Get your own Digital Clock

wtorek, 12 stycznia 2010

W miejsce Jaska...wprowadza się SWB :) cz.5

Maj tego roku przyszedł piękny. W ogrodzie robiło się coraz bardziej zielono, kolorowo od rozkwitających tulipanów, od żonkili, narcyzów. Ula uwielbiała przyglądać się przyrodzie, która po mrozach, śniegu i chlapie znowu obudziła się do życia. Maleństwo, które żyło i rozwijało się w niej, także, coraz częściej przypominało o swoim istnieniu, dość intensywnie rozpychając się i usiłując znaleźć dogodną pozycję.
Pierwsze jego ruchy poczuła jakiś czas temu, zaraz po przebudzeniu. Nieprawdopodobne, z niczym nieporównywalne uczucie. Obudziła Marka i bez słowa położyła rękę na swoim brzuchu. Kiedy poczuł ruch dziecka, oniemiał. Delikatnie przesuwał rękę, w nadziei na kolejny sygnał małej istotki. Był tak wzruszony i poruszony, że nic nie mówił. Dopiero po chwili zdołał wydobyć z siebie głos :
- Ula, to niesamowite. Nawet nie potrafię powiedzieć, co czuję. Nie masz pojęcia, jaki jestem szczęśliwy.
Przytulił ją i mocno pocałował. Zauważyła, że jego oczy zaszły mgłą, choć chyba starał się to ukryć. Wzruszył się.
Od tamtej chwili, przy każdej sposobności sprawdzał, czy maluch śpi, czy się przemieszcza, zgadywał, którą częścią swego małego ciałka rozpycha się, powodując nierówności na brzuchu mamy…
Ulę cieszyło to, czasem śmieszyło. Jej ciążę i zbliżające się rozwiązanie przeżywali chyba wszyscy, ale, oprócz Marka, najbardziej Józef. Cieszył się bardzo, miał przecież zostać dziadkiem, ale odczuwał też lęk. Miał jeszcze w pamięci swoją ogromną radość i oczekiwanie na narodziny Beatki. Nikt nie przeczuwał niczego złego, a jednak skończyło się tragicznie. Pamiętał swoją rozpacz, żal, przerażenie i nieustannie pojawiające się pytanie : dlaczego? Dlaczego stracił ukochaną kobietę, dlaczego został sam z niemowlakiem i dwójką pozostałych dzieci, dlaczego Beatka nigdy nie zobaczy swojej mamy?…
Dlaczego? Nigdy nie znalazł odpowiedzi na to pytanie. Bał się o Ulę, choć ona wydawała się spokojna.

Do rozwiązania pozostały jeszcze niespełna dwa miesiące. Ula właśnie wyszła z gabinetu po kolejnych badaniach lekarskich. Odetchnęła z ulgą – wszystko było w najlepszym porządku. Dziecko rozwija się prawidłowo…
Dziecko… Im bardziej zbliżał się koniec ciąży, tym częściej zastanawiała się, co będzie – dziewczynka, czy chłopiec. Od początku ustalili z Markiem, że płeć dziecka ma być dla nich niespodzianką, więc lekarz uszanował ich decyzję. Zresztą, czy to ważne? Było tak bardzo upragnione, było owocem ich pięknej miłości, namiętności, największych uniesień.
Ula czekała na zamówioną taksówkę. Pierwszy raz była u lekarza sama. Zawsze towarzyszył jej Marek i zawsze bardziej denerwował się, niż ona, choć starał się to ukryć z całych sił. Znała go jednak zbyt dobrze, żeby tego nie widzieć, nie czuć. Każdy wyraz jego oczu, ruch mięśni twarzy, marszczenie brwi…
Dzisiaj była sama, bo z jej wizytą u lekarza zbiegła się konferencja prasowa, dotycząca nowej kolekcji, do której się przymierzali oraz otwarcia nowego butiku i rozszerzenia rynków zbytu.. Marek musiał się tym zająć.
Kiedy wysiadała z windy, grupka dziennikarzy właśnie opuszczała firmę.
- Cześć Aniu. Wszystko w porządku? Coś się działo?
- Nie, nie. Marek wszystkim się zajął. A ty, jak?
- No u mnie , to znaczy, u nas – wskazała z uśmiechem na brzuch – też wszystko w porządku. Choć maleństwo chyba nie lubi lekarzy, bo rozpycha się dzisiaj niemiłosiernie.
- Zapomniałam. W bufecie czeka na ciebie niespodzianka.
- ….
- Iza wpadła z maluszkiem na chwilę.
- O, fajnie. Idę do nic..
