie, to nawet szkoda, że Paulina wyjechała. Mogłyby się zaprzyjaźnić.”
- Dlaczego nic nie mówisz? – dotarło do niego pytanie Moniki.
- Nie ukrywam, że jestem pod wrażeniem.
- Czego?
- Twojego mieszkania, oczywiście.
- Daj spokój. Trzeba jakoś mieszkać, nie?
- No tak. Piękne rzeźby.
- Przywiezione z różnych miejsc na świecie. Dużo podróżuję i lubię wyszukiwać ciekawe rzeczy.
- Widzę, że masz wiele uzdolnień. Biznes, podróże, sztuka. Grasz? – rzucił, patrząc w stronę fortepianu.
- Trochę. Kiedyś całkiem nieźle. Teraz brak mi czasu, ale coś jeszcze pamiętam.
- Mogłabyś?
- Jak będę chciała pozbyć się ciebie z domu – zaśmiała się.
- Mogę trochę pooglądać? – Marek wskazał na rzeźby i figurki na półkach.
- Jasne. Rozgość się. Zostawię cię na chwilę samego.
Wyszła. “Artystyczna dusza – pomyślał, czy to tylko taka poza? Na zrobienie wrażenia na gościach? Muszę się dowiedzieć. Ale rzeźby piękne. Ja też bym lubił. Podróżować. Gdybym mógł sobie pozwolić. Ale nie mogę. Bo ciągle coś. Brak czasu. Bo firma, bo Aleks, bo rynki zbytu, bo dziecko, bo kredyty, bo praca od dziewiątej do piątej. Albo dłużej. Bo dom trzeba spłacać, bo samochód, bo produkcja, bo sklepy, bo… Wszystko jedno. Nie mogę tego zostawić i podróżować. Wcześniej Paulina. Był czas, były pieniądze i nie było problemów. Paulina lubiła wyjeżdżać, owszem, bardzo lubiła, ale tylko do luksusowych hoteli w modnych kurortach. A tam leżak, basen, drink z parasolką i hotelowe sklepy. Co za życie. Ciągle coś nie tak. A niektórzy mają to, czego chcą” – podsumował swoje przemyślenia, gdy wróciła Monika. Trzymała dwie lampki z winem.
- Nie spytałam, czego się napijesz, bo nie mam zbyt dużo do zaproponowania. Muszę uzupełnić. Zaprosiłam cię spontanicznie – uśmiechnęła się.
- Raczej nie powinienem w ogóle nic pić. Po wczorajszym…
- Daj spokój. Lampka wytrawnego amarone w zimny marcowy wieczór jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Kto wie, może nawet później zagram? – puściła oko.
- Jeśli się zasiedzę?
- Żartowałam, Aż tak źle nie gram.
- Więc gdzie ostatnio byłaś? – spytał, biorąc lampkę wina.
- Ostatnio, to nigdzie, niestety. Już od pół roku nigdzie nie byłam. Wcześniej w Argentynie. Mogę ci pokazać pamiątki.
Rzeczywiście, miała masę pamiątek. Zdjęć, oryginalnych przedmiotów, wspomnień. Świetnie opowiadała. Nie udawała, naprawdę była w wielu ciekawych miejscach i potrafiła przenieść Marka w świat wyobraźni. Doskonałe wino uzupełniało atmosferę, zwłaszcza, że na jednej lampce się nie skończyło. Nie zauważył nawet, kiedy Monika przygasiła światło i zapaliła świece. Łatwo mu się z nią rozmawiało, chociaż to ona głównie mówiła. Widział, że podobało jej się jego zainteresowanie.
- Wiesz, co mi się w tobie podoba? – spytała.
- Co?
- To, że można z tobą rozmawiać nie tylko o biznesie.
- Ale to ty głównie mówisz. Ja nie mam tylu ciekawych tematów.