Mały Kubuś świetnie radził sobie z licznymi “ciotkami”, które usiłowały go zabawiać. Iza wyglądała na trochę zmęczoną.
- Byłaś u Pshemko? On czeka na twój powrót, jak na zbawienie.
- Byłam, ale on, jak to on. Nie byłby sobą, jakby z czymś nie wypalił.. Jeśli osoba Iza nie przeszła mi powiedzieć, że wraca, to nie mamy o czym rozmawiać. Rozumiesz? Czasem się czuję, jakbym, no nie wiem, zdradziła go, czy co? Ale, kiedy zobaczył, że naprawdę wychodzę, zaczął przymilać się do Kubusia. Ten, oczywiście przyłożył mu samochodzikiem, który trzymał w ręku. Ja zamarłam, pan Przemysław też, ale szybko obrócił całe zajście w żart. Zaczął mnie przepraszać za swoje zachowanie, ale to dlatego, że beze mnie zupełnie nie może pracować… No wiesz, takie tam. Jak to on.
Ula słuchała, choć miała wrażenie, że Iza jest jakaś przygnębiona, jakby coś ją gryzło. Kiedy na chwilę zostały same zapytała, czy wszystko w porządku.
- Tak, Ula, w porządku.
- Jakoś ci nie wierzę.
Iza zmieszała się i spuściła wzrok.
- Chodź do mnie. Pogadamy..
- Nie wiem, czy warto. Poza tym, Kuba…
- Chodź. Kubusiowi znajdziemy jakieś kartki i ołówki, a poza tym, jest gdzieś jeszcze kolekcja samochodzików Marka. I tak już pewnie o nich zapomniał.
Kiedy usiadły na kanapie, Iza zdawała się być coraz bardziej zdenerwowana. W końcu wydusiła z siebie:
- Masz rację. Nic nie jest w porządku. Leszek kogoś ma..
- Co ty opowiadasz? On? Przecież nieraz mówiłaś, , jak się cieszył, kiedy dowiedział się, że jesteś w ciąży, jak o ciebie dbał, starał się. A po urodzeniu Kubusia zupełnie oszalał. I co? Już mu się to przestało podobać? Nie wierzę. Skąd ten pomysł?
- Ja to po prostu wiem. Ciągle odbiera jakieś telefony, SMS -y. Co jakiś czas wraca później z pracy. Nigdy nie wyjeżdżał w żadne delegacje, a w ciągu ostatnich dwóch miesięcy był już 4 razy. Jest jakiś zamyślony, rzadziej rozmawiamy… Mało?
- No, ale to jeszcze nic nie znaczy.
- Ula, proszę cię. Gdyby Marek nagle tak się zachowywał, to o czym byś pomyślała? Ale ja wiem, to moja wina. Ciągle byłam zajęta dzieckiem, jego do żadnych zajęć nie dopuszczałam, bo uważałam, że tylko ja potrafię to zrobić. Potem byłam skonana, zła. Nie miałam ochoty, ani siły z nim rozmawiać, a jeśli już, to mówiłam o Kubusiu. Oddaliliśmy się od siebie… Powiem ci coś, co sama niedawno zrozumiałam. Ulka, kiedy urodzi się wasze dziecko, nie odsuwaj Marka. Pozwalaj mu zajmować się nim, nawet gdybyś uważała, że sama zrobiłabyś to lepiej. Przez pojawienie się dziecka, nie powinien się poczuć odsunięty na jakiś odległy plan.
- Co zamierzasz zrobić? Może mogę ci jakoś pomóc?
- Dziękuję, ale nie możesz. To i tak dużo, że mogłam to komuś powiedzieć. Nie wiem, co zrobię. Przede wszystkim muszę z nim porozmawiać, ale chyba się tego boję. Boję się tego, co usłyszę.
Ula nie mogą przestać myśleć o tym, co powiedziała Iza. Też się czasem zastanawiała nad tym, na ile zmieni się ich życie, kiedy na świat przyjdzie dziecko. Nic już nie będzie takie samo, ale, czy to znaczy, że ma być gorzej? Nawet nie usłyszała, kiedy wszedł Marek.
- Jak kochanie u lekarza? – cmoknął ją w kark. – Czemu jesteś taka zamyślona.? Coś nie tak?
- Nieee. Z dzieckiem wszystko w porządku. Iza ma kłopoty i trochę o tym myślałam. A jak konferencja?
- Skończyła się już dawno. No wiesz, jak to jest – trochę wścibskie, trochę podstępne pytania, ale ogólnie, dobrze. Byłem jeszcze u Adama. Chciałem żeby sprawdził dokładnie, jakie mamy rezerwy w budżecie. Posłuchaj, dzwonił ojciec. Ma do mnie jakąś sprawę i prosił, żeby wpaść wieczorem. Pojedziesz ze mną?
- Wiesz co, nie wiem . Porozmawiamy o tym jeszcze, co? Co się tam dzieje?
Nawet przez zamknięte drzwi słychać było jakieś wysokie tony, wydobywające się z piersi Violetty. Kto tym razem nadepnął jej na odcisk? Zdumionym oczom Uli i Marka ukazał się dziwny widok. Po środku sekretariatu stała Viola, w jednej ręce trzymała but, w drugiej coś, co po chwili okazało się obcasem i wymachiwała tym przed nosem zupełnie zdezorientowanego kuriera.
- Viola, co ty wyprawiasz?
- Ja? Ja coś wyprawiam? To on jest wszystkiemu winien. Złamałam przez niego obcas, dasz wiarę? I jak ja mam teraz pracować, chodzić po firmie w jednym bucie? Jak ten konik kulasek jakiś? Przecież chyba reprezentuję tę firmę, nie?
- Jaki konik ? O czym ty mówisz? I, co do twojego obcasa ma pan kurier?
- No, jak to? Idzie to takie , rozgląda się i nie widzi, co się wkoło niego dzieje. Ja w tym czasie wyszłam, zahaczyłam o jego nogę, pośliznęłam się jakoś tak, że obcas tylko zrobił trach i upadłam. Mogłam sobie przecież coś złamać, a ten kurdupel jeden nawet nie pomógł mi wstać.
- Tylko nie kurdupel, tylko nie kurdupel, tak? – kurier wyraźnie się zaperzył. – Poza tym, na nikogo się nie gapiłem, to pani wyleciała stąd, jak burza i zapomniała, że tu jeszcze inni ludzie chodzą. Z panią to tak zawsze.
Viola właśnie otwierała buzię, żeby jakoś celnie zripostować wypowiedź kuriera, ale Ula miała dość. Co prawda, sytuacja była dość zabawna i z trudem hamowała śmiech, ale na dłuższe przedstawienie nie zamierzała pozwolić.
- Cisza. Natychmiast. Przecież w całej firmie was słychać. Viola, nie dramatyzuj, bo jeszcze kilka dni temu mówiłaś mi, że zawsze trzymasz w biurku zapasowe buty, tak na wszelki wypadek, bo, jako twarz firmy nie możesz sobie pozwolić na żadne wpadki. Nawet szybko ci się przydały, więc je po prostu zmień i tyle. A pan do mnie z jakąś pocztą?
Kurier, chcąc jak najszybciej opuścić to pomieszczenie, wręczył Uli korespondencję i żegnany błyskawicami, wylatującym z oczu Violi, szybko wyszedł.
Violetta, ewidentnie niezadowolona takim obrotem sprawy, spojrzała na Ulę z wyrzutem i sięgnęła do szafki po te nieszczęsne buty.
Ula, z ulgą zamknęła drzwi. Dopiero wtedy roześmieli się z Markiem z tego całego przedstawienia.
- Wiesz, czasem jestem zmęczona tymi jej wyskokami. Zawsze wtedy, kiedy wydaje mi się, że ona nareszcie nic już nie ma z tamtej narwanej Violi, koniecznie musi mi udowodnić, że jest inaczej,. Chociaż, może właśnie taka jej uroda?
Marek do rodziców jednak pojechał sam. Ula czuła się trochę zmęczona, oprócz tego miała i tak trochę do zrobienia w domu. Kiedy uporała się z wszystkim, a Marka nadal. nie było, zrobiła sobie herbatę i położyła się z książką na sofie w saloniku. Jednak jakoś nie mogą się skupić na czytaniu. Myślała o niedawnej rozmowie z Izą.. Czy to możliwe? Nigdy nie myślała o tym, żeby między nią i Markiem coś takiego mogło się przytrafić. Nie wyobrażała sobie, żeby na tym ich ,tak szczęśliwym związku mogła pojawić się jakaś rysa. Była przekonana, że wyczerpali już limit wszystkiego złego, co mogłoby się między nimi zdarzyć. A jeśli?
Poszła do garderoby, gdzie na półce, za innymi pudlami stał niezbyt duży karton, który przywiozła jeszcze z Rysiowa. Zawierał jej panieńskie “skarby”. Jakoś nigdy nie miała czasu, żeby do niego zaglądać. Postawiła go na kuchennym stole i zaczęła wyjmować zawartość. Różne pluszaki i bibeloty, zdobiące kiedyś jej pokoik w rodzinnym domu, obecnie , po kolei lądowały na stole. . Widok pluszowego prosiaczka wywołał uśmiech na jej twarzy. Przypomniała sobie, jak dostała go od Maćka na urodziny.