- Wystarczy, że pozwalasz mi się wygadać. Nie mam z kim porozmawiać szczerze o moich prawdziwych pasjach. Muszę udawać zimną i wyrachowaną. Żeby wygrać, trzeba ostro grać.
- Więc dlaczego ze mną rozmawiasz inaczej?
- Może nie chcę, żebyś uważał mnie za zimną i wyrachowaną?
- Dlaczego? Nie zależy ci na wzbudzeniu we mnie respektu przed rekinem biznesu?
- A można w tobie w ten sposób wzbudzić respekt? Jako zimny rekin biznesu?
- Nie.
- No właśnie. Więc po co mam udawać? Lepiej napić się wina w dobrym towarzystwie.
Była wyraźnie rozluźniona, lekko zarumieniona. Wstała i podeszła do fortepianu.
- Już wystarczająco wypiłam, żeby zagrać. Jeśli będziesz chciał uciekać, uprzedź. Przestanę grać.
Marek siedział w rogu kanapy, z kolejną lampką wina w ręce, patrząc na jej twarz w cieniu świecy, pochyloną nad fortepianem. Całkiem dobrze zagrała kilka nokturnów Chopina. Na tyle dobrze, że przestał o czymkolwiek myśleć. Pustka w głowie i całkowity relaks. “Chwilo, trwaj” – zdążył pomyśleć, zanim nie poczuł całkowitego zespolenia z tu i teraz.

- I jak? Moja gra?
- Jak widzisz, ciągle tu jestem.
- Czyli mam to uznać za komplement?
- Sama mówiłaś…
- Czyli komplement.
- Bardzo dobrze grasz. I wiesz, co? Myślę, że zdajesz sobie z tego sprawę.
Uśmiechnęła się z wyraźnym zadowoleniem.
- To może w końcu podpiszemy tę umowę?
Umowa. Marek z trudem zrozumiał, o co jej chodzi. No tak, przecież przyszedł tutaj, żeby podpisać umowę. Monika podała mu teczkę i długopis.
- Dzisiaj przed wyjściem do pracy pozwoliłam sobie przejrzeć twoją propozycję. Nie mam większych uwag, ale nie podoba mi się zaproponowana przez ciebie kwota. Wybacz, pomimo całej sympatii, ale biznes to biznes. Zwłaszcza, że jeszcze nie mój. Ojciec musi mieć do mnie zaufanie. Mówiłam, że chcę przejąć jego interesy…
- Możemy negocjować…
- To jest moja propozycja. Raczej nie do negocjacji już. Szkoda czasu w tak piękny wieczór.
Podała mu aneks do umowy z wpisaną dużo wyższą kwotą. Marek był na tyle przytomny, że uznał, iż ta kwota mieści się w możliwościach jego firmy i w granicach rozsądku. W każdym razie, do przyjęcia.
- Napisałaś aneks?
- Tak. Po co zadawać sobie trud i przepisywać całą umowę. Zwłaszcza, że pewnie masz ją gdzieś na twardym dysku w firmie.
“No tak. W końcu muszę to sfinalizować. Ile można załatwiać jedną prostą umowę. Kwota wyższa, ale do przyjęcia. Przecież i tak podałem najniższą możliwą” – myślał, teraz już czytając ze zrozumieniem cały tekst umowy. Tak na wszelki wypadek, żeby wiedzieć.
- I co? – spytała.
- Rzeczywiście, szkoda czasu w ten piękny wieczór. Podpisujmy.
Podpisali umowę i aneks. Marek z trudem ukrywał przed Moniką uczucie ulgi.
“Udało się, a myślałem, że to nigdy się nie skończy. Teraz mogę odczekać jeszcze z pięć minut, podziękować za fantastyczny wieczór i wracać do domu.
- To jeszcze trochę. Za umowę. Nalejesz?
- Jasne. Za umowę i współpracę.
- Za naszą dalszą znajomość.
- Za naszą dalszą znajomość.