Wyjęła swoje dwa pamiętniki i album z rodzinnymi zdjęciami, który wzięła z domu na pamiątkę. Długo nie oglądała tych zdjęć. Trochę wyblakłe wspomnienia, kiedy była z rodzicami nad morzem. Ile ona tu mogła mieć lat? Cztery, pięć? Mama jeszcze taka młoda, uśmiechnięta. Potem, z małym Jaśkiem na podwórku. Gdzieś nad jeziorem. Oboje rodzice, tacy szczęśliwi, zapatrzeni w siebie. Na końcu, mała Beatka – w wózeczku, potem robiąca pierwsze kroki… tak, tylko tu już nie ma mamy… Zrobiło się jej jakoś smutno. A jeśli ja… mnie też coś się stanie? Chyba pierwszy raz o tym pomyślała i chyba trochę wystraszyła… Nie, nie mogę tak myśleć. Wszystko będzie dobrze. Musi być. Odłożyła album. Zamyśliła się na chwilę. Jak wyglądałoby ich życie, gdyby mama jednak….. Jak często brakowało jej przez te lata zwykłej, matczynej troski, przytulenia, pocieszenia. To prawda, tata bardzo się starał, ale tata, to tata, a mama – to mama.
Szybko musiała dorosnąć, żeby pomóc ojcu, wspierać rodzeństwo, nawet wtedy, kiedy sama też tego potrzebowała. Teraz, kiedy sama ma zostać matką, też chętnie by z nią porozmawiała, może posłuchała jakichś rad?…
Jej wzrok padł jeszcze na pamiętniki, w których przez tyle czasu zapisywała wszystkie, co ważniejsze wydarzenia za swojego życia. Na tych kartkach spisywała swoje małe radości,
sukcesy, wypłakiwała swoje żale, krzywdy, które ją spotkały. Tu była niemal cała historia jej miłości do Marka…. Zauważyła, że nadal. z pewną czułością gładzi ostatni, czerwony zeszyt, który otrzymała właśnie od niego. Pamięta dokładnie, jak siedząc u niej w pokoju, nagle wyjął go z teczki i dał jej, bo przypomniał sobie, że wcześniej powiedziała mu, że stary się kończy. Miała w nim zapisywać same piękne, szczęśliwe dni, ale, jak na ironię, w nim właśnie było najwięcej bólu, rozczarowania, łez, po rozstaniu z nim… Wtedy naprawdę wierzyła, że to koniec, że wszystko, co razem przeszli, co do niego czuła było tylko pięknym snem, po którym nastąpiło brutalne przebudzenie.
Dawno, bardzo dawno niczego nie pisała i równie dawno do niego nie zaglądała. Marek, którego niezmiennie mocno kochała, jest na szczęście zupełnie innym człowiekiem, niż ten, którego wtedy znała. “Mam nadzieję, że to już się nigdy nie zmieni, nawet wtedy, gdy urodzi się dziecko” na samą myśl o tym, że mogłoby być inaczej, zimny dreszcz przebiegł jej po plecach. Nawet nie słyszała, kiedy wszedł.
- Kotku, co się tutaj dzieje? Dlaczego sama ściągałaś to pudło?
- Nic się nie stało. To pudło wcale nie było głęboko ukryte. Na jakieś wspomnienia mnie naszło, ale zaraz to pochowam.
- Poczekaj. To nie jest przypadkiem twój pamiętnik? Pozwolisz mi do niego zajrzeć?
- To nie jest dobry pomysł. To przeszłość, zamknięty rozdział. Takie tam zapiski dziewczyny, która marzyła o księciu z bajki… No. Ale w końcu ma tego swojego księcia i tamto już nie jest ważne. Przytulisz mnie?
Przygarnął ją do siebie. Trwali tak przez chwilę, w końcu zapytał:
- Powiesz mi, co się stało? Jesteś jakaś smutna, zamyślona… I to pudło. Przecież nigdy do niego nie zaglądałaś.
- Nic się nie stało. Naprawdę. Poczułam jakiś lęk, niepokój, zatęskniłam za mamą.
- Kochanie… – gładził jej włosy z czułością, całował dłonie..
- Wiesz…. Pomyślałam, że…
- Tak?
- No… mam nadzieję, że z nami tak nie będzie. Że wszystko dobrze się skończy dla dziecka, dla mnie, dla nas. Mam na myśli rozwiązanie…
Poczuł ucisk w okolicy serca. Boże, o czym ona mówi? Dotąd chyba nawet przez moment nie pomyślał o tym, że komuś z tej najbardziej na świecie kochanej dwójki, mogłoby się cokolwiek złego stać.
- Ulka, kochanie…. Dlaczego tak myślisz? U lekarza naprawdę wszystko było w porządku?
- Tak. Nie okłamywałabym cię przecież. Tak mi się jakoś pomyślało. Sama nie wiem, dlaczego.
Wziął jej twarz w dłonie i popatrzył głęboko w oczy.
- Wszystko będzie dobrze. Jestem pewien. Będę przy tobie. Ulka, ja chcę być przy porodzie. Nie zostawię cię samej.
Wcześniej właściwie na ten temat nie rozmawiali Teraz poczuł, że choćby nie wiedzieć co się działo, on musi być tam przy niej, z nią. Jakby sama jego obecność miała zażegnać wszelkie potencjalne niebezpieczeństwa.
- Ja nie wiem, Marek, czy to jest dobry pomysł. Pewnie, że chciałabym, żebyś był blisko, ale…
- Kochanie, nie ma żadnego ale. Nie będziesz tam sama. Nie ma mowy. Będę cię trzymał za rękę. Oooo – będę z tobą oddychał. To w końcu także moje dziecko.
- A jak zemdlejesz?
- Nie zemdleję. A jeśli nawet, to mnie ocucą i będę tam nadal..
- No dobrze. Zobaczymy. A teraz wynieś to pudło do garderoby, proszę i opowiadaj, co u rodziców.
Już miał zamykać karton, w którym na powrót zniknęły uline “skarby”.
- Ulka, pozwolisz mi zajrzeć do tych pamiętników? Proszę..
- Ale po co?
- Może chcę wiedzieć, co tak naprawdę wtedy o mnie myślałaś. Dowiedzieć się o wszystkich świństwach, które ci wtedy zrobiłem. Może chcę też zastanowić się nad sobą, nad tym, jaki byłem i dlaczego? Przecież, cokolwiek tam napisałaś, między nami niczego nie zmieni…
Popatrzyła na niego uważnie. Czy powinien to czytać? Dowiedzieć się tak dokładnie o wszystkim, co myślała, czuła, nad czym płakała? Jak interpretowała jego słowa, gesty? Jak bolały wszystkie Klaudie, Domi, czy inne Mirabelle, choć przecież nie ją wtedy zdradzał? Jak katowała się widząc go obściskującego się z Pauliną na firmowych korytarzach.?
Jak bardzo bolało, gdy przyłapywała go na kolejnych kłamstwach, oszustwach, choć chciała w nim widzieć samo dobro?
Wyjęła z pudła pamiętniki i podała mu je.
- Proszę. Chociaż nadal. nie wiem, czy jest sens, żebyś to czytał. Nie chcę, żebyśmy do tego wracali.
- Nie będziemy. Obiecuję.

Nie mógł zasnąć. Ula już od dawna spała, spokojnie wtulona w jego ramię. Słyszał jej równy oddech. Sen nie nadchodził. Delikatnie, żeby jej nie obudzić, wysunął rękę z pod jej głowy i ostrożnie wstał. Poszedł do kuchni, żeby się czegoś napić. Na stole zauważył pozostawione pamiętniki. Przez chwilę wahał się, czy je przejrzeć? Czy akurat teraz? Ciekawość zwyciężyła… Był na początku znajomości z Urszulą Cieplak… Kolejne, czytane frazy wywoływały w pamięci obrazy niepozornej dziewczyny w okularach, z aparatem na zębach, dziwacznie ubranej, trochę śmiesznie chodzącej, ale ufnej, spontanicznej, oddanej, pracowitej…
Patrzył na siebie jej oczyma. Widział, jak ją wykorzystywał, zawalał robotą, gdy sam…
Widział jej ufność w każdym jego serdecznym geście i wiedział, że zasługiwał na nią wtedy najwyżej w połowie.
Niby wiedział to wszystko, większość sytuacji doskonale pamiętał, ale kiedy czytał te intymne wyznania o nim, choć nie dla niego przeznaczone, bo przecież po wsze czasy miały pozostać tylko na tych kartkach, czuł wstyd, smutek, gniew na siebie, swoje zakłamanie…
“Czy to na pewno byłem ja?” Napił się wody, bo czuł, że kręci mu się w głowie.
Za oknem świtało. Założył szlafrok i wyszedł do ogrodu. Jak na tak wczesny majowy poranek było ciepło. Słychać było pojedyncze głosy ptaków. Czysta, świeża zieleń trawy, liści, cisza, spokój panujący jeszcze dookoła, uspokoiły trochę jego rozszalałe myśli.