Okazało się, że podpisanie umowy było tylko krótkim przerywnikiem w trakcie wieczoru. Markowi nie chciało się wychodzić. Nie wiedział nawet, która godzina. Poczuł jednak, że nie wypada przedłużać tej wizyty. Ze zdziwieniem stwierdził, że jest już po północy. Miał wrażenie, że minęły co najwyżej dwie godziny, a nie pięć.
- Powinienem już iść. Dziękuję za wszystko – podniósł się z kanapy.
- Ale cię przetrzymałam. Przepraszam. I to ja dziękuję. Za wszystko.
Marek skierował się w stronę wyjścia z salonu. Monika patrzyła na niego.
- Nie zapomnij wziąć umowy. I zadzwoń po taksówkę.
- Jutro znowu będę musiał ściągać auto. Powinienem rozwiązać jakoś problem alkoholu i jeżdżenia samochodem.
- Zdecydowanie powinieneś. Nie będziesz się tłumaczył przed żoną? – rzuciła nagle.
- Nie. Wyjechała z dzieckiem do rodziców – odpowiedział automatycznie.
- Więc zostań u mnie.
- Proszę cię. To już byłaby przesada. Nadużycie gościnności.
- Dla mnie to żaden problem. Mam dwie sypialnie, nie będziesz przeszkadzał. Zawsze mam kilka szczoteczek do zębów w zapasie – znów się roześmiała.
- Kusząca propozycja. Dziękuję.
- Dziękuję, tak?
- Dziękuję, nie. Wracam.
- Jak chcesz. Ale polecam. Chyba, że się mnie boisz? Albo siebie?
- Raczej nie mam czego. Kocham żonę, a ty, z tego, co się zorientowałem, wolisz inny typ facetów. No i ten alkohol… Trochę dużo.
- Więc zostajesz?
- Naprawdę nie będę przeszkadzał?
- Spać mi się chce. Chodź, pokażę ci, co trzeba.

I znowu to samo, chociaż jednak bez porównania do dnia wczorajszego. Pobudka, szybki prysznic, wygląd do przyjęcia. No i ta podpisana po tylu perypetiach umowa. W końcu. Marek, już nie czując żadnych objawów świadczących o spędzeniu wczorajszego wieczoru w towarzystwie wina, wyszedł na świeże powietrze. Ranek był tym razem dość mroźny, ale łatwiej było za to oddychać. Pożegnał się z Moniką, jeszcze raz dziękując za wieczór i pobiegł do samochodu. W samej koszuli trochę zimno mu było. Przed pożegnaniem Monika powiedziała jeszcze, że ma nadzieję na kontynuację tak miłej znajomości, niekoniecznie przy okazji następnego biznesu.
- Chciałabym poznać twoją żonę. Musi być wspaniałą kobietą.
- Bo jest, ale dlaczego jesteś o tym przekonana?
- Mógłbyś kochać nie wspaniałą kobietę?
- Nie wiem, nie przytrafiło mi się to.

“Tak. Kocham wspaniałą kobietę. Monika przypomniała mi o tym. Sama jest wspaniałą, pewną siebie kobietą, więc nie ma oporów, żeby o innych kobietach dobrze mówić. Swoją drogą, jest całkiem niezwykła. Trochę w typie Pauliny – ten luksus, którym się otacza, ale u niej to nie razi tak, jak u tamtej. To jest dla niej takie… jakby to określić… takie… o! takie naturalne. Całkowicie naturalne. A u Pauli było sztuczne i dlatego raziło. No i lubi podróże. Muszę kontynuować tę znajomość. Może zrobię Uli niespodziankę i zabiorę ją w jakieś ciekawe miejsce na rocznicę ślubu…Tylko co z Krzysiem? Przecież ona go nie zostawi. Nawet na tydzień się nie zgodzi. Chociaż jest ojciec. I Ala. Beatka w końcu też już może pomóc. Bardzo się lubią z Krzysiem. Ale Ulka się nie zgodzi. A gdyby się zgodziła, to i tak będzie bez sensu. Bo będzie wisieć na telefonie. Mogę jej schować telefon… Ale wtedy będzie jeszcze gorzej, bo będzie się martwić. A jak Krzyś zapłacze przez telefon, to gotowa nawet na biegunie znaleźć samolot w ciągu pół godziny”. Westchnął, zatrzymując się na czerwonym świetle. “Tak dobrze szło, a tu znowu jak zwykle od jakiegoś czasu. Czyli pech. Pewnie teraz będę wszystkie czerwone po drodze łapał”.