Usiadł na ławeczce i nagle w jego głowie pojawiło się pytanie : kim byłbym dzisiaj, jak wyglądałoby moje życie, gdybym nie spotkał Uli, gdyby nie dostrzegła we mnie tego, czego nawet ja sam już nie widziałem, gdyby nie była przy mnie, mimo wszystko, zawsze, kiedy jej potrzebowałam, gdybym w końcu nie zrozumiał nad Wisłą, kiedy tak się o nią bałem, że to, co od jakiegoś czasu działo się ze mną, gdy była obok i, gdy jej nie było też, że to wszystko ma swoją nazwę, że to jest miłość, że spotkało mnie coś niebywale pięknego…
Co by było panie Dobrzański? Pewnie wziąłbym ślub z Pauliną, wyreżyserowany przez nią w najdrobniejszym szczególe. Może mielibyśmy już dziecko? Ciekawe, co byłoby pierwsze – Aleks, czy Antonina? Mieszkalibyśmy w zimnym, z braku zrozumienia i miłości domu, To cholera, wredne, ale pewnie nadal. bym ją zdradzał, instynktownie poszukując prawdziwego uczucia…
Na samą myśl o tym wstrząsnął się. Dobrze, że czuwał nade mną jakiś Anioł Stróż – pomyślał.
Zerwał tulipana z pobliskiej rabatki. Piękna odmiana. Karminowa czerwień, długi, wysmukły kielich z minimalnie rozchylającymi się ku górze płatkami. Wrócił do domu. Ula nadal. spokojnie spała. Przyglądał się jej. Delikatnie pocałował w czoło. Nie wyobrażał sobie życia bez niej. Już nie.
Przeciągnęła się nagle, leniwie i uśmiechnęła na widok jego oczu wpatrzonych w siebie.
- Już nie śpisz?
- Nie – sięgnął ze stolika zerwany kwiat i położył przed nią na kołdrze. – To na dzień dobry.
- Dziękuję. Jest piękny. Już trzeba wstawać?
- Nie, jeszcze wcześnie. Pośpij sobie jeszcze.
- A ty?
- A ja… – dzwonek telefonu, który Marek zapomniał wyciszyć, brutalnie wdarł się w poranną ciszę.- … a ja odbiorę telefon. Seba.
- Stary, wiesz, która jest godzina? Co się stało?
- Nnnniicc się nie staaało – wybełkotał Sebastian.
- Acha i dlatego dzwonisz do mnie o piątej rano? Gdzie się tak upiłeś, że trudno cię zrozumieć?
- Nie jestem pijany.
- Świetnie, ale może w takim razie idź do domu i się prześpij.
- Ja już nie mam domu. Nic już nie mam.
- Stary, co ty pieprzysz?
- Prawdę mówię. Viola mnie nie chce, dzieci nie będziemy mieli przeze mnie. A ja chcę, rozumiesz? Chcę.
- Seba, gdzie ty jesteś?
- W jakimś parku.
- Weź taksówkę i przyjedź do nas. Pogadamy.
- Nie ma o czym, Marek. Nie ma o czym.
- Przyjeżdżaj tu natychmiast.
- A Ulka?
- Co Ulka? Mamy dom i ogród. Jest gdzie rozmawiać, żeby jej nie przeszkadzać. Będziesz, czy mam po ciebie przyjechać?
- Będę, tylko znajdę jakąś taksówkę.

Marek wrócił do sypialni. Ula nie spała.
- Co się stało?
- Nie mam pojęcia. Był kompletnie pijany. Coś opowiadał, że nic już nie ma, ani Violi, ani domu, bo nie może mieć dzieci. Niewiele z tego zrozumiałem Kazałem mu wziąć taksówkę i przyjechać tutaj. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu?
- Naturalnie, że nie. Coś się tam pewnie wydarzyło. Nie powinien być teraz sam.

Trochę trwało, nim dotarł do nich, ale kiedy wysiadał z taksówki, wyglądało na to, że zdążył trochę przetrzeźwieć. Marek zabrał go do kuchni i postawił szklankę z “przewracaczem trzeźwości”, jak to kiedyś Ulka nazwała.
- No, to dawaj, stary. Co jest? Zrobić ci kawy?
Kiwnął głową, więc Marek włączył ekspres.
- Mówiłem ci. Nie mogę mieć dzieci, a Violka chce. I ja też. Wszystko się skończyło. Rozumiesz? Ona mnie zostawi.
- Co ty gadasz? Skąd o tym wiesz? Robiłeś jakieś badania?
- Viola robiła i z nią wszystko w porządku. Reszta chyba jest jasna, nie?
- Nic nie jest jasne, dopóki tego nie potwierdzi lekarz. Rozmawiałeś z nią o tym? Czy tak po prostu polazłeś w długą, żeby zapić problem?
- Ty nie bądź taki cwany. Nie wiesz, jak to jest.
- Ty też jeszcze nic nie wiesz, oprócz tego, co sam wymyśliłeś. Rozmawiałeś z nią, czy nie?
-Tak. Powiedziała, żebym też się przebadał, dopiero wtedy będziemy myśleć, co dalej.
- No to wyjątkowo mądrze powiedziała i tym bardziej nie rozumiem…
- Czego nie rozumiesz? No czego?
- Czemu nie pójdziesz zrobić badań, baranie. Przecież przyczyn może być wiele.
- Jasne. Nie będę robił żadnych badań, nie będę łaził do żadnych lekarzy, nie będę się upokarzał, ośmieszał…
Marek jeszcze nigdy nie widział go w takim stanie. To Seba zawsze miał pomysły. Fakt, nie zawsze mądre, ale się nie poddawał. Wydawało się, że zwłaszcza w desperacji, zawsze idzie na całość. Tymczasem teraz, siedział przed nim, niczym kupka nieszczęścia, zrezygnowany, załamany, pijany, w rozchełstanej koszuli i…. płakał. Nadmiar alkoholu najwyraźniej nie pomógł mu w rozwiązaniu problemu.
Marek uznał, że ta rozmowa nie ma sensu. Zaprowadził go do gościnnego pokoju, rozłożył kanapę, przyniósł koc i poduszkę i kazał mu się przespać. Pogadają, jak wytrzeźwieje.
Wrócił do kuchni, gdzie już krzątała się Ula.
- Co z nim?
Marek opowiedział pokrótce o tym, co usłyszał.
- To jakaś bzdura. Jak można wyciągać takie wnioski tylko na podstawie domysłów? Musi zrobić te badania i koniec, chociaż myślę, że one niczego złego nie wykażą. Ile oni starają się o dziecko? Pół roku? Może trochę więcej. To tak długo, żeby popadać w taką histerię? Postaram się wybadać Violę. Może ona powie coś bardziej sensownego.

W firmie też, jakby nerwowo od samego rana. Pshemko ma atak szaleństwa, bo nadal. Nie dotarły próbki materiałów, a trzeba szyć, szyć, szyć… Ania pomstuje na informatyka, bo padł jej komputer, pilne sprawozdania czekają, a on mówi, że dopiero za dwie godziny będzie wolny. “Krajobraz po bitwie” uzupełnia Viola, z oczami czerwonymi, jak u królika. Płakała. Ula już nawet wie, dlaczego. Marek, w tym całym zamieszaniu zapomniał, że ma spotkanie na mieście i popędził na nie w ostatniej chwili..
Taki piękny, słoneczny, ciepły dzień, a tu wszystko się wali.
Ula już miała wyjść, żeby uspokoić mistrza, gdy zadzwonił telefon. Kobiecy głos w słuchawce.
- Dzień dobry. Z prezesem poproszę.
- Słucham.
- Proszę pani, nie z sekretarką prezesa, tylko z prezesem, Markiem Dobrzańskim.
- Słucham. Urszula Dobrzańska. Jestem prezesem.
Po drugiej stronie na moment zapanowała cisza.
- Przepraszam. Nie wiedziałam, że Marek już nie jest… Nie przedstawiłam się. Joanna Witecka. A pani powiedziała… Dobrzańska?
- Tak. Jestem żoną Marka. Nie ma go w tej chwili. Ma spotkanie na mieście. Czy coś przekazać?
- Nnnniee. Proszę mu tylko powiedzieć że dzwoniłam. Pracowałam tam kiedyś i myślałam, że pogadamy. Ale trudno. Dowidzenia.
Zanim Ula zdążyła cokolwiek powiedzieć, usłyszała w słuchawce sygnał. Połączenie zostało przerwane.
Kto to był? Poczuła jakiś niepokój. Czyżby Marek powrócił do dawnych przyzwyczajeń.? Nonsens. Przecież cały czas spędzamy razem. Pewnie naprawdę tu pracowała i chciała pogadać po starej znajomości. Wyglądało, jakby długo jej tu nie było, skoro nie wiedziała, że Marek już nie jest prezesem, że ma żonę… Nie, nie będzie niczego wymyślać. Marek wróci i wszystko się wyjaśni.. Trzeba porozmawiać z Violettą. Zawołała ją do siebie.