Jednak nie poddał się pesymistycznym myślom. Wczorajszy wieczór był tak udany, że uśmiechnął się na samo wspomnienie.
“To mój najbardziej udany wieczór od dawna” – pomyślał z trudem. Poczuł, że oblewa go fala gorąca. “Cholera, Marek, co ty wymyślasz…” – przeraził się własnych myśli i odczuć. Wczorajsze wspomnienia były jak… “zdrada?” – dotarło do niego. Był zaskoczony, że tak się czuje, chociaż przecież nic się nie wydarzyło. Zupełnie nic.
“Może to dobry pomysł, żeby je obie poznać? Może wtedy będzie można się spotykać razem, już bez tego paskudnego poczucia, że coś jest nie tak? Ula też w końcu ma trochę artystyczną duszę, poezję lubi, więc może zaprzyjaźnią się? Może Monika ją przekona do jakiegoś wyjazdu? Obcym ludziom czasem łatwiej niż własnemu mężowi… Tak, muszę to jakoś zorganizować… Ta Monika… A ja pierwszego dnia myślałem, że coś będzie ode mnie chciała… – nie mógł powstrzymać śmiechu na wspomnienie swoich obaw. Ale ze mnie idiota. Myślę, że wszystkie kobiety na mnie lecą, czy co… A ta sprowadziła mnie do parteru. Tak, Marek. Pierwszy raz ci się to przytrafiło. Spędzasz noc z kobietą, a ona nie jest zainteresowana. Nie z kobietą, ale u kobiety. A to różnica. Różnica, nie różnica, ale potraktowała mnie jak… wolę nie definiować. Porozmawiać chciała. Tak, jakbym najlepszym rozmówcą był. Akurat słuchałem tylko, a ona mówiła. Może słuchacza potrzebowała? Nie miała nikogo innego? Taka kobieta? Może faktycznie nie ma. Przecież powiedziała, że musi udawać przed ludźmi twardą. A przede mną się otworzyła. Po dwóch dniach znajomości. W pierwszym pokazałem się jako kłamca, spóźnialski i zapominalski, czyli jak na faceta biznesu, to raczej nie za bardzo. A w drugim – nie panujący nad piciem. Super. Do trzech razy sztuka. Może i ona tak myśli i dlatego dała mi szansę. Wczoraj nie było tak źle. To znaczy, ja zachowywałem się raczej w porządku. Nic nie zrobiłem nie tak. Więc pewnie dlatego chce kontynuować tę znajomość. Może dopiero wróciła z zagranicy na dłużej i nie ma tu przyjaciół. Nieważne. W każdym razie: interesująca, inteligentna, nie rzuca się na faceta. Ogólnie OK” – podsumował.

No, to już blisko domu. “Właściwie, to dobrze, że przenocowałem u Moniki. Teraz musiałbym jechać po samochód, a tak, to szybko się przebiorę i mogę iść do pracy”. Czuł, że ma doskonałe samopoczucie. Miał wrażenie, że dzisiaj da radę z wszystkimi problemami, jakie mogą się na niego zwalić w firmie. W końcu nie będzie uciekał przed pracownikami, a nawet może uda mu się wysłuchać ze zrozumieniem wypowiedzi Violetty na dowolny temat.
“Violetta. Zobaczę, dlaczego Sebastian do mnie nie dzwonił. Przecież nie wyłączyłem telefonu, ani się nie rozładował. Dziwne”. Wcisnął numer Sebastiana, ale usłyszał tylko nagranie na pocztę głosową. “Znowu gdzieś zabalował? Nieważne. I tak mi wszystko będzie chciał opowiedzieć. Ze szczegółami”.
Doszedł do drzwi domu. Były zamknięte tylko na jeden zamek. “Wydawało mi się, że porządnie zamknąłem. Fakt, wczoraj rano, to znaczy po południu, nie myślałem zbyt… racjonalnie, ale zamykanie drzwi to przecież nawyk. Odruch. Ale widocznie tak tylko mi się wydaje, że odruch”. Wszedł do wewnątrz i zobaczył Ulę.

Stała i patrzyła na niego. Miał ochotę zapaść się pod ziemię. Pustka. Totalna pustka w głowie.
- Cześć.
Tylko tyle. Bo przecież nie znał sytuacji. Przez chwilę patrzyli na siebie.
- Cześć. Słucham.
- Cieszę się, że jesteś.
- W tej chwili że jestem? Nie rozśmieszaj mnie…
“Aha. Czyli jest dostatecznie długo, żeby wiedzieć, że mnie nie było. Tylko na ile długo?”
- Zawsze się cieszę, kiedy jesteś. Nawet nie wiesz, jak bardzo.
- Ale jak mnie nie ma, to się cieszysz jeszcze bardziej?
- Ula…
- Muszę częściej wyjeżdżać, to będziesz się więcej cieszył. Na mój widok i nie na mój widok.
- Ula, proszę cię…
- Marek! Nie było cię całą noc i tylko tyle masz mi do powiedzenia? Że się cieszysz?
- Ula, ja naprawdę się cieszę. Przecież wczoraj prosiłem cię, żebyś nie jechała do Rysiowa. Pamiętasz?
- Pamiętam. Doskonale pamiętam. Dlatego tu jestem. Bo mnie prosiłeś. Widziałam, że ci zależy. Zostawiłam Krzysia samego… a ty…
- Nie samego. W Rysiowie jest pełno ludzi.
- Nie zmieniaj tematu. Nie o to chodzi. Zostawiłam dziecko dla ciebie, bo prosiłeś… a ty…
- Ulka, ja bardzo chciałem, żebyś była… chciałem spędzić ten wieczór z tobą… zależało mi na tym… bardzo mi zależało.
- Widocznie nie za bardzo.
- Bardzo.
- Przestań. Nawet tak nie mów. Gdybyś chciał… mogłeś przyjechać do Rysiowa. Choćby taksówką.
- Ale ja chciałem tylko z tobą. Pobyć trochę tylko z tobą. Dlatego prosiłem.
- Dlatego przyjechałam zaraz po pracy. Myślałam, że się ucieszysz. Nawet kolację przygotowałam. Czekałam na ciebie. Jak kretynka.
- Mogłaś zadzwonić.
- Nie mogłam. Chciałam sprawdzić, kiedy raczysz się zjawić.
- Ula. Musiałem coś załatwić.
- Marek! Przestań! Znowu to robisz? Znowu będzie to samo?
- Co robię?
- Jak to co? Nie wiesz, czy tylko udajesz?
- Nie udaję!
- Kłamiesz!
- Że nie udaję?
- Że załatwiałeś jakąś sprawę! Nie udawaj idioty! I ze mnie nie rób idiotki!
- Nie robię!
- Robisz!
- Ulka. Jeszcze nic nie wiesz, a już robisz mi awanturę?
- Wiem wystarczająco dużo.
- Co wiesz?
- Dlaczego mam ci mówić? Żebyś mógł od tego uzależnić, jakie kłamstwo mi wciśniesz?
- Nie zamierzam ci wciskać żadnego kłamstwa!