- Viola, co się dzieje? Dlaczego płakałaś? Jeśli martwisz się o Sebę, to niepotrzebnie. Śpi spokojnie u nas . I trzeźwieje.
- Co ty mówisz? On jest u was? A ja od zmysłów odchodzę, że coś mu się stało, że szlaja się gdzieś z jakimiś…. Wrr
- Trochę za dużo wypił, ale nic mu nie jest.. Viola, może nie powinnam pytać, bo to jednak bardzo prywatna sprawa, ale powiesz mi, o co chodzi z tym, że Seba nie może mieć dzieci?
Na te słowa Viola znowu zaczęła płakać.
- No o co chodzi – lata lecą, to kiedy mamy mieć dzieci. Oboje stwierdziliśmy, że teraz. I staramy się ,staramy i nic. Pomyślałam więc, że może ze mną coś nie tak, jak z siostrą Gośki Poznachowskiej. Oni się przez sześć lat starali i dopiero wtedy się okazało, że ona nie może, bo… nieważne. Więc poszłam do lekarza, skierował mnie na badania i wyszło, że wszystko ze mną w porządku. No to co byś pomyślała, no co?
- Hmm., pomyślałabym, że pół roku, to może być za krótko? Że może trzeba iść razem do jakiegoś specjalisty? Może to jakaś psychiczna bariera?
- No widzisz, to ja też tak pomyślałam. Może nie dokładnie, ale prawie.. Ale powiedziałam też Sebulkowi, żeby również zrobił badanie i wtedy będziemy wiedzieli, co dalej. A on się uparł, że na żadne badania nie pójdzie…
Viola mówiła i mówiła, nie szczędząc Uli szczegółów. Czasem tylko ocierała łzy, które pojawiały się na wspomnienie jakiejś sceny. W końcu obiecała, że porozmawia z Sebą spokojnie i zapewni go też, że cokolwiek by się nie działo, ona nie zamierza go zostawiać, bo go kocha.
Po całej rozmowie, Ula poczuła się zmęczona. Trochę nie dziwiła się Olszańskim, bo w takiej sytuacji, oni z Markiem też pewnie by się martwili. Na znak tego, że nie mają powodów, maleństwo przez kilka minut “boksowało” mamę, próbując pewnie znaleźć dogodną pozycję..
Teraz przypomniała sobie, że przecież miała iść do Pshemko. Już miala wychodzić, kiedy wszedł Marek. Uśmiechnięty, bo wszystko pomyślnie załatwił. Butik ruszy zgodnie z planem. Cmoknął żonę w nos i rozsiadł się na kanapie..
- Marek? Kim jest Joanna Witecka?
- Kto?
- Joanna Witecka. Dzwoniła, chciała rozmawiać z prezesem, ale nie wiedziała, że już nim nie jesteś.
- Aaaa – ewidentnie nadrabiał miną, chcąc ukryć zaskoczenia i podenerwowanie – Joanna Witecka, kochanie, była moją sekretarką tuż przed tym, zanim ty pojawiłaś się w firmie.
Ania, która na chwilę poprosiła Ulę do sekretariatu, niechcący dała mu czas na pozbieranie myśli. Joaśka? Czego ona chciała? Po tylu latach? . Fakt, że to jej odejście odbiło się szerokim echem w firmie. Wszyscy wiedzieli, że mieli romans, ale kiedy dowiedziała się Paulina, bomba pękła. Kazała mu natychmiast ją zwolnić. Spotykali się jeszcze jakiś czas poza firmą, naturalnie. Podobała mu się, ale nie na tyle, żeby zostawiać dla niej Paulę. Potrafiła być nieobliczalna, więc zerwał z nią, póki sprawy nie zaszły jeszcze dalej. Wydzwaniała. Zmienił komórkę. Potem pojechali z Paulą na wakacje do Włoch, a kiedy wrócili, dotarło do niego, że wyjechała do rodziny do Niemiec i nigdy więcej o niej nie słyszał. Aż do dzisiaj. Była, jak cień z przeszłości i chyba nie chciał wtajemniczać Uli w tę sprawę. Nie chciał jej ranić choć to przecież tylko wyblakłe wspomnienia.

3 komentarze:

  1. super, ale trochę więcej czułości [ Marek i Ula ] Ogólnie to OK . ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Strasznie mi się podoba i jak dla mnie, za pana Jaska powinnaś wprowadzić się wcześniej :P Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Super;) mam nadzeję że Joaśka nie namiesza w życiu Dobrzańskich, z niecierpiwościa czekam na C.D.

    OdpowiedzUsuń