- Czyżby? No to słucham.
- Mówiłem już, że to miało związek z pracą.
- Marek!!!
- Ale tak było! Masz – gwałtownym ruchem podał jej teczkę.
- Co to jest?
- Umowa z firmą Terleckiego.
- To musiałeś załatwić? Przecież już przedwczoraj mówiłeś, że załatwiłeś.
- Mówiłem, że jestem w trakcie załatwiania, a nie, że załatwiłem. Wczoraj podpisałem ostatecznie.
- Więc chcesz powiedzieć, że byłeś gdzieś z Darkiem Terleckim? – zapytała już łagodniejszym tonem.
- Tak.
- A ja myślałam, że…
- Co myślałaś?
- Nieważne. Marek… Przepraszam.
- Ula. Nie chcę wiedzieć, co myślałaś, bo to raczej pochlebne dla mnie nie jest, jak sądzę.
- Marek… Nie powinnam. Przecież nie dajesz mi powodów.
- No pewnie, że nie daję. Ulka. Jak mogłaś w ogóle pomyśleć, że ja mógłbym… nie wiem, co mógłbym, nawet nie chcę o tym myśleć.
- Tak bardzo… tak bardzo.. kiedy cię nie było przez całą noc. Nie wiedziałam, co mam myśleć.
- I od razu pomyślałaś to, co najgorsze?
- Nie. Nie od razu. Pomyślałam, że jesteś z Sebastianem. Ale on był z Violą w teatrze, dasz wiarę? Viola postanowiła podnieść swój poziom kulturalny i Seba, niestety, musi brać w tym udział.
- Biedny Seba. Już mu współczuję. Biedna Ula. Martwiłaś się o mnie… Przepraszam. Kochanie, wybacz. Skąd miałem wiedzieć, że przyjdziesz… Gdybym wiedział…
- W to akurat wierzę. Że gdybyś wiedział, że przyjdę…
- Ula. Chodź do mnie. Kochanie, już dobrze, prawda?
- Tak. Nie.
- Nie płacz, proszę cię. Uspokój się. Nic się nie stało. Ulka!
Objął ją mocno i przytulił do siebie. Teraz już kompletnie się rozkleiła i zaczęła płakać.
- Tak się bałam… tak się bałam… nawet nie wiesz, jak bardzo… nawet nie wiesz…
Przytuliła się do niego jeszcze mocniej. Powoli się uspakajała. Marek zaczął ją całować po włosach, po szyi, ramionach, po twarzy. Pocałunki, najpierw delikatne, stawały się z obu stron coraz bardziej namiętne. Już od dawna nie pragnęli siebie aż tak bardzo, jak w tej chwili. Byli zupełnie sami. Tylko dla siebie i skorzystali z tego.

- Marek. Nie chcę się z tobą rozstawać, ale chyba powinieneś już pójść do pracy.
- Powinienem. Ale nie chcę. Nie wiem, kiedy znów będę miał okazję spędzić trochę czasu sam na sam z kobietą, którą tak bardzo kocham.
- Ciągle mnie kochasz?
- A nie zauważyłaś?
- Bo ja wiem…
- Ty diablico. Znowu mam ci udowodnić, jak bardzo cię kocham?
- To akurat już mi udowodniłeś. Marek, wiesz, o czym mówię.
- Wiem. Jesteś jedyną kobietą w moim życiu. Tak jest i tak było, od kiedy się pojawiłaś. To znaczy, od kiedy zdałem sobie sprawę, że tylko ty i nikt inny. Bardzo cię kocham.
- Nie rób mi tego więcej. Proszę.
- Nie zrobię. Już zawsze będę dzwonił, jak mi coś wypadnie. Ale nie będzie mi wypadać. W każdym razie, nie za często, mam nadzieję.
- Pocałuj mnie.
- Jak pani sobie życzy.
- Jestem szczęśliwa.
- Ja też.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